Szermierz
spał sobie smacznie w swojej siłowni. Obudziły go wrzaski dochodzące z pokładu.
Na dole było jakieś wielkie poruszenie i wszyscy o czymś żywo dyskutowali.
Mimo, że nie miał ochoty, zszedł na dół dowiedzieć się, o co się tak załoganci
drą.
- Nie
zrobię tego!!!- Błagał Sanji rudowłosą, której oczy błyszczały jak złoto.
- To
dla dobra nas wszystkich, nie rozumiem o co ci chodzi.- Rżał Usopp zalewając
się łzami śmiechu.
- To
może się zamienisz, baranie!?- Z furią wrzasnął Sanji.
- To
tylko jeden wieczór… – Odparła słodko Nami.
- Me
serce krwawi, gdy tak mnie prosisz…- Łkał kucharz.
- Chce
to zobaczyć.- Nie mógł doczekać się Franky.
-
Przecież on się zgodzi, dziewczyny go przekonają- Stwierdził snajper.
- O co
tu chodzi?- Zaniepokoił się Zoro, bo rozmowa nie wyjaśniała niczego.
Wszystkie
oczy zwróciły się w jego stronę. Sanji odwrócił swoją twarz, która zrobiła się
cała purpurowa.
-
Błagam… oszczędźcie mnie…- Kucharz ukrył twarz w dłoniach.
-
SANJI BĘDZIE DZIEWCZYNĄ!- Radował się podekscytowany kapitan.
Reszta
załogi buchła śmiechem na samą myśl.
- Jak
to…? – Nie pojmował Zoro.
- A
tak to, że na kolejnej wyspie odbywa się największa impreza w tej części
morza.- Zaczęła Nami. – Ale żeby się na nią dostać za darmo, potrzeba trzech
dziewczyn w grupie.- Uśmiechnęła się chytrze. – W załodze mamy jedynie dwie,
więc żeby nie płacić sporej sumy za każdego z was, Sanji musi się przebrać.
- Ale
dlaczego ja?!- Tak smutnego wyrazu twarzy jeszcze chyba nigdy Sanji jeszcze nie
zrobił. – Nie będę mógł podrywać żadnych dziewczyn…
- Ja
mogę być! JA!!!- Podniecił się Luffy, który zaraz dostał niezłego kopa od
dziewczyny.
- Ty
to nas zaraz zdradzisz, głąbie! Sanji ma najlepsze predyspozycje.
Zoro
mimowolnie się uśmiechnął na całą tą sytuacje. To będzie zabawny wieczór
pomyślał.
Po
paru godzinach i kłótniach, Sanji został przekonany i znikał razem z Robin,
Nami i Usoppem w kajucie dziewczyn, gdzie miała się dokonać jego metamorfoza.
Szermierz był bardzo ciekawy efektów, jak i pozostała reszta.
Gdy
słońce zachodziło, dobili do brzegu imprezowej wyspy. Każdy z załogantów,
ponieważ zabawa miała być elegancka, przywdział koszule lub marynarkę. Nawet
mały Chopper miał swoją miniaturową wersje. Czekali cierpliwie, aż otworzą się
drzwi kajuty, gdzie przebierali Sanjiego.
- Jak
to długo trwaaaa….- Marudził Luffy.- Chce mięsa…- Kapitan przywdział czerwoną
koszulę z czarnym krawatem.
Zoro
miał na sobie białą koszulę i na to czarną marynarkę. Jemu też udzielało się
zniecierpliwienie.
Nagle
drzwi się uchyliły. Nim zdążyły się otworzyć całkowicie, wszyscy, prócz Zoro,
który dalej siedział oparty o maszt, wcisnęli głowy przez framugę, blokując się
nawzajem.
Szermierz
myślał, że usłyszy zaraz salwy śmiechu, lecz się mylił. Nikt się nawet słowem
nie odezwał.
-
Odejdźcie z przejścia, bo nie można wyjść! – Wrzeszczała Nami.
-
Dobry kawał roboty co?- Odezwał się w środku głos Usoppa.
-
Gdzie jest Sanji?!- Krzyknął kapitan.
- Stoi
przed tobą kretynie!
-
Dacie nam wyjść?!
Wszyscy
rozstąpili się z przejścia i najpierw wyszły dziewczyny przywdziane w szykowne
kreacje, potem elegancki Usopp, a na końcu ich artystyczne dzieło. Zoro prawie
oczy wyszły z orbit. Przed nim nie stał jego kompan, ale zupełnie inna osoba.
Sanji
był ubrany w długą do ziemi, wąską, granatową, połyskującą suknię. Była ona
zapięta po samą szyję i nie miała rękawów. Jego ręce, za łokcie, przykrywały
białe rękawiczki, a na nogach połyskiwały wysokie szpilki. Kreacja była
niestety niczym w porównaniu do zmienionej twarzy. Makijaż był tak perfekcyjnie
zrobiony, że ukrył wszystkie jego męskie rysy. Jego oczy były niesamowicie
uwydatnione, tak jak usta. Jedynie co go zdradzało, że kiedyś był ich
kucharzem, była dalej zawinięta brew. Jego włosy zostały przedłużone sztucznymi
i lekkimi falami opadały na odsłonięte ramiona.
-
Przedstawiamy wam waszą koleżankę- Sanjiko!- zaprezentował kucharza Usopp.
-
Udławcie się wszyscy!- Odezwała się wreszcie żeńska wersja Sanjiego.
Tak
jak strój pasował do niego idealnie, tak głos zupełnie nie i dopiero w tamtej
chwili wszyscy zaczęli się składać ze śmiechu.
-
Śmiejcie się ile chcecie, frajerzy!- Żachnął się, zawstydzony blondyn. Czerwień
delikatnie przebijała się przez warstwy fluidu.
Niespodziewanie
podszedł do niego Zoro. Reszta przyglądała się temu, co zamierza zrobić. Wtem,
nagle chwycił dłoń Sanjiego, lekko się ukłonił i delikatnie ją ucałował.
- Wygląda
pani przepięknie- Uśmiechnął się łobuzersko, widząc zaskoczenie pomieszane z
furią na twarzy blondyna.
Zaraz
potem wśród śmiechu kompanów, wylądował z łoskotem na deskach z wbijającym się
obcasem w policzek.
- Ja
ci dam, ty przebrzydły glonie ze mnie kpić!- kopał śmiejącego się szermierza
jeszcze kilka razy.
-
Przestańcie! Czas ruszać!- Zaklaskała Nami i wszyscy zeszli z pokładu i udali
się w głąb wyspy.
Gdy
dotarli do wielkiego oszklonego budynku spotkali na swej drodze dwóch wysokich
jak Brook ochroniarzy.
-
Dobry wieczór, my na imprezę.- Zagadała słodko jednego z nich Nami.
-
Zwierząt nie wpuszczamy.- Odparł poważnie ochroniarz.
- Nic
o tym nie było napisane…- Reszta spojrzała z przykrością na Choppera.
- Nie
wejdę?- Zasmucił się renifer.
- Nie
byłby pan tak dobry i nas jednak przepuścił? – Wdzięczyła się Nami.
-
Zakaz to zakaz.- Bez emocji odpowiedział goryl.
- Może
jednak coś da się zrobić?- Ku zaskoczeniu wszystkich, odezwał się piskliwym
głosem Sanji.
- Nie
mogę łamać przepisów… – Zawahał się lekko ochroniarz.
-
Niech się pan nie da prosić… – Zamrugał kilka razy zalotnie Sanji.
W
Zoro, aż się zagotowało na ten gest. Co ten palant odwala?
- Daj
im wejść. Przecież nie szczeka.- Uśmiechnął się drugi ochroniarz wyraźnie
zainteresowany kucharzem.
-
Dobra, ale to jest wyjątek.- Uśmiechnął się pierwszy i odchrząknął znacząco.
-
Bardzo panowie mili.- Sanji posłał oczko do ustępującego. Zoro, aż się
wzdrygnął.
Kiedy
byli w środku, reszta mogła przestać krztusić się ze śmiechu.
-
Dzięki Sanji… Eee… Eo znaczy Sanjiko… – Powiedział Chopper.
- To
było świetne!
-
Brawo panie kucharzu.
-
Zamknijcie się wszyscy. – Wzniósł oczy do nieba, o dziwo zadowolony z siebie
blondyn.
Bez
problemu dostali się do środka, nie musząc nic płacić. Przebranie było tak
dobrze zrobione, że nikt nawet nie podejrzewał oszustwa. Trzeba było przyznać,
że artystyczne zdolności Usoppa i gra Sanjiego przechodziły wszelkie pojęcie.
Zoro nie mógł się napatrzeć na kucharza. Złość jednak dalej go nie opuszczała
po wcześniejszym incydencie. Choć wolał jego męską wersję, to mimo wszystko coś
cały czas kazało mu zawieszać na nim wzrok. Reszta załogi też była oczarowana
tą przemianą.
-
Chciałbym wrócić już na statek i to zdjąć…- Jęczał piskliwym głosem Sanji.
Wyciągnął wachlarzyk ze swej mini torebki od Robin i wachlował sobie twarz.-
Jak tu ciepło! Zaraz tą perukę zerwę z włosów.
- Daj
spokój, wyglądasz genialnie!- Odezwał się Franky.
- Aż
mam ochotę zapytać, czy pokaże mi pan swoje majtki… Johohoho!- Zażartował
Brook.
-
Powiedz to jeszcze raz kupo kości…!
-
Uspokójcie się! Patrzcie! Tam rozdają darmowe drinki!- Wskazała bar rudowłosa.
-
Mięsooooooo!- Znikając w tłumie wrzasnął kapitan.
Zanim
jednak wszyscy się rozbiegli, zajęli całkiem spory stolik w samym rogu
pomieszczenia. Zostali przy nim Sanji, Chopper, Brook i Zoro.
Muzyka
wesoło grała. Cała sala była olbrzymia. Stoły uginały się od jedzenia a ściany
od dekoracji. Trzeba było przyznać, że impreza robiła wrażenie.
Nagle
Brook i Chooper zobaczyli, że dają nawet watę cukrową i szybko znikli w tłumie.
Zoro i Sanji zostali sami przy stoliku.
- Nie
idziesz po alkohol, gówniany szermierzyno?- Zagadał go blondyn wyciągając
papierosa.
-
Zajmij się sobą gnojku- Odpowiedział zirytowany zielonowłosy. Jego katany
niebezpiecznie zabrzęczały u jego pasa.
- Nie
wstyd ci tak ubliżać damie?- Uśmiechnął się do niego zalotnie Sanji.
Zoro
mimowolnie się zarumienił. Miał nadzieję, że w tym świetle nie będzie to
widoczne. Kucharz był taki pociągający, kiedy się tak zachowywał. Jego męskość
napierała wewnątrz jego spodni.
-
Prosisz się o bójkę?- Próbował ukryć swoje podniecenie Zoro.
-
Będziesz bił kobietę w miejscu publicznym?- Uśmiechnął się tryumfalnie Sanji,
odpalając papierosa.
- Hej…
Nie wczuwasz się za bardzo?
- A
krępuje cię to?- Blondyn przysunął się do niego.
- Co
ty robisz?- Spanikował szermierz. Usta Sanjiego nagle przysunęły się do jego
ucha. Zoro myślał, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi.
-
Udawaj, że rozmawiamy.- Wyszeptał mu kucharz i odsunął się nieznacznie.- Nie
pękaj tak szermierzyku.- Powiedział z uśmiechem zauważając, że na Zoro zrobiło
to wrażenie.
-
Spierdalaj. – Odparł naprędce zawstydzony zielonowłosy, uciekając wzrokiem.
Zoro
dzięki temu, że za Sanjim na ścianie było lustro mógł zobaczyć, że trzy stoliki
dalej siedział ochroniarz, który ich wpuścił i patrzył w ich kierunku. Domyślił
się już, dlatego kucharz tak sobie pozwalał.
-
Podrywasz gościa, a potem się dziwisz, że za tobą łazi.- Odparł zdenerwowany i
trochę rozbawiony szermierz. Jednocześnie ciężko mu było znieść bliskość
blondyna. Irytowała go też obecność obserwującego ich gościa.
- Skąd
miałem wiedzieć, że jestem taki seksowny.- Odparł łobuzersko Sanji.
- Nie
wlewaj sobie kuku.- Uśmiechnął się zadziornie Zoro. Nawet nie wiesz jak
bardzo masz rację…
-
Chcesz powiedzieć, że ci się nie podobam?
-
Chciałbyś. – Powiedział szermierz i nic z tego nie rozumiał. Czemu Sanji nagle
się tak zachowywał? Nie miał jednak nic przeciwko temu, bo podobała mu się ta
gra słowna.
- Ani
trochę?
- Czy ty
ze mną flirtujesz?
- A
chciałbyś?
- Po
moim trupie. A może jest na odwrót?
-
Chyba śnisz.
Zoro
nagle zaryzykował i wyciągnął rękę. Pogładził go po policzku. Sanji był
zaskoczony tym gestem, ale zobaczył, że goryl który ich obserwował wstał
wkurzony i zniknął w tłumie.
-
Śmiało sobie pogrywasz. – Blondyn odsunął się, trochę za szybko, na bezpieczną
odległość. Zaciągnął się nerwowo dymem. Trochę się spocił od tej nagłej
czułości ze strony szermierza.
- Nie
ja zacząłem.- Odpowiedział tryumfalnie Zoro, widząc jego spanikowaną reakcje.-
Trzeba było hamować przed wejściem swoje zachowanie, to może byśmy tego
uniknęli.
-
Zrobiłem to dla Choppera.
- A
może jednak podobał ci się ochroniarz?
- Nie
przeginaj chlorofilu…
- Bo
ty mu najwyraźniej bardzo.- Nie poddawał się Zoro. Żałował, że Sanji się od
niego odsunął.
- Oi,
marimo, bo naprawdę się zaraz wkurzę.
- Nie
denerwuj się tak, złość urodzie szkodzi…
Sanji
zgasił papierosa i ostatkami sił powstrzymał się, żeby nie nakopać Zoro.
Rozmowa się jakoś urwała. Siedzieli tak patrząc w tańczący i bawiący się dobrze
tłum. Nagle coś popukało Sanjiego w ramię. Szermierz się najeżył, gdy
zorientował się, co było tego powodem.
W tle
zaczęła grać wolna, romantyczna muzyka. Gdy kucharz się odwrócił zobaczył
wielką łapę ochroniarza, wyciągniętą w jego stronę.
- Czy
zechciałaby pani ze mną zatańczyć? – Zaproponował głębokim basem umięśniony
goryl spoglądając z pode łba na Zoro.
Obojgu
szczęki opadły do samej ziemi. Sanjiego ktoś prosił do tańca?! Zoro poczuł jak
gniew zaczyna wrzeć mu w żyłach. Jeśli ten koleś zaraz nie odejdzie to go
poszatkuje…
- To
bardzo miło z pana strony, ale ja nie tańczę…- Zaświergotał zdenerwowany
kucharz, nerwowo wymachując swoim wachlarzem i zakrywając twarz.
-
Piękna, nie daj się prosić i daj się porwać.- Chwytając jego rękę, przyciągnął
ją do siebie i ucałował.
Sanji
zrobił się cały zielony.
-
Koleś, czego chcesz od mojej dziewczyny?- Zapytał głośno i groźnie szermierz.
Wszedł między nich i położył rękę na swoich mieczach. Kilka tańczących par
spojrzało w ich stronę.
Sanjiego
wmurowało.
- Nie
pozwalaj sobie glonie! – Wyszeptał ostro do niego blondyn. Zoro jednak nie
zwracał na niego uwagi, tylko mierzył się spojrzeniem z dwumetrowym gorylem.
- Ta
pani chyba nudzi się w twoim towarzystwie. – Wysapał niespodziewający się oporu
ochroniarz.
- To
nie twój biznes, małpo.
-
Słucham?!
-
Chłopaki…- Sanji widział, że kroi się bójka i postanowił coś zrobić. Nie po to
tu przyszli, żeby zaraz stąd wychodzić.
- Nie
wtrącaj się.- Odwarknął groźnie Zoro, nawet na niego nie patrząc.
Kucharz
nie wiedział, co w niego wstąpiło. Nie widział powodu dla którego Zoro musiałby
zachowywać się tak agresywnie.
-
Chodźmy stąd, nie ma co wszczynać bójki…- Pociągnął go lekko za rękaw.
- Może
mały pojedynek?- Uśmiechnął się szermierz. Był coraz bardziej podekscytowany
wyeliminowaniem kolesia.
-
Zgoda.- Warknął goryl.
- Co
ty odpieprzasz?!- wycedził przez zęby, nie lada już wkurzony Sanji. Zoro
zupełnie go olał.
- Co
powiesz na siłowanie na ręce?- Powiedział ochroniarz, podwijając swój rękaw i
eksponując mocno zarysowane mięśnie.
-
Pasuje.- Postąpił tak samo Zoro, podchodząc do wyznaczonego stolika.
-
Nagrodą jest pocałunek od tej ślicznej pani.- Z uśmiechem skwitował goryl.
- Nie
podniecaj się tak, bo nie wygrasz.- Odparł pewny siebie szermierz.
- Hej!
Czy ktoś mnie pytał o zgodę?!- Zbulwersował się Sanji. Spojrzał jak chłopaki
przygotowują się do starcia. Zrezygnowany stanął za Zoro.
- Życz
mi powodzenia skarbie.- Niespodziewanie wypalił rozbawiony szermierz.
-
Spróbuj przegrać gnojku.- Dopiero teraz pojął w jakiej sytuacji go Zoro
postawił. Nie wątpił jednak, że ten przeklęty marimo wygra. Chyba że ma chęć
zrobić mu głupi kawał. Tłumek gapiów już zebrał się przy stole. Kilka osób z
załogi też zauważyło poruszenie przy ich stoliku i podeszło zobaczyć co się
dzieje. Pijani goście dopingowali zawodników.
Zoro z
ochroniarzem chwycili swoje dłonie. Goryl miał trzy razy większą łapę, która
praktycznie zakryła całą pięść szermierza. Zaczęli mierzyć się groźnie spojrzeniami.
Jakiś pijany koleś do nich podszedł i zaczął odliczać.
5…4…3…2…1…
Wszystko
stało się tak szybko, że ledwie ktoś mógł pojąć, co się stało. Świst, błysk,
trzask i w jednej chwili powstała wielka dziura w ścianie przez którą
przeleciał ów ochroniarz. Goście porozlewali drinki z ekstazy, pomieszanej z
niedowierzaniem dla siły zielonowłosego. Nawet Sanjiego trochę wmurowała
brutalność swojego kolegi.
- Tak
jest Zoro!- Wrzeszczał w tłumie kapitan.
- Co
za kretyni! Hyk! Zaraz nas stąd wyrzucą!- Czkała pijana już trochę Nami.
Garściami brała kolejne drinki, chcąc z nich korzystać, póki mogła.
- Nie
przesadziłeś trochę?- Powiedział Sanji, podchodząc do dziury w ścianie i
zaglądając czy tamten żyje.
- A
co? Martwisz się o adoratora?- Zapytał zbliżając się do niego Zoro.
-
Działasz mi na nerwy palancie…
W tle
dało się nagle słyszeć jedno chórem wypowiadane słowo. Było coraz głośniej… i
głośniej…
-
Gorzko! Gorzko! Gorzko!- Krzyczeli pijani goście.
No
tak! Przecież wygraną miał być całus dla zwycięzcy! Pomyślał, uświadamiając
sobie nagle Sanji. Nie mieli dokąd uciec, bo dookoła nich zrobił się wianuszek
gapiów.
- I co
teraz zrobisz idioto?- Spojrzał poirytowany na zielonowłosego.
Ten
jednak chwycił jego dłoń, która ciągle wachlował twarz. Ustawił wachlarz tak,
by zasłaniał twarz blondyna i sam przysunął się tak blisko, że ich czoła się
stykały. Tłum nie mógł zobaczyć co się dzieje za zasłoną.
Sanji
w jednej chwili pomyślał, że Zoro naprawdę go pocałuje. Ich oddechy łączyły się
w jedno. Zza wachlarza słychać było oklaski i jedno głośne UUUU… Szermierz
patrzył uważnie w spanikowane oczy kucharza. Miał wielką ochotę pochylić
się o te kilka centymetrów, ale nie zrobił tego. Chwycił jedynie ręką jego
podbródek i wygiął do siebie. Nie wiedząc co chce w ten sposób osiągnąć,
wyszeptał najbardziej zalotnie jak potrafił w jego usta.
- Nie
panikuj tak, seksowny kucharzyku.
Blondyn
gdyby mógł, spłonąłby w ogniu zawstydzenia. Zoro wypowiadając te słowa był w
tym momencie tak cholernie przekonywujący i pociągający, że prawie wziął go na
poważnie. Odsuwając się jednak widział, że ma na ustach figlarny uśmiech i
tylko to go trochę uspokoiło. Nie sprawiło jednak, by rumieniec zszedł z jego
twarzy. Nerwowo zakrył się wachlarzem i spuścił wzrok.
-
Zabiję cię jak wrócimy na statek!- Zagroził mu Sanji. Pot spływał mu po szyi
jak szalony, a twarz piekła. Jak ten cholerny glon mógł sobie na to pozwolić!
Kucharz musiał też przyznać, że występ ten zrobił na nim wrażenie. Nigdy nie
sądził, że przeklęty marimo może być tak… uwodzicielki i interesujący… Na co
dzień się tak nie zachowywał, więc była to naprawdę duża odmiana. Do tego to
ostatnie zagranie… Sanjiego przeszedł dreszcz pobudzając jego męskość między
nogami. NO TO SĄ CHYBA JAKIEŚ JAJA?! Pomyślał zszokowany swoją
reakcją. Uspokój się… to na pewno ze zdenerwowania…
Długo
jednak nie mogli stać bezczynnie, ponieważ chwilę potem pojawiła się ochrona i
całą załogę wykopała za drzwi.
-
Nienawi-hyc!-dze was…- Leżała pół przytomna pani nawigator. Kiedy ich
wyrzucali, wypiła tyle kieliszków, ile było w zasięgu jej rąk.
- Ja
chce jeszcze mięsaaa…- Łkał Luffy dalej głodny.
- Było
naprawdę zabawnie.- Rzekła Robin spoglądając ukradkiem na Sanjiego i Zoro.
-
Bardzo dobrze, mogę już ściągnąć te łachy!- Wrzeszczał zdenerwowany blondyn
odczepiając sobie doklejone końcówki włosów.
- A
tak się napracowałem…. – Użalał się Usopp.
- Nie
przyzwyczajaj się, debilu!
Wracając
na statek, mimo wcześniejszego wyjścia, byli całkiem szczęśliwi. Zoro szedł
trochę z tyłu i rozmyślał nad dzisiejszym wieczorem. Nie umknęło jego uwadze,
że blondyna ruszyło jego ostatnie posunięcie. Nie spodziewał się aż takiej
ekspresji. Zastanawiał się też, czy nie został zdemaskowany, ale jak na razie
nic na to nie wskazywało. Dzisiaj naprawdę poczuł, że… że może jednak coś z
tego wszystkiego będzie? Nie wiedział, czy robi sobie złudną nadzieje, czy
stara się jakoś pocieszyć ale ten wieczór… i wzrok Sanjiego sprawiły, że
minimalnie uwierzył. Wpatrywał się w plecy kucharza i słuchał jego przekleństw
pod adresem przyciasnej kiecki. Jednemu i drugiemu serce biło jak oszalałe
przez całą drogę powrotną.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz