Jechali w
ciemnościach podskakując na grzbiecie wierzchowca. Niebo pokryte było chmurami
ponieważ nie widać było żadnej, nawet pojedynczej gwiazdy. Również światło księżyca
rzadko się wyłaniało i oświetlało im drogę. Powietrze było chłodne i świeże,
zupełnie inne niż za dnia. Końskie kopyta wzniecały kłęby kurzu i zostawiały
ślady na niestabilnym piaskowym podłożu. Hałas jaki wytwarzali, wydawał
im się być sto razy bardziej donośny w tej wszechogarniającej ciszy, niż
normalnie.
- Idealna
noc!- Krzyknęła dziewczyna jadąca koło nich. Była to ta sama, z którą Luffy
siedział przy stole pierwszego dnia. Rude kosmki wystawały spod jej czarnego
kaptura.
- Idealna na
niegrzeczne rzeczy!- Odezwał się chłopak za nią, głosem wypełnionym
zbereźnością.
- Zamknij
się Sanji!- Ruda gniewnie uniosła pięść.
- Uwielbiam
jak panna Nami się tak na mnie złości <3!- pisnął facet zachwycony.
- Hahaha,
ale jesteście śmieszni!- Podsumował ich Luffy widząc całą scenę.
- I jak
słomiany? Podoba ci się u nas?- Zapytał nowo poznany blondyn nie robiąc sobie
nic z kobiecych pogróżek dziewczyny i podjeżdżając do nich.
- Bardzo!
Macie takie fajne baseny i korytarze i jedzenie i…- Młody zaczął tak gestykulować,
że niebezpiecznie się zachwiał, prawie spadając z konia.
- Nie wierć
się tak bo zlecisz!- Krzyknął na niego piegowaty. Chwycił go za płaszcz i
posadził z powrotem. Na czole wyskoczyła mu żyłka obrazując jego zdenerwowanie.
- Co? Mały
daje się we znaki?- Sanji zrobił głupi uśmieszek. Bawiło go to, że młody tak
przewrócił w głowie piegowatemu.
- Żebyś
wiedział…- Ace zrobił kwaśną minę. Zauważył, że ciężko mu się skupić kiedy
dłonie Luffiego kurczowo trzymały się jego bioder lub tali. Cieszył się, że
jest ciemno bo nie miał gwarancji, że nie robi się co chwilę czerwony.
- Haha, Masz
za miękkie serce stary. – Zaszydził z niego blondyn. Ciekawiło go co było
takiego w tym chłopaku, że go przygarnął. Choć sam był świadkiem wczorajszej
sceny wstrząsającego popisu Luffiego, coś mu nie pasowało. Ace wydawał mu się
bardziej samotnym asem chodzącym swoimi drogami. Nie potrafił odgadnąć powodu
dla którego ten młodziak miałby to zmienić. Czuł za tym jakąś głębszą historię.
Próbował podpytać Sabo w tej kwestii, ale jak zwykle szczeniak trzymał język za
zębami, albo rzeczywiście nic nie wiedział.
Chłopacy w
tym czasie dowiadywali się o szczegółach ich dzisiejszej akcji. To był pierwszy
dzień od dłuższego czasu, kiedy wyruszali na poważniejsze łowy. Tym razem Ich
celem były bogate mieściny leżące nad rzeką łączącą się z królestwem.
Luffy bardzo
próbował się skupić na tej paplaninie, ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. Do
tego zasnął w trakcie słuchania. Pogrążony we śnie i wtulony w ciepłe plecy
prowadzącego, śnił o górach z mięsa i ominął całość ważnych instrukcji. Obudził
się dopiero, gdy Ace ostro zatrzymał konia.
- Mięso….?-
Zapytał jeszcze na wpół z nogą w marzeniach. Przetarł twarz. Cała grupa
zatrzymała się wśród wysokich skał i przywiązywała do nich swoje konie. – Gdzie
jesteśmy?- Nie orientował się zupełnie w terenie, a ciemność dodatkowo mu to
utrudniała.
- Dalej
pójdziemy pieszo śpiąca królewno.- Powiedział do niego szeptem wściekły Ace i
zeskoczył z konia. Spojrzał na zdezorientowanego czarnowłosego.- Hej? Mam ci
rękę podać czy co?
Luffy
zeskoczył ze zwierzęcia do pozycji kucającej a następnie się wyprostował,
uniósł ręce nad głowę, nabrał powietrza i wrzasnął.
- TO IDZIEMY
KRAŚ…!!- Ale nim dokończył na jego szyi zacisnęła się para rąk odcinając mu
dopływ tlenu. Reszta rozbójników spojrzała na nich z morderczym błyskiem w oku
i nerwowo pokazała im palce przytknięte do ust.
- Czy…
chcesz… umrzeć…? – Piegowaty wywarczał przez zaciśnięte zęby nie przejmując się
siniejącym chłopakiem. Powoli zaczął tracić cierpliwość.
- A…ce…-
Luffy z ledwością łapał oddech i próbował wyrwać się z uścisku. W końcu został
rzucony na ziemię i pokasłując rozmasowywał bolące gardło.
- Mamy być
cicho rozumiesz?! –Piegowaty założył plecak na plecy i pogłaskał uspokajająco
nerwowo podrygujące zwierzę. – Nie dość że nie słuchałeś planu to jeszcze nie
umiesz się zachować!
- Sorki.
Przysnęło mi się. – Luffy podrapał się skruszony po karku.
- Przysnęło…
Może i dobrze, że uciekłeś… – Ace pomyślał że jakby pastwo miało takiego
władcę, upadłoby w ciągu tygodnia. Jego rozmyślania jak i całej reszty
zostały jednak przerwane przez dziwny szelest nad ich głowami. Rozbójnicy
unieśli wzrok i próbowali coś wypatrzeć. Pomimo nocy, na tle ciemnego nieba
rysowały się delikatne kontury świadczące o czyjejś obecności. Jak na
komendę wyjęli miecze zza pasów mierząc do nieproszonego gościa.
- Nie
radzę…- Odezwał się kobiecy zmysłowy głos. Jej postać była tajemnicą dla oka,
lecz sam ton działał tak na wyobraźnie, że większość ze zgromadzonych doznało
przyjemnych dreszczy wizualizując sobie właścicielkę ów głosu.. – …Bando
rozbójników Rudowłosego…- Kończąc zaśmiała się cicho.
- Pani
wybaczy, ale z kim mamy przyjemność?- Shanks wybił się przed szereg. Sam
schował miecz, ale reszta nie uczyniła tego samego.- Koledzy, gdzie wasze
maniery? Celować takimi ostrymi rzeczami w bezbronną kobietę?- Sam nie
spuszczał jednak nieznajomej z oczu.
- No właśnie
hołoto! Schować tą broń!- Blondyn skakał nerwowo wokół swoich towarzyszy
zauroczony kobiecą osobą.
- Nie
byłabym tego taka pewna…- Odparła śmiało. Od lidera grupy dzieliło ją jedynie
kilka metrów. Nie miała jednak szans z tak liczną grupą i zdając sobie z tego
sprawę nawet nie planowała ataku.- Moje imię nie jest istotne. Ważniejsze jest
jednak to, że wkroczyliście na nieswoje terytorium.
- Pani raczy
wybaczyć, ale chyba zaszło nieporozumienie. Dobrze znam własne granice.- Shanks
był pewny swoich słów.
- To chyba
macie stare informacje.- Nieznajoma nie wydawała się zalęknięta wycelowanymi w
nią ostrzami.- Od teraz to terytorium należy do sir Crocodil’a.
Wśród
rozbójników rozległy się szmery zaskoczenia. Wszyscy powtarzali wypowiedziane
imię i wymieniali się nic nie rozumiejącymi spojrzeniami. Jedynie Shanks
wydawał się spokojny. W tym ogólnym poruszeniu Luffy podrapał się po głowie.
Mało go interesowało co się dzieje, bo chciał już ruszyć na przygodę. Stojący
obok niego Ace warknął niespokojnie co zwróciło jego uwagę.
-Ej, co to
za cały Kroko?- Zapytał dłubiąc w nosie.
- Przewodzi
inną bandą rozbójników. Ostatnio poszerza swe wpływy w bardzo nieuczciwy
sposób.- Podsumował krótko Piegowaty krzyżując ręce na piersi.
-Nie szukam
zaczepki, ale zdecydowanie wy ją znajdziecie wchodząc dzisiaj do tego miasta.-
Odparła kobieta ze spokojem uśmiechając się na zamieszanie jakie wywołała.
Nagle chmury
się rozstąpiły i światło księżyca padło na utworzony ze skał wąwóz oświetlając
rozbójników i nieznajomą. Jej czarne włosy zalśniły jak miecze odbijając jasne
światło. Skąpy strój przyciągnął męskie spojrzenia. Wszyscy zanimówili. Jedynie
na Rudowłosą nie podziałał jej urok. Prychnęła zdegustowana i przytrzymała blondyna
żeby przypadkiem się na nią nie rzucił. Jej ciemna karnacja kontrastowała z
błękitem oczu, które wpatrywały się z zainteresowaniem w Shanksa.
Intrygowała ją postawa tego człowieka.
- Proszę
zatem przekazać panu sir Crocodailowi, że jeśli ma mi coś do powiedzenia, radzę
to zrobić osobiście, Nico Robin.- Ukłonił się i odwrócił placami do dziewczyny.
- To tylko
ostrzeżenie, zrobisz co uważasz Rudowłosy Shanksie. – Powiedziała z uśmiechem
na ustach który zakryła subtelnie dłonią. Po tym oświadczeniu, widząc, że
niczego nie zmieniła, szybko wycofała się między skały.
- Szefie,
mamy ją gonić?- Zapytał jeden z rozbójników.
- Nie
stanowi dla nas zagrożenia.- Rudowłosy machnął na nią ręką.
-Ach, gdzie
znikłaś piękności…- Sanji rozpaczał chwytając się ostentacyjnie za klatkę
piersiową.
- Zamknij
się i rusz tyłek! Robota czeka! – Rudowłosa chwyciła za jego płaszcz odciągając
od skał. – A tak w ogóle co się temu Crocodail’owi się poprzestawiało?! Od lat
to są nasze tereny. Nadęty buc!
-Spokojnie
Nami-san! Ja cię ochronię~!- świergotał Sanji.
Rozbójnicy
początkowo rozmawiali poddenerwowani ale uspokoili się widząc postawę ich
szefa. Postanowili puścić w niepamięć słowa czarnowłosej dziewczyny i skupić
się na planie. Wspinali się po wysokiej wydmie. Tym razem jak na złość zabrakło
chmur by ukryć ich obecność i jasne światło księżyca świeciło im prosto w
oczy, rzucając długie cienie na piasku. Gdy dotarli prawie na szczyt stromego
wzniesienia, zaczęli się czołgać i wystawili głowy patrząc na to, co skrywało
się za nim.
Luffy
powtórzył wszystko i razem z Ace’m wychylili głowy znad piasku. Ich oczom
ukazały się pokaźne posiadłości. Każda z nich była otoczona wysokim białym
ogrodzeniem a ich dachy lśniły zdobione kolorowymi dachówkami.
- Fiu fiu! –
zagwizdał cicho Piegowaty. – To nasz cel. Widzisz ten mur? – wskazał Luffiemu
palcem. Czarnowłosy żeby lepiej widzieć przysunął swoją twarz do jego i otarł
się policzkiem o jego policzek co wprawiło Ace’a w lekkie zakłopotanie. Nie
cofnął jednak głowy. Włosy chłopaka przyjemnie łaskotały go w ucho. – Po nim
wejdziemy i dostaniemy się do środka do tej wysokiej chaty.
- Shishishi,
jasne!- Czarnowłosy wcisnął sobie bardziej na głowę kapelusz. Po jego ciele
przeszedł dreszczyk emocji. Był podekscytowany tym wszystkim a szczególnie, że
może tutaj być z Ace’m. Zupełnie tak, jak kiedyś w dzieciństwie.
Shanks dał
wszystkim znak i rozbójnicy rozpierzchli się ruszając w wyznaczone im wcześniej
strony.
Tak jak
Piegowaty miał obawy przed zabieraniem Luffiego na tę wyprawę, tak teraz
stwierdził, że jednak młody potrafi się zachować kiedy trzeba. Bez problemu
wspiął się po kamieniach i znalazł się wewnątrz urządzonego przepychem dworku.
Właściciele byli na tyle bogaci, że posiadali własny ogród. W tym kraju woda
była na wagę złota, dlatego uprawianie roślin było najwyższym stopniem
bogactwa.
Chłopacy
bezszelestnie przemknęli na tyły budynku, zręcznie omijając niczego
nieświadomych strażników grających beztrosko w karty. Ace przypomniał sobie
stare czasy gdy kradli rzeczy z targu i wyciągali ludziom sakiewki z ubrań. Na
te wspomnienia zrobiło mu się dziwnie przyjemnie. Nigdy nie sądził że spotka
Luffiego ponownie. Tym razem nie sprawiał mu kłopotów, tylko raz jedynie
stanęło mu serce, gdy chłopak droczył się z jednym strażnikiem idąc za nim krok
w krok. Chłopak miał talent bo żołnierz pomimo dziwnego wrażenia, że ktoś go
śledzi, nie dał rady przyłapać żartującego czarnowłosego. Po solidnym
trzepnięciu go w łepetynę, Piegowaty wskazał Luffiemu balkon przez który
dostaną się do środka.
Nie
zastanawiając się dłużej wspięli się po obrośniętej krzakami ścianie i
przeskoczyli przez kamienną balustradę. Znaleźli się w przestronnym
pomieszczeniu. Rozejrzeli się uważnie ale nikogo nie dostrzegli. Pokój wyglądał
na sypialnie należącą do jakiegoś bogatego mężczyzny.
- Mamy
farta, pusto!- Ace od razu podbiegł do najbliższej komody w poszukiwaniu
świecidełek.- Bierz wszystko co znajdziesz!
Odpięli
swoje peleryny i zabrali się do pracy. Chwilę grzebali w szafkach znajdując co
rusz jakieś cenne przedmioty i ładowali je do wcześniej przygotowanych worków.
- Ej, Ace!
Patrz!- Szepnął głośno Luffy w kierunku przyjaciela.
Piegowaty
zobaczył czarnowłosego w jakiejś za dużej złotej szacie i piórowym turbanie
na głowie spadającym mu na jedno oko. Pomimo tego, że sytuacja wymagała
powagi, uśmiechnął się krzywo i podszedł do niego narzucając mu kolejną chustę
na twarz.
- Teraz
lepiej.- Powiedział z uśmiechem obwiązując nią szamoczącego się przyjaciela.
Luffy bronił
się, próbując się wyswobodzić i nie krzyknąć. Gdy wyplątał się na tyle, żeby
mieć wolne ręce, rzucił się na Ace’a w odwecie. Chichrając się zatoczyli się
oboje pod ścianę i przez swoją nieostrożność zahaczyli o firankę tracąc
równowagę i lądując na ziemi. Turban potoczył się po deskach podłogi. Cienki
materiał zerwał się i przykrył Ace’a klęczącego nad Luffym. Światło księżyca
prześwitywało przez przezroczystą zasłonkę oświetlając ich twarze. Patrząc
sobie w oczy w napięciu nasłuchiwali kroków które mógł przyciągnąć ten hałas.
Nie słysząc jednak nic, nie ruszali się dalej z miejsca. Piegowaty ani myślał
wstawać. Podpierając się rękami z obu stron głowy chłopaka wpatrywał się z
zafascynowaniem w jego świecące oczy pełne rozgorączkowanych emocji. Luffy
zjeżdżał co rusz wzrokiem do jego ust i zaczął się lekko rumienić. Ace
obserwował tą reakcje unosząc brew i kącik ust w uśmiechu. Nagle chłopak
wyciągnął rękę i opuszkami palców musnął jego wargi.
Piegowaty
zadrżał. Ten subtelny dotyk wywołał u niego falę emocji. Prawie zapomniał
gdzie się znajdują. Luffy wyciągnął drugą dłoń i musnął jego szyję zjeżdżając
powoli i delikatnie do obojczyków. Ace nic nie robił tylko przyglądał się
zachowaniu czarnowłosego w napięciu. Widząc jak chłopak na niego patrzy,
opuszczały go wcześniejsze wątpliwości.
Z bólem
zdusił w sobie entuzjazm. Teraz nie mają czasu na takie rzeczy. Żeby jednak nie
ostudzić tych emocji pochylił się do zaskoczonego Luffiego i otarł się ustami o
jego wargi, nie składając jednak pocałunku. Chciał jedynie zobaczyć jaką wywoła
reakcje i nie zawiódł się. Poczuł na karku drżące ręce, które objęły jego szyję
próbując przyciągnąć go bliżej. Piegowaty zmienił tor i przystawił usta
do ucha czerwonego chłopaka. Delikatnie je pocałował i szepnął w nie.
- Podoba ci
się to?- w odpowiedzi usłyszał ciche westchnienie i kurczowo zaciskające się
palce na jego barkach. Ace uśmiechnął się podniecony. Nie mógł się opanować i
złożył kolejne pocałunki na jasnej skórze szyi. Drobne ciało pod nim zadrżało
zdradzając jaką przyjemność sprawia mu ta pieszczota. Luffy wręcz przysuwał się
bliżej i potarł swoją skronią o jego czoło pozwalając na więcej. Piegowaty
słyszał jego nieregularny przyspieszony oddech. Jeszcze chwila i wiedział że
się zapomni, dlatego odsunął się delikatnie i spojrzał w twarz rozgrzanego
chłopaka.- Chcesz więcej?- chciał to usłyszeć żeby być pewnym, że nie jest to
wymysł jego zboczonego umysłu.
- Nie
przestawaj.- Luffy wyglądał nawet na trochę oburzonego z powodu przerwania
pieszczot. Jego policzki płonęły a oczy szkliły się z emocji.
Ace cicho
się zaśmiał. Rozbawił go ten władczy ton. Naprawdę ciężko mu było uwierzyć w tą
całą sytuacje. Do tego chłopak ewidentnie chciał tego samego.
-Wrócimy do
tego potem.- Szepnął mu w usta drażniąc jeszcze bardziej czarnowłosego.
- Chcę
teraz!- Luffy chyba rzadko słyszał jakąkolwiek odmowę. Był oburzony.
- Mamy
robotę do wykonania zapomniałeś? Bierz worek i spadamy stąd.- Ace podniósł się
z ziemi i zrzucił z siebie materiał. Chwycił kosztowności i narzucił pelerynę.
Bawiło go to, jak bardzo rozzłościł małego księcia.- Czy zapomniałeś już, że
chcesz być królem złodziei?.- Pochylił się jeszcze do niego i powiedział
cicho.- Po za tym im szybciej wrócimy tym szybciej…- ale nie dokończył bo
usłyszał jakiś hałas za drzwiami pomieszczenia.
Luffy wydął
policzki niezadowolony, usiadł po turecku i przywdział na powrót swój słomiany
kapelusz. Pozbierał się szybko z ziemi, zarzucił na plecy płaszcz i łupy. Nim
drzwi do komnaty się otworzyły, chłopacy już dawno byli w ogrodzie.
Pomimo
dodatkowego obciążenia bez problemu poradzili sobie z murem i znaleźli się na
zewnątrz. W tym samym momencie w domu w którym przed chwilą byli podniósł się
krzyk a pomieszczenia rozświetliły się jasnym światłem.
-Chyba ktoś
tu straci pracę…- Zadrwił Ace szybko oddalając się od miejsca zbrodni i
przemykając między budynkami. Luffy kroczył za nim dalej wydymając z
niezadowolenia policzki.
Mijając
pewien zaułek natrafili nagle na skuloną postać. Ace zamarł zatrzymując
czarnowłosego i wpatrując się z obawą w napotkaną osobę. Gdy jednak zobaczył
jej twarz uspokoił się nieco i opuścił rękę.
Była to
staruszka. Jej twarz szpeciły głębokie zmarszczki i bruzdy wyglądające na stare
źle zagojone rany. Była okryta połatanym kocem a nogi miała brudne i popękane
prawdopodobnie długą wędrówką. Jej siwe włosy opadały w nieładzie na twarz a oczy
patrzyły na chłopaków całkowicie pozbawione wyrazu. Bez radości czy smutku.
Puste jak studnia pozbawiona wody.
Nagle zza
jej pleców wychyliła się kolejna, ale znacznie mniejsza postać, dzierżąc w ręce
naostrzony kij.
- Odejdźcie
albo pożałujecie!- Odezwała się mała dziewczynka.- Nie pozwolę skrzywdzić babci
Tsuru! – Pomimo pewnego głosu nie mogła opanować drżenia rąk. Jej wielkie
brązowe oczy zapewniały jednak, że jest gotowa w każdej chwili przystąpić do
walki.
Ace’owi
zrobiło się strasznie żal tej pary. Po ich ubraniach wiszących na tych chudych,
brudnych ciałach nie trudno było zgadnąć jaki los zgotowało im życie. Zacisnął
pięści na worku wypełnionym skarbami myśląc jak wielkie przepaście potrafią
utworzyć się pomiędzy ludźmi. Przypomniał sobie komnaty wypełnione przepychem i
klejnotami. Ogrody podlewane wodą która mogła by trafić do spragnionych
wyschniętych ust. Cichy gniew rozlewał się po jego ciele. Już miał zdjąć z
pleców swój baraż i podzielić się łupem z tymi biedakami lecz uprzedził go
Luffy kładąc przed swój worek i pchając go pod nogi zaskoczonej dziewczynki.
Piegowatego
trochę to zaskoczyło, ale ostatecznie wywołało jedynie uśmiech na jego twarzy.
Może jednak chłopak rozumiał trochę więcej niż na to wyglądał? Przez myśl
przeszło mu nawet, że może z niego wcale nie byłby tak beznadziejny władca.
Nim dziecko
zdążyło zadać im jakieś pytanie, chłopacy szybko się ulotnili i udali się w
kierunku skał gdzie pozostawili konie.
Chmury tym
razem im sprzyjały bo znów przysłoniły świecąca nocną latarnie. Pod osłoną nocy
wydostali się z miasta i razem z resztą towarzyszy, która również skończyła
swoją robotę i bezpiecznie trafiła do miejsca zbiórki, udali się w podróż
powrotną.
Gdy
galopowali na koniu, Luffy siedział oparty plecami do Ace’a dalej udając że
jest obrażony. Momentami chował jednak uśmiech pod kapeluszem. Piegowatemu
zdecydowanie poprawił się humor i subtelnie by nie rzucało się w oczy,
delikatnie popędzał konia.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz