niedziela, 14 czerwca 2015

Cień iskier 7



Noya spędził z nim czas prawie do północy. Było mu głupio, że przetrzymuje przyjaciela ale naprawdę potrzebował w tym momencie jakiegoś wsparcia. Przeszli na piechotę prawie całe miasto. W końcu jednak rozdzieliły ich wściekłe dzwonki telefonów od rodziców, więc pożegnali się i ruszyli w swoją stronę. Było mu odrobinę lżej, choć serce wydawało się puste i martwe.
No po prostu zaraz wykopie sobie dół i legnie w nim, przygnieciony własnymi ponurymi myślami.
Energia która zwykle go rozpierała gdzieś się ulotniła. Nawet nie za bardzo przejął się, gdy przekroczył próg domu i przywitały go jedynie wyrzuty matki, wymachującej groźnie palcem. Na szczęście nie dostał żadnej kary dzięki temu, że wyskoki niesubordynacji raczej mu się nie zdarzały. No i chyba musiał wyglądać żałośnie, bo ostatecznie pod koniec spuściła z tonu.
Znów się wiercił. Od tych nieprzespanych nocy robiło mu się niedobrze. Co się przekręcał, to żołądek podchodził do gardła. Tępy, pulsujący ból głowy, który szybko zapijał tabletkami, wracał zawsze nad ranem. Beznamiętnym wzrokiem śledził pierwsze promienie słońca przesuwające się leniwie po ścianie i zastanawiał się, co ma powiedzieć dziś Kageyamie. Pomimo miliona rad od Nishinoyi, żadna nie wydawała mu się sensowna na tyle, by z niej skorzystać. Zwłaszcza ta, o wyjawieniu uczuć…
Ma się przyznać? Super. Najprawdopodobniej brunet uzna to za dobry żart. W najlepszym wypadku oczywiście. Choć przyznał, że ukrywanie tego staje się coraz trudniejsze. Pewnie to kwestia czasu, aż wszyscy się domyślą. Może rzeczywiście powinien? Jeśli jest cień szansy…? W końcu wybiegł za nim z tej kawiarni… oczywiście, że to nie musi o niczym świadczyć, ale powiedział mu wcześniej, że Lily nic dla niego więcej nie znaczy. Są przecież przyjaciółmi, prawda? Nie zostawi go i nie przestanie z nim rozmawiać, gdy to wszystko wyzna, no nie? A gdy to zrobi to nawet jeśli nie zaakceptuje jego uczuć, może zacznie nad nimi rozmyślać? Może coś się zmieni?
Rany! Jakby niewystarczająco stresującym faktem było to, że podobają mu się mężczyźni! Już i tak miał skomplikowane życie i szczerze? Naprawdę się bał. Nawet gdyby to wszystko wypaliło. No bo co dalej? Powiedzą rodzinie, przyjaciołom? Ciągle będą narażeni na niechciane wytknięcie palcem…
Czy naprawdę w ogóle warto to zaczynać? Czy aby na pewno to przemyślał? Tylko…
Co ma zrobić ze swoimi uczuciami?
Dźwięk budzika pierwszy raz go chyba ucieszył. W końcu mógł wstać i przestać udawać , że próbuje zasnąć. Przy pierwszych krokach zakręciło mu się  w głowie. Wsparł się  o ścianę i odczekał, aż słabość minie. Nie wyobrażał sobie dzisiaj wykrzesać z siebie czegokolwiek na treningu albo zmierzyć twarzą w twarz z Kageyamą. Tragedia.
Zastanawiał się, czy może nie zasymulować grypy, ale perspektywa bezowocnego trafienia z powrotem do łóżka go zniechęciła. Bez entuzjazmu zszedł na dół. Na szczęście chociaż głód zwyciężył.
- Dzisiaj mam dla was niespodziankę! – Powiedział trener drużyny do zaskoczonych chłopaków, którzy zmęczeni po intensywnym meczu, leżeli rozłożeni na ziemi. – Dziś jestem z was powiedzmy… zadowolony.- Spojrzał kątem oka na lśniący duet pierwszaków, którzy wyglądali raczej jakby mieli zaraz wyzionąć ducha, niż błyszczeć na przyszłych zawodach.- Więc w nagrodę odpuścimy sobie resztę treningu i idziemy do kina! – Pomachał im przed nosem biletami wyciągniętymi zza placów. Wszystkich zatkało. Myśleli, że to żart.
- Przed przyszłym tygodniem należy wam się mały relaks.- Przytaknął nauczyciel, zbierając manatki i utwierdzając niedowiarków o prawdomówności trenera.- Dzwoniliśmy do waszych rodziców. Nie mieli nic przeciwko.
Wszyscy się ożywili, prócz umęczonego Hinaty. Nawet jeśli pierwszy raz okazano im taką łaskę był zbyt zmęczony na radość.
- Ale dawno nie byłem w kinie! Ale czad!- Nishinoya podskoczył podniecony i potrząsnął rudzielcem.- Wstawaj!
- Daj mi umrzeć…- Chłopak miał ochotę wtopić się w posadzkę.
- Nie sądzisz, że to dobra okazja by…- Nachylił się do Hinaty i wyszeptał kilka słów do ucha na co chłopak od razu się zaczerwienił.
- S-spadaj! Już wystarczy mi stresów!
Choć perspektywa siedzenia koło Kageyamy była dość miła… Odwrócił się w jego kierunku i ich spojrzenia się spotkały. Szybko odwrócili wzrok, jakby się tego wstydząc, co tym bardziej wydało się dziwne.
- Po za tym od rana nie rozmawiamy. Dzwonił do mnie na przerwie, ale nie odebrałem.- Szepnął do przyjaciela, gdy razem opuszczali boisko.
- W ciągu gry nie wyglądało, jakby było coś nie tak.- Zdziwił się Noya, oglądając się dyskretnie na rozgrywającego.- Myślałem, że gadaliście.
- Po prostu dzisiaj byłem zajęty bardziej tym, by nie upaść, niż bujaniem w obłokach…- Potarł obolałe skronie.
- Ale fakt. Wyglądasz koszmarnie. – Przyznał chłopak, przyglądając się jego workom pod oczami.- Aż dziwię się, że nie puścili cię do domu.
- W przyszłym tygodniu mamy mecz. Musimy ćwiczyć.
Przebrali się szybko i ruszyli grupą do miasta. Po drodze zakupili słodkie bułki i żartowali z tupeciku dyrektora. Sugawara próbował ich przystopować, ale właściwie wyszło tylko gorzej, bo zaczęły się kawały o murzynach.
Hinata szedł z boku prowadząc swój rower, całkowicie wyłączony.  Momentami reagował na zaczepki, ale zauważył, że mózg pracuje mu z opóźnieniem, przez co nie zorientował się, że jakiś czas idzie już koło niego Kageyama.
- Jak się czujesz?
Wzdrygnął się, zdziwiony że słyszy jego głos. Spanikował. Utkwił wzrok przed sobą i odkrył, że ma strasznie suche gardło. Odchrząknął, zerkając dyskretnie na Nishinoye, który był zajęty akurat dogryzaniem Tanace.
- Jako tako…- Odparł wymijająco.- Lepiej w sumie…
- Dzwoniłem. Nie odebrałeś. Martwiłem się.
Mówił spokojnie, choć miał dziwny ton głosu.
- Tak? Musiałem nie zauważyć…- Przełknął ślinę.
- Chciałem pogadać.- Nie wydawało się, by mu wierzył.
- O czym?- Udawał głupa i kopał pojedynczy kamyczek przed sobą, aż ten w końcu poleciał w trawę.
- O tym, co się dzieje.
Boże, boże, boże…
- Nie rozumiem. Wszystko jest w porządku.
- Czemu mi nie powiesz?- Powiedział ciszej, by koledzy nie słyszeli.- Przecież widzę. Unikasz mnie. – Ledwo wyczuwalnie zabarwił wypowiedź wyrzutem.- Jak masz jakiś problem, to powiedz.
- Ubzdurałeś coś sobie.- Robiło mu się coraz bardziej gorąco. Starał się odpowiadać luźno, ale i tak pokazywał, że go zbywa. Była to jednak teraz jego jedyna forma obrony.
- Okej, skoro nie chcesz mówić, to po prostu zapytam… – Wziął głębszy oddech, jakby zbierając się w sobie. Hinata natomiast go wstrzymał, coraz bardziej przerażony.-  Powiedz mi… czy osoba, która ci się podoba…
Boże, boże, boże… Powiedziała mu! Na pewno! Czemu ze wszystkich rzeczy akurat to! Czemu teraz?!
- Daj spokój!- Zaśmiał się nerwowo, szybko mu przerywając. Koledzy spojrzeli na nich, zaskoczeni pierwszą jego żywą reakcję tego dnia. – Nie ma kogoś takiego. Po prostu… powiedziałem to w nerwach.- Czuł, że pobladł, dlatego odwrócił twarz. Wyobrażał sobie, jak to musi niewiarygodnie wyglądać. Pomyślał, że koniecznością jest załagodzić sytuację, bo nie spodziewał się takich bezpośrednich pytań. – Serio, unoszę się bo ostatnio źle sypiam. A wczoraj naprawdę źle się poczułem…- Nagle się zachwiał. Obraz wywinął fikołka, a sam poleciał na bok.
Pomrugał kilka razy, gdy zamiast z podłożem spotkał się z trzymającymi go ramionami.
- Hej! Co jest?- Zapytał spanikowany Kageyama i już unosił rękę na nauczyciela, chcąc go zawołać. Nikt nie zauważył tego incydentu.
- Już dobrze. Jest dobrze.- Chwycił go za rękę, szybko odzyskując trzeźwość. Okej, chociaż z tym jednym nie kłamał. Może przez to zmienią temat. Chwała nieprzespanej nocy!
- Na pewno? Nie chcesz wracać do domu?
Czemu mówisz to takim zatroskanym tonem?
Trzymał go jeszcze chwilę. Jego ciepłe dłonie pozwoliły odzyskać pion. Nie wyswabadzałby się z tego uścisku nigdy, gdyby mógł.
- Tak. Wszystko w porządku. – Odsunął się niechętnie, nabierając rumieńców. Czuł na sobie jego uważny wzrok.
Zamilkli.
Zrobiło się dziwnie. Tak wiele było niedomówień. Tak dawno nie rozmawiali normalnie… Brakowało mu tego. Ich wcześniejszej relacji. Czy to wszystko nieodwracalnie się popsuło?
- A jak wczoraj… z Lily?- Zapytał, choć nie wiedział czy to dobry pomysł. Sama świadomość, że mogła mu powiedzieć… Jeśli on wie… ale skoro tak… Może sprawdza, czy go okłamała…A może oni… razem…
- Nic. Odprowadziłem ją pod dom ciotki zaraz po tym, jak się rozdzieliliśmy. Zostaje jeszcze tydzień.- Powiedział bezbarwnie.
- I co? Spotkacie się jeszcze?- Zapytał, pełen napięcia.
Czy odpowiedź nie nadchodziła za długo?
- Nie. Powiedziałem jej, że nie.
Wmurowało go. O mało się nie zatrzymał.
- Serio?- Ileż on wysiłku włożył w to, by nie wybuchnąć entuzjazmem. Zastanawiał się, na ile mu się to udało.- To znaczy… dlaczego?- Był zaskoczony, po spotkaniu wydawało mu się, że nawet się dogadują.
Kageyama chwilę nie odpowiadał. Czy Hinacie się wydawało, czy on wyraźnie posmutniał?
- Nie interesuje mnie.
- Zupełnie?
- Zupełnie.
- Nawet tyci tyci?
- Nawet.- Uśmiechnął się ponuro, gdy zobaczył iskierkę w złotych oczach.
No dobra. Jednak coś poprawiło mu dzisiaj humor. Pozostało tylko jeszcze jedno pytanie… Czy dziewczyna coś mu powiedziała…
Znaleźli się jednak już pod kinem, więc rozmowa została przerwana. W ich nozdrza uderzył zapach popcornu i serowego sosu. Stali na końcu grupy i wpatrywali się w listę seansów wyświetlanych na monitorze. Z tego co wiedzieli, wybierali się na film akcji o jakiś bohaterach mutantach. Nagle z przodu zrobiło się zamieszanie, więc podeszli bliżej.
- Jak to, to to nie jest zwykła sala?
- Nie, jest to sala VIP z dwuosobowymi sofami.
- To bilety nie były drogie dlatego, że idziemy na 3D?- Zapytał zdruzgotany trener.- Da się to wymienić?
- Przykro mi.- Odparła dziewczyna stojąca na bramce i dość zaskoczona tą niewiedzą.
Faceci pobledli, zdając sobie sprawę, w co zostali wpakowani.
- Szefunio serio nie ogarnął…- Jęknął Tanaka, odbierając swój bilet i sprawdzając miejsce.- Jak można, bandzie chłopów, zaserwować, kino, z fotelami, dla ZAKOCHANYCH, jak nie ma, z nami, naszej, kochanej,  KYOKO!?!?!?!- Wydarł się jak męczennik na biczowaniu i padł na kolana, zalewając się łzami.
- Jesteśmy razem!- Noya jak zwykle beztroski chwycił się zdziwionego Azumane, gdy sprawdził swoje miejsce.- Dziś znów jesteś moją parą!- Puścił mu powietrznego buziaka, na co skrzywił się Tsukishima.
- Zaraz puszczę pawia.- Poprawił na nosie okulary i spojrzał na bilet. Powietrze wokół zgęstniało i pociemniało, gdy okazało się, że dzieli miejsce z ryczącą na dywanie beksą.- Ja pierdole… Ktoś chętny do zamiany?
Każdy znalazł jakoś swoją parę. Hinata obserwował to wszystko o mało nie zwracając śniadania i bardzo szybko odkrył, kto jeszcze nie został wspomniany.
- Chyba siedzimy razem.- Powiedział Kageyama, porównując ich bilety.
Los jest naprawdę  kapryśny. Nie wiedział czy się cieszyć, czy popaść w panikę.
Gdy stali po popcorn zastanawiał się, jak wygląda ta sala. Nigdy w takiej nie był. Może z tymi fotelami to przesada? No bo nigdy o niej nie słyszał, jakaś nowość? Co to w ogóle za wymysł? Na pewno nie wyglądają tak, jak to sobie wyobrażał. Przecież to Japonia.
Jakże się mylił…
Oczywiście nie co do wyglądu ów siedzeń.
Oblał go zimny pot, gdy stanęli obok wyściełanej krwistym atłasem pufy. Wszyscy chłopacy poczuli lekką konsternacje, ale by rozluźnić atmosferę, próbowali zamienić to w żart. Lekko przeszkadzał im wzrok podejrzliwych zakochanych par, które niezwykle zdziwiło tak liczne męskie, samotne grono wypełniające sale.
- Choć kochanie, zobaczymy czy starczy dla nas razem miejsca~.- Noya poklepał  siedzisko i zatopił się w miękkim puchu.- Rany, ale wygodne!- Asahi raczej nie bardzo był speszony sytuacją. Przyjął wszystko jak zwykle spokojnie, tak samo jak zajął miejsce.
- A może wolisz podłogę?- Zapytał Tanaka, odwzajemniając mordercze spojrzenie zza okularów kolegi.
- No nic nie poradzimy. Nie róbcie zamieszania.- Jak zwykle uspokajał ich Sugawara i jak zwykle został zlany.
- Wyjść gdzieś z nimi i zaraz siara…- Jęknął Daichi, pociągając siorbnięciem łyka coli.
- Zamknąć japy, bo ze składu wywalę.- Wywarczał przez zęby podirytowany nadal swą pomyłką trener.
- Nie byłoby problemu, gdyby ktoś umiał zmawiać bilety.- Szepnął jeden chłopak z drużyny o bliżej nieokreślonym położeniu. Wszyscy solidarnie udawali, że nie słyszeli.
- Słucham?! Który gnojek się odezwał?!- Takeda poderwał się, przez co siedzący z nim zawstydzony nauczyciel zakołysał się lekko, tonąc w fotelu.
- Cicho, zaraz się zacznie!- Upomnieli ich inni uczestnicy seansu, co na dobre zakończyło kłótnie.
Hinata nie mógł się ruszyć. Kageyama wskoczył na sofę i przesunął się, robiąc mu miejsce. Mieli miejscówki na samej górze, praktycznie odseparowani od reszty. To jakieś pierdolone przeznaczenie czy dobry żart? Noya wysunął się zza oparcia i dyskretnie pokazał mu kciuka w górę, co tylko dodatkowo go zestresowało. Nie wiedział, czy ma tak spocone dłonie, czy to tylko woda skraplająca się na ściankach zimnego kubeczka. Jeśli on nie wyczuje jego walącego serca, to chyba będzie cud. Ostrożnie się przysiadł, ale chcąc nie chcąc wnętrze fotela od razu go pochłonęło przez co przylegli do siebie ramionami.
- He, he, ale zapadnia…- Pisnął nienaturalnie i zaraz pożałował.
Przełknął ślinę. Zrobiło mu się cholernie gorąco.
- Faktycznie, dziwne nie?- Ku jego zaskoczeniu przyjaciel też wydawał się spięty.
Światła zgasły. Zaczęły się wyświetlać reklamy. Między udami dzielił ich tylko popcorn. By nie siedzieć jak pień, Hinata zaczął wpierdalać słoną przystawkę, drżącymi palcami wygrzebując ją z pudełka.
Czy mogło być gorzej? Oczywiście. Ich dłonie musiały się spotkać w drodze do jedzenia, co natychmiastowo wywołało panikę i rudowłosy wzdrygnął się jak jakiś nienormalny. Na szczęście na ekranie rozegrała się jakaś masakra, więc tą reakcję można było poniekąd jej przypisać. Zaprzestał konsumpcji w obawie przed powtórką i wlepił oczy w ekran, nie rejestrując żadnego obrazu. Liczyło się jedynie ciepło i zapach drugiego ciała. Oraz przyjemne uczucie w podbrzuszu, ale te starał się ignorować.
O czym, kurwa, jest ten film? Zaczął się zastanawiać, gdy walące serce już go nie ogłuszało.
Starał się uspokoić. Oddychać. Rozluźnić. Skupić na akcji na ekranie. No tak, ten w zielonym to chyba główny bohater…
Było mu tak przyjemnie. Bał się choć o milimetr obrócić twarz, by przypadkiem nie spotkać się z ciemnymi tęczówkami. Po za tym, gdyby to zrobił, miałby jego szyję na samo wyciągnięcie ust.
Ciekawe, jakby to było go po niej całować…
Przełknął ślinę. Rany, ale się zapędza myślami. Choć były przyjemne…
Zatopił się w nich, przymykając oczy.
Było tak ciepło i wygodnie…
Chyba nic się nie stanie, jak tylko na chwilę…
- Hej, Hinata.
Nie mógł rozkleić powiek. Czy ktoś coś do niego mówił? Ktoś dotykał jego policzka? Czemu w jego pokoju nagle było tak głośno?
- Film się skończył.
Od jego szeptu przeszedł go ciepły dreszcz. Wzdrygnął się i otworzył oczy. Faktycznie, napisy leciały w tle. Przespał całość? Do tego opierał głowę o ramię Kageyamy, a on sam patrzył teraz na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy. Delikatnie się uśmiechał.
- Och…- Szepnął, bardzo powoli się odsuwając. Z jednej strony było mu głupio, a z drugiej z przyjemności mrowiło go całe ciało. Motyle w brzuchu odezwały się ze zdwojoną siłą. Panika mieszała się z chęcią ponownego przysunięcia. Nie potrafił nic więcej z siebie wykrztusić.
- Idziecie?- Zapytał Sugawara, który przeciągał się po seansie. Reszta chłopaków też już zbierała się do wyjścia.
- Kibel, kibel, kibel!- Nishinoya wybiegł z sali jakby się paliło. Inni również poparli ten pomysł, czując przeładowane colą pęcherze.
Rudowłosy już nie czekał na resztę. Wstał i zbiegł po schodach, starając się być opanowanym. Po prostu wychodzi z kina. Po ludzku. Ze spokojem.
Musiał awaryjnie zaczerpnąć powietrza.
Gdy znalazł się na zewnątrz, oparł się o mur i odetchnął głęboko. Duszność ustąpiła, a chłodne powietrze koiło gorączkę. Uśmiechnął się i zamknął oczy. To naprawdę było przyjemne…
Drzwi skrzypnęły. Ktoś wyszedł z kina i dołączył do niego.
- Wyspany?- Zapytał rozbawiony Kageyama.
- Jak nigdy w życiu.- Zaśmiał się, czując ucisk w żołądku.
Uciekam, a ty mnie jak zwykle gonisz…
- Słuchaj… co do wcześniej…- Zaczął niepewnie, widząc nagle jego spłoszone oblicze.- Przepraszam za tą całą akcje. Z Lily… Nie powinienem cię prosić o takie rzeczy. Żałuję też, że wziąłem od niej ten numer…- Podrapał się po karku.
Po co mi to mówisz? Serce Hinaty zdwoiło obroty. I czemu  znów do tego wraca?
- Nie chcę się kłócić.- Zarumienił się i odwrócił wzrok.- Dlatego… masz.- Wyciągnął przed siebie telefon.
- Po co mi on?- Zapytał rudzielec niezmiernie zdziwiony. Nie rozumiał.
- No… żeby wziąć jej numer.- Burknął.- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że ci się podoba, a nie odwalać takie akcje.
- Z czego się śmiejesz?- Tobio wydawał się niezmiernie speszony jego reakcją. Oglądał się na boki, zawstydzony tym wybuchem wesołości i zerkającymi na nich podejrzliwie ludźmi.
Hinata musiał się oprzeć o ścianę, tak bardzo nie mógł się powstrzymać. Łzy pojawiły się w kącikach jego oczu gdy rechotał się w niebogłosy.
To naprawdę jest kurwa jakiś pieprzony żart! To było chyba dla niego za wiele.
- Cały czas… myślałeś… że ona mi się podoba?- Miał ochotę turlać się po podłodze. Śmiał się, choć coś wewnątrz go bolało. Wiec o to chodziło? Naprawdę? Cały czas?
- A… nie?- Zapytał zdezorientowany.- Przecież… m-myślałem, że jesteś zazdrosny!- Krzyknął zszokowany.
- Zazdrosny? Hahahaha!- W końcu opanował spazmy na tyle, by się  uspokoić i oparł plecami o ścianę. Wziął głębszy oddech, by przygotować się na to, co zamierzał zrobić.
Teraz, albo kurwa nigdy.
- Owszem, byłem…- Spojrzał w niebo, zakładając ręce za siebie i wbijając paznokcie w skórę prawie do krwi.- O ciebie.
Wiatr rozkołysał drzewa, z których zerwało się stadko ptaków. Zniknęły na tle coraz bardziej granatowego nieba. Zaraz miały zapalić się pewnie pierwsze latarnie.
- Co?- Powiedział to tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch.- Jak… o mnie?
- Dokładnie tak, jak to brzmi. O ciebie. O to, że wolisz być z nią…- Nie potrafił na niego spojrzeć. Chyba nigdy w życiu się tak nie bał. Nie sądził, że kiedykolwiek to zrobi. Jeszcze rano nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Nawet tego porządnie nie przemyślał. – …a nie ze mną…
Jak bardzo był teraz żałosny? Wyznawał uczucie innemu facetowi. Co teraz?
Chyba go zgasił. Ostro. Kageyama nie odzywał się dłuższą chwilę.
- Nie rozumiem…
- Czego, do cholery, nie rozumiesz?!- Uniósł się, niesiony falą kumulujących się uczuć i strachu. Gdy zobaczył to, w jaki sposób czarnowłosy na niego patrzy, wycofał się pospiesznie bojąc się nagle, że wszystko stracił. Ich relacje, ich wspólną grę, ich spędzony czas i każdy przyszły… – Ja… ja tylko…- Czemu teraz nie mógł uciec, tak jak zawsze to robił? Drżące nogi na złość stały w miejscu.
- To jest żart, tak?- Zapytał nagle głucho.- Powiedz, że to jest żart.
Zagryzł wargę. Miał ochotę go przepraszać i wyprzeć się  wszystkiego, co powiedział ale…
Nie potrafił.
Bliski płaczu, pokręcił przecząco głową, wpatrując się w chodnik. Nie liczył już na nic.
- Hinata…
Znów pokręcił, tym razem mocnej. Błagał siebie, by łzy się wstrzymały. Chociaż do powrotu do domu. A potem pomyśli. Potem sobie to wszystko poukłada.
Wiec co się więc nagle stało?
Czemu Kageyama znalazł się przed nim i chwytając jego twarz, przysunął do swojej? Dlaczego jego usta…
Jego usta…
…go całowały?
Porwało go to. Wyrwało z otoczenia, z sytuacji w jakiej przed chwilą się znalazł do czegoś zupełnie innego, nowego i niesamowitego. Zapomniał co robi, chwytając się gorącej szyi i gdy tylko ogarnął go przebłysk świadomości, odwzajemnił pocałunki.
Paliły go wargi i ciało. Przyparty do muru tracił oddech. Serce spłoszone jak uciekający zając tłukło się wewnątrz klatki piersiowej tak mocno, że aż bolało. Kosztował tego uczucia, które pierwszy raz wyzwoliło się na wolność, zmaterializowało, otuliło i dotknęło najczulszych pragnień. Język zetknął się z jego, wzbudzając dreszcz, którzy przesunął się wzdłuż jego karku, po kręgosłup, kończąc silną falą w okolicach ud. Nowo poznana namiętność go oszołomiła, topiła granice, szeptała zawstydzające rzeczy. Poczuł się jak pijany i dziękował dłoniom, które go trzymały, bo najpewniej osunąłby się na ziemię, przytłoczony tym wewnętrznym tornadem.
Skrzypnięcie drzwi wyrwało ich momentalnie z tej karuzeli. Kageyama odskoczył od niego w panice. Hinata nie wiedział, jak sam ustał na nogach. Obrócił się jedynie w stronę przypiętego roweru, by ukryć zarumienioną twarz i błyszczące oczy.
- Hej! Są na zewnątrz!- Krzyknął Tanaka, nieświadomy tego, co przed chwilą mógł zastać.- Myśleliśmy, że tak długo lejecie w kiblu i czekaliśmy jak idioci.
Rudowłosy próbował trafić kluczykiem do zamka w łańcuchu. Tak drżały mu dłonie, że nie dawał rady. Podejrzewał że określenie „piwonia” nie oddaje koloru, jaki może mieć jego twarz.
Kageyama od razu włączył się w rozmowę z kolegami, by chyba robić pozory, choć mówił zdecydowanie za szybko. Zaczęły się dyskusje na temat filmu i powolne rozchodzenie każdy w swoją stronę. Nishinoya próbował zagadać do Hinaty ale za bardzo nie miał okazji, bo kapitan ich drużyny wyjątkowo miał mu dużo do powiedzenia.
Nim się obejrzeli, zostali znów sami.
Szli w milczeniu, nie odzywając się do siebie, oboje chyba nie do końca rozumiejąc, co stało się przed kinem i co to teraz oznacza.
Powinienem coś powiedzieć? Może zapytać?
Rozwidlenie dróg nastało szybciej, niż oboje tego chcieli. Hinata zaciskał dłonie na kierownicy zastanawiając się, czy przypadkiem może jeszcze po prostu się nie obudził? Dalej siedzą w kinie, a on ma przyjemny sen?
- To… do jutra?- Zapytał Kageyama niepewnie, ciszej niż zwykle.
Uniósł wzrok i spotkał ze spojrzeniem pełnym dziwnego napięcia.
Czy on też… się bał? Czy może żałował…?
- Tak. Do jutra.- Wysilił się na nerwowy uśmiech i wsiadł na rower.
Tak bardzo chciał w to wierzyć. Tak cholernie bardzo. Tak wiele czuł w tym momencie niepewności i sprzeczności.
Żaden się jednak nie ruszył. Jakby odgadując własne błagalne myśli. Wstrzymali oddech w oczekiwaniu na jakiś ruch, który utwierdzi ich w przekonaniu, że to co się stało nie było pomyłką.
Tobio podszedł do niego niepewnie. Nachylił się i tym razem ostrożnie, niczego nie wymuszając, tracąc zdecydowanie na wcześniejszej pewności i zaborczości, ponowił pocałunek. Jakby sprawdzając, czy aby na pewno ma na to zgodę.
Dlaczego? Hinata onieśmielony pozwalał mu na to, z każdym razem o sekundę dłużej przeciągając oderwanie warg. To uczucie, które  wcześniej kłębiło się w piersi, zaczęło pełznąć niżej, językami spływając pociele. Zawstydziło go to. Żaden nie chciał jednak tego przerywać mimo, że stali dalej na środku ulicy.
Czy to na pewno nie sen?
Czy trzeba było tutaj coś mówić? Czuł się szczęśliwy. Najszczęśliwszy na świecie. Oboje chyba myśleli podobnie, bo gdy całowanie przeciągało się w nieskończoność, namiętność ustąpiła wesołości. Żegnali się całą wieczność, a gdy w końcu się rozstali, uśmiechy nie schodziły im z ust aż do samego zaśnięcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz