czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 8



     Szermierz spał sobie smacznie w swojej siłowni. Obudziły go wrzaski dochodzące z pokładu. Na dole było jakieś wielkie poruszenie i wszyscy o czymś żywo dyskutowali. Mimo, że nie miał ochoty, zszedł na dół dowiedzieć się, o co się tak załoganci drą.
     - Nie zrobię tego!!!- Błagał Sanji rudowłosą, której oczy błyszczały jak złoto.
     - To dla dobra nas wszystkich, nie rozumiem o co ci chodzi.- Rżał Usopp zalewając się łzami śmiechu.
     - To może się zamienisz, baranie!?- Z furią wrzasnął Sanji.
     - To tylko jeden wieczór… – Odparła słodko Nami.
     - Me serce krwawi, gdy tak mnie prosisz…- Łkał kucharz.
     - Chce to zobaczyć.- Nie mógł doczekać się Franky.
     - Przecież on się zgodzi, dziewczyny go przekonają- Stwierdził snajper.
     - O co tu chodzi?- Zaniepokoił się Zoro, bo rozmowa nie wyjaśniała niczego.
     Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. Sanji odwrócił swoją twarz, która zrobiła się cała purpurowa.
     - Błagam… oszczędźcie mnie…- Kucharz ukrył twarz w dłoniach.
     - SANJI BĘDZIE DZIEWCZYNĄ!- Radował się podekscytowany kapitan.
     Reszta załogi buchła śmiechem na samą myśl.
     - Jak to…? – Nie pojmował Zoro.
     - A tak to, że na kolejnej wyspie odbywa się największa impreza w tej części morza.- Zaczęła Nami. – Ale żeby się na nią dostać za darmo, potrzeba trzech dziewczyn w grupie.- Uśmiechnęła się chytrze. – W załodze mamy jedynie dwie, więc żeby nie płacić sporej sumy za każdego z was, Sanji musi się przebrać.
     - Ale dlaczego ja?!- Tak smutnego wyrazu twarzy jeszcze chyba nigdy Sanji jeszcze nie zrobił. – Nie będę mógł podrywać żadnych dziewczyn…
     - Ja mogę być! JA!!!- Podniecił się Luffy, który zaraz dostał niezłego kopa od dziewczyny.
     - Ty to nas zaraz zdradzisz, głąbie! Sanji ma najlepsze predyspozycje.
     Zoro mimowolnie się uśmiechnął na całą tą sytuacje. To będzie zabawny wieczór pomyślał.
Po paru godzinach i kłótniach, Sanji został przekonany i znikał razem z Robin, Nami i Usoppem w kajucie dziewczyn, gdzie miała się dokonać jego metamorfoza. Szermierz był bardzo ciekawy efektów, jak i pozostała reszta.
     Gdy słońce zachodziło, dobili do brzegu imprezowej wyspy.  Każdy z załogantów, ponieważ zabawa miała być elegancka, przywdział koszule lub marynarkę. Nawet mały Chopper miał swoją miniaturową wersje. Czekali cierpliwie, aż otworzą się drzwi kajuty, gdzie przebierali Sanjiego.
     - Jak to długo trwaaaa….- Marudził Luffy.- Chce mięsa…- Kapitan przywdział czerwoną koszulę z czarnym krawatem.
     Zoro miał na sobie białą koszulę i na to czarną marynarkę. Jemu też udzielało się zniecierpliwienie.
Nagle drzwi się uchyliły. Nim zdążyły się otworzyć całkowicie, wszyscy, prócz Zoro, który dalej siedział oparty o maszt, wcisnęli głowy przez framugę, blokując się nawzajem.
     Szermierz myślał, że usłyszy zaraz salwy śmiechu, lecz się mylił. Nikt się nawet słowem nie odezwał.
     - Odejdźcie z przejścia, bo nie można wyjść! – Wrzeszczała Nami.
     - Dobry kawał roboty co?- Odezwał się w środku głos Usoppa.
     - Gdzie jest Sanji?!- Krzyknął kapitan.
     - Stoi przed tobą kretynie!
     - Dacie nam wyjść?!
     Wszyscy rozstąpili się z przejścia i najpierw wyszły dziewczyny przywdziane w szykowne kreacje, potem elegancki Usopp, a na końcu ich artystyczne dzieło. Zoro prawie oczy wyszły z orbit. Przed nim nie stał jego kompan, ale zupełnie inna osoba.
     Sanji był ubrany w długą do ziemi, wąską, granatową, połyskującą suknię. Była ona zapięta po samą szyję i nie miała rękawów. Jego ręce, za łokcie, przykrywały białe rękawiczki, a na nogach połyskiwały wysokie szpilki. Kreacja była niestety niczym w porównaniu do zmienionej twarzy. Makijaż był tak perfekcyjnie zrobiony, że ukrył wszystkie jego męskie rysy. Jego oczy były niesamowicie uwydatnione, tak jak usta. Jedynie co go zdradzało, że kiedyś był ich kucharzem, była dalej zawinięta brew. Jego włosy zostały przedłużone sztucznymi i lekkimi falami opadały na odsłonięte ramiona.
     - Przedstawiamy wam waszą koleżankę- Sanjiko!- zaprezentował kucharza Usopp.
     - Udławcie się wszyscy!- Odezwała się wreszcie żeńska wersja Sanjiego.
     Tak jak strój pasował do niego idealnie, tak głos zupełnie nie i dopiero w tamtej chwili wszyscy zaczęli się składać ze śmiechu.
     - Śmiejcie się ile chcecie, frajerzy!- Żachnął się, zawstydzony blondyn. Czerwień delikatnie przebijała się przez warstwy fluidu.
     Niespodziewanie podszedł do niego Zoro. Reszta przyglądała się temu, co zamierza zrobić. Wtem, nagle chwycił dłoń Sanjiego, lekko się ukłonił i delikatnie ją ucałował.
    - Wygląda pani przepięknie- Uśmiechnął się łobuzersko, widząc zaskoczenie pomieszane z furią na twarzy blondyna.
     Zaraz potem wśród śmiechu kompanów, wylądował z łoskotem na deskach z wbijającym się obcasem w policzek.
     - Ja ci dam, ty przebrzydły glonie ze mnie kpić!- kopał śmiejącego się szermierza jeszcze kilka razy.
     - Przestańcie! Czas ruszać!- Zaklaskała Nami i wszyscy zeszli z pokładu i udali się w głąb wyspy.
     Gdy dotarli do wielkiego oszklonego budynku spotkali na swej drodze dwóch wysokich jak Brook ochroniarzy.
     - Dobry wieczór, my na imprezę.- Zagadała słodko jednego z nich Nami.
     - Zwierząt nie wpuszczamy.- Odparł poważnie ochroniarz.
     - Nic o tym nie było napisane…- Reszta spojrzała z przykrością na Choppera.
     - Nie wejdę?- Zasmucił się renifer.
     - Nie byłby pan tak dobry i nas jednak przepuścił? – Wdzięczyła się Nami.
     - Zakaz to zakaz.- Bez emocji odpowiedział goryl.
     - Może jednak coś da się zrobić?- Ku zaskoczeniu wszystkich, odezwał się piskliwym głosem Sanji.
     - Nie mogę łamać przepisów… – Zawahał się lekko ochroniarz.
     - Niech się pan nie da prosić… – Zamrugał kilka razy zalotnie Sanji.
    W Zoro, aż się zagotowało na ten gest. Co ten palant odwala?
    - Daj im wejść. Przecież nie szczeka.- Uśmiechnął się drugi ochroniarz wyraźnie zainteresowany kucharzem.
     - Dobra, ale to jest wyjątek.- Uśmiechnął się pierwszy i odchrząknął znacząco.
     - Bardzo panowie mili.- Sanji posłał oczko do ustępującego. Zoro, aż się wzdrygnął.
     Kiedy byli w środku, reszta mogła przestać krztusić się ze śmiechu.
     - Dzięki Sanji… Eee… Eo znaczy Sanjiko… – Powiedział Chopper.
     - To było świetne!
     - Brawo panie kucharzu.
     - Zamknijcie się wszyscy. – Wzniósł oczy do nieba, o dziwo zadowolony z siebie blondyn.
     Bez problemu dostali się do środka, nie musząc nic płacić. Przebranie było tak dobrze zrobione, że nikt nawet nie podejrzewał oszustwa. Trzeba było przyznać, że artystyczne zdolności Usoppa i gra Sanjiego przechodziły wszelkie pojęcie. Zoro nie mógł się napatrzeć na kucharza. Złość jednak dalej go nie opuszczała po wcześniejszym incydencie. Choć wolał jego męską wersję, to mimo wszystko coś cały czas kazało mu zawieszać na nim wzrok. Reszta załogi też była oczarowana tą przemianą.
     - Chciałbym wrócić już na statek i to zdjąć…- Jęczał piskliwym głosem Sanji. Wyciągnął wachlarzyk ze swej mini torebki od Robin i wachlował sobie twarz.- Jak tu ciepło! Zaraz tą perukę zerwę z włosów.
     - Daj spokój, wyglądasz genialnie!- Odezwał się Franky.
     - Aż mam ochotę zapytać, czy pokaże mi pan swoje majtki… Johohoho!- Zażartował Brook.
     - Powiedz to jeszcze raz kupo kości…!
     - Uspokójcie się! Patrzcie! Tam rozdają darmowe drinki!- Wskazała bar rudowłosa.
     - Mięsooooooo!- Znikając w tłumie wrzasnął kapitan.
     Zanim jednak wszyscy się rozbiegli, zajęli całkiem spory stolik w samym rogu pomieszczenia. Zostali przy nim Sanji, Chopper, Brook i Zoro.
     Muzyka wesoło grała. Cała sala była olbrzymia. Stoły uginały się od jedzenia a ściany od dekoracji. Trzeba było przyznać, że impreza robiła wrażenie.
     Nagle Brook i Chooper zobaczyli, że dają nawet watę cukrową i szybko znikli w tłumie. Zoro i Sanji zostali sami przy stoliku.
     - Nie idziesz po alkohol, gówniany szermierzyno?- Zagadał go blondyn wyciągając papierosa.
     - Zajmij się sobą gnojku- Odpowiedział zirytowany zielonowłosy. Jego katany niebezpiecznie zabrzęczały u jego pasa.
     - Nie wstyd ci tak ubliżać damie?- Uśmiechnął się do niego zalotnie Sanji.
     Zoro mimowolnie się zarumienił. Miał nadzieję, że w tym świetle nie będzie to widoczne. Kucharz był taki pociągający, kiedy się tak zachowywał. Jego męskość napierała wewnątrz jego spodni.
     - Prosisz się o bójkę?- Próbował ukryć swoje podniecenie Zoro.
     - Będziesz bił kobietę w miejscu publicznym?- Uśmiechnął się tryumfalnie Sanji, odpalając papierosa.
     - Hej… Nie wczuwasz się za bardzo?
     - A krępuje cię to?- Blondyn przysunął się do niego.
     - Co ty robisz?- Spanikował szermierz. Usta Sanjiego nagle przysunęły się do jego ucha. Zoro myślał, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi.
     - Udawaj, że rozmawiamy.- Wyszeptał mu kucharz i odsunął się nieznacznie.- Nie pękaj tak szermierzyku.- Powiedział z uśmiechem zauważając, że na Zoro zrobiło to wrażenie.
     - Spierdalaj. – Odparł naprędce zawstydzony zielonowłosy, uciekając wzrokiem.
     Zoro dzięki temu, że za Sanjim na ścianie było lustro mógł zobaczyć, że trzy stoliki dalej siedział ochroniarz, który ich wpuścił i patrzył w ich kierunku. Domyślił się już, dlatego kucharz tak sobie pozwalał.
     - Podrywasz gościa, a potem się dziwisz, że za tobą łazi.- Odparł zdenerwowany i trochę rozbawiony szermierz. Jednocześnie ciężko mu było znieść bliskość blondyna. Irytowała go też obecność obserwującego ich gościa.
     - Skąd miałem wiedzieć, że jestem taki seksowny.- Odparł łobuzersko Sanji.
     - Nie wlewaj sobie kuku.- Uśmiechnął się zadziornie Zoro. Nawet nie wiesz jak bardzo masz rację…
     - Chcesz powiedzieć, że ci się nie podobam?
     - Chciałbyś. – Powiedział szermierz i nic z tego nie rozumiał. Czemu Sanji nagle się tak zachowywał? Nie miał jednak nic przeciwko temu, bo podobała mu się ta gra słowna.
     - Ani trochę?
     - Czy ty ze mną flirtujesz?
     - A chciałbyś?
     - Po moim trupie. A może jest na odwrót?
     - Chyba śnisz.
     Zoro nagle zaryzykował i wyciągnął rękę. Pogładził go po policzku. Sanji był zaskoczony tym gestem, ale zobaczył, że goryl który ich obserwował wstał wkurzony i zniknął w tłumie.
     - Śmiało sobie pogrywasz. – Blondyn odsunął się, trochę za szybko, na bezpieczną odległość. Zaciągnął się nerwowo dymem. Trochę się spocił od tej nagłej czułości ze strony szermierza.
     - Nie ja zacząłem.- Odpowiedział tryumfalnie Zoro, widząc jego spanikowaną reakcje.- Trzeba było hamować przed wejściem swoje zachowanie, to może byśmy tego uniknęli.
    - Zrobiłem to dla Choppera.
    - A może jednak podobał ci się ochroniarz?
    - Nie przeginaj chlorofilu…
    - Bo ty mu najwyraźniej bardzo.- Nie poddawał się Zoro. Żałował, że Sanji się od niego odsunął.
    - Oi, marimo, bo naprawdę się zaraz wkurzę.
     - Nie denerwuj się tak, złość urodzie szkodzi…
     Sanji zgasił papierosa i ostatkami sił powstrzymał się, żeby nie nakopać Zoro. Rozmowa się jakoś urwała. Siedzieli tak patrząc w tańczący i bawiący się dobrze tłum. Nagle coś popukało Sanjiego w ramię. Szermierz się najeżył, gdy zorientował się, co było tego powodem.
    W tle zaczęła grać wolna, romantyczna muzyka. Gdy kucharz się odwrócił zobaczył wielką łapę ochroniarza, wyciągniętą w jego stronę.
     - Czy zechciałaby pani ze mną zatańczyć? – Zaproponował głębokim basem umięśniony goryl spoglądając z pode łba na Zoro.
     Obojgu szczęki opadły do samej ziemi. Sanjiego ktoś prosił do tańca?! Zoro poczuł jak gniew zaczyna wrzeć mu w żyłach. Jeśli ten koleś zaraz nie odejdzie to go poszatkuje…
     - To bardzo miło z pana strony, ale ja nie tańczę…- Zaświergotał zdenerwowany kucharz, nerwowo wymachując swoim wachlarzem i zakrywając twarz.
     - Piękna, nie daj się prosić i daj się porwać.- Chwytając jego rękę, przyciągnął ją do  siebie i ucałował.
     Sanji zrobił się cały zielony.
     - Koleś, czego chcesz od mojej dziewczyny?- Zapytał głośno i groźnie szermierz. Wszedł między nich i położył rękę na swoich mieczach. Kilka tańczących par spojrzało w ich stronę.
     Sanjiego wmurowało.
     - Nie pozwalaj sobie glonie! – Wyszeptał ostro do niego blondyn. Zoro jednak nie zwracał na niego uwagi, tylko mierzył się spojrzeniem z dwumetrowym gorylem.
     - Ta pani chyba nudzi się w twoim towarzystwie. – Wysapał niespodziewający się oporu ochroniarz.
     - To nie twój biznes, małpo.
     - Słucham?!
     - Chłopaki…- Sanji widział, że kroi się bójka i postanowił coś zrobić. Nie po to tu przyszli, żeby zaraz stąd wychodzić.
     - Nie wtrącaj się.- Odwarknął groźnie Zoro, nawet na niego nie patrząc.
Kucharz nie wiedział, co w niego wstąpiło. Nie widział powodu dla którego Zoro musiałby zachowywać się tak agresywnie.
      - Chodźmy stąd, nie ma co wszczynać bójki…- Pociągnął go lekko za rękaw.
   - Może mały pojedynek?- Uśmiechnął się szermierz. Był coraz bardziej podekscytowany wyeliminowaniem kolesia.
     - Zgoda.- Warknął goryl.
     - Co ty odpieprzasz?!- wycedził przez zęby, nie lada już wkurzony Sanji. Zoro zupełnie go olał.
     - Co powiesz na siłowanie na ręce?- Powiedział ochroniarz, podwijając swój rękaw i eksponując mocno zarysowane mięśnie.
     - Pasuje.- Postąpił tak samo Zoro, podchodząc do wyznaczonego stolika.
     - Nagrodą jest pocałunek od tej ślicznej pani.- Z uśmiechem skwitował goryl.
     - Nie podniecaj się tak, bo nie wygrasz.- Odparł pewny siebie szermierz.
     - Hej! Czy ktoś mnie pytał o zgodę?!- Zbulwersował się Sanji. Spojrzał jak chłopaki przygotowują się do starcia. Zrezygnowany stanął za Zoro.
     - Życz mi powodzenia skarbie.- Niespodziewanie wypalił rozbawiony szermierz.
     - Spróbuj przegrać gnojku.- Dopiero teraz pojął w jakiej sytuacji go Zoro postawił. Nie wątpił jednak, że ten przeklęty marimo wygra. Chyba że ma chęć zrobić mu głupi kawał. Tłumek gapiów już zebrał się przy stole. Kilka osób z załogi też zauważyło poruszenie przy ich stoliku i podeszło zobaczyć co się dzieje. Pijani goście dopingowali zawodników.
     Zoro z ochroniarzem chwycili swoje dłonie. Goryl miał trzy razy większą łapę, która praktycznie zakryła całą pięść szermierza. Zaczęli mierzyć się groźnie spojrzeniami. Jakiś pijany koleś do nich podszedł i zaczął odliczać.
     5…4…3…2…1…
    Wszystko stało się tak szybko, że ledwie ktoś mógł pojąć, co się stało. Świst, błysk, trzask i w jednej chwili powstała wielka dziura w ścianie przez którą przeleciał ów ochroniarz. Goście porozlewali drinki z ekstazy, pomieszanej z niedowierzaniem dla siły zielonowłosego. Nawet Sanjiego trochę wmurowała brutalność swojego kolegi.
     - Tak jest Zoro!- Wrzeszczał w tłumie kapitan.
     - Co za kretyni! Hyk! Zaraz nas stąd wyrzucą!-  Czkała pijana już trochę Nami. Garściami brała kolejne drinki, chcąc z nich korzystać, póki mogła.
     - Nie przesadziłeś trochę?- Powiedział Sanji, podchodząc do dziury w ścianie i zaglądając czy tamten żyje.
     - A co? Martwisz się o adoratora?- Zapytał zbliżając się do niego Zoro.
     - Działasz mi na nerwy palancie…
     W tle dało się nagle słyszeć jedno chórem wypowiadane słowo. Było coraz głośniej… i głośniej…
     - Gorzko! Gorzko! Gorzko!- Krzyczeli pijani goście.
     No tak! Przecież wygraną miał być całus dla zwycięzcy! Pomyślał, uświadamiając sobie nagle Sanji. Nie mieli dokąd uciec, bo dookoła nich zrobił się wianuszek gapiów.
     - I co teraz zrobisz idioto?- Spojrzał poirytowany na zielonowłosego.
     Ten jednak chwycił jego dłoń, która ciągle wachlował twarz. Ustawił wachlarz tak, by zasłaniał twarz blondyna i sam przysunął się tak blisko, że ich czoła się stykały. Tłum nie mógł zobaczyć co się  dzieje za zasłoną.
     Sanji w jednej chwili pomyślał, że Zoro naprawdę go pocałuje. Ich oddechy łączyły się w jedno. Zza wachlarza słychać było oklaski i jedno głośne UUUU… Szermierz patrzył uważnie w spanikowane oczy  kucharza. Miał wielką ochotę pochylić się o te kilka centymetrów, ale nie zrobił tego. Chwycił jedynie ręką jego podbródek i wygiął do siebie. Nie wiedząc co chce w ten sposób osiągnąć, wyszeptał  najbardziej zalotnie jak potrafił w jego usta.
     - Nie panikuj tak, seksowny kucharzyku.
     Blondyn gdyby mógł, spłonąłby w ogniu zawstydzenia. Zoro wypowiadając te słowa był w tym momencie tak cholernie przekonywujący i pociągający, że prawie wziął go na poważnie. Odsuwając się jednak widział, że ma na ustach figlarny uśmiech i tylko to go trochę uspokoiło. Nie sprawiło jednak, by rumieniec zszedł z jego twarzy. Nerwowo zakrył się wachlarzem i spuścił wzrok.
      - Zabiję cię jak wrócimy na statek!- Zagroził mu Sanji. Pot spływał mu po szyi jak szalony, a twarz piekła. Jak ten cholerny glon mógł sobie na to pozwolić! Kucharz musiał też przyznać, że występ ten zrobił na nim wrażenie. Nigdy nie sądził, że przeklęty marimo może być tak… uwodzicielki i interesujący… Na co dzień się tak nie zachowywał, więc była to naprawdę duża odmiana. Do tego to ostatnie zagranie… Sanjiego przeszedł dreszcz pobudzając jego męskość między nogami. NO TO SĄ CHYBA JAKIEŚ JAJA?! Pomyślał zszokowany swoją reakcją. Uspokój się… to na pewno ze zdenerwowania…
      Długo jednak nie mogli stać bezczynnie, ponieważ chwilę potem pojawiła się ochrona i całą załogę wykopała za drzwi.
      - Nienawi-hyc!-dze was…- Leżała pół przytomna pani nawigator. Kiedy ich wyrzucali, wypiła tyle kieliszków, ile było w zasięgu jej rąk.
      - Ja chce jeszcze mięsaaa…- Łkał Luffy dalej głodny.
      - Było naprawdę zabawnie.- Rzekła Robin spoglądając ukradkiem na Sanjiego i Zoro.
     - Bardzo dobrze, mogę już ściągnąć te łachy!- Wrzeszczał zdenerwowany blondyn odczepiając sobie doklejone końcówki włosów.
     - A tak się napracowałem…. – Użalał się Usopp.
     - Nie przyzwyczajaj się, debilu!
     Wracając na statek, mimo wcześniejszego wyjścia, byli całkiem szczęśliwi. Zoro szedł trochę z tyłu i rozmyślał nad dzisiejszym wieczorem. Nie umknęło jego uwadze, że blondyna ruszyło jego ostatnie posunięcie. Nie spodziewał się aż takiej ekspresji. Zastanawiał się też, czy nie został zdemaskowany, ale jak na razie nic na to nie wskazywało. Dzisiaj naprawdę poczuł, że… że może jednak coś z tego wszystkiego będzie? Nie wiedział, czy robi sobie złudną nadzieje, czy stara się jakoś pocieszyć ale ten wieczór… i wzrok Sanjiego sprawiły, że minimalnie uwierzył. Wpatrywał się w plecy kucharza i słuchał jego przekleństw pod adresem przyciasnej kiecki. Jednemu i drugiemu serce biło jak oszalałe przez całą drogę powrotną.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz