niedziela, 14 czerwca 2015

Cień iskier 5



Z nerwów nie zmrużył oka, nic nie zjadł, nie słuchał zupełnie na zajęciach. Koniec lekcji zbliżał się nieubłaganie, a hala sportowa go coraz bardziej przerażała. Wczoraj przed pójściem spać postanowił, że musi pogadać wcześniej z Nishinoyą bo po prostu zwyczajnie nie wytrzyma. Chciał go jakoś dopaść przed treningiem, zanim wszyscy się zejdą.
Spiął się, gdy na korytarzach rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Serce i żołądek wywijały fikołki, gdy wyleciał z sali, pakując się w popłochu. Wybiegł przed wszystkimi. Chciał być pierwszy w szatni, mając nadzieję spotkać libero. Mijał ludzi na korytarzu, zwinnie między nimi lawirując, przeskakując po parę stopni w dół na schodach i cudem przeżywając spotkanie z upierdliwym woźnym. Lecąc w stronę przebieralni, nikogo po drodze z drużyny nie spotkał. Gdy wpadł do sali, zastał ją pustą i cichą. Odetchnął, choć zdenerwowanie nie minęło. Przebrał się szybko i czekał w napięciu, przechadzając się w tą i z powrotem przed aulą.
W końcu go ujrzał. Noya wyszedł zza rogu razem z Asahim i rozmawiał z nim o czymś, żywo gestykulując i skacząc wokół niego. Przełykając ślinę, podbiegł do niego szybko i chwytając niższego od siebie kolegę za ramię, odciągnął go na bok, nie przejmując się zdziwionymi protestami. Choć żołądek ze stresu ostro dawał o sobie znać i błagał go, by uciekał, to i tak przyszpilił chłopaka do ściany.
Czarnowłosy popatrzył na niego z zaskoczeniem, gdy mierzyli się na spojrzenia.
- Hinata…?- Zapytał ostrożnie.
- Mówiłeś komuś? – Musiał odwrócić wzrok, czując znów ten sam wstyd i inność. Niewiedza go jednak rozsadzała, więc wolał usłyszeć najgorszą prawdę, nawet jeśli musiał okazać tym pytaniem, jak bardzo nie ufa przyjacielowi.
Noya odetchnął i rozejrzał na wszelki wypadek dookoła, czy aby na pewno nikt ich nie słyszy.
- Jasne, że nie, głupku! Komu miałbym powiedzieć?- Szepnął urażony.
- A bo ja wiem?- Odsunął się od niego, czując niewysłowioną ulgę, choć zrobiło mu się głupio. – Nic wczoraj nie powiedziałeś… To nie wiem, co myślisz…
- Naprawdę… Przyprawiasz mnie najpierw prawie o zawał… Nie często mam takie wyznania, wiesz? Nawet nie wiedziałem co miałem ci…- Przetarł twarz i przyjrzał lepiej koledze.- Wiesz, że cały strój masz na lewą stronę założony?- Uśmiechnął się rozbawiony.
- Co?- Hinata zobaczył wystającą metkę i wewnętrzne obszycie spodni. Jęknął i schował twarz w dłonie. Czy on zawsze musiał odwalać takie rzeczy jak się stresował?- Świetnie… po prostu cudownie…
- Ty tak naprawdę…- Chłopak podrapał się po karku, lekko zakłopotany.- Serio, serio masz coś do Kageyamy? Wybacz, po prostu ciężko mi w to dalej uwierzyć…
Rudowłosy przysiadł na murku, ściskając się za brzuch, który powoli się uspokajał. Westchnął i posmutniał. Nie odpowiedział, mając nadzieję, że libero weźmie to za potwierdzenie.
- To musi być naprawdę obrzydliwe… nie?- Zapytał bezbarwnym głosem.
- Nie, nie!- Zaczął wymachiwać rękami widząc, że źle to ujął.- Po prostu jestem zaskoczony…
Chwilę milczeli.
- A wy już coś… ten teges…? – Dopytał się czarnowłosy, przysiadając się do przyjaciela. Było mu naprawdę dziwnie, choć sam fakt odmiennej orientacji kolegi mu jakoś szczególnie nie przeszkadzał.
- Nie… co ty… w życiu…- Hinata podparł brodę na kolanach.- Widzisz przecież, że sobie znalazł dziewczynę. Nie ma szans… Nawet nie wiem, po co ja się oszukiwałem.
- Wiesz, może nie jestem najlepszy w takich sprawach, ale jak teraz patrzę na was z tej perspektywy to wydaje mi się, że zawsze byliście ze sobą blisko.
- No bo się przyjaźnimy i tyle.- Zaczął dłubać w piasku. Z oddali mijali ich koledzy, więc co jakiś czas im odmachiwali na przywitanie.
- To czasem znaczy więcej, niż może się wydawać.
- Pewnych rzeczy nie przeskoczę.
Tutaj Nishinoya nie wiedział co robić. W ogóle był zagubiony, a co dopiero przygotowany na dawanie jakiś rad i to w takim przypadku. Jedyne na co się jeszcze zdobył, to położył mu rękę na ramieniu.
- Cóż… to fakt i szczerze naprawdę nie wiem, co ci powiedzieć…- Powiedział zakłopotany. – Ale jeśli chcesz, to zawsze możesz mi się wygadać. Może razem na coś wpadniemy.
- Dzięki.- Hinata dopiero teraz poczuł niewysłowioną ulgę. Był mu cholernie wdzięczny. Choć bardzo się powstrzymywał, delikatnie pociągnął nosem- Jesteś naprawdę dobrym facetem.
- No ba! Wątpiłeś?!- Dodał rozbawiony i by nie pozwolić rudemu się rozkleić, poczochrał go po włosach, by go nieco rozweselić. – Dalej, załóż ten strój normalnie, rozgrzewka pewnie już się zaczęła!
- Hinata, skup się bardziej! To już któraś pomyłka!- Krzyknął trener, przyglądając się grze.
- Przepraszam!- Rudowłosy naprawdę nie wiedział, co z nim dzisiaj jest. Skakało mu się ciężej, a koncentracja była  rozproszona. Wędrowała wciąż do zawodnika z numerem dziewięć, który również wydawał się spięty, myślami błądzący w obłokach.
Myśli o niej… Przechodziło mu wciąż przez głowę i choć zwykle dawał radę okiełznać swoje uczucia, tak dzisiaj przychodziło  mu to z trudem. Jak to możliwe, że przybrały one tak silna formę w zaledwie jeden weekend? Poza tym powinien sobie prędzej odpuścić, skoro na horyzoncie pojawiła się dziewczyna.
Gdy tylko przypomniał sobie jej słodką twarz, to go zemdliło. Do tego ten cienki głosik, kto w ogóle w takich gustuje? Poza tym mieszka kilometry stąd, po co wymieniali się numerami? Kto teraz wierzy w związki na odległość? No i jej osobowość, zupełnie nie wydawała mu się atrakcyjna, co Kageyama w niej widział?
- Hej, uważaj!
W tym samym momencie oberwał piłką prosto w twarz i runął jak placek na ziemię, trzymając się za nos i zwijał z bólu.
- Co za kretyn.- Szepnął oczywiście niedyskretnie okularnik.
- Wszystko w porządku?- Poczuł dłoń na ramieniu, która pomogła mu się podnieść.
Chciał odpowiedzieć, ale coś ciepłego i mokrego zaczęło spływać mu po twarzy. Odjął dłoń i ujrzał krew.
- O rany, ale oberwał!- Wokół niego zaczęła się zbierać grupka zainteresowanych wypadkiem kolegów.
- Jak można nie widzieć piłki tuż przed oczami?- Tobio wyglądał na wkurzonego. Tylko to zdążył zarejestrować, zanim zakręciło mu się poważnie w głowie. Potem już nie rozróżniał, który głos jest czyi, ból przyćmił wszystko.
- Jest złamany?
- Przynieście mopa!
- Dajcie mu coś pod ten nos!
- Może się zakochał, że taki nieobecny?
- Hej, chłopie, żyjesz?
- Dosyć! Niech ktoś go zaniesie do gabinetu pielęgniarskiego, reszta wraca do gry! W przyszłym tygodniu jest mecz.
- Ja to zrobię.- Nishinoya już chciał zarzucić sobie ramię rudowłosego na barki, ale uprzedził go ich wystawiający, co go bardzo zdziwiło.
- Ja się tym zajmę.- Kageyama warknął i przewiesił sobie chłopaka, nie przejmując się, że brudzi mu krwią koszulkę. Hinata zaciskał zęby, łapiąc szybko powietrze. Wyszli z sali i ruszyli w stronę szkoły.
- Rany, co jest z tobą?- Warknął dziwnie rozdrażniony.
- A weź się odczep.- Burknął i odepchnął go od siebie. Nie chciał się całkowicie wykrwawić na śmierć, a serce już ostro przyśpieszyło. Uniósł głowę w górę, tamując strumień czyjąś koszulką, która najwyraźniej należała do Kageyamy. Musiał wyglądać teraz naprawdę apetycznie. Po prostu cudownie.- Nie złamałem nogi, mogę iść sam!- Pokazał mu, by się trzymał na odległość, gdy ten podjął ponowna próbę pomocy. Chwilę potem jednak prawie potknął się o schody.
- Zęby chcesz sobie też wybić?!- Tobio chwycił go za rękę i zaczął prowadzić. Zaraz mięli znaleźć się pod gabinetem.
Czy naprawdę ze wszystkich on musiał tu teraz z nim być? Jęknął zdruzgotany, co przyjaciel odebrał mylnie jako oznaka cierpienia.
- Bardzo boli?
Tym razem wyczuł opiekuńczą nutę, co go jakoś wybitnie rozdrażniło. Znów wyrwał dłoń, która go paliła żywym ogniem.
- Nie jestem delikatną dziewczynką, wcale nie boli.- Warknął trochę za ostro.
- Rany, tylko pytam!- Zapukał ostro i nacisnął klamkę, która niestety nie ustąpiła.- Świetnie, już dyżur się skończył.
- Zaraz mi przejdzie, coście się tak wszyscy spięli? Boże.- Oparł się o ścianę i patrzył w sufit. Cieszył się, że nie musi oglądać twarzy Kageyamy. Było mu wstyd, że tak łatwo dał sobie rozkwasić nos i do tego przez myślenie o tym durnym babsku.
- Chodź, pójdziemy to chociaż przemyć.
W łazience z przyjemnością oczyścił twarz i wstawił ją pod strumień lodowatej wody. Chwilę tak trwał aż się nie uspokoiło. Delikatnie obadał nos, ale prócz spuchnięcia nie wyczuł nic przestawionego. To chyba był dobry znak. W końcu spojrzał w lustro ale od razu pożałował.
- Wyglądam jak kartofel.- Powiedział zdruzgotany.
- Nigdy jeszcze nie widziałem rudego ziemniaka.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne.- Pokazał mu język ale w następnej chwili zamarł, gdy chłopak chwycił jego podbródek i zaczął oglądać twarz.
Serce znów rozedrgało się przyjemnie. Wpatrywał się w granatowe oczy, oczarowany ich głębią. Przyglądały mu się uważnie, aż w końcu odwzajemniły spojrzenie. Ciepło rozlało się po całym jego ciele. Żałował, że w tej chwili musiał tak bardzo żałośnie wyglądać. Miał wrażenie, że to przeciągało się trochę za długo, ale równie dobrze mogła to być tylko jego wyobraźnia. Nie wytrzymał tego i spuścił wzrok na ubabraną koszulkę, zdając sobie sprawę, jak ich oboje urządził.
- Kurde, sorki…- Przełknął ślinę. Chyba przestał się dziwić, że koledzy panikowali.
- Nie szkodzi. Dobrze, że już przestałeś udawać wodospad. Chodź, usiądziemy.
Poszli na korytarz i zajęli miejsce przy ścianie. Słońce zachodziło i raziło ich w oczy. Cisza była tak bardzo przyjemna.
Stykali się ze sobą ramionami nie wiedząc, co więcej powiedzieć. Zastanawiał się, czy mógłby się zapytać o Lily… Są przyjaciółmi, powinien go wspierać w takich chwilach. Egoizm jednak wygrał i nie potrafił. Za bardzo go to bolało. Znów ujrzał ich razem ze sobą i nie mógł nie przyznać, że w jakimś stopniu byliby ładna parą. Szkoda, że wolałby siebie koło niego niż ją…
- Hinata… mogą cię o coś zapytać?
- No?- Serce znów przyśpieszyło, zainteresowane tą nagłą powagą. Miał tylko takie wrażenie, czy znów miało to być coś ważnego? Jego wybujała wyobraźnia zaczynała doprowadzać go do szaleństwa.
- Czy…
Pauza, która miał wrażenie trwała wieki.
- Czy co?- Zapytał, mieląc w dłoniach darowaną koszulkę. Czy to musiało tyle trwać?
- Czy poszedł byś jutro ze mną do miasta?– Wypalił jednym tchem.
- Po co?- Zaskoczyło go, że nad taką propozycją przyjaciel tak się stresował. Nie wiedział co myśleć, ale szybko się dowiedział.
- Lily jutro przyjedzie, chce bym pokazał jej centrum…- Odwrócił wzrok, czerwony po same końcówki uszu.
Serio?
Ten idiota naprawdę poprosił go o coś takiego. Umarł. Po prostu brak słów. Załamka na całej linii.
- Ty jesteś jakiś nienormalny? Laska do ciebie przyjeżdża, oczekuje randki, a ty chcesz zabrać mnie ze sobą?- Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu był zdruzgotany.
Skąd u niego wcześniej było tyle bezsensownej nadziei? Niesamowite jak człowiek może się sam oszukiwać.
- Nie chcę żadnej randki!- Wybuchnął.
- To po co się umawialiście? Nawarzyłeś piwa, to sam je wypij.
- To koleżanka, nic więcej. Jak pójdziesz ze mną, to może zrozumie.
Przestań tak mówić, tchórzu.
- Nie możesz jej napisać wprost albo powiedzieć tego jutro? Na cholerę mnie w to wplątujesz.
To boli.
- Miałeś kiedyś dziewczynę?- Zapytał, zmieniając nagle temat, bo lada moment zaczęliby na siebie znowu krzyczeć.
- A co, nie wyglądam na takiego?- Zdał sobie sprawę, że powiedział to trochę za szybko i za ostro.
- Co? – Zapytał zaskoczony, chyba nie do końca rozumiejąc.
- Nie ważne. – Chciał, by jak najszybciej o tym zapomniał więc znów wypalił z marszu.- Niech będzie, pójdę, ale jak zaczniecie się migdalić to ja spadam.
- Dlaczego mam uważać, że nie wyglądasz na takiego?
Bo bez przerwy gapię się na twój tyłek. I dlaczego do tego wracasz?!
- Bo jestem rudy, niski i chudy  jak patyk. Chociaż podejście do kobiet to chyba bym miał lepsze od twojego.- Pokazał mu znów język.
- I pyskaty zapomniałeś dodać.- Warknął przez zaciśnięte zęby, lecz zaraz złagodniał.- Dla twojej świadomości wcale tak nie uważam. Po prostu… chciałem wiedzieć… Czy miałeś, albo masz kogoś na oku.
Hinatę zaskoczyło to niezmiernie. Przez to wszystko już w głowie mu się zaczęło kręcić i nic nie rozumiał. Dlaczego teraz o tym rozmawiali?
- Może mam.- Nie wiedział, czemu to powiedział.
Chwila konsternacji.
- Serio?
- Tak.
- I…?
- I nic. Nie mam ochoty o tym mówić.- Z nerwów zaczął się trząść. Dawno nie był taki oschły. Żałował, że w ogóle o tym wspomniał. Co w niego wstąpiło? I czemu zgodził się na spotkanie?
Musiał to powiedzieć dobitnie, bo czarnowłosy o dziwo nie pociągnął tematu.
- Czy wczoraj… – Zapytał jeszcze po chwili ciszy, gdy Hinata bił się z myślami.- Zrobiłem coś, co cię wkurzyło? Mam wrażenie, że masz do mnie o coś żal.
Tak. O wszystko.
- Nie, po prostu mam zły dzień, to takie dziwne? – Wstał, by w końcu zakończyli tę rozmowę. Miał dosyć. To wszystko było tak bardzo popieprzone. – Nie wiem nad czym się zastanawiasz i to mnie wkurza. Spotkałeś fajną laskę, a zachowujesz się jak frajer. Jeśli nie jesteś pewny to spędź z nią jutro dzień, wtedy zdecyduj i przyjdź do mnie, jak to ustalisz.- Słowa wylewały się z niego same. Nie kontrolował się zupełnie. – Nie trzeba się było z nią umawiać, więc teraz nie ściemniaj, że nic dla ciebie nie znaczy. Weź się ogarnij!
Gdy w końcu spojrzał na Kageyame, zaskoczył go jego zdziwiony wzrok. Bał się, że powiedział za dużo. O wiele za dużo. Widział to w jego oczach i spanikował. Odwrócił się i odszedł, ledwo trzymając się na nogach. Czy przesadził?
Był zazdrosny i wściekły na siebie. Zbiegł na dół, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Świadomość tego, że jutro spotka się z tą dziewczyną nie pomagała. Jak w ogóle mógł mu coś takiego zaproponować? Żeby jeszcze musiał na to patrzeć. Już nie wystarczało, że bolała go sama świadomość?
Po za tym nazywał tchórzem kogoś, a co on sam właśnie robił?
Żałosne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz