-
Wyspa! – Krzyknął Usopp z bocianiego gniazda.
-
Nareszcie!- Ucieszyła się załoga. Wszyscy szykowali się do zejścia na ląd.
-
Widzicie wszyscy ten plac?- Nami wskazała palcem na mapie niewielkie koło.-
Jest tam duża karczma, tam wszyscy się spotkamy, za trzy godziny. Wszystkim
pasuje? Luffy?- Ale kapitan już pobiegł do miasta.- Ok, jak ktoś zobaczy tego
idiotę, to ma go sprowadzić brutalnie na ten świat. Ruszamy!
- Tak
jest!- Każdy poszedł w swoją stronę.
Zoro
nie wiedział dokąd się udać, więc od razu skierował się do baru. Zamówił sobie
trzy butelki sake i tak siedząc, zaczął myśleć o kucharzu. Ostatnio strasznie
dużo się kłócili. Pewnie po tym całym incydencie z grą. Dodatkowo zastanawiał
się nad życzeniem, które choć w 1% nie było by zboczone. Dziewczyny dodatkowo
go irytowały, bo odkąd o wszystkim wiedziały, cały czas na nich patrzyły albo
próbowały coś sugerować krótkimi wypowiedziami. To wszystko zaczynało go
przerastać. Ile można tak uciekać? Naprawdę miał dosyć. Nawet momentami był
drażliwy i zachowywał się chamsko w stosunku do reszty załogantów. Jeszcze
trochę a będzie miał grupową interwencje.
Nim
się obejrzał czas mu szybko przeleciał. Przez swój spaczony zmysł orientacji
nie mógł znaleźć głównego placu. Zanim tam dotarł, był półtorej godziny
spóźniony. W karczmie w której mieli się spotkać grała wesoła muzyka. Było już
ciemno, więc na plac wylewało się ciepłe światło żarówek. Wchodząc, nie do
końca wiedział co się dzieje, ponieważ wszyscy goście klaskali w rytm i
gwizdali patrząc na scenę. Na niej tańczyło trzech ludzi z czego jednym z nich
był Sanjim. Zoro wybałuszył oczy. Widać było, że blondyn wykonuje jakiś taniec
do skocznej muzyki. Poruszał się przy tym tak sprawnie i lekko, że nikt nie
mógł oderwać od niego oczu. W końcu dwóch pozostałych tancerzy się poddało i
zaczęli dopingować zgrzanego już nieźle kucharza. Był świetny. Szermierz musiał
przełknąć ślinę, gdy widział jego ponętne ruchy biodrami i pot spływający po
szyi. Zoro znów poczuł podniecenie wzbierające w jego podbrzuszu. Uwielbiał na
niego patrzeć. Uwielbiał jego dłonie, nadgarstki, linię szyi… Jego usta, oczy,
nogi. Wszystko. Całą jego postać. Nagle blondyn porwał do tańca najbliżej
stojącą damę i zaczął kręcić z nią piruety. Serce mu pękało widząc jak patrzy
na swoją partnerkę w tańcu. Jak obejmuje ją w pasie, jak trzyma jej dłoń. Zacisnął
pięści z bezsilności. Nie zniesie tego dłużej. Mimo wszystko stał w miejscu i
dalej patrzył na całą tą scenę. Gdy taniec się skończył, wszyscy bili brawa.
Dama z którą tańczył dała mu słodkiego buziaka w policzek, na co Sanji
oczywiście się rozpłynął. Zoro odwrócił wzrok. Wkurzony do granic możliwości
podszedł do swojej załogi.
- Był
świetny prawda?- Zapytała zielonowłosego Nami.
- Tak,
jak flaki z olejem.
- O co
ci chodzi?- Zapytała rudowłosa.
- Ale
się zgrzałem… – Doszedł do nich Sanji.
-
Jesteś najlepszy! Zdrowie za naszego kucharza!- Krzyknął Luffy.
- Phi,
też coś. – Prychnął Zoro, co nie uszło uwadze blondynowi.
-
Znowu nie w humorze, bezmózgi wodoroście?
- Nie
masz nic innego do roboty, tylko się popisywać, krzywa brewko?
- Masz
jakiś problem cymbale?!
- A
mam.- Wstał z impetem przewracając krzesło.
- To
może rozwiążemy go na zewnątrz?- Odwarknął groźnie Sanji.
- Z
przyjemnością.- Wyszli na dwór mimo prób złagodzenia sytuacji przez resztę
załogi.
Noc
stała się chłodna i ciemna. Sanji spojrzał na Zoro.
- Ta
sytuacja zaczyna być męcząca.
-
Owszem.- Nie mógł się powstrzymać szermierz. Nie wiedział co w niego wstąpiło.
Puszczały mu wszystkie hamulce.
-
Ewidentnie masz ze mną jakiś problem, proszę, wyrzuć to z siebie!- Zachęcił go,
rozkładając ręce Sanji. – Mam dosyć twojego zachowania.
- To
ja mam dosyć twojego!
- O co
ci chodzi?!
-
Ciągle te twoje głupie popisywania, ciągłe skakanie wokół tych bab! Może
drineczka?! Może kawusie?! Może przyniosę, zaniosę?! Rzygać się chce!
- Nie
obrażaj mi tu dam, głupi marimo!
-
Jakby ci kazała, to byś buty wylizał każdej wiedźmie!
-
Jeszcze jedno słowo…
- Nie
widzisz jak się zachowujesz?! Żałosne!
- A co
ciebie tak to obchodzi co?! Jesteś zazdrosny?!
- Może
tak!- Wypalił bez zastanowienia Zoro. Zaczynał tracić kontrolę nad tym co mówi.
Nie pomagało mu to, że był strasznie na kucharza napalony.
- To
może zabierzesz się w końcu za jakąś kobietę, a nie…
- Nie
chodzi o te głupie baby!
- To o
co?! – Sanji był już do granic możliwości poirytowany.
- O
ciebie!- Szermierz patrzył jak blondyn zmienia wyraz twarzy. Wiedział, że nie
cofnie już tego co powiedział, że nie ma już odwrotu.
- Nie
rozumiem.- Sanji patrzył na niego i naprawdę miał nadzieję, że nie chodzi o to,
co przez chwilę przemknęło przez jego głowę. Zamknął tą wizję szybko za
drzwiami swojego umysłu, ale ona coraz głośniej w nie uderzała, uświadamiając
mu prawdę.
Zoro
wiedząc, że w żaden sposób nie wybroni się z tej sytuacji, podszedł do
kucharza, chwycił jego twarz w dłonie i namiętnie pocałował.
W ten
pocałunek wlał całą swoją tęsknotę i smutek który trzymał w sobie. Ten cały
czas samotności, bólu, pożądania jakie musiał znosić. Znów poczuł jego smak.
Nieznacznie różnił się od tego poprzedniego, który zachował w pamięci i który
rozpamiętywał każdej nocy, gdy robił to sam ze sobą. Wplótł palce w jego włosy
i czuł zapach papierosów. Chciał go. Chciał go tu i teraz, na tej ulicy.
Zupełnie zapomniał co robi.
Sanjiego
na tyle sparaliżowało, że w pierwszej chwili nie potrafił zrobić nic. Nawet do
niego do końca nie dotarło, co ten palant z nim robi. Gdy jednak odzyskał
świadomość z całej siły próbował odepchnąć przylegającego do niego szermierza.
Ten jednak mu nie pozwalał, więc użył siły. Kopnął go w bok tak, że Zoro
przeturlał się i uderzył w mur budynku. Rękawem otarł wilgotne usta. Był w
takim szoku, że ciężko mu było zebrać myśli. Oddychał szybko a serce biło jak
szalone. Drżał z emocji.
- Co
ty wyprawiasz idoto?!- Nie mógł uwierzyć w to co się stało.
- Już
rozumiesz?!- Zapytał szermierz. Czuł, że zaraz serce mu pęknie. Wiedział, że
zostanie odrzucony, ale nie wiedział, że będzie to tak bolało.
-
Udam, że tego nie zrobiłeś!
-
Posłuchaj…- Zaczął trochę łagodniej Zoro, zbierając się z ziemi i trochę
łagodniejąc.
- Nie!
Nie chcę tego słuchać!
Zielonowłosy
patrzył jak na twarz Sanjiego wykrzywia się w furii. Wstał i próbował do niego
podejść, ale blondyn się odsunął.
- Nie
podchodź do mnie!
-
Proszę…- Głos mu się załamał. Z przerażeniem stwierdził, że traci wszystko, co
chciał przez tak długi czas.
-
Nie wiem co sobie myślałeś, ale chyba coś ci się pomieszało.
Zoro
odwrócił wzrok. Nie chciał już tego słuchać.
- To
miał być jakiś żart?! To ci uświadamiam, że jest mało śmieszny! – Widział, że
szermierza bolą te słowa, ale kontynuował. Sanji nie wiedział czemu tak
krzyczy. Był wściekły. Miał ochotę mówić mu same najgorsze rzeczy.
Zoro
odwrócił się i zaczął iść w kierunku miasta ze spuszczoną głową.
-
Idziesz sobie?! Bardzo dobrze! Nie chcę cię widzieć!
Szermierz
wychodząc z kręgu światła puścił się biegiem przed siebie. Byle dalej od tego
wstydu, który przeżył na placu. Nigdy więcej nie będzie w stanie spojrzeć
kucharzowi w twarz ani sobie. Co ja najlepszego zrobiłem?! Pytał
sam siebie. Nie wiedział dokąd biegnie. Liczyło się tylko, byle dalej.
Sanji,
który został sam, powoli osunął się na kolana, które zaczęły okropnie drżeć.
Dotknął swoich palących jeszcze ust od pocałunku. Jak to się mogło stać?
Wcześniej miał przebłyski, że może Zoro za bardzo czasem się do niego zbliża,
ale nigdy nie podejrzewał go o coś takiego. Fakt, niektóre sygnały były
zastanawiające, ale brał to za głupie żarty. Jego serce nie chciało się
uspokoić. Do tego powiedział tyle niepotrzebnych rzeczy. Mógł się trochę
zastanowić. Jak to się stało, że wstąpiła w niego taka złość? Po prostu…
myślał, że są kumplami. Dlaczego nagle wyskoczył z czymś takim? Do tego ten
pocałunek… Rumieńce wyskoczyły na jego twarz. Pierwszy raz go ktoś pocałował.
Może to był powód tej furii? Że przeżył coś takiego z kimś takim? Na boga,
przecież on wolał dziewczyny! Ba, on KOCHAŁ kobiety. Przecież ten glon o tym
wiedział! I znów przypomniał sobie usta Zoro. Ukrył twarz w dłoniach. A
jeśli ten idiota tak na poważnie…? Zdał sobie nagle sprawę, jak chamsko i
beznadziejnie się zachował. Odpalił szybko papierosa i zaciągnął się dymem. Trochę
zaczął się uspokajać. Nie mógł tego tak zostawić. Musi pogadać z Zoro i go
przede wszystkim przeprosić. Zrobi to, jak tylko spotkają się na statku.
...
Sanji
z niepokojem stwierdził, że zielonowłosy nie wrócił na pokład. Załoga po dobrej
zabawie i całkowicie nie świadoma sytuacji pomiędzy chłopakami, zaczęła zbierać
się do wypłynięcia w morze. Nikt nie zauważył, że brakuje jednej osoby. Blondyn
zaczął nerwowo patrzeć na ląd i wypatrywać szermierza. Nie przypuszczał, że
może nawet spowodować, że nie pojawi się na statku. Z drugiej strony mógł go
nieźle zranić. Dreszcz grozy przeszył jego ciało. A co jeśli on już nie wróci?
Jeśli tak go skrzywdził, że już nie chce go widzieć? Sanji sobie właśnie
uświadomił, jakim jest kretynem. Musi coś zrobić.
-
Hej…!- Krzyknął do załogi.- Widzieliście gdzieś Zoro?
Gdy
zwrócił im uwagę, nagle reszta stwierdziła, że rzeczywiście nikt go nie widział
od pobytu w karczmie.
-
Słuchajcie…- Zaczął nieśmiało Sanji.- Podczas naszej kłótni, mogłem powiedzieć
parę słów za dużo… – Widział zaskoczenie przyjaciół.- Myślę, że to przeze mnie
go nie ma…
-
Jesteś pewny? Przecież często się kłócicie, to normalne.
- Tym
razem było trochę inaczej…
- Może
po prostu się zgubił?
-
Jestem prawie pewny, że jednak nie…- Zaczerwienił się Sanji. Dziewczyny od razu
do niego podeszły. Chwyciły go pod pachy i zaciągnęły w kąt, ku zdziwieniu
całej reszty.
-
Gadaj, co się wydarzyło!- Syknęła na niego Nami.
- Co
jest?!- Zestresował się blondyn przez tak bliski kontakt z kobietami.
- Coś mu
powiedziałeś, tak?
-
No… powiedzmy…
-
Panie kucharzu, o co chodziło w tej kłótni?
-
Więc…- Nie wiedział co ma zrobić, czy się przyznać, czy zmyślić.
-
Mów!- Popatrzyła mu głęboko w oczy rudowłosa.- Jesteśmy bardziej poinformowane,
niż myślisz!
- Miał
problem, że się za wami uganiam…- Zaczął bezpiecznie. Nie wiedział o czy one
mówią.
- I co
dalej?
- No
i… jakoś tak wyszło…
-
Że…?!
- Że…
-
Pocałował cię?- Zapytała Nami, ukrywając usta dłonią.
- Skąd
wiesz…?- Wydukał ledwie słyszalnie Sanji. Znowu wargi zaczęły go palić na to
wspomnienie. Czyżby ich widziały?
Dziewczyny
patrzyły na niego z niedowierzaniem.
- I
co?! – Trwały w wyczekiwaniu.
- Jak
to co?- Nie rozumiał ich reakcji. Nie wyglądały na zdziwione, czy zszokowane.
- Co
zrobiłeś?!
-
Odepchnąłem go…- Dla niego to było takie oczywiste. Przecież są facetami!
Szermierzowi musiało się coś ubzdurać!
- Nie
wierzę!- Wrzasnęła Nami.
- Co
miałem zrobić?!- Żachnął się Sanji i nie wiedział czemu się tłumaczy.-
Zaskoczył mnie!- Widział jak dziewczyny patrzą na niego z zawodem.-
Powiedziałem też kilka niepotrzebnych rzeczy…- Wymamrotał zawstydzony, już sam
nie wiedząc, co czuje.
-
Trzeba zacząć go szukać.- Stwierdziła Robin i położyła pocieszająco dłoń na
ramieniu kucharza.- Nie może być daleko.
-
Załogo! Niech każdy się rozdzieli i nawołuje Zoro!- Poszła wydawać rozkazy
Nami.
- My
wiemy o całej sytuacji.- powiedziała Robin ku zaskoczeniu blondyna. –
Domyśliłyśmy się po jego zachowaniu.
- Od
jak dawna on…?- Bał się zapytać i się nie mylił. Był w szoku, że to trwa już od
jakiegoś czasu i nic nikt mu nie powiedział.
- Od
spotkania wróżki na lodowej wyspie.
Sanji
o mało nie stracił równowagi. Od tak dawna?! Uświadomił sobie, że przez ten
cały czas myślał, że chodzi jedynie o przyjaźń, a zaklęcie dotyczyło zupełnie
czegoś innego. Ten palant to tak długo ukrywał?! Nie mógł uwierzyć. To
wszystko wcześniej… To zachowanie… Cały czas miało na celu zbliżenia ich do
siebie w zupełnie inny sposób niż myślał…
-
Jakim jestem idiotą!- Skarcił sam siebie za brak spostrzegawczości. Do tego sam
wiele razy go prowokował…
Wszyscy
rozbiegli się po wyspie, nawołując przyjaciela.
…
Nami
bardzo się martwiła. Widziała, jak Zoro przeżywał wszystko co było związane z
Sanjim. Widziała, jak na niego patrzył ukradkiem. Ciężko jej sobie wyobrazić,
jak musiał się czuć, gdy kucharz go odrzucił. Coś musiało go sprowokować, skoro
tak postąpił, a nie inaczej. Musiał już mieć dość ciągłego ukrywania uczuć. Że
też ten głupi Sanji nie pomyśli zanim coś zrobi! Biegała dalej niespokojnie po
mieście, ale nigdzie nie mogła wypatrzeć zielonowłosego. Gdzie ten debil
mógł poleźć?! Zastanowiła się chwilę. Może w jakimś barze?
Wchodziła do każdego napotkanego, ale nigdzie go nie było. Po godzinie zaczęła
tracić nadzieję, gdy nagle jej oczom ukazała się zielona czupryna idąca powoli
pomiędzy budynkami. Jak najszybciej do niego podbiegła i chwyciła za ramię.
- Mam
cię w końcu!- Krzyknęła na zaskoczonego Zoro, oddychając z trudem.
-
Czego chcesz ode mnie, kobieto?- Spojrzał na nią bez jakiegokolwiek wyrazu.
Nami
się przestraszyła. Jego wzrok był tak pusty i zimny.
- Wiem
co się stało. Sanji mi powiedział.
-
Świetnie…- Bez entuzjazmu próbował wyswobodzić rękę.
-
Musimy wrócić na statek.
- Po
co?
- Jak
to po co?! Czy tobie się coś we łbie poprzestawiało?
- A
jak ty sobie to wyobrażasz?!- Wybuchnął nagle szermierz. Rudowłosa odsunęła się
z przestrachem.
- Mam
po prostu wrócić?! Po tym co zrobiłem?!
-
Czyli co? Chcesz nas zostawić?- Postawiła się Nami.
- Nie
wiem…- Zoro usiadł pod ścianą i ukrył twarz w dłoniach.- Nie wiem co mam
zrobić…
Rudowłosa
klęknęła przed nim i oparła swoje dłonie na jego kolanach.
-
Posłuchaj, zależy ci na nim, tak?
Zoro
przez chwilę nie odpowiadał, ale w końcu słabo wydukał.
- Tak…
-
Chciał byś z nim być, tak?- Naciskała na niego Nami.
- Tak…
- To
zawalcz o niego!
-
Przecież dobrze wiesz, że on interesuje się dziewczynami…
- Może
nie tylko?- Próbowała go jakoś przekonać.
- Daj
spokój…
- Skąd
wiesz, jeśli nie spróbujesz?
-
Nami, nie widziałaś jak on na mnie patrzył po tym wszystkim…- Spojrzał na nią
pustym wzrokiem. Po ciele dziewczyny przeszedł dreszcz.
- Nie
zostawiaj tak tego…- Błagała dziewczyna.
- Po
za tym, co sobie reszta pomyśli? Jeśli się teraz wszyscy dowiedzą…
- To
co?- Zdenerwowała się Nami.- Co z tego, że się dowiedzą?! Masz nas za jakiś
idiotów?! Że cię wyśmiejemy albo obrzucimy kamieniami?!- Wrzeszczała na
niego.- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, nie zapominaj o tym!- Powiedziała z
wyrzutem.
Zoro
poczuł się jak idiota. Jak mógł w ogóle tak pomyśleć. Nami miała rację. Przez
cały ten czas nie był sam, tylko z własnej woli się odizolował. Tak bardzo bał
się, że prawda wyjdzie na jaw, że całkowicie nie pomyślał o całej reszcie.
Okłamywał siebie i załogę.
-
Jeśli tak bardzo boisz się opinii innych to może rzeczywiście nie powinieneś
należeć do słomianych kapeluszy.- Wstała i odwróciła się do niego plecami.
-
Poczekaj…- Wstał i stanął koło niej.- Przepraszam. Nie jestem tchórzem. Wrócę z
tobą na statek.
Nami
spojrzała na niego już łagodniej. Szybka decyzja.
-
Naprawdę cię nie poznaję.- Rzekła.
- Ja
sam siebie nie poznaję…
- Nie
rozumiem dlaczego ten idiota się wcześniej nie zorientował.- Mówiła już do
siebie nawigator. – Nie wierzę, że postąpił w ten sposób!
- Co?-
Nie rozumiał Zoro.
-
Przecież dawałeś mu dużo sygnałów. Nie powinien być tak zaskoczony. Nie mogę
uwierzyć, że go pocałowałeś!- Popatrzyła na niego z błyskiem w oku.
-
Możemy o tym nie rozmawiać?- Zaczerwienił się cały. Do tego w żołądku mu się
przewracało od nagromadzonych nieprzyjemnych uczuć.
-
Jakbyś to inaczej rozegrał, to może by tak nie zareagował.- Myślała Nami.
-
Wiesz, mam dość rozpamiętywania tego…
- Ok,
ok … To wracajmy, reszta na pewno się martwi.
Ruszyli
w kierunku statku. Zoro coraz bardziej obawiał się spotkania z Sanjim.
…
-
Znaleźliście go?- Pytał niespokojnie blondyn wchodzących na pokład Usoppa i
Choppera.
-
Niestety nie. Nie ma go w żadnym barze.
-
Cholera…- Niepokoił się Sanji. A jeśli ten głupek już nie wróci? Jeśli go nie
znajdziemy? Zadrżał na tę myśl.
Czekali
jeszcze długo. Wszyscy już wrócili i brakowało jedynie Nami. Teraz dodatkowo
jeszcze o nią się martwił.
Jakby
ci kazała, to byś buty wylizał każdej wiedźmie! Przypomniało mu się nagle i się zdenerwował. Co
ten glon sobie wyobraża?!
Nagle
usłyszał, że na pokład wskakują dwie osoby. Kamień spadł mu z serca. Reszta już
przy nich była. Luffy skrzyczał Zoro za robienie kłopotu i nakazał jak
najszybsze rozwinięcie żagli do dalszej drogi. Z Sanjiego odeszła cała odwaga jaką
miał wcześniej i nie poszedł do szermierza. Schował się w kuchni i
nerwowo zaczął kroić warzywa na kolację. Zrobiło mu się gorąco. Później z
nim pogadam. Nakazał sobie.
Później
jednak też nie mieli okazji, bo tu kolacja, tu coś, tu pozmywać. Prawie na
siebie nie patrzyli. Do tego dziewczyny, które wiedziały o całej sytuacji,
spoglądały na niego groźnie. Czemu stoją po jego stronie?!
Każdy
zaczął zbierać się do spania. Sanji pożegnał pięknie ostatnią Robin i odetchnął
z ulgą. Zoro sobie poszedł jako pierwszy. Nie tknął prawie w ogóle kolacji. Nie
mógł się zebrać w sobie, żeby do niego iść. Gdy tylko zaczynał o tym myśleć
ogarniała go panika. Ręce mu się pociły i nogi drżały. Jutro to załatwię…
okłamywał siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz