czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 6



     Ciel nie chciał otwierać oczu. Zacisnął dłonie na prześcieradle i wtulił mocniej w jedwabne poduszki. Był pomiędzy jawą a snem i zastanawiał się, w której z nich spotkał Sebastiana. Jeśli nocą, miał ochotę już nigdy się nie obudzić. Wiercił się, coraz bardziej zaniepokojony. Lęki powróciły. Gdy miał go na wyciągnięcie ręki, demon się rozpływał, zastąpiony bladym światłem poranka. Drżał, przerażony dalszym życiem i tym, że od teraz będzie musiał znowu radzić sobie sam. Udawać ciągle silnego, pracować jak gdyby nigdy nic, uśmiechać się i słuchać idiotów wokół siebie, aż do usranej śmierci. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Zupełnie jak pięć lat temu. Bolało go całe ciało, a serce wybijało niezdrowy rytm, zaciskając się nieprzyjemnie pod żebrami.
     Czy znów powtarza się cały poprzedni scenariusz? Czy to, co się wydarzyło było rzeczywiste czy jedynie mu się przyśniło?
     Odrzucił kołdrę i usiadł trochę za szybko, bo zakręciło mu się w głowie. Przymrużył oczy i przegonił depresyjne myśli. Już wystarczająco długo się nad sobą użalał.
Musiało być wcześnie, słońce nie wzeszło nawet nad horyzont, a ptaki grały swój poranny koncert, nie przejmując się, że kogoś może to drażnić.
     Siedział tak chwilę, zupełnie wyłączony, zamyślony i zrezygnowany. Ostatnie słowa Sebastiana rozbrzmiewały mu w głowie, a jego dotyk dalej palił. Był prawie pewny, że był rzeczywisty. Czy czeka na niego na dole?
     Zaczął się niezdarnie ubierać. Robił to długo, co jakiś czas na powrót przysiadając na pościeli, powracając myślami do dawnych czasów i bólu, jaki czuł po utracie lokaja. Ta pustka co jakiś czas go nawiedzała, wyłączając ze świata, pozwalając chwilę pobyć w nierealnych urojeniach. Nie spieszno mu było jej opuszczać, zaniedbując czas i prawdziwe obowiązki.
     Wstał i podszedł do okna, dotykając zimnej szyby. Świat jak zwykle się nie skończył i miał gdzieś jego nastrój czy niepokój. Od teraz miał tylko siebie i by nie zwariować, musi się poddać nudnej i szarej codzienności. Jeszcze jeden raz.
     W końcu zdecydował się wyjść z pokoju. Wziął głęboki oddech i praktycznie nie oddychając, opuścił sypialnię. Służba jeszcze spała, jak i wszyscy domownicy. Szarość i chłód tworzyły posępny klimat, idealnie pasujący do nastroju Panicza. Wsłuchiwał się w ciszę i odgłosy poranka, uspokajając nadszarpnięte nerwy. Zatrzymał się na moment przed salonem, w którym wczoraj rozmawiał z demonem i ruszył dalej, coraz bardziej bojąc się, że naprawdę mógł być to jedynie sen. Drżącą rękę zatrzymał dłoń na klamce do pomieszczenia i przełknął ślinę.
     Pchnął w końcu masywne drzwi i przekroczył próg, o mało nie osuwając się na kolana z emocji. Zrobiło mu się słabo, gdy rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nikogo nie zastał. Stał sam, zaciskając pięści i wbijając paznokcie w skórę. Choć nie chciał, jego oczy zrobiły się wilgotne. Podparł się o jedno z krzeseł, mając ochotę nim rzucić z wściekłości i żalu. Westchnął zawiedziony i rozgoryczony, lecz powstrzymał się przed wybuchem, nie chcąc stracić twarzy nawet w takiej chwili.
     Czy powinien wczoraj przyznać się do swojej słabości? Powinien powiedzieć, co czuje i jak bardzo cierpiał? Poczuł konsekwencje swojego błędu i gdyby nie strach, że kogoś sprowadzi hałasem, rozniósłby pokój na strzępy. Co w końcu było prawdą? Co powinien teraz zrobić?
     - Szukasz kogoś?
     Ciel wzdrygnął się, o mało nie dostając zawału i gwałtownie odwrócił się do tyłu, zapominając, jak się oddycha.
     Sebastian stał niewiele centymetrów od niego i uśmiechał się z mieszaniną ironii i wyższości, napawając się jego zagubieniem.
     Młody hrabia całym sobą powstrzymał się przed jękiem ulgi. Pomijając znikome centymetry jakie ich dzieliły, udało mu się względnie zachować powagę. Więc jednak wczorajszy wieczór nie był snem. Sebastian został, pomimo jego wcześniejszej lekceważącej postawy i wyrażenia obojętności na ostatnie słowa, co naprawdę graniczyło z cudem. Jego policzki poczerwieniały, a oczy zatrzymały się na czarnych, lśniących butach demona. Zaskoczył go jego nieformalny wygląd. Elegancki, lecz już nie kamerdynerski. Zdecydowanie do niego pasował i podkreślał nadprzeciętną urodę.
     - Sprawdzałem, ile zostało ci z wiernego psa.- Uśmiechnął się też, rozpierany entuzjazmem i niedowierzaniem. Nie mógł się jednak powstrzymać przed ciętą uwagą. Nawet po tylu latach nie potrafił jeszcze pozbyć się przyzwyczajeń, ukrywających jego prawdziwe uczucia. Serce biło jak szalone na wspomnienie deklaracji, jaką wczoraj demon wygłosił. Zastanawiał się czy… mówił poważnie, czy żartował? W jakim sensie go… chciał? To było zbyt zawstydzające by o tym myśleć. Zwłaszcza, że mogą to być jedynie jego własne bzdurne wyobrażenia potęgowane brakiem kontroli nad swoim ciałem.
     - Nie uważasz, że nierozsądnie mnie drażnić?- Powiedział, choć nie dało się w tym wyczuć przestrogi, lecz jedynie rozbawienie. Wiedział, że on trzyma najlepsze karty.
     - A ty jesteś masochistą, skoro lubisz tego słuchać?- Podniósł wzrok i zapatrzył się w czerwone oczy, które dzisiaj wyglądały już bardziej ludzko. Piekielnie idealna twarz go przyciągała, a bliskość wywoływała ciepłe uczucie w podbrzuszu. Postanowił zmienić temat, bojąc się, że może zaraz zmierzyć na niebezpieczne tory. Spanikował, nie będąc gotowy dalej grać w tą intymną grę.- Co teraz? Wszyscy myślą, że nie żyjesz. Chcesz nagle paradować koło mnie, jak gdyby nigdy nic?
     - Nie widzę przeszkód. Po za tym nie interesują mnie inni.- Powiedział ciszej, przypominając dobitnie swoje wczorajsze słowa.
     Ciel przełknął ślinę. Najwyraźniej demon będzie się upierał przy swoim. Cholernie go to wszystko podniecało i drażniło zarazem. Nie rozumiał dalej, dlaczego tak mu zależy, ale jakaś część jego kazała mu być ostrożnym. Po mimo wszystko, nie miał do czynienia z człowiekiem. Z drugiej strony… co miał do stracenia? Może i fakt, lgnął do niego jak ćma do ognia, ale trzymał się resztek rozsądku i postanowił wybadać sprawę, nie dając sobą pomiatać. Przynajmniej na tyle, na ile zdoła, w obecnej sytuacji.
Zastanawiał się, jak zareagują na to inni. Nowa służba go nie zna, ale reszta jego przyjaciół i Elizabeth będą na pewno zaskoczeni. Ci raczej nie należeli do wybitnie inteligentnych więc podejrzewał, że uda im się sprzedać jakąś błahą historie, lecz zastanawiał się, na ile to starczy i czy w ogóle będzie konieczne. Sebastian w końcu może odejść w każdej chwili i wszystko wróci do poprzedniego stanu. Chyba, że będzie to ciągnął tak długo, aż mu nie ulegnie…
     Rany, jak to brzmi!
     - Panicz nauczył się sam ubierać? Nowi służący słabo się sprawdzali?- Przejechał wzrokiem po jego sylwetce, wprawiając w chłopaka w zawstydzenie.
     - Nie każdy ma diabelskie zdolności, po za tym, nie jestem już dzieckiem.- Warknął, wkurzony faktem, że Sebastian ma słuszne poczucie własnej wartości.
     - W to nie wątpię…- Niespodziewanie, przejechał palcami po jego brodzie, unosząc ją delikatnie w górę.
     Ciel odskoczył jak oparzony i gdy wyczuł, że czarnowłosy ponownie chce się zbliżyć, w akcie obrony, szybko wycofał się ze swojego miejsca i ruszył do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Jego cała twarz płonęła, a dłonie drżały z emocji. Wiedział, że jeśli przestanie się pilnować, to straci głowę i prawdopodobnie… nie tylko to…
     - Nie obchodzi mnie, dlaczego zostałeś. Nie sprawiaj mi kłopotów.- Powiedział szybko, dalej zagubiony między swoimi uczuciami, a rozsądkiem, nie chcąc zdradzić swojej, najprawdopodobniej, przegranej pozycji.
     - Tego nie mogę obiecać.- Dodał zadziornie i Ciel mógł tylko sobie wyobrazić jego uśmiech i to, jak trudny teraz będzie dla niego każdy dzień. Sam ton głosu już przyprawiał go o dreszcze, a co dopiero codzienna prowokacja. Chyba jednak najgorsze było to, że tak naprawdę nie chciał mu tego zabraniać.
     Młody Hrabia patrzył w rozbawieniu, jak szczęki jego służby opadają w niemym zdumieniu. Finny, Bard i Maylene rzewnymi łzami witali byłego kamerdynera i tulili się do jego osoby. Ciel z półuśmiechem obserwował zażenowanie Sebastiana i jego stoicki spokój, gdy zaczęli go wypytywać o wszystko. Tak jak się spodziewał, demon przedstawił całkiem prawdopodobny scenariusz swojego zniknięcia, w który bezgranicznie uwierzyli. Jedząc powoli wykwintne, choć jak dla niego- mdłe, śniadanie, słuchał również w milczeniu, nie mogąc napatrzeć się na postać demona i nasłuchać jego melodyjnego głosu. Gracja, z jaką się poruszał, czy gesty, jakie wykonywał, hipnotyzowały go. Zastanawiał się nad tym, czy można być jeszcze doskonalszym? Starał się lustrować go ukradkiem i skupić na jedzeniu, ale kiepsko mu szło. Nie mógł uwierzyć, że po pięciu latach znowu są tu razem, w tej jadalni, tak blisko siebie.
     Był tym tak zaaferowany, że nie zauważył Elizabeth, która nagle wkroczyła w skowronkach do pomieszczenia. Dopiero jej piskliwy głosik wyrwał go z zamyślenia i rozdrażnił niemal natychmiast. Uśmiech dziewczyny, ukazujący rządek białych jak śnieg ząbków, znikł nagle, gdy zatrzymała wzrok na nowej postaci siedzącej przy stole.
     Ciela to zaskoczyło. Prędzej przypuszczał, że zareaguje podobnym, lub większym entuzjazmem, co reszta. Ona jedynie stała blada, a wręcz przerażona, wpatrując się na gościa z niedowierzaniem.
     - Witam. Widzę, że jest Panienka w dobrym zdrowiu.- Sebastian wstał i podszedł do zszokowanej dziewczyny, ujmując małą dłoń i pocałował jej wierzch delikatnie.- Jest Pani jeszcze piękniejsza, niż wcześniej.
     - Sebastian…- Blondynka mierzyła demona swymi wielkimi oczami i choć Ciel zwykle łatwo odczytywał jej mimikę twarzy, tym razem nie potrafił jej określić. Zanim jednak zdążył się zaniepokoić, dziewczyna znów się uśmiechnęła, choć trochę inaczej niż zwykle. Odetchnął z ulgą i niedowierzaniem patrzył, jak czarnowłosy zostaje wciągnięty w rozmowę. Atmosfera była bardzo żywa i wesoła do czasu, aż służba musiała odejść, wygoniona do swoich obowiązków.
     - Czy zostajesz u nas na dłużej?- Zapytała dziewczyna, pochylając się delikatnie i z gracją podpierając podbródek. Jej zielone oczy błysnęły stalowo, a ton nie posiadał, tak znanej Cielowi, nutki wesołości. Chłopak zaniepokoił się tą zmianą, mając wrażenie, że jego narzeczona jedynie udaje miłą. Było to coś zgoła odmiennego, od tego, co znał. Nawet nie wiedział, co myśleć o tej sytuacji, jeszcze zbyt zaskoczony jej dziwnym zachowaniem. Wydawała się też nieprzekonana co do niesamowitej historii zmartwychwstania.
     - Nigdzie mi się nie spieszy, wszystko zależy od gościnności gospodarza.- Zerknął na Ciela, który upił łyk herbaty, maskując niepewność.
     - A posłuchałbyś, jakbym cię wygonił?- Powiedział półżartem, na co dziewczyna teatralnie się oburzyła.
     - Ciel, mógłbyś być milszy.- Powiedziała bez przekonania i dalej mierzyła się z demonem na spojrzenia. Jej oczy były nieufne.
     - Niech się Panienka, nie martwi, znamy się nie od dziś.- Sebastian zdawał się niewzruszony wyzwaniem i jedynie uśmiechnął się chytrze, zdając sobie sprawę z wysyłanej w jego kierunku wrogości.
     Atmosfera w pokoju była gęsta i Ciel nie rozumiał, co się dzieje. Nie podejrzewał, że to właśnie Elizabeth będzie miała problem z zaakceptowaniem nowej sytuacji. Zastanawiał się, co ją niepokoi. Zanim jednak ktoś jeszcze się odezwał, do jadalni wkroczył obecny kamerdyner i zestresowany niespodziewanym gościem i panującym nastrojem, nieśmiało podszedł do stołu.
     - Paniczu, telefon do Pana. Od królowej.
     Sebastian prychnął, rozbawiony jego postawą, na co chłopak mógł tylko westchnąć. Wstał od stołu, trochę wdzięczny, że napięcie zostało przerwane, choć miał wątpliwości, co do pozostawienia tej dwójki samej.
     Tak jak się spodziewał, były to jedynie przeprosiny związane z nieobecnością Jej Wysokości na ślubie. Nie dziwił się temu, w końcu to głowa kraju, ale najwyraźniej poczuwała się do tego obowiązku, być może dlatego, że jest jej wiernym psem od załatwiania czarnej roboty. Bądź, co bądź, zasług sobie wiele przypisał, więc nie powinien być tak skromny, lecz i tak nie dbał o nie. Z cierpliwością wysłuchał wszystkiego i życzył dobrego zdrowia. Miał też cichą nadzieję, że być może zleci mu jakąś misje, ale podejrzewał, że nawet jeśli jakaś była, to Królowa nie chciała go niepokoić przed weselem. A szkoda, chętnie by skorzystał…
Wracając do jadalni, przystanął przed uchylonymi drzwiami. Usłyszał ciche głosy i był bardzo ciekawy rozmowy toczącej się przy stole. Gdy w końcu udało mu się wyraźnie rozróżnić zdania, zamarł zaskoczony.
     - Widzę, że Panienka żywi do mojej osoby jakąś urazę…? Czy się mylę?
     Chwila ciszy. Ciel przełknął ślinę, ciekawy odpowiedzi.
     - Nie wiem… czym jesteś… – Ton jej głosu był lodowaty i ostry jak brzytwa. -Ale powiem to tylko raz… trzymaj się od Ciela z daleka.
     Chłopak wybałuszył oczy ze zdziwienia. Skąd Elizabeth miała w ogóle jakiekolwiek przypuszczenia, że Sebastian nie jest… człowiekiem? Do tego, jeszcze nigdy nie miał okazji widzieć jej w takim stanie. Zaskoczyło go, że dziewczyna do tego tak agresywnie kogoś traktuje. Zanim poukładał sobie to w głowie, usłyszał prychnięcie Sebastiana.
     - Nie rozumiem… Co ma Panienka przez to na myśli?- Udawał głupiego, choć bardzo dobrze się bawił.
     - Nie wiem co planujesz… ale nie pozwolę go skrzywdzić.- Dodała pewnie i śmiało, nie okazując strachu.
     - Nie wiem o czym panienka mówi… nie o niego powinna się raczej martwić…
     Czy to była… groźba czy przestroga? Ciel przełknął znów ślinę i w przeciwieństwie do dziewczyny, zdecydowanie wyczuwał kłopoty. Kogo jak kogo, ale nie chciał jej mieszać w tą sprawę, lecz Sebastian mógł mieć inne plany.
     Co powinien zrobić?
     Odetchnął z ulgą, gdy Finne wrócił z powrotem do jadalni i zbił jeden z wazonów, wymieniając w nim kwiaty. Mogli zakończyć posiłek. Wiedział, że musi szybko podjąć decyzję, lecz jego gardło zaciskało się za każdym razem, gdy czerwone oczy kpiły z jego słabości.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz