sobota, 13 czerwca 2015

Serce w klatce 5



     Law westchnął zrezygnowany, starając się mieć rozluźnioną rękę. Ostre światło lampy lekko go oślepiało.
     - Skąd wy bierzecie na to energię? - Zapytał zmęczony i zmarszczył brwi, czując delikatne kłucie i nieprzespaną noc. Przyglądał się opanowanej dłoni Hawkinsa. Nie rozumiał, jak codziennie ta zgraja może biegać do klubu, pić do rana i jeszcze trzymać się następnego dnia na nogach oraz prowadzić interesy. Jemu początki nieźle dały w kość. Jego i tak wyraźne cienie pod oczami, oznaczały się jeszcze bardziej niż kiedyś, po ostatnich wypadach do miasta.
     - To część naszej pracy - Powiedział obojętnie, blady jak kość słoniowa mężczyzna, skupiając się na dłoniach młodego lekarza. Z namaszczeniem przesuwał igłę po ciemnej skórze chłopaka, nie pomijając żadnego szczegółu. W pomieszczeniu rozbrzmiewało ciche brzęczenie maszynki.
Trafalgar z zafascynowaniem podziwiał swoje nowe wzory na rękach. Nie musieli go do nich długo namawiać. Po prostu usiadł na fotel, nie mogąc się wręcz opanować. Chęć posiadania tatuaży była silniejsza niż jego zdrowy rozsądek. Wybierając ich formę, zaakceptował je całkowicie, czując jakby się z nimi urodził. Były tylko jego, stworzone na szybko w tej ciemnej piwnicy. Była to ostatnio kolejna jego spontaniczna decyzja, której nie potrafił żałować. Przebywając wśród tej zwariowanej grupy, poczuł się dziwnie… wolny i beztroski. Codziennie doświadczał nowych wrażeń i odkrywał coraz to większą swobodę. Nie miał nikogo, ani nic nad sobą, co określałoby dokładnie jak ma żyć i po co. Mógł sam dokonywać wyborów, nie musząc martwić się o ich słuszność, bo w tym świecie nic się ze sobą nie wykluczało.  Nie musiał do tego bezpośrednio uczestniczyć w obradach dotyczących transakcji i pracy w tej branży, bo jego rola ograniczała się jedynie do funkcji ich lekarza. Miał przez to mało obowiązków, bo jeszcze nic niebezpiecznego się nie działo, by mógł się wykazać. Przez to, że był trochę od tego odsunięty, nie czuł, że robi coś wykraczającego poza prawo. Nie sądził, że kryminalny świat z bliska może okazać się o wiele prostszy, niż jego dotychczasowe życie.
No i miał coś, o czym do tej pory mógł sobie jedynie pomarzyć – własny gabinet.
     Gdy pierwszy raz go ujrzał, ze śmiechem użył stwierdzenia, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Było w nim wszystko, czego mógł zapragnąć. Narzędzia, nici,  bandaże, profesjonalny stół, fotel, podstawowa aparatura… Miejsce jego marzeń. Całkowicie do jego dyspozycji. Przed nikim by się do tego nie przyznał, ale naprawdę zrobił na nim wrażenie. Dalej ciężko mu przychodziło, że tutaj wszystko jest naprawdę proste. Do tego zaczął sobie uświadamiać, że być może istnieją inne sposoby na bycie szczęśliwym i może osiągnąć swoje marzenia w odmienny sposób, niż do tej pory planował.
     Jak na razie interesy przebiegały pomyślnie i bez komplikacji. Miał nadmiar wolnego czasu no i co wieczór wyciągali go do ich stałego klubu, gdzie zawierali układy i poznawali nowych klientów. Razem z nimi co noc, kosztował alkoholu i bawił się do rana, omijając jednak szerokim łukiem narkotyki. Pierwsza próba całkowicie zniechęciła go do kolejnych i mimo szyderczych komentarzy, nie dał się złamać. Przynajmniej dobrze się bawił obserwując resztę, która momentami naprawdę przesadzała. Nie przejmował się tym jednak ponieważ tak jak oni nie czepiali się jego, tak on nie zaczepiał ich. Pasowało mu to całkowicie.
     Razem z rosnącą beztroską, zaczął odkładać na bok swój wcześniejszy plan oraz zemstę na wuju. Czarna walizka dalej leżała w kącie, nie ruszona od początku jego przybycia. Gdzieś dręczyła go w jego podświadomości, lecz był zbyt zaaferowany  tym, co się wokół niego działo, by poświęcić jej czas.
     - No nieźle poszalałeś! - Z rozmyślań Trafalgara wyrwał go donośny głos Kida, który wparował do pomieszczenia jak strzała i podchodząc do mężczyzn, pochylił się nad wytatuowanymi rękami. – Nie sądziłem, że weźmie cię na aż tyle dziar! - Zaśmiał się, zawieszając pożądliwy wzrok na obu przedramionach czarnowłosego i dłoniach - Kiedy kończycie? Mam sprawę do chirurga - Mrugnął znacząco do niepocieszonego tym faktem chłopaka, który lekko się wzdrygnął.
     - Nie poganiaj mnie - Hawkins wypełniał czarnym tuszem ostatnią literkę na kciuku - Po za tym, zasłaniasz mi światło.
     - Cały dzień już tutaj siedzicie, a ja nie mam rąk do pracy - Kid sięgnął po jedno z krzeseł i usiadł na nim okrakiem, przewieszając ramiona o oparcie - Wszyscy już mają zadania i nie mam kogo wysłać po forsę.
     - To jedź sam - Truposz nie przerywał pracy, delikatnie obracając w palcach dłoń lekarza.
     - Chciałem, żeby żółtodziób trochę popracował, bo chyba mu się nudzi - Wyszczerzył się do ponurego Law’a.
     - Nie moja wina, że nikt was jeszcze nie postrzelił ani nie pokroił - Powiedział, próbując utrzymać kontakt wzrokowy z szefem. Zauważył, że przychodzi mu to z lekkim trudem. Po pierwszym wieczorze w klubie zaczął odczuwać dziwną presję i napięcie  przebywając z Eustassem sam na sam.
     - Gotowe - Hawkins odsunął się od Trafalgara i obejrzał swoje dzieło, ocierając pot ze swojego gładkiego czoła.
     - Cały dzień, żeby zrobić kilka kółek ze wzorkami…- Kid westchnął, teatralnie udając znudzonego, starając się ukryć, jak bardzo tatuaże dodały młodemu lekarzowi seksapilu. Przygryzł wargę, przejeżdżając wzrokiem po ciele chłopaka i jego nowemu atutowi.
     Law z zachwytem podziwiał swoje dłonie. Mimo, że wzór nie wyglądał na trudny, w rzeczywistości wiedział, że zrobić tak idealny owal i koło, wcale nie było prostą sprawą. Wszystko było równe i idealnie ulokowane na skórze. Gdy obracał ręce, wzory się nie przemieszczały, przez co dalej miały swój idealny kształt. Do tego pokerzysta zrobił to bez jakiegokolwiek wcześniej przygotowania, dlatego tym bardziej miał jego uznanie. Nawet literki na palcach świetnie się prezentowały. Chłopak nie chciał od niego żadnej zapłaty, przez co czuł się niezręcznie. Poświęcił mu prawie cały dzień i nic nie chciał w zamian. Law postanowił się zastanowić, jak mu się odwdzięczy. Na koniec owinął jego nowe dziary folią by przypadkiem nigdzie nimi nie zaczepił.
     - Dobra, koniec tego dobrego, jedziemy! - Kid chwycił czarnowłosego za kaptur jego żółtej bluzy i pociągnął do wyjścia.
     - Ale… - Law nie chciał, ale Eustass zupełnie go nie słuchał, tylko wyprowadził na zewnątrz, zupełnie ignorując Hawkinsa.
     - Czy wszędzie trzeba brać cię siłą? - Zaśmiał się czerwonowłosy, prowadząc go do auta.
     Trafalgar się skrzywił i wyrwał zarumieniony. Miał nadzieję, że w tym nikłym świetle nie było to widoczne.
     - Długo nam to zajmie? - Zapytał, mając nadzieję, że szybko wrócą. Nie miał ochoty szlajać się po mieście z nowymi tatuażami. Starał się nie otrzeć o brudną ścianę korytarza. Wzdrygnął się, gdy pomyślał o różnorodności patogenów, które mogły zamieszkiwać tą wilgotną i brudną piwnicę.
     - A śpieszy ci się gdzieś? - Wyszczerzył się w demonicznym uśmiechu, gdy wyszli w mrok nocy.



     - Otwórz.
     - Dlaczego?
     - Zobaczysz.
     Law uchylił wieko walizki i wciągnął głośno powietrze. Miał na swoich kolanach kilkadziesiąt plików zwiniętych banknotów. W ogóle nie próbował tego liczyć w obawie, że jego mózg tego nie wytrzyma. Szybko opuścił ręce i usłyszał śmiech Kida.
     - Jasny gwint - Uśmiechnął się również, wyobrażając sobie, co można za to kupić. Niespodziewanie się spocił, nerwowo gładząc futerał i rozglądając po okolicy w wypatrywaniu zagrożenia.
     - Kurwa, trzeba to uczcić! - Eustass zmienił niespodziewanie trasę, oddalając się od miasta.
     - Dokąd jedziemy? - Czarnowłosy wolałby wrócić od razu do kryjówki. Taka ilość gotówki nie dawała mu ani grama bezpieczeństwa.
     - W całkiem fajne miejsce - Pomachał tajemniczo brwiami.
     Zaczęli wjeżdżać pod górę. Droga prowadziła kręto na szczyt niewielkiego wzniesienia. Gdy znaleźli się na samym jego szczycie, Kid zjechał na szeroki parking, i zgasił silnik. Po chwili sięgnął do tyłu i wyciągnął dwie puszki z piwem, po czym wysiadł z auta. Law również to zrobił, zostawiając pieniądze na siedzeniu i zachwycił się widokiem ze wzgórza, trochę się rozluźniając. Było z niego widać całe miasto, rozświetlone nocnymi lampami. Eustass oparł się o maskę samochodu, który zaparkował dokładnie metr od barierki, dzielącej ich z przepaścią. Z sykiem otworzył puszkę napoju, a drugą podał Law’owi.
     - Nie widzisz co mam na rękach?- Zadał retoryczne pytanie podirytowany i zajął miejsce obok.- Nie mogę pić, z resztą ty też nie powinieneś. Jak potem wrócimy?
     - Za dużo się przejmujesz. Wyluzuj trochę i pij! - Czerwonowłosy go zignorował i wziął kilka porządnych łyków - Rany, jak ja miałem na to ochotę!
     Stali tak chwilę nie odzywając się do siebie. Law stwierdził właściwie, że już mu wszystko jedno i jednocześnie poczuł dziwny spokój. Światła miasta go zahipnotyzowały i stwierdził, że mógłby już tutaj pozostać, wiekami się w nie wpatrując. Nigdy nie wracać do problemów, na zawsze dryfować na dnie, nie czując bólu wypychającego go na powierzchnię rzeczywistości. Zapomnieć o skręcających wnętrzności niezamkniętych sprawach.
     - Czemu zacząłeś się tym zajmować? - Zapytał niespodziewanie, przerywając ciszę.
     - A czemu nie? - Zaśmiał się czerwonowłosy - Kim innym miałbym być?
     - Nie wiem… Kimś normalnym? - Zapytał od niechcenia, obracając swoją puszkę w rękach.
     - Hah! Normalnym?! Nie chcę być normalny w tym nienormalnym świecie! - Powiedział rozkładając ręce, próbując objąć niebo – Teraz mogę być kim chcę!
      - I tym kimś chcesz być już zawsze? - Trafalgar zastanawiał się, czy on też by tak potrafił do końca życia. Spojrzał w jego stronę. Coś w oczach Eustassa go przyciągnęło, po wypowiedzeniu tych słów.
     - Zadajesz wiele kłopotliwych pytań - Chłopak wypił wszystko do końca i wyrzucił puszkę w przepaść. Zagwizdał i położył się na masce samochodu, podpierając głowę na rękach.
     - Po prostu jestem ciekawy - Nieświadomie zawiesił oko na torsie chłopaka i podążając w górę, przez przypadek spotkał też jego przeszywające spojrzenie wymalowanych oczu, przez które musiał odwrócić od niego wzrok. Gorąco wpełzło do jego żołądka. Nie rozumiał, co go tak peszy. Wyzywający wygląd Eustassa dawno przestał go dziwić, więc nie wiedział, co ciągle go w nim przyciąga.
     - A jak to jest z tobą, panie chirurgu? - Zapytał, molestując perfidnie wzrokiem przyjaciela, wpatrując się w jego przystojny profil.
     Law zastanawiał się nad odpowiedzią. Spojrzał w rozgwieżdżone niebo nad sobą i westchnął.
     - Jeszcze nie wiem - Nie był w nastroju na rozmyślania dotyczące własnej osoby.
     - Każdy ma jakiś powód. Każdy trafia tutaj szukając swojego imienia, miejsca… Zraniony przez życie i bliskich ludzi, którzy okazują się nagle gorsi od śmieci. Niektórzy się odnajdują, inni trafiają w jeszcze większe bagno.
      Trafalgara zaskoczyła ta wypowiedź. Spojrzał z powrotem na kolegę, który również jak on, szukał czegoś w srebrnych punktach nad sobą. Kiedy trafił to tego świata, miał o nim zupełnie inne mniemanie, które z czasem powoli się zmieniało, ukazując mu zupełnie inną osobę. Eustass Kid zaczął go prześladować, zaskakując coraz to nową informacją na swój temat. Przez to się zastanawiał, jaki w końcu ma do niego stosunek. Jego zamyślona, poważna twarz, którą widział u niego pierwszy raz pokazała mu, że i on musiał przejść przez swoje własne piekło. Z jakiegoś powodu go to przyciągało, jednak nie mógł dojść do wniosku, czy w końcu lubi tego kolesia, czy jednak nie.
     - Ty się chyba odnalazłeś, co? - Law uśmiechnął się, czując nagle, że być może łączy ich więcej, niż mógł wcześniej przypuszczać.
     - To jest mój świat, jak nic! - Kid usiadł na powrót, przysuwając się niby przypadkiem do chłopaka i wyrwał mu jego piwo - Nie mogę patrzeć jak się marnuje! - Powiedział, otwierając je z sykiem - Zdrowie udanych interesów! - Wypił duszkiem kolejną porcję alkoholu. Potem chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął swoje wymalowane usta i przyjrzał dokładniej przyjacielowi, który był teraz bardzo blisko niego.
     Law czuł na sobie jego wręcz napastujący wzrok. W końcu odwzajemnił go, zastanawiając się, o czym tamten myśli i dlaczego ciągle robi w jego kierunku takie… rzeczy. Świadomość tego, że w jego upodobaniu są mężczyźni nie pomagała mu w ogóle i wiedział, iż normalnym jest, że czuje się w jego towarzystwie niezręcznie. Mógł jednak unikać tych spotkań i kontaktu jeśli chciał, ale tego nie robił, co powinno go niepokoić bardziej.
     - Co? - Zapytał, gdy zaczęło się robić niezręcznie i gdy tamten nie ustępował.
     Chwila ciszy. Kid wyszczerzył się wrednie i zbliżył swoją twarz do jego. Law przełknął ślinę, zaskoczony. Jeszcze przed chwilą wszystko wydawało mu się normalne. Było to dla niego zdecydowanie za blisko, jak na stosunki koleżeńskie.
     - Chcesz się lizać? - zapytał nagle bez krzty wstydu. Napawał się po chwili purpurą policzków chłopaka i pociągnął kolejny łyk piwa, próbując nie zacząć się chichrać.
     - Chyba cię pojebało - Law buchnął nerwowym śmiechem i odwrócił wzrok, by ukryć zawstydzenie. Zareagował w panice, odruchowo. Odsunął się na bezpieczną odległość i podrapał po karku z zakłopotaniem. Musiał się uspokoić, więc przyjął swoją codzienną pozę i wymuszając powagę, odkaszlnął doprowadzając się do porządku – Takie żarty są słabo śmieszne – Powiedział, wpatrując się w swoje trampki i mając nadzieję, że ta krępująca sytuacja zaraz dobiegnie końca. Zupełnie nie wiedział co z Eustassa wstąpiło i lekko spanikował.
     - Mówię poważnie. Podobasz mi się – Kid zeskoczył na ziemię i opierając swoje obie ręce po obu stronach bioder Lawa, przyszpilił go do maski.
     O kurwa, pomyślał Law
     - Co ty robisz? - zapytał chłodno. Nie chciał się zdradzić. Poczuł jak narasta w nim oburzenie, wściekłość i w pewnym stopniu bezradność. Wiedział, że nie jest na tyle silny, by się przeciwstawić Eustassowi, przez co ogarnął go lęk i niepokój. Po tej nonsensownej deklaracji dziwne dreszcze przebiegły po jego ciele, wywołując niekontrolowane drgawki i drżenie głosu - Odsuń się - próbował odepchnąć chłopaka, ale nic to nie dało.
     Pragnął go. Law widział to w jego oczach. Poczuł narastającą panikę i dziwny ucisk w żołądku i podbrzuszu. Zrobiło mu się duszno z nerwów. Eustassowi zaczęły puszczać hamulce, a nie był typem osoby, która sobie czegoś odmawia lub nie dostaje tego, czego chce. Nie zważał nawet na to, co sobie Trafalgar pomyśli.
     - Chce się z tobą pieprzyć, tu na samochodzie, do samego rana, aż nie obudzi nas słońce - Powiedział szeptem, intensywnie patrząc mu w oczy i oblizał wargi.
      Lawowi zabrakło tchu. Usta chłopaka były tak blisko jego, że czuł na skórze jego przesiąknięty alkoholem oddech. Nie rozumiał dlaczego tamten tak go naciska, zwłaszcza, że myślał, iż jego partnerem od tych spraw jest Killer, czego był świadkiem pierwszego dnia w klubie. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo teraz niepokoiło go coś innego, a mianowicie jego bijące jak szalone serce. Pod wpływem emocji, dostał zastrzyku siły i używając nóg, udało mu się odsunąć Kida na bezpieczną odległość, popychając go w stronę balustrady.
     - Jeszcze jeden taki ruch, czy słowo, a wykopię cię za barierkę! - Krzyknął w obronie, oddychając szybko.
     - Rany, rany… - Eustass uniósł dłonie w geście poddania - Ale z ciebie niedotykalska sztuka - nie przestawał się uśmiechać, zupełnie nie robiąc sobie nic z gróźb, rozbawiony tą spłoszoną reakcją.
     - Ostrzegam!
     - Dobrze, dzisiaj powiedzmy, że ci daruję - Odsunął się powoli, opanowując się tylko dlatego, że nie miał ochoty brać go siłą – Ale co będziemy robić do rana? Przecież nie mogę prowadzić, jestem po dwóch piwach…
     Law nie czuł się w jego obecności bezpiecznie, nawet, jeśli tamten odpuścił. Rzeczywiście sytuacja była głupia, ale za nic w świecie nie chciał być tu dłużej. Gdyby nie to, że do miasta było daleko, ruszyłby z buta, ale zdecydowanie wolał się nie wygłupiać już bardziej.
     - Ja poprowadzę, to chyba nie jest takie trudne - Powiedział i ruszył do drzwi auta, próbując ukryć zakłopotanie i zmieszanie wcześniejszą sytuacją.
     - Chcesz mi powiedzieć, że nigdy wcześniej nie jeździłeś?! - Kid chwycił się za brzuch - Chcesz nas zabić?
     - Dam radę!



     - No i zarysował mi, skurwiel, cały bok! Hyk! – Eustass rozlał pół swojego kufla, gdy demonstracyjnie nim machnął.
     - Kurwa, Kid! – Apoo odskoczył, gdy pół jego spodni zostało brutalnie zaatakowanych alkoholem - Może odpuść już sobie dzisiaj, co?
     - Masz do mnie jakiś problem?!
     - Rany… Łeb mi pęka… - Zajęczała dziewczyna. Ostra muzyka i wirujące światła sprawiały, że zaczęło jej się kręcić w głowie - Powiedz, że masz ze sobą coś przeciwbólowego? - Zapytała Lawa, który siedział ponury koło niej.
     - Tobie już starczy jakichkolwiek prochów - powiedział chłodno.
     - Jesteś lekarzem do cholery, nie moją matką! - Krzyknęła i walnęła go w ramię.
     - Mam sprawę do ciebie - Powiedział nagle, na co dziewczyna się oburzyła.
     - Sorry, ale nie jesteś w moim typie - Wróciła do swojego drinka.
     - I vive versa, chodzi mi o znalezienie kogoś, kto specjalizuje się w otwieraniu skomplikowanych zamków.
     - Hm… – Zamyśliła się chwilę i zamieszała owoce w czerwonym płynie swoją słomką – Znam takiego jednego gościa…  Ale po co ci do niego namiary?
     - Prywatny interes.
     - Jak ty mnie wkurzasz! - Od razu chwyciła się za pulsującą głowę - Dobra, niech stracę, jutro poszukam ci numeru, ale teraz daj mi spokój… - Położyła się na stole i zakryła uszy rękami. Po chwili zaczęła pochrapywać.
     Trafalgar nie mógł uwierzyć, że potrafiła zasnąć w takim hałasie. Rozejrzał się dookoła i upił kolejny łyk piwa. Wszyscy już byli nieźle wstawieni i nie zwracali na niego najmniejszej uwagi. Zacisnął palce na kuflu, gdy jego wzrok powędrował do Killera. Zastanawiał się, jaki wyraz ma jego twarz i czy w tym momencie go obserwuje?  Miał wrażenie, że ma go częściej na oku, niż wcześniej… Zwłaszcza po tym wypadzie z Kidem… Jego chłodne opanowanie i maska nie pozwalały mu przejrzeć tego tajemniczego człowieka.
     Co mnie on obchodzi… Law obracał szklankę. Czuł się źle. To nie był jego świat. Postanowił załatwić, co planował i wyrwać się z tego jak najprędzej. Zwłaszcza, że wzrok Eustassa znowu na nim spoczął i wykręcał mu wnętrzności.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz