sobota, 13 czerwca 2015

Serce w klatce 10



     Mgła językami leniwie przesuwała się po tafli jeziora, które odbijało promienie górującego nad szczytami słońca. Law słuchał ciszy jeszcze chwilę, zanim zdecydował się wyswobodzić z ciepłych objęć Kida i sięgnąć po leżące w kącie spodnie. Stąpał ostrożnie, starając się nie wywoływać skrzypienia drewnianych desek, choć na niewiele się to zdało. Miał jednak szczęście, bo czerwonowłosy spał twardo, pogrążony w głębokim śnie.
     Skompletował resztę garderoby i najciszej jak potrafił, zabrał z przedpokoju teczkę, zakładając jednocześnie buty i kurtkę. Skrzywił się, gdy drzwi frontowe pisnęły nieprzyjemnie, więc wstrzymał oddech, nasłuchując. Gdy nic się jednak nie stało, w końcu opuścił dom, zachłystując świeżym i mroźnym powietrzem. Szedł szybkim krokiem w stronę pnących się ku niebu sosen, drżąc delikatnie na zmianę temperatury.
      Marszem rozgrzał się na tyle, by móc wyswobodzić z gryzącego szalika. Aktówka ciążyła mu niesamowicie, tak samo, jak wspomnienia poprzedniego wieczoru. Nie mógł uwierzyć, że dał zrobić sobie coś takiego. Nie potrafił przyznać, że tego żałuje, ale czuł się z tym dziwnie, zupełnie jakby obnażył jakąś część siebie, którą nigdy nie chciał się dzielić. Depcząc pożółkłe mchy, łamiąc gałązki i szeleszcząc liśćmi, rozpamiętywał każdy swój jęk i westchnienie, pogrążając się w coraz większym wstydzie. Naprawdę mu się to podobało i tym razem nawet nie próbował się bronić przed niekontrolowanym podnieceniem. Chciał tego, odkąd ten cholerny kretyn go pocałował. To było zbyt silne, by się temu nie poddać. Wiedział, że Kid złapał go w swoją klatkę, do której sam się praktycznie władował. Zastanawiał się, czy powinien z niej uciekać, ale tak właściwie, nawet nie próbował zgadywać, gdzie może znaleźć od niej klucz.
     Zmęczony, przysiadł na starym pniu drzewa, które powalone prawdopodobnie przez szaleńczą moc pioruna, runęło na ziemię już dawno temu, jednocząc się z podłożem.
     Musiał pobyć sam. Potrzebował tego. Chwilę się uspokajał, roztrzepując swoje włosy i próbując skupić na innym fakcie, który trzymał przed sobą. Już stanowczo za długo z tym zwlekał.
     W końcu się zdecydował. Wstrzymał oddech i podniósł czarne wieko.
     Otworzył zamkniętą do tej pory teczkę. Spodziewał się większej ilości papierów, ale się nie zraził, sięgając po pierwszą kartkę z brzegu i drżącymi rękami odczytując pierwsze słowa.
     Czytał dokładnie, nie chcąc ominąć żadnego zdania. Z początku niewiele rozumiał. Dokumenty dotyczyły zawieranych umów, przelewów, transakcji, dziwnego ciągu liczb i wydawały się zupełnie nieprzydatne, a nawet nieszkodliwe. Dopadała go coraz większa irytacja, gdy kartka za kartką spotykało go jedynie rozczarowanie. W końcu natrafił na coś ciekawego dotyczącego budowy fabryki gazu.
     Lustrował plany budynku i operacji o nazwie „SMILE” nie potrafiąc jednak dalej połączyć tego z czymkolwiek podejrzanym. Właściwie gdyby nie nazwisko jego wuja, w życiu by tego z nim nie powiązał. Nie rozumiał, skąd nagle Doflamingo wytrzasnął taki pomysł i dlaczego tak uporczywie go chronił. Nagle jednak zdał sobie z  czegoś sprawę.
     Zamarł, czytając jeszcze raz na temat lokalizacji złoży surowca, który miałby być pozyskiwany. Znajdowały się dokładnie… pod szpitalem jego rodziców.
     Pierwszy raz o tym słyszał. Pod budynkiem mieli praktycznie kopalnię złota. Dokumenty były nowe, najwyraźniej nikt o tym wcześniej nie wiedział, nawet rodzice. Oczywiście otworzenie fabryki wiązało się z likwidacją placówki, na którą jego ojciec poświęcił całe swoje życie i zniszczenia miejsca ważnego nie tylko już dla niego, ale dla całej masy innych ludzi, którzy z niego korzystali. Doflamingo jednak dzięki jego wyskoczeniu z testamentem dowiedział się, że nici z jego planu. Właściwie tamtego dnia sam wydał na siebie wyrok…
      Zemdliło go od tego wszystkiego.
      Był rozczarowany, że nic więcej nie znalazł. Miał nadzieję na obciążające dowody dotyczące czarnych interesów jego wuja, a nie same niezrealizowane plany. Domysły niczego nie załatwiały chyba, że dałoby się to podpiąć pod motyw zaplanowania na nim morderstwa. Gdyby udało mu się jeszcze załatwić zeznania pokojówki, która go wtedy ostrzegła… Czy to by wystarczyło? Może znalezione w teczce dokumenty też były więcej warte? Jednak w tym momencie nie potrafił nic więcej na ten temat powiedzieć.
      Po przejrzeniu wszystkiego jeszcze raz, opatulił się szczelniej kurtką, ubolewając nad beznadziejnością sytuacji. Odłożył wszystko na bok i podparł czoło na splecionych dłoniach. Był zmęczony.
     Nie chciał się poddawać. Poprzysiągł sobie, że odzyska własność rodziców za wszelką cenę. Dalej przecież ma testament. Doflamingo nie wykona żadnego ruchu, dopóki wie, że jeszcze żyje.  A przynajmniej taką mógł mieć nadzieję. Może jeszcze nie wszystko jest stracone?
     Zaczął spacerować po okolicy, pilnując jednak ścieżki. Dzień był piękny, a przyroda wokół skąpana w promieniach słońca wydawała się radosna i pełna życia. Nie ukoiło to jednak jego nerwów. Wiedział, że powinien już wracać, ale jakoś nie mógł się zebrać. Perspektywa ujrzenia znów złotych oczu jakoś go przerażała. Z jakiegoś powodu go to bolało i dalej zastanawiał się, co w tym momencie jest właściwe. Czy powinien tak bardzo skupiać się na tym przelotnym uczuciu, które zgaśnie wraz z zawitaniem pociągu na stacji końcowej? Nie miał podstaw by wierzyć, że przetrwa to dłużej zwłaszcza, że chodziło tutaj o Kida i o to, co zamierzał dalej zrobić. Nie chciał takiego życia i wkroczył w nie jedynie po to, by odzyskać to, co stracił. To miał być krótki epizod, który i tak trwał już zdecydowanie za długo. Szkoda tylko, że jego serce nie podzielało zdania rozsądku, któremu zdecydowanie bardziej ufał.
     Wychodząc z lasu, zapatrzył się na dolinę i samotne domki. Magia klimatu tym razem na niego nie podziałała. Droga upłynęła mu również zdecydowanie za szybko i gdy stanął przed frontowymi drzwiami drewnianej chatki, długo nie naciskał klamki, nie wiedząc, jak powinien się od teraz zachowywać.
     W środku nadal było cicho. Gdy nie zastał Eustassa na ziemi w salonie, zaczął się rozglądać po pomieszczeniach, rozcierając zmarznięte dłonie. Na parterze go nie było, więc wdrapał się po schodach na górę, wstrzymując się jeszcze z nawoływaniem. Usłyszał w końcu jakiś hałas i ujrzał Kida siedzącego na łóżku, majsterkującego przy czymś na szafce nocnej.
     - Hej… Byłem się przejść…- Zaczął nieśmiało i nagle zamarł, zdając sobie sprawę z tego, co jego przyjaciel robi.
     Blat stoliczka był pokryty białym proszkiem, ułożonym w równą kreskę. Czerwonowłosy zwijał właśnie kartkę w cienki rulonik i nie zwrócił na Lawa uwagi.
     - Co to jest? - Zapytał, choć dobrze wiedział - Przywiozłeś to ze sobą? - Czuł, jak rośnie w nim złość.
     - A co? Chcesz trochę? – Zapytał bezbarwnym głosem, nie patrząc na niego.
     - Przyjechaliśmy tu, żebyś to odstawił, nie kontynuował.
     Kid wciągnął pierwszą dawkę i przetarł podrażniony nos. Zupełnie zignorował chłopaka i jego oburzenie.
     Law zacisnął pięści. Zdawał sobie sprawę, że Eustass sam z siebie nie będzie w stanie mieć na tyle silnej woli, by zerwać z nałogiem zwłaszcza, że prawdopodobnie to trwało od dłuższego czasu, ale chociaż miał nadzieję, że sam tego chce. Trafalgar sięgnął do plecaka leżącego przy łóżku i przeraził się znalezioną w nim ilością narkotyków, co już całkowicie zburzyło wcześniejsze założenia wyjazdu. Przełknął ślinę, gorączkowo myśląc. Jego przyjaciel wyciągnął się odprężony na łóżku i zamknął oczy, napawając przyjemnym stanem odurzenia i spokoju po porannych drgawkach.
Law kierowany impulsem, zadając sobie sprawę z konsekwencji, wziął ostrożnie opakowania z białym proszkiem i zszedł na dół, korzystając z nieuwagi i beztroski Kida. Nie rozumiał, czemu mu tak zależy, ale nie chciał go widzieć ponownie w takim stanie, jak wcześniej. Wybiegł na zewnątrz z bijącym szalenie sercem i zjechał prawie po śliskich kamieniach, by zaraz znaleźć się na plaży i wskoczyć na niewielki pomost. Znajdując się przy krawędzi, zaczął rozrywać folie i gorączkowo wsypywał ich zawartość do jeziora, w duchu przepraszając ekologów i wszystkie zmutowane po tym zwierzęta.
    - Co ty wyprawiasz?! - Doszedł go krzyk z tarasu i widmo prawdopodobnej śmierci - Przestań! Mówię ci, przestań!
     Nie miał wyrzutów sumienia. Wiedział, że czeka go straszny tydzień, który będą okupowali bólem i krzykami z powodu odstawienia narkotyków, ale nie widział innego wyboru. Opróżnił całkowicie opakowania i wolnym krokiem zbliżał się do biegnącego w jego stronę, wściekłego Kida. Nie sądził, że ten rozszalały wzrok tak go zaboli. Stał jednak wyprostowany nad brzegiem i czekał na pierwszy cios, również przygotowując się do ataku.
     - Ty gnoju! Zajebie cię!
     Kid rzucił się na niego i powalił na piach. Zaczęli się szarpać, wtaczając częściowo do wody i dysząc wściekle. Trafalgar się bronił i nie pozostawał dłużny. Również był wściekły, a do tego dołączyły się emocje z poranka, które do tej pory tłumił. Okładali się równo, rzucając wyzwiskami i wyzwalając mordercze instynkty. Law dzielnie walczył, ale nie posiadał tyle krzepy co przeciwnik, dlatego szybko został przyparty do ziemi, ryjąc w nią policzkiem i plując piaskiem. Miał wrażenie że ucisk złamie mu zaraz ramię. Jęknął z bólu, dławiąc się własną krwią i drżąc z wściekłości. Szarpał się jednak dalej, nie mając dość i myśląc, że zaraz się udusi. Niespodziewanie jednak Kid go puścił i zaczął się drzeć na bogu ducha winną przestrzeń, rzucając kamieniami w taflę spokojnego jeziora.
     - Kurwa! Nienawidzę cię! Kurwa!
     Law przewrócił się na plecy i zaczął kaszleć, móc w końcu złapać oddech. Niebo było takie piękne i czyste. Ptaki ćwierkały, a Eustass krzyczał dalej dopóki nie zdarł gardła i bez sił usiadł na trawie, chowając głowę między drżące nogi, kołysząc się jak dziecko. Potem nastała cisza. Nie odzywali się do siebie długo, aż w końcu Law się podniósł, chwytając za spuchniętą szczękę. Pomimo tego poczuł się jednak lepiej. Całe napięcie go opuściło, choć bolało go odrzucenie jakie mu Kid zaserwował. Poczłapał do czerwonowłosego i trochę ryzykując, przysiadł się obok, mając gdzieś czy go odepchnie. O dziwo nic się takiego nie stało. Dalej siedzieli w milczeniu, czując ciepło swoich stykających się ramion. Trafalgar otarł rozwalony łuk brwiowy i syknął, mając nadzieję, że nie złapie żadnego syfa. Przynajmniej pocieszała go myśl, że odwdzięczył się za to całkiem ładnym, jak na niego, prawym sierpowym. Sytuacja jakoś się unormowała, choć milczenie było już stanowczo zbyt uciążliwe.
     - Myślisz, że stworzysz nowego Nessie? - Powiedział ponuro Kid, wpatrując się z żalem w rozerwane folie, pływające po wodzie.
     - Kto wie? - Chwycił płaski kamień i rzucił niedbale kaczkę, która odbiła się od tafli raptem tylko dwa razy.
     Zaczęli oboje się śmiać, rozluźniając panujące napięcie. Po chwili odczuli też dotkliwy chód zaserwowany przez mokre ubrania, co już całkowicie ich otrzeźwiło.
     - Wracajmy- Kid wstał pierwszy i wyciągnął do niego rękę w akcie pojednania. Law poczuł się nieswojo, gdy ją chwycił i skrzyżował wzrok z niepewnymi złotymi tęczówkami. Oboje wiedzieli, że przyszłe dni nie będą za ciekawe.
     Szli do domku nie puszczając swoich dłoni. Law ścisnął ją mocniej, bojąc się przyszłości.
     Kolejne dni były koszmarem.
     Eustass skręcał się w drgawkach i krzyczał. Pościel była mokra od jego potu, a Law powoli tracił cierpliwość. Zwracał większość posiłków jaką udało mu się dla niego przygotować i reagował złością na byle gówno. Starał się, ale wiele go to kosztowało. W końcu po ostatniej najgorszej nocy przyszedł spokój i miarowy oddech Kida.
      Law nie miał siły wstawać tego ranka. W końcu przestała go boleć głowa, przez którą dostawał już mdłości. Był to pierwszy spokojny świt od dnia pozbycia się narkotyków. Błogosławiona cisza była jak miód dla uszu, tak samo jak spokojny sen Kida leżącego obok. Przetarł powieki i przyjrzał się zmarnowanej twarzy przyjaciela, dziękując w duchu, że to nareszcie koniec. Niespieszno mu było przerywać ten idealny poranek, więc na powrót zamknął oczy i przekręcił na plecy, przy cichym skrzypnięciu desek łóżka.
     - Nie śpisz?- Zapytał zachrypnięty głos.
      - Śpię - Spiął się delikatnie, gdy ciepłe ramię oplotło go w pasie, a wilgotne usta musnęły szyję- Jak się czujesz?
      - Chujowo, ale lepiej, dziękuję.- Zaśmiał się cicho, nie przerywając pieszczoty.
      - Jakieś śniadanie?- Zapytał Law, czując jak zaczyna mu być niebezpiecznie przyjemnie.
      - Poleżmy jeszcze, przecież śpisz - Zamruczał, zjeżdżając ręką w okolice jego biodra, wsuwając jeden palec pod materiał spodni.
     Trafalgar cieszył się, że w końcu zdołał nawiązać z Eustassem normalną konwersację, ale nie spodziewał się, że zyska nagle tyle energii… Do tego przez ostatnie dni jeszcze bardziej namieszał mu w głowie, co nie pomogło mu w ustaleniu stanowiska wobec niego i całej sprawy.
     - Nie jesteś wymęczony?- Przełknął ślinę, gdy czerwonowłosy przyległ do niego całym ciałem, ocierając się wymownie. Wczoraj Kid cały wieczór się trząsł, pozbywając toksyn z organizmu, więc myślał, że dziś nie powinien mieć ochoty się ruszać. Sam był wykończony siłowaniem się z nim, gdy wpadał w szał lub szukał jeszcze jakiś prochów, by ulżyć sobie w cierpieniu.
     - No to zawsze znajdzie się siły…- Wymruczał mu do ucha.
      Trafalgar odsunął go stanowczo od siebie, ukrywając to, z jakim trudem to zrobił.
     - Idź lepiej pod prysznic, ja zrobię nam coś do jedzenia - Wygramolił się z pościeli i oplatających go rąk. Chciał wytworzyć jakiś dystans, nawet jeśli skazany był on na porażkę.
     - Wiesz co… jednak wszystko mnie boli… Zanieś mnie… – Udał cierpiącą, rozwleczoną amebę.
     - Rany, zawsze musisz być taki problemowy? - Potarł zmęczone oczy, wzdychając ciężko  – I co jeszcze? Plecki umyć?
     Kid podparł głowę na ramieniu i uśmiechnął chytrze.
     - No jak proponujesz, to nie odmówię - Powiedział, machając brwiami i łapiąc ciśniętą w siebie poduszkę.
     Trafalgar ruszył do drzwi i opuścił sypialnię, na boso schodząc po drewnianych schodach. Naprawdę ten idiota go czasami drażnił, aż na zbyt. Zajmował się nim już wystarczająco długo. Musiał się szybko ewakuować, by znów nie poddać się jego chwilowemu urokowi. Nie rozumiał, jak można być tak zmiennym. Już naprawdę nie wiedział z kim ma do czynienia i czego ma się spodziewać. Raz był dla niego miły i uroczy, zaraz wpadał w szał i szarpał jak lalkę, innym razem zamykał się w sobie i nie odzywał cały dzień, by potem namiętnie obdarzać pocałunkami. Doprawdy mieszało mu to w głowie niesamowicie.
     Szykował tosty w kuchni, gdy Eustass zaszedł go od tyłu i objął w pasie, gryząc delikatnie w ucho.
     - Chodź ze mną.
     - Jestem zajęty, idź sam.
     - Chcę wykąpać się z tobą.
     - Może ja nie chcę?
     Niezręczna cisza zapadła między nimi.
     - Uła, zgrywamy obrażonego?
     - Po prostu daj mi spokój - Nie potrafił mu jakoś logicznie odpowiedzieć. Próbował się bronić, zaprzeczyć swoim pragnieniom. Czuł się bezradny.
    Kid objął jego dłonie i powoli odłożył nóż i składniki poza jego zasięg. Usta błądziły po jego karku i przyprawiały o dreszcze.
      - Widzę, że i tak gówno mam do powiedzenia - Szepnął przegrywający.
      - Owszem - Nie omieszkał potwierdzić.
      - Killer też tyle miał? - Przełknął ślinę i wzdrygnął, gdy dłonie chłopaka oplotły się mocno wokół jego nadgarstków. Za mocno.
     - Nie musisz się o niego martwić, poradzi sobie - Odpowiedział szorstko. Pociągnął go za sobą, prowadząc do łazienki - Zazdrosny jesteś czy, co?
     - Chyba jestem tylko zabawką, więc o co mam być? - Poczuł nagłą potrzebę ustalenia przejrzystości całej sytuacji.
     - Więc tu cię boli?- Odwrócił go do siebie tak, by spojrzeli sobie w oczy. Law poczuł się żałośnie. – Czego ode mnie oczekujesz?
     Zagryzł usta, nie wiedząc, jak z tego wybrnąć. Odpowiedziałby, gdyby sam do tego doszedł.
     - Nie bawię się tobą, i też nie mam zamiaru oddawać cię nikomu, a zwłaszcza Doflamingo.
     Spojrzał na niego zszokowany. Dlaczego nagle wyskakiwał z tym tematem?
     - Nie rób ze mnie idioty, myślałeś, że się nie zorientuje? – Prychnął, widząc zdziwienie Trafalgara i poluźnił nieco uścisk - Gdy zobaczyłem jego mordę pierwszy raz, od razu wydała mi się znajoma. Jednak dopiero, gdy temat zszedł na ciebie, skojarzyłem fakty.
     - Gdybym wiedział…- Zaczął, próbując się usprawiedliwić.
     - Nie tłumacz się tu. Nikt nie wiedział, inaczej bym cię tam na siłę nie ciągnął. Ale muszę przyznać, że rodzinkę to ty masz nieciekawą. Nie wiem, co cię z nim łączy, ale uświadamiam ci, że mam ochotę gościa zapierdolić - Warknął, nie ukrywając swej wściekłości.
     - No to w tym się zgadzamy - Odparł poważnie, czując podobnie. Patrzyli sobie w oczy, ale po chwili Kid odpuścił. Law nie rozumiał czemu stanął tak silnie w jego obronie, lecz bardzo chciał to wiedzieć.
     - Wieczorem musimy się spakować, mamy nocny pociąg. Dostałem telefon od Appo, w mieście się trochę uspokoiło.
     Już? Law nie spodziewał się, że ten czas tutaj tak szybko zleci i że ta informacja tak bardzo go przerazi i zaboli. Wiedział, że i tak za dużo czasu stracili, ale tutaj…
     - Jakiś plan?- Zapytał, próbując ukryć rozczarowanie, choć sam do końca nie wiedząc, na co.
     - Jutro go omówimy, mamy spotkanie ze wszystkimi gdzieś w mieście. Do kryjówki lepiej nie wracać - Odszedł w końcu od niego i poszedł do łazienki odkręcać wodę, która zaczęła napełniać wannę. Zrzucił koszulkę i przejrzał w lustrze, robiąc kwaśną minę na swoją zmarnowaną, szarą twarz i oklapłe, pozbawione blasku włosy - Mam nadzieję, że podzielisz się z nami tym, co wiesz na temat tego śmiecia…- Ich oczy skrzyżowały się w zwierciadle.
     Law oparł się o futrynę, nie spodziewając się, że Kid tak spokojnie to wszystko przyjmie. Poczuł nagle korcącą chęć dołączenia jednak do kąpieli. Po za tym, to ich ostatni wspólny dzień tutaj… Jakoś teraz mniej zaczęło mu to przeszkadzać.
     - Co właściwie się stało między wami?- Zapytał Eustass, sprawdzając ręką stan wody i zsuwając z siebie dresy.
     Trafalgar przełknął ślinę, przejeżdżając wzrokiem po umięśnionym, nagim ciele, które weszło do wody i zastanawiając, czy chce o tym mówić. Od długiego czasu dusił to w sobie, przez co stawał się nerwowy i niespokojny. Nie sądził, że tajemnice mogą tak bardzo ciążyć i teraz,  pomimo że wcześniej chciał to zostawić dla siebie, to zrezygnowany zmienił zdanie.
    Kid oparł się łokciami o brzeg wanny i westchnął przyjemnie, grzejąc się w ciepłej wodzie. Patrzył na niezdecydowanego i zagubionego chłopaka, przekrzywiając lekko głowę. Gdy na niego w końcu spojrzał, gestem zaprosił go do siebie. Bez nakazu, po prostu. Zauważył, że to była chyba najlepsza strategia wobec bruneta.
     Law złamał się i podejmując decyzję, pozbył się ciuchów i dołączył do Kida. Usadowił się do niego plecami i oparł o klatkę piersiową, starając się ukryć rumieńce. Przymknął oczy, gdy usta znów zabłądziły w okolicy jego karku a dłonie głaskały spięty brzuch. Powoli, z ociąganiem, zaczął mówić, nie pomijając nawet śmierci swoich rodziców i tego, jak wyglądało jego życie. Opowiedział o wszystkim, co go do tej pory spotkało i o teczce, oraz znalezieniu w niej bezwartościowych dokumentów. Słowa same płynęły a chłopak pokornie go słuchał. Wspomniał również to, jak udało mu się zatuszować swoją śmierć razem z pokojówką.
     - Moi rodzice mieli trochę znajomych, zwłaszcza w medycynie sądowej. Jeden z lekarzy miał u nich dług wdzięczności, przez co cudem jakoś udało się zrobić przekręt z identyfikacją ciała…- Przejechał dłońmi po twarzy, przypominając sobie ten horror i wydane na to wszystkie oszczędności. Do teraz nie wierzył, że w ogóle się udało. Potem dokończył o tym, jak się poznali, gdy przyszedł do niego postrzelony i jakie nadzieje z tym łączył, z których właściwie gówno wyszło.
     - Więc aktualnie nie mam nic, co mogłoby nam pomóc się go pozbyć. Musielibyśmy zebrać realne dowody na to, że działa nielegalnie, lub że zamach na mnie był rzeczywiście jego planem… To… chyba tyle. Sorry, że się tak rozgadałem i że dopiero teraz… o tym komukolwiek mówię.
     Skończył w końcu, a Eustass długo milczał, przez co czuł się nieswojo. Woda zdążyła wystygnąć, a ich skóra na dłoniach i stopach pomarszczyć.
     - Koleś pożałuje, że w ogóle się urodził – Szepnął, zdając się być nawet przejętym i lekko poddenerwowanym - Zaskoczyłeś mnie trochę, nie powiem - Zaśmiał się nerwowo i ucałował go w ramię, zapadając na dłuższą chwilę w zamyślenie - Ale to się przyda…
     Law zamknął oczy czując, jak się odpręża. Nie potrzebował żadnych pocieszeń ani zapewnień. Po prostu dobrze mu zrobiło samo wygadanie się. Dawno nie czuł się tak zrelaksowany. Mógłby tu nawet zasnąć. Bliskość Eustassa dodatkowo działała na niego dość przyjemnie, gdy jego dłonie muskały mu uda i żebra. Przełknął ślinę i musnął nosem jego policzek, sam gładząc kolana, usytuowane po obu swoich stronach.
     Kid zamruczał pytająco widząc, że jego luźne pieszczoty niespodziewanie dały ciekawy efekt. Na chwilę porzucił wir myśli o słodkiej zemście, skupiając te emocje w nieco subtelniejszej sprawie. Po za tym, siedzieli nadzy w wannie już od jakiegoś czasu, samo to w sobie było podniecające.
Powoli czerwonowłosy sięgnął ręką do krocza Lawa i nie napotykając sprzeciwu, zaczął pobudzać go ręką, a drugą sięgnął niżej obracając w palcach delikatne jądra. Ciche westchnienia utwierdziły go w przekonaniu, że może kontynuować i bawił się nim tak długo, aż sam zaczął odczuwać z tego przyjemność.
     Trafalgar wygiął się z przyjemności, zaciskając palce na bladych udach. Dłonie Kida błądziły po jego torsie i drażniły penisa, zaciskając się na nim przyjemnie i rozluźniając.
- Wstań.
     Usłyszał centymetr od ucha i zadrżał. Potulnie wykonał rozkaz, unosząc się do siadu, przy akompaniamencie pisków wanny, zastanawiając się nad tym, co będzie teraz.
     - Pochyl się.
      Przełknął ślinę i drążącymi rękami podparł brzegu, a kolanami dna. Był maksymalnie rozpalony, przez co łatwiej mu było ulec tym cholernym prośbom. Wstyd jednak palił mu ciało, gdy Eustass pogładził jego pośladki. Nie rozumiał, czemu z taką lekkością się temu poddaje, gdy jeszcze chwilę wcześniej tak ostro się zapierał.
     O mało nie krzyknął, gdy nagle poczuł między nimi coś dziwnego… Coś ciepłego i wilgotnego…
Zdusił jęknięcie i zaciskając mocniej palce oraz powieki, oddał przyjemności, wypełniającej jego wnętrze, starając nie skupiać na tym, czym dokładnie było ów doznanie.
     Kid pobudzał go językiem, doskonale się przy tym bawiąc. Mięśnie chłopaka żywo reagowały, przez co bardzo szybko poczuł potrzebę dołożenia palców. Wraz z pierwszym, usłyszał niewyraźnie zaprzeczenie, na które jedynie się zaśmiał. Kontynuował, w końcu mogąc usłyszeć pojedyncze westchnienia. Był cholernie napalony i zaczął się spieszyć, nie mogąc się już doczekać, aż go posiądzie.
     Law doskonale wiedział co zaraz nastąpi i zamiast przerażenia, jakie wcześniej mu towarzyszyło, zaczął odczuwać dziką ciekawość zwłaszcza, że każda pieszczota doprowadzała go do szaleństwa. Był jego i choć ciągle się przed tym bronił, teraz tego nie był w stanie ukryć. Z każdym kolejnym palcem, który go rozciągał, poznawał nowe skurcze przyjemności.
      Nagle, gdy był już blisko spełnienia, usłyszał, jak Kid również się unosi i klęka za nim, napierając dość znacząco. Zachłysnął się, zaczynając odczuwać lekki niepokój, nie mając jak znaleźć sobie dogodnej pozycji.
- Odpręż się - szepnął Kid, całując jego plecy i gładząc żebra. Nakierował swojego członka między pośladki bruneta i powoli, pomagając sobie ręką, zaczął się w nim zanurzać.
     Traflgar wstrzymał oddech, czując niekomfortowe rozpieranie i dziwny ucisk. Nie mógł uwierzyć, że z delikatnych pieszczot dał się zdominować do czegoś takiego. Serce pracowało tak szybko a ciało drżało, nie mogąc się zdecydować, czy w końcu się mu to podoba, czy nie. Kid stał się bardziej zaborczy i niecierpliwy, przez co odrobinę go to wybiło z wcześniejszych subtelności, choć było równie silnie podniecające.
     - Niesamowite…- Sapnął, dociskając biodra całkowicie i dławiąc uczuciem które dostarczały mu ciasne ścianki – Masz boskie ciało…- Pocałował kościsty bark i chwycił biodra Lawa, nie pozwalając im się cofnąć, podziwiając wytatuowane ręce, które tak silnie uwydatniały mięśnie przy każdym zacisku. Opierały się teraz seksownie o kafelki na ścianie, ślizgając po nich.
      Zaczął się poruszać, nie zapominając o pieszczeniu z przodu partnera. Trafalgar nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniej podpory, dlatego ciągle zmieniał pozycję, wytrącany przez silne ruchy za sobą. Było mu duszno z przyjemności, a dyskomfort szybko przeszedł, zastąpiony nadchodzącym podnieceniem. Dyszeli oboje, a woda chlupała przy każdym pchnięciu. Kid silnie go do siebie przyciągał i wgryzał się w plecy, owładnięty całkowicie uniesieniem.
      Wszystko potem stało się tak szybko, sperma zaczęła skapywać do wody po udach, gdy oboje doszli z głośnym jękiem, wzdrygając się przy każdym skurczu rozkoszy.



     Pociąg praktycznie bezszelestnie mknął przez las, gdy wtuleni w siebie, przysypiali oparci o chłodną szybę. Law wygodnie usadowił się między nogami Eustassa i oparł o okno, nie przejmując się krzywymi spojrzeniami pasażerów. Kid głaskał go po szyi i co jakiś czas całował jego skroń. Zachowywali się jak zakochana para, choć wcale nią nie byli. Mimo wszystko czuł się tak dobrze i jeszcze na te kilka godzin cieszył się, że może tak pozostać, czując jego ciepło i tonąć we własnym, wyimaginowanym przeświadczeniu bezpieczeństwa.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz