sobota, 13 czerwca 2015

Przypadek czy przeznaczenie? 18



     - Jaki kolor lubisz?- Zapytał nagle Zoro.
     - Kolor…? Hmmm… – Był zdziwiony, ale podobała mu się ta ciekawość. Zastanowił się. Chciał od razu powiedzieć niebieski, ale pomyślał, że ostatnio chyba lubił zielony. Uśmiechnął się. – Turkusowy - Powiedział wymijająco.
     - Czyli jaki?- Nie rozumiał Roronoa.
     - Naprawdę nie wiesz?- Popatrzył na niego blondyn żałośnie. Westchnął i wskazał morze - Coś w tym stylu. A ty?
     - Czarny jest w porządku.- Powiedział po dłuższej chwili zastanowienia.
     - Czarny!- Krzyknął Sanji i poderwał się do pionu.
     - Co?
     - Zaczekaj tu chwilę!- Blondyn ruszył biegiem w kierunku ich domku. Nie odeszli daleko dlatego Sanji szybko był z powrotem trzymając małe pudełeczko.
     - Co to jest?- Zapytał naprawdę zaciekawiony Zoro.
     - Prezent dla ciebie. Z okazji drugiego miejsca.- Wyciągnął je przed siebie.
Zielonowłosy z zaskoczeniem chwycił opakowanie i jak dziecko rozerwał papier. Wyciągnął prezent z opakowania.
     - To…- Potrafił tylko tyle wydukać, tak się wzruszył.
     - Nie myśl sobie, że tylko ty zwracasz uwagę na szczegóły - Sanji usiadł zadowolony koło niego widząc jaką radość mu sprawił.
     Zoro obracał w dłoniach kawałek czarnego materiału. Nie spodziewał się, że blondyn zauważy jak patrzył na tą bandanę za wystawą sklepową w centrum handlowym. Ten kucharzyk naprawdę go zaskakiwał. Uśmiechnął się do niego.
     - Dzięki! - Od razu przywiązał ją sobie do bicepsa.
     - Na ramieniu?- Zaśmiał się Sanji.
     - Tak - Zielonowłosy spojrzał na swój węzeł z zadowoleniem.
     - No nich ci będzie. Idziemy jeszcze kawałek? Tam w oddali się coś świeci.
     - Tam jest plażowy bar. Możemy się przejść. A jakie filmy lubisz oglądać?
     Pytali się o takie proste rzeczy, co rusz zaskakując się odpowiedziami. Nim się obejrzeli doszli do punktu docelowego. Knajpka była pięknie oświetlona przez kolorowe lampki.
     - Może postawić ci…. – urwał specjalnie na co Sanji się zarumienił.- … drinka?
     - Chcesz mnie upić?- Zaśmiał się.
     - A dasz się?
     - Nie ma mowy.
     Weszli po drewnianych schodkach i podeszli do lady.
     - Dla mnie sake, a dla kolegi…- Zoro powiedział do barmana.
     - Może być martini - Zielonowłosy uniósł brew zaciekawiony, ale nic nie powiedział. Sanji rozejrzał się po lokalu. Byli sami jak na razie. Musiała być jeszcze wczesna pora dla tego miejsca.
     Usiedli sobie z tyłu przy stoliku dwuosobowym. Blisko siebie. Ich kolana się stykały. Sanji znowu odpalił papierosa. Podobało mu się, że Zoro nic mu na ten temat nie mówił.
     - Nie przeszkadza ci to? - Upewnił się.
     - Nie, a czemu?
     - Nie wszyscy lubią jak się przy nich pali.
     - Mnie to nie przeszkadza. Po za tym wyglądasz strasznie seksownie z papierosem.
     Sanji nigdy tego wcześniej nie usłyszał. Uśmiechnął się przeciągle i spojrzał drapieżnie na Zoro. Ten przez chwile zgubił watek. Kelner przyniósł ich zamówienie. Szklanki brzdękły o stół.
     Roronoa odchrząknął.
     - No więc…- Zaczął obracając swój napój w palcach.-  …kontynuując… Jakie dania lubisz najbardziej? Na ostro czy na łagodno?
     Sanji przełknął ślinę. Miał ochotę się podrażnić.
     - Wszystko zależy od sposobu przygotowania - zaciągnął się zalotnie dymem i wypuścił go z płuc. Ich spojrzenia pożerały jeden drugiego.
     - Więc lubisz sam proces przygotowania?
     Pomimo dzielącego ich stolika, mieli wrażenie, że realnie czują jak pieszczą się w swoich myślach.
     - Ale dopiero końcowy efekt mnie zadowala - Powiedział zjeżdżając wzrokiem po całej jego sylwetce – A ty?
     - Zależy od humoru - Upił porządny łyk trunku w ogóle się nie krzywiąc.
     - A dzisiaj?- Zapytał ciekawy Sanji. Sięgnął dłonią do jego uda i przejechał po nim palcami.
     - Dzisiaj to akurat na coś specjalnego - Zoro mierzył go wzrokiem. Zadrżał pod jego dotykiem.
     Blondyn przełknął ślinę. Czyli jednak…
     Siedzieli tak jeszcze chwilę wpatrując się w siebie i uśmiechając tajemniczo. W tle grała cicha spokojna muzyka. Słońce już zaszło.
     Nagle Zoro znowu wpadł na pewien pomysł. Nie wiedział tylko jak Sanji zareaguje.
     Wstał, obszedł stolik i wyciągnął do niego rękę.
     - Co robisz?- Zapytał blondyn.
     - Proszę cię do tańca.
     Kucharz otworzył szeroko oczy. Nie ruszył się z miejsca. Spalił mega buraka.
     - Ale… – Nie wiedział co ma powiedzieć. To go cholernie skrępowało. Do tego nigdy nie przypuszczał, że ktoś to kiedyś zrobi. Rozejrzał się nerwowo po stolikach. Nie było jeszcze żadnych gości. – Ale… Jesteśmy w miejscu publicznym… – Było mu gorąco. Nie spodziewał się czegoś takiego. – Nie uważasz że to jest… żenujące…? – Zapytał niepewnie.
     - Dlaczego? Jesteśmy tu sami - Zoro uśmiechnął się zachęcająco. Nie miałby mu za złe gdyby odmówił, ale spróbować było warto.
     - W każdej chwili ktoś może tu przyjść…- Patrzył na wciąż wyciągniętą rękę. W końcu się przełamał i niepewnie ją ujął. Wstali. Zielonowłosy poprowadził go do przestronniejszego miejsca i położył jego dłoń na swoim ramieniu a drugą chwycił czule. Jego ręka powędrowała do jego pasa przyciągając go bliżej siebie. Powoli zaczął się kołysać w rytm spokojnej melodii. Bardzo powoli.
     Sanji nigdy nie czuł się tak uwiedziony. Było mu trochę głupio i wciąż nerwowo rozglądał się, żeby patrzeć czy ktoś ich nie widzi. Ta bliskość była bardzo intymna. Usta Zoro delikatnie błądziły po jego szyi. Motyle w brzuchu rozruszały się w najlepsze. Znowu Sanji się wzruszył. Pomimo wszystko… to było cholernie miłe z jego strony zrobić taki gest. W końcu są facetami. Takie rzeczy są zwykle zarezerwowane dla związków damsko-męskich. Zoro naprawdę go rozpieszczał.
     Roronoa obrócił głowę tak, żeby patrzyli sobie w oczy. Widział pewną nerwowość we wzroku blondyna. Delikatnie go pocałował.
     - Co robisz…?- Wyszeptał Sanji. Obawiał się, że zostaną nakryci.
     - Nie denerwuj się tak - Uspokajał go Zoro muskając ustami jego policzek - Skup się na mnie.- I znowu go pocałował.
     Ich ciała delikatnie do siebie przylegały ocierając się przy każdym ruchu. Sanji czuł jak w jego spodniach robi się bardzo ciasno.
     Nigdy nie uważał siebie za kogoś, kto lubi takie romantyczne rzeczy, ale po dzisiejszym dniu mógł szczerze przyznać, że jednak tak. Całowali się najpierw powoli, ale z każdą chwilą pocałunki Roronoy robiły się coraz bardziej zachłanne.
     - Hej… – Zaśmiał się blondyn.- Przystopuj trochę.- Mówił to z niechęcią.
     - Wracamy?- Wyszeptał mu Zoro do ucha.
     - Już?- Wyczuł, że zielonowłosy jest strasznie na niego napalony. Cóż… nie widzieli się cały tydzień. Denerwował się. Dziwił się sobie. Przecież nie był jakimś cholernym prawiczkiem. To musiało wynikać po prostu z ekscytacji. Przecież też tego chciał. – To chodź…
     Zoro położył szybko banknot na ich stolik i ruszyli z powrotem powoli kierując się w stronę domków trzymając się za ręce.
     Blondynowi ta droga dłużyła się w nieskończoność, pomimo że rozmawiali. Gdy zawitali pod drzwi, wszytko nabrało tępa.
     Liczyło się to, że był w ramionach swojego ukochanego, który go zaniósł pospiesznie na łóżko całując bez opamiętania. Zrzucali z siebie ciuchy w pośpiechu. Sanji znowu znalazł się pod nim. Ich nagromadzone emocje przemawiały w ich dotyku i pocałunkach. Nadzy, pieścili się w słabym świetle lampy stojącej na zewnątrz.
     - Weź mnie - Wyszeptał Sanji.- Zróbmy to dzisiaj…- Powiedział patrząc mu w oczy. Jego serce chciało wyskoczyć z piersi. Czuł, że szermierz tego oczekuje.
     Zoro zgasiło. Wpatrywał się w Sanjiego i zastygł w bezruchu.
     - No co? - Zapytał również zaskoczony tą reakcją.
     - Mam cię… – Przełknął ślinę - Chodzi ci o… – Zastanawiał się czy dobrze rozumie.
     - Chcesz uprawiać ze mą sex, tak czy nie?- Sanji nie wytrzymał. Po minie zielonowłosego stwierdził, że chyba się pomylił. – Czy nie po to wynająłeś ten domek? - Nie rozumiał już nic.
     - Jezu, nie!- Zoro zrobił się cały czerwony.
     - Człowieku!- Blondyn trzepnął się w czoło zawstydzony zakrywając twarz.
     - Naprawdę tak to wyglądało?- Zoro schował twarz w pościel.
     - A jak myślisz?!- Sanji też spalił buraka. Tylko on myślał o takiej rzeczy?
     Leżeli tak chwilę w ciszy. W końcu Zoro ją przerwał.
     - Naprawdę myślałeś, że zabrałem cię tu żeby…?
     - Nie wiem co myślałem, nieważne…
     Znowu cisza.
     - Naprawdę… tego chciałeś? – zapytał Zoro nie patrząc mu w oczy.
     Sanji wzruszył ramionami. Trochę się już na to napalił. Nie mógł powiedzieć, że nie jest zawiedziony. Ale z drugiej strony… Dla niego to było normalne. Dla Zoro może jeszcze trzeba czasu…
     - Bo wiesz… Jeśli nie masz nic przeciwko… – Powiedział Roronoa przysuwając się do niego drapieżnie - To ja cię z chęcią przelecę…- Wymruczał mu w ucho.
     Sanji się prawie zakrztusił własnym podnieceniem. Gdy spojrzał w jego oczy wiedział, że nie żartuje. Mógłby przysiąc że na tym dzisiaj się skończy, a jednak… Zrobiło mu się na powrót gorąco. Przyciągnął go do siebie w akcie zgody. Wrócili do pocałunków.
     Roronoa wyglądał teraz jakby puściły mu wszystkie hamulce. A przynajmniej tak się zachowywał. Mimo wszystko trochę się spiął. Nie wiedząc co najpierw ma uczynić, szybko chciał się zabrać do roboty i sięgnął ręką do jego pośladków.
     - Czekaj, powoli…- Sanji się uśmiechnął rozczulony tym brakiem doświadczenia. Chwycił szybko jego dłoń i przysunął sobie pod wilgotne wargi. Zoro oblał się rumieńcem, gdy blondyn włożył sobie jego palce do ust i zaczął powoli ssać każdy z nich czule pieszcząc je językiem. Bawił się nimi i obserwował z satysfakcją jakie to robi na zielonowłosym wrażenie.
     - Jesteś cholernym perwersem - Zoro rozszerzały się źrenice, gdy patrzył na jego poczynienia.
     Gdy Sanji stwierdził, że tyle wystarczy, wyjął jego palce ze swoich ust i rozszerzając lekko nogi nakierował jego rękę, żeby mógł sam dalej kontynuować.
     Zoro ostrożnie,  nie spuszczając wzroku z Sanjiego, najpierw szukając,włożył jak najdelikatniej jeden palec.
     Blondyn czuł, że tamten się denerwuje. Ręka mu drżała. Pomyślał z rozbawieniem, że to strasznie słodkie. Przyciągnął go do siebie ramionami. Uwielbiał to cudowne uczucie. Było niesamowite.
     - Chcę więcej…- Szepnął mu w usta.
     Zielonowłosy spełnił jego prośbę i wsunął kolejny palec. Blondyn cicho jęknął. Gdy zaczęły się poruszać, zamknął oczy.
     - Nie musisz się ze mną obchodzić jak z jajkiem…- Uśmiechnął się nie mogąc się powstrzymać.
     - Wymagający jesteś…- Zoro zjadała trema. Sam się sobie dziwił. Chciał tego bardzo, ale świadomość tego, że jeszcze nigdy tego z facetem nie robił, go trochę przerażała.
     - Nie prawda - Sanji patrzył na niego rozpalony i rozluźniony. Postanowił trochę pomóc sytuacji.- Jest cudownie…
     Tym razem Zoro przełknął ślinę. Mógłby to zrobić brutalnie, ale nie chciał blondynowi zrobić krzywdy. Delikatnie kontynuował. Wewnątrz Sanjiego było ciepło i ciasno. Jego członek delikatnie drgnął na samą myśl o tym, czego może zaraz doświadczyć. Wkładał i wykładał palce próbując zrobić dla siebie jak najwięcej miejsca.
     Sanji był już odpowiednio przygotowany. Niecierpliwił się. Zoro był w tym za dobry. Zaraz dojdzie od samych takich pieszczot. Dodatkowo, nieświadomie zielonowłosy drażnił jego czułe punkty. Zaczął głośno oddychać. Chciał już go w sobie.
     - Wyjmij je - Poprosił. Zoro się wycofał myśląc, że przesadził ale blondyn powalił go na łóżko i kazał się wycofać do jego ramy, żeby się oparł o nią plecami. Zielonowłosy patrzył z niedowierzaniem jak Sanji siada na nim okrakiem i chwyta dłonią jego gorącego członka. – Odpręż się trochę.- Powiedział z uśmiechem widząc minę Roronoy.
     - Co robisz…?- Zapytał Zoro, ale już wiedział. Patrzył jak blondyn unosi się delikatnie. Widział  i czuł jak jego męskość powoli zanurza się w tym boskim ciele. Prawie zapomniał oddychać. Było mu cudownie. Do tego mógł oglądać coś takiego. Sanji oblizał dodatkowo usta co tym bardziej go podnieciło. Nie mógł trafić na bardziej zboczonego chłopaka.
     - Jest cały.- Wyrzucił z trudem z siebie Sanji czując jak Zoro go wypełnia. Było mu duszno z tej ekscytacji. Pomimo wszystko to nie było takie proste. Przyrodzenie Roronoy było naprawdę niczego sobie. Poczekał chwilę całując kochanka żeby się trochę przyzwyczaić, a potem powoli, opierając się o drewnianą ramę łóżka, uniósł się i opadł wzbudzając w sobie i Zoro przyjemne doznanie.
     Nagle Zielonowłosy nie wytrzymał. Chwycił blondyna w tali i obalił pod siebie starając się z niego nie wychodzić. Pożądanie wzięło górę nad umysłem. Gdy Sanji leżał pod nim, nie mógł się powstrzymać i wykonał kilka mocnych pchnięć odbierając sobie resztki świadomości i odpływając w cudowny świat rozkoszy wsłuchując się w słodkie jęki partnera.
     Sanji był przygwożdżony do pościeli. Masywne biodra wykonywały pchnięcia w jego kierunku, a on myślał, że zaraz oszaleje. Nie sądził, że ich pierwszy raz będzie taki cudowny. Jego dłonie były splecione z dłońmi Zoro i przyciśnięte go miękkiej pościeli. Wyginał się zachęcająco zapraszając go do siebie. Czuł jego gorący oddech na swoim karku.
     Kochali się namiętnie całując i gryząc po ramionach próbując zagłuszyć głośniejsze jęki. Wili się w pościeli i błądzili rękami po swoich ciałach. Z każdym pchnięciem doznanie było przyjemniejsze. Nagle Sanji poczuł coś niesamowitego.
     Coś ciepłego wypełniło go od środka. Czuł w sobie każde drgnięcie członka swojego kochanka, który doszedł zaciskając swoje dłonie na jego szczupłej talii. Opadł bez sił dusząc go swoim ciężarem. To było na tyle podniecające by Sanji też poddał się własnej przyjemności, która trysnęła z niego chwilę później oblepiając ich ciała przezroczystym płynem.
     Dyszeli głośno. Pot spływał im ze skroni kropelkami. Zaczęli się podśmiechiwać z tych emocji i z tego jak im było dobrze. Sanji czuł jak szybko biją im serca. Zoro wyszedł z niego, przewrócił się na bok i zamknął oczy. Mruczał.
     - Jak tam..?- Zapytał również usatysfakcjonowany blondyn. Miał ochotę na papierosa.- Panie najlepszy szermierzu?- Zaśmiał się z określenia.
     Zoro przy tym określeniu prychnął śmiechem. – Ktoś tu chyba się kula ze złości w zaświatach…
     - Co mówisz?- Trzepnął go lekko Sanji.- Nie mów w pościel bo nie rozumiem.
     - Chcę jeszcze raz…- Powiedział co innego i o dziwo bardzo szybko znalazł w sobie nowe pokłady energii i zaczął się do blondyna z powrotem dobierać.- Panie najlepszy kucharzu…
     - Hej! To tak nie działa!- Sanji rąbnął go w łeb. – Daj mi chwilę.
     Zoro niechętnie się wycofał i zaczął go głaskać po piersi patrząc w oczy.
Blondyn odwzajemnił spojrzenie. Nic nie mówili. To wszytko było magiczne. Cieszył się, że to właśnie jemu oddał część swojego serca. Znów wyciągnął rękę i dotknął jego złotych kolczyków.
     Roronoa uśmiechał się łagodnie i przytulił Sanjiego całując go w czubek głowy.
Sanji wtulił się tylko mocniej w jego ramiona, żeby Zoro nie widział jego płonących policzków i emocji wypisanych na twarzy. Dotknął klatki piersiowej szermierza. Czuł pod palcami szybko bijące serce i myślał, że się zaraz rozklei. Gdyby można było zobrazować jego uczucia to serce tańczyłoby kankana a nad nimi całe niebo pokryłoby się fajerwerkami.
     - Zaskoczyłeś mnie, przybiegając na dworzec.- Zoro czuł jak Sanji drży. Głaskał go po włosach udając, że tego nie widzi.
     - Myślałem, że mnie zostawiasz…
     - Na razie nigdzie się nie wybieram.- Pocałował go w czoło.
     - Na razie?- Oburzył się Sanji odsuwając się delikatnie.
     - Chyba, że mi będziesz robił codziennie rano onigiri. To wtedy to przemyślę.- Zażartował Zoro.
     - Tylko spróbuj!- Sanji chwycił poduszę i rąbnął go w łeb.
     - Jak będziesz miał zawsze takie przekonywujące przemowy to…- nie mógł się opanować, żeby o tym nie wspomnieć.
     - Zamknij się!- Sanji chciał się spalić ze wstydu. Dusił go pościelą.
     - Pufffhasgdytu- Próbował powiedzieć Zoro przez pierzynę. W końcu złapał oddech.- Przepraszam, ok!- Śmiał się na cały głos widząc oburzoną minę blondyna.- Hej… dokąd idziesz?- Patrzył jak wstaje i idzie nagi do drzwi.
     - Idę się kąpać w morzu. – Powiedział obrażony i wyszedł w ciemną noc.
     Zoro patrzył za nim z szeroko otwartymi oczami. W końcu w konwulsjach śmiechu pobiegł za nim.
     Na dworze nie było wcale tak ciemno. Księżyc wyszedł zza chmur i oświetlał bardzo mocno całą plażę. Woda odbijała jego jasne światło. Sanji już był zanurzony do połowy.
     Wbiegł do wody. Jej temperatura nie była może za cudowna, ale zdecydowanie cieplejsza, niż w jeziorku w górach. Powoli zbliżał się do Sanjiego i objął go od tyłu.
     Blondyn odwrócił się do niego przodem. Zanurzyli się do piersi. Kucharz objął pod wodą Zoro nogami i założył swoje ramiona za jego szyję.
     - Gniewasz się na mnie?- Zielonowłosy uśmiechnął się widząc że Sanji się dąsa.
     - Kpisz sobie ze mnie.
     - Nie prawda…- Pocałował go subtelnie. Księżyc oświetlał ich twarze i odbijał się w ich oczach.
     - Hej, Zoro…- Zaczął powoli.- Wierzysz w życie po życiu?- Zapytał niespodziewanie.
     - Co to za pytanie?- Uśmiechnął się zielonowłosy chwytając jego rękę i całując.
     - Nie wiem… Tak pytam bo… Miałem takie wrażenie kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem. Że już kiedyś się spotkaliśmy.
     Roronoa wpatrywał się intensywnie w Sanjiego który był strasznie poważny. Podobał mu się każdy najdrobniejszy szczegół w jego twarzy. Nawet ta durnowata brew.
     - Nie wiem w co wierzę….- Powiedział po chwili namysłu, odgarniając mu grzywkę i patrząc w oboje oczu.- Ale myślę, że za każdym razem i w każdym życiu, bym się w tobie zakochał.
     Sanji myślał, że wywinie fikołka ze szczęścia. Fala emocji wstrząsnęła jego sercem. Nie wiedział co odpowiedzieć tak się przejął. Odwrócił wzrok jak jakaś speszona dziewczynka.
     - Dalej się na mnie gniewasz?- Zapytał Zoro całując go w ucho.
     - Idź sobie… – Sanji nie rozumiał czemu się tak zachowuje. Był tak niesamowicie szczęśliwy.
     - A jak powiem, że cię kocham?- Uśmiechnął się widząc jak na kucharzu robi to wrażenie.
     Blondyn bezwiednie się uśmiechał. Naprawdę to powiedział. Nie przesłyszało mu się.
     - Kocham cię durna brewko. Słyszysz? Ko…- Sanji zatkał mu usta ręką. Wtulił twarz w jego szyję i oddychał szybko. Jeśli usłyszy to jeszcze jeden raz, jego serce eksploduje.
     - Ja też cię kocham glonie…- Powiedział kucharz. Tak bardzo chciał to zawsze zrobić. Te emocje ciągle go dusiły. Spojrzeli sobie w oczy i pocałowali.
     Do tego to morze, ta plaża, ten księżyc i ten… dźwięk…?
     Oboje się wzdrygnęli widząc nagle trzy metry od siebie wielkie afro.
     - Nie przeszkadzajcie sobie…- Odezwał się barytonem koleś w goglach i dziwną białą czapką w misie uszka płynący sobie spokojnie w morską toń. Po głosie dało się poznać, że jest zażenowany.
     - Dobry wieczór szanownemu sąsiadowi.- Powiedział Zoro który pierwszy go poznał. Sanji miał wrażenie że widzi potwora z Loch Ness i wtulił się przerażony w mocno w silne ciało kochanka dziękując w duchu, że nie wrzasnął jak baba.
     Gdy odpłynął na bezpieczną odległość, oboje zaczęli się tak śmiać, że prawie się utopili.
Sanji miał nadzieję, że reszta jego życia będzie tylko w zielonych kolorach.


                                                                       KONIEC


2 komentarze:

  1. Ha ha ha ha. Świetny koniec. Taki romantyczny, a później... POTWÓR Z LOCH NESS!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boziu drogo jakie to było suuuuuuper ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń