- Jaki kolor lubisz?- Zapytał nagle
Zoro.
- Kolor…? Hmmm… – Był zdziwiony, ale
podobała mu się ta ciekawość. Zastanowił się. Chciał od razu powiedzieć
niebieski, ale pomyślał, że ostatnio chyba lubił zielony. Uśmiechnął się. –
Turkusowy - Powiedział wymijająco.
- Czyli jaki?- Nie rozumiał Roronoa.
- Naprawdę nie wiesz?- Popatrzył na
niego blondyn żałośnie. Westchnął i wskazał morze - Coś w tym stylu. A ty?
- Czarny jest w porządku.-
Powiedział po dłuższej chwili zastanowienia.
- Czarny!- Krzyknął Sanji i poderwał
się do pionu.
- Co?
- Zaczekaj tu chwilę!- Blondyn
ruszył biegiem w kierunku ich domku. Nie odeszli daleko dlatego Sanji szybko
był z powrotem trzymając małe pudełeczko.
- Co to jest?- Zapytał naprawdę
zaciekawiony Zoro.
- Prezent dla ciebie. Z okazji
drugiego miejsca.- Wyciągnął je przed siebie.
Zielonowłosy z zaskoczeniem chwycił
opakowanie i jak dziecko rozerwał papier. Wyciągnął prezent z opakowania.
- To…- Potrafił tylko tyle wydukać, tak się wzruszył.
- Nie myśl sobie, że tylko ty
zwracasz uwagę na szczegóły - Sanji usiadł zadowolony koło niego widząc jaką
radość mu sprawił.
Zoro obracał w dłoniach kawałek
czarnego materiału. Nie spodziewał się, że blondyn zauważy jak patrzył na tą bandanę
za wystawą sklepową w centrum handlowym. Ten kucharzyk naprawdę go zaskakiwał.
Uśmiechnął się do niego.
- Dzięki! - Od razu przywiązał ją
sobie do bicepsa.
- Na ramieniu?- Zaśmiał się Sanji.
- Tak - Zielonowłosy spojrzał na
swój węzeł z zadowoleniem.
- No nich ci będzie. Idziemy jeszcze
kawałek? Tam w oddali się coś świeci.
- Tam jest plażowy bar. Możemy się
przejść. A jakie filmy lubisz oglądać?
Pytali się o takie proste rzeczy, co
rusz zaskakując się odpowiedziami. Nim się obejrzeli doszli do punktu docelowego.
Knajpka była pięknie oświetlona przez kolorowe lampki.
- Może postawić ci…. – urwał
specjalnie na co Sanji się zarumienił.- … drinka?
- Chcesz mnie upić?- Zaśmiał się.
- A dasz się?
- Nie ma mowy.
Weszli po drewnianych schodkach i
podeszli do lady.
- Dla mnie sake, a dla kolegi…- Zoro
powiedział do barmana.
- Może być martini - Zielonowłosy
uniósł brew zaciekawiony, ale nic nie powiedział. Sanji rozejrzał się po
lokalu. Byli sami jak na razie. Musiała być jeszcze wczesna pora dla tego
miejsca.
Usiedli sobie z tyłu przy stoliku
dwuosobowym. Blisko siebie. Ich kolana się stykały. Sanji znowu odpalił
papierosa. Podobało mu się, że Zoro nic mu na ten temat nie mówił.
- Nie przeszkadza ci to? - Upewnił
się.
- Nie, a czemu?
- Nie wszyscy lubią jak się przy
nich pali.
- Mnie to nie przeszkadza. Po za tym
wyglądasz strasznie seksownie z papierosem.
Sanji nigdy tego wcześniej nie
usłyszał. Uśmiechnął się przeciągle i spojrzał drapieżnie na Zoro. Ten przez
chwile zgubił watek. Kelner przyniósł ich zamówienie. Szklanki brzdękły o stół.
Roronoa odchrząknął.
- No więc…- Zaczął obracając swój
napój w palcach.- …kontynuując… Jakie dania lubisz najbardziej? Na ostro
czy na łagodno?
Sanji przełknął ślinę. Miał ochotę się podrażnić.
- Wszystko zależy od sposobu
przygotowania - zaciągnął się zalotnie dymem i wypuścił go z płuc. Ich
spojrzenia pożerały jeden drugiego.
- Więc lubisz sam proces
przygotowania?
Pomimo dzielącego ich stolika, mieli
wrażenie, że realnie czują jak pieszczą się w swoich myślach.
- Ale dopiero końcowy efekt mnie
zadowala - Powiedział zjeżdżając wzrokiem po całej jego sylwetce – A ty?
- Zależy od humoru - Upił porządny
łyk trunku w ogóle się nie krzywiąc.
- A dzisiaj?- Zapytał ciekawy Sanji.
Sięgnął dłonią do jego uda i przejechał po nim palcami.
- Dzisiaj to akurat na coś
specjalnego - Zoro mierzył go wzrokiem. Zadrżał pod jego dotykiem.
Blondyn przełknął ślinę. Czyli
jednak…
Siedzieli tak jeszcze chwilę
wpatrując się w siebie i uśmiechając tajemniczo. W tle grała cicha spokojna
muzyka. Słońce już zaszło.
Nagle Zoro znowu wpadł na pewien
pomysł. Nie wiedział tylko jak Sanji zareaguje.
Wstał, obszedł stolik i wyciągnął do
niego rękę.
- Co robisz?- Zapytał blondyn.
- Proszę cię do tańca.
Kucharz otworzył szeroko oczy. Nie
ruszył się z miejsca. Spalił mega buraka.
- Ale… – Nie wiedział co ma
powiedzieć. To go cholernie skrępowało. Do tego nigdy nie przypuszczał, że ktoś
to kiedyś zrobi. Rozejrzał się nerwowo po stolikach. Nie było jeszcze żadnych
gości. – Ale… Jesteśmy w miejscu publicznym… – Było mu gorąco. Nie spodziewał
się czegoś takiego. – Nie uważasz że to jest… żenujące…? – Zapytał niepewnie.
- Dlaczego? Jesteśmy tu sami - Zoro
uśmiechnął się zachęcająco. Nie miałby mu za złe gdyby odmówił, ale spróbować
było warto.
- W każdej chwili ktoś może tu
przyjść…- Patrzył na wciąż wyciągniętą rękę. W końcu się przełamał i niepewnie
ją ujął. Wstali. Zielonowłosy poprowadził go do przestronniejszego miejsca i
położył jego dłoń na swoim ramieniu a drugą chwycił czule. Jego ręka
powędrowała do jego pasa przyciągając go bliżej siebie. Powoli zaczął się
kołysać w rytm spokojnej melodii. Bardzo powoli.
Sanji nigdy nie czuł się tak
uwiedziony. Było mu trochę głupio i wciąż nerwowo rozglądał się, żeby patrzeć
czy ktoś ich nie widzi. Ta bliskość była bardzo intymna. Usta Zoro delikatnie
błądziły po jego szyi. Motyle w brzuchu rozruszały się w najlepsze. Znowu Sanji
się wzruszył. Pomimo wszystko… to było cholernie miłe z jego strony zrobić taki
gest. W końcu są facetami. Takie rzeczy są zwykle zarezerwowane dla związków
damsko-męskich. Zoro naprawdę go rozpieszczał.
Roronoa obrócił głowę tak, żeby
patrzyli sobie w oczy. Widział pewną nerwowość we wzroku blondyna. Delikatnie go
pocałował.
- Co robisz…?- Wyszeptał Sanji.
Obawiał się, że zostaną nakryci.
- Nie denerwuj się tak - Uspokajał
go Zoro muskając ustami jego policzek - Skup się na mnie.- I znowu go
pocałował.
Ich ciała delikatnie do siebie
przylegały ocierając się przy każdym ruchu. Sanji czuł jak w jego spodniach
robi się bardzo ciasno.
Nigdy nie uważał siebie za kogoś,
kto lubi takie romantyczne rzeczy, ale po dzisiejszym dniu mógł szczerze
przyznać, że jednak tak. Całowali się najpierw powoli, ale z każdą chwilą pocałunki
Roronoy robiły się coraz bardziej zachłanne.
- Hej… – Zaśmiał się blondyn.-
Przystopuj trochę.- Mówił to z niechęcią.
- Wracamy?- Wyszeptał mu Zoro do
ucha.
- Już?- Wyczuł, że zielonowłosy jest
strasznie na niego napalony. Cóż… nie widzieli się cały tydzień. Denerwował
się. Dziwił się sobie. Przecież nie był jakimś cholernym prawiczkiem. To
musiało wynikać po prostu z ekscytacji. Przecież też tego chciał. – To chodź…
Zoro położył szybko banknot na ich
stolik i ruszyli z powrotem powoli kierując się w stronę domków trzymając się
za ręce.
Blondynowi ta droga dłużyła się w
nieskończoność, pomimo że rozmawiali. Gdy zawitali pod drzwi, wszytko nabrało
tępa.
Liczyło się to, że był w ramionach
swojego ukochanego, który go zaniósł pospiesznie na łóżko całując bez
opamiętania. Zrzucali z siebie ciuchy w pośpiechu. Sanji znowu znalazł się pod
nim. Ich nagromadzone emocje przemawiały w ich dotyku i pocałunkach. Nadzy,
pieścili się w słabym świetle lampy stojącej na zewnątrz.
- Weź mnie - Wyszeptał Sanji.- Zróbmy
to dzisiaj…- Powiedział patrząc mu w oczy. Jego serce chciało wyskoczyć z
piersi. Czuł, że szermierz tego oczekuje.
Zoro zgasiło. Wpatrywał się w
Sanjiego i zastygł w bezruchu.
- No co? - Zapytał również zaskoczony
tą reakcją.
- Mam cię… – Przełknął ślinę - Chodzi
ci o… – Zastanawiał się czy dobrze rozumie.
- Chcesz uprawiać ze mą sex, tak czy nie?-
Sanji nie wytrzymał. Po minie zielonowłosego stwierdził, że chyba się pomylił.
– Czy nie po to wynająłeś ten domek? - Nie rozumiał już nic.
- Jezu, nie!- Zoro zrobił się cały
czerwony.
- Człowieku!- Blondyn trzepnął się w
czoło zawstydzony zakrywając twarz.
- Naprawdę tak to wyglądało?- Zoro
schował twarz w pościel.
- A jak myślisz?!- Sanji też spalił
buraka. Tylko on myślał o takiej rzeczy?
Leżeli tak chwilę w ciszy. W końcu
Zoro ją przerwał.
- Naprawdę myślałeś, że zabrałem cię
tu żeby…?
- Nie wiem co myślałem, nieważne…
Znowu cisza.
- Naprawdę… tego chciałeś? – zapytał
Zoro nie patrząc mu w oczy.
Sanji wzruszył ramionami. Trochę się
już na to napalił. Nie mógł powiedzieć, że nie jest zawiedziony. Ale z drugiej
strony… Dla niego to było normalne. Dla Zoro może jeszcze trzeba czasu…
- Bo wiesz… Jeśli nie masz nic
przeciwko… – Powiedział Roronoa przysuwając się do niego drapieżnie - To ja cię
z chęcią przelecę…- Wymruczał mu w ucho.
Sanji się prawie zakrztusił własnym
podnieceniem. Gdy spojrzał w jego oczy wiedział, że nie żartuje. Mógłby
przysiąc że na tym dzisiaj się skończy, a jednak… Zrobiło mu się na powrót
gorąco. Przyciągnął go do siebie w akcie zgody. Wrócili do pocałunków.
Roronoa wyglądał teraz jakby puściły
mu wszystkie hamulce. A przynajmniej tak się zachowywał. Mimo wszystko trochę
się spiął. Nie wiedząc co najpierw ma uczynić, szybko chciał się zabrać do
roboty i sięgnął ręką do jego pośladków.
- Czekaj, powoli…- Sanji się
uśmiechnął rozczulony tym brakiem doświadczenia. Chwycił szybko jego dłoń i
przysunął sobie pod wilgotne wargi. Zoro oblał się rumieńcem, gdy blondyn
włożył sobie jego palce do ust i zaczął powoli ssać każdy z nich czule
pieszcząc je językiem. Bawił się nimi i obserwował z satysfakcją jakie to robi
na zielonowłosym wrażenie.
- Jesteś cholernym perwersem - Zoro
rozszerzały się źrenice, gdy patrzył na jego poczynienia.
Gdy Sanji stwierdził, że tyle
wystarczy, wyjął jego palce ze swoich ust i rozszerzając lekko nogi nakierował
jego rękę, żeby mógł sam dalej kontynuować.
Zoro ostrożnie, nie
spuszczając wzroku z Sanjiego, najpierw szukając,włożył jak najdelikatniej
jeden palec.
Blondyn czuł, że tamten się
denerwuje. Ręka mu drżała. Pomyślał z rozbawieniem, że to strasznie słodkie.
Przyciągnął go do siebie ramionami. Uwielbiał to cudowne uczucie. Było
niesamowite.
- Chcę więcej…- Szepnął mu w usta.
Zielonowłosy spełnił jego prośbę i
wsunął kolejny palec. Blondyn cicho jęknął. Gdy zaczęły się poruszać, zamknął
oczy.
- Nie musisz się ze mną obchodzić
jak z jajkiem…- Uśmiechnął się nie mogąc się powstrzymać.
- Wymagający jesteś…- Zoro zjadała
trema. Sam się sobie dziwił. Chciał tego bardzo, ale świadomość tego, że
jeszcze nigdy tego z facetem nie robił, go trochę przerażała.
- Nie prawda - Sanji patrzył na
niego rozpalony i rozluźniony. Postanowił trochę pomóc sytuacji.- Jest
cudownie…
Tym razem Zoro przełknął ślinę.
Mógłby to zrobić brutalnie, ale nie chciał blondynowi zrobić krzywdy.
Delikatnie kontynuował. Wewnątrz Sanjiego było ciepło i ciasno. Jego członek
delikatnie drgnął na samą myśl o tym, czego może zaraz doświadczyć. Wkładał i
wykładał palce próbując zrobić dla siebie jak najwięcej miejsca.
Sanji był już odpowiednio
przygotowany. Niecierpliwił się. Zoro był w tym za dobry. Zaraz dojdzie od
samych takich pieszczot. Dodatkowo, nieświadomie zielonowłosy drażnił jego
czułe punkty. Zaczął głośno oddychać. Chciał już go w sobie.
- Wyjmij je - Poprosił. Zoro się
wycofał myśląc, że przesadził ale blondyn powalił go na łóżko i kazał się
wycofać do jego ramy, żeby się oparł o nią plecami. Zielonowłosy patrzył z
niedowierzaniem jak Sanji siada na nim okrakiem i chwyta dłonią jego gorącego
członka. – Odpręż się trochę.- Powiedział z uśmiechem widząc minę Roronoy.
- Co robisz…?- Zapytał Zoro, ale już
wiedział. Patrzył jak blondyn unosi się delikatnie. Widział i czuł jak
jego męskość powoli zanurza się w tym boskim ciele. Prawie zapomniał oddychać.
Było mu cudownie. Do tego mógł oglądać coś takiego. Sanji oblizał dodatkowo
usta co tym bardziej go podnieciło. Nie mógł trafić na bardziej zboczonego
chłopaka.
- Jest cały.- Wyrzucił z trudem z
siebie Sanji czując jak Zoro go wypełnia. Było mu duszno z tej ekscytacji.
Pomimo wszystko to nie było takie proste. Przyrodzenie Roronoy było naprawdę
niczego sobie. Poczekał chwilę całując kochanka żeby się trochę przyzwyczaić, a
potem powoli, opierając się o drewnianą ramę łóżka, uniósł się i opadł
wzbudzając w sobie i Zoro przyjemne doznanie.
Nagle Zielonowłosy nie wytrzymał.
Chwycił blondyna w tali i obalił pod siebie starając się z niego nie wychodzić.
Pożądanie wzięło górę nad umysłem. Gdy Sanji leżał pod nim, nie mógł się
powstrzymać i wykonał kilka mocnych pchnięć odbierając sobie resztki
świadomości i odpływając w cudowny świat rozkoszy wsłuchując się w słodkie jęki
partnera.
Sanji był przygwożdżony do pościeli.
Masywne biodra wykonywały pchnięcia w jego kierunku, a on myślał, że zaraz
oszaleje. Nie sądził, że ich pierwszy raz będzie taki cudowny. Jego dłonie były
splecione z dłońmi Zoro i przyciśnięte go miękkiej pościeli. Wyginał się
zachęcająco zapraszając go do siebie. Czuł jego gorący oddech na swoim karku.
Kochali się namiętnie całując i
gryząc po ramionach próbując zagłuszyć głośniejsze jęki. Wili się w pościeli i
błądzili rękami po swoich ciałach. Z każdym pchnięciem doznanie było
przyjemniejsze. Nagle Sanji poczuł coś niesamowitego.
Coś ciepłego wypełniło go od środka.
Czuł w sobie każde drgnięcie członka swojego kochanka, który doszedł zaciskając
swoje dłonie na jego szczupłej talii. Opadł bez sił dusząc go swoim ciężarem.
To było na tyle podniecające by Sanji też poddał się własnej przyjemności,
która trysnęła z niego chwilę później oblepiając ich ciała przezroczystym
płynem.
Dyszeli głośno. Pot spływał im ze
skroni kropelkami. Zaczęli się podśmiechiwać z tych emocji i z tego jak im było
dobrze. Sanji czuł jak szybko biją im serca. Zoro wyszedł z niego, przewrócił
się na bok i zamknął oczy. Mruczał.
- Jak tam..?- Zapytał również
usatysfakcjonowany blondyn. Miał ochotę na papierosa.- Panie najlepszy
szermierzu?- Zaśmiał się z określenia.
Zoro przy tym określeniu prychnął
śmiechem. – Ktoś tu chyba się kula ze złości w zaświatach…
- Co mówisz?- Trzepnął go lekko
Sanji.- Nie mów w pościel bo nie rozumiem.
- Chcę jeszcze raz…- Powiedział co
innego i o dziwo bardzo szybko znalazł w sobie nowe pokłady energii i zaczął
się do blondyna z powrotem dobierać.- Panie najlepszy kucharzu…
- Hej! To tak nie działa!- Sanji
rąbnął go w łeb. – Daj mi chwilę.
Zoro niechętnie się wycofał i zaczął
go głaskać po piersi patrząc w oczy.
Blondyn odwzajemnił spojrzenie. Nic
nie mówili. To wszytko było magiczne. Cieszył się, że to właśnie jemu oddał
część swojego serca. Znów wyciągnął rękę i dotknął jego złotych kolczyków.
Roronoa uśmiechał się łagodnie i przytulił
Sanjiego całując go w czubek głowy.
Sanji wtulił się tylko mocniej w
jego ramiona, żeby Zoro nie widział jego płonących policzków i emocji
wypisanych na twarzy. Dotknął klatki piersiowej szermierza. Czuł pod palcami
szybko bijące serce i myślał, że się zaraz rozklei. Gdyby można było zobrazować
jego uczucia to serce tańczyłoby kankana a nad nimi całe niebo pokryłoby się
fajerwerkami.
- Zaskoczyłeś mnie, przybiegając na
dworzec.- Zoro czuł jak Sanji drży. Głaskał go po włosach udając, że tego nie
widzi.
- Myślałem, że mnie zostawiasz…
- Na razie nigdzie się nie
wybieram.- Pocałował go w czoło.
- Na razie?- Oburzył się Sanji
odsuwając się delikatnie.
- Chyba, że mi będziesz robił
codziennie rano onigiri. To wtedy to przemyślę.- Zażartował Zoro.
- Tylko spróbuj!- Sanji chwycił
poduszę i rąbnął go w łeb.
- Jak będziesz miał zawsze takie
przekonywujące przemowy to…- nie mógł się opanować, żeby o tym nie wspomnieć.
- Zamknij się!- Sanji chciał się
spalić ze wstydu. Dusił go pościelą.
- Pufffhasgdytu- Próbował powiedzieć
Zoro przez pierzynę. W końcu złapał oddech.- Przepraszam, ok!- Śmiał się na
cały głos widząc oburzoną minę blondyna.- Hej… dokąd idziesz?- Patrzył jak
wstaje i idzie nagi do drzwi.
- Idę się kąpać w morzu. –
Powiedział obrażony i wyszedł w ciemną noc.
Zoro patrzył za nim z szeroko
otwartymi oczami. W końcu w konwulsjach śmiechu pobiegł za nim.
Na dworze nie było wcale tak ciemno.
Księżyc wyszedł zza chmur i oświetlał bardzo mocno całą plażę. Woda odbijała
jego jasne światło. Sanji już był zanurzony do połowy.
Wbiegł do wody. Jej temperatura nie
była może za cudowna, ale zdecydowanie cieplejsza, niż w jeziorku w górach.
Powoli zbliżał się do Sanjiego i objął go od tyłu.
Blondyn odwrócił się do niego
przodem. Zanurzyli się do piersi. Kucharz objął pod wodą Zoro nogami i założył
swoje ramiona za jego szyję.
- Gniewasz się na mnie?-
Zielonowłosy uśmiechnął się widząc że Sanji się dąsa.
- Kpisz sobie ze mnie.
- Nie prawda…- Pocałował go
subtelnie. Księżyc oświetlał ich twarze i odbijał się w ich oczach.
- Hej, Zoro…- Zaczął powoli.-
Wierzysz w życie po życiu?- Zapytał niespodziewanie.
- Co to za pytanie?- Uśmiechnął się
zielonowłosy chwytając jego rękę i całując.
- Nie wiem… Tak pytam bo… Miałem
takie wrażenie kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem. Że już kiedyś się
spotkaliśmy.
Roronoa wpatrywał się intensywnie w
Sanjiego który był strasznie poważny. Podobał mu się każdy najdrobniejszy
szczegół w jego twarzy. Nawet ta durnowata brew.
- Nie wiem w co wierzę….- Powiedział
po chwili namysłu, odgarniając mu grzywkę i patrząc w oboje oczu.- Ale myślę,
że za każdym razem i w każdym życiu, bym się w tobie zakochał.
Sanji myślał, że wywinie fikołka ze
szczęścia. Fala emocji wstrząsnęła jego sercem. Nie wiedział co odpowiedzieć
tak się przejął. Odwrócił wzrok jak jakaś speszona dziewczynka.
- Dalej się na mnie gniewasz?-
Zapytał Zoro całując go w ucho.
- Idź sobie… – Sanji nie rozumiał
czemu się tak zachowuje. Był tak niesamowicie szczęśliwy.
- A jak powiem, że cię kocham?-
Uśmiechnął się widząc jak na kucharzu robi to wrażenie.
Blondyn bezwiednie się
uśmiechał. Naprawdę to powiedział. Nie przesłyszało mu się.
- Kocham cię durna brewko. Słyszysz?
Ko…- Sanji zatkał mu usta ręką. Wtulił twarz w jego szyję i oddychał szybko.
Jeśli usłyszy to jeszcze jeden raz, jego serce eksploduje.
- Ja też cię kocham glonie…-
Powiedział kucharz. Tak bardzo chciał to zawsze zrobić. Te emocje ciągle go
dusiły. Spojrzeli sobie w oczy i pocałowali.
Do tego to morze, ta plaża, ten
księżyc i ten… dźwięk…?
Oboje się wzdrygnęli widząc nagle
trzy metry od siebie wielkie afro.
- Nie przeszkadzajcie sobie…-
Odezwał się barytonem koleś w goglach i dziwną białą czapką w misie uszka
płynący sobie spokojnie w morską toń. Po głosie dało się poznać, że jest
zażenowany.
- Dobry wieczór szanownemu
sąsiadowi.- Powiedział Zoro który pierwszy go poznał. Sanji miał wrażenie że
widzi potwora z Loch Ness i wtulił się przerażony w mocno w silne ciało
kochanka dziękując w duchu, że nie wrzasnął jak baba.
Gdy odpłynął na bezpieczną
odległość, oboje zaczęli się tak śmiać, że prawie się utopili.
Sanji miał nadzieję, że reszta jego
życia będzie tylko w zielonych kolorach.
KONIEC
Ha ha ha ha. Świetny koniec. Taki romantyczny, a później... POTWÓR Z LOCH NESS!
OdpowiedzUsuńBoziu drogo jakie to było suuuuuuper ♡♡♡
OdpowiedzUsuń