Musiał przyznać, że podobało mu się
tu. Wesołość ludzi jakoś mu się udzielała i wspomnienia z poranka dalej
wywoływały przyjemne dreszcze. Nawet się trochę cieszył, że został sam bo mógł
na spokojnie o tym pomyśleć. Oglądał papierowe ptaki wiszące na sznurkach
wzdłuż drogi. Małe dzieci biegały wokół nich i udawały, że też fruną. Rodziny
rozkładały się z kocami pod drzewami, chowając się przed słońcem i jedząc pyszne
dania. Sanji pomyślał, że jak wrócą z Zoro do domu to zrobi mu coś wyjątkowego
do jedzenia. Coś takiego, co go powali na kolana. Takiego, że już nie będzie
chciał jeść u nikogo innego.
Nagle coś zawibrowało mu w kieszeni.
Pacnął się w czoło. No tak! Przecież
już mają zasięg! Przez ten czas zupełnie zapomniał, że istnieje takie
urządzenie jak komórka. Wyciągnął ją z kieszeni, ale to co zobaczył na
wyświetlaczu, od razu zdjęło mu uśmiech z twarzy.
Bez oporów odrzucił połączenie. Ace
naprawdę go zaczynał denerwować. Kiedy wróci, będzie musiał z nim pogadać, bo
najwyraźniej chyba do niego nie dotarło. W ogóle o nim zapomniał na wyjeździe.
Był zły, że znowu się wtrąca, kiedy on ma dobry humor.
Zaraz potem szybko wybrał numer do Zoro.
Szedł sobie spokojnie główną aleją i teraz zwracał większą uwagę na
przechodniów wsłuchując się w sygnał łączenia.
- Halo? - Odezwał się nagle
zielonowłosy.
Sanji miał wrażenie, że usłyszał to
podwójnie. Obrócił się dookoła siebie i nie dając wiary pomrugał kilka razy
zanim upewnił się, że naprawdę widzi Zoro.
Stał on kilka metrów od niego
oglądając mapę festynu. Miał wrażenie, że jego przyjaciel jest miażdżony przez
wielki znak zapytania.
Nagle przyszła mu do głowy pewna
psota. Zwykle to Zoro z niego kpił, więc chyba nie zaszkodzi się trochę
odegrać. Odszedł trochę, żeby Roronoa go nie słyszał i zaczął.
- No gdzie jesteś? - zapytał Sanji
próbując się nie śmiać.
- Oglądam sobie pamiątki, a co?
Blondyn myślał, że padnie. Zoro
wstydził się przyznać, że się zgubił.
- Tak? A przy którym stoisku?
- Eee… Nie wiem w sumie, z jakimiś błyskotkami…- Zielonowłosy podrapał się po karku naprędce lustrując mapę i próbując
się połapać, gdzie co jest - Nie musisz mnie szukać, ja cię znajdę. Gdzie
jesteś?
- Dobrze…- Sanji z całych sił
powstrzymywał wybuch śmiechu. – Jestem… przy wystawie motyli.- Spojrzał szybko
na znaki i był ciekawy czy ta prosta droga sprawi zielonemu trudności.
- Ok, zaraz będę - I się rozłączył.
Zoro stał jeszcze chwilę przy mapie
i kiwał głową, jakby sam sobie tłumaczył trasę. Potem skręcił… w prawo.
Co za idiota! Sanji nie mógł
uwierzyć, że skręcił w złą stronę. Miał jak byk narysowane że do motyli jest w
lewo. Rozbawiony począł śledzić swoją zagubioną algę. Po drodze kupił sobie
paczkę orzeszków w miodzie i cieszył się widowiskiem.
Musiał przyznać, że Zoro był na tyle
dumny, że nikogo nie pytał o drogę. Cały czas starał się iść za drogowskazami
ale przy następnej uliczce od razu skręcał w złą stronę i wracał do tych samych
miejsc. To było dla Sanjiego niepojęte. Z ust zielonowłosego czasem padały
słowa- „szlag by to!”
Kiedy miał już dosyć chodzenia za
Zoro bez celu i wpatrywania się w jego plecy, znowu do niego zadzwonił.
- No i gdzie jesteś? Czekam i czekam…
- Już jestem niedaleko.
- Śmiem wątpić… - Sanji już się
chichrał - Nie, zła
droga! - powiedział nagle widząc, że zielonowłosy znów źle skręca.
- Co?- Roronoa na początku nie
skapował.
- Źle skręcasz. Do motyli w prawo.
- Skąd wiesz…- I nagle urwał.
Blondyn widział jak twarz Zoro robi się purpurowa - Jak długa za mną leziesz?-
Zaczął wypatrywać w tłumie kucharza.
- Hah… wystarczająco długo, żeby się
dobrze ubawić.
- Gdzie jesteś?
- Idź prosto - Sanji postanowił się
jeszcze trochę ponaigrywać - Teraz skręć w lewo. Ok, i cały czas prosto.
- Gdzie jesteś? Nie widzę cię - Zoro
zaszedł do wąskiej uliczki i rozglądał się na boki.
- Jeszcze kawałek. – Sanji szedł za
nim.
Nagle zielonowłosy skręcił w
poprzeczną uliczkę i zniknął.
- Nie wierzę… Ty nawet prosto nie
potrafisz iść…?- Sanji urwał bo gdy wyszedł zza rogu to Zoro już nie było.
- Hej? - zapytał do słuchawki, ale
odpowiadała mu głucha cisza.
Nagle coś spadło za nim i chwytając
za ramiona pchnęło na ścianę.
- Co jest?! - Przez chwilę blondyn
myślał, że ktoś go napadł, ale obracając się zobaczył szczerzącego się Roronoę.
- Tak się lubisz bawić? - Zapytał, nim
Sanji zdążył odpowiedzieć i namiętnie go pocałował.
Kucharz poczuł jak traci oddech.
Zmroziło go całkowicie i poddał się pieszczocie. Od rana miał ciągle na to ochotę.
W końcu byli sami. Zoro przyszpilił go do muru i wsunął kolano miedzy nogi
Sanjiego. Gorąco rozlało się po kroczu blondyna, który miał ochotę osunąć się na
ziemię, bo ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa.
Zoro przerwał pocałunek i wpatrywał
się drapieżnie w Sanjiego.
- Smakujesz mi…- Wymruczał mu w
usta.
Blondyn przełknął ślinę. Oddech miał
nierówny i w głowie szalały tysiące myśli. Ciało krzyczało, pragnąc więcej.
Paliły go policzki i uszy. Jego dłonie były przyparte do chłodnego kamienia a w
jednej z nich dalej trzymał komórkę.
Nagle w uliczkę wepchnęła się
gromada licealistów. Chłopacy szybko od siebie odskoczyli i dali przejść
rozjuszonej młodzieży, która nawet nie zwróciła na nich uwagi.
- Słyszałeś? Jakiś koleś pobija
rekord w wsuwaniu hot-dogów!
- A ja słyszałem o jednym co zdobywa
wszystkie pluszaki na strzelnicy!
Gromada przeszła zostawiając
zawstydzonych kochanków opartych o przeciwległe ściany.
Nieśmiało się do siebie uśmiechnęli.
Sanji zwiesił głowę i zaczął
wpatrywać się w podłoże. Przypomniał sobie rozmowę z Nami. Ręce mu się spociły
i tętno, mimo że i tak już było szybkie, minimalnie podskoczyło. Nie ważąc się
podnieść wzroku zapytał.
- Zoro… - przełknął ślinę - Czy my…
jesteśmy…? - nie mógł się zdobyć, żeby dokończyć.
- Razem?- Zrobił to za niego.
Sanji twierdząco pokiwał głową.
Odpowiedź jednak nie nadchodziła, co kazało mu spojrzeć na zielonowłosego który
już się nie uśmiechał. Przejechał ręką po włosach i spojrzał w bok.
Blondyna to trochę zaniepokoiło.
Zacisnął wargi i wyczekiwał.
- Posłuchaj… ja nigdy nie byłem w
TAKIM… - podkreślił to słowo - …związku…
- W porządku, rozumiem - Sanji
wzruszył ramionami. Jak dla niego to w ogóle był cud, że się nim zainteresował
skoro wcześniej był z dziewczyną. To było naprawdę ponad jego początkowe oczekiwania.
- Więc… wiesz o co mi chodzi? - Zoro
robił się czerwony. Nie wiedział jak o tym rozmawiać.
- Powiedzmy, że wiem - Sanji się
uśmiechnął trochę uspokojony.- Ale… chcesz tego, tak…?- upewnił się.
- Jeśli ty chcesz - Roronoa też
wzruszył ramionami starając się żeby to luźno zabrzmiało. Byłoby tak gdyby się
tak nie stresował. Miał wrażenie, że jego serce bierze udział w maratonie.
Kucharz z uśmiechem podszedł do
niego i delikatnie cmoknął zaskoczonego Zoro w usta.
- Skoro tak ładnie prosisz, to może
się zgodzę - Powiedział puszczając do niego oczko i śmiejąc się z jego miny.
Musiał jakoś zakamuflować swoją euforie. Naprawdę jest z tym gloniastym marimo!
Nic mu więcej do szczęścia nie potrzeba. No… chyba że…
- Co to miało być do cholery… -
Mruknął do siebie zawstydzony zielonowłosy.
- Chodź, idziemy szukać reszty. Robi
się późno - Sanji prawie w podskokach, odpalając papierosa ruszył w kierunku
stoisk nie oglądając się za siebie.
- Czyli się zgadzasz czy nie…? -
Dreptał za nim Zoro.
- A jak myślisz?
- Nie możesz mi tego powiedzieć
kretynie?
Sanji tylko pokazał mu język.
…
- Co za weekend! - Nami przeciągała
się opierając o swój samochód.
Słońce zachodziło. Wszyscy już
powoli ładowali się do wozów. Usopp próbował upchnąć wygrane zabawki do
wspólnego bagażnika gdzie i tak było już pełno po biwaku.
- Szkoda, że musimy wracać - Robin
tuliła się do wielkiej klaty Frankiego, który pocałował swoją ukochaną w
czoło.
- Bez pracy nie ma kołaczy -
podsumował długonosy.
- To co? W drogę? - Sanji wskoczył na
siedzenie pasażera. Już się nie mógł doczekać powrotu do domu.
- Ruszamy! - Luffy jak zwykle
uwielbiał wydawać polecenia.
Ruszyli w kierunku Tokio. Po drodze
samochód Frankiego i Nami zjechali z głównej drogi w kierunku swoich domów. Po
rozdzieleniu w końcu Sanji poczuł się swobodniej. Patrzył sobie na idealny
profil Zoro. Męskość aż z niego kipiała. Nigdy nie sądził, że znajdzie sobie
takiego chłopaka, który będzie robił na nim takie wrażenie. Znowu doznał fali
gorąca.
Słońce zaszło za horyzont
pozostawiając po sobie jedynie różowo granatowe niebo. Gdzieniegdzie widać było
pojedyncze gwiazdy.
- Jak ci się podobała wycieczka? -
Sanji przez całą drogę nie mógł się skupić bo Zoro, gdy tylko nie zmieniał
biegów, to głaskał go po kolanie wodząc palcami w dół i w górę po jego udzie.
- Nie miałem powodów do narzekań - Zielonowłosy się
uśmiechnął. Całą drogę nieźle gazował, żeby znaleźć się szybciej w domu -
Szkoda, że tak krótko.
- Tak…
Dlaczego on jest cały czas taki
opanowany? Blondynowi wydawało się to
niesprawiedliwe. Czy tylko on tak to wszystko przeżywał? Pomimo tego, że
widział jego emocje, gdy rozmawiali na temat tego czy są ze sobą czy nie są, to
i tak mu zazdrościł tego spokoju. Postanowił go trochę ożywić. Wyciągnął rękę i
zaczął go głaskać po szyi i karku. Po chwili pieszczot Zoro otarł się o jego
dłoń policzkiem i chwycił delikatnie zębami jego palce.
- Przestań…- wyszeptał.
- Dlaczego? - Sanjiego strasznie to
podnieciło.
- Bo nie mogę się skupić na drodze.
Blondyn miał dziwne uczucie w klatce
piersiowej. Tak jakby coś go uciskało, dusiło i paliło. I nie tylko tam. Już
nie chciał czekać, aż wrócą do domu.
- To może się gdzieś zatrzymamy? -
Sanji stwierdził, że nie wytrzyma. Siedzenie tak blisko siebie to była dla
niego tortura. Chciał wpić się w jego usta i odpłynąć. Miał wszystko gdzieś.
Tylko niech gdzieś staną do cholery!
Zoro przełknął ślinę. Kucharz był
taki seksowny. Miał ochotę go całować po nogach za te słowa. Gdy tylko
zobaczył zjazd z drogi, skręcił z piskiem opon i stanął na nieoświetlonym
parkingu.
Blondyn nie czekając ani chwili
dłużej, odpiął pas i usiadł mu bokiem na kolanach całując namiętnie. Sięgnął
dłonią do jego prawego ucha i zadźwięczał jego złotymi kolczykami. Przypomniał
sobie ile razy chciał to zrobić.
Złączyli swe języki i pieścili się
nimi delikatnie tracąc oddech. Ich ciała płonęły. Ręce Zoro delikatnie wsunęły
się pod koszulkę Sanjiego i dotykały w górę pleców, by potem opuszkami palców
przemieścić się do przodu i muskać jego tors zjeżdżając z klatki piersiowej do
brzucha i zatrzymując się na pasku u spodni.
Sanji cicho jęknął. Pomyślał, że
skoro teraz jest tak cudownie, to co dopiero będzie w łóżku. Wyobrażał sobie
jakim Zoro musi być kochaniem. Nie sądził, że tak łatwo przyjdzie mu
oddać ponownie swe ciało komuś innemu. Myślał też, że skoro ma już pewne doświadczenie,
to będzie czuł się pewniej, ale tak nie było. Miał wrażenie, że wszystkiego się
uczy od nowa. Każdego pocałunku, każdego dotyku, każdej pieszczoty. Bał się
też, że będzie może go porównywał do Ace’a, ale też się mylił. To było zupełnie
coś innego.
Nie wiedzieli ile tak się całowali.
Byli jednak już całkowicie rozpaleni. Mieli jednak problem bo w samochodzie
było trochę ciasno. Zoro znowu coś przyszło do głowy.
- Poczekaj - Złapał oddech i
pozwolił Sanjiemu zejść z jego kolan. Wyszedł wtedy z samochodu, obszedł go i
otworzył drzwi od strony pasażera pozwalając wyjść zdziwionemu blondynowi. Ten
był jednak na tyle podniecony, że spełniłby jego każdą zachciankę i prośbę.
Zoro chwycił go za rękę i zaciągnął
na maskę samochodu. Pchnął go lekko, by na niej usiadł i oparł się rękami po
jego obu stronach.
Sanji nie wiedział ile jego serce
jeszcze wytrzyma. Z każdą chwilą myślał, że już szybciej bić nie może, a jednak
znajdywało nowe pokłady energii.
Zoro go oszałamiał. Drapieżnie
patrzył mu w oczy i przejechał ręką po jego ciele. Sanji dostał drgawek. To
trwało za długo. Przysunęli się blisko siebie by ocierać się swoimi penisami
proszącymi o dotyk i duszącymi się dalej w ich spodniach.
Sanji chwycił rękę zielonowłosego i
położył na swoim kroczu. Delikatnie wygiął się w tył i pozwolił Zoro go pieścić
i całować po szyi.
Roronoa był zaskoczony tym
posunięciem. Jeszcze bardziej się podjarał i ośmielił się ściągać z niego
powoli górną część ubrania. Zrobił to bez żadnych oporów co uznał za całkowitą
zgodę. Gdy Sanji był bez koszulki, przejechał palcem od szyi w dół aż po
rozporek. Bawił się chwile guzikiem, całując blondyna po obojczyku i słuchając
jego seksownych dźwięków.
Zawahał się przez chwilę. Nigdy nie
był wcześniej z żadnym facetem. Sanji tak. Zastanawiał się jak to powinno być.
Mimo, że instynktownie wiedział, to ogarnął go lęk. Jeśli okaże się, że zrobi
coś nie tak? Albo będzie beznadziejny? Co miał zrobić? Sanji był dla niego tak
cholernie seksowny. Tak cholernie seksownie uległy, że gdyby tyle nie myślał,
zerżnął by go bez oporów.
Sanji wyczuł, że Zoro zwolnił. Nie
posuwał się dalej mimo, że wcześniej wyglądało, że miał taki zamiar. Pomyślał,
że teraz on trochę się zabawi.
Zsunął się lekko z maski samochodu
by stanąć na ziemi i wyprostować się. Powoli zsunął swe dłonie niżej, majstrując
przy zamku zielonowłosego. Zoro się nie opierał. Patrzyli sobie w oczy próbując
odgadnąć swe myśli. Było już prawie ciemno, więc mieli utrudnione zadanie.
Sanji w końcu odpiął mu pasek i
rozpiął rozporek. Powoli, gładząc najpierw podbrzusze, wsunął rękę w jego
bokserki.
Zoro zachłysnął się tym doznaniem.
Chłodna dłoń blondyna chwyciła go za trzon i delikatnie uwolniła z bielizny.
Policzki go paliły. Nigdy nie przypuszczał, że inny mężczyzna będzie go tak
podniecał. Sanji był genialny. Jego dłoń powoli poruszała się w górę i w dół.
Dreszcze wstrząsały jego ciałem. Oparł się rękami o maskę samochodu i czoło o klatkę piersiową blondyna.
Sanji chwilę się nim bawił. Nie mógł
uwierzyć, że tak wspaniale działa na Zoro jego dotyk. Zdziwiło go też jego
przyrodzenie, które było wcale niczego sobie. Uśmiechnął się. Rozkoszował się
tym widokiem i miał ochotę na coś niesamowitego. Nie wiedział tylko, jak tamten
zareaguje.
Przerwał na chwilę i wziął jego
twarz w dłonie, przyciągając do siebie i całując namiętnie w usta. Zoro myślał,
że oszaleje. Był tuż od spełnienia.
Nagle Sanji nieznacznie go odsunął.
Zoro nie za bardzo ogarniał umysłem co się dzieje, gdy blondyn zaczął całować
go po szyi i powoli zjeżdżać w dół.
O nie… Pomyślał zaszokowany, ale nie mógł się ruszyć. Z każdym
kolejnym pocałunkiem miał świadomość tego do czego Sanji dąży i ta myśl coraz
bardziej go przerażała i fascynowała zarazem. Nie mogąc się na nic zdobyć,
znowu oparł się rękami o maskę samochodu i poczuł jak dłonie Sanjiego zsuwają
mu spodnie do kolan a jego usta błądzą bardzo blisko jego twardej męskości.
Drżał. Blondyn klęczał przed nim i wyraźnie pokazywał co ma zamiar zrobić.
Zoro starał się nie patrzeć.
Wiedział, że jeśli to zrobi to momentalnie dojdzie. Poczuł nagle jak
usta Sanjiego zaciskają się na jego czubku i wsuwają go coraz głębiej, pieszcząc
delikatnie językiem.
Zoro głośno jęknął. Myślał przez
chwilę, że się przewróci. Poddał się całkowicie temu uczuciu. Było bardziej
cudowne, niż sobie wyobrażał. Fala rozkoszy ogarnęła go całego i kazała
krzyczeć. Oddychał głośno i skupiał wszystkie swoje zmysły na tej jednej
rzeczy. Powoli, trochę bezwiednie, zaczął poruszać się delikatnie w rytm
Sanjiego, który wsuwał go w swoje usta i wysuwał, głaszcząc go dłońmi po udach.
Zoro wiedział, że dłużej nie da
rady. To było zbyt cudowne, zbyt podniecające i niesamowite, żeby mógł dłużej
wytrzymać. Nim zdążył coś powiedzieć owładnęły go rozkoszne skurcze, uwalniając
jego pożądanie wprost do ust blondyna, który bez oporów wszystko połknął i ssąc
jeszcze delikatnie, zlizał resztki białego płynu.
Zielonowłosy niesamowicie drżał. Nie
mógł się ruszyć. Nie mógł nic powiedzieć.
Sanji zadowolony z siebie wślizgnął
się między ręce Zoro i usiadł z powrotem na samochodzie. Rozbawiła go mina
Roronoy. Wykorzystując oszołomienie tamtego bawił
się jego kolczykami które cicho pobrzdękiwały.
- Nie musiałeś… - Zoro nie wiedział
co powiedzieć. Nie mógł nawet skupić wzroku.
- Podobało się? – Sanji aż kipiał z
dumy. Tak bardzo miał ochotę to zrobić. Do tego Zoro niesamowicie mu smakował.
Dalej czuł w ustach jego smak.
- Jeszcze pytasz? - Złączył ich wargi
w namiętnym pocałunku. Był po części przerażony zdolnościami blondyna.
Zwłaszcza, że teraz jego kolej.
Sanji poczuł jak ręce Zoro błądzą po
jego brzuchu. Miał wielką ochotę, żeby zsunął mu spodnie. Czuł jak tamten drży
i jak mu bije serce. To było niesamowite. To był ten sam silny, opanowany
facet. Teraz stał przed nim i oddał mu część siebie. Kucharza to naprawdę wzruszyło.
Przytulił się do jego ciepłej klatki piersiowej i wciągnął do płuc jego niesamowity zapach.
Nagle nad nimi rozpaliła się
latarnia. Dosłownie nad nimi. Znaleźli się nagle w kręgu ostrego światła. Oboje
spojrzeli na siebie z rozbawieniem. Zoro stał dalej z gołym tyłkiem.
- Odwdzięczysz mi się kiedy
indziej - Wziął zielonowłosego za ręce i położył je sobie na plecach. Pocałował
go jeszcze delikatnie w usta. Przytulili się czując ciepło swoich ciał.
- Jak tylko dojedziemy do domu… -
Zoro oddał pocałunek i szybko wsunął na siebie spodnie. Trochę odetchnął z
ulgą. Będzie mógł się jakoś do tego przygotować. Otworzyli drzwi i wsiedli do
samochodu.
Sanji wygodnie się rozsiadł
obserwując z rozbawieniem rozbitego przyjaciela, który ledwo wsadził kluczyk do stacyjki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz