czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 2



      Ciel biegł na tyle szybko, na ile pozwalały mu jego krótkie nogi i wytrzymałość. Każdy krok bolał, od obtarć po niewygodnych butach. Po drodze zrzucił z siebie płaszcz i uwierające dodatki garderoby, które dźwięczały i drażniły przy każdym ruchu. Teraz jedynie utrudniały bieg, więc bez skrupułów się ich pozbył, nie licząc się z ich wartością. Był cały mokry, a płuca paliły żywym ogniem. Wzrok mu się zamazywał z wysiłku, a pędząca krew nie nadążała z transportem tlenu. W końcu musiał przystanąć, by nie upaść. Oparł się o ceglasty mur, drżąc z przemęczenia. Ludzie dookoła go mijali, udając, że go nie widzą. Nikt nie miał ochoty i czasu przejmować się małym, biednym i brudnym chłopcem.
     Po chwili, nie chcąc sobie robić odpoczynku, młody hrabia powoli ruszył do przodu, trzymając się za kłujący bok. Gdy znalazł się przed jedną z witryn sklepowych, zatrzymał się, musząc się w czymś upewnić.
Delikatnie uniósł przepaskę, zasłaniającą jego prawe oko. W odbiciu szyby ujrzał wciąż jarzącą się pieczęć przysięgi. Oparł czoło o chłodną szybę i odetchnął, zostawiając na szkle swój oddech.
Był już niedaleko. Widział zakład pogrzebowy na końcu ulicy. Zmusił się do dalszej wędrówki, człapiąc w kierunku budynku. Czuł, że może zaraz zemdleć. Zawsze miał problem z nadmiernym wysiłkiem, przez swoje osłabione ciało i nie raz słyszał, że może być to zagrożeniem dla jego życia. Nie ustawał jednak, napędzany wściekłością i chęcią rozwiązania tajemniczego zniknięcia Sebastiana. Resztkami sił pchnął wielkie drzwi i znalazł się wśród stosów płonących świec.
     Zapadła cisza, urywana jego przyspieszonym oddechem. Szedł dalej, zanurzając się w ciemność.
     - Proszę, proszę… – Z cienia wyłoniła się wysoka postać.- Cóż za niespodzianka…- Długie, jasne włosy mężczyzny zalśniły w blasku ognia, a rząd białych zębów obnażył się w zadowolonym uśmiechu.- Cóż takiego uroczego chłopca do mnie sprowadza?
     - Undertaker…- Ciel oparł się o jeden ze stołów, próbując zapanować nad objawami astmy. – Potrzebuję twojej pomocy.
     - Właśnie widzę… Nie masz się co martwić, mam trumnę wyciosaną specjalnie dla ciebie…- Zaśmiał się właściciel zakładu, ukazując jedną z wielu.
     - Chodzi o Sebastiana.- Hrabi udało się stanąć porządnie na dwóch nogach. Zastanawiał się, od czego zacząć.- Podejrzewam, że stało się coś złego…
     - Rzeczywiście nie ma z tobą twojego pieska…- Undertaker rozejrzał się dookoła teatralnie i klasnął w dłonie.- Zostałeś sam jak palec!
     - Tak, i chciałbym się dowiedzieć, czy może byłbyś w stanie powiedzieć mi coś na ten temat.- Odzyskiwał powoli siłę lecz niepokój nie zelżał nawet trochę. Czuł upokorzenie, musząc zwracać się o pomoc do tego niezrównoważonego psychicznie mężczyzny.
     - Wiesz, że takie usługi, nie są za darmo?- Pochylił się srebrnowłosy do wysokości chłopca.
     - Nie mam na to czasu!- Miał wrażenie, że jeśli nie będzie działał szybko, stanie się coś złego. Ne potrafił tego wyjaśnić, ale był święcie przekonany o słuszności swoich obaw. – Przerwano nam w rytuale. Zjawiła się grupa demonów, która podejrzewam, przeniosła ich do swojego świata.
     Srebrnowłosy zamarł na chwilę, a potem padł na plecy i zaczął się głośno śmiać, turlając jak nienormalny.
     - Co jest takie zabawne?!- Krzyknął Ciel rozdrażniony i speszony. Pierwszy raz do tego, udało mu się tak szybko rozbawić właściciela kostnicy, w dodatku nieświadomie. Żyłka niebezpiecznie zapulsowała mu na skroni.
     - Nie wierzę… Przybiegasz do mnie na ratunek demonowi, który miał chwilę wcześniej zjeść twoją duszę?! Rany, rany…- Otarł łzy rozbawienia. – Przecież to się kupy nie trzyma.
     - Nie przyszedłem tu po twoją opinię, tylko po odpowiedź.- Warknął, patrząc na mężczyznę z góry.
     - Powinieneś się cieszyć.- Undertaker spoważniał i spojrzał na chłopca jednym zielonym okiem, które wyłoniło się spomiędzy niesfornej i długiej grzywki. – Skoro przerwali wam w pożegnalnym spotkanku, musiał coś przeskrobać. Prawdopodobnie zabrali go przed swój sąd i tam wydadzą wyrok.
     - Jak to? – Ciel nie rozumiał.
     - Musiał złamać jakieś zasady, obowiązujące go w jego świecie. Ja do niego nie należę, więc nic więcej nie potrafię powiedzieć.- Uśmiechnął się. – Po za tym, to tylko moje przypuszczenia. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by same demony pogwałciły prawo spożycia duszy z kontraktu. Wiec według mnie, musiało to być coś poważnego, fu fu fu.- Zasłonił usta dłonią, oszpeconą długimi, czarnymi paznokciami.- Prawdopodobnie, karane śmiercią…- Dodał, nadając dramaturgii.
     Chłopak zamarł. Zupełnie nie wiedział co takiego mógł zrobić Sebastian by rozgniewać swoich pobratymców. Z drugiej strony, wcale go nie znał. Mógł żyć tysiące lat przed nim i zasłużyć sobie na taki los.  Zabolało go to jednak w pewien sposób mimo, że nie miał na to wpływu. Zagryzł wargę i zacisnął pięści. Poczuł się bezradny. Miał nadzieję usłyszeć inny scenariusz. Przyszedł tutaj rozwiązać problem, nie utonąć w nim bardziej.
     - Czy ja widzę rozpacz? Przecież właśnie dostałeś drugie życie!- Krzyknął grabarz, dalej rozbawiony. Obracał się wokół hrabi, wzruszając płomyki świec, delikatnym podmuchem swojego długiego, czarnego do ziemi płaszcza.- Wraz z jego śmiercią, kontrakt przestaje was obowiązywać. Będziesz wolny.- Szepnął mu za plecami do jego ucha.
     Wolny.
     To słowo obijało się w mózgu Ciela, rozsadzając mu czaszkę. Zaraz po nim, zaczęły napływać nowe i jak fala zalewać umysł, topiąc go w morzu myśli.
     Życie.
     Przyszłość.
     Pierwszy raz ujrzał je tak wyraźnie i czysto. Pierwszy raz mur runął i ukazał mu jego śmierć w zupełnie innych okolicznościach. Jako szczęśliwego staruszka, siedzącego ze swoją żoną i grupką wnuków, w swojej jeszcze wspanialszej posiadłości. To wszystko mógł mieć teraz na wyciągnięcie ręki. Cały koszmar jaki go spotkał, mógł zostawić za sobą i zacząć na nowo, żyjąc w końcu tak, jak kiedyś chciał. Dzieliło go od tego tylko jedno. Chęć sięgnięcia po to.
     Nie musiał umierać tu i w tej chwili, oddając dusze demonowi, dla którego nigdy nie był niczym więcej, niż zwykłym posiłkiem…
     Sebastian zniknie i już nigdy więcej go nie zobaczy… Nie musi dotrzymywać danego słowa…
     -  Nie.- Szepnął, rujnując całą tą piękną wizję, która rozpadła się na drobne kawałki. Ocknął się i wrócił z sennej krainy, zdając sobie sprawę z ostatnich rozmyślań. – Nigdy nie będę wolny.- Powiedział do Undertakera, rzucając mu stalowe spojrzenie.- Złożyłem przysięgę i nie mam zamiaru przed nią uciekać.
     - Jaki uparty…- Grabarz zamruczał podniecony.- Czyli jednak pragniesz umrzeć?
     - Kontrakt się wypełnił. Złamanie słowa było by hańbą na moim honorze.- Powiedział stanowczo.- Czy jest sposób, bym dostał się do ich świata?
     - Cóż… może istnieje…- Powiedział srebrnowłosy, drocząc się z chłopcem.- …a może nie?
     - Czy niewystarczająco dostarczyłem ci rozrywki psie, żebym teraz bawił się w twoje gierki?- Ostatnie słowa wypowiedział nasycając je jadem. Miał dosyć stania bezczynnie.- Chyba spełniłem żądanie?
     - Owszem, więc pomogę ci…- Powiedział tamten zacierając ręce i całkowicie ignorując zniewagę od młodego hrabi.-… ale chcę jeszcze pewnej rzeczy…
     - Mów, byle szybko.- Ciel, aż się palił do działania. Czuł, że nie zostało mu wiele czasu.
     - Chcę twoje ciało.- Grabarz otarł cieknącą po jego brodzie ślinę, która bezwiednie spłynęła z jego ust, na myśl o własnych zboczeniach.
     Chłopak się wzdrygnął zniesmaczony. Wiedział zawsze, że właściciel kostnicy jest zdrowo szurnięty i mógł się spodziewać, że będzie pragnął czegoś w tym stylu. Choć myśl o oddaniu własnej osoby temu wariatowi napawała go obrzydzeniem, był  gotowy na każde ustępstwo. W końcu później, ciało nie będzie mu już do niczego potrzebne, a Sebastian potrzebuje jedynie jego duszy.
     - W porządku. Będziesz z nim mógł zrobić, co chcesz, lecz najpierw dotrzymasz słowa!
     - Jest ono tak samo ważne dla mnie ważne, jak dla ciebie, mały hrabio. – Mężczyzna zakasał rękawy. – Więc umowa stoi?!- Krzyknął wytwarzając wokół siebie mroczną aurę. Przestrzeń zaczęła się zakrzywiać, a przedmioty unosić. Blada, wyciągnięta dłoń, czekała na uścisk ze strony chłopca.
     - Tak!- Krzyknął, już nie pierwszy raz zawierając kontrakt. Pewny siebie i z nową odwagą, chwycił rękę grabarza.
      Z tą samą chwilą, świat zaczął wirować, a śmiech srebrnowłosego zmieszał się z wyciem wiatru. Ciel musiał zamknąć oczy, bo wichura ciągle przybierała na sile. W pewnym momencie, jego stopy… nie… w jakiś sposób oderwał się od ziemi, lecz również na niej pozostał. To rozdwojenie, było dla niego niewyobrażalnie nie do pojęcia. Chciał krzyczeć, czując, jak jego ciało jest rozrywane na dwie części. Co dziwne, nie czuł bólu, a jedynie myśl o nim go bolała. Otwierał usta, lecz nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Patrzył, lecz widział pustkę. Słyszał, lecz wokół zaległa cisza. Wszystko się skończyło umieszczając go w dziwnej czarnej przestrzeni.
     Wszystko ustało.
     Rozejrzał się, próbując się czegokolwiek uczepić. Miał wrażenie, że nie istnieje. Że jest tą ciemnością bez kontur i kształtów. Nie wiedział czy umarł, czy jeszcze żyje. Nie czuł bicia serca, nie musiał oddychać. Wyłączył się, nie wiedząc co począć.
     Zastanawiał się, czy istnieje czas. Czy jest tu chwilę, czy już całą wieczność. Przemierzał ocean mroku, nie wiedząc, czy stoi w miejscu czy jednak się porusza. Wyciągnął przed siebie niewidzialne ręce, próbując je dostrzec. Wysilał się, lecz nic się nie stało.
     Postanowił się uspokoić, bo zaczął za bardzo panikować. Wątpił, by Undertaken go oszukał. Musiał go wysłać do świata demonów, który najwyraźniej właśnie tak wyglądał. Zostawił swe ciało na ziemi, dlatego teraz był jedynie niewidzialną, zawieszoną w próżni egzystencją. Wiedział, że musi być  jakiś sposób by znaleźć tu Sebastiana.
     Znów spróbował wyłapać coś, co choć trochę dało by mu jakiś punkt zaczepienia. Skupił się na otoczeniu. Pierwszy raz, gdy jeszcze się denerwował, nie udało mu się nic dostrzec, lecz teraz zauważył nieznaczne refleksy. Były one czymś na wzór fal, które wywoływał wiatr na powierzchni wody. Dziwną rzeczą było to, że zamiast być one pod nim, znajdowały się na przeciw niego. Chociaż… tutaj nie potrafił ustalić, gdzie znajduje się góra, a gdzie dół.
     Samą siłą woli, udało mu się zbliżyć do falującej ściany. Tajemniczo pobłyskiwała, roztaczając wokół aurę tajemniczości. Nie widząc innego wyjścia, zanurzył się w nią, pozwalając się połknąć i oblepić dziwną substancją. W końcu coś poczuł. Dziwny chłód, przenikający jego duszę. Wyciągnął przed siebie materialne ręce i stanął na ziemi na dwóch nogach. Po chwili uniósł sztuczne powieki i spojrzał na swoje nowe ciało.
Nie było przezroczyste, ani nie posiadało kolorów. Wydawało mu się bardzo kruche i lekkie, jak gdyby było jedynie cienką powłoką imitującą jego postać z ziemi. Te wszystkie rzeczy były dla niego niezrozumiałe i nowe, lecz nie mógł dłużej się nad nimi rozwodzić. Ruszył do przodu skupiając się na swoim celu.
Nie musiał długo szukać. Wystarczyło, że wypowiedział w myślach imię Sebastiana, a tuż przed jego oczami ukazały się wrota. Podchodząc do nich, uchyliły się same, prowadząc w same serce piekieł. Usłyszał przerażające wrzaski i jęki udręczonych dusz.
     Jego oczom ukazała się dolina, przez którą płynęły czarne rzeki, wypełnione umarłymi, nie mogącymi wydostać się z głębin odmętu. Ziemia była spękana, jakby popalona cierpieniem. Nieboskłon był jasny, mimo, że nigdzie nie jaśniało słońce. Wszystko tu było przerażająco inne, od świata który znał. Pokonał strach, który zaczął rodzić się w jego sercu i zrobił kilka kolejnych kroków.
     Idąc przez pierwsze wzniesienie, ujrzał dolinę, która formowała się na wzór Koloseum. Ujrzał je w końcu. Na piedestałach stały setki bladych, uskrzydlonych upiorów, pozbawionych włosów, które przeszywały arenę czerwonymi spojrzeniami. Czatowały na swych miejscach jak sępy, czekając na swoją porcję mięsa. Wśród nich, Ciel dostrzegł też coś, czego nie spodziewałby się ujrzeć nawet w najgorszych koszmarach.
Wielki upierzony stwór, którego chłopiec nie potrafił przypisać żadnej znanej mu formie życia, obchodził środek areny. Jego olbrzymie cielsko i jarzące ślepia, ziały mordem i nienawiścią, a wystające spod piór szpony, drapały w szale posadzkę, orając ją wściekle. Kreatura pochylała się nad skazańcem, przywiązanym do przewróconego krzyża. Więzień, odziany jedynie w przepaskę na biodra, bez lęku mierzył się z potworem na spojrzenia. Ciel poznał swojego demona.
     Sebastian!
     Pobiegł w tamtym kierunku. Zsuwał się po stromym zboczu, wywołując lawinę drobnych kamyczków. Czuł na sobie, coraz więcej krwawych spojrzeń. Nie patrząc na upiory, wbiegł między nie, próbując dostać się na arenę. Nie czuł w tym świecie ograniczeń fizycznych. Mógł bez zatrzymywania, pokonać cały dystans i znaleźć się na środku sceny.
     - Stop!- Krzyknął, zwracając na siebie uwagę kruczego potwora. Gdy tylko ten na niego spojrzał, zostawiając skazańca, oblała go fala strachu. Opuściła go cała odwaga, jaką przed chwilą posiadał.
     - Kim jest ta pchła?!- Zacharczał wielkolud, plując na boki czarną substancją i gubiąc pióra wokół siebie. Był z kilka razy większy od chłopca.
     Ciel był przerażony. W czerwonych oczach ujrzał siebie, rozrywanego przez ostre pazury, zjadanego na żywca kawałek po kawałeczku, czując każdy oderwany kawałek. Już miał ochotę krzyczeć z przerażenia i uciekać, lecz kątem oka dostrzegł z bliska oniemiałego Sebastiana i zamarł.
     Był… piękny. Jego postać w pewien sposób była taka sama, lecz… inna. W tym świecie wydawał mu się prawdziwszy, pełniejszy. Było w nim coś, co całkowicie go zahipnotyzowało. Coś, czego na ziemi nie udałoby mu się nigdy zobaczyć. Równie mocno wydał mu się teraz obcy. Ktoś, kogo nie zdołał poznać. Półnagi, pozbawiony swojego codziennego stroju, lśniący wręcz na tle innych demonów. Potwornie piękny. Jego twarz, prócz zaskoczenia, nie wyrażała żadnych innych uczuć.
     - Kto śmiał go wpuścić?!- Ryknęła kreatura.
     - Jestem Ciel Phantomhvile!- Udało mu się przezwyciężyć strach na tyle by krzyknąć. – Jestem duszą należącą do Sebastiana Michaelis’a! Przybyłem tu, by odebrał to, co swoje!- Mówiąc to, wskazał na swoje oko, czując, że pieczęć nadal tam jest. Sam kamerdyner, nadal ją miał na zewnętrznej stronie dłoni.
Szepty wypełniły arenę. Kruczy król obchodził Ciela, szczerząc kły, rozjuszony jeszcze bardziej.
     - Wynoś się stąd człowieku!- Warknął, piszcząc po kamieniu pazurami.  – Ten demon jest zdrajcą i skończy jako moja kolacja!
     - Dotrzymał danego słowa! Według waszego prawa, przysięga powinna się dopełnić!
     - Jak śmiesz przerywać posiłek Władcy Demonów! – Ryknął, ignorując jego słowa i strosząc swe czarne pióra. Jego uzębiony dziób wyłonił się z pierza, kłapiąc groźnie powietrze.
     - Więc sam król będzie łamał własne zasady?!- Próbował dalej w ciemno, ledwie trzymając się na nogach. Drżał całym sobą. Gniew upiora wręcz kazał mu paść na kolana. Jego przytłaczająca potęga przyszpilała go, dusząc do ziemi jak robaka. Jego jedyną siłą, była nadzieja dostania się jeszcze choć na chwilę do Sebastiana.
     Odezwało się więcej szeptów. Wielki demon zaczął rozglądać się nerwowo dookoła. Dyszał ciężko i miotał się, nie wiedząc jak odpowiedzieć. Przekrwione ślepia zaczęły nerwowo obserwować dyskutujące upiory.
     - Cisza!- Krzyknął rozjuszony stwór. Znów spojrzał na Ciela, który dalej nie odpuszczał. Wyszczerzył kły w uśmiechu i ryknął zduszonym warkotem, przypominającym śmiech. – Mały, głupi, plugawy robaku!- Mówił, rozchlapując wokół siebie obrzydliwą substancję. – Oto, dokąd prowadzą was uczucia! Gubią was, każą wam robić irracjonalne rzeczy, wołają nas, a wy kładziecie się na talerze i błagacie, żebyśmy pożarli wam dusze! Małe słabe i głupie istoty! Gardzimy wami! Jesteście pokarmem, którym się żywimy, a wy przywiązujecie się do nas, jak psy do panów. Jesteście żałośni!- Widząc coraz większe zwątpienie w oczach chłopca, kontynuował.- Odpowiedz nam zatem! Potwierdź własną słabość! Dlaczego wróciłeś umrzeć?! Dlaczego tu naprawdę jesteś, człowieku?!
      Ciel skulił się w sobie, zdając sobie sprawę, że nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, tak, jakby to zrobił wcześniej. Odpowiedź sama się pojawiła. Zawstydzająca i upokarzająca. Spuścił głowę, wiedząc, że za nic w świecie się do niej nie przyzna. Wyczuł celowość zagrania, która miała odwrócić uwagę od łamania zasad. Wszyscy jednak wyczekiwali, obserwując go uważnie z delikatnymi uśmiechami.
      - Bzdura.- Powiedział w końcu, grając dalej i unosząc dumą, próbując jakoś się chronić.- Gardzę wami i nie wiem o czym mówisz. Jestem tu bo ten demon wywiązał się z zadania i ja zamierzam również to zrobić.
     - Niechaj będzie!- Krzyknął Król, rozbawiony odpowiedzią. – Spełnię twoje życzenie! Umrzesz znikając razem na zawsze ze swoim, jak to mówisz… ZNIENAWIDZONYM demonem!- Ostatnie słowo wypluł, mieszając Ciela całkowicie z błotem.
     Łańcuchy puściły i ramiona Sebastiana opadły. Czarnowłosy wstał i spojrzał z góry na chłopaka, który zapatrzył się w  niego z powrotem jak w obrazek. Wszyscy ich obserwowali.
     - Dalej! W końcu niegrzecznie odebrałem ci posiłek. Znaj moją łaskę!- Zarzęził potwór  i odsunął się, przypatrując drapieżnie oraz tracąc czujność. Stare cielsko ledwo się poruszało.
     Demon podszedł do chłopca i klęknął przed nim.
     - Sebastianie…- Ciel wiedział, że zaraz wszystko się skończy. Wiedział, że może decyzja, którą podjął była najgorszą z możliwych, ale nie mógł inaczej postąpić. Nie mógł by potem z tym żyć. Chciał coś powiedzieć, cokolwiek, co w jakimś stopniu było by choć trochę odpowiednie do sytuacji, ale nie mógł nic wymyślić. Nim jednak na coś wpadł, demon pochylił się do jego ucha.
     - Kiedy powiem, proszę zamknąć oczy i nie otwierać ich, nie ważne co by się nie działo.
     Chłopak uniósł brew zaskoczony, obserwując Władcę Demonów, który kiwał się na boki zniecierpliwiony.
     - Proszę obiecać. – Powiedział jeszcze ciszej, tym razem patrząc mu dobitnie w oczy, swoimi świecącymi tęczówkami. Jego twarz jak zwykle była niewzruszona i piękna.
     - Obiecuję.- Szepnął oczarowany tyli oczami, zastanawiając się znowu, czy wszystko dzieje się tak jak powinno. Potwór za nimi, nagle niespokojnie się poruszył, zdając sobie sprawę, że coś jest nie tak. Szmery dookoła znów się wzmogły. Wielkie pazury zalśniły, szykując się do skoku.
     - Teraz.
     Po tych słowach Ciel, ufając Sabastianowi bezgranicznie, zamknął oczy najmocniej jak potrafił. Wtedy, nastał przerażający wrzask. Dźwięki rozrywały mu czaszkę. Poczuł wokół siebie silne prądy powietrza i odgłosy toczonej walki. Stał pośrodku tego przerażony, lecz dalej nie złamał obietnicy, starając się nie poruszyć.
     Wtem, coś porwało jego sztuczne ciało i wzniosło w górę z niesamowitą prędkością. Coś wielkiego tuliło go do siebie. Pod palcami wyczuł gładkie i miękkie lotki piór. Wczepił się w nie, domyślając, do kogo mogą należeć. Okropne krzyki nie ustawały, wywoływane dosłownie koło jego głowy. Wirował w powietrzu, tracąc poczucie czasu i przestrzeni. Przez coś się przedzierali i Ciel poczuł, jak jego skóra pali się żywym ogniem. Krzyczał, nic nie widząc i po chwili stracił świadomość.
     Ocknął się i zaczerpnął powietrza, prawie rozrywając płuca. Zupełnie jakby przebił się w ostatniej chwili spod tafli wody. Zaczął kaszleć i powoli otworzył oczy.
     Leżał na trawie i patrzył na księżyc w pełni. Niebo było spokojne, a gwiazdy połyskiwały w oddali, zdobiąc noc milionem białych punkcików.
     - Jak się czujesz?- Zapytał ktoś stojący za nim.
     Ciel szybko wstał. Jego prawdziwe ciało było znacznie cięższe i z trudem udało mu się podnieść, utrzymując równowagę. Spojrzał na Sebastiana, który znów był w swoim zwykłym stroju lokaja i stał spokojnie na tle lasu, uśmiechając się łagodnie. Jedynie jego oczy zdradzały jego prawdziwą naturę.
     - Chyba dobrze…- Chłopak zastanawiał się, czy to wszystko nie było jedynie złym snem, z którego właśnie się obudził.- Co tu robimy?
     Demon podszedł do niego, przez co hrabia wstrzymał oddech. Czuł się dziwnie. Gorąco rozlało się do jego ciele i rumieniec splamił jego policzki. Zawstydzony bardziej własną reakcją, niż bliskością z Sebastianem, przełknął nerwowo ślinę i spuścił głowę.
     - Żegnamy się.- Powiedział czarnowłosy, chwytając jego podbródek i unosząc w górę, pozwalając spotkać się im oczom.
     Ciel nie zrozumiał.
     - Co masz na myśli?- Powiedział przerażony.
     Demon jedynie pochylił się do niego i złożył na czole niespodziewany pocałunek. Przy zetknięciu z rozpaloną skórą, chłodne wargi były wręcz lodowate. Chłopak czuł jak jego serce przyspiesza, a policzki pieką, zarumienione na tą drobną czułość.
     - Nie rozumiem…- Powiedział jeszcze bardziej skołowany.
     - Życie, za życie.- Szepnął Sabastian do jego ucha i pstryknął palcami, odbierając Cielowi świadomość, zanim zdołał pojąć znaczenie tych słów.
     Ciel obudził się gwałtownie. Ze zdziwieniem odkrył, że znajduje się w swoim pokoju. Nadal była noc. Odrzucił kołdrę i pobiegł do łazienki. Na oślep macał ściany, pozbawiony światła. Przypominał sobie wszystko, co przed chwilą się działo i chcąc potwierdzić, że był to tylko sen, musiał znaleźć lustro. Bał się wypowiadać imienia, by nie doznać wcześniej rozczarowania.
     Wpadł do łazienki i rozsunął zasłony, pozwalając światłu księżyca rozświetlić kafelki. Podbiegł do zwierciadła i wstrzymał oddech, oddychając szybko i modląc się o nie potwierdzenie własnych obaw.
Niestety, patrzyła jednak na niego para zdrowych, niebieskich oczu.
     Pieczęć z jego tęczówki… zniknęła.

Następny rozdział

1 komentarz:

  1. Cześć!

    Na Twoim blogu jestem nowa, a trafiłam tutaj dzięki kumplowi :). Zaznaczę od razu, że Kurosza uwielbiam! A parring SebaxCiel to mój ulubiony, jeśli chodzi o yaoi. Ale teraz coś o samym rozdziale. Muszę przyznać, że Twój styl jest bardzo ładny. Piszesz ciekawie, dokładnie opisujesz zaistniałe sytuacje, dlatego nie muszę się jakoś specjalnie wysilać, by domyślić się, o co chodzi. Owszem, zdarzyły Ci się jakieś małe błędy, ale nie ma sensu ich wymieniać, bo całokształt przemawia na Twoją korzyść. Już sam tytuł opowiadania dał mi sporo do myślenia. Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja, dlatego bez zbędnego pitolenia przechodzę do dalszych rozdziałów.

    Pozdrawiam serdecznie,

    R :).

    Ps. Pod poprzednim rozdziałem usiłowałam dodać komentarz, ale nie powiodło się.

    OdpowiedzUsuń