Wieczór zrobił się bardzo chłodny.
Sanji z Zoro nie spiesząc się, kroczyli ulicami rozświetlonego Tokio kierując
się w stronę ich wspólnego mieszkania.
Blondyn nie wiedział jak zacząć
rozmowę. Humor mu nie dopisywał i większość czasu wpatrywał się w chodnik.
Dostawał dreszczy, ale nie wiedział czy z zimna czy nerwów.
Nagle jedna kropla spadła na jego
policzek. Zaraz za nią, pojawiły się kolejne, znikając w jego ubraniu i włosach.
- Pada - stwierdził zdziwiony.
- Chodź! - Zoro pociągnął go za rękę
do najbliższej bramy. W parę sekund lekki deszczyk zamienił się w potężną
ulewę.
Blondynowi zaschło w ustach. Byli
sami, stali w wąskiej bramie. Zoro wyglądał olśniewająco z lekko mokrą twarzą.
Jego złote kolczyki połyskiwały, odbijając światło ulicznych lamp. Jego oczy
zwróciły się na niego. Jak to możliwe? Przed chwilą rozpamiętywał stare czasy z
Ace’m, a teraz jest całkowicie obezwładniony pod tym spojrzeniem. Zniewalał go
ten mężczyzna. W Zoro była siła, której nie pojmował. Pragnął mu się oddać bez
reszty. Gdyby ten idiota tylko kiwnął palcem, zrobiłby wszystko. Tak silne
przepełniało go uczucie. Jedynie rozsądek hamował jego pożądanie. Do tego,
coraz bardziej się do Zoro przywiązywał. Mimo, że minął jedynie tydzień od
kiedy się znają.
Zielonowłosy przyglądał się
zarumienionej twarzy Sanjiego, który uciekał od niego wzrokiem. Nie mógł dłużej
znieść ciszy między nimi.
- To co jest z tym całym Ace’m? -
zapytał trochę zniecierpliwiony. Myślał, że od razu zaczną temat jak tylko
wyjdą od Luffiego.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? –
Blondyn się zestresował. Nie mógł jednak dłużej tego ukrywać. Po za tym, był
ciekawy reakcji Roronoy.
- No tak - Zoro założył ręce na
piersi i oparł się o zimną kamienną ścianę.
- Ace jest… moim byłym - Powiedział
kucharz nie patrząc mu w oczy.
Zoro się nie odezwał. Gdy podniósł
wzrok, zielonowłosy patrzył na niego poważnie, ale widać było, że jest
poruszony.
- Byłym… w sensie byłym chłopakiem? -
Upewnił się Roronoa.
- Tak.
Krótka pauza.
- Ile ze sobą byliście? - Zoro już
nie patrzył na niego tylko na przejeżdżające obok samochody.
- Z pięć lat.
Chwila przemyślenia.
- I co się potem stało?
- Przyłapałem go rok temu… z innym
facetem… - Sanji posmutniał. Nie mógł nic wyczytać z tego wyrazu twarzy.
Zapadła cisza. Bardzo krępująca.
Blondyn bał się ją przerwać.
- Więc wolisz facetów?- Zoro dalej
na niego nie patrzył - Czy jednak kobiety też?
- Tylko facetów - Przyznał się bez
walki.
- Czemu mi wcześniej nie
powiedziałeś? - Blondyn nie mógł odgadnąć czy to zwykłe pytanie czy oskarżenie.
- Nie wiedziałem jak zareagujesz…
- A jakbym miał zareagować?-
Zainteresował się zielonowłosy.
- Nie wiem… Różnie bywa…- Mimo
wszystko często spotykał się z nietolerancją. Zoro nie musiał należeć do
wyjątków.
Znowu cisza. Deszcz bębnił głośno w
plastikowy daszek nad nimi.
- Zawsze wiedziałeś… że taki
jesteś? - Roronoa zadał nagle takie pytanie. Sanjiego zbiło to z tropu - Nigdy
nie ciągnęło cię do kobiet?
- Z kobietami nie mam problemu, ale kiedy
spotkałem Ace’a… to po prostu wiedziałem… - Wzruszył ramionami by nadać swojej
wypowiedzi trochę luzu - Ty zawsze byłeś pewny co do tego?
- Byłem tylko z kobietą - Zoro wzruszył ramionami, trochę nieprzygotowany na odbicie piłeczki.
Kucharz uniósł brew. Spojrzenie
zielonych oczu wwiercało się w jego duszę. Czy jutro się wyprowadzi? Nie mógł znieść
tej myśli.
- Nie będzie… ci to teraz
przeszkadzać? - zapytał blondyn.
- Co?
- No to… że mieszkasz z gejem -
Sanji się zawstydził.
- A podobam ci się? - Zapytał Zoro
wykrzywiając lekko wargę w uśmiechu.
Kucharz myślał, że się przewróci.
Nie spodziewał się takiej bezpośredniości. Rumieniec pokrył dodatkowo jego
szyję i uszy. Cały płonął. Krzyknął oburzony w obronie.
- Oczywiście, że nie głupi
chlorofilu! - Otulił się ramionami by powstrzymać dreszcze. Co to miało być?
Chce go jeszcze bardziej zawstydzać?
Zoro uśmiechał się ciepło do niego,
co dodatkowo go skrępowało i zdezorientowało. Nagle kichnął. Chyba winą jego
dreszczy nie była jedynie ta rozmowa. Zielonowłosy widząc, jak tamten się
trzęsie, zdjął z siebie swoją bluzę i podał zaskoczonemu Sanjiemu.
- Masz, mnie jest ciepło.
- Nie trzeba.
- Bierz i nie gadaj.
Blondyn chwycił i szybko założył
ciepły jeszcze od ciała Zoro materiał. To było urocze z jego strony.
W ogóle sytuacja była cholernie romantyczna pod tym pieprzonym daszkiem.
Właściwie Sanji nic nie wiedział.
Zoro nie wyraził żadnej opinii na jego temat. Co on o nim teraz myśli? Czuł
jedynie jego palące spojrzenie. Czy on go teraz ocenia?
- Tak myślałem… że z tobą jest coś
nie tak - Powiedział Zoro, ale nie w negatywnym tonie. Sanji wstrzymał oddech.
- To znaczy? - dopytał się niepewny
blondyn.
- Cały czas się zastanawiałem…
Dlaczego robisz na mnie takie wrażenie.
Sanjiemu szybciej zabiło serce. Co
to miało znaczyć? Czy to miało być jakieś oświadczenie?
- Nie rozumiem…- próbował poukładać
swoje myśli.
Zoro się do niego nachylił i oparł
jedną rękę o ścianę zaraz obok jego głowy. Ich twarze znalazły się bardzo
blisko siebie. Sanji stracił całkowicie wątek. Nie dowierzał sytuacji.
- Co ty ze mną robisz? - Zapytał
Roronoa. Blondyn rozpływał się w słodkim uniesieniu. Jego serce dawno tak nie
trzepotało z podniecenia. Dawno nie był tak napalony. Palące uczucie między nogami tylko się nasilało. Miał ochotę kochać z nim w tej bramie do samego rana. Krzyczał w myślach, żeby go
pocałował.
Nagle tą intymną chwilę przerwał
dźwięk telefonu. Zoro najpierw próbował go zignorować a potem sięgnął do swojej
kieszeni, nie spuszczając wzroku z kuka i odebrał.
- Halo?
Ktoś po drugiej stronie długo mówił.
Zielonowłosy przytakiwał i na samym końcu pożegnał się mówiąc, że nie ma
sprawy.
- Muszę jutro być w pracy -
oświadczył Sanjiemu który ledwo ogarniał, co ten do niego mówi.
- Co?
- Więc mówisz, że ci się nie
podobam?- Zażartował Zoro widząc jakie wrażenie robi na czerwieniącym się
chłopaku.
- Nie pozwalaj sobie, chwaście!-
Sanji odwrócił twarz zawstydzony. Ten facet był po prostu bezwstydny.
- Okej…- Zoro uniósł ręce w obronnym geście i się odsunął. - Deszcz zelżał. Możemy już wracać - wyszedł z bramy na
mokry chodnik - Idziesz czy nie?- Odwrócił się i ruszył przed siebie,
zostawiając Sanjiego z mętlikiem w głowie i szalenie bijącym sercem. Blondyn
zapomniał całkowicie o sytuacji z Ace’m. Co to wszystko miało znaczyć? Czy
jednak Zoro jest nim… zainteresowany? Lekki uśmiech wkradł się na jego usta.
Musiał przyznać, że od bardzo
długiego czasu nie był tak szczęśliwy jak w tej chwili. Pobiegł i dołączył do
tego pieprzonego marimo.
***
On idzie do tej pracy czy nie?
Zastanawiał się Sanji. Była już prawie ósma godzina, a ten pajac jeszcze
smacznie leży i chrapie w najlepsze. Postanowił, że go obudzi.
Wszedł do jego sypialni.
Zielonowłosy wyglądał cudownie. Nachylił się nad jego twarzą i zastanawiał się
czy dać mu buziaka. To była bardzo kusząca i niebezpieczna myśl. Mogło się
zdarzyć wszystko. Albo Zoro by go zabił, albo zaczęli by się kochać. Obie te
rzeczy napawały blondyna cudownym dreszczykiem.
Podczas tych rozmyślań Zeff dostał
się cichaczem do pokoju. Ocierał się o każdą napotkaną rzecz. Nagle jedna z
nich, ponieważ była niestabilna, przewróciła się z brzdękiem na ziemie. Kot tak
się wystraszył, że skoczył Roronorze na brzuch wbijając w niego swoje pazury.
Poszkodowany zgiął się w pół, co spowodowało zderzenie się głową z osobnikiem,
który się nad nim pochylał. Oboje legli na podłodze łapiąc się z czoła.
- Kurwa… Głupi sierściuch…- Sanji
już miał łapać zwierzę, ale coś przykuło jego uwagę. Na podłogę z czarnego
pokrowca, który przewrócił kot, wysypały się trzy miecze.
Trzy miecze.
Ostre miecze.
Cholernie kurewsko ostre,
niebezpieczne miecze.
- Co tu robisz głupi kuku?- Zoro
przecierał oczy.
- Co to kurwa jest?- Sanji wskazał
na broń.
- To…? To moje katany.
- Katany.
- O co ci chodzi?- Nie rozumiał
Zoro.
- Zaprosiłem
do domu seryjnego zabójcę? - załamał się blondyn.
- Przestań wymyślać…- Zielonowłosy
wstał i szukał w szafie jakiś czystych ubrań.
- Mogłeś mnie zarżnąć we śnie jak
świnię…
- I co niby potem zrobiłbym z
ciałem? - Uśmiechnął się sam do siebie, tak żeby kucharz tego nie widział.
- A ja wiem… Psychole mają różne
pomysły… - Sanji wyobrażał sobie jak jego szczątki trafiają do worka na śmieci i
zostają wrzucone do rzeki. Worek miałby napis: „MIŁOSIERNY FRAJER”
- Naprawdę… Jakbym chciał cię
zarżnąć to nie potrzebowałbym do tego trzech mieczy. Wystarczyłby jeden.
Sanji oblał się rumieńcem.
Nie wiedział jak długo jeszcze pociągnie przy takich rozmowach.
- Nie myśl sobie, że dałbym się tak
łatwo - Śmiało mu odpowiedział. Chce się glon zabawić? To proszę bardzo.
Zoro spojrzał na niego zadziornie.
Od chwili gdy Sanji mu wszystko powiedział ich relacje wyglądały zupełnie
inaczej. Blondyn mógłby przysiąc, że ze sobą flirtują.
- Obiecuję sobie… nigdy więcej nie
przygarnę żadnej bezpańskiej algi… - powiedział kąśliwie.
- Słucham?- Na czole Zoro wyskoczyła
pulsująca żyłka.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś się
wybierać do pracy?- Przypomniał sobie Sanji.
- Która godzina?- Zielonowłosy
ujrzał zegarek - Czemu mi nic nie powiedziałeś, cholerny idioto!- I w ułamku
sekundy chwycił swoje miecze, narzucił lekką kurtkę i wyleciał za drzwi.
Sanji wiedział, że wylądowanie z nim
w łóżku jest tylko kwestią czasu. Usiadł pod ścianą i schował głowę między
nogi. Próbował uspokoić własne serce. Przypomniał sobie deszczowy wieczór. Co
ja mam o tym wszystkim myśleć?
- Zeff… trochę cię rozumiem,
dlaczego go nie lubisz - Zamyślił się blondyn i uśmiechnął sam do siebie - Ale
tylko trochę.
Kot jedynie miauknął znudzony i
położył się na posłaniu Roronoy.
…
Po południu zadzwoniła do niego
Nami. Umówili się w ich ulubionej kawiarni.
- No i jak tam sprawy z zielonym? -
Rudowłosa upiła łyk swojej latte.
- Doprowadza mnie do szału - Sanji
dłubał w swoim kawałku ciasta – Dezorientuje mnie!
- Przejmij inicjatywę -
zaproponowała dziewczyna.- To zaczyna być męczące.
- To nie takie proste…- Sanji
próbował zdefiniować swoje uczucia. - Ja się czuję przy nim… całkowicie
zdominowany, rozumiesz? Ja… nie miałem tak z Ace’em…
- To znaczy? - zainteresowała się
Nami. Dawno nie podejmowali tematu czarnowłosego. To była ciekawa odmiana, że
kucharz tak spokojnie to przytoczył.
- Wcześniej nigdy nie miałem
wyraźnego układu… No wiesz… naszych relacji… Wszystko było
jakoś tak… po prostu proste. Wymienne… – Nie wiedział czy dobrze to określa. -
Teraz jest inaczej. – Blondyn się zawiesił. - I… podoba mi się to - zaczerwienił
się. – Czekam na jego pierwszy ruch.
- A jeśli się nie doczekasz?
- To znaczy, że tylko się mną bawi -
Sanji próbował obojętnie machnąć ramionami. – Cały czas mam obawy co do tego… -
znów naszły go wątpliwości.
- Za dużo myślisz. Nie każdy związek
jest skazany na porażkę.
- Wiem. Tylko martwi mnie to, że tak
mało o nim wiem… Wyobrażasz sobie że on posiada trzy katany?
- Hah, naprawdę? - zaśmiała się
Nami.- Ty to zawsze sobie wybierzesz kogoś kto lubi niebezpieczny sport.
Piroman, teraz pan szermierzyk…
- Bardzo śmieszne - odpowiedział jej
krzywym uśmiechem.
- Czyli jak na razie ciągle nic?
- No tylko tyle, co już słyszałaś.
- Ech… No cóż, w każdym razie mam
dla ciebie nowiny - Rudowłosa wyglądała jakby już nie mogła dłużej trzymać buzi
na kłódkę – Zgadnij, kto się ostatnio spiknął?
- Nie każ mi… Powiedz po prostu -
Zainteresował się Sanji.
- Nasza czarnowłosa i pan mechanik -
Odparła uradowana.
- Robinek z Frankym?! - Blondyn
wytrzeszczył oczy. - Jak to możliwe?
- Ja nawet nie wiem kiedy to się
stało! Wczoraj do mnie zadzwoniła i to powiedziała. A! I najważniejsze! -
przypomniała sobie Rudowłosa – Pamiętasz nasze wakacje trzy lata temu?
- Góry Odake? - przypomniał sobie
blondyn. - Jak mógłbym zapomnieć! - To były ich najwspanialsze wakacje całą
paczką. Franky znał w tych rejonach najcudowniejsze miejsce na ziemi. Obozowali
tam przez jakieś dwa tygodnie, w kompletnej dziczy.
- Zaproponowali, żeby tam wrócić.
Może nie na taki długi czas, ale chociaż na weekend.
- Świetny pomysł! Jestem jak
najbardziej za! - ucieszył się blondyn.
- Oczywiście zabierzesz swojego
przyjaciela? - upewniła się ruda.
- Jeśli reszta nie ma nic
przeciwko - Podniecił się na myśl, że będą oboje w takim pięknym miejscu.
- Świetnie! Wyjazd jest planowany
już za tydzień.
- Już? A jak mi nie dadzą wolnego? -
zażartował blondyn.
- To poproszę Zoro, żeby przekonał
ładnie twojego szefa - puściła mu oczko.
- Jesteś niepoprawna - Nie mógł
uwierzyć, że jego przyjaciółka tak bardzo pcha go w łapy tego typa. Spojrzał na
zegarek. – Okej, zbieram się. Ta czarna dziura zaraz kończy pracę, pomyślałem, że
go odwiedzę i zobaczę, czy dobrze go tam karmią.
- Idź, idź. Tylko nie zapomnij
głowy.
- Cały czas się staram.
…
Doszedł pod mury szkoły dla
miłośników miecza. Zastanawiał się, co mogło być tak ważnego, żeby wezwali go w
wolny dzień od pracy. Pokręcił się trochę dookoła i postanowił wejść. Drzwi
były otwarte. Szkoła była pusta. Nic z tego nie rozumiał. Gdzie może być ten
chlorofil? Powiedział, że będzie do około piętnastej, a on przyszedł za
piętnaście. Mijał korytarzem puste sale. Nigdzie żywego ducha. Zastanawiał się,
czy czasem nie pomylił adresu.
W końcu do jego uszu doszedł dźwięk
odbijanej od siebie stali. Przeszły go ciarki. Odgłosy dobiegały z ostatniego
pokoju. Drzwi były otwarte. Przystanął przed wejściem i zajrzał.
Zoro walczył tam z dziewczyną, którą
spotkali w parku. Oboje byli czerwoni i spoceni. Wymieniali się ciosami,
bezbłędnie je blokując i odpychając. Blondyn nie mógł się na to napatrzeć.
Oboje byli świetni, ale Zoro zdecydowanie lepiej sobie radził. Blondyn
zastanawiał się, czy to bezpiecznie bić się na prawdziwe miecze i dostał
dreszczy na myśl o tym, że Zoro mogłoby się coś stać. Oglądał walkę w napięciu.
Nagle dziewczyna straciła równowagę.
Zaplątała się we własne nogi i poleciała na Zoro. Rorona zdążył odrzucić swój
miecz i złapać upadającą kobietę. Ta scena była do porzygania romantyczna.
Sanjiego to tknęło. Wpatrywał się w to zazdrosny, ale się nie wtrącił.
- Chyba starczy na dziś - Powiedział
zielonowłosy.
- T-tak, chyba tak - Odpowiedziała
Tashigi trochę się jąkając.
Phi. Wkurzył się kucharz. No dalej, złaź z niego wiedźmo.
Powiedział do siebie w myślach. Przez chwilę poczuł niepokój.
Zoro pomógł stanąć dziewczynie,
zebrał swoje miecze i dopiero wtedy zauważył, że w drzwiach o framugę opiera
się Sanji.
- Co tu robisz, blondasku? -
zielonowłosy wyraźnie się ucieszył.
- Przyszedłem odebrać dziecko z
przedszkola - odpowiedział również z przekąsem.
- O, witam nazywam się Tashigi -
Kobieta wyciągnęła do niego rękę.
Nawet mnie nie pamięta. Kucharz się zezłościł. Mimo, że szanował wszystkie kobiety, to
od samego początku jej już nie trawił. Ucałował jednak potulnie jej dłoń i się
przedstawił.
…
- Więc jesteście współlokatorami?-
zainteresowała się niebieskowłosa.
Blondyn nie wiedział jak do
tego doszło, że we trójkę wracali do ich mieszkania. Zoro najwyraźniej musiał
ją zaprosić. Nie pocieszała go jej obecność.
Jechali autem. Zoro przez większość
czasu się nie odzywał. Jego zamyślenie Sanji odebrał jako skupianie się na
drodze. Kucharz siedział z tyłu. (Bo ta okularnica od razu wskoczyła na pierwsze
siedzenie.) Miał zatem dobry widok, by obserwować jak dziewczyna ciągle zerka
na obiekt jego westchnień. Gdyby mógł, wyrzuciłby ją z samochodu. Za to glon
nie odwzajemniał za bardzo zainteresowania co go trochę uspokajało. Podoba
jej się. To oczywiste. Jak on się może komuś nie podobać? Zgrzytał zębami
ze złości.
…
W domu wszyscy zjedli przepyszny
obiad uszykowany przez blondyna.
Ty pewnie nie umiesz tak gotować, co?
Piorunował dziewczynę wzrokiem. Tak
jak w samochodzie za dużo z Zoro nie rozmawiała, tak teraz trejkotali jak
nienormalni. Alga się ożywiła i wpatrywała z uwagą w Tashigi. Rozmawiali o tym
całym szermierstwie i Sanji nie za wiele z tego rozumiał. Nagle zabrzęczał jego
telefon. Bez zainteresowania podniósł słuchawkę.
- Halo? - Blondyn wciąż obserwował
parę przed sobą. Może miał tylko takie wrażenie, ale… czy Zoro był smutny?
- Hej! - odezwał się po drugiej
stronie radosny głos.
- Ace? - Sanji przeklną się za to, że
nie zobaczył najpierw kto jest na wyświetlaczu – Czemu dzwonisz?
- Chciałem się zapytać co u ciebie -
Powiedział niby obojętnie.
Kucharz wstał od stołu i poszedł do
pokoju Zoro, bo był najbliżej.
- Posłuchaj… Chyba musimy sobie coś
wyjaśnić - Sanji zmęczony przetarł ręką czoło.- To, że pogadaliśmy nie oznacza,
że nasze relacje nagle wrócą na stary poziom.
Cisza.
- Wiem. Tylko… czuję się winny.
Chciałbym to jakoś naprawić - wypalił szczerze.
- To, że zaczniesz się odzywać
niczego nie zrekompensuje.
Sanji dopiero teraz zaczął się
zastanawiać nad jego zachowaniem. O co mu chodzi? „Oni” są już przeszłością.
Nawet jeśli, to nie wyobraża sobie, że kiedykolwiek będzie między nimi ok. Może
wybaczyć, ale nie zapomnieć.
- Nie jesteś mi nic winny. Nasze
dalsze relacje nie mają sensu.
Znów cisza.
- W porządku. Wybacz, że zawracam ci
głowę - W głosie Ace’a dało się usłyszeć nutkę żalu.
- Na razie.
I się rozłączyli. Sanji nie
rozumiał, co go tak naszło po tym roku. Dobrze, że spotkał takiego kogoś jak
Zoro, który mu uświadomił, że brat Luffiego nie jest jedynym facetem który
chodzi po tym świecie.
Stojąc w sypialni zielonego,
kucharzowi rzuciło się w oczy pewne zdjęcie. Leżało w połowie wciśnięte
pomiędzy materac a podłogę. Powoli je wyciągnął. Z zaskoczeniem stwierdził, że
na nim jest młody glon. Nie miał jeszcze takich poważnych rysów twarzy
ani takiej muskulatury. Mimo wszystko włosy miały taki sam kolor i w uchu
dyndały złote kolczyki. Obok niego stała dziewczyna. Przez chwilę miał
wrażenie, że kogoś mu przypomina, ale nie przejął się tym zbytnio. Oboje byli
ubrani w brudne szaty treningowe i dzierżyli w rękach drewniane miecze.
Przytulali się, choć Zoro wyglądał jakby stoczył roczną walkę z niedźwiedziem.
Dziewczyna triumfowała nad nim. Sanji odwrócił zdjęcie. Na odwrocie przeczytał:
„Data: 11 listopada. Głupku! Życzę
ci, żebyś następnym razem mnie pokonał! Może za rok ci się uda ;P Twoja Kuina”
Więc to była jego dziewczyna?
Ładna... Zastanawiał się dlaczego trzyma to
zdjęcie pod swoim łóżkiem. Pewnie za nią tęskni…
Nic nie rozumiał. Jeśli tak, to
dlaczego się tak zachowuje względem niego? Może uważa to za dobrą zabawę?
Przygnębił się jeszcze bardziej.
Nagle zdał sobie sprawę kogo
przypomina dziewczyna. Spojrzał w stronę salonu. Może nie były identyczne, ale
miały wiele wspólnych cech wyglądu. Do tego obie miały to samo zainteresowanie.
Blondyn był w szoku.
Do pokoju wszedł Zoro i przyłapał go
na gorącym uczynku. Sanji nie zdążył odłożyć zdjęcia.
- Ładnie to tak grzebać w czyiś
rzeczach? - Zapytał trochę zły.
- Takie coś powinieneś bardziej
szanować, a nie wciskać gdzie popadnie - Oddał mu zdjęcie w ręce. Dalej miał mu
za złe, że zaprosił Tashigi i że tak dobrze mu się z nią rozmawia. Zwłaszcza,
że teraz wiedział, dlaczego Zoro mógł to zrobić. Do tego spędził z nią w szkole
cały dzień. To wyglądało na cholerne lekcje indywidualne.
- To nie twój biznes.
- To tylko rada - Miał wrażenie, że
oboje są do siebie delikatnie wrogo nastawieni.
- Jak rozmowa? - Wypalił nagle
zielonowłosy.
- Nie twój biznes – Sanji nie
wiedział czemu jest oschły. Skąd to pytanie?
- Jak chcesz - Zoro wyszedł
naburmuszony z pokoju. Blondyn słyszał jeszcze jak dziewczyna mówi do niego.
- Kawa? Z chęcią! Znam taką jedną
fajną kawiarnię – Usłyszał jak ubierają buty - Jak chcesz, mogę ci też pokazać
Tokio. Mówiłeś, że nie byłeś tu wcześniej?
Wyszli z mieszkania i zamknęli
drzwi.
Przecież mogłem im zrobić kawę w
domu… Sanji położył się na posłaniu
zielonowłosego i zaciągnął się jego zapachem. Miał ochotę się udusić z żalu nad własną osobą.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz