czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 10



     - Wyspa! – Krzyknął Usopp z bocianiego gniazda.
     - Nareszcie!- Ucieszyła się załoga. Wszyscy szykowali się do zejścia na ląd.
     - Widzicie wszyscy ten plac?- Nami wskazała palcem na mapie niewielkie koło.- Jest tam duża karczma, tam wszyscy się spotkamy, za trzy godziny. Wszystkim pasuje? Luffy?- Ale kapitan już pobiegł do miasta.- Ok, jak ktoś zobaczy tego idiotę, to ma go sprowadzić brutalnie na ten świat. Ruszamy!
     - Tak jest!- Każdy poszedł w swoją stronę.
     Zoro nie wiedział dokąd się udać, więc od razu skierował się do baru. Zamówił sobie trzy butelki sake i tak siedząc, zaczął myśleć o kucharzu. Ostatnio strasznie dużo się kłócili. Pewnie po tym całym incydencie z grą. Dodatkowo zastanawiał się nad życzeniem, które choć w 1% nie było by zboczone. Dziewczyny dodatkowo go irytowały, bo odkąd o wszystkim wiedziały, cały czas na nich patrzyły albo próbowały coś sugerować krótkimi wypowiedziami. To wszystko zaczynało go przerastać. Ile można tak uciekać? Naprawdę miał dosyć. Nawet momentami był drażliwy i zachowywał się chamsko w stosunku do reszty załogantów. Jeszcze trochę a będzie miał grupową interwencje.
     Nim się obejrzał czas mu szybko przeleciał. Przez swój spaczony zmysł orientacji nie mógł znaleźć głównego placu. Zanim tam dotarł, był półtorej godziny spóźniony. W karczmie w której mieli się spotkać grała wesoła muzyka. Było już ciemno, więc na plac wylewało się ciepłe światło żarówek. Wchodząc, nie do końca wiedział co się dzieje, ponieważ wszyscy goście klaskali w rytm i gwizdali patrząc na scenę. Na niej tańczyło trzech ludzi z czego jednym z nich był Sanjim. Zoro wybałuszył oczy. Widać było, że blondyn wykonuje jakiś taniec do skocznej muzyki. Poruszał się przy tym tak sprawnie i lekko, że nikt nie mógł oderwać od niego oczu. W końcu dwóch pozostałych tancerzy się poddało i zaczęli dopingować zgrzanego już nieźle kucharza. Był świetny. Szermierz musiał przełknąć ślinę, gdy widział jego ponętne ruchy biodrami i pot spływający po szyi. Zoro znów poczuł podniecenie wzbierające w jego podbrzuszu. Uwielbiał na niego patrzeć. Uwielbiał jego dłonie, nadgarstki, linię szyi… Jego usta, oczy, nogi. Wszystko. Całą jego postać. Nagle blondyn porwał do tańca najbliżej stojącą damę i zaczął kręcić z nią piruety. Serce mu pękało widząc jak patrzy na swoją partnerkę w tańcu. Jak obejmuje ją w pasie, jak trzyma jej dłoń. Zacisnął pięści z bezsilności. Nie zniesie tego dłużej. Mimo wszystko stał w miejscu i dalej patrzył na całą tą scenę. Gdy taniec się skończył, wszyscy bili brawa. Dama z którą tańczył dała mu słodkiego buziaka w policzek, na co Sanji oczywiście się rozpłynął. Zoro odwrócił wzrok. Wkurzony do granic możliwości podszedł do swojej załogi.
     - Był świetny prawda?- Zapytała zielonowłosego Nami.
     - Tak, jak flaki z olejem.
     - O co ci chodzi?- Zapytała rudowłosa.
     - Ale się zgrzałem… – Doszedł do nich Sanji.
     - Jesteś najlepszy! Zdrowie za naszego kucharza!- Krzyknął Luffy.
     - Phi, też coś. – Prychnął Zoro, co nie uszło uwadze blondynowi.
     - Znowu nie w humorze, bezmózgi wodoroście?
     - Nie masz nic innego do roboty, tylko się popisywać, krzywa brewko?
     - Masz jakiś problem cymbale?!
     - A mam.- Wstał z impetem przewracając krzesło.
     - To może rozwiążemy go na zewnątrz?- Odwarknął groźnie Sanji.
     - Z przyjemnością.- Wyszli na dwór mimo prób złagodzenia sytuacji przez resztę załogi.
     Noc stała się chłodna i ciemna. Sanji spojrzał na Zoro.
     - Ta sytuacja zaczyna być męcząca.
     - Owszem.- Nie mógł się powstrzymać szermierz. Nie wiedział co w niego wstąpiło. Puszczały mu wszystkie hamulce.
     - Ewidentnie masz ze mną jakiś problem, proszę, wyrzuć to z siebie!- Zachęcił go, rozkładając ręce Sanji. – Mam dosyć twojego zachowania.
     - To ja mam dosyć twojego!
     - O co ci chodzi?!
     - Ciągle te twoje głupie popisywania, ciągłe skakanie wokół tych bab! Może drineczka?! Może kawusie?! Może przyniosę, zaniosę?! Rzygać się chce!
     - Nie obrażaj mi tu dam, głupi marimo!
     - Jakby ci kazała, to byś buty wylizał każdej wiedźmie!
     - Jeszcze jedno słowo…
     - Nie widzisz jak się zachowujesz?! Żałosne!
     - A co ciebie tak to obchodzi co?! Jesteś zazdrosny?!
     - Może tak!- Wypalił bez zastanowienia Zoro. Zaczynał tracić kontrolę nad tym co mówi. Nie pomagało mu to, że był strasznie na kucharza napalony.
     - To może zabierzesz się w końcu za jakąś kobietę, a nie…
     - Nie chodzi o te głupie baby!
     - To o co?! – Sanji był już do granic możliwości poirytowany.
    - O ciebie!- Szermierz patrzył jak blondyn zmienia wyraz twarzy. Wiedział, że nie cofnie już tego co powiedział, że nie ma już odwrotu.
     - Nie rozumiem.- Sanji patrzył na niego i naprawdę miał nadzieję, że nie chodzi o to, co przez chwilę przemknęło przez jego głowę. Zamknął tą wizję szybko za drzwiami swojego umysłu, ale ona coraz głośniej w nie uderzała, uświadamiając mu prawdę.
     Zoro wiedząc, że w żaden sposób nie wybroni się z tej sytuacji, podszedł do kucharza, chwycił jego twarz w dłonie i namiętnie pocałował.
     W ten pocałunek wlał całą swoją tęsknotę i smutek który trzymał w sobie. Ten cały czas samotności, bólu, pożądania jakie musiał znosić. Znów poczuł jego smak. Nieznacznie różnił się od tego poprzedniego, który zachował w pamięci i który rozpamiętywał każdej nocy, gdy robił to sam ze sobą. Wplótł palce w jego włosy i czuł zapach papierosów. Chciał go. Chciał go tu i teraz, na tej ulicy. Zupełnie zapomniał co robi.
     Sanjiego na tyle sparaliżowało, że w pierwszej chwili nie potrafił zrobić nic. Nawet do niego do końca nie dotarło, co ten palant z nim robi. Gdy jednak odzyskał świadomość z całej siły próbował odepchnąć przylegającego do niego szermierza. Ten jednak mu nie pozwalał, więc użył siły. Kopnął go w bok tak, że Zoro przeturlał się i uderzył w mur budynku. Rękawem otarł wilgotne usta. Był w takim szoku, że ciężko mu było zebrać myśli. Oddychał szybko a serce biło jak szalone. Drżał z emocji.
     - Co ty wyprawiasz idoto?!- Nie mógł uwierzyć w to co się stało.
     - Już rozumiesz?!- Zapytał szermierz. Czuł, że zaraz serce mu pęknie. Wiedział, że zostanie odrzucony, ale nie wiedział, że będzie to tak bolało.
     - Udam, że tego nie zrobiłeś!
     - Posłuchaj…- Zaczął trochę łagodniej Zoro, zbierając się z ziemi i trochę łagodniejąc.
     - Nie! Nie chcę tego słuchać!
     Zielonowłosy patrzył jak na twarz Sanjiego wykrzywia się w furii. Wstał i próbował do niego podejść, ale blondyn się odsunął.
     - Nie podchodź do mnie!
     - Proszę…- Głos mu się załamał. Z przerażeniem stwierdził, że traci wszystko, co chciał przez tak długi czas.
     -  Nie wiem co sobie myślałeś, ale chyba coś ci się pomieszało.
     Zoro odwrócił wzrok. Nie chciał już tego słuchać.
     - To miał być jakiś żart?! To ci uświadamiam, że jest mało śmieszny! – Widział, że szermierza bolą te słowa, ale kontynuował. Sanji nie wiedział czemu tak krzyczy. Był wściekły. Miał ochotę mówić mu same najgorsze rzeczy.
     Zoro odwrócił się i zaczął iść w kierunku miasta ze spuszczoną głową.
     - Idziesz sobie?! Bardzo dobrze! Nie chcę cię widzieć!
     Szermierz wychodząc z kręgu światła puścił się biegiem przed siebie. Byle dalej od tego wstydu, który przeżył na placu. Nigdy więcej nie będzie w stanie spojrzeć kucharzowi w twarz ani sobie. Co ja najlepszego zrobiłem?!  Pytał sam siebie. Nie wiedział dokąd biegnie. Liczyło się tylko, byle dalej.
     Sanji, który został sam, powoli osunął się na kolana, które zaczęły okropnie drżeć. Dotknął swoich palących jeszcze ust od pocałunku. Jak to się mogło stać? Wcześniej miał przebłyski, że może Zoro za bardzo czasem się do niego zbliża, ale nigdy nie podejrzewał go o coś takiego. Fakt, niektóre sygnały były zastanawiające, ale brał to za głupie żarty. Jego serce nie chciało się uspokoić. Do tego powiedział tyle niepotrzebnych rzeczy. Mógł się trochę zastanowić. Jak to się stało, że wstąpiła w niego taka złość? Po prostu… myślał, że są kumplami. Dlaczego nagle wyskoczył z czymś takim? Do tego ten pocałunek… Rumieńce wyskoczyły na jego twarz. Pierwszy raz go ktoś pocałował. Może to był powód tej furii? Że przeżył coś takiego z kimś takim? Na boga, przecież on wolał dziewczyny! Ba, on KOCHAŁ kobiety. Przecież ten glon o tym wiedział! I znów przypomniał sobie usta Zoro. Ukrył twarz w dłoniach. A jeśli ten idiota tak na poważnie…? Zdał sobie nagle sprawę, jak chamsko i beznadziejnie się zachował. Odpalił szybko papierosa i zaciągnął się dymem. Trochę zaczął się uspokajać. Nie mógł tego tak zostawić. Musi pogadać z Zoro i go przede wszystkim przeprosić. Zrobi to, jak tylko spotkają się na statku.
...
     Sanji z niepokojem stwierdził, że zielonowłosy nie wrócił na pokład. Załoga po dobrej zabawie i całkowicie nie świadoma sytuacji pomiędzy chłopakami, zaczęła zbierać się do wypłynięcia w morze. Nikt nie zauważył, że brakuje jednej osoby. Blondyn zaczął nerwowo patrzeć na ląd i wypatrywać szermierza. Nie przypuszczał, że może nawet spowodować, że nie pojawi się na statku. Z drugiej strony mógł go nieźle zranić. Dreszcz grozy przeszył jego ciało. A co jeśli on już nie wróci? Jeśli tak go skrzywdził, że już nie chce go widzieć? Sanji sobie właśnie uświadomił, jakim jest kretynem. Musi coś zrobić.
     - Hej…!- Krzyknął do załogi.- Widzieliście gdzieś Zoro?
     Gdy zwrócił im uwagę, nagle reszta stwierdziła, że rzeczywiście nikt go nie widział od pobytu w karczmie.
     - Słuchajcie…- Zaczął nieśmiało Sanji.- Podczas naszej kłótni, mogłem powiedzieć parę słów za dużo… – Widział zaskoczenie przyjaciół.- Myślę, że to przeze mnie go nie ma…
     - Jesteś pewny? Przecież często się kłócicie, to normalne.
     - Tym razem było trochę inaczej…
     - Może po prostu się zgubił?
     - Jestem prawie pewny, że jednak nie…- Zaczerwienił się Sanji. Dziewczyny od razu do niego podeszły. Chwyciły go pod pachy i zaciągnęły w kąt, ku zdziwieniu całej reszty.
     - Gadaj, co się wydarzyło!- Syknęła na niego Nami.
     - Co jest?!- Zestresował się blondyn przez tak bliski kontakt z kobietami.
     - Coś mu powiedziałeś, tak?
     -  No… powiedzmy…
     - Panie kucharzu, o co chodziło w tej kłótni?
     - Więc…- Nie wiedział co ma zrobić, czy się przyznać, czy zmyślić.
     - Mów!- Popatrzyła mu głęboko w oczy rudowłosa.- Jesteśmy bardziej poinformowane, niż myślisz!
     - Miał problem, że się za wami uganiam…- Zaczął bezpiecznie. Nie wiedział o czy one mówią.
     - I co dalej?
     - No i… jakoś tak wyszło…
     - Że…?!
     - Że…
     - Pocałował cię?- Zapytała Nami, ukrywając usta dłonią.
     - Skąd wiesz…?- Wydukał ledwie słyszalnie Sanji. Znowu wargi zaczęły go palić na to wspomnienie. Czyżby ich widziały?
     Dziewczyny patrzyły na niego z niedowierzaniem.
     - I co?! – Trwały w wyczekiwaniu.
     - Jak to co?- Nie rozumiał ich reakcji. Nie wyglądały na zdziwione, czy zszokowane.
     - Co zrobiłeś?!
     - Odepchnąłem go…- Dla niego to było takie oczywiste. Przecież są facetami! Szermierzowi musiało się coś ubzdurać!
     - Nie wierzę!- Wrzasnęła Nami.
     - Co miałem zrobić?!- Żachnął się Sanji i nie wiedział czemu się tłumaczy.- Zaskoczył mnie!- Widział jak dziewczyny patrzą na niego z zawodem.- Powiedziałem też kilka niepotrzebnych rzeczy…- Wymamrotał zawstydzony, już sam nie wiedząc, co czuje.
     - Trzeba zacząć go szukać.- Stwierdziła Robin i położyła pocieszająco dłoń na ramieniu kucharza.- Nie może być daleko.
     - Załogo! Niech każdy się rozdzieli i nawołuje Zoro!- Poszła wydawać rozkazy Nami.
     - My wiemy o całej sytuacji.- powiedziała Robin ku zaskoczeniu blondyna. – Domyśliłyśmy się po jego zachowaniu.
     - Od jak dawna on…?- Bał się zapytać i się nie mylił. Był w szoku, że to trwa już od jakiegoś czasu i nic nikt mu nie powiedział.
     - Od spotkania wróżki na lodowej wyspie.
     Sanji o mało nie stracił równowagi. Od tak dawna?! Uświadomił sobie, że przez ten cały czas myślał, że chodzi jedynie o przyjaźń, a zaklęcie dotyczyło zupełnie czegoś innego. Ten palant to tak długo ukrywał?!  Nie mógł uwierzyć. To wszystko wcześniej… To zachowanie… Cały czas miało na celu zbliżenia ich do siebie w zupełnie inny sposób niż myślał…
     - Jakim jestem idiotą!- Skarcił sam siebie za brak spostrzegawczości. Do tego sam wiele razy go prowokował…
     Wszyscy rozbiegli się po wyspie, nawołując przyjaciela.
     Nami bardzo się martwiła. Widziała, jak Zoro przeżywał wszystko co było związane z Sanjim. Widziała, jak na niego patrzył ukradkiem. Ciężko jej sobie wyobrazić, jak musiał się czuć, gdy kucharz go odrzucił. Coś musiało go sprowokować, skoro tak postąpił, a nie inaczej. Musiał już mieć dość ciągłego ukrywania uczuć. Że też ten głupi Sanji nie pomyśli zanim coś zrobi! Biegała dalej niespokojnie po mieście, ale nigdzie nie mogła wypatrzeć zielonowłosego. Gdzie ten debil mógł poleźć?! Zastanowiła się chwilę. Może w jakimś barze? Wchodziła do każdego napotkanego, ale nigdzie go nie było. Po godzinie zaczęła tracić nadzieję, gdy nagle jej oczom ukazała się zielona czupryna idąca powoli pomiędzy budynkami. Jak najszybciej do niego podbiegła i chwyciła za ramię.
     - Mam cię w końcu!- Krzyknęła na zaskoczonego Zoro, oddychając z trudem.
     - Czego chcesz ode mnie, kobieto?- Spojrzał na nią bez jakiegokolwiek wyrazu.
     Nami się przestraszyła. Jego wzrok był tak pusty i zimny.
     - Wiem co się stało. Sanji mi powiedział.
     - Świetnie…- Bez entuzjazmu próbował wyswobodzić rękę.
     - Musimy wrócić na statek.
     - Po co?
     - Jak to po co?! Czy tobie się coś we łbie poprzestawiało?
     - A jak ty sobie to wyobrażasz?!- Wybuchnął nagle szermierz. Rudowłosa odsunęła się z przestrachem.
     - Mam po prostu wrócić?! Po tym co zrobiłem?!
     - Czyli co? Chcesz nas zostawić?- Postawiła się Nami.
     - Nie wiem…- Zoro usiadł pod ścianą i ukrył twarz w dłoniach.- Nie wiem co mam zrobić…
     Rudowłosa klęknęła przed nim i oparła swoje dłonie na jego kolanach.
     - Posłuchaj, zależy ci na nim, tak?
     Zoro przez chwilę nie odpowiadał, ale w końcu słabo wydukał.
     - Tak…
     - Chciał byś z nim być, tak?- Naciskała na niego Nami.
     - Tak…
     - To zawalcz o niego!
     - Przecież dobrze wiesz, że on interesuje się dziewczynami…
     - Może nie tylko?- Próbowała go jakoś przekonać.
     - Daj spokój…
     - Skąd wiesz, jeśli nie spróbujesz?
     - Nami, nie widziałaś jak on na mnie patrzył po tym wszystkim…- Spojrzał na nią pustym wzrokiem. Po ciele dziewczyny przeszedł dreszcz.
     - Nie zostawiaj tak tego…- Błagała dziewczyna.
     - Po za tym, co sobie reszta pomyśli? Jeśli się teraz wszyscy dowiedzą…
     - To co?- Zdenerwowała się Nami.- Co z tego, że się dowiedzą?! Masz nas za jakiś idiotów?! Że cię wyśmiejemy albo obrzucimy kamieniami?!- Wrzeszczała  na niego.- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, nie zapominaj o tym!- Powiedziała z wyrzutem.
     Zoro poczuł się jak idiota. Jak mógł w ogóle tak pomyśleć. Nami miała rację. Przez cały ten czas nie był sam, tylko z własnej woli się odizolował. Tak bardzo bał się, że prawda wyjdzie na jaw, że całkowicie nie pomyślał o całej reszcie. Okłamywał siebie i załogę.
     - Jeśli tak bardzo boisz się opinii innych to może rzeczywiście nie powinieneś należeć do słomianych kapeluszy.- Wstała i odwróciła się do niego plecami.
     - Poczekaj…- Wstał i stanął koło niej.- Przepraszam. Nie jestem tchórzem. Wrócę z tobą na statek.
     Nami spojrzała na niego już łagodniej. Szybka decyzja.
     - Naprawdę cię nie poznaję.- Rzekła.
     - Ja sam siebie nie poznaję…
     - Nie rozumiem dlaczego ten idiota się wcześniej nie zorientował.- Mówiła już do siebie nawigator. – Nie wierzę, że postąpił w ten sposób!
     - Co?- Nie rozumiał Zoro.
     - Przecież dawałeś mu dużo sygnałów. Nie powinien być tak zaskoczony. Nie mogę uwierzyć, że go pocałowałeś!- Popatrzyła na niego z błyskiem w oku.
     - Możemy o tym nie rozmawiać?- Zaczerwienił się cały. Do tego w żołądku mu się przewracało od nagromadzonych nieprzyjemnych uczuć.
     - Jakbyś to inaczej rozegrał, to może by tak nie zareagował.- Myślała Nami.
     -  Wiesz, mam dość rozpamiętywania tego…
     - Ok, ok … To wracajmy, reszta na pewno się martwi.
      Ruszyli w kierunku statku. Zoro coraz bardziej obawiał się spotkania z Sanjim.
     - Znaleźliście go?- Pytał niespokojnie blondyn wchodzących na pokład Usoppa i Choppera.
     - Niestety nie. Nie ma go w żadnym barze.
     - Cholera…- Niepokoił się Sanji. A jeśli ten głupek już nie wróci? Jeśli go nie znajdziemy? Zadrżał na tę myśl.
     Czekali jeszcze długo. Wszyscy już wrócili i brakowało jedynie Nami. Teraz dodatkowo jeszcze o nią się martwił.
     Jakby ci kazała, to byś buty wylizał każdej wiedźmie! Przypomniało mu się nagle i się zdenerwował. Co ten glon sobie wyobraża?!
     Nagle usłyszał, że na pokład wskakują dwie osoby. Kamień spadł mu z serca. Reszta już przy nich była. Luffy skrzyczał Zoro za robienie kłopotu i nakazał jak najszybsze rozwinięcie żagli do dalszej drogi. Z Sanjiego odeszła cała odwaga jaką miał wcześniej i nie poszedł  do szermierza. Schował się w kuchni i nerwowo zaczął kroić warzywa na kolację. Zrobiło mu się gorąco. Później z nim pogadam. Nakazał sobie.
Później jednak też nie mieli okazji, bo tu kolacja, tu coś, tu pozmywać. Prawie na siebie nie patrzyli. Do tego dziewczyny, które wiedziały o całej sytuacji, spoglądały na niego groźnie. Czemu stoją po jego stronie?!
Każdy zaczął zbierać się do spania. Sanji pożegnał pięknie ostatnią Robin i odetchnął z ulgą. Zoro sobie poszedł jako pierwszy. Nie tknął prawie w ogóle kolacji. Nie mógł się zebrać w sobie, żeby do niego iść. Gdy tylko zaczynał o tym myśleć ogarniała go panika. Ręce mu się pociły i nogi drżały. Jutro to załatwię… okłamywał siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz