sobota, 13 czerwca 2015
Serce w klatce 3
Trafalgar Law siedział skulony w miejscu wyznaczonego spotkania. Jego kończyny nie mogły przestać drżeć. Próbował się opanować, ale przychodziło mu to z trudem. Z całych sił zaciskał palce na czarnej aktówce, którą przytulał do piersi. Wpatrywał się w fale rzeki, które odbijały światło zachodzącego słońca. Stopniowo się uspokajał, lecz i tak czuł niepokój związany z wcześniejszymi wydarzeniami i tym, że może tu siedzieć do usranej śmierci z konsekwencją, że nic się nie wydarzy. Zaryzykował jednak wiele i miał nadzieję, że nie na darmo. Każda sekunda wydawała mu się wiecznością. Wlepił wzrok przed siebie i zastygł w bezruchu. Każda wyjąca syrena przyprawiała go o kolejne dreszcze. Robiło się coraz chłodniej i wiatr nieprzyjemnie muskał go zimnymi językami.
Nagle wyrósł przed nim cień. Przysłonił resztki promieni słońca, pozbawiając go ostatniego źródła ciepła. Law uniósł głowę i spojrzał na wyszczerzoną, bladą twarz i wyciągniętą rękę. Miał ochotę odetchnąć z ulgą. Pozwolił sobie pomóc i stanął przed Eustassem, pozbywając się chociaż jednego zmartwienia. Z drugiej strony czuł dalej niepewność. Pierwszy raz w życiu robił tyle szalonych rzeczy.
- Stary, coś ty wyprawiał? – Kid ledwie poznał chłopaka. Podejrzewał, iż dlatego, że tym razem widział go w zwykłych ciuchach, zamiast eleganckich spodni i koszuli. Do tego cały był czymś ubrudzony, jakby tarzał się w ziemi. Jego nakrapiane, jasne jeansy i poszarpana, żółta bluza marnie go prezentowały. Zauważył liczne zadrapania i jeszcze ciemniejsze cienie pod oczami niż ostatnio. Wygiął zastanawiająco brew i zwrócił uwagę na czarną walizkę w dłoniach ciemnoskórego.
- Idziemy?- Zapytał Law, z trudem wypowiadając słowa. Mimo wszystko udało mu się opanować drżenie głosu.
- Jaki niecierpliwy…- Czerwonowłosy wygiął swe umalowane usta w uśmiechu. Postanowił na razie zignorować wygląd chłopaka, skoro tamten nie miał zamiaru odpowiadać. W końcu ruszył, a Law potulnie za nim kroczył. Szli wzdłuż rzeki, praktycznie się do siebie nie odzywając. Ciszę przerywał jedynie warkot samochodów, kierowanych przez zmęczonych ludzi do domu po ciężkim dniu pracy. Przechodzili pod drżącymi od wibracji mostami, aż w końcu zatrzymali się pod jednym. Eustass podszedł do murowanej ściany i odgarniając kilka gałęzi, zniknął w gąszczu krzaków. Law chwilę odczekał i gdy odgłosy szeleszczenia ustały, również ruszył przez gałęzie. Za nimi ukryte było niewielkie przejście w murze, w którym Kid już zdążył zniknąć.
- Zapraszam - Odezwał się głos z ciemności.
Trafalgar odetchnął porządnie i nie wahając się już więcej, przekroczył próg. Znalazł się w całkowitym mroku. Ciemność ich połknęła, gdy Eustass zasunął przejście. Law wytężył wzrok, próbując coś dostrzec, gdy po chwili oślepiło go jasne światło zapalniczki. Zmrużył powieki, widząc przed sobą przerażająco uśmiechniętą minę Kida. Cień podkreślał jego kości policzkowe i upiorne umalowane oczy. Obraz iście z horroru.
- Trzymaj się prawej strony i uważaj żeby się nie wyrżnąć. Tu potrafi być ślisko - Czerwonowłosy poinformował z radością zdegustowanego, przyszłego lekarza i zgasił płomień. Szli w ciemnościach słuchając swoich kroków i kropel wody, skapujących z sufitu na betonową posadzkę. Im dalej zapuszczali się w dół, tym robiło się chłodniej.
W końcu Trafalgar dostrzegł w oddali słabe światło. Droga tym razem się rozwidlała i już po którymś zakręcie, zupełnie nie potrafił odnaleźć się w terenie. Teraz już mógł zdać się jedynie na łaskę swojego przewodnika. Nikłe światło żarówek, oblepionych zielonym nalotem, tworzyło mroczny klimat, a zapach stęchlizny stawał się coraz bardziej intensywny. Jego dłoń sunęła po oślizgłej i chłodnej ścianie, a stopy ostrożnie wybierały najbardziej stabilne podłoże.
W końcu Eustass się zatrzymał i spojrzał na Lawa, który o mało się nie przewrócił, zaskoczony.
- Zanim przejdziemy do rzeczy, muszę przedstawić cię kilku znajomym - Powiedział, obserwując zmiany na twarzy chłopaka – Uniknąłbym tych formalności, lecz w tym świecie jesteś obcy i najpierw muszą cię zaakceptować, byś mógł dołączyć.
- Czy już nie wykazałem się tydzień temu? - Trafalgar miał nadzieje, że jego wyczyn kupi mu łatwy start.
- Będzie to brane pod uwagę - Wyszczerzył się mężczyzna - Lecz nie znaczy wcale, że przyjmą cię z otwartymi ramionami - ostatnie słowa wyszeptał mu w usta, na co chłopak z całej siły musiał się powstrzymać przed cofnięciem. Dziwnie się czuł w obecności tego mężczyzny.
Nie spuszczał wzroku z rozmówcy, próbując odnaleźć w sobie pewność siebie. Jeśli dobrze przewidział, nie powinien mieć problemu z uwiarygodnieniem swoich intencji. Jeśli zadali sobie trud i podjęli ryzyko sprowadzania go tu, to znaczy, że najwyraźniej był im potrzebny. Uczepił się tej myśli. Nawet jeśli będą chcieli go sprawdzić, to w jedno przynajmniej nie musiał wątpić.
W swoje medyczne zdolności.
Po tej krótkiej konwersacji, Eustass odsunął się od niego i przeszedł jeszcze kawałek, znikając za rogiem. Law ruszył za nim i jego oczom ukazało się wejście do jasno oświetlonego pomieszczenia. Przekroczył próg, mrużąc oczy.
Pokój nie różnił się praktycznie niczym od wilgotnych i chłodnych korytarzy. Pleśń i grzyb pokrywał każdy kąt, oszczędzając na szczęście meble, rozstawione w różnych częściach pomieszczenia, na których zasiadało kilka osób. Razem z Eustassem, naliczył aż sześciu. Nie zdążył się im dokładnie przyjrzeć, gdy Kid zaczął go przedstawiać.
- Oto nasz doktorek - Czerwonowłosy rozsiadł się wygodnie na jednym z krzeseł i ostentacyjnie zarzucił nogi na jedyny w pomieszczeniu stół - Trafalgar Law.
- Ten frajer?
Law spojrzał w kierunku, z którego doszedł kobiecy głos. Ku jego zaskoczeniu, była to różowowłosa, niska dziewczyna. Ubrana wyzywająco, siedziała na beczce jak mężczyzna, zajadając się krakersami i mierząc go wściekłym oraz nieufnym spojrzeniem. Wyglądała bardzo młodo, a pod prawym okiem, lśnił w jej policzku złoty kolczyk w kształcie księżyca.
- Jak zwykle nieznośna - odpowiedział mężczyzna obok niej, wyglądający jak Napoleon, przez swój charakterystyczny kapelusz. Spod niego wystawały rude kosmki włosów. Jedną połowę twarzy skrywał pod czarną maską, mającą jedynie niewielkie otwory na oczy. Czarne źrenice chłodno przywitały ciemnoskórego.
- Zamknij jadaczkę, Drake!- Odkrzyknęła mu dziewczyna, plując dookoła siebie okruszkami.
- A ty nie mów z pełnymi ustami. To obrzydliwe - Skomentował na zakończenie rudowłosy.
- Rany… ale z was dzieci.- Powiedział kolejny mężczyzna, który stał oparty o ścianę. Law pomrugał kilka razy, żeby upewnić się co do wyglądu jegomościa. Swoje brązowe włosy miał spięte w ciasny kucyk na czubku głowy, który dalej był wiązany w stylu nietypowego warkocza, sięgającego aż do pasa. Na domiar tego, boki jego czaszki były wygolone w oryginalny wzór. Gdy mężczyzna obnażył zęby w uśmiechu, między nimi Law dostrzegł czarne nakładki, które miały prawdopodobnie uzyskać razem z białym szkliwem, efekt klawiszy fortepianu. Jako jedyny z grupy, miał na nosie okulary, pomimo tego, że znajdowali się w ciemnych podziemiach. Jakby tego było mało, mężczyzna odziany był w oryginalny, różowy płaszcz, ozdobiony jakimś krzykliwym, chińskim wzorem. Trafalgar stwierdził, że nigdy w życiu nie widział większego dziwoląga. Od samego patrzenia zaczęły go boleć oczy.
- Odezwał się największy bachor z nas wszystkich!- Dziewczyna miała spory kłopot w hamowaniu swoich emocji.
- Ocho, nasza złodziejka biżuterii ma dzisiaj podwójny okres.- Zaśmiał się okularnik.
- Powtórz to, małpo!
Gdy ta dwójka się kłóciła, Law wykorzystał chwilę, by przyjrzeć się reszcie. Najbliżej niego siedział mężczyzna w długich do pasa blond włosach. Law’a przykuły jego dziwne, podłużne tatuaże na gładkim czole. Ów jegomość posiadał również jeszcze jeden, a był nim czarny krzyż, wyeksponowany na popiersiu. Wzrok blondyna skupiony był na kartach, które obracał w palcach, okrytych czarnymi rękawiczkami. Do tej pory się nie odezwał i nie wyglądał na zainteresowanego rozgrywającą się przed nim sceną.
Przeniósł wzrok na ostatnią osobę, która stała zaraz obok Kida. Gość wyglądałby prawdopodobnie całkiem normalnie, gdyby nie dziwna, niebiesko-biała maska, okrywająca całą głowę mężczyzny. Właściwie bardziej przypominała hełm lub kask. Prócz tego dziwnego akcentu, niewiele potrafił więcej dostrzec interesujących szczegółów. Jedynie zadziwiły Lawa jeszcze włosy, które blond pasmami, sięgały aż za pośladki.
Trafalgar dołączył do tej analizy również Kida i miał wrażenie, że znalazł się w jakimś cyrku a nie na spotkaniu mafiosów. Nikt tutaj nie wyglądał dla niego poważnie i ta grupa zniszczyła mu jakiekolwiek wyobrażenie o gangsterach.
- Dosyć - Eustass nawet nie musiał podnosić głosu. Wszyscy się uspokoili, skupiając teraz całą uwagę na nowoprzybyłym. Law nie mógł uwierzyć, że taki człowiek jak Kid, do tego w takim wieku, może wzbudzać jakikolwiek respekt – Czy tak powinniśmy witać naszego przyjaciela?
- Nie jesteśmy jakimś cholernym wolontariatem, dlaczego on tutaj jest? - Dziewczynie niebezpiecznie zadrgała brew.
- Wyluzuj, widziałaś jak nam pozszywał szefa?- Małpowaty poklepał zaskoczonego Trafalgara po ramieniu. – Istna złota rączka!
- Z tobą Apoo mamy wystarczająco dużo imbecyli! - Odpyskowała.
- Zobaczymy co powiesz, jak PRZEZ PRZYPADEK ktoś wypruje ci flaki…- Odpowiedział, zdenerwowany uwagą kobiety.
- Niby z jakiej racji mamy mu ufać? - Różowowłosa zignorowała chłopaka i gniewnie wymierzyła krakersem w ciemnoskórego - Może w każdej chwili pobiec na policje i nas wszystkich wydać.
- Ale tego nie zrobił - Powiedział rudowłosy Drake - Jednak nie rozumiem, co taki bogacz jak on tu robi.
Tym razem zapadła cisza. Wszyscy czekali na odpowiedź Lawa a ten przełknął ślinę. Wiedział, że musi to dobrze rozegrać, jeśli chce szybko przez to przejść. Trzymał się myśli, że to oni jednak bardziej go potrzebują, nawet, jeśli było na odwrót.
- Mam swoje powody - Ścisnął mocniej rączkę czarnej teczki.
Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie dziewczyny.
- Jaki tajemniczy…- Różowowłosa stanęła przed nim i dźgnęła go w pierś - My tu się NIE bawimy, dla twojej świadomości. Myślisz, że jesteś cwany? Co?
- Ja również jestem ciekawy - Powiedział Drake - Nie dlatego, że podważam twoją decyzję szefie…- Zwrócił się do Kida - Ale dzieciak mi się niespecjalnie podoba. Jest nowy i gówno wie. Chcę znać powód.
Milczenie grupy tylko potwierdziło ich zgodność w tej kwestii.
- Mówicie tak, jakby każdy z was dzielił się tutaj swoimi sekretami.
Wszyscy podskoczyli, gdy odezwał się człowiek z kartami w ręku.
- Hawkins, Chryste, już zapomniałem jak brzmi twój głos - Małpowaty zaczął się pokładać ze śmiechu.
Lawa zastanawiało milczenie Kida, który jedynie przyglądał się całej sytuacji, nad czymś rozmyślając z niezadowoloną miną. Miał nadzieję, że może mu trochę pomoże, ale najwyraźniej musiał sobie sam poradzić. Miał dosyć tej dyskusji, więc postanowił ją przyspieszyć, trochę ryzykując. O mało się nie zaśmiał. Ryzyko to chyba będzie jego drugie imię.
- Nie przyszedłem tutaj błagać was na kolanach, żebyście mnie przyjęli - Powiedział, starając się panować nad głosem – Również was nie znam i wam nie ufam. Nie jestem tu chyba, żeby opowiadać o swoim życiu, tylko żeby wam ratować tyłki, czy się mylę?
- Pięknie. Ja jestem za drugą opcją - Kid klasnął uśmiechnięty w dłonie i w końcu się podniósł, patrząc surowo po zabranych – Bo przecież już o tym rozmawialiśmy, nieprawdaż? Przyszliśmy powitać naszego przyjaciela, nie go przesłuchiwać, prawda Bonney, Drake?- Pochylił się nad tą dwójką.
- C-chce mieć dowód, że mogę mu zaufać - Różowowłosa poczerwieniała ze wstydu, będąc na celowniku.
- Proszę - Eustass zrzucił z siebie skórzaną kurtkę i obnażył swój zabandażowany tors – Jeszcze czegoś potrzebujesz, dziewczyno?
Law zadrżał. Czuł wściekłość czerwonowłosego na swojej skórze mimo, że nie była ona w niego wymierzona. Różowowłosa skuliła się, starając dalej utrzymać wysoko podbródek. Choć najwyraźniej bardzo chciała, nie mogła się postawić swojemu szefowi i odwróciła wzrok, zdenerwowana. Imitacja Napoleona siedziała cicho.
- Ktoś za was czytał może wiadomości z dzisiejszej gazty?- Hawkins znów się odezwał, wprawiając wszystkich w osłupienie - Jest tam coś, co może pomoże zakończyć to spotkanie.
- W takim razie poproszę - Eustass, wyciągnął jedynie rękę, dalej mierząc dziewczynę morderczym spojrzeniem. Najwyraźniej od dłuższego czasu działała mu na nerwy. Gdy dostał gazetę do ręki od wytatuowanego gościa, zaczął czytać podetkniętą stronę. Przez chwilę nikt się nie odzywał, aż w końcu pomieszczenie wypełniło się śmiechem czerwonowłosego.
- Co jest? - Następny czasopismo dostał Drake, który również szybko zaczął wertować papier.
- Jesteś niemożliwy, Trafalgar. Podobasz mi się! - Eustass podszedł do zdezorientowanego ciemnoskórego i oparł ręce na jego ramionach, dalej się śmiejąc.
W pomieszczeniu było coraz głośniej, od podniesionych głosów.
- Że co?!- Dziewczyna skoczyła na równe nogi. – To są jakieś żarty?!
Law spiął się cały. Wątpił, by chodziło o coś innego niż to, co dzisiaj zrobił. Wiedział już, że teraz nie ma odwrotu.
- Co ty knujesz? - Kid wyprostował się i spojrzał mu w oczy, szczerząc się od ucha do ucha. Oderwał się od niego i zwrócił do kolegów, nie czekając na odpowiedź. – To co, dalej są jakieś wątpliwości? Kto jest za nowym lekarzem?
- Jestem za - Pierwszy odezwał się człowiek w niebiesko-białym hełmie.
- Niech będzie.- Drake wzruszył ramionami, poddając się.
- Jak dla mnie bomba - Apoo z zainteresowaniem czytał dalej artykuł.
- Nie mam nic przeciwko - Blondyn schował karty, przeczuwając, że spotkanie dobiega końca.
- Grrr… Dobra, mam to gdzieś, byle nie podjadał mi żarcia!- Różowowłosa usiadła po turecku i założyła ręce na piersi w akcie obrażenia.
- To ustalone.- Kid obrócił się z powrotem do Lawa i zamknął jego dłoń w potężnym uścisku.- Witamy w naszym mrocznym świecie, panie Martwy Chirurgu.
Czarnowłosy z niepokojem zerknął kontem oka na pierwszą stronę czasopisma, które zostało rzucone na podłogę. Jeszcze nie do końca udało mu się dojść do siebie. Przeczytał wielki drukowany napis, czując, jak niepokój dalej pełznie przez jego ciało i wykręca mu wnętrzności.
POŻAR W DOMU TRAFALGAR’ÓW! DZIEDZIC FORTUNY, NIE ŻYJE!
…
- Tutaj mamy łazienki, a tam jest kuchnia. Dalej masz pokoje, ostatni należy do Kida.
Law przemierzał korytarze, starając się wszystko zapamiętać. Tutaj było już znacznie przyjemniej. Okazało się, że poprzednia kryjówka była jedynie jedną z wielu. Główna baza znajdowała się praktycznie w centrum miasta i była połączona z wieloma tego typu przejściami. Trochę im zajęło, zanim się wszyscy przenieśli. Przez to, że nikt nie kwapił się z uciszaniem, pękała mu głowa od ciągłych kłótni dziewczyny i cholernego małpiszona. Później, został sam na sam z gościem w niebiesko-białym hełmie, który przedstawił mu się jako Killer i prawa ręka szefa.
Czuł się nieswojo w towarzystwie zamaskowanego chłopaka, lecz nie narzekał. Zawsze mógł się trafić ktoś gorszy, a ten z całej zgrai wyglądał i zachowywał się najnormalniej. Szczególnie był wdzięczny za jego małomówność. Miał już dosyć tego dnia i marzył jedynie o tym, by gdzieś paść i się przespać.
- Ten jest twój – Blondyn wskazał jedne z drzwi.
- Dzięki - Czarnowłosy pchnął je i wszedł do środka.
Pokój był zwyczajny i niewielki. Kilka szafek, łóżko i umywalka. Żadnych okien i ozdób. W porównaniu do wcześniejszych warunków w jakich żył, był koszmarem, lecz Law nie miał zamiaru narzekać. W końcu sam podjął decyzję, która go tu sprowadziła. Położył aktówkę na deskach nagiego łóżka i usiadł, przecierając twarz dłońmi. Miał nadzieję, że szybko zostanie sam, ale blondyn wciąż stał w progu.
- Co?- Zapytał, starając się zabrzmieć łagodnie.
- Dziękuję ci.
- Za co?- Zapytał zdezorientowany.
- Za poskładanie Kida.
Trafalgar rozszerzył oczy w zdumieniu. Choć nie mógł ujrzeć twarzy mężczyzny, miał wrażenie, że naprawdę malowała się na niej wdzięczność. Nie potrafił przejrzeć tego gościa, ale wydawało mu się, że musi być bardzo oddany Eustassowi.
- Szef kazał przekazać, że za godzinę mamy spotkanie. Trzeci pokój po prawej, na końcu korytarza.
- Ok.
Killer odszedł, zostawiając Trafalgara samego.
W końcu mógł odetchnąć. To co osiągnął było dopiero początkiem drogi, jaką musiał przebyć, by spełnić swe postanowienie. Zamknął oczy i położył się na twardym posłaniu. Chwycił walizkę i przyjrzał jej się jeszcze raz. Nigdy w życiu nie widział tak skomplikowanego zamka. Obejrzał go z każdej strony, próbując rozgryźć, jak powinien go otworzyć. Kręcił zębatkami od liczbowego, kilkucyfrowego kodu i muskał nietypową dziurkę od klucza. W końcu się poddał. Był zbyt zmęczony. Patrząc w sufit, myślał o tym, co powinien jutro kupić. W końcu nie miał żadnych ciuchów ani jedzenia, a niestety tu mu nikt raczej nic nie ofiaruje. Myślał, że po wszystkim będzie odczuwał ulgę, ale coraz więcej miał wątpliwości, czy dobrze postępuje. Przytulił aktówkę do piersi i nim się spostrzegł, zabrał go niespokojny sen.
Następny rozdział
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz