Jakie to wszystko jest popieprzone!
W głowie huczało mu od myśli.
Przewijały się wspomnienia z przeszłości, całe zajście z Acem i Zoro, do
tego Marco biadolący o miłości.
Kurwa!
Przekręcił się w łóżku. Nie mógł
spać. Do tego wyrzucał sobie, że opuścił dzień w pracy. Jak mógł w takiej sytuacji
postawić klientów?
„Zrobił bym wszystko, żeby cofnąć
czas”
Zrobił się czerwony. Może Ace’owi
naprawdę zależało?
Ale Zoro…
No właśnie. Teraz był Zoro. Serce mu
krwawiło. Nie wiedział, czy ma szukać z nim kontaktu. Nic nie wiedział. Był
zagubiony. Duma trochę go hamowała. Przecież on nic nie zrobił! Nie należało mu
się takie traktowanie!
Wstał.
Zaczął chodzić nerwowo po
mieszkaniu. Znowu odpalił papierosa.
Może zadzwonię… Kurwa! Nie zadzwoni. Że też rzucił tym telefonem!
On nigdy nie przestał cię kochać
Chwycił się za serce. Zaraz potem w
głowie miał cudowny poranek w górach i ich mokre ciała. Pierwszy pocałunek….
Nie… Pierwszy pocałunek miał
wcześniej… Kiedyś gdy wracał z pracy. Niespodziewany, spontaniczny…
Dotknął swoich warg. Zamknął oczy.
Próbował skupić myśli.
Zoro.
Tak bardzo chciał go zobaczyć. Tak
bardzo chciał go dotknąć. Jak na komendę, jego przyrodzenie przyjemnie zaczęło
pulsować, przypominając sobie ostatnią wspólną noc.
Cholernie mi się podobasz…
Po co by to mówił, jeśli miałby się
teraz wycofać?
Wyglądał na przejętego gdy się
kłócili. Powiedzieli sobie za dużo? A może właśnie za mało?
Nagle podskoczył, usłyszawszy dźwięk
dzwonka do drzwi. Otrząsając się i otworzył szybko. Miał nadzieję, że
może to…
- A kuku - Ace wyszczerzył się w
uśmiechu widząc Sanjiego w samych spodniach od dresu. Sanji się zarumienił.
Myślał, że to ktoś inny - Idziemy nunu?
- Spadaj, jest późno - Blondyn
starał się zachować twarz. Zwłaszcza po tym co się stało w oceanarium.
- To wskakuj w jakieś normalne
ciuchy. Idziemy do Sunny’iego.- Oparł się ostentacyjnie o framugę drzwi mierząc
przyjaciela spojrzeniem.
- Teraz? - Zapytał niechętnie.
- Luffy i reszta już tam są. Ruda
mówiła coś, że się martwi bo nie odbierasz.
- Padł mi telefon - wytłumaczył się.
Nagle bardzo zachciało mu się z nią spotkać. Musi z nią porozmawiać, ona na
pewno mu wybije z głowy te wszystkie miłostki.- Ok, poczekaj tu, zaraz będę
gotowy.
- Nie zaprosisz mnie do środka? -
Czarnowłosy się zaśmiał. Blondyn niechętnie uchylił drzwi.- Przecież nie rzucę
się na ciebie.
- Spróbowałbyś…- Sanji znowu oblał
się rumieńcem. Rany! Jakie to wkurzające, że na jego bladej skórze tak wszystko
widać!
- Chyba, że mnie sprowokujesz… -
Wymruczał mu do ucha na co blondyn momentalnie odskoczył przerażony.
- Spokojnie! - Piegowaty się zaśmiał,
ale przystopował.- Przepraszam, żartowałem.
- Jeszcze jeden taki durny komentarz
i pożałujesz!
W drodze do baru udało im się jakoś
normalnie porozmawiać. Wspominali trochę stare lata, opowiedzieli sobie jak
idzie im w obecnej pracy. Sanji trochę się rozluźnił, choć obecność Ace’a dalej
go krępowała. Weszli do baru.
- Sanji! – Nami rzuciła mu się na
szyję - Co się z Tobą działo! Nie mogłam się do ciebie…- i nagle przerwała gdy
zobaczyła z kim przyszedł - … dodzwonić…- Spojrzała wymownie na przyjaciela.
Blondyn posłał jej błagalne
spojrzenie.
- Słuchaj, potrzebuję cię w jednej
sprawie…. - Odciągnęła go od czarnowłosego i zaciągnęła do męskiej łazienki -
Mów! -Przyparła go do ściany.
- Marco. Mętlik. Zoro. Kłótnia.
Wyprowadzka. Ace. Oceanarium…- Nie wiedział od czego zacząć. Zakręciło mu się w
głowie.
- Powoli! - Ruda trzepnęła go w twarz
widząc jego rozbiegane spojrzenie. Sanji trochę ochłonął i skrócił jej ostatnie wydarzenia.
- Pokłóciliście się z Zoro? Ale o co?
- Nie wiem!
- Jak to nie wiesz?
- Nie wiem! A potem oddał mi klucze
i wyszedł!
- Nic nie czaje! - Dziewczyna
myślała, że oszaleje.
- Spotkałem Marco. Mówił jak to Ace
mnie kocha i w ogóle… Potem spotkaliśmy się w oceanarium i…
- Czekaj… tylko mi nie mów, że wy…-
Ruda prawie zapaliła się ze złości.
- Nie! - krzyknął Sanji i uderzył
pięścią w kafelki - Nie! W żadnym wypadku! Nie chcę. Tylko… On się ciągle koło
mnie kręci. Nie wiem co robić. Nie wiem co czuję. Nie wiem co mam zrobić z
Zoro… - Oparł czoło o chłodną ścianę.
- Okej, coś wymyślimy - Rudowłosa
położyła mu ręce na barkach. Już miała coś dodać gdy do łazienki wszedł Usopp.
- Co tu się dzieje? Sanji, czemu
przyszedłeś z Ace’m? Czemu Zoro przyszedł tutaj osobno z jakąś dziewczyną?
- CO?! - Wrzasnęli oboje i wybiegli z
łazienki zobaczyć, czy to prawda.
Długonosy się nie mylił.
Zoro przyszedł z Tashigi i
przedstawiał ją Luffiemu i reszcie.
- To się, kurna, nie dzieje…- Sanji
wrócił przerażony do łazienki.
- Co jest grane? - Usopp próbował się
połapać.
- Jak to teraz wygląda? - Blondyn
potarł czoło. Przecież tutaj jest Ace. A Zoro… czemu on ciągle chodzi z tą
dziewczyną!? Przylepiła się do niego jak gówno podeszwy.
- Sanji, idziesz tam, bierzesz zielonego za szmaty i macie pogadać - Nami chwyciła go za kołnierz i wyciągnęła
z toalety.
- Nie! Nie będę z nim gadać. Nic nie
zrobiłem!
- Nie obchodzi mnie, który z was
jest winny - Pchała go już przed siebie - Skoro nie wiesz o co poszło to się
dowiedz!
-Ale…
- Żadnych ale! Kto mi ostatnio
powiedział, że się zakochał? - Spojrzała oskarżycielko na blondyna, który
momentalnie odpuścił - Weź za to odpowiedzialność. Nie jest za późno, żeby to
wyjaśniać. Idź!
Nagle w barze powstał mały harmider. Spojrzeli oboje na ich stolik i zobaczyli dwie mierzące się wrogo bestie.
Nagle w barze powstał mały harmider. Spojrzeli oboje na ich stolik i zobaczyli dwie mierzące się wrogo bestie.
Blondyn zbladł.
Zoro miał ochotę doskoczyć do gardła
uśmiechającemu się kpiąco czarnowłosemu. Musiał mu najwyraźniej coś powiedzieć
bo reszta stała jak słup soli i nikt się nie odzywał.
Sanji wbiegł między nich i spojrzał
na Zoro.
- Zejdź mi z drogi - Warknął
zielonowłosy.
- Hej! – Próbował go
powstrzymać blondyn - Co tu się dzieje? – Patrzył to na jednego to na drugiego.
- Chyba ktoś tu jest zazdrosny - Ace
uśmiechnął się ponuro. Blondyn się wkurzył. Czego on się ciągle wtrąca w ich
sprawy?!
- Zoro - zwrócił się Sanji do
niego - Poczekasz tu na mnie? - Błagał go wzrokiem. Musiał załatwić sprawę z
Ace’m raz na zawsze - Zoro?
Przez chwilę wydawało mu się że
zielonowłosy odwróci się na pięcie i sobie pójdzie. Okularnica stała za nim i
wyglądała jakby nic nie rozumiała. W końcu Roronoa spojrzał na Sanjiego i
ledwie widocznie skinął głową.
- Coś załatwię i zaraz wrócę. A ty
idziesz ze mną! - wskazał na czarnowłosego. Piegowaty pokazał jeszcze na
odchodnym język Zoro, co całkowicie go już wzburzyło. Nami musiała ratować
sytuacje przy stoliku.
Sanji wyszedł na zewnątrz. Powietrze
pachniało deszczem. Prawdopodobnie zaraz będzie padać. Za nim człapał Ace.
Widać, że humor też mu się zepsuł.
- Dalej o nim myślisz? Nie widzisz,
że chodzi wszędzie z tą dziewuchą? - Rzucił w przestrzeń, nie dbając czy jego
słowa dotrą do kuka czy nie.
- Posłuchaj… - Sanji starał się jak
najumiejętniej dobierać słowa - To co się wydarzyło w oceanarium… To… było pod
wpływem chwili, ok? To nie miało…
- Ale jednak to zrobiłeś… - Ace
niebezpiecznie się do niego zbliżał.
- To nic nie znaczyło - Sanji się
cofał, ale za sobą miał jedynie ścianę.
- Nie wmówisz mi niczego - Piegowaty
oparł się jedną ręką przy jego głowie. Sanji przełknął ślinę.
- Nie chce z tobą być. Zrozum to -
Próbował jeszcze.
Ace jakby go nie słuchał. Druga ręka
wylądowała po drugiej stronie głowy. Sanji był przyparty i nie miał się jak
wycofać. To nie tak miało być!
- Nie chce cię - Blondyn zaczął
szybciej oddychać. To co wydawało mu się, że poczuł w oceanarium zupełnie teraz
nie miało miejsca. Zadrżał. Ale bynajmniej nie z przyjemności.
Teraz miał jasność. Może i przy
Ace’e szybciej biło mu czasem serce, ale eksplodować chciało tylko przy tym
głupim marimo.
- Kocham go - Powiedział mu prosto w
oczy. Tych słów był pewny jak nigdy niczego. I cokolwiek będzie musiał zrobić,
to zrobi, żeby Zoro z nim był. Musi wszystko naprawić.
Ace’a dotknęły te słowa. Wiedział,
że nie ma szans, że to wszystko nie miało sensu od samego początku. Jak ich
ujrzał razem w sklepie. Wtedy, gdy spotkali się przypadkiem. Wiedział, że zawalił
na całego. Jednak nie mógł się z tym pogodzić. Pochylił się nagle i wbił się w
usta zaskoczonego blondyna, całując go zachłannie.
Sanji oniemiał. Czuł jak Ace go
całuje ale jakoś to do niego nie docierało. Mimo, że były to te same usta miał
wrażenie, że są zupełnie obce. Chciał go odepchnąć. Spotkało się to z jeszcze
większym natarciem. Chciał to przerwać. Czarnowłosy chwycił jego ręce i
przytrzymał przy ścianie. Ogarniała go panika. Zdołał złapać powietrze.
- Przestań…! - Wyrywał się jak mógł.
Ogarniała go wściekłość.
Ace mu nie odpowiedział tylko dalej
próbował go pocałować.
- Powiedziałem puszczaj! - Sanji
krzyknął. Już miał się zamachnąć swoim kolanem i sprzedać delikwentowi niezłego
kopniaka w brzuch, kiedy nagle odciągnęły go opalone ramiona.
Zoro chwycił Ace’a za kołnierz i
rzucił nim o przeciwległą ścianę. Tak mocno, że piegowaty kaszlał łapiąc
oddech.
Zielonowłosy dostał furii.
- Słyszałeś co powiedział - odezwał
się groźnie. Przypominało to warczenie tygrysa. Ruszył na czarnowłosego.
Sanji nie słyszał kiedy Roronoa
wyszedł z baru. Wszystko tak szybko się działo, że ledwie nadążał. Wiedział
tylko, że jeśli czegoś nie zrobi, to z Ace’a zastanie sama miazga. Wbiegł między
nich, zanim Zoro go dopadł.
- Nie - Powiedział twardo.
Roronoa gdy to zobaczył tym bardziej
się zezłościł, ale w jego wzroku pojawiło się coś nowego. Coś na wzór żalu i
niedowierzania.
- Czemu? - Zapytał rozpaczliwie. Nie
mógł znieść tego, że Sanji wchodzi mu w drogę. Nie potrafił jednak się temu
sprzeciwić wystarczająco.
- Mówiłem ci, że muszę coś
załatwić - Powiedział blondyn twardo i odwrócił do wstającego.
Nagle Sanji wziął zamach.
Uniósł swoją zaciśniętą w pięść dłoń
i za całej siły uderzył zaskoczonego piegowatego w szczękę.
Ace dostał tak mocno, że poleciał na
ziemię. Chwycił się od razu za twarz i wypluł zbierającą się w ustach krew.
Wszyscy byli zaskoczeni. Nawet sam
blondyn.
Gdy jego kości poczuły uderzenie, od
razu dały znać o bólu.
- Kurwa! - Kucharz przycisnął dłoń do
piersi. To był pierwszy raz kiedy użył swoich rąk do czegoś takiego. Palce mu
pulsowały. Czuł jednak niezmierzoną satysfakcję. Zastanawiał się czemu tego nie
zrobił wcześniej.
Zoro przez chwilę myślał, że Sanji
broni tego kretyna. Dlatego nie mógł przyswoić tego co zobaczył.
Ace leżał dalej na chodniku.
Uśmiechnął się. Dopiero teraz wytrzeźwiał. Pomyślał jakim jest idiotą. Nie mógł
otrzymać gorszego policzka i upokorzenia. Dostał w twarz
z pięści. Z pięści człowieka, który dbał o nie bardziej, niż o cokolwiek innego.
- Załatwiłem - Sanji spojrzał na
zielonowłosego który patrzył na niego tępo.- Co?
- Twoja ręka…- Zoro próbował skupić
na czymś myśli. Widział jak kucharz ją obejmuje.
- Nic mi nie będzie… - Ale Roronoa
chwycił jego nadgarstek. Kucharz syknął z bólu. Za to motyle w brzuchu
rozszalały się na dobre.
- Jedziemy do szpitala - Oznajmił
zielonowłosy.
- Po co do szpitala?- Sanji
pomyślał, że Zoro jest głupi. Miał ochotę jeszcze raz przyłożyć piegowatemu.
- Jest złamana - Zoro chwycił
blondyna za zdrowy łokieć i ciągnął do samochodu.
- Co?!- Sanji spanikował. Jak to
złamana!? Przecież on jest kucharzem, jak będzie pracował bez ręki?! Pomyślał
najpierw. Teraz dopiero poczuł ból. Ból który promieniował, aż do barku. Już
nie miał nic przeciwko szpitalowi.
…
- Złamanie nie jest poważne -
Powiedział doktor. Sanji był jednak załamany. Dłoń strasznie mu spuchła. – Za
kilka tygodni ręka będzie całkowicie sprawna. Na ten czas założymy szynę.
Blondyn przeklął się w myślach. Czy
Ace musi mu zawsze komplikować życie?
Został wypuszczony z gabinetu z
czarną, sztywną opaską oplatającą jego dłoń do łokcia.
- I jak? - Zapytał Zoro szybko
wstając z poczekalnianego krzesełka.
- Za kilka tygodni będę sprawny -
Powiedział zły - Ale sam sobie pensji nie wypłacę.
- Mogłeś zostawić to mnie, zrobiłbym
to lepiej - Zielonowłosy uśmiechnął się. Złość już prawie całkowicie z niego
uleciała.
- Spadaj… - Sanji się zarumienił.
Miał słabość do tego człowieka. Do tego tak szybko go tu przywiózł. Stanął w
jego obronie. Martwił się.
- I tak nieźle, jak na takie
chucherko.
Sanji spiorunował go wzrokiem.
- Odwieść cię do domu? - Zoro trochę
spoważniał. Sytuacja sprzed wypadku wracała powoli na pierwszy plan.
Kucharz kiwnął głową. Musiał
wyjaśnić sytuacje. Do tego teraz dopiero zdał sobie sprawę co powiedział
Ace’owi zanim Zoro go odepchnął. Czy szermierz już tam był? Czy zjawił się
później? Miał dużą nadzieję, że jednak to drugie.
…
Jadąc autem nie odzywali się do
siebie. Blondyn myślał jak zacząć. Patrzył na swoją dłoń. Żałował teraz, że nie
użył jednego ze swoich kopnięć. Powinien bardziej szanować swoje ręce.
- Boli? - Zapytał nagle Zoro.
- Nie tak bardzo.- Sanjiemu zrobiło
się miło, że pyta.
- Chyba nie bijesz się normalnie na
ręce, co?
- A skąd to wiesz? - Zapytał
zaskoczony.
- Ostatnio jak przyszedłeś z bójki,
to jedynie dłonie miałeś nienaruszone. Bardzo o nie dbasz.
Blondyn nie sądził, że glony mogą
być takie spostrzegawcze. Zrobiło mu się przyjemnie ciepło.
- Ręce dla kucharza znaczą bardzo
dużo.
- Tym bardziej nie rozumiem dlaczego
nie pozwoliłeś mi go poturbować.
- Powiedziałem. To moja sprawa.
- Nie. To nie jest już tylko twoja
sprawa.
Znowu cisza. Sanji uświadomił sobie,
że Zoro ma racje. Poczuł się głupio. Musi to naprawić. Nie chce już dłużej tego
ciągnąć.
- Masz rację… - Powiedział
skruszony - Przepraszam.
- W porządku - Powiedział ostrożnie
Zoro.
- Słuchaj… Ta cała sytuacja…
Przepraszam, że tak na ciebie wrzeszczałem…- Zaczął się denerwować - Nie
powinienem mówić takich rzeczy. Nie mam prawa zabraniać ci się z nią widzieć… -
Przełknął ślinę - Po prostu… W pewnym momencie bałem się, że… Wybierzesz ją…
- Nigdy bym jej nie wybrał - Zoro
był zaskoczony tą otwartością. Chętnie słuchał.- Przecież… ustalaliśmy coś
ostatnio - Pomyślał o ich związku.
- Wiem… Ale ona…- Sanji się
zaczerwienił.-… Ona tak bardzo przypomina twoją byłą dziewczynę.
Zoro zatkało. Nie spojrzał na to w
ten sposób. To była prawda. Zwłaszcza że blondyn widział zdjęcie. Teraz dopiero
sobie przypomniał.
- I bałem się… że mnie dla niej
zostawisz…
Zielonowłosy się zaśmiał.
- To ci teraz mówię, że nie masz się
czego obawiać.
- To dlaczego ostatnio tak często
się widujecie? - Był zły że szermierza to bawi.
- Pomaga mi się przygotować do
zawodów - Zoro wzruszył ramionami - Nic więcej. No i się kumplujemy. Ale tak
poza pracą to nie mamy o czym rozmawiać.
- Zawody… - No tak, mógł zapytać.
Poczuł się jak idiota. Ostatni.
- Za to ty nie musiałeś zaraz lecieć
do Ace’a - Zielonowłosy powiedział zanim ugryzł się w język.
- Co?- Sanjiego to zbiło z tropu –
Dzisiaj to sam do mnie…
- Nie dzisiaj. Wczoraj.
Teraz to Blondynowi nic nie
pasowało.
- Nie widziałem się z nim wczoraj.
- Jak to nie? – Teraz Zoro zwątpił -
Spotkałem go i powiedział mi, że jesteś u niego. Po za tym wiedziałeś, że
niosłem Tashigi na rękach, a tylko Ace o tym wiedział. Więc musiał ci
powiedzieć.
Blondyn był oburzony. Więc ta cała
kłótnia wynikła z matactwa Ace’a?!
- I ty mu uwierzyłeś?!
- Mówiłeś że się z kimś widziałeś!
- Ze znajomym ze studiów!
- Dzwoniłem, ale nie odbierałeś!
Wróciłem wcześniej, a ciebie nie było!
- Rozwaliłem telefon gdy mi Ace
powiedział, że nosisz panienkę na rękach!
- Niosłem ją bo skręciła kostkę na
treningu i wiozłem ją do lekarza!
Oboje ucichli. Poczuli się fatalnie.
Cała sytuacja była jednym wielkim nieporozumieniem.
- Jesteśmy idiotami - Sanji się
załamał.
- Tak. Do potęgi - Zoro to dopiero
się poczuł jak kretyn.
Blondyn planował w myślach śmierć
Ace’a. Krok po kroku. Podejrzewał, że najprawdopodobniej czarnowłosy się
zgrywał, ale i tak mu nie wybaczy. Nie ważne jakie będzie miał
usprawiedliwienie.
Teraz przynajmniej wiedział,
dlaczego Zoro tak postąpił, a nie inaczej. Był zazdrosny! Tak jak on!
Zajechali pod dom.
- Co teraz? - Zapytał Sanji.
Chwila ciszy. Zoro niepewnie zaczął.
- W takim razie ja też przepraszam.
Oceniłem wszystko po swojemu nie pytając ciebie wcześniej.
Cisza.
- Wybaczę ci tylko pod jednym
warunkiem - powiedział Sanji.
- No?- Przestraszył się trochę.
- Wrócisz do mieszkania -
Zaczerwienił się.
- Bałem się, że nie spytasz - Zoro
uśmiechnął się. Poczuł niewysłowioną ulgę, że w końcu sobie wszystko wyjaśnili.
Oboje spojrzeli na siebie. Napięcie
z nich uchodziło. Uśmiechnęli się i wyszli z auta kierując się do klatki
schodowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz