niedziela, 14 czerwca 2015

Cień iskier 6



- Nie musisz go za nic przepraszać!
- Ale serio, wczoraj pewnie wyglądałem, jakbym dostał wścieklizny.- Jęknął, niechętnie powracając do sytuacji sprzed gabinetu pielęgniarskiego.
- Nie przesadzaj. Po za tym co to miało być? Randka na trzy osoby?- Nishinoya przeklął po drugiej stronie linii, coś upadło z łoskotem.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi, poprosił mnie o pomoc… A ja zacząłem na niego krzyczeć… Na pewno ci nie przeszkadzam?- Zapytał oglądając swoją twarz w lustrze. Już na szczęście nie była spuchnięta, choć lekkie sińce widniały pod oczami. Po prostu cudownie…
- Pomoc, ta… Po prostu sam jest tchórzem i tyle. Mówiłem, że nie przeszkadzasz.- W tle dało się słyszeć dziwne odgłosy.
- Myślisz, że naprawdę nic do niej nie czuje?- Przycisnął mocniej telefon do ucha, próbując poprawić włosy, które jak zwykle żyły własnym życiem.
- Słuchaj, nie siedzę w jego głowie, ale po zachowaniu może rzeczywiście się trochę waha. Wiesz, jakie są laski. Podniecają się byle czym, piszczą, ciągają cię wszędzie… To może być męczące.
- Czy nie opisałeś przypadkiem w pewnym stopniu nas….?- Oparł się czołem o taflę zwierciadła i zamknął oczy, przypominając sobie, jak potrafią się jarać najgłupszą akcją na boisku.
- Szczegóły, szczegóły… Idziesz w końcu na to spotkanie, czy nie?
- No skoro powiedziałem, że będę…- Czuł się z tym głupio, ale nie potrafił zrezygnować.
- Wiesz, co o tym myślę, ale wiesz, jak co,  będę w okolicy. Tak jak się umawialiśmy.
- Dzięki…
Noya się rozłączył, a strach znów powrócił. Zostało mu kilka minut do wyjścia. Było mu źle, zastanawiał się, czy nie zamęcza przyjaciela swoimi dziecinnymi problemami, ale nie miał nikogo, innego, by móc o tym porozmawiać. Miał nadzieję, że cała sytuacja się jakoś ułoży, bo tego wszystkiego serdecznie dość.
Rany, ale się stresował. Naprawdę nie rozumiał, czemu się na to zgodził. Nie wiedział też, jak się ubrać, jakby to on szedł na jakąś cholerną randkę. Niepewność zżerała mu żołądek. Może powinien uciec? Jednak był ciekawy tej dziewczyny i zachowania przy niej Kageyamy. Może to mu pomoże zdecydować, co dalej robić? Człapał w kierunku dworca, coraz mniej potrafiąc opanować serce. Umówili się z Tobio wcześniej, więc stanął w wyznaczonym miejscu i wyczekiwał przyjaciela. Po chwili przestał się rozglądać, bo przez tłum ludzi zaczął dostawać oczopląsu. Udawał, że robi coś na komórce, próbując oddychać miarowo. Bolał go brzuch. Od wczorajszej kłótni zamienili ze sobą tylko kilka suchych smsów a propo spotkania. Był trochę zaskoczony, że dziewczyna tak szybko znalazła czas, by przyjechać. Musiało jej bardzo zależeć… Nie wiedział, czy powinno mu być jej szkoda, czy nie. W sumie wszystko się dopiero okaże. Przyszedł tu, by robić za przyjaciela. Trochę za przyzwoitkę, ale przede wszystkim za przyjaciela, więc musiał się ogarnąć.
- Hej.
Usłyszał jego cichy głos. Stał naprzeciw niego, ubrany w luźną, granatową koszulę z krótkim rękawem i czarnymi jeansami. Wyglądał dla Hinaty wręcz zabójczo. Jak zwykle z resztą, ale dzisiaj szczególnie. Pasowały mu te ciuchy.
- Siema.-  Powiedział, szybko wracając do komórki, udając brak zainteresowania. – Ale się odpieprzyłeś.
- N-nie prawda!
Coś takiego, tak go zawstydził….
- To o której ma być?
- Za piętnaście minut. Na tym peronie.
Zamilkli. Gwar dworca i dźwięk komunikatów trochę łagodził ciszę między nimi. Z resztą nie pierwszy raz się do siebie nie odzywali, przecież nie było w tym nic dziwnego…
- Jak twój nos?- Zapytał niepewnie Kageyama.
- W porządku.
Tak…pewnie wyglądam, jakbym wczoraj miał wstrząs mózgu…. Co ja tu, kurwa, robię…. Pomyślał Hinata, przełykając ślinę. Może powinien się odezwać? Wytłumaczyć się z kłótni? Cokolwiek…
Pociąg zajechał na stację, przez co mógł porzucić swe przemyślenia. Na pogadanie stracił okazję.
Ciężko było nie zauważyć rudej dziewczyny, wyskakującej z wagonu. Przeciskali się do niej i pomachali, by ich zauważyła. Zaczęła zmierzać w ich stronę, gdy tylko rozpoznała Tobio. Hinacie aż mowę odebrało, gdy ujrzał, jak uroczo wyglądała.
Miała na sobie luźną, zieloną sukienkę na ramiączkach, ledwo za kolana, oraz lekką, koronkową narzutkę. Stopy oplatały rzemyki sandałów a przez ramię przewieszona była elegancka torebka. Włosy upięła, wplatając w nie masę ciemnych spinek, odsłaniając rumianą, piegowatą twarz. Sprawiała zupełnie inne wrażenie niż ostatnio, gdy widzieli się jedynie w strojach sportowych. Wyglądała… bardzo dziewczęco. Słodko jak cholera. Po prostu ślicznie.
On z tymi podkrążonymi oczami czuł się przy niej jak osioł przy miss świata.
Ciekawiło go, czy naprawdę Kageyama w takich gustował. Zerknął na niego gdy się witali. Oboje byli spięci jak naciągnięte struny do gitary i rumienili się jak dojrzałe jabłka…  Cudownie… Gdy się przyjrzał, dopiero  teraz zauważył, że był niewiele wyższy od Lily. Miała wzrost prawie Nishinoyi.
- Och, a to…?- Zapytała, spoglądając ciekawsko na jego osobę swoimi wymalowanymi kredką oczami.
Zostali sobie przedstawieni. Nie dziwił się, że go nie pamięta skoro zapatrzona była w rozgrywającego. Nie wydawała się  uradowana z tego faktu, że dzień spędzą we trójkę, ale bardzo dobrze to ukryła swym promiennym uśmiechem.  Chociaż z tego jednego mógł mieć satysfakcję, lecz i tak na niewiele to pomogło w jego złym samopoczuciu.
- To dokąd pójdziemy?- Zapytała dziewczyna, chwytając Tobio pod rękę i wprawiając go w niemałe zakłopotanie. Chłopak rzucił mu spojrzenie błagające o pomoc.
Wiedziałem, że tak, kurwa, będzie! Warknął w myślach Hinata, mając ochotę od razu zawrócić. Zamiast tego, kierowany bardziej zazdrością, niż realną chęcią wybawienia Kageyamy z kłopotu, w miarę dyskretnie ich rozdzielił i zaczął kierować ku wyjściu z peronu.
Był wykończony. Po całym dniu w centrum, zwiedzania świątyń i chodzenia po sklepach, miał wrażenie, że odpadną mu nogi. Do tego słuchanie ćwiergotu tej panny wcale nie pomagało. Nieustannie musiał uczestniczyć w rozmowie, bo co rusz zapadała jakaś niezręczna cisza. Zastanawiał się, czy czasem nie zabiegają o uwagę Kageyamy, ale możliwe, że to były tylko jego wymysły. To wcale nie tak, że wtryniał się w zdanie, odciągał ich od siebie, albo zmieniał temat, gdy zaczynało się rozbić za cukrowo. Nie było to za dojrzałe zachowanie ale… Widząc ich oboje razem jakoś… z każdą chwilą bardziej smutniał, gdy jego wysiłki na niewiele się zdawały. Zaczynał zdawać sobie sprawę, jak wielka przepaść dzieli jego i Tobio. Przyjaciel przez całe popołudnie nie pozwalał, by jego obecność była pomijana, ale nie robił nic w kierunku, by odpychać od siebie dziewczynę, która wręcz była wniebowzięta z jego towarzystwa. Mieli ze sobą dużo wspólnych tematów. Od siatkówki i grze na tej samej pozycji, po gusta muzyczne i filmy. Zastanawiał się, czy przyjaciel udaje uprzejmość, czy naprawdę się stara. Fakt, dowiedział się o nim znacznie więcej, niż wiedział wcześniej, zobaczył go od innej strony ale stwierdził…
…że chyba zupełnie go tak naprawdę nie zna.
Fakt, spędzali ze sobą dużo czasu, także po szkole, ale… Nigdy nie zachowywał się w jego obecności tak, jak przy Lily…
- Co chcecie do picia?- Zapytał czarnowłosy, gdy zajęli stolik w jednej z pobliskich knajp.
- Dla mnie smoothie truskawkowe z miętą.- Odparła słodko, zerkając na menu wiszące na ścianie. Znów otarła się o jego ramię niby przypadkiem.
- A Ty Hinata?- Udawał, że tego nie zauważył.
- Wody, błagam wody…- Jęknął, jak w końcu usiedli. Zaległ na stole. Stopy wręcz wołały o odpoczynek. I mózg. Ale na spokój dla drugiego nie miał na razie co liczyć. Zwłaszcza, że pieklił się na każdy drobny gest tej laski w kierunku jego ukochanego.
- Ok, poczekajcie, zaraz przyniosę.
Jaki dżentelmen. Robię z drugą kobietę, super…jeszcze za nas zapłaci, po prostu świetnie.
Oho. Został sam na sam z panią cukiereczek.
Cisza. Podejrzewał, że się nie polubili. Musieli najwyraźniej wyczuwać swoją wrogość, po za tym nie za bardzo się z nią krył. Ani jedna ani druga strona najwyraźniej nie miała ochoty na rozmowę, choć gdy ich spojrzenia się spotkały, ruda nie wytrzymała.
- Jesteście dobrymi przyjaciółmi?
- Owszem.- Powiedział trochę za ostro. Lecz jej mina sprawiła mu satysfakcję.
- Dlaczego nie przyszedł sam?
- Bo może miał powód.
Czy powinien być taki oschły? Przecież ona mu nic nie zrobiła. Zadawała normalne pytania.
- Nie lubisz mnie?- Zapytała poważnie.
- Ależ skąd…
Ale ostry sarkazm… Nie mógł się nawet wysilić, by udawać? Chyba naprawdę było mu wszystko jedno… Niech już ten dureń wraca bo naprawdę powie coś nie tak… Kolejka przy kasie wolno się przesuwała.
- Nie musisz tu z nami być, jeśli ci moja obecność nie odpowiada.
Coś takiego, koteczek pokazuje pazurki.
- A może nie chcę nigdzie iść?- Posłał jej ostre spojrzenie. Nigdy nie sądził, że będzie tak nieuprzejmy dla dziewczyny. Gdzie jego maniery?
- Bo jesteś zazdrosny, że odbije ci chłopaka?- Powiedziała cicho i lodowato.
Poderwał się momentalnie z blatu. Przegiął. Wydał się. Jak ostatni idiota.
- O co ci chodzi?- Starał się udawać obojętność, choć uciekł wzrokiem. Zimny pot oblał mu ciało. Czy był moment w którym mniej się pilnował? Może i był oschły i w ogóle ale aż tak? Może ma jakiś szósty zmysł czy co? Baby to jacyś kosmici ze zdolnością telepatii? Ze zdenerwowania zacisnął palce na spodniach. Żałował, że nie może schować twarzy. Pewnie pobladł jak trup.
Nie odpowiedziała, tylko zmarszczyła brwi. Jakaś paczka przyjaciół wybuchła śmiechem przy stoliku obok, coś zbiło się za ladą, filiżanki stukały o talerzyki, odkładane przez flirtujące pary.
Poczuł się w obowiązku coś dodać.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Twoje przypuszczenia są śmieszne. Po prostu nie chcę, by trafił na kogoś nieodpowiedniego.
- Uważasz, że jestem mniej odpowiednia od ciebie?
- Co ty sobie ubzdurałaś?- Miał ochotę na nią krzyknąć. Był wściekły. Nie tylko przez oskarżenia, które były w stu procentach trafne ale też przez bezsilność. Wiedział, że to jego wina i chyba to tylko dodało oliwy do ognia. Osoba na której mu najbardziej zależało nie widziała tego do teraz. Do tego Lily mówiła mu to bez jakichkolwiek oporów, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo go to boli. – Nic o mnie nie wiesz i nic nie wiesz o nim, więc daruj sobie takie komentarze. – Chciał to uciąć zwłaszcza, że Kageyama miał zaraz wrócić. Panika w nim narastała. A jeśli dziewczyna coś mu powie? Jak mógł postępować tak nierozsądnie?
Wycofała się delikatnie, chyba widząc, że przesadziła. Założyła z zakłopotania za ucho opadający kosmyk.
- To widać. Choć chcesz to ukryć, to widać.- Powiedziała już spokojniej i jakby… z nutką współczucia?- Myślałam, że mi się wydaje ale… nawet wtedy, gdy pytałam go o numer telefonu… i na boisku… i dzisiaj…
- Nie chcę tego słuchać.- Wbił wzrok w blat stołu, modląc się by się zamknęła.
- Lubię go.- Powiedziała bez ogródek.- Nie będę się z tym ukrywać i nie chcę…w tej sytuacji…- Była bardzo szczera. Sam w życiu nie zdobyłby się  na coś takiego, sam ledwo wytrzymywał. Już wolał jej ostry ton, niż skrępowanie i żal. Nie mógł znieść litości.- Uważa cię za przyjaciela i…
- I tak pozostanie. – Warknął, powstrzymując łzy. – Gdyby było inaczej, nie było by cię tu. Udawajmy szczęśliwych i skończmy temat. Proszę.
Że akurat teraz zaczęli taką rozmowę! Co on miał teraz zrobić? Powinni to sobie wyjaśnić zanim…
Zamilkli na chwilę przed tym, jak Tobio przyniósł tacę ze szklankami.
- Coś się stało?- Zapytał czarnowłosy widząc ich miny.
Hinata wstał. Myślał, że wytrzyma, ale jednak nie był w stanie.
- Wiesz co, źle się czuję, to pewnie przez tą pizzę po południu…- Nie był w stanie na niego spojrzeć. Twarz mu płonęła, a ręce drżały z przerażenia. Żołądek podjeżdżał do gardła. To był błąd, że tu przyszedł. Największy w jego życiu. Zaraz po wybraniu tego samego liceum, co facet stojący przed nim.- Pójdę już, nie będę wam przeszkadzał i psuł nastroju swoim zachowaniem.
- Serio? A może po prostu wolisz posiedzieć na zewnątrz?- Zapytał Kageyama, wyraźnie zmartwiony.
- Nie, chcę iść do domu.
- Może cię odprowadzić? Hinata…
- Dam radę, daj spokój. Bawcie się dobrze.- Wyminął ich i ruszył żwawym krokiem do wyjścia. Jeszcze chwila, a wybuchnąłby płaczem.
Gdy opuścił lokal, puścił się pędem przed siebie. Biegł tak szybko, nie zwracając uwagi nawet dokąd. Potrącał ludzi, potykał się o krawężniki, ocierał mokre policzki.
Zatrzymał go dopiero przejazd kolejowy. Gdy pociąg przejeżdżał, zaczął krzyczeć na całe gardło, zagłuszony hałasem maszyny. W końcu zmęczony kucnął koło szlabanu, nie zwracając uwagi na dziwnie patrzących na niego ludzi, usiadł na ziemi i zamknął oczy. Ból głowy rozsadzał mu czaszkę a oddech był łapany chaotycznie, wręcz rozpaczliwie. Oczy i płuca kłuły, ciało drżało od wysiłku i bólu.
Masakryczna z niego beksa i idiota.
Dopiero teraz wyczuł i usłyszał, że dzwoni mu telefon. Odebrał po którymś sygnale, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Co?- Rzucił oschle do słuchawki.
- To ja powinienem zapytać! Gdzie do cholery jesteś?- Nishinoya był wyraźnie zaniepokojony.- Łaziłem za wami pół kurna dnia bez problemu, a tu nagle znikasz! Lecisz jak porąbany na łeb na szyję, Kageyama za tobą wybiega, co się…
- Jak to? Wybiegł za mną?!- Poderwał się nagle i zaczął rozglądać nerwowo dookoła. Przecież nie mógł go zobaczyć w takim stanie!
- No mówię ci! Spokojnie, zatrzymałem go. Gdzie teraz jesteś?
- Chwila…- Musiał rozpoznać dzielnicę. Odetchnął z ulgą i znowu usiadł. Zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden dzień. Po chwili podał lokalizację.
- Tak daleko?! No ok… Zaraz tam będę. O chłopie, musisz mi powiedzieć co się stało.
- Ok… to czekam…
Schował telefon i chwycił się za pierś.
Po co Tobio za nim wybiegł? Czemu nie mógł zostać z tą dziewczyną? Dlaczego wciąż robi rzeczy, przez które tak szybko biło mu serce? Przecież przez to będzie mu tylko trudniej się odciąć. Czemu nie może tego uczucia zobaczyć, tak jak Lily? Nawet byłby jej wdzięczny, gdyby mu wszystko powiedziała. Może wtedy…
Nigdy więcej by się do niego nie odezwał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz