sobota, 13 czerwca 2015

Przypadek czy przeznaczenie? 5



     Wieczór zrobił się bardzo chłodny. Sanji z Zoro nie spiesząc się, kroczyli ulicami rozświetlonego Tokio kierując się w stronę ich wspólnego mieszkania.
     Blondyn nie wiedział jak zacząć rozmowę. Humor mu nie dopisywał i większość czasu wpatrywał się w chodnik. Dostawał dreszczy, ale nie wiedział czy z zimna czy nerwów.
Nagle jedna kropla spadła na jego policzek. Zaraz za nią, pojawiły się kolejne, znikając w jego ubraniu i włosach.
     - Pada - stwierdził zdziwiony.
     - Chodź! - Zoro pociągnął go za rękę do najbliższej bramy. W parę sekund lekki deszczyk zamienił się w potężną ulewę.
     Blondynowi zaschło w ustach. Byli sami, stali w wąskiej bramie. Zoro wyglądał olśniewająco z lekko mokrą twarzą. Jego złote kolczyki połyskiwały, odbijając światło ulicznych lamp. Jego oczy zwróciły się na niego. Jak to możliwe? Przed chwilą rozpamiętywał stare czasy z Ace’m, a teraz jest całkowicie obezwładniony pod tym spojrzeniem. Zniewalał go ten mężczyzna. W Zoro była siła, której nie pojmował. Pragnął mu się oddać bez reszty. Gdyby ten idiota tylko kiwnął palcem, zrobiłby wszystko. Tak silne przepełniało go uczucie. Jedynie rozsądek hamował jego pożądanie. Do tego, coraz bardziej się do Zoro przywiązywał. Mimo, że minął jedynie tydzień od kiedy się znają.
     Zielonowłosy przyglądał się zarumienionej twarzy Sanjiego, który uciekał od niego wzrokiem. Nie mógł dłużej znieść ciszy między nimi.
     - To co jest z tym całym Ace’m? - zapytał trochę zniecierpliwiony. Myślał, że od razu zaczną temat jak tylko wyjdą od Luffiego.
     - Naprawdę chcesz wiedzieć? – Blondyn się zestresował. Nie mógł jednak dłużej tego ukrywać. Po za tym, był ciekawy reakcji Roronoy.
     - No tak - Zoro założył ręce na piersi i oparł się o zimną kamienną ścianę.
     - Ace jest… moim byłym - Powiedział kucharz nie patrząc mu w oczy.
     Zoro się nie odezwał. Gdy podniósł wzrok, zielonowłosy patrzył na niego poważnie, ale widać było, że jest poruszony.
     - Byłym… w sensie byłym chłopakiem? - Upewnił się Roronoa.
     - Tak.
     Krótka pauza.
     - Ile ze sobą byliście? - Zoro już nie patrzył na niego tylko na przejeżdżające obok samochody.
     - Z pięć lat.
     Chwila przemyślenia.
     - I co się potem stało?
     - Przyłapałem go rok temu… z innym facetem… - Sanji posmutniał. Nie mógł nic wyczytać z tego wyrazu twarzy.
     Zapadła cisza. Bardzo krępująca. Blondyn bał się ją przerwać.
     - Więc wolisz facetów?- Zoro dalej na niego nie patrzył - Czy jednak kobiety też?
     - Tylko facetów - Przyznał się bez walki.
     - Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - Blondyn nie mógł odgadnąć czy to zwykłe pytanie czy oskarżenie.
     - Nie wiedziałem jak zareagujesz…
     - A jakbym miał zareagować?-  Zainteresował się zielonowłosy.
     - Nie wiem… Różnie bywa…- Mimo wszystko często spotykał się z nietolerancją. Zoro nie musiał należeć do wyjątków.
     Znowu cisza. Deszcz bębnił głośno w plastikowy daszek nad nimi.
     - Zawsze wiedziałeś… że taki jesteś? - Roronoa zadał nagle takie pytanie. Sanjiego zbiło to z tropu - Nigdy nie ciągnęło cię do kobiet?
     - Z kobietami nie mam problemu, ale kiedy spotkałem Ace’a… to po prostu wiedziałem… - Wzruszył ramionami by nadać swojej wypowiedzi trochę luzu - Ty zawsze byłeś pewny co do tego?
     - Byłem tylko z kobietą - Zoro wzruszył ramionami, trochę nieprzygotowany na odbicie piłeczki.
     Kucharz uniósł brew. Spojrzenie zielonych oczu wwiercało się w jego duszę. Czy jutro się wyprowadzi? Nie mógł znieść tej myśli.
     - Nie będzie… ci to teraz przeszkadzać? - zapytał blondyn.
     - Co?
     - No to… że mieszkasz z gejem - Sanji się zawstydził.
     - A podobam ci się? - Zapytał Zoro wykrzywiając lekko wargę w uśmiechu.
     Kucharz myślał, że się przewróci. Nie spodziewał się takiej bezpośredniości. Rumieniec pokrył dodatkowo jego szyję i uszy. Cały płonął. Krzyknął oburzony w obronie.
     - Oczywiście, że nie głupi chlorofilu! - Otulił się ramionami by powstrzymać dreszcze. Co to miało być? Chce go jeszcze bardziej zawstydzać?
     Zoro uśmiechał się ciepło do niego, co dodatkowo go skrępowało i zdezorientowało. Nagle kichnął. Chyba winą jego dreszczy nie była jedynie ta rozmowa. Zielonowłosy widząc, jak tamten się trzęsie, zdjął z siebie swoją bluzę i podał zaskoczonemu Sanjiemu.
     - Masz, mnie jest ciepło.
     - Nie trzeba.
     - Bierz i nie gadaj.
     Blondyn chwycił i szybko założył ciepły jeszcze od ciała Zoro materiał. To było urocze z jego strony. W ogóle sytuacja była cholernie romantyczna pod tym pieprzonym daszkiem.
     Właściwie Sanji nic nie wiedział. Zoro nie wyraził żadnej opinii na jego temat. Co on o nim teraz myśli? Czuł jedynie jego palące spojrzenie. Czy on go teraz ocenia?
     - Tak myślałem… że z tobą jest coś nie tak - Powiedział Zoro, ale nie w negatywnym tonie. Sanji wstrzymał oddech.
     - To znaczy? - dopytał się niepewny blondyn.
     - Cały czas się zastanawiałem… Dlaczego robisz na mnie takie wrażenie.
     Sanjiemu szybciej zabiło serce. Co to miało znaczyć? Czy to miało być jakieś oświadczenie?
     - Nie rozumiem…- próbował poukładać swoje myśli.
     Zoro się do niego nachylił i oparł jedną rękę o ścianę zaraz obok jego głowy. Ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Sanji stracił całkowicie wątek. Nie dowierzał sytuacji.
     - Co ty ze mną robisz? - Zapytał Roronoa. Blondyn rozpływał się w słodkim uniesieniu. Jego serce dawno tak nie trzepotało z podniecenia. Dawno nie był tak napalony. Palące uczucie między nogami tylko się nasilało. Miał ochotę kochać z nim w tej bramie do samego rana. Krzyczał w myślach, żeby go pocałował.
     Nagle tą intymną chwilę przerwał dźwięk telefonu. Zoro najpierw próbował go zignorować a potem sięgnął do swojej kieszeni, nie spuszczając wzroku z kuka i odebrał.
     - Halo?
     Ktoś po drugiej stronie długo mówił. Zielonowłosy przytakiwał i na samym końcu  pożegnał się mówiąc, że nie ma sprawy.
     - Muszę jutro być w pracy - oświadczył Sanjiemu który ledwo ogarniał, co ten do niego mówi.
     - Co?
     - Więc mówisz, że ci się nie podobam?- Zażartował Zoro widząc jakie wrażenie robi na czerwieniącym się chłopaku.
     - Nie pozwalaj sobie, chwaście!- Sanji odwrócił twarz zawstydzony. Ten facet był po prostu bezwstydny.
     - Okej…- Zoro uniósł ręce w obronnym geście i się odsunął. - Deszcz zelżał. Możemy już wracać - wyszedł z bramy na mokry chodnik - Idziesz czy nie?- Odwrócił się i ruszył przed siebie, zostawiając Sanjiego z mętlikiem w głowie i szalenie bijącym sercem. Blondyn zapomniał całkowicie o sytuacji z Ace’m. Co to wszystko miało znaczyć? Czy jednak Zoro jest nim… zainteresowany? Lekki uśmiech wkradł się na jego usta.
     Musiał przyznać, że od bardzo długiego czasu nie był tak szczęśliwy jak w tej chwili. Pobiegł i dołączył do tego pieprzonego marimo.

 ***
 
     On idzie do tej pracy czy nie? Zastanawiał się Sanji. Była już prawie ósma godzina, a ten pajac jeszcze smacznie leży i chrapie w najlepsze. Postanowił, że go obudzi.
     Wszedł do jego sypialni. Zielonowłosy wyglądał cudownie. Nachylił się nad jego twarzą i zastanawiał się czy dać mu buziaka. To była bardzo kusząca i niebezpieczna myśl. Mogło się zdarzyć wszystko. Albo Zoro by go zabił, albo zaczęli by się kochać. Obie te rzeczy napawały blondyna cudownym dreszczykiem.
     Podczas tych rozmyślań Zeff dostał się cichaczem do pokoju. Ocierał się o każdą napotkaną rzecz. Nagle jedna z nich, ponieważ była niestabilna, przewróciła się z brzdękiem na ziemie. Kot tak się wystraszył, że skoczył Roronorze na brzuch wbijając w niego swoje pazury. Poszkodowany zgiął się w pół, co spowodowało zderzenie się głową z osobnikiem, który się nad nim pochylał. Oboje legli na podłodze łapiąc się z czoła.
     - Kurwa… Głupi sierściuch…- Sanji już miał łapać zwierzę, ale coś przykuło jego uwagę. Na podłogę z czarnego pokrowca, który przewrócił kot, wysypały się trzy miecze.
     Trzy miecze.
     Ostre miecze.
     Cholernie kurewsko ostre, niebezpieczne miecze.
     - Co tu robisz głupi kuku?- Zoro przecierał oczy.
     - Co to kurwa jest?- Sanji wskazał na broń.
     - To…? To moje katany.
     - Katany.
     - O co ci chodzi?- Nie rozumiał Zoro.
     - Zaprosiłem do domu seryjnego zabójcę? - załamał się blondyn.
     - Przestań wymyślać…- Zielonowłosy wstał i szukał w szafie jakiś czystych ubrań.
     - Mogłeś mnie zarżnąć we śnie jak świnię…
     - I co niby potem zrobiłbym z ciałem? - Uśmiechnął się sam do siebie, tak żeby kucharz tego nie widział.
     - A ja wiem… Psychole mają różne pomysły… - Sanji wyobrażał sobie jak jego szczątki trafiają do worka na śmieci i zostają wrzucone do rzeki. Worek miałby napis: „MIŁOSIERNY FRAJER”
     - Naprawdę… Jakbym chciał cię zarżnąć to nie potrzebowałbym do tego trzech mieczy. Wystarczyłby jeden.
     Sanji oblał się rumieńcem. Nie wiedział jak długo jeszcze pociągnie przy takich rozmowach.
     - Nie myśl sobie, że dałbym się tak łatwo - Śmiało mu odpowiedział. Chce się glon zabawić? To proszę bardzo.
     Zoro spojrzał na niego zadziornie. Od chwili gdy Sanji mu wszystko powiedział ich relacje wyglądały zupełnie inaczej. Blondyn mógłby przysiąc, że ze sobą flirtują.
     - Obiecuję sobie… nigdy więcej nie przygarnę żadnej bezpańskiej algi… - powiedział kąśliwie.
     - Słucham?- Na czole Zoro wyskoczyła pulsująca żyłka.
     - Czy ty przypadkiem nie miałeś się wybierać do pracy?- Przypomniał sobie Sanji.
     - Która godzina?- Zielonowłosy ujrzał zegarek - Czemu mi nic nie powiedziałeś, cholerny idioto!- I w ułamku sekundy chwycił swoje miecze, narzucił lekką kurtkę i wyleciał za drzwi.
Sanji wiedział, że wylądowanie z nim w łóżku jest tylko kwestią czasu. Usiadł pod ścianą i schował głowę między nogi. Próbował uspokoić własne serce. Przypomniał sobie deszczowy wieczór. Co ja mam o tym wszystkim myśleć?
     - Zeff… trochę cię rozumiem, dlaczego go nie lubisz - Zamyślił się blondyn i uśmiechnął sam do siebie - Ale tylko trochę.
     Kot jedynie miauknął znudzony i położył się na posłaniu Roronoy.

     Po południu zadzwoniła do niego Nami. Umówili się w ich ulubionej kawiarni.
     - No i jak tam sprawy z zielonym? - Rudowłosa upiła łyk swojej latte.
     - Doprowadza mnie do szału - Sanji dłubał w swoim kawałku ciasta – Dezorientuje mnie!
     - Przejmij inicjatywę - zaproponowała dziewczyna.- To zaczyna być męczące.
     - To nie takie proste…- Sanji próbował zdefiniować swoje uczucia. - Ja się czuję przy nim… całkowicie zdominowany, rozumiesz? Ja… nie miałem tak z Ace’em…
     - To znaczy? - zainteresowała się Nami. Dawno nie podejmowali tematu czarnowłosego. To była ciekawa odmiana, że kucharz tak spokojnie to przytoczył.
     - Wcześniej nigdy nie miałem wyraźnego układu… No wiesz… naszych relacji… Wszystko było jakoś tak… po prostu proste. Wymienne… – Nie wiedział czy dobrze to określa. - Teraz jest inaczej. – Blondyn się zawiesił. - I… podoba mi się to - zaczerwienił się. – Czekam na jego pierwszy ruch.
     - A jeśli się nie doczekasz?
     - To znaczy, że tylko się mną bawi - Sanji próbował obojętnie machnąć ramionami. – Cały czas mam obawy co do tego… - znów naszły go wątpliwości.
     - Za dużo myślisz. Nie każdy związek jest skazany na porażkę.
     - Wiem. Tylko martwi mnie to, że tak mało o nim wiem… Wyobrażasz sobie że on posiada trzy katany?
     - Hah, naprawdę? - zaśmiała się Nami.- Ty to zawsze sobie wybierzesz kogoś kto lubi niebezpieczny sport. Piroman, teraz pan szermierzyk…
     - Bardzo śmieszne - odpowiedział jej krzywym uśmiechem.
     - Czyli jak na razie ciągle nic?
     - No tylko tyle, co już słyszałaś.
     - Ech… No cóż, w każdym razie mam dla ciebie nowiny - Rudowłosa wyglądała jakby już nie mogła dłużej trzymać buzi na kłódkę – Zgadnij, kto się ostatnio spiknął?
    - Nie każ mi… Powiedz po prostu - Zainteresował się Sanji.
    - Nasza czarnowłosa i pan mechanik - Odparła uradowana.
    - Robinek z Frankym?! - Blondyn wytrzeszczył oczy. - Jak to możliwe?
    - Ja nawet nie wiem kiedy to się stało! Wczoraj do mnie zadzwoniła i to powiedziała. A! I najważniejsze! - przypomniała sobie Rudowłosa – Pamiętasz nasze wakacje trzy lata temu?
     - Góry Odake? - przypomniał sobie blondyn. - Jak mógłbym zapomnieć! - To były ich najwspanialsze wakacje całą paczką. Franky znał w tych rejonach najcudowniejsze miejsce na ziemi. Obozowali tam przez jakieś dwa tygodnie, w kompletnej dziczy.
     - Zaproponowali, żeby tam wrócić. Może nie na taki długi czas, ale chociaż na weekend.
     - Świetny pomysł! Jestem jak najbardziej za! - ucieszył się blondyn.
     - Oczywiście zabierzesz swojego przyjaciela? - upewniła się ruda.
     - Jeśli reszta nie ma nic przeciwko - Podniecił się na myśl, że będą oboje w takim pięknym miejscu.
     - Świetnie! Wyjazd jest planowany już za tydzień.
     - Już? A jak mi nie dadzą wolnego? - zażartował blondyn.
     - To poproszę Zoro, żeby przekonał ładnie twojego szefa - puściła mu oczko.
     - Jesteś niepoprawna - Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciółka tak bardzo pcha go w łapy tego typa. Spojrzał na zegarek. – Okej, zbieram się. Ta czarna dziura zaraz kończy pracę, pomyślałem, że go odwiedzę i zobaczę, czy dobrze go tam karmią.
     - Idź, idź. Tylko nie zapomnij głowy.
     - Cały czas się staram.

     Doszedł pod mury szkoły dla miłośników miecza. Zastanawiał się, co mogło być tak ważnego, żeby wezwali go w wolny dzień od pracy. Pokręcił się trochę dookoła i postanowił wejść. Drzwi były otwarte. Szkoła była pusta. Nic z tego nie rozumiał. Gdzie może być ten chlorofil? Powiedział, że będzie do około piętnastej, a on przyszedł za piętnaście. Mijał korytarzem puste sale. Nigdzie żywego ducha. Zastanawiał się, czy czasem nie pomylił adresu.
     W końcu do jego uszu doszedł dźwięk odbijanej od siebie stali. Przeszły go ciarki. Odgłosy dobiegały z ostatniego pokoju. Drzwi były otwarte. Przystanął przed wejściem i zajrzał.
     Zoro walczył tam z dziewczyną, którą spotkali w parku. Oboje byli czerwoni i spoceni. Wymieniali się ciosami, bezbłędnie je blokując i odpychając. Blondyn nie mógł się na to napatrzeć. Oboje byli świetni, ale Zoro zdecydowanie lepiej sobie radził. Blondyn zastanawiał się, czy to bezpiecznie bić się na prawdziwe miecze i dostał dreszczy na myśl o tym, że Zoro mogłoby się coś stać. Oglądał walkę w napięciu.
     Nagle dziewczyna straciła równowagę. Zaplątała się we własne nogi i poleciała na Zoro. Rorona zdążył odrzucić swój miecz i złapać upadającą kobietę. Ta scena była do porzygania romantyczna. Sanjiego to tknęło. Wpatrywał się w to zazdrosny, ale się nie wtrącił.
     - Chyba starczy na dziś - Powiedział zielonowłosy.
     - T-tak, chyba tak - Odpowiedziała Tashigi trochę się jąkając.
     Phi. Wkurzył się kucharz. No dalej, złaź z niego wiedźmo. Powiedział do siebie w myślach. Przez chwilę poczuł niepokój.
     Zoro pomógł stanąć dziewczynie, zebrał swoje miecze i dopiero wtedy zauważył, że w drzwiach o framugę opiera się Sanji.
     - Co tu robisz, blondasku? - zielonowłosy wyraźnie się ucieszył.
     - Przyszedłem odebrać dziecko z przedszkola - odpowiedział również z przekąsem.
     - O, witam nazywam się Tashigi - Kobieta wyciągnęła do niego rękę.
Nawet mnie nie pamięta. Kucharz się zezłościł. Mimo, że szanował wszystkie kobiety, to od samego początku jej już nie trawił. Ucałował jednak potulnie jej dłoń i się przedstawił.


     - Więc jesteście współlokatorami?- zainteresowała się niebieskowłosa.
     Blondyn nie wiedział jak do tego doszło, że we trójkę wracali do ich mieszkania. Zoro najwyraźniej musiał ją zaprosić. Nie pocieszała go jej obecność.
     Jechali autem. Zoro przez większość czasu się nie odzywał. Jego zamyślenie Sanji odebrał jako skupianie się na drodze. Kucharz siedział z tyłu. (Bo ta okularnica od razu wskoczyła na pierwsze siedzenie.) Miał zatem dobry widok, by obserwować jak dziewczyna ciągle zerka na obiekt jego westchnień. Gdyby mógł, wyrzuciłby ją z samochodu. Za to glon nie odwzajemniał za bardzo zainteresowania co go trochę uspokajało. Podoba jej się. To oczywiste. Jak on się może komuś nie podobać? Zgrzytał zębami ze złości.

     W domu wszyscy zjedli przepyszny obiad uszykowany przez blondyna.
     Ty pewnie nie umiesz tak gotować, co? Piorunował dziewczynę wzrokiem. Tak jak w samochodzie za dużo z Zoro nie rozmawiała, tak teraz trejkotali jak nienormalni. Alga się ożywiła i wpatrywała z uwagą w Tashigi. Rozmawiali o tym całym szermierstwie i Sanji nie za wiele z tego rozumiał. Nagle zabrzęczał jego telefon. Bez zainteresowania podniósł słuchawkę.
     - Halo? - Blondyn wciąż obserwował parę przed sobą. Może miał tylko takie wrażenie, ale… czy Zoro był smutny?
     - Hej! - odezwał się po drugiej stronie radosny głos.
     - Ace? - Sanji przeklną się za to, że nie zobaczył najpierw kto jest na wyświetlaczu – Czemu dzwonisz?
     - Chciałem się zapytać co u ciebie - Powiedział niby obojętnie.
     Kucharz wstał od stołu i poszedł do pokoju Zoro, bo był najbliżej.
     - Posłuchaj… Chyba musimy sobie coś wyjaśnić - Sanji zmęczony przetarł ręką czoło.- To, że pogadaliśmy nie oznacza, że nasze relacje nagle wrócą na stary poziom.
     Cisza.
     - Wiem. Tylko… czuję się winny. Chciałbym to jakoś naprawić - wypalił szczerze.
     - To, że zaczniesz się odzywać niczego nie zrekompensuje.
     Sanji dopiero teraz zaczął się zastanawiać nad jego zachowaniem. O co mu chodzi? „Oni” są już przeszłością. Nawet jeśli, to nie wyobraża sobie, że kiedykolwiek będzie między nimi ok. Może wybaczyć, ale nie zapomnieć.
     - Nie jesteś mi nic winny. Nasze dalsze relacje nie mają sensu.
     Znów cisza.
     - W porządku. Wybacz, że zawracam ci głowę - W głosie Ace’a dało się usłyszeć nutkę żalu.
     - Na razie.
     I się rozłączyli. Sanji nie rozumiał, co go tak naszło po tym roku. Dobrze, że spotkał takiego kogoś jak Zoro, który mu uświadomił, że brat Luffiego nie jest jedynym facetem który chodzi po tym świecie.
      Stojąc w sypialni zielonego, kucharzowi rzuciło się w oczy pewne zdjęcie. Leżało w połowie wciśnięte pomiędzy materac a podłogę. Powoli je wyciągnął. Z zaskoczeniem stwierdził, że na nim jest młody glon.  Nie miał jeszcze takich poważnych rysów twarzy ani takiej muskulatury. Mimo wszystko włosy miały taki sam kolor i w uchu dyndały złote kolczyki. Obok niego stała dziewczyna. Przez chwilę miał wrażenie, że kogoś mu przypomina, ale nie przejął się tym zbytnio. Oboje byli ubrani w brudne szaty treningowe i dzierżyli w rękach drewniane miecze. Przytulali się, choć Zoro wyglądał jakby stoczył roczną walkę z niedźwiedziem. Dziewczyna triumfowała nad nim. Sanji odwrócił zdjęcie. Na odwrocie przeczytał:
     „Data: 11 listopada. Głupku! Życzę ci, żebyś następnym razem mnie pokonał! Może za rok ci się uda ;P Twoja Kuina”
     Więc to była jego dziewczyna? Ładna... Zastanawiał się dlaczego trzyma to zdjęcie pod swoim łóżkiem. Pewnie za nią tęskni…
     Nic nie rozumiał. Jeśli tak, to dlaczego się tak zachowuje względem niego? Może uważa to za dobrą zabawę? Przygnębił się jeszcze bardziej.
     Nagle zdał sobie sprawę kogo przypomina dziewczyna. Spojrzał w stronę salonu. Może nie były identyczne, ale miały wiele wspólnych cech wyglądu. Do tego obie miały to samo zainteresowanie. Blondyn był w szoku.
     Do pokoju wszedł Zoro i przyłapał go na gorącym uczynku. Sanji nie zdążył odłożyć zdjęcia.
     - Ładnie to tak grzebać w czyiś rzeczach? - Zapytał trochę zły.
     - Takie coś powinieneś bardziej szanować, a nie wciskać gdzie popadnie - Oddał mu zdjęcie w ręce. Dalej miał mu za złe, że zaprosił Tashigi i że tak dobrze mu się z nią rozmawia. Zwłaszcza, że teraz wiedział, dlaczego Zoro mógł to zrobić. Do tego spędził z nią w szkole cały dzień. To wyglądało na cholerne lekcje indywidualne.
     - To nie twój biznes.
     - To tylko rada - Miał wrażenie, że oboje są do siebie delikatnie wrogo nastawieni.
     - Jak rozmowa? - Wypalił nagle zielonowłosy.
     - Nie twój biznes – Sanji nie wiedział czemu jest oschły. Skąd to pytanie?
     - Jak chcesz - Zoro wyszedł naburmuszony z pokoju. Blondyn słyszał jeszcze jak dziewczyna mówi do niego.
     - Kawa? Z chęcią! Znam taką jedną fajną kawiarnię – Usłyszał jak ubierają buty - Jak chcesz, mogę ci też pokazać Tokio. Mówiłeś, że nie byłeś tu wcześniej?
     Wyszli z mieszkania i zamknęli drzwi.
     Przecież mogłem im zrobić kawę w domu… Sanji położył się na posłaniu zielonowłosego i zaciągnął się jego zapachem. Miał ochotę się udusić z żalu nad własną osobą.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz