Następnego
dnia pogoda była niespecjalna i każdy się nudził. Zoro podnosił ciężary na
dziobie statku i starał się nie myśleć o Sanjim. Nic się właściwie nie zmieniło
prócz tego, że unikali siebie jak mogli. Strasznie go to bolało, ale jeszcze
bardziej bolało, gdy na siebie wpadali.
Rozmyślania
przerwała mu Robin.
-
Panie szermierzu, można na słówko?
-
Tak?- Podszedł do niej, odkładając sztangę.
-
Wiesz, ładne kwiaty ostatnio udało mi się wyhodować…- Wskazała ręką na swoje
doniczki.
-
Całkiem ładnie…- Nie rozumiał jakie to ma znaczenie.
-
Szkoda, żeby się zmarnowały.- Spojrzała na mężczyznę wymownie.
-
Czyli, że co…?- Patrzył na nią nie rozumiejąc. Ona jednak nie odpowiadała tylko
intensywnie próbowała mu wzrokiem przekazać swoją myśl.
- Może
można by było je komuś dać…?
- Nie
rozumiem. Komu niby…?- Zaciął się, bo domyślił się, co dziewczyna chciała mu
powiedzieć.- Nie! Nie ma w ogóle takiej opcji!
Czarnowłosa
zaczęła go przekonywać. Długo rozmawiali przyciszonymi głosami.
- Masz
okazję pokazać mu, co czujesz.
- Nie
dam rady! – Panikował zielonowłosy.
- Ty
nie dasz czemuś rady?- Z uśmiechem zapytała, zrywając już pojedyncze kwiaty. –
Uwierz trochę w siebie.- Podała mu niewielki bukiecik.
- Nie
zrobię tego.- Paliła go twarz i serce łomotało jak oszalałe.
- Ile
jeszcze będziesz się zadręczał?- Zapytała i lekko pchała go w kierunku
środkowego pokładu, gdzie przebywała reszta załogi.- Działaj!
- To
nie jest dobry pomysł- Wątpił Zoro, ale szedł dalej na chwiejnych nogach.
- Nie
rezygnuj.- Obróciła jego twarz w swoją stronę i spojrzała w jego przestraszone
oczy.- W tym co czujesz nie ma nic, czego możesz się wstydzić. Nie musisz
niczego przed nikim udawać. – Puściła go, zostawiając w konsternacji. – Idź do
niego.- Uśmiechnęła się łagodnie.
Zoro
spojrzał na załogantów, którzy grali wspólnie w karty. Zatrzymał wzrok na
Sanjim i przez tą krótką chwilę uświadomił sobie dlaczego jeszcze nie cisnął
bukietem do morza. Bo tak naprawdę bardzo chciał mu go dać, choć było to
poniekąd żałosne i zawstydzające. Chciał przeskoczyć tą barierę i zrobić jakiś
krok. Naprawdę dotarły do niego słowa Robin. Powoli wyszedł zza zakrętu i
ruszył do wesołej gromadki. Nikt na niego nie spojrzał dopóki nie stanął koło
nich.
- O,
Zoro! Chcesz się przyłączyć?!- Ucieszył się kapitan.
-
Siadaj, znajdzie się miejsce!- Usopp poklepał podłogę koło siebie.- Hej, ładne
kwiaty, skąd masz?- Zapytał zdziwiony.
Reszta
zainteresowała się bukietem. Patrzyli pytająco na szermierza, który czuł, że
zaraz zapadnie się pod ziemię. Złapał spojrzenie z Sanjim i poprzysięgając
sobie, że popełni potem harakiri (samuraje tak odbierali sobie życie poprzez
rozcięcie sobie brzucha, by nie stracić honoru w poległej walce lub czymkolwiek
co plami dobre imię.) Wyciągnął w jego stronę kwiaty.
Nastała
przerażająco długa cisza. Załoga nie do końca zdała sobie sprawę z sytuacji, w
przeciwieństwie do spanikowanego kucharza. Sanji patrzył to na Zoro, to na
kwiaty i tak w kółko. Nie wierzył w to, co się działo.
- Co
to ma być?- Zapytał blondyn.
-
Kwiaty…- Odpowiedział Zoro, czując się jak kretyn.
- No i
co z nimi?
- Są
dla ciebie.
Reszcie
opadły szczęki do samej ziemi. Nikt nie śmiał się słowem odezwać.
-
Możemy pogadać?- Sanji wstał powoli i ruszył w stronę kuchni. Zoro dalej z
bukietem w ręce, poszedł za nim. Gdy drzwi się za nim zamknęły Blondyn od razu
do niego doskoczył.
- Co
ty odpierdalasz?!- Syknął zaczerwieniony.
- Daję
ci kwiaty.- Odarł spokojnie Zoro.
- Przy
wszystkich?!
- A co
za różnica?- Odparł poirytowany.
-
Posłuchaj…- Potarł nerwowo czoło.- Nasze ostatnie relacje… Do tej pory, były
naprawdę… W porządku, ale teraz…- Spojrzał na niego smutny.- Przepraszam, ale
nie odwzajemnię tego…
Zoro
nie spodziewał się niczego innego.
- Nie
odpuszczę tak łatwo.- Wypalił nagle. Sanji otworzył ze zdumieniem oczy.
- To
nic nie zmieni.
- Daj
mi szansę.
- Nie
mogę.
-
Dlaczego?
- Bo…
jesteśmy facetami…
-
Czyli gdybym był kobietą, to by było wszystko w porządku?
Sanji
nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć. Spuścił wzrok i zacisnął dłonie na oparciu
krzesła.
- To
nie jest takie proste…
Zoro
wiedział, że tak będzie. Podszedł do blondyna, który odruchowo się cofnął.
-
Boisz się mnie?
- Nie
wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.- Czuł, że za nim jest stół odcinający mu
dalsze wycofywanie.
-
Zastanów się chociaż nad tym.- Powiedział Zoro, podchodząc tak blisko, że
dzieliło ich niecałe pół metra.
- Nie
mogę ci niczego obiecać.- Wyciągnął rękę, by powstrzymać szermierza przed
dalszym podchodzeniem do niego. Zoro przeszedł dreszcz gdy poczuł na swojej
skórze jego palce. Przez to, że wcześniej ćwiczył, nie założył nawet
koszulki. Będąc tak blisko znów poczuł przypływające podniecenie.
-
Przepraszam za wcześniej…- Powiedział Zoro, myśląc o pocałunku.
Sanji
głośno przełknął ślinę.
- W
porządku…- Rumieniąc się na to wspomnienie. – Tylko… nie rób tego więcej.
Zoro
się zaśmiał.
-
Spróbuję.- Spojrzał figlarnie na coraz bardziej czerwonego kucharza. Jego
oddech był przyspieszony i ręce drżały. Podobały mu się te rumieńce i ta
reakcja na jego bliskość. – Weźmiesz je?- Wskazał na kwiaty.
-
Możesz wstawić do wody.- Wskazał na blat gdzie stał kryształowy wazon. Zrobił
to tylko dlatego, że szkoda mu było kwiatków, które były wyhodowane przez
Robin. Tylko dlatego!- Powtarzał sobie. Zoro w końcu się od niego oddalił i
Sanji mógł spokojnie odetchnąć. Zorientował się, że wszystkie mięśnie ma spięte
do granic możliwości.
- Co
powiesz reszcie?- Zapytał szermierza.
-
Prawdę.- Wzruszył ramionami. Dopiero teraz poczuł jak ciężar spada z jego
barków. Już nie musi nic ukrywać.- Pójdę do nich.
-
Dobrze.- Sanji został sam w kuchni. Z impetem opadł na najbliższe krzesło i
próbował uspokoić rozedrgane serce i myśli.
…
- Więc
to tak…- Zamyślił się Usopp.
- Co
za opowieść, yohohoho- Skomentował Brook.
Po
wyjaśnieniach, w których bardziej dziewczyny brały udział niż Zoro, reszta
załogantów zastanawiała się nad sytuacją.
- Zoro
lubi Sanjiego?- Ekscytował się kapitan.
-
Luffy… Uspokój się w końcu…- Denerwowała się Nami.
- Będą
razem?!
- Nie
wiadomo!
-
Dlaczego!?
- Ja
nie wytrzymam…
Gdy
tych dwoje się kłóciło, Robin usiadła koło szermierza.
- I
co? Lepiej? – Zapytała.
- Tak,
dziękuję.- Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i spojrzał na resztę.- A wy…
Co myślicie?
- Jak
dla mnie, jest w porządku.- Wzruszył ramionami Usopp. Reszta załogi zgodnie
pokiwała głowami. Wszyscy z sympatią patrzyli na Zoro.
-
Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie.
- Nie
ma sprawy. W sumie to teraz się nie dziwimy.- Podsumował Franky.
- A co
na to Sanji? – Zapytał Chopper i od razu wszyscy spoważnieli.
-
Niech zgadnę, raczej nie jest zachwycony? – Spojrzał Usopp w stronę kuchni.
- Kto
wie… Może z czasem… Nasz kucharzyk się złamie. – Z uśmiechem powiedział cyborg.
- Myślę,
że najlepiej będzie…- Zwróciła się do nich Nami.- Jeśli na razie nie będziemy
próbowali interweniować w tą sprawę, dobrze? Niech Zoro sam działa, bo przez
nas to się Sanji tylko zniechęci.- Spojrzała na kapitana.- Ciebie to się
szczególnie tyczy Luffy.
-
Będziesz próbował?- Zapytał z ciekawości Usopp szermierza. Odpowiedziało mu
nieśmiałe skinienie głowy.
-
Jeśli o nas chodzi, będziemy trzymać kciuki.- Podniósł swoją wielką rękę
Franky. Reszta się uśmiechnęła, popierając jego słowa.
-
Zawsze możesz na nas liczyć.- Powiedział renifer.
-
Dziękuję.- Zoro pomyślał, że ma naprawdę wspaniałych przyjaciół.
…
Przez
kilka następnych dni Sanji chodził niespokojny. Starał się zachowywać normalnie
ale w stosunku do szermierza średnio mu to wychodziło. Nie wiedział czemu ale w
jego obecności się strasznie peszył. Do tego czuł na sobie ciągle jego wzrok.
Tym razem Zoro się z tym nie ukrywał. Załoga w ogóle nie komentowała tej
sytuacji. Tak jakby zupełnie nic się nie stało. Poniekąd był wdzięczny, ale nie
potrafił przez to wyrobić sobie zdania. Nie miał ochoty na rozmowę, a z drugiej
strony bardzo jej potrzebował.
Nie
wiedział co ma zrobić. Przez większość czasu nie chciał dopuścić do siebie
myśli, żeby w ogóle się nad tym zastanawiać. Zdarzały się jednak momenty, że
zatrzymywał dłużej wzrok na Zoro i próbował sobie to wyobrazić. Jakby to miało
wyglądać? Czego on tak naprawdę od niego oczekuje? Co tak naprawdę czuje?
Odganiał te myśli od siebie. Po prostu tego nie chciał. Zoro musi to w końcu
zrozumieć.
Szermierz
widział, że kucharz nie jest skory do ponownej rozmowy. Może nie tak bardzo jak
wcześniej, ale unikał go dalej i wysilał się najwyżej na kilka zdań w jego
kierunku. Ta sytuacja trwała jak na niego trochę za długo, ale nie wiedział co
ma z tym zrobić. Postanowił poradzić się Robin z racji tego, że ostatnio dobrze
mu doradzała i mówiła całkiem mądre rzeczy jak na kobietę.
- Nie
rozmawia ze mną.
- Z
nikim nie rozmawia w sumie.- Mówiła, podlewając kwiaty Robin.- I myślę, że sam
się nie przełamie.
- Co
proponujesz?
Czarnowłosa
uśmiechnęła się chytrze.
…
Zatrzymali
się na całkiem sympatycznej wyspie. Ludzie byli przemili i otwarci na piratów,
a do tego widoki zapierały dech w piersiach. Luffy oznajmił wszystkim, że
zatrzymają się na jedną noc by odpocząć. Po skończonym śniadaniu każdy mógł
spędzić czas jak chciał. Sanji jak zwykle siedział jeszcze w kuchni by
pozmywać. Usłyszał nagle za sobą kroki. Nie musiał się odwracać bo wiedział do
kogo należą. Stwierdził, że bardzo krępują go sytuacje sam na sam z tym
człowiekiem.
- Masz
chwilę?- Zapytał cały spocony Zoro.
- O co
chodzi?- Zapytał, nie odwracając się.
-
Czywieczoremnieposzedłbyśzemnąnarandkę?- Wypalił jednym tchem szermierz.
- Co?
– W pierwszej chwili go blondyn nie zrozumiał.
- Na
randkę. Czy nie poszedł byś. Ze mną. Wieczorem. – Pogubił się z lekka. Wolałby
teraz walczyć z milionem żołnierzy marines niż stać teraz w tej kuchni.
Sanji
przestał zmywać.
- Zapraszasz
mnie… na randkę?- Zamurowało go.
- Tak.
Kucharz
odwrócił się do niego i oparł bezradnie o blat.
- Jak
myślisz, jaka jest moja odpowiedź?
- A
jeśli to by było moje życzenie?- Próbował dalej. – Te z tej głupiej gry.
-
Chcesz mnie zmusić?- Nie mógł uwierzyć Sanji.
- Chcę
po prostu spędzić z tobą czas. Bez żadnych zobowiązań.
Chwila
ciszy.
- Bez
jakichkolwiek?- Jakoś nie chciało mu się wierzyć.
- Bez
niczego.
Sanji
się zastanawiał.
- No i
co ja powinienem zrobić?
- Choć
ze mną. W ramach tej kary.- Zachęcał go Zoro. Widział, że jest na dobrej
drodze.
- Sam
nie wiem… Dla ciebie to dalej jest randka.
- Daj
mi szansę, ten jeden raz.
Kucharz
patrzył w jego oczy i widział ogromną nadzieję. Nie miał serca już mu odmawiać.
-
Niech będzie… Ale nie licz na coś, dobra?- Złamał się w końcu. Serce szalenie
łomotało mu w piersi.
-
Świetnie! To po kolacji! – Jak najszybciej uciekł z kuchni. Sanji przejechał
ręką po zmęczonym karku.
- Co
ja wyprawiam…?
…
Po
kolacji blondyn nie na żarty już się stresował. Żałował, że zgodził się na to
wyjście. Nie mógł pojąć tylko, dlaczego jest taki przejęty. Przecież to tylko
Zoro. Zwykłe wyjście bez zobowiązań. Nie wiedział jaką koszulę ma włożyć. Na
boga, naprawdę się tym przejmuję?! Nie dowierzał własnemu zachowaniu. W
końcu zdecydował się na niebieską. Nakazywał sobie się uspokoić i oddając kilka
głębokich wdechów, wyszedł na pokład. Zoro już tam był. Założył białą koszulę i
marynarkę jak w ten dzień gdy Sanji był przebrany za kobietę. Zarumienił się.
Naprawdę ubrał się jak na jakąś randkę. Speszył go jego pewny siebie wzrok,
który zlustrował go od góry do dołu.
-
Idziemy?- Zapytał nonszalancko.
-
Prowadź.- Powiedział, starając się nie patrzeć mu w oczy.
Zeskoczyli
z pokładu i ruszyli do miasta.
-
Dokąd pójdziemy?
-
Najpierw do sklepu.
- A
potem?
-
Zobaczysz.
-
Jakaś niespodzianka?
-
Zobaczysz.
- Nie
mów, że to sam zaplanowałeś.
- A
dlaczego bym nie miał?- Popatrzył na Sanjiego, który całkowicie mu nie
wierzył.- No dobra! Podpowiedzieli mi trochę…- Zrobił się czerwony na twarzy. Sanji
dalej patrzył na niego jak na idiotę.- Ok, wymyślaliśmy to wspólnie…- Blondyn
nie odpuszczał. -Niech ci będzie! Tylko patrzyłem…- Zoro poczuł się
żałośnie.- Ale parę punktów wykreśliłem!
-
Jakie punkty niby?
- Nie
chcesz wiedzieć…- Powiedział, widząc w myślach jak Nami skrobie po papierze:
trzymanie za rękę, całus, namiętny całus, łóżko…
-
Wszyscy widzę są przeciwko mnie… – Podejrzewając o co może chodzić i lekko się
zarumienił.
- Po
prostu udawaj, że jesteś zaskoczony. – Wymamrotał zawstydzony, wchodząc do
sklepu. Po chwili wyszedł w ręku trzymając butelkę wina i dwa kieliszki.
-
Wino? Jak kulturalnie.- Uśmiechnął się ze smutnym rozbawieniem Sanji.
- Nie
mam zamiaru cię spijać jeśli o to chodzi, chociaż ostatnio byłeś nawet
zabawny…- Kucharz zrobił się biały na twarzy.
-
Właśnie! Przecież ja wtedy straciłem film! Mów co mi zrobiłeś!
-
Spokojnie! Nic nie zrobiłem!- Śmiał się i starał się zrobić jak najbardziej
realistyczny, niewinny wyraz twarzy. Przecież byłby martwy jakby prawda wyszła
na jaw.
- Dlaczego
ciężko mi tobie uwierzyć…?
Szli
chwilę w milczeniu. Sanji zauważył, że oddalają się od miasta i idą w kierunku
lasu.
-
Gdzie ty mnie prowadzisz?
- Nic
ci nie powiem.- Uśmiechnął się tajemniczo.
Kucharz
czuł się trochę nieswojo przebywając tylko w jego towarzystwie. To spotkanie
miało bardzo intymny wydźwięk, co dodatkowo go krępowało. Czuł jednak z drugiej
strony… coś dziwnego. Bał się jednak nad tym zastanawiać i chował to uczucie
jak najgłębiej w sobie.
Szli
chwilę przez las i dotarli do stromego urwiska. Zoro wskoczył na pierwszy
kamień.
-
Będziemy się wspinać?- Zapytał coraz bardziej zaintrygowany blondyn.
- To
co? Kto pierwszy na górze?- Wyzwał go zielonowłosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz