czwartek, 11 czerwca 2015

Bilet miłosny 6



     Następnego dnia Shizuo otworzył drzwi swojego starego nieużywanego mieszkania. Nikt nie postawił w nim stopy od prawie dziesięciu lat. Odziedziczył je kiedyś, ale nie miał potrzeby korzystania z niego. Szafki i podłogi pokryte były kurzem, w powietrzu było czuć stęchliznę i panowała ogólna duchota. Pierwsze co zrobił to wywietrzył pomieszczenia. Mieszkanie składało się z salonu połączonego z kuchnią, łazienki oraz niewielkiej sypialni. Meble były wybrakowane. Jedynie kuchnia posiadała wszystkie niezbędne rzeczy. Sprawdzając stan stołów, krzeseł i łóżka stwierdził, że niedługo jeszcze będą użyteczne… Na szczęście była ciepła woda, gaz i prąd. Najgorzej wyglądała łazienka, w której zagnieździł się obrzydliwy grzyb.
     - Świetnie…- Blondyn oparł się o ścianę i zaczął rozmyślać. Czy naprawdę warto to wszystko ogarniać? W co on pogrywa? Czy to wszystko miało sens? Czy można coś takiego ciągnąć i nie zostać… skrzywdzonym? Brednie!
     Patrzył na łóżko w sypialni i cały się zjeżył. –Boże co ja wyprawiam…
     Całe popołudnie wyładowywał się na otoczeniu z miotłą, ścierką i mopem. Raz się wahał, innym razem był całkowicie przekonany, w jednym momencie chciał wyjść, w drugim- dalej pracować. Pod wieczór był tak zmęczony że było mu wszystko jedno. Miał potężną ochotę na alkohol co go zdziwiło. Gdy już wszystko było wysprzątane, poszedł wziąć prysznic. Woda jednak nie zmyła jego zmartwień. Po kąpieli usiadł na kanapie i zaczął wpatrywać się w wirujący nad głową wiatrak.
     Dzień wcześniej wysłał do Izayi sms-a z adresem i dniem spotkania. Teraz żałował. Prawdopodobnie zostało mu już niewiele czasu do jego przyjścia. O ile przyjdzie, bo zawsze jest opcja, że nie. Musi to odkręcić. Obiecał to sobie po zrobieniu porządków. Zaczął chodzić nerwowo po mieszkaniu. Odpalił papierosa ale tytoń nic mu nie pomógł. Może po prostu wyjdzie a Izaya nikogo nie zastanie i tyle?
Pomyślał za późno bo usłyszał jak skrzypią drzwi frontowe. Słyszał jak gość zdejmuje buty i się rozpłaszcza. Odwrócił się i zaczął.
     - Słuchaj, myślę że to wszystko… – Ale nie dokończył.
     Izaya już zdjął górę ubrania i zabierał się za swój pasek od spodni.
     - Na co czekasz?- Uśmiechał się czarnowłosy- Może ci pomóc?- Ruszył w jego kierunku.
     Shizuo zaczął się wycofywać w obronnym geście i trafił na kanapę przez, którą stracił równowagę. Lądując na siedzeniu pomyślał, jak to głupio musi wyglądać. Nie! Opanuj się!- myślał.
     - Stop!- Ale Izaya już usiadł na nim okrakiem. Blondyn nie mógł nic zrobić. Podniecenie odbierało mu trzeźwe myślenie.
     - Chcesz tego. Zaprosiłeś mnie.- Przymilał się czarnowłosy. Założył mu ręce za głowę.- Może powinienem ci przypomnieć…?- Delikatnie go pocałował.
     Shizuo nic nie zrobił. Gdy ich usta się zetknęły, bardzo dobrze sobie przypomniał dlaczego zgodził się na ten układ. Całowali się tak przez chwilę. Blondyn nie mógł złapać oddechu. Przeszkadzało mu jednak, że gdzieś krzyczała jego świadomość. Z trudem udało mu się przerwać pieszczotę odsuwając się na bezpieczną odległość.
     - Nie.- Twardo spojrzał w oczy Izayi.
     - Daj spokój! – Czarnowłosy z niego zeskoczył zirytowany, podszedł do stołu i podparł się o niego. – Naprawdę to takie trudne dla ciebie? To tylko sex, cała reszta zostaje po staremu! Tak?
Shizuo dalej nie był przekonany. Ciężko mu było uspokoić oddech.
     - No chyba, że boisz się we mnie zakochać?- Pochylił się do jego poziomu i zadrwił Izaya.
     - Nigdy w życiu!- Odparł szybko z dumą i gniewnie ożywiony Shizuo.
     - To przestań się hamować. – Zaczął się rozglądać po mieszkaniu. –Masz tu jakieś łóżko…?
     Blondyn chwycił brutalnie Izayę za ramię i zaciągnął do sypialni. Pchnął go na pościel bez zbędnej czułości. Niewiele myśląc wskoczył na niego i się pochylił.
     - No… To mi się podoba… -Zamruczał czarnowłosy i oddał się pocałunkom. Były równie namiętne jak ich pierwszy.  Czarnowłosy odpinał guziki koszuli blondyna. Serca waliły im jak szalone. Cholernie im się to podobało. Shizuo skrępował nagle ręce Izayi i zaczął go gryźć po szyi. Jakie to było cudowne! Ale Czarnowłosy nie chciał za długo dać się zniewalać. Wyrwał się jakoś i naparł na blondyna przewracając go na plecy. Teraz on znajdował się na górze. Zaczęli w szale pocałunków walczyć o pozycję. Siłowali się i krępowali na różne sposoby. Izaya jednak musiał przegrać z Shizuo. Nadludzka siła tego mutanta nie miała sobie równych. O dziwo czarnowłosemu jakoś nie za bardzo to przeszkadzało. Świadomość tego, że jest czymś, czego pragnie ten brutal, była przyjemnie kosmiczna. Nie wspominając o korzyściach.
Shizuo był zachwycony sytuacją. Nie spodziewał się takiej uległości. Izaya aż się prosił o więcej. Mógł robić z nim co chciał. Miał ochotę słuchać jego jęków i czuć pod sobą jego wijące ciało. Przysunął się bliżej i zaczął ocierać biodrami o jego krocze. Czuł jak ich członki nabrzmiewają z rozkoszy. Sięgnął do rozporka i jednym ruchem uwolnił swoją męskość. Izaya też nie musiał długo czekać i chwycili w dłonie swe przyrodzenia. Nie hamowali się zupełnie. Nie pamiętali nawet jak oboje stali się nadzy. Przyciągali się, wplatając palce we włosy, dotykając i całując, nie wstydząc się jęczeć i wzdychać w niektórych momentach. Byli na takim poziomie ekstazy, że gdy spojrzeli sobie w oczy, Izaya bez skrępowania pociągająco wyszeptał.
     - Przestań się ze mną bawić i wypieprz mnie w końcu.- Dodając do tego diabelski uśmiech. Shizuo nie potrzebował kolejnego zaproszenia. Tak go pobudził, że bez chwili zwłoki spełnił jego prośbę. Obrócił Izayę tak, że ten leżał na brzuchu. Podniósł go trochę do pozycji podpartej i przytrzymał. Gdy w niego ostro wszedł, czarnowłosy wygiął się i wbił paznokcie w prześcieradło, opuszczając głowę.
     - Hej…?- Blondyn zatrzymał się z ledwością, widząc drżenie tamtego.
     - Kontynuuj!- wysapał Izaya. Shizuo nie potrzebował dalszej zachęty. To uczucie było cudowne. Cały był w nim! To przeskoczyło wszystkie jego wyobrażenia o tej chwili. Od złożonej propozycji wspólnych nocy niekontrolowanie, nieustannie o tym fantazjował.  Ostrzej zaczął się poruszać. Ciężko to było robić wolno, bo coraz bardziej tracił świadomość i panowanie z rozkoszy.  Izaya głośnio jęczał i zaciskał pięści na białym materiale. Jednemu i drugiemu niewiele brakowało do spełnienia. Shizuo chwycił członka Izayi i zaczął kończyć ich upojną zabawę, poruszając szybko swoją ręką. Czarnowłosy nic nie widział przed oczami. Drętwiały mu palce  rąk i nóg. Zapach ich potu, dotyk ciał… Gdy dochodził, nie wiedział gdzie się znajduje. Biały, ciepły płyn rozlał się na prześcieradle. Poczuł w tym momencie, że Shizuo również szczytuje w nim i to wzmogło uniesienie. W skurczach rozkoszy doszli wspólnie, zachwyceni tą bliskością. Gdy wszystko się skończyło, blondyn wyszedł z niego i opadł obok na łóżko, głośno łapiąc powietrze. Serca prawie wyskoczyły z ich rozgrzanych ciał. Biły tak szybko jakby przebiegli długi maraton. Policzki płonęły, ciała wciąż czuły na sobie dłonie drugiego. Gorące członki jeszcze nie opadły od wrażeń. Uspokajali się jeszcze dobrą chwilę.
     Nie odzywali się do siebie. Do Shizuo docierał powoli cały ogrom sytuacji. Oczy robiły mu się coraz większe, gdy uświadamiał sobie, że właśnie uprawiał sex z Izayą. Do tego naprawdę zajebisty. Nie wierzył, że naprawdę do tego doszło.
     Nagle Izaya usiadł na łóżku i chwycił swoje spodnie. Zanim Shizuo się domyślił, ten zaczął się ubierać. Bez słowa zakładał dół i bluzkę. Gdy skończył odwrócił się do blondyna i pochylił.
     - Co ty…?
     Shizuo nie zdążył zapytać ponieważ poczuł palec na swoich ustach, a ich twarze znalazły się milimetry od siebie. Aż trudno było uwierzyć że po tym wszystkim, w tej sytuacji, jeszcze wróciła mu ochota. Zawstydzony zrobił kwaśną minę.
     - Do następnego- Oświadczył czarnowłosy i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Po czym wstał i wyszedł bez dalszych wyjaśnień. Dało się słyszeć jeszcze jak ubiera buty w przedpokoju, kurtkę i zamyka drzwi.
     Mimo tego, że zakończenie wieczoru było do przewidzenia, Shizuo chyba liczył na coś innego.
...
     Od tygodnia telefon nie zadzwonił, ani nie dostał wiadomości. Shizuo był do granic możliwości poirytowany. Nie będzie pisał do tego palanta kolejny raz. Dodatkowo drażniło go, że ich ostatnia noc była dla niego fenomenalnym doznaniem. Miał Izayę całkowicie pod swoją władzą. Do tego okazało się, że skubaniec jest niezłym perwersem. Przestał się zastanawiać nad tym, czy to wszystko jest moralne czy nie. Jakie to miało znaczenie, że oboje są mężczyznami? Czy wrogami? W przypływie takiej namiętności nic nie miało znaczenia. Tylko dlaczego ten dureń się nie odzywa!? Przez to czekanie zerka chyba tysięczny raz na telefon.

     Chodził sobie bez celu po mieście. Dodatkowo się dziwił, że Izayi nie ma na ulicach.  Nagle usłyszał dzwony kościelne. Obudził się trochę z zamyślenia i spojrzał na świątynie. Prawdopodobnie przeszedłby koło niej bez zainteresowania gdyby nie pewien widok. Z boku kościoła zaczęli wybiegać ludzie w czarnych garniturach i jeden który na swoim ramieniu miał przerzuconą dziewczyną w białej sukni. Uwagę Shizuo przykuło to, że dziewczyna- prawdopodobnie panna młoda- bardzo się szarpała i waliła pięściami w plecy niosącego ją goryla. Ledwie słyszalnie dotarły do niego jej krzyki.
Blondyn bez zastanowienia ruszył w ich kierunku. Coś mu nie pasowało w jej zachowaniu i stwierdził, że chyba nie jest zadowolona z tego faktu, że ktoś ją wynosi siłą. Grupa mężczyzn z dryblasem na czele zniknęli wchodząc do wysokiego wieżowca nieopodal. Shizuo szybko udało się do nich dotrzeć. Zauważył też, że nie tylko on ich ściga ale także druga grupa uzbrojonych mężczyzn.
     - O co tu chodzi? – zastanawiał się wchodząc na schody pożarowe. Widział, że faceci wsiedli do windy .
     Biegł jak szalony na samą górę. Nie wiedział co się kroi. Miał przed oczami jedynie tą biedną wyrywającą się dziewczynę. Dotarł na dach cały zlany potem. Ujrzał bandziorów stojących w grupie i najwyraźniej na coś czekających.
     - Przestań się szarpać głupia!- goryl siłował się z panną młodą, która próbowała uwolnić się z uścisku.
     - Hej!- zawołał Sahizuo w ich stronę.- Może tak zostawicie tą damę w spokoju!
     - Co to za kelnerzyna?!- trzech wycelowało w niego z pistoletów a reszta, nie mając broni zagrodziła mu drogę. – Spadaj stąd, ale już!
     - Najpierw puścicie tą panią.- i zaczął biec rozpędzając się do niewiarygodnej szybkości. Zgarnął od razu dwóch z pistoletami a trzeciemu sprzedał bańkę w nos. Leżeli jak dłudzy. Z resztą też mu dobrze szło, ale nagle nad jego głową pojawił się helikopter. Gdy już ze wszystkimi się rozprawił, zobaczył, że ich szef wciąga dziewczynę na pokład wiszącej w powietrzu maszyny. Shizuo jednym susem był przy nich i złapał jej wolną rękę. Ciągnął z całych sił, ale nie za mocno, by nie wyrwać jej z barku. Ciało dziewczyny było bardzo delikatne. W końcu po chwili szarpania, wylądowała na nim a helikopter zaczął się unosić. Z jego pokładu dochodziły głośne przekleństwa. Na dach wbiegła druga grupa mężczyzn i celowała w blondyna, który trzymał na rękach uratowaną kobietę. Tym razem ocenił, że sytuacja nie jest za ciekawa i obrócił się w kierunku krawędzi budynku. Jakieś pięć pięter niżej znajdował się dach sąsiedniego wieżowca. Stanął na krawędzi i oceniał niebezpieczeństwo skoku. Dziewczyna na jego rękach dziwnie się zachowywała. Zaczęła się mu wyrywać, ale stwierdził, że najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że ją uratował i jest jeszcze w szoku. Nie widział jej twarzy bo cała była przysłonięta welonem.
     - Nie ruszaj się! – wrzasnął jeden z uzbrojonych.
     Shizuo jednak już go nie usłyszał bo skoczył. Dziewczyna zacisnęła ramiona wokół jego szyi tak mocno, że prawie go udusiła, zanim wylądowali na twardym podłożu. Przeturlali się oboje i legli koło siebie. Blondyn musiał złapać oddech. Poruszał nogami i stwierdził, że chyba nic nie ma złamane. Ach, ta jego nadludzka siła… Słyszał jeszcze krzyki z sąsiedniego wieżowca. Wiedział, że muszą szybko dostać się na dół.
     - Jesteś cała?-  zapytał otrzepując sobie ubranie.
     - CAŁA?!- wrzasnęła nienaturalnym głosem kobieta i nagle zerwała welon.
     Shizuo oniemiał.
     Przed nim stał Izaya!
     - CZY TY MASZ JAKĄŚ CHOLERNĄ MISJE RATOWANIA ŚWIATA?!- wrzeszczał jak opętany czarnowłosy. – Masz w ogóle pojęcie co narobiłeś!? Kurwa! -  rzucił welon na ziemię – Czy ty naprawdę wszędzie musisz wchodzić mi w drogę?! Rany! I co ty sobie myślałeś skacząc z tego budynku! O mało zawału nie dostałem!- chodził w tę i z powrotem. – Co jest?!- zapytał widząc kamienną twarz blondyna.
Shizuo nie mógł uwierzyć w to co widzi. Myślał, że ma zwidy. Mniej by się zdziwił gdyby UFO wylądowało na dachu. Izaya-był-w-sukience-i-miał-buty-na-obcasie. Dobrze, że nie miał makijażu i długich włosów bo nie przebiłby tego nawet koniec świata.
     - Czego rżysz pacanie?!- zaczerwienił się wkurzony czarnowłosy.
     - Ta kiecka… tak ci… pasuje…- zaczął pokładać się ze śmiechu blondyn. – Nie wierzę…
     - Zabiję cię.- wyciągnął nóż Izaya i skoczył na rozbawionego Shizuo. Miał jednak chwilę nieuwagi i zaplątał się we własną sukienkę. Stracił równowagę i legł na podłodze wznawiając falę śmiechu.  Takie upokorzenie…
     - Może pani pomóc?- dławił się blondyn wyciągając do niego rękę.
     - Zamknij mordę…- wycedził przez zęby Izaya, ocierając sobie łokcie i samemu się podnosząc. – Musimy wiać. Prawdziwą pannę młodą uśpiłem w kościele…
     - Zostaw to mi.- i jednym ruchem wziął czarnowłosego na ręce.
     - Co ty odpierdalasz?!- zaczerwienił się Izaya. Nagle Shizuo zaczął się rozpędzać i biec do krawędzi budynku. – Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął czarnowłosy i serce prawie mu stanęło, gdy byli już w powietrzu. Nagle blondyn chwycił linę zwisającą z pobliskiego żurawia i przeleciał na następny budynek, lekko lądując na jego dachu. Puścił przerażonego Izayę i przyjrzał mu się dokładniej.
     - Jesteś… nienormalny…- wydyszał przerażony opierając się jedną drżącą ręką o framugę drzwi prowadzących do wyjścia z dachu.
     - Największa szycha w Tokio trzęsie portkami? O przepraszam, swoją kiecką?- śmiał się  blondyn.
     - Przysięgam, jak tylko ją zdejmę to…
     - Idziesz czy nie?- rzucił, wchodząc na schody.
     - Zabiję, zabiję, zabiję… – mówił do siebie i ruszył za nim. Wpadł do pierwszego lepszego pustego  pomieszczenia i zaczął ściągać buty. Stwierdził, że dłużej w nich nie wytrzyma.
     - Co robisz?- cofnął się do niego blondyn.
     - A jak myślisz idioto?!- ściągając następnie białe rękawiczki.
     - Szkoda, tak ci pasowały…-  oparł się o futrynę Shizuo.
     Nagle Izaya zastygł w bezruchu. Uwagi blondyna strasznie go irytowały i niepowodzenie akcji doprowadzało do szału, ale do głowy przyszła mu pewna myśl. Uśmiechnął się.
     - To może wolisz, żebym w nich został?- spojrzał zawadiacko na zdezorientowanego Shizuo. – Czy jednak mam się rozebrać?
     Blondyn przyznał, że to było ostre zagranie. Od razu się podniecił. Spoważniał i źrenice mu się rozszerzyły co nie uszło uwadze tamtego. Izaya usiadł na najbliższym stole i podparł rękami nie spuszczając wzroku z Shizuo. Samo to, jak na niego patrzył wzbudziło w nim dziką żądzę zabawienia się. Centralnie rozbierał go wzrokiem.
     - A może chcesz mi pomóc?- czarnowłosy przejechał ręką po swoim dekolcie a drugą podciągnął lekko sukienkę. Nie musiał długo czekać aby blondyn się przy nim znalazł.
     - Chce cię przelecieć.- wydyszał mu w usta.
     - Ach… może najpierw zaprowadzisz mnie do ołtarza kochanie…? – zadrżał Izaya. Nagle spodobało mu się odgrywanie tej roli.
     - Przestań pieprzyć.- chciał go pocałować ale czarnowłosy delikatnie się uchylił.
     - Tak przed ślubem…? – zgrywał się.
     - Jesteś cholernym świrem.- Wsunął swoją rękę pod jego sukienkę. Niesamowicie go to kręciło.
     - Najpierw złóż mi przysięgę.- ponętnie przysunął się do niego Izaya.
     - Lubisz takie rzeczy zboczeńcu?- wziął go ze stołu i położył na podłodze. Zaczął rozrywać mu sukienkę  i całować po szyi zostawiając czerwone malinki. –Wezmę cię tu i teraz.
     Pocałunki, choć bolesne, sprawiały, że Izaya odchodził od zmysłów. Naprawdę to uwielbiał. Nigdy nie przypuszczał, że ten człowiek będzie mu sprawiał taką przyjemność. Musiał przyznać, że naprawdę dobrze się bawił. Wyciągnął swój nóż i wodził nim po klatce piersiowej blondyna.  Shizuo zadrżał przyjemnie. W ogóle nie przejął się ostrzem na swoim ciele.
     - Powtarzaj za mną skarbie…- mówił Izaya rozcinając mu muszkę i schodząc niżej.- Ślubuję ci…
     - Nie ma mowy.-  uśmiechał się rozochocony do granic. Ta zabawa przyjemnie go irytowała. Podobało mu się to. W najśmielszych snach nie wyobrażał sobie takich rzeczy. Chciał już być w nim. Miał wrażenie, że zrobi to z tysiąc razy. Tak, że oboje nie będą mieli siły wstać przez całe tygodnie.
     - ...Nienawiść, kłamstwo…- mówił Izaya jednocześnie  rozpruwając jego koszulę do samego paska u spodni – i  przyjemność małżeńską, oraz to, że cię nie opuszczę, aż do rana. – mówił rozpinając mu spodnie.- Tak mi dopomóż panie wiecznych rozkoszy i  wszyscy diabli. – skończył gryząc go w ucho.
     - Dosyć!- Rozszerzył mu nogi, rozerwał bieliznę i uniósł jego biodra.
     - Shizuś… ale się napaliłeś…- drwił dysząc rozgorączkowany Izaya. – Przyznaj, stęskniłeś się za mną przez ten tydzień?
     - Zamknij się w końcu.-  pochylił się, gotowy w niego wejść.
     - Pozycja iście… pobożna….- z ledwością wydusił z siebie czując jak męskość Shizuo wbija się między jego pośladki. Miał wrażenie, że zaraz go rozerwie. Przeklęty drań, nawet mnie nie przygotuje…- myślał.
     - Chcę widzieć twój głupi wyraz twarzy, jak będziesz dochodził.-  Usta czarnowłosego wykrzywiły się w bólu. Czuł jak zaciska nogi i wbija swoje pazury w jego szyję. Pochylił się i językiem wdarł się w jego gorące usta. Gdy już wszedł cały, zaczął się powoli poruszać. Po chwili stracił kontrolę i bez opamiętania się w niego wbijał, czując rosnącą rozkosz. Wiedział, że zaraz dojdzie. Podniósł go nagle z ziemi i usadził na sobie. Jedną ręką go przytrzymywał, a drugą trzymał się stołu. Kochał się z nim na wpół w powietrzu unosząc go w górę i opuszczając w dół. Izaya przyjemnie jęczał mu do ucha, czasem szepcząc coś podniecającego.
      Nagle poczuł nieopisane uniesienie i doszedł kńcząc wewnątrz ciała ciemnowłosego. Po wszystkim padł na bok cały zlany potem. Izaya z ledwością się uniósł, zrzucając z siebie resztki pozostałe z sukienki.
     - Jesteś prawdziwym zwierzęciem.- już miał wstać, lecz ręka Shizuo powaliła go znów na podłogę.
     - Powiedziałem ci coś…- pochylił się nad nim blondyn patrząc w jego zdziwione oczy. – chcę widzieć wyraz twojej twarzy…- i chwycił ręką jego męskość. Czarnowłosy z zaskoczenia nie wiedział przez chwilę jak zareagować, ale był zbyt chętny na pieszczoty by je przerwać. Shizuo klęknął nad nim i zaczął go całować po klatce piersiowej schodząc coraz niżej. Izaya miał wrażenie, że zaraz spłonie z rozkoszy
     - Och, Shizuś… – jęczał.
     - Zamknij się…- lizał go po torsie.
     - Naprawdę cię nienawidzę…- chwycił go mocno za włosy. Był już blisko spełnienia.
     - Kłamca.- uśmiechnął się patrząc w jego rozpalone oczy. Zobaczył w końcu jak Izaya dochodzi i stwierdził, że nigdy wcześniej nie widział nic równie podniecającego. Jeszcze przed miesiącem nigdy nie pomyślałby, że będzie świadkiem czegoś takiego. Czuł jak członek drugiego pulsuje uwalniając lepką, białą ciecz. Dłonie czarnowłosego zacisnęły się na jego poszarpanej koszuli. Powoli opadły na podłogę.
Leżeli potem jeszcze chwilę koło siebie, słuchając swoich przyśpieszonych oddechów.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz