Z nerwów nie zmrużył oka, nic nie zjadł, nie
słuchał zupełnie na zajęciach. Koniec lekcji zbliżał się nieubłaganie, a hala
sportowa go coraz bardziej przerażała. Wczoraj przed pójściem spać postanowił,
że musi pogadać wcześniej z Nishinoyą bo po prostu zwyczajnie nie wytrzyma.
Chciał go jakoś dopaść przed treningiem, zanim wszyscy się zejdą.
Spiął się, gdy na korytarzach rozbrzmiał dźwięk
dzwonka. Serce i żołądek wywijały fikołki, gdy wyleciał z sali, pakując się w
popłochu. Wybiegł przed wszystkimi. Chciał być pierwszy w szatni, mając
nadzieję spotkać libero. Mijał ludzi na korytarzu, zwinnie między nimi
lawirując, przeskakując po parę stopni w dół na schodach i cudem przeżywając
spotkanie z upierdliwym woźnym. Lecąc w stronę przebieralni, nikogo po drodze z
drużyny nie spotkał. Gdy wpadł do sali, zastał ją pustą i cichą. Odetchnął, choć
zdenerwowanie nie minęło. Przebrał się szybko i czekał w napięciu,
przechadzając się w tą i z powrotem przed aulą.
W końcu go ujrzał. Noya wyszedł zza rogu razem z
Asahim i rozmawiał z nim o czymś, żywo gestykulując i skacząc wokół niego.
Przełykając ślinę, podbiegł do niego szybko i chwytając niższego od siebie
kolegę za ramię, odciągnął go na bok, nie przejmując się zdziwionymi
protestami. Choć żołądek ze stresu ostro dawał o sobie znać i błagał go, by
uciekał, to i tak przyszpilił chłopaka do ściany.
Czarnowłosy popatrzył na niego z zaskoczeniem,
gdy mierzyli się na spojrzenia.
- Hinata…?- Zapytał ostrożnie.
- Mówiłeś komuś? – Musiał odwrócić wzrok, czując
znów ten sam wstyd i inność. Niewiedza go jednak rozsadzała, więc wolał
usłyszeć najgorszą prawdę, nawet jeśli musiał okazać tym pytaniem, jak bardzo
nie ufa przyjacielowi.
Noya odetchnął i rozejrzał na wszelki wypadek
dookoła, czy aby na pewno nikt ich nie słyszy.
- Jasne, że nie, głupku! Komu miałbym
powiedzieć?- Szepnął urażony.
- A bo ja wiem?- Odsunął się od niego, czując
niewysłowioną ulgę, choć zrobiło mu się głupio. – Nic wczoraj nie powiedziałeś…
To nie wiem, co myślisz…
- Naprawdę… Przyprawiasz mnie najpierw prawie o
zawał… Nie często mam takie wyznania, wiesz? Nawet nie wiedziałem co miałem
ci…- Przetarł twarz i przyjrzał lepiej koledze.- Wiesz, że cały strój masz na
lewą stronę założony?- Uśmiechnął się rozbawiony.
- Co?- Hinata zobaczył wystającą metkę i
wewnętrzne obszycie spodni. Jęknął i schował twarz w dłonie. Czy on zawsze
musiał odwalać takie rzeczy jak się stresował?- Świetnie… po prostu cudownie…
- Ty tak naprawdę…- Chłopak podrapał się po
karku, lekko zakłopotany.- Serio, serio masz coś do Kageyamy? Wybacz, po prostu
ciężko mi w to dalej uwierzyć…
Rudowłosy przysiadł na murku, ściskając się za
brzuch, który powoli się uspokajał. Westchnął i posmutniał. Nie odpowiedział,
mając nadzieję, że libero weźmie to za potwierdzenie.
- To musi być naprawdę obrzydliwe… nie?- Zapytał
bezbarwnym głosem.
- Nie, nie!- Zaczął wymachiwać rękami widząc, że
źle to ujął.- Po prostu jestem zaskoczony…
Chwilę milczeli.
- A wy już coś… ten teges…? – Dopytał się
czarnowłosy, przysiadając się do przyjaciela. Było mu naprawdę dziwnie, choć
sam fakt odmiennej orientacji kolegi mu jakoś szczególnie nie przeszkadzał.
- Nie… co ty… w życiu…- Hinata podparł brodę na
kolanach.- Widzisz przecież, że sobie znalazł dziewczynę. Nie ma szans… Nawet
nie wiem, po co ja się oszukiwałem.
- Wiesz, może nie jestem najlepszy w takich
sprawach, ale jak teraz patrzę na was z tej perspektywy to wydaje mi się, że
zawsze byliście ze sobą blisko.
- No bo się przyjaźnimy i tyle.- Zaczął dłubać w
piasku. Z oddali mijali ich koledzy, więc co jakiś czas im odmachiwali na
przywitanie.
- To czasem znaczy więcej, niż może się wydawać.
- Pewnych rzeczy nie przeskoczę.
Tutaj Nishinoya nie wiedział co robić. W ogóle
był zagubiony, a co dopiero przygotowany na dawanie jakiś rad i to w takim
przypadku. Jedyne na co się jeszcze zdobył, to położył mu rękę na ramieniu.
- Cóż… to fakt i szczerze naprawdę nie wiem, co
ci powiedzieć…- Powiedział zakłopotany. – Ale jeśli chcesz, to zawsze możesz mi
się wygadać. Może razem na coś wpadniemy.
- Dzięki.- Hinata dopiero teraz poczuł
niewysłowioną ulgę. Był mu cholernie wdzięczny. Choć bardzo się powstrzymywał,
delikatnie pociągnął nosem- Jesteś naprawdę dobrym facetem.
- No ba! Wątpiłeś?!- Dodał rozbawiony i by nie
pozwolić rudemu się rozkleić, poczochrał go po włosach, by go nieco rozweselić.
– Dalej, załóż ten strój normalnie, rozgrzewka pewnie już się zaczęła!
…
- Hinata, skup się bardziej! To już któraś
pomyłka!- Krzyknął trener, przyglądając się grze.
- Przepraszam!- Rudowłosy naprawdę nie wiedział,
co z nim dzisiaj jest. Skakało mu się ciężej, a koncentracja była rozproszona.
Wędrowała wciąż do zawodnika z numerem dziewięć, który również wydawał się
spięty, myślami błądzący w obłokach.
Myśli o niej… Przechodziło mu wciąż przez
głowę i choć zwykle dawał radę okiełznać swoje uczucia, tak dzisiaj
przychodziło mu to z trudem. Jak to możliwe, że przybrały one tak silna
formę w zaledwie jeden weekend? Poza tym powinien sobie prędzej odpuścić, skoro
na horyzoncie pojawiła się dziewczyna.
Gdy tylko przypomniał sobie jej słodką twarz, to
go zemdliło. Do tego ten cienki głosik, kto w ogóle w takich gustuje? Poza tym
mieszka kilometry stąd, po co wymieniali się numerami? Kto teraz wierzy w
związki na odległość? No i jej osobowość, zupełnie nie wydawała mu się
atrakcyjna, co Kageyama w niej widział?
- Hej, uważaj!
W tym samym momencie oberwał piłką prosto w twarz
i runął jak placek na ziemię, trzymając się za nos i zwijał z bólu.
- Co za kretyn.- Szepnął oczywiście niedyskretnie
okularnik.
- Wszystko w porządku?- Poczuł dłoń na ramieniu,
która pomogła mu się podnieść.
Chciał odpowiedzieć, ale coś ciepłego i mokrego
zaczęło spływać mu po twarzy. Odjął dłoń i ujrzał krew.
- O rany, ale oberwał!- Wokół niego zaczęła się
zbierać grupka zainteresowanych wypadkiem kolegów.
- Jak można nie widzieć piłki tuż przed oczami?-
Tobio wyglądał na wkurzonego. Tylko to zdążył zarejestrować, zanim zakręciło mu
się poważnie w głowie. Potem już nie rozróżniał, który głos jest czyi, ból
przyćmił wszystko.
- Jest złamany?
- Przynieście mopa!
- Dajcie mu coś pod ten nos!
- Może się zakochał, że taki nieobecny?
- Hej, chłopie, żyjesz?
- Dosyć! Niech ktoś go zaniesie do gabinetu
pielęgniarskiego, reszta wraca do gry! W przyszłym tygodniu jest mecz.
- Ja to zrobię.- Nishinoya już chciał zarzucić
sobie ramię rudowłosego na barki, ale uprzedził go ich wystawiający, co go
bardzo zdziwiło.
- Ja się tym zajmę.- Kageyama warknął i
przewiesił sobie chłopaka, nie przejmując się, że brudzi mu krwią koszulkę.
Hinata zaciskał zęby, łapiąc szybko powietrze. Wyszli z sali i ruszyli w stronę
szkoły.
- Rany, co jest z tobą?- Warknął dziwnie
rozdrażniony.
- A weź się odczep.- Burknął i odepchnął go od
siebie. Nie chciał się całkowicie wykrwawić na śmierć, a serce już ostro
przyśpieszyło. Uniósł głowę w górę, tamując strumień czyjąś koszulką, która
najwyraźniej należała do Kageyamy. Musiał wyglądać teraz naprawdę apetycznie.
Po prostu cudownie.- Nie złamałem nogi, mogę iść sam!- Pokazał mu, by się
trzymał na odległość, gdy ten podjął ponowna próbę pomocy. Chwilę potem jednak
prawie potknął się o schody.
- Zęby chcesz sobie też wybić?!- Tobio chwycił go
za rękę i zaczął prowadzić. Zaraz mięli znaleźć się pod gabinetem.
Czy naprawdę ze wszystkich on musiał tu teraz z
nim być? Jęknął zdruzgotany, co przyjaciel odebrał mylnie jako oznaka
cierpienia.
- Bardzo boli?
Tym razem wyczuł opiekuńczą nutę, co go jakoś
wybitnie rozdrażniło. Znów wyrwał dłoń, która go paliła żywym ogniem.
- Nie jestem delikatną dziewczynką, wcale nie
boli.- Warknął trochę za ostro.
- Rany, tylko pytam!- Zapukał ostro i nacisnął
klamkę, która niestety nie ustąpiła.- Świetnie, już dyżur się skończył.
- Zaraz mi przejdzie, coście się tak wszyscy
spięli? Boże.- Oparł się o ścianę i patrzył w sufit. Cieszył się, że nie musi
oglądać twarzy Kageyamy. Było mu wstyd, że tak łatwo dał sobie rozkwasić nos i
do tego przez myślenie o tym durnym babsku.
- Chodź, pójdziemy to chociaż przemyć.
W łazience z przyjemnością oczyścił twarz i
wstawił ją pod strumień lodowatej wody. Chwilę tak trwał aż się nie uspokoiło.
Delikatnie obadał nos, ale prócz spuchnięcia nie wyczuł nic przestawionego. To
chyba był dobry znak. W końcu spojrzał w lustro ale od razu pożałował.
- Wyglądam jak kartofel.- Powiedział zdruzgotany.
- Nigdy jeszcze nie widziałem rudego ziemniaka.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne.- Pokazał mu język
ale w następnej chwili zamarł, gdy chłopak chwycił jego podbródek i zaczął
oglądać twarz.
Serce znów rozedrgało się przyjemnie. Wpatrywał
się w granatowe oczy, oczarowany ich głębią. Przyglądały mu się uważnie, aż w
końcu odwzajemniły spojrzenie. Ciepło rozlało się po całym jego ciele. Żałował,
że w tej chwili musiał tak bardzo żałośnie wyglądać. Miał wrażenie, że to
przeciągało się trochę za długo, ale równie dobrze mogła to być tylko jego
wyobraźnia. Nie wytrzymał tego i spuścił wzrok na ubabraną koszulkę, zdając
sobie sprawę, jak ich oboje urządził.
- Kurde, sorki…- Przełknął ślinę. Chyba przestał
się dziwić, że koledzy panikowali.
- Nie szkodzi. Dobrze, że już przestałeś udawać
wodospad. Chodź, usiądziemy.
Poszli na korytarz i zajęli miejsce przy ścianie.
Słońce zachodziło i raziło ich w oczy. Cisza była tak bardzo przyjemna.
Stykali się ze sobą ramionami nie wiedząc, co
więcej powiedzieć. Zastanawiał się, czy mógłby się zapytać o Lily… Są
przyjaciółmi, powinien go wspierać w takich chwilach. Egoizm jednak wygrał i
nie potrafił. Za bardzo go to bolało. Znów ujrzał ich razem ze sobą i nie mógł
nie przyznać, że w jakimś stopniu byliby ładna parą. Szkoda, że wolałby siebie
koło niego niż ją…
- Hinata… mogą cię o coś zapytać?
- No?- Serce znów przyśpieszyło, zainteresowane
tą nagłą powagą. Miał tylko takie wrażenie, czy znów miało to być coś ważnego?
Jego wybujała wyobraźnia zaczynała doprowadzać go do szaleństwa.
- Czy…
Pauza, która miał wrażenie trwała wieki.
- Czy co?- Zapytał, mieląc w dłoniach darowaną
koszulkę. Czy to musiało tyle trwać?
- Czy poszedł byś jutro ze mną do miasta?–
Wypalił jednym tchem.
- Po co?- Zaskoczyło go, że nad taką propozycją
przyjaciel tak się stresował. Nie wiedział co myśleć, ale szybko się
dowiedział.
- Lily jutro przyjedzie, chce bym pokazał jej
centrum…- Odwrócił wzrok, czerwony po same końcówki uszu.
Serio?
Ten idiota naprawdę poprosił go o coś takiego.
Umarł. Po prostu brak słów. Załamka na całej linii.
- Ty jesteś jakiś nienormalny? Laska do ciebie
przyjeżdża, oczekuje randki, a ty chcesz zabrać mnie ze sobą?- Jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Po prostu był zdruzgotany.
Skąd u niego wcześniej było tyle bezsensownej
nadziei? Niesamowite jak człowiek może się sam oszukiwać.
- Nie chcę żadnej randki!- Wybuchnął.
- To po co się umawialiście? Nawarzyłeś piwa, to
sam je wypij.
- To koleżanka, nic więcej. Jak pójdziesz ze mną,
to może zrozumie.
Przestań tak mówić, tchórzu.
- Nie możesz jej napisać wprost albo powiedzieć
tego jutro? Na cholerę mnie w to wplątujesz.
To boli.
- Miałeś kiedyś dziewczynę?- Zapytał, zmieniając
nagle temat, bo lada moment zaczęliby na siebie znowu krzyczeć.
- A co, nie wyglądam na takiego?- Zdał sobie
sprawę, że powiedział to trochę za szybko i za ostro.
- Co? – Zapytał zaskoczony, chyba nie do końca
rozumiejąc.
- Nie ważne. – Chciał, by jak najszybciej o tym
zapomniał więc znów wypalił z marszu.- Niech będzie, pójdę, ale jak zaczniecie
się migdalić to ja spadam.
- Dlaczego mam uważać, że nie wyglądasz na
takiego?
Bo bez przerwy gapię się na twój tyłek. I
dlaczego do tego wracasz?!
- Bo jestem rudy, niski i chudy jak patyk.
Chociaż podejście do kobiet to chyba bym miał lepsze od twojego.- Pokazał mu
znów język.
- I pyskaty zapomniałeś dodać.- Warknął przez
zaciśnięte zęby, lecz zaraz złagodniał.- Dla twojej świadomości wcale tak nie
uważam. Po prostu… chciałem wiedzieć… Czy miałeś, albo masz kogoś na oku.
Hinatę zaskoczyło to niezmiernie. Przez to
wszystko już w głowie mu się zaczęło kręcić i nic nie rozumiał. Dlaczego teraz
o tym rozmawiali?
- Może mam.- Nie wiedział, czemu to powiedział.
Chwila konsternacji.
- Serio?
- Tak.
- I…?
- I nic. Nie mam ochoty o tym mówić.- Z nerwów
zaczął się trząść. Dawno nie był taki oschły. Żałował, że w ogóle o tym
wspomniał. Co w niego wstąpiło? I czemu zgodził się na spotkanie?
Musiał to powiedzieć dobitnie, bo czarnowłosy o
dziwo nie pociągnął tematu.
- Czy wczoraj… – Zapytał jeszcze po chwili ciszy,
gdy Hinata bił się z myślami.- Zrobiłem coś, co cię wkurzyło? Mam wrażenie, że
masz do mnie o coś żal.
Tak. O wszystko.
- Nie, po prostu mam zły dzień, to takie dziwne?
– Wstał, by w końcu zakończyli tę rozmowę. Miał dosyć. To wszystko było tak
bardzo popieprzone. – Nie wiem nad czym się zastanawiasz i to mnie wkurza.
Spotkałeś fajną laskę, a zachowujesz się jak frajer. Jeśli nie jesteś pewny to
spędź z nią jutro dzień, wtedy zdecyduj i przyjdź do mnie, jak to ustalisz.-
Słowa wylewały się z niego same. Nie kontrolował się zupełnie. – Nie trzeba się
było z nią umawiać, więc teraz nie ściemniaj, że nic dla ciebie nie znaczy. Weź
się ogarnij!
Gdy w końcu spojrzał na Kageyame, zaskoczył go
jego zdziwiony wzrok. Bał się, że powiedział za dużo. O wiele za dużo. Widział
to w jego oczach i spanikował. Odwrócił się i odszedł, ledwo trzymając się na
nogach. Czy przesadził?
Był zazdrosny i wściekły na siebie. Zbiegł na
dół, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Świadomość tego, że jutro spotka
się z tą dziewczyną nie pomagała. Jak w ogóle mógł mu coś takiego zaproponować?
Żeby jeszcze musiał na to patrzeć. Już nie wystarczało, że bolała go sama
świadomość?
Po za tym nazywał tchórzem kogoś, a co on sam
właśnie robił?
Żałosne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz