Przebrali się oboje w luźne ciuchy i każdy siedział w swoim pomieszczeniu. Sytuacja była naprawdę dziwna. Ciekawość jednak strasznie zabijała blondyna. Musiał się dowiedzieć o co chodziło. Wszedł do salonu i ruszył do tacki z jedzeniem. Izaya skończył właśnie wykonywać telefony i włączył telewizor. Wyglądał już znaczne lepiej niż wcześniej, zmienił opatrunek i opatrzył inne rany.
- Co to byli za ludzie?- Zapytał, popijając mleko.
- Nie twój interes- Odpowiedział szorstko Izaya.
- Jestem ciekawy, co było tak ważnego, że drugi raz wchodziłeś w takie gówno.- Niby od niechcenia dodał Shizuo. Nie wiedział jak, ale zamierzał wydobyć te informacje choć by nie wiem jak długo miał próbować.
- Spadaj.
Widział, że Izaya się zamyślił. Wzrok miał nieobecny. Zastanawiał co chciał osiągnąć przez te parę dni. I czy mu się to udało czy nie. W każdym razie nie wyglądał na szczęśliwego. Zapatrzył się na niego trochę za długo. Aż musiał pokręcić głową, żeby się ogarnąć. Podszedł do niego, kucnął przed nim i spojrzał mu w oczy.
- Powiesz mi czy nie?- Spytał spokojnie i wypił łyk mleka.
Izayę zbiło to z tropu całkowicie. Był zaskoczony postawą blondyna i nie przychodziła mu do głowy żadna głupia odzywka. Poczuł potrzebę się nawet zwierzyć! Nim się spostrzegł powiedział:
- Szukam ojca.- I był chyba bardziej zaskoczony tym wyznaniem niż sam Shizuo.
Blondyn wszystkiego mógł się spodziewać ale nie tego. Myślał, że to jakiś ważny biznes czy informacje, ale coś takiego?! Dziwna była świadomość, że jest jeszcze jeden taki chodzący typ co Izaya. Czarnowłosy sam nie wiedział jak to przeszło mu przez usta ale właściwie… Czemu Shizuo tak to wszystko obchodziło? Dla Izayi była to ciekawa odmiana i postanowił lepiej się jej przyjrzeć. Zainteresowanie blondyna wręcz przyćmiło mu całą misje i miał ochotę skupić się tylko na tym. Nigdy go nie miał na takie wyciągnięcie ręki. Coś się zmieniło. Szkoda, że nie ma teraz czasu nad tym pomyśleć!
- Co to byli za ludzie?- zapytał Shizuo.
- Ludzie mojego ojca.
- Czyli… twój ojciec próbował cię zabić?- Trochę zbiło go to z tropu.
- Tak samo jak ja przyjechałem tu zabić jego.- Powiedział to spokojnie z uśmiechem na ustach. Po plecach Shizuo przeszedł dreszcz. Nienawidził tych demonicznych oczu. Zastanawiał się czy ten człowiek ma w ogóle jakieś uczucia. Izaya wstał i podszedł do okna. O czymś myślał.
- Kim on jest?- Blondyn zapatrzył się na bladą skórę chłopaka.
- Nikim szczególnym, ale krzyżuje mi wiele planów i zaczął mnie irytować.
- Aaa….- Zdecydowanie był to człowiek, który nie ma skrupułów pozbyć się kogoś, kto stoi mu na drodze. Po chwili milczenia, zaczął pytać dalej. Co ciekawe Izayi wcale to nie przeszkadzało.
- Co teraz zrobisz?
- Pójdę do niego.
- Wiesz gdzie?
- Tak, do starych magazynów przy porcie. Wiem to od gości których sprałeś na kwaśne jabłko. Przez ciebie teraz nie jestem martwy, więc jutro na pewno będzie mieć zdwojoną ochronę.
- Więc mimo wszystko zamierzasz iść?
Izaya zamyślił się. Plan magazynów już miał. Gdzie znajdował się jego ojciec- wiedział. Musiał tylko dostać się do środka. Postanowił wykonać telefon. Był trochę rozdrażniony, ponieważ ktoś po drugiej stronie słuchawki od wczoraj praktycznie nie odbiera. Dzisiaj sytuacja znowu się powtórzyła. Będzie miał chyba z kimś do pogadania…
- Masz jakiś plan, czy po prostu sobie tam wejdziesz?- zapytał Shizuo.
- A co?- Uśmiechnął się czarnowłosy widząc jego zmieszanie. – Nie mów mi, że się o mnie martwisz?
Blondyn dopiero teraz się zorientował, że rzeczywiście jest aż nadto zainteresowany. Odwrócił się szybko by ukryć rumieniec. Co się z nim dzieje?!
- Z nudów. Dzisiaj był nudny dzień- Prychnął i poszedł do swojej sypialni.
Do wieczora się do siebie nie odzywali. Słyszał jedynie, że Izaya ciągle wykonuje gdzieś telefony i z kimś rozmawia przyciszonym, ale ostrym tonem.
Dziwił się samemu sobie, że w ogóle go to interesuje. Nie powinien zawracać sobie tym głowy, a jednak nurtowało go to, co robi ten padalec. Tej nocy mało spał. Raz nawet upewnił się czy Izaya dalej leży na kanapie.
- Cholera, popadam w jakiś obłęd…- rozmasował sobie czoło i skronie po czym wrócił do siebie.
...
Gdy słońce wstawało Izaya zbierał się do wyjścia.
- Musisz się cieszyć Shizusiu, może mnie już nigdy nie zobaczysz.- Shizuo
siedział w fotelu i udawał że czyta gazetę, paląc papierosa.- Ale równie dobrze
możesz się rozczarować, bo bardzo pragnę nie dać ci tej satysfakcji. – Mówił
ubierając buty. –Nie dasz mi całusa na pożegnanie?- Spierdalaj- Żyłka na jego czole niebezpiecznie nabrzmiała.
Izaya wyszedł. Blondyn siedział dalej na kanapie. Nie był to jego biznes. Nic to go nie obchodzi. Nie pójdzie za nim! Nie zbłaźni się! Po co właściwie miałby za nim wylecieć? Co takiego się stało, że nagle zaczął się o niego martwić? Przecież to śmieszne!
Odpalił papierosa i opuścił głowę. Był człowiekiem impulsywnym, dlatego ciężko mu było wytrzymać w postanowieniu zostania w mieszkaniu. Nie wiedział czy bardziej nienawidzi Izayi czy samego siebie za swoje zachowanie. Ale ostatnie wydarzenia… Kiedy stracił przytomność i gdy uwolnił go z worka… Może naprawdę lubił tego kolesia? Po prostu lubił te szaleńcze gonitwy i adrenalinę. Uwielbiali się denerwować wzajemnie. Coś musiało w tym być, bo inaczej nie myślał by w ten sposób. Wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Może przecież tylko pójść popatrzeć co się będzie działo, nie musi się ujawniać. Będzie tylko patrzył.
I wyleciał piorunem na zewnątrz.
Nie wiedział dokładnie gdzie iść, ale Izaya wspomniał coś o magazynach przy porcie. Po drodze nigdzie nie widział, by czarnowłosy się gdzieś kręcił. Gdy doszedł do starych budynków zauważył, że w okolicy chodzi dużo uzbrojonych typów. Przemykając pomiędzy wielkimi kolumnami towaru i dostał się do środka. Nie słyszał niczego niepokojącego, co zwiastowałoby odkrycie intruzów więc trochę się uspokoił. Czuł, że musi znaleźć padalca.
Przemykał pomiędzy wielkimi ładunkami i strażnikami. Nagle zza zaułku mignęła mu czarna kurtka. Już tak często wpadał na Izayę, że nawet go to nie zdziwiło. Czarnowłosy poruszał się bezszelestnie wślizgując się między wąskie przejścia. Naprawdę Shizuo zaczynał podejrzewać, że ich spotkania wcale nie są przypadkowe. Zaraz zrobi mu się niedobrze…
I o dziwo, akurat w tym momencie, gdy Izaya wyskoczył zza zakrętu i biegł w stronę Shizuo, blondyn widział z drugiego końca od jego strony, że strażnicy zaraz skręcą w te same przejście. Nie myśląc długo wybiegł naprzeciw Izayi, który o mało się nie przewrócił i nie wyzionął ducha z zaskoczenia. Chwycił go za ubranie i wepchnął w ciemny kąt, z którego czarnowłosy przed chwilą wyskoczył. Przyparł go do ściany i zakrył mu usta ręką.
Gdyby nie to, Izaya prawdopodobnie by krzyknął. Serce czarnowłosego podskoczyło do gardła i krew szumiała w głowie. Byli tak blisko siebie, że czuł jego włosy na policzku i jego zapach. Jego druga ręka przytrzymywała jego dłoń. Chciał się wyrwać ale był za słaby, w porównaniu do siły oporu. Shizuo patrzył jak wartownicy z bronią przechodzą korytarzem i jakimś cudem nie spojrzeli w ciemny zaułek. Wtem blondyn poczuł zęby zaciskające się na jego dłoni. Odskoczył na tyle ile mógł w tej ciasnej przestrzeni.
- Hej…! –warknął szeptem Shizuo, rozmasowując dłoń.
- Czy ciebie pogięło do reszty?! Co tu robisz?! – cicho syknął Izaya i próbował opanować dziwne drżenie rąk i oddech.
- Prawie wleciałeś na tych kolesi z bronią!
- Nawet jeśli, to nie twoja sprawa! Wynoś się stąd!
- Padło ci na mózg? Pchasz się im w łapy! Co jest z tobą?
- Przestań za mną łazić jak jakiś zakochany!
- Powiedz to jeszcze raz, a się chyba zrzygam…
Nie kontynuowali, ponieważ usłyszeli zbliżające się kroki i rozmowę. Szybko się ogarniając myśleli co robić dalej. Wybiec nie mogli… pod ładunkiem przejść też nie… Cicho zostać w tym samym miejscu… Drugi fart był mało prawdopodobny…
Shizuo pokazał palcem na górę i uformował z rąk schodek by Izaya mógł się odbić. Pomysł był dobry, więc czarnowłosy ze zdegustowanym spojrzeniem odbił się i wylądował cicho na wielkiej drewnianej skrzyni. Blondyn skorzystał z długości swoich kończyn i również wlazł na górę. Łatwiej było by się tak poruszać, ale byli teraz całkowicie odsłonięci.
- Wiesz gdzie iść?
- Tak- szybko wyjął małą, ręcznie rysowaną mapę portu z zaznaczonymi przejściami. Pokazał mu na niej drogę i wejście do podziemnego korytarza z którego mieli wyjść niedaleko celu. Wskazał ręką odpowiedni kierunek.
- Jak cię złapią, to nie będę ci dupy ratował, ostrzegam. I nie opóźniaj mnie- posłał mu groźne spojrzenie i zaczął skradać się we wskazanym wcześniej kierunku delikatnie przeskakując z ładunku na ładunek. Shizuo podążył za nim rozglądając się na boki. Miał trochę problem, ponieważ był znacznie wyższy i cięższy niż Izaya, dlatego szło mu to wolniej. Nie myślał jednak, żeby się wycofać. Z drugiej strony też lubił takie akcje, no i coś nie pozwalało mu wrócić. Nie mógł się jednak nad tym zastanawiać, bo musiał trzymać równowagę.
Po chwili dogonił Czarnowłosego, który obserwował dwóch typów, którzy rozsiedli się ze śniadaniem akurat obok kraty prowadzącej na niższy poziom. Faceci nie spieszyli się z jedzeniem, a oni nie mogli w nieskończoność siedzieć na tych pudłach. Gdy Shizuo stwierdził, że prócz ich czwórki nikt nie kręci się w pobliżu zeskoczył cicho, zaszedł ich od tyłu i obił ich głowy o siebie. Padli na ziemie nieprzytomni. Schował ich za zakrętem.
Izaya doskoczył do niego i nagrodził go niemymi brawami.
- Może jednak się przydasz- Otworzył kratę.- Widzę, że są mniej więcej naszych wzrostów. Rozbieraj ich szybko. Przydadzą nam się ciuchy.
Gdy już zeszli na dół do przejścia założyli zdobyte niebieskie koszule i włożyli na siebie szybko wojskowe spodnie.
- Dokąd teraz?
- W tę stronę- Ruszyli bardzo słabo oświetlonym korytarzem.
- Co ich tak dużo?
- Mają… zebranie.
- Nie mogłeś wybrać spokojniejszego terminu?
Szli tak dobrą chwilę. Nie spotkali żadnych wartowników. Droga jednak była sprawdzona. W sumie nie powinien się dziwić. Izaya ma zawsze wszystko zaplanowane choćby to wcale tak nie wyglądało…
- Tutaj- Wskazał kratę nad nimi- Jak tu wyjdziemy, będziemy niedaleko pomieszczeń, gdzie mój ojciec może się znajdować.
Już chciał wychodzić, gdy Shizuo przytrzymał go za ramię.
- Czemu to robisz? Naprawdę… to jest konieczne?- zapytał.
Izaya przyjrzał się uważnie (choć w tym półmroku było to trudne) blondynowi. Czemu Shizuo nagle odwalał takie rzeczy? Dlaczego byli tu razem w tym momencie do cholery? Akurat teraz w takiej sytuacji! Grrr!
- Skup się, bo teraz już nie mamy się za czym chować.- Po szybkim rozejrzeniu wyskoczył na korytarz.-Idziesz czy nie? Droga wolna.- warknął Izaya.
Shizuo otrząsnął się trochę zdziwiony swoim poprzednim pytaniem i ruszył w ślad za czarnowłosym. Szli przed siebie, nie odzywając się. Nagle zza zakrętu wyszło trzech facetów z bronią. Nie zwolnili jednak kroku. Jakby na niemą zgodę maszerowali dalej prosto i niewzruszenie. Gdy byli coraz bliżej, nieznajomi spojrzeli na nich i pozdrowili gestem dłoni.
- Siema- odpowiedział Izaya i bez problemów choć z sercem w gardle ich minęli. Gdy wrogowie zniknęli za rogiem, Czarnowłosy zaczął się dusić ze śmiechu.
- Z czego się śmiejesz, pajacu?- zapytał też uśmiechający się Shizuo.
- Nie uważasz że to było zabawne? Ludzie są tacy prości…
- Równie dobrze mogli nas zastrzelić, dalej cię to bawi? Czy ty na pewno działasz według jakiegoś planu?
Izaya dalej cicho chichotał, ale powoli się opanowywał. Jeszcze chwila i będzie finał. Nagle przystanął. Miał pewne obawy… Jeśli coś nie wypali… Shizuo nie był wliczany w akcję. Do tego te telefony… W końcu udało mu się dodzwonić ale miał złe przeczucia. Nie mógł się teraz wycofać. Nie ma opcji niepowodzenia! Wszystko na jedną kartę.
- Za tym zakrętem.- Oparł się o ścianę i wychylając się, delikatnie badał sytuacje. Był spięty.
- Ilu?- Blondyn nie spodziewał się, że tak szybko dotrą.
- Pięciu- odparł i włożył sobie nóż w rękaw w pogotowiu.- Spróbujemy najpierw po dobroci, a jak nie to się dzielimy.
- Że niby kto bierze trzech? –Zapytał się Shizuo.
- Zgadnij- Odpowiedział mu z uśmiechem Izaya i wyszedł zza zakrętu. Blondyn godząc się z przydzieloną funkcją, szybko do niego dołączył. Piątka strażników od razu zwróciła na nich uwagę. Z daleka lustrowali ich od góry do dołu.
- Hej! Czego tu szukacie?- Zapytał jeden z nich.
- Musimy pomówić z szefem.-Odparł spokojnie Izaya, nie zatrzymując się.
- Nie uprzedził nas, że będzie miał gości.
- Jesteśmy niezapowiedziani.-Odparł blondyn. Byli coraz bliżej.
- Identyfikatory!- Rzucił ostro jeden, wyciągnął broń i celując w przybyłych.
- Z tym będzie problem- Powiedział Izaya i w mgnieniu oka wytrącił mu pistolet z ręki. Reszta już nie czekała na dalsze dowody. Wszyscy rzucili się w wir walki. Shizuo powalił od razu dwóch na ziemię, szybkim mocnym ruchem. Trzeci tym bardziej nie sprawiał kłopotu i wylądował na ścianie. Cała piątka była tak zaskoczona, że nie zdążyli odpowiednio szybko zareagować. Izaya po rozbrojeniu pierwszego przeciwnika i skręceniu mu nadgarstka, szybko zajął się następnym, raniąc go w ramię nożem i ogłuszając. W mgnieniu oka ochroniarze leżeli na ziemi.
- Żałośni byli.- Czarnowłosy powiedział zadowolony i triumfalnie pchnął drzwi prowadzące do pokoju jego ojca. Shizuo też, choć z obawą, wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Za biurkiem opierając się wygodnie, siedział szczupły mężczyzna o ciemnych włosach i ciemnych oczach. Blady tak samo jak Izaya , prawdopodobnie tylko wyższy ale Shizuo nie mógł tego stwierdzić gdy tamten siedział. Gdy weszli, nawet na nich nie spojrzał. Czytał w zamyśleniu jakieś dokumenty. Gospodarz nie wyglądał na zaskoczonego czy zaniepokojonego obecną sytuacją.
- Gratulacje, w końcu do mnie dotarłeś. –Powiedział ojciec Izayi, dalej na niego nie patrząc. Głos miał bardzo podobny do syna tylko bardziej szorstki.
Czarnowłosy szybko pokonał odległość ich dzielącą i przyłożył nóż do jego gardła.
Shizuo stał z boku i się przyglądał. Nerwowo obserwował całą sytuacje. Miał wielką ochotę się wtrącić. Miał ochotę, żeby to się skończyło, ale nie mógł się ruszyć. Pierwszy raz był w takiej sytuacji.
- I co? Zabijesz mnie teraz? –Rzekł dalej spokojnie siedzący.
Izaya się tylko uśmiechnął.
- Pewnie chcesz zapytać dlaczego zabiłem i pokroiłem twoją matkę? Po to tu przyszedłeś?- Izaya z całej siły uderzył mówiącego zaciśniętą pięścią w twarz. Jego własna już się nie uśmiechała, ale miała nieprzenikniony wyraz. Obity runął z łoskotem na ziemię i cicho chichotał. Spojrzał w końcu na syna, który dalej miał przed sobą wyciągnięty nóż.
- Jesteś naiwny Izaya…
Nagle sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Shizuo zaskoczony stwierdził, że do jego skroni przystawiany jest pistolet, a czarnowłosy ląduje nagle na podłodze przewrócony przez ojca i przygwożdżony do ziemi. Trzech ludzi wyłoniło się z cieni pokoju i mierzyło do nich z lśniących broni.
- Takie żałosne metody… A ty na wszystko poszedłeś tak łatwo. Wystarczyło wysłać ci tylko zdjęcie zmaltretowanych zwłok twojej matki.- Ochroniarz stojący najbliżej, przejął Izayę, uderzył go w głowę drugą częścią karabinu i sprowadził do pozycji klęczącej.
Izaya szarpnął się gniewnie. Krew płynęła mu po twarzy, z rany na czole. Ojciec stanął przed nim i spojrzał mu w oczy.
- Jesteś jednak słaby. Do tego taki wrażliwy… Tak trudno jest ciebie dostać w Tokio. Poza jego granicami jesteś nikim. Bez swoich ludzi… Zabrałeś ze sobą jedynie tego dryblasa wyglądającego jak kelner? Żałosne. Szedłeś dokładnie taką trasą jaką zaplanowałem. Ha! I wszystko tylko z powodu jej zdjęcia! Ta szmata zasługiwała na taką śmierć. Wiesz gdzie się teraz znajduje? Śpi z rybkami!- śmiał się sam ze swojego żartu.- Przykro mi bardzo, ale nigdy jej nie pomścisz- uśmiechał się demonicznie i walnął syna w twarz. Izaya splunął krwią na posadzkę. Shizuo był zszokowany informacjami jakie usłyszał. Kto by pomyślał, że ten gnojek ma taka makabryczną przeszłość. Zastanawiał się, jak z wybrnąć z sytuacji. Oceniał przeciwników i próbował wymyślić jakikolwiek plan. Utrudniała mu to zimna lufa pistoletu.
- Tak długo musiałem cię wywabiać z kryjówki! Wszystko skomplikowaliście. Ty i twoja durna matka, która musiała cię ukryć i mi przepadłeś. Ale na szczęście jestem od was sprytniejszy.- Chwycił Izayę za włosy i przyciągnął do siebie.-Teraz nie zostanie ani po tobie, ani po twoim przyjacielu żaden ślad. Skończycie jak ta szmata.- Spojrzał w kierunku jednego z ochroniarzy – Wykończ najpierw wysokiego- Rozkazał.
Shizuo patrzył jak druga lufa karabinu zostaje skierowana na jego twarz. Dziwne, ale z jakiegoś powodu nie czuł strachu, tak jakby tylko przyglądał się całej tej sytuacji. Nawet życie nie przemknęło mu przed oczami. Nie czuł potrzeby ucieczki czy protestu, czy negocjacji… Tak jakby był to tyko film…
- Patrz jak jego mózg rozmazuje się na ścianie- Trzymając Izayę dalej za włosy, skierował jego twarz na blondyna. Shizuo zdziwiło, że zobaczył w jego oczach strach. Nigdy nie przypuszczał, że kiedyś to ujrzy. Przestraszonego padalca. Naprawdę niesamowity widok. Jeszcze chwila i zacząłby się śmiać.
Spust został naciśnięty i kula wystrzeliła. Nie dosięgła jednak Shizuo. Pocisk, który miał zrobić wielką dziurę w jego głowie jakimś cudem znalazł się w ramieniu ojczulka, który leżał na podłodze i ściskał ręką ranę.
- AAA!!! Co to ma znaczyć?!?- Wrzasnął postrzelony.
Reszta broni w pokoju również zwrócona była w jego stronę. Izaya powoli wstał i się otrzepał. Do pokoju weszła piękna długowłosa, wysoka kobieta w towarzystwie jeszcze dwóch mężczyzn uzbrojonych po zęby. Jej proste kasztanowe włosy opadały na okazały dekolt, szczupłe ciało poruszało się ponętnie w skąpej sukience. Jej niebieskie zimne oczy wwiercały się w ojca Izayi.
- Witaj sukinsynu.- Odparła gniewnie, a zarazem słodko nowo przybyła.
- Adele… -Wycedził przez zaciśnięte zęby ranny.
- Kopę lat nieprawdaż?- Odezwał się w końcu czarnowłosy siadając na rąbku biurka.- Cóż… na czym wcześniej stanęło…? Coś o rybkach…?- Wycedził słodko Izaya. Shizuo w końcu zobaczył starego znajomego z Tokio. Tego samego, który doprowadzał go do szału za każdym razem gdy na niego spojrzał. To spojrzenie, ta postawa…. Już myślał że to koniec a tu takie rzeczy…
- Jak widzisz, chyba ktoś inny chyba pociągał tu za sznurki. Nie ja sam- przyznaję, ale na szczęście jest wiele ludzi, którym zalazłeś za skórę, ojcze – Spojrzał znacząco na Adele, która wykrzywiła usta w niesmaku i obrzydzeniu.
- Tak jak jej obiecałem, oddaję cię w jej piękne ręce. – Uśmiechnął się czarująco w jej kierunku. Kobieta nawet na niego nie spojrzała. Wwiercała spojrzenie w człowieka którego nienawidziła najbardziej na świecie.
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz