- Pusto się zrobiło, nie sądzisz? -
Sanji zauważył, że przy ognisku leżał już tylko Pappug z Keimi śpiący sobie pod
własnymi śpiworami. Ogień już całkowicie zgasł i jedynie żar węgli
jaśniał w ciemności. Blondyn zdążył wylądować między nogami Zoro i opierać się
plecami o jego ciepły tors. Było mu tak błogo. Nawet nie zauważył jak ten czas
zleciał. Roronoa od czasu do czasu położył mu podbródek na ramieniu lub głaskał
delikatnie po ręce.
To wszystko co teraz się działo,
było dla Sanjiego takie niesamowite. Nigdy nie sądził, że będzie jeszcze tak
się czuł. Że po Ace’e znajdzie się ktoś, kto sprawi, że na nowo uwierzy. Do
tego z Zoro wszystko działo się takimi małymi kroczkami. Czuł się dzięki temu
trochę pewniej.
- Wszyscy poszli spać - Zielonowłosy
szepnął mu do ucha. Ledwie wytrzymywał mając blondyna między swoimi nogami.
Jego zapach go obezwładniał. Mógł bezkarnie zanurzać swoją twarz w jego
miękkich włosach lub wodzić rękami po jego ciele.
- A ty? Nie jesteś śpiący?
- Jakoś nie bardzo.
- Ja trochę - Sanji przeciągnął się i
obrócił by być z Zoro twarzą w twarz.
- Może przyniosę tu nasze śpiwory?
Jest ciepła noc, po co mamy spać w namiocie? - Zielone oczy wpatrywały się w
lekko mętny wzrok blondyna.
- Jestem za - Sanji zadrżał z
podniecenia.
Zoro ruszył do samochodu. Blondyn wstał
i zaczął szukać w miarę równej ziemi, co było trochę trudne w jego stanie. Nie
wypił wiele, ale dużo mu też nie było trzeba. W końcu znalazł w miarę
odpowiednie miejsce oddalone trochę od ich noclegowni. Usiadł na trawie i
próbował opanować drżenie rąk. Przypomniało mu się, że od rana nie zapalił i
wyciągnął w końcu papierosa. Poczuł niesamowitą ulgę. Cały stres związany z
nocną wyprawą już minął i miał ochotę teraz tylko się z tego śmiać. Był
podekscytowany ale też trochę zdenerwowany tym, że z Zoro będą leżeć obok
siebie. Czy on coś planuje? Chce spać na zewnątrz bo coś zamierza? Te myśli nie
dawały mu spokoju.
Przypomniał sobie jak Roronoa stanął
w jego obronie gdy spotkali Keimi i Pappug’a. To było szalenie bohaterskie. Aż
się zaśmiał. I jak tu się nie zakochać?
Roronoa w końcu do niego dołączył i
rozwinął dwa śpiwory kładąc je koło siebie. Usiadł na swoim i poklepał miejsce
obok siebie.
Sanji przełknął ślinę i zajął
miejsce celowo bardzo blisko Zoro. Wpatrywali się chwilę w spokojne jezioro.
- Mogę cię o coś zapytać? -
Zielonowłosy objął go w pasie.
- No? - Blondyn dalej przeżywał każdy
taki gest.
- Czy to prawda, że nie mieszkałeś
wcześniej z Ace’m? - zapytał patrząc przed siebie.
Sanjiego to zaskoczyło, ale
podejrzewał, że to nie uszło jego uwadze kiedy rozmawiali z Law’em.
Zarumieniony odwrócił wzrok.
- Tak.
- Dlaczego?
Kucharz chwilę milczał. Dopalił
papierosa i zgasił go w trawie.
- Nie wiem… Zawsze to przekładałem.
Czułem, że nie jestem gotowy na taki krok. Chyba.
- Ale przecież długo byliście razem.
- Wiem - Sanji oparł swoją
głowę o jego ramię - Ale chyba bałem się… że to nas podzieli… Może już wtedy
miałem wątpliwości, czułem że nam się nie uda… Nie wiem. Mieliśmy wiele kłótni
z tym związanych.
- To czemu zaproponowałeś to mi? -
Zoro głaskał go po kolanie. Naprawdę go to zastanawiało.
- Bo byłeś zagubioną, głodną algą -
Blondyn nie wiedział co mu ma odpowiedzieć. Po prostu to czuł. Po prostu tego
chciał. Po prostu zakochał się od pierwszego wejrzenia, tylko wtedy jeszcze o
tym nie wiedział.
- A tak serio?
- Już powiedziałem - Sanji dalej był
przy swoim.
- Kłamca - Zoro połaskotał go po
żebrach.- Nie powiesz mi?
- Nie rozumiem o co ci chodzi.-
Blondyn próbował lekko się wykręcić, bo zaczynał dostawać ataku śmiechu.
- Wyduszę to z ciebie.
Zaczęli się łaskotać i tarzać na
śpiworach. Gdy ich śmiech zaczął być za głośny i gdy oboje mieli już dość,
padli koło siebie uśmiechając się i patrząc sobie w oczy. Zmęczenie całkowicie
ich opuściło.
Rozmawiali jeszcze długo. Tak długo,
że zaczęło się robić widno i wokół nich pojawiła się poranna mgła spowijając
wszystko w mlecznym dymie. Pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać dolinę.
Zrobiło się chłodno dlatego okryli się jednym śpiworem. Cały czas bawili się
swoimi dłońmi, albo głaskali po szyi albo twarzy. Czuli ciepło swoich ciał.
- Cieszę się, że tu ze mną
przyjechałeś - Sanji miał wielką ochotę się całować i pieścić. Po tej nocy
paliło go całe ciało spragnione dotyku.
- Cieszę się, że mogłem - Zoro
głaskał go za uchem. On również nie mógł już dłużej czekać. Na chwilę zamilkli
patrząc na siebie. Zastanawiał się czy to dobry moment na coś więcej. Nie mógł
się zdecydować. Pamiętał jak blondyn zareagował ostatnim razem. Może i teraz
było inaczej, ale zastanawiał się czy by aby jeszcze nie poczekać.
Wpadł mu nagle do głowy pewien
pomysł. Uśmiechnął się i wstał.
- Gdzie idziesz? - Sanji też się
podniósł spod ciepłego śpiwora. Stwierdził, że wszystko dookoła jest takie
piękne. Przez mgłę nie mógł dostrzec dobrze przyczepy. Nie przeszkadzało mu to,
że nie spał całą noc. To była pierwsza z resztą tak cudowna, w przeciągu tego
roku.
Nim dostał odpowiedź Zoro chwycił
go i uniósł w powietrze.
- Hej! Co ty robisz? - zapytał
blondyn zaskoczony i niesiony na jego barku. Po torze domyślił się, że idą do
jeziora. Delikatnie się zaniepokoił.
- Zobaczysz - Zoro uśmiechał się do
siebie.
- Dlaczego idziemy w kierunku wody? -
Sanji miał coraz więcej obaw.
- Lubisz zimne kąpiele?
- O nie! - Kucharz zaczął się szarpać
ale nie mógł się uwolnić. Najgorsza była świadomość że ten kretyn nie żartuje.
Niepocieszająca była myśl zamoczenia w ubraniach – Nawet się nie waż! –
Próbował się obrócić, ale Zoro przewidywał jego ruchy. Do tego już wszedł
nogami do wody i zanurzał się coraz bardziej - Jak to zrobisz to ci nogi z dupy
powyry…
Ale nie dokończył. Zielonowłosy
wyrzucił go w powietrze. Sanji wpadając miał wrażenie, że każdą część jego
skóry przeszywa mała igiełka.
Woda była lodowata.
Wynurzył się biorąc szybko
powietrze. Miał ochotę zabić tego glona, który zaśmiewał się do rozpuku.
Szybko do niego podszedł i sprawnym
ruchem w wodzie, podciął mu nogi. Roronoa się przewrócił, co dało niemałą
satysfakcję blondynowi.
Zoro się wynurzył, dalej wesoły.
Mieli poziom po uda. Stali naprzeciw siebie gotowi do walki. Nagle zielonowłosy
ściągnął koszulkę i rzucił na brzeg. Po jego torsie spływały kropelki wody.
Jego włosy i kolczyki połyskiwały we wschodzącym słońcu. Jego uśmiech i wzrok,
mimo, że Sanjiemu było zimno, rozpalał jak żywy ogień. Wziął z niego przykład i
też pozbył się koszuli. Teraz byli oboje pół nadzy i chętni do przepychanek.
Rzucili się na siebie i próbowali
znokautować jeden drugiego. Ich gorące ciała ocierały się o siebie. Ich dłonie
splatały się i ślizgały po mokrej skórze. Ich oddechy tworzyły delikatną
mgiełkę w powietrzu. Sanji już nie mógł tego znieść. Miał wrażenie, że spłonie
i że nawet ta woda nie ugasi tego pożaru. Mokre spodnie przylepiły się do ich
ciała i ukrywały rosnące z każdą chwilą pożądanie. Ani jeden ani drugi nie
potrafili znaleźć luki w obronie. Coraz bardziej przywierali do siebie. Mocując
się rękami zaparli się o siebie czołami i zwalniali powoli uścisk, nie mogąc
znieść palącego dotyku. Ich twarze zetknęły się ze sobą i otarły swoimi
policzkami. Nim się zorientowali, przechylili delikatnie głowy i zaczęli się
całować.
Zoro puścił ręce blondyna i wplótł
palce w jego mokre włosy, przyciągając go do siebie. Żar ich ust rozlał się po
całym ich ciele. Odebrało im oddech i wszystkie inne zmysły. Sanji miał
wrażenie, że to uczucie go rozsadzi. Jego dłonie dotykały w końcu tego cudownego
ciała i błądziły w górę i w dół. Przywarli do siebie biodrami czując nawzajem
swoje gorące i twarde członki. Ich języki tańczyły w dzikim tańcu, a serca biły
jak szalone. Byli zaskoczeni własną żarliwością i uniesieniem, jakie nimi
zawładnęło.
Z tego wszystkiego tracili
równowagę, bo od emocji kręciło im się w głowie. Delikatnie się zataczali co
spowodowało u jednego i drugiego wesołość. Całowali się czując jak ich mięśnie
twarzy napinają się w uśmiechu. Tak długo trzymane emocje na wodzy, teraz
uderzyły z pełną mocą.
Sanji miał ochotę zatrzymać świat.
To wszystko było dla niego tak niesamowite i niebywałe, tak piękne. W końcu się
całowali! I do tego jak! Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek przeżył lepiej coś
takiego. Już brakowało mu tchu. Musiał na chwilę przestać.
- Ty mi też… - Wysapał odrywając się
od Zielonowłosego.
- Co też…? - Zoro miał problem z
dojściem do siebie.
- Ty mi też się cholernie podobasz -
Blondynowi zaświeciły się oczy.
Roronoa parsknął śmiechem i ponownie
połączył ich usta. Teraz już spokojniej go całował. Wcześniej zastanawiał się,
czy to że Sanji jest facetem będzie mu przeszkadzać. Teraz był całkowicie
pewny, że nie. Ten kucharzyk całkowicie go oczarował. Wycofał na chwilę swój język i namiętnie złączył ich wargi.
Sanji zadrżał. To było ponad jego
najśmielsze oczekiwania. Jego żołądek wywracał się do góry nogami. Zaczął
dostawać silnych drgawek. Nie wiedział tylko, co jest ich głównym powodem. Chyba
po trochu jedno i drugie.
- Zimno ci? - Zoro na chwilę przerwał
ich pieszczotę.
- Nie. Nie przestawaj - Blondyn
nachylił się chcąc więcej.
- Chodźmy stąd, bo zmarzniesz -
Wyszeptał mu w usta uśmiechając się.
Sanji miał ochotę utopić się w
zieleni jego oczu.
- Jest w porządku.
Zoro jednak chwycił go za tyłek i podsadził
tak, by blondyn oplótł go nogami w pasie. Zaczął iść w kierunku brzegu, ale
miał utrudnione zadanie, bo Sanji dalej oddawał mu pocałunki.
W końcu wylądowali na trawie.
- Trzęsiesz się - Roronoa próbował
nad sobą zapanować, żeby przestać go całować.
- Nie szkodzi - Sanjiemu zaczęła
nawet drgać żuchwa.
- Idziemy po ubrania, bo mi język
odgryziesz - Zoro nie mógł opanować wesołości. Kierowała nim jakaś
nieokreślona troska o blondyna. Wstał i wyciągnął rękę do leżącego.
Sanji niepocieszony wstał i
trzymając się dalej za ręce ruszył z Zoro do samochodu. Musiał przyznać, że
zimno odbierało mu część odczuwanej przyjemności. Dreszcze już na całego
wstrząsały jego ciałem. Jedyne ciepło biło spomiędzy jego nóg i z dłoni
trzymanej w mocnym uścisku. Spojrzał na swojego ukochanego i miał wrażenie, że
to wszystko co się zdarzyło było gdzieś tam już wcześniej zaplanowane. Że to
wszystko co się stało, nie było przypadkowe. Miał nieokreślone uczucie, że to
dopiero początek czegoś naprawdę wielkiego. Nigdy wcześniej nie czuł się tak
pewnie jak właśnie w tym momencie. Był roztrzęsiony z tych emocji.
Nagle we mgle ujrzeli biegnącego w
ich kierunku Usoppa.
- Chłopaki! - Spojrzał na chwilę na
ich rozplatające się szybko dłonie, ale nie miał czasu tego skomentować - Mamy
kłopoty!
Mgła powoli opadała. Idąc w kierunku
obozowiska zobaczyli, że wszyscy naprędce się pakują.
- Zbierajcie się! - Nami bez
sortowania wrzucała wszystko do jednego worka. Franky zalewał ognisko, inni
pomagali składać krzesła i stoły. Ich nowi przyjaciele także byli zaangażowani
w pomoc.
- Co się dzieje? - Mózg Sanjiego nie
ogarniał jeszcze po cudownych przeżyciach nad jeziorem. Szybko wygrzebał ze
swojego plecaka swoją niebieską bluzę, suche spodnie i za samochodem je ubrał.
Zakasał rękawy i razem z Zoro próbowali złożyć wielki namiot. Dziewczyny
zbierały butelki po piwach.
- Pappaug mówi, że widział wczoraj
patrole policji po drugiej stronie tej góry.- Wskazała w jej kierunku - Z tego
co mówi mapa i kierunek ich trasy, bardzo możliwe, że będą przejeżdżać tą
drogą.
- Ktoś wie jaka jest kara za
obozowanie w takim miejscu? - Stresował się Usopp.
- Nie chcecie wiedzieć - Robin
rzekła to tak złowrogo, że wszyscy zdwoili tępo.
Zoro z Sanjim jednak nie bardzo
podzielali niepokój przyjaciół bo za bardzo byli zajęci sobą. Już bez wstydu
rzucali sobie przeciągłe spojrzenia uśmiechając się przy tym w sposób
nieodgadniony dla innych.
Gdy ma się tyle rąk do pomocy, praca poszła bardzo szybko i po chwili całe pobojowisko było uprzątnięte, a wszyscy
siedzieli już w swoich wozach.
- Dziękujemy za ostrzeżenie - Robin
machała w kierunku Keimi i Pappag’ua.
- Bezpiecznej drogi! - Machali im na
pożegnanie.
Zawrócili autami i wyjechali na
ścieżkę powrotną. Jechali wolno po nierównościach dlatego mogli jeszcze się ze
sobą porozumieć.
- To co będziemy robić do końca
dnia?- Luffy był najbardziej ze wszystkich zawiedziony.- Jedźmy jeszcze gdzieś…?
- A ma ktoś jakiś pomysł? - Samochód
Zoro jechał jako pierwszy. Sanji klęcząc i opierając się o swoje oparcie
porozumiewał się z resztą z tyłu. Zielonowłosy starał się nie zerkać za często
na jego tyłek.
- Po drodze mamy kilka świątyń
które możemy odwiedzić - Powiedziała Robin. – całkiem malownicze miejsca.
- Świątynie? - jęknął czarnowłosy.
- A co byś chciał robić pacanie?-
Nami się denerwowała.
- Coś fajnego…
- Zdefiniuj!
Podczas ich kłótni Sanji zwrócił się
do Zoro.
- A ty masz jakiś pomysł? - Odpalił
przy tym papierosa.
- Lepiej nie pytaj - uśmiechnął się
Roronoa patrząc na drogę.
Blondyn poczuł jak w spodniach robi
mu się na powrót ciasno. Zrobiło mu się niesłychanie gorąco mimo, że niedawno
trząsł się z zimna. Chciał znaleźć się z tym człowiekiem sam na sam. Teraz.
Zaraz.
Z braku jednak lepszych pomysłów
postanowili jednak pozwiedzać trochę okolice, skoro już tu byli. Gdy wyjechali z
terenu rezerwatu, wszyscy odetchnęli z ulgą. Pruli po asfalcie do pierwszego
punktu wyznaczonego na mapie przez Nami.
Zajeżdżając już byli niepocieszeni,
ponieważ z racji takiej, że był weekend, miejsce to odwiedzało wielu zmęczonych
miastem Tokijczyków. Ledwo znaleźli miejsce na parkingu.
- Świetnie… - Nami pomasowała się po
skroniach.
- Czy żeby wypocząć, trzeba łamać
prawo i wjeżdżać do chronionego rezerwatu?
- Rozejrzyjmy się. Może zrobi się
luźniej.
Gdy brnęli w tłum odkryli, że akurat
obywa się festyn. Porozkładanych było wiele stoisk z pamiątkami, atrakcjami i
konkursami.
- Jedzenie! - Luffy wybiegł przed
szereg i znalazł się przy zakąskach z grilla.
- Patrzcie! Strzelnica! - Usopp wziął
Kaye za rękę i porwał ją do stoiska.
Wszyscy podziwiali zdolności
celownicze długonosego. Trafił bezbłędnie we wszystkie ruchome cele i zdobył
dla swojej dziewczyny największego misia z samej górnej półki. Blondynka była
wniebowzięta.
Nami była trochę zrezygnowana. Nie
lubiła tłumów, a niewygodna noc w namiocie odcisnęła jej się brutalnie na
plecach. Pomasowała swój obolały kark i coś sobie przypomniała.
W namiocie nie było ani Zoro, ani
Sanjiego.
Obejrzała się za siebie by wzrokiem
odszukać swojego przyjaciela i ze zdziwieniem ujrzała jak szepczą coś sobie do
ucha. Blondyn rozkosznie się rumienił.
Uśmiechnęła się i podekscytowana
zagadnęła Robin by ta zajęła na chwile czymś pana Zielonego.
Gdy chłopacy zostali brutalnie
rozdzieleni Nami wzięła Sanjiego pod rękę i odeszła z nim kawałek nad ładny
stawik.
- Gdzie byliście, jak was nie było? -
Rudowłosa chciała wszystko wiedzieć - Co robiliście? Co to było przy ognisku?
Coś mnie ominęło? Mów!
Sanji czerwienił się jak burak i
uśmiechał jak nienormalny.
- No nie każ mi się powtarzać! -
Ściskała jego ramię.
- Nami… – kucharz zakrył twarz
dłonią - Gdybyś wiedziała, jak on całuje…
- Aaaaa!!!- Pisnęła dziewczyna z
radości - Wiedziałam, że na ciebie leci!
Skakała wokół niego i chwyciła za
ręce.
- Czyli jesteście razem tak? -
zapytała szczęśliwa.
- W sumie…- Sanji się zastanawiał -
Nie wiem. Chyba tak…
- Nie gadaliście o tym?- Nami
zmarszczyła czoło.
- Jeszcze nie.- Blondyn wzruszył
ramionami - Na razie mam co innego w głowie.- uśmiechnął się rozanielony
- Ech, cały ty - Rudowłosa
poczochrała go po włosach.- Nie czekajcie z tym.
Spacerowali tak chwilę, głupkowato
się śmiejąc. Nie pamiętali kiedy ostatnio mieli taką radochę.
Wrócili powoli do reszty. Franky z
Robin stali przy małym baseniku gdzie dzieci łowiły rybki na namagnesową wędkę.
- Gdzie macie Zoro?- Sanji rozejrzał
się dookoła.
- Jest tutaj… - Czarnowłosa wskazała
swoją lewicę i ze zdziwieniem stwierdziła, że podmiot dyskusji zniknął.
- O cholera…- Blondyn trochę zbladł
i szybkimi ruchami surikatki lustrował otoczenie.
- Był tu przed chwilą…- Franky też
nie zauważył jego zniknięcia. – Może gdzieś odszedł, zaraz wróci.
- Nie wróci - Sanji westchnął
przeciągle nie widząc nigdzie zielonej czupryny.
Po wyjaśnieniach o beznadziejnych
zdolnościach orientacyjnych w terenie pana Z. wszyscy obiecali rozglądać się i
w razie czego przygarnąć go pod swoje skrzydła.
Kucharz poszedł w stronę która
wydawała mu się najbardziej sensowna i bez większych starań oglądał barwne
stoiska. Trochę się martwił, ale stwierdził że nie może przesadzać. Zoro nie
jest dzieckiem.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz