sobota, 13 czerwca 2015

Przypadek czy przeznaczenie? 14



     Jakie to wszystko jest popieprzone!
     W głowie huczało mu od myśli. Przewijały się wspomnienia z przeszłości, całe zajście z Acem i Zoro, do tego Marco biadolący o miłości.
     Kurwa!
     Przekręcił się w łóżku. Nie mógł spać. Do tego wyrzucał sobie, że opuścił dzień w pracy. Jak mógł w takiej sytuacji postawić klientów?
     „Zrobił bym wszystko, żeby cofnąć czas”
     Zrobił się czerwony. Może Ace’owi naprawdę zależało?
     Ale Zoro…
     No właśnie. Teraz był Zoro. Serce mu krwawiło. Nie wiedział, czy ma szukać z nim kontaktu. Nic nie wiedział. Był zagubiony. Duma trochę go hamowała. Przecież on nic nie zrobił! Nie należało mu się takie traktowanie!
     Wstał.
     Zaczął chodzić nerwowo po mieszkaniu. Znowu odpalił papierosa.
     Może zadzwonię… Kurwa! Nie zadzwoni. Że też rzucił tym telefonem!
     On nigdy nie przestał cię kochać
     Chwycił się za serce. Zaraz potem w głowie miał cudowny poranek w górach i ich mokre ciała. Pierwszy pocałunek….
     Nie… Pierwszy pocałunek miał wcześniej… Kiedyś gdy wracał z pracy. Niespodziewany, spontaniczny…
     Dotknął swoich warg. Zamknął oczy. Próbował skupić myśli.
     Zoro.
     Tak bardzo chciał go zobaczyć. Tak bardzo chciał go dotknąć. Jak na komendę, jego przyrodzenie przyjemnie zaczęło pulsować, przypominając sobie ostatnią wspólną noc.
     Cholernie mi się podobasz…
     Po co by to mówił, jeśli miałby się teraz wycofać?
     Wyglądał na przejętego gdy się kłócili. Powiedzieli sobie za dużo? A może właśnie za mało?
Nagle podskoczył, usłyszawszy dźwięk dzwonka do drzwi. Otrząsając się  i otworzył szybko. Miał nadzieję, że może to…
     - A kuku - Ace wyszczerzył się w uśmiechu widząc Sanjiego w samych spodniach od dresu. Sanji się zarumienił. Myślał, że to ktoś inny - Idziemy nunu?
     - Spadaj, jest późno - Blondyn starał się zachować twarz. Zwłaszcza po tym co się stało w oceanarium.
     - To wskakuj w jakieś normalne ciuchy. Idziemy do Sunny’iego.- Oparł się ostentacyjnie o framugę drzwi mierząc przyjaciela spojrzeniem.
     - Teraz? - Zapytał niechętnie.
     - Luffy i reszta już tam są. Ruda mówiła coś, że się martwi bo nie odbierasz.
     - Padł mi telefon - wytłumaczył się. Nagle bardzo zachciało mu się z nią spotkać. Musi z nią porozmawiać, ona na pewno mu wybije z głowy te wszystkie miłostki.- Ok, poczekaj tu, zaraz będę gotowy.
     - Nie zaprosisz mnie do środka? - Czarnowłosy się zaśmiał. Blondyn niechętnie uchylił drzwi.- Przecież nie rzucę się na ciebie.
     - Spróbowałbyś…- Sanji znowu oblał się rumieńcem. Rany! Jakie to wkurzające, że na jego bladej skórze tak wszystko widać!
     - Chyba, że mnie sprowokujesz… - Wymruczał mu do ucha na co blondyn momentalnie odskoczył przerażony.
    - Spokojnie! - Piegowaty się zaśmiał, ale przystopował.- Przepraszam, żartowałem.
    - Jeszcze jeden taki durny komentarz i pożałujesz!
     W drodze do baru udało im się jakoś normalnie porozmawiać. Wspominali trochę stare lata, opowiedzieli sobie jak idzie im w obecnej pracy. Sanji trochę się rozluźnił, choć obecność Ace’a dalej go krępowała. Weszli do baru.
     - Sanji! – Nami rzuciła mu się na szyję - Co się z Tobą działo! Nie mogłam się do ciebie…- i nagle przerwała gdy zobaczyła z kim przyszedł - … dodzwonić…- Spojrzała wymownie na przyjaciela.
     Blondyn posłał jej błagalne spojrzenie.
     - Słuchaj, potrzebuję cię w jednej sprawie…. - Odciągnęła go od czarnowłosego i zaciągnęła do męskiej łazienki - Mów! -Przyparła go do ściany.
     - Marco. Mętlik. Zoro. Kłótnia. Wyprowadzka. Ace. Oceanarium…- Nie wiedział od czego zacząć. Zakręciło mu się w głowie.
     - Powoli! - Ruda trzepnęła go w twarz widząc jego rozbiegane spojrzenie. Sanji trochę ochłonął i skrócił jej ostatnie wydarzenia.
     - Pokłóciliście się z Zoro? Ale o co?
     - Nie wiem!
     - Jak to nie wiesz?
     - Nie wiem! A potem oddał mi klucze i wyszedł!
     - Nic nie czaje! - Dziewczyna myślała, że oszaleje.
     - Spotkałem Marco. Mówił jak to Ace mnie kocha i w ogóle… Potem spotkaliśmy się w oceanarium i…
     - Czekaj… tylko mi nie mów, że wy…- Ruda prawie zapaliła się ze złości.
     - Nie! - krzyknął Sanji i uderzył pięścią w kafelki - Nie! W żadnym wypadku! Nie chcę. Tylko… On się ciągle koło mnie kręci. Nie wiem co robić. Nie wiem co czuję. Nie wiem co mam zrobić z Zoro… - Oparł czoło o chłodną ścianę.
     - Okej, coś wymyślimy - Rudowłosa położyła mu ręce na barkach. Już miała coś dodać gdy do łazienki wszedł Usopp.
     - Co tu się dzieje? Sanji, czemu przyszedłeś z Ace’m? Czemu Zoro przyszedł tutaj osobno z jakąś dziewczyną?
     - CO?! - Wrzasnęli oboje i wybiegli z łazienki zobaczyć, czy to prawda.
     Długonosy się nie mylił.
     Zoro przyszedł z Tashigi i przedstawiał ją Luffiemu i reszcie.
     - To się, kurna, nie dzieje…- Sanji wrócił przerażony do łazienki.
     - Co jest grane? - Usopp próbował się połapać.
     - Jak to teraz wygląda? - Blondyn potarł czoło. Przecież tutaj jest Ace. A Zoro… czemu on ciągle chodzi z tą dziewczyną!? Przylepiła się do niego jak gówno podeszwy.
    - Sanji, idziesz tam, bierzesz zielonego za szmaty i macie pogadać - Nami chwyciła go za kołnierz i wyciągnęła z toalety.
     - Nie! Nie będę z nim gadać. Nic nie zrobiłem!
     - Nie obchodzi mnie, który z was jest winny - Pchała go już przed siebie - Skoro nie wiesz o co poszło to się dowiedz!
     -Ale…
     - Żadnych ale! Kto mi ostatnio powiedział, że się zakochał? - Spojrzała oskarżycielko na blondyna, który momentalnie odpuścił - Weź za to odpowiedzialność. Nie jest za późno, żeby to wyjaśniać. Idź!
     Nagle w barze powstał mały harmider. Spojrzeli oboje na ich stolik i zobaczyli dwie mierzące się wrogo bestie.
     Blondyn zbladł.
     Zoro miał ochotę doskoczyć do gardła uśmiechającemu się kpiąco czarnowłosemu. Musiał mu najwyraźniej coś powiedzieć bo reszta stała jak słup soli i nikt się nie odzywał.
     Sanji wbiegł między nich i spojrzał na Zoro.
     - Zejdź mi z drogi - Warknął zielonowłosy.
     - Hej!  – Próbował go powstrzymać blondyn - Co tu się dzieje? – Patrzył to na jednego to na drugiego.
     - Chyba ktoś tu jest zazdrosny - Ace uśmiechnął się ponuro. Blondyn się wkurzył. Czego on się ciągle wtrąca w ich sprawy?!
     - Zoro - zwrócił się Sanji do niego - Poczekasz tu na mnie? - Błagał go wzrokiem. Musiał załatwić sprawę z Ace’m raz na zawsze - Zoro?
     Przez chwilę wydawało mu się że zielonowłosy odwróci się na pięcie i sobie pójdzie. Okularnica stała za nim i wyglądała jakby nic nie rozumiała. W końcu Roronoa spojrzał na Sanjiego i ledwie widocznie skinął głową.
     - Coś załatwię i zaraz wrócę. A ty idziesz ze mną! - wskazał na czarnowłosego. Piegowaty pokazał jeszcze na odchodnym język Zoro, co całkowicie go już wzburzyło. Nami musiała ratować sytuacje przy stoliku.
     Sanji wyszedł na zewnątrz. Powietrze pachniało deszczem. Prawdopodobnie zaraz będzie padać. Za nim człapał Ace. Widać, że humor też mu się zepsuł.
     - Dalej o nim myślisz? Nie widzisz, że chodzi wszędzie z tą dziewuchą? - Rzucił w przestrzeń, nie dbając czy jego słowa dotrą do kuka czy nie.
     - Posłuchaj… - Sanji starał się jak najumiejętniej dobierać słowa - To co się wydarzyło w oceanarium… To… było pod wpływem chwili, ok? To nie miało…
     - Ale jednak to zrobiłeś… - Ace niebezpiecznie się do niego zbliżał.
     - To nic nie znaczyło - Sanji się cofał, ale za sobą miał jedynie ścianę.
     - Nie wmówisz mi niczego - Piegowaty oparł się jedną ręką przy jego głowie. Sanji przełknął ślinę.
     - Nie chce z tobą być. Zrozum to - Próbował jeszcze.
     Ace jakby go nie słuchał. Druga ręka wylądowała po drugiej stronie głowy. Sanji był przyparty i nie miał się jak wycofać. To nie tak miało być!
     - Nie chce cię - Blondyn zaczął szybciej oddychać. To co wydawało mu się, że poczuł w oceanarium zupełnie teraz nie miało miejsca. Zadrżał. Ale bynajmniej nie z przyjemności.
     Teraz miał jasność. Może i przy Ace’e szybciej biło mu czasem serce, ale eksplodować chciało tylko przy tym głupim marimo.
     - Kocham go - Powiedział mu prosto w oczy. Tych słów był pewny jak nigdy niczego. I cokolwiek będzie musiał zrobić, to zrobi, żeby Zoro z nim był. Musi wszystko naprawić.
     Ace’a dotknęły te słowa. Wiedział, że nie ma szans, że to wszystko nie miało sensu od samego początku. Jak ich ujrzał razem w sklepie. Wtedy, gdy spotkali się przypadkiem. Wiedział, że zawalił na całego. Jednak nie mógł się z tym pogodzić. Pochylił się nagle i wbił się w usta zaskoczonego blondyna, całując go zachłannie.
     Sanji oniemiał. Czuł jak Ace go całuje ale jakoś to do niego nie docierało. Mimo, że były to te same usta miał wrażenie, że są zupełnie obce. Chciał go odepchnąć. Spotkało się to z jeszcze większym natarciem. Chciał to przerwać. Czarnowłosy chwycił jego ręce i przytrzymał przy ścianie. Ogarniała go panika. Zdołał złapać powietrze.
     - Przestań…! - Wyrywał się jak mógł. Ogarniała go wściekłość.
     Ace mu nie odpowiedział tylko dalej próbował go pocałować.
     - Powiedziałem puszczaj! - Sanji krzyknął. Już miał się zamachnąć swoim kolanem i sprzedać delikwentowi niezłego kopniaka w brzuch, kiedy nagle odciągnęły go opalone ramiona.
     Zoro chwycił Ace’a za kołnierz i rzucił nim o przeciwległą ścianę. Tak mocno, że piegowaty kaszlał łapiąc oddech.
     Zielonowłosy dostał furii.
     - Słyszałeś co powiedział - odezwał się groźnie. Przypominało to warczenie tygrysa. Ruszył na czarnowłosego.
     Sanji nie słyszał kiedy Roronoa wyszedł z baru. Wszystko tak szybko się działo, że ledwie nadążał. Wiedział tylko, że jeśli czegoś nie zrobi, to z Ace’a zastanie sama miazga. Wbiegł między nich, zanim Zoro go dopadł.
     - Nie - Powiedział twardo.
     Roronoa gdy to zobaczył tym bardziej się zezłościł, ale w jego wzroku pojawiło się coś nowego. Coś na wzór żalu i niedowierzania.
     - Czemu? - Zapytał rozpaczliwie. Nie mógł znieść tego, że Sanji wchodzi mu w drogę. Nie potrafił jednak się temu sprzeciwić wystarczająco.
     - Mówiłem ci, że muszę coś załatwić - Powiedział blondyn twardo i odwrócił do wstającego.
     Nagle Sanji wziął zamach.
     Uniósł swoją zaciśniętą w pięść dłoń i za całej siły uderzył zaskoczonego piegowatego w szczękę.
     Ace dostał tak mocno, że poleciał na ziemię. Chwycił się od razu za twarz i wypluł zbierającą się w ustach krew.
     Wszyscy byli zaskoczeni. Nawet sam blondyn.
     Gdy jego kości poczuły uderzenie, od razu dały znać o bólu.
     - Kurwa! - Kucharz przycisnął dłoń do piersi. To był pierwszy raz kiedy użył swoich rąk do czegoś takiego. Palce mu pulsowały. Czuł jednak niezmierzoną satysfakcję. Zastanawiał się czemu tego nie zrobił wcześniej.
     Zoro przez chwilę myślał, że Sanji broni tego kretyna. Dlatego nie mógł przyswoić tego co zobaczył.
      Ace leżał dalej na chodniku. Uśmiechnął się. Dopiero teraz wytrzeźwiał. Pomyślał jakim jest idiotą. Nie mógł otrzymać gorszego policzka i upokorzenia. Dostał w twarz z pięści. Z pięści człowieka, który dbał o nie bardziej, niż o cokolwiek innego.
     - Załatwiłem - Sanji spojrzał na zielonowłosego który patrzył na niego tępo.- Co?
     - Twoja ręka…- Zoro próbował skupić na czymś myśli. Widział jak kucharz ją obejmuje.
     - Nic mi nie będzie… - Ale Roronoa chwycił jego nadgarstek. Kucharz syknął z bólu. Za to motyle w brzuchu rozszalały się na dobre.
     - Jedziemy do szpitala - Oznajmił zielonowłosy.
     - Po co do szpitala?- Sanji pomyślał, że Zoro jest głupi. Miał ochotę jeszcze raz przyłożyć piegowatemu.
     - Jest złamana - Zoro chwycił blondyna za zdrowy łokieć i ciągnął do samochodu.
     - Co?!- Sanji spanikował. Jak to złamana!? Przecież on jest kucharzem, jak będzie pracował bez ręki?! Pomyślał najpierw. Teraz dopiero poczuł ból. Ból który promieniował, aż do barku. Już nie miał nic przeciwko szpitalowi.

     - Złamanie nie jest poważne - Powiedział doktor. Sanji był jednak załamany. Dłoń strasznie mu spuchła. – Za kilka tygodni ręka będzie całkowicie sprawna. Na ten czas założymy szynę.
Blondyn przeklął się w myślach. Czy Ace musi mu zawsze komplikować życie?
     Został wypuszczony z gabinetu z czarną, sztywną opaską oplatającą jego dłoń do łokcia.
     - I jak? - Zapytał Zoro szybko wstając z poczekalnianego krzesełka.
     - Za kilka tygodni będę sprawny - Powiedział zły - Ale sam sobie pensji nie wypłacę.
     - Mogłeś zostawić to mnie, zrobiłbym to lepiej - Zielonowłosy uśmiechnął się. Złość już prawie całkowicie z niego uleciała.
     - Spadaj… - Sanji się zarumienił. Miał słabość do tego człowieka. Do tego tak szybko go tu przywiózł. Stanął w jego obronie. Martwił się.
     - I tak nieźle, jak na takie chucherko.
     Sanji spiorunował go wzrokiem.
     - Odwieść cię do domu? - Zoro trochę spoważniał. Sytuacja sprzed wypadku wracała powoli na pierwszy plan.
     Kucharz kiwnął głową. Musiał wyjaśnić sytuacje. Do tego teraz dopiero zdał sobie sprawę co powiedział Ace’owi zanim Zoro go odepchnął. Czy szermierz już tam był? Czy zjawił się później? Miał dużą nadzieję, że jednak to drugie.

      Jadąc autem nie odzywali się do siebie. Blondyn myślał jak zacząć. Patrzył na swoją dłoń. Żałował teraz, że nie użył jednego ze swoich kopnięć. Powinien bardziej szanować swoje ręce.
     - Boli? - Zapytał nagle Zoro.
     - Nie tak bardzo.- Sanjiemu zrobiło się miło, że pyta.
     - Chyba nie bijesz się normalnie na ręce, co?
     - A skąd to wiesz? - Zapytał zaskoczony.
     - Ostatnio jak przyszedłeś z bójki, to jedynie dłonie miałeś nienaruszone. Bardzo o nie dbasz.
     Blondyn nie sądził, że glony mogą być takie spostrzegawcze. Zrobiło mu się przyjemnie ciepło.
     - Ręce dla kucharza znaczą bardzo dużo.
     - Tym bardziej nie rozumiem dlaczego nie pozwoliłeś mi go poturbować.
     - Powiedziałem. To moja sprawa.
     - Nie. To nie jest już tylko twoja sprawa.
     Znowu cisza. Sanji uświadomił sobie, że Zoro ma racje. Poczuł się głupio. Musi to naprawić. Nie chce już dłużej tego ciągnąć.
     - Masz rację… - Powiedział skruszony - Przepraszam.
     - W porządku - Powiedział ostrożnie Zoro.
     - Słuchaj… Ta cała sytuacja… Przepraszam, że tak na ciebie wrzeszczałem…- Zaczął się denerwować - Nie powinienem mówić takich rzeczy. Nie mam prawa zabraniać ci się z nią widzieć… - Przełknął ślinę - Po prostu… W pewnym momencie bałem się, że… Wybierzesz ją…
     - Nigdy bym jej nie wybrał - Zoro był zaskoczony tą otwartością. Chętnie słuchał.- Przecież… ustalaliśmy coś ostatnio - Pomyślał o ich związku.
     - Wiem… Ale ona…- Sanji się zaczerwienił.-… Ona tak bardzo przypomina twoją byłą dziewczynę.
     Zoro zatkało. Nie spojrzał na to w ten sposób. To była prawda. Zwłaszcza że blondyn widział zdjęcie. Teraz dopiero sobie przypomniał.
     - I bałem się… że mnie dla niej zostawisz…
     Zielonowłosy się zaśmiał.
     - To ci teraz mówię, że nie masz się czego obawiać.
     - To dlaczego ostatnio tak często się widujecie? - Był zły że szermierza to bawi.
     - Pomaga mi się przygotować do zawodów - Zoro wzruszył ramionami - Nic więcej. No i się kumplujemy. Ale tak poza pracą to nie mamy o czym rozmawiać.
     - Zawody… - No tak, mógł zapytać. Poczuł się jak idiota. Ostatni.
     - Za to ty nie musiałeś zaraz lecieć do Ace’a - Zielonowłosy powiedział zanim ugryzł się w język.
     - Co?- Sanjiego to zbiło z tropu – Dzisiaj to sam do mnie…
     - Nie dzisiaj. Wczoraj.
     Teraz to Blondynowi nic nie pasowało.
     - Nie widziałem się z nim wczoraj.
     - Jak to nie? – Teraz Zoro zwątpił - Spotkałem go i powiedział mi, że jesteś u niego. Po za tym wiedziałeś, że niosłem Tashigi na rękach, a tylko Ace o tym wiedział. Więc musiał ci powiedzieć.
Blondyn był oburzony. Więc ta cała kłótnia wynikła z matactwa Ace’a?!
     - I ty mu uwierzyłeś?!
     - Mówiłeś że się z kimś widziałeś!
     - Ze znajomym ze studiów!
     - Dzwoniłem, ale nie odbierałeś! Wróciłem wcześniej, a ciebie nie było!
     - Rozwaliłem telefon gdy mi Ace powiedział, że nosisz panienkę na rękach!
     - Niosłem ją bo skręciła kostkę na treningu i wiozłem ją do lekarza!
     Oboje ucichli. Poczuli się fatalnie. Cała sytuacja była jednym wielkim nieporozumieniem.
     - Jesteśmy idiotami - Sanji się załamał.
     - Tak. Do potęgi - Zoro to dopiero się poczuł jak kretyn.
     Blondyn planował w myślach śmierć Ace’a. Krok po kroku. Podejrzewał, że najprawdopodobniej czarnowłosy się zgrywał, ale i tak mu nie wybaczy. Nie ważne jakie będzie miał usprawiedliwienie.
Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego Zoro tak postąpił, a nie inaczej. Był zazdrosny! Tak jak on!
Zajechali pod dom.
     - Co teraz? - Zapytał Sanji.
     Chwila ciszy. Zoro niepewnie zaczął.
     - W takim razie ja też przepraszam. Oceniłem wszystko po swojemu nie pytając ciebie wcześniej.
      Cisza.
     - Wybaczę ci tylko pod jednym warunkiem - powiedział Sanji.
     - No?- Przestraszył się trochę.
     - Wrócisz do mieszkania - Zaczerwienił się.
     - Bałem się, że nie spytasz - Zoro uśmiechnął się. Poczuł niewysłowioną ulgę, że w końcu sobie wszystko wyjaśnili.
     Oboje spojrzeli na siebie. Napięcie z nich uchodziło. Uśmiechnęli się i wyszli z auta kierując się do klatki schodowej.
     Zoro delikatnie ujął zdrową dłoń Sanjiego. Weszli na górę trzymając się za ręce.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz