czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 11



     Następnego dnia pogoda była niespecjalna i każdy się nudził. Zoro podnosił ciężary na dziobie statku i starał się nie myśleć o Sanjim. Nic się właściwie nie zmieniło prócz tego, że unikali siebie jak mogli. Strasznie go to bolało, ale jeszcze bardziej bolało, gdy na siebie wpadali.
     Rozmyślania przerwała mu Robin.
     - Panie szermierzu, można na słówko?
     - Tak?- Podszedł do niej, odkładając sztangę.
     - Wiesz, ładne kwiaty ostatnio udało mi się wyhodować…- Wskazała ręką na swoje doniczki.
     - Całkiem ładnie…- Nie rozumiał jakie to ma znaczenie.
     - Szkoda, żeby się zmarnowały.- Spojrzała na mężczyznę wymownie.
     - Czyli, że co…?- Patrzył na nią nie rozumiejąc. Ona jednak nie odpowiadała tylko intensywnie próbowała mu wzrokiem przekazać swoją myśl.
     - Może można by było je komuś dać…?
     - Nie rozumiem. Komu niby…?- Zaciął się, bo domyślił się, co dziewczyna chciała mu powiedzieć.- Nie! Nie ma w ogóle takiej opcji!
     Czarnowłosa zaczęła go przekonywać. Długo rozmawiali przyciszonymi głosami.
     - Masz okazję pokazać mu, co czujesz.
     - Nie dam rady! – Panikował zielonowłosy.
     - Ty nie dasz czemuś rady?- Z uśmiechem zapytała, zrywając już pojedyncze kwiaty. – Uwierz trochę w siebie.- Podała mu niewielki bukiecik.
     - Nie zrobię tego.- Paliła go twarz i serce łomotało jak oszalałe.
     - Ile jeszcze będziesz się zadręczał?- Zapytała i lekko pchała go w kierunku środkowego pokładu, gdzie przebywała reszta załogi.- Działaj!
     - To nie jest dobry pomysł- Wątpił Zoro, ale szedł dalej na chwiejnych nogach.
     - Nie rezygnuj.- Obróciła jego twarz w swoją stronę i spojrzała w jego przestraszone oczy.- W tym co czujesz nie ma nic, czego możesz się wstydzić. Nie musisz niczego przed nikim udawać. – Puściła go, zostawiając w konsternacji. – Idź do niego.- Uśmiechnęła się łagodnie.
     Zoro spojrzał na załogantów, którzy grali wspólnie w karty. Zatrzymał wzrok na Sanjim i przez tą krótką chwilę uświadomił sobie dlaczego jeszcze nie cisnął bukietem do morza. Bo tak naprawdę bardzo chciał mu go dać, choć było to poniekąd żałosne i zawstydzające. Chciał przeskoczyć tą barierę i zrobić jakiś krok. Naprawdę dotarły do niego słowa Robin. Powoli wyszedł zza zakrętu i ruszył do wesołej gromadki. Nikt na niego nie spojrzał dopóki nie stanął koło nich.
     - O, Zoro! Chcesz się przyłączyć?!- Ucieszył się kapitan.
     - Siadaj, znajdzie się miejsce!- Usopp poklepał podłogę koło siebie.- Hej, ładne kwiaty, skąd masz?- Zapytał zdziwiony.
     Reszta zainteresowała się bukietem. Patrzyli pytająco na szermierza, który czuł, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Złapał spojrzenie z Sanjim i poprzysięgając sobie, że popełni potem harakiri (samuraje tak odbierali sobie życie poprzez rozcięcie sobie brzucha, by nie stracić honoru w poległej walce lub czymkolwiek co plami dobre imię.) Wyciągnął w jego stronę kwiaty.
     Nastała przerażająco długa cisza. Załoga nie do końca zdała sobie sprawę z sytuacji, w przeciwieństwie do spanikowanego kucharza. Sanji patrzył to na Zoro, to na kwiaty i tak w kółko. Nie wierzył w to, co się działo.
     - Co to ma być?- Zapytał blondyn.
     - Kwiaty…- Odpowiedział Zoro, czując się jak kretyn.
     - No i co z nimi?
     - Są dla ciebie.
     Reszcie opadły szczęki do samej ziemi. Nikt nie śmiał się słowem odezwać.
     - Możemy pogadać?- Sanji wstał powoli i ruszył w stronę kuchni. Zoro dalej z bukietem w ręce, poszedł za nim. Gdy drzwi się za nim zamknęły Blondyn od razu do niego doskoczył.
     - Co ty odpierdalasz?!- Syknął zaczerwieniony.
     - Daję ci kwiaty.- Odarł spokojnie Zoro.
     - Przy wszystkich?!
     - A co za różnica?- Odparł poirytowany.
    - Posłuchaj…- Potarł nerwowo czoło.- Nasze ostatnie relacje… Do tej pory, były naprawdę… W porządku, ale teraz…- Spojrzał na niego smutny.- Przepraszam, ale nie odwzajemnię tego…
Zoro nie spodziewał się niczego innego.
     - Nie odpuszczę tak łatwo.- Wypalił nagle. Sanji otworzył ze zdumieniem oczy.
     - To nic nie zmieni.
     - Daj mi szansę.
     - Nie mogę.
     - Dlaczego?
     - Bo… jesteśmy facetami…
     - Czyli gdybym był kobietą, to by było wszystko w porządku?
     Sanji nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć. Spuścił wzrok i zacisnął dłonie na oparciu krzesła.
     - To nie jest takie proste…
     Zoro wiedział, że tak będzie. Podszedł do blondyna, który odruchowo się cofnął.
     - Boisz się mnie?
     - Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.- Czuł, że za nim jest stół odcinający mu dalsze wycofywanie.
     - Zastanów się chociaż nad tym.- Powiedział Zoro, podchodząc tak blisko, że dzieliło ich niecałe pół metra.
    - Nie mogę ci niczego obiecać.- Wyciągnął rękę, by powstrzymać szermierza przed dalszym podchodzeniem do niego. Zoro przeszedł dreszcz gdy poczuł na swojej skórze jego palce. Przez to, że wcześniej ćwiczył, nie założył nawet koszulki.  Będąc tak blisko znów poczuł przypływające podniecenie.
     - Przepraszam za wcześniej…- Powiedział Zoro, myśląc o pocałunku.
     Sanji głośno przełknął ślinę.
     - W porządku…- Rumieniąc się na to wspomnienie. – Tylko… nie rób tego więcej.
     Zoro się zaśmiał.
     - Spróbuję.- Spojrzał figlarnie na coraz bardziej czerwonego kucharza. Jego oddech był przyspieszony i ręce drżały. Podobały mu się te rumieńce i ta reakcja na jego bliskość. – Weźmiesz je?- Wskazał na kwiaty.
     - Możesz wstawić do wody.- Wskazał na blat gdzie stał kryształowy wazon. Zrobił to tylko dlatego, że szkoda mu było kwiatków, które były wyhodowane przez Robin. Tylko dlatego!- Powtarzał sobie. Zoro w końcu się od niego oddalił i Sanji mógł spokojnie odetchnąć. Zorientował się, że wszystkie mięśnie ma spięte do granic możliwości.
     - Co powiesz reszcie?- Zapytał szermierza.
     - Prawdę.- Wzruszył ramionami. Dopiero teraz poczuł jak ciężar spada z jego barków. Już nie musi nic ukrywać.- Pójdę do nich.
     - Dobrze.- Sanji został sam w kuchni. Z impetem opadł na najbliższe krzesło i próbował uspokoić rozedrgane serce i myśli.
     - Więc to tak…- Zamyślił się Usopp.
     - Co za opowieść, yohohoho- Skomentował Brook.
     Po wyjaśnieniach, w których bardziej dziewczyny brały udział niż Zoro, reszta załogantów zastanawiała się nad sytuacją.
     - Zoro lubi Sanjiego?- Ekscytował się kapitan.
     - Luffy… Uspokój się w końcu…- Denerwowała się Nami.
     - Będą razem?!
     - Nie wiadomo!
     - Dlaczego!?
     - Ja nie wytrzymam…
     Gdy tych dwoje się kłóciło, Robin usiadła koło szermierza.
     - I co? Lepiej? – Zapytała.
     - Tak, dziękuję.- Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i spojrzał na resztę.- A wy… Co myślicie?
     - Jak dla mnie, jest w porządku.- Wzruszył ramionami Usopp. Reszta załogi zgodnie pokiwała głowami. Wszyscy z sympatią patrzyli na Zoro.
     - Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie.
     - Nie ma sprawy. W sumie to teraz się nie dziwimy.- Podsumował Franky.
     - A co na to Sanji? – Zapytał Chopper i od razu wszyscy spoważnieli.
     - Niech zgadnę, raczej nie jest zachwycony? – Spojrzał Usopp w stronę kuchni.
     - Kto wie… Może z czasem… Nasz kucharzyk się złamie. – Z uśmiechem powiedział cyborg.
    - Myślę, że najlepiej będzie…- Zwróciła się do nich Nami.- Jeśli na razie nie będziemy próbowali interweniować w tą sprawę, dobrze? Niech Zoro sam działa, bo przez nas to się Sanji tylko zniechęci.-  Spojrzała na kapitana.- Ciebie to się szczególnie tyczy Luffy.
      - Będziesz próbował?- Zapytał z ciekawości Usopp szermierza. Odpowiedziało mu nieśmiałe skinienie głowy.
     - Jeśli o nas chodzi, będziemy trzymać kciuki.- Podniósł swoją wielką rękę Franky. Reszta się uśmiechnęła, popierając jego słowa.
     - Zawsze możesz na nas liczyć.- Powiedział renifer.
     - Dziękuję.- Zoro pomyślał, że ma naprawdę wspaniałych przyjaciół.
     Przez kilka następnych dni Sanji chodził niespokojny. Starał się zachowywać normalnie ale w stosunku do szermierza średnio mu to wychodziło. Nie wiedział czemu ale w jego obecności się strasznie peszył. Do tego czuł na sobie ciągle jego wzrok. Tym razem Zoro się z tym nie ukrywał. Załoga w ogóle nie komentowała tej sytuacji. Tak jakby zupełnie nic się nie stało. Poniekąd był wdzięczny, ale nie potrafił przez to wyrobić sobie zdania. Nie miał ochoty na rozmowę, a z drugiej strony bardzo jej potrzebował.
     Nie wiedział co ma zrobić. Przez większość czasu nie chciał dopuścić do siebie myśli, żeby w ogóle się nad tym zastanawiać. Zdarzały się jednak momenty, że zatrzymywał dłużej wzrok na Zoro i próbował sobie to wyobrazić. Jakby to miało wyglądać? Czego on tak naprawdę od niego oczekuje? Co tak naprawdę czuje? Odganiał te myśli od siebie. Po prostu tego nie chciał. Zoro musi to w końcu zrozumieć.
     Szermierz widział, że kucharz nie jest skory do ponownej rozmowy. Może nie tak bardzo jak wcześniej, ale unikał go dalej i wysilał się najwyżej na kilka zdań w jego kierunku. Ta sytuacja trwała jak na niego trochę za długo, ale nie wiedział co ma z tym zrobić. Postanowił poradzić się Robin z racji tego, że ostatnio dobrze mu doradzała i mówiła całkiem mądre rzeczy jak na kobietę.
     - Nie rozmawia ze mną.
     - Z nikim nie rozmawia w sumie.- Mówiła, podlewając kwiaty Robin.- I myślę, że sam się nie przełamie.
     - Co proponujesz?
     Czarnowłosa uśmiechnęła się chytrze.
     Zatrzymali się na całkiem sympatycznej wyspie. Ludzie byli przemili i otwarci na piratów, a do tego widoki zapierały dech w piersiach. Luffy oznajmił wszystkim, że zatrzymają się na jedną noc by odpocząć. Po skończonym śniadaniu każdy mógł spędzić czas jak chciał. Sanji jak zwykle siedział jeszcze w kuchni by pozmywać. Usłyszał nagle za sobą kroki. Nie musiał się odwracać bo wiedział do kogo należą. Stwierdził, że bardzo krępują go sytuacje sam na sam z tym człowiekiem.
     - Masz chwilę?- Zapytał cały spocony Zoro.
     - O co chodzi?- Zapytał, nie odwracając się.
     - Czywieczoremnieposzedłbyśzemnąnarandkę?- Wypalił jednym tchem szermierz.
     - Co? – W pierwszej chwili go blondyn nie zrozumiał.
     - Na randkę. Czy nie poszedł byś. Ze mną. Wieczorem. – Pogubił się z lekka. Wolałby teraz walczyć z milionem żołnierzy marines niż stać teraz w tej kuchni.
     Sanji przestał zmywać.
     - Zapraszasz mnie… na randkę?- Zamurowało go.
     - Tak.
     Kucharz odwrócił się do niego i oparł bezradnie o blat.
     - Jak myślisz, jaka jest moja odpowiedź?
     - A jeśli to by było moje życzenie?- Próbował dalej. – Te z tej głupiej gry.
     - Chcesz mnie zmusić?- Nie mógł uwierzyć Sanji.
     - Chcę po prostu spędzić z tobą czas. Bez żadnych zobowiązań.
     Chwila ciszy.
     - Bez jakichkolwiek?- Jakoś nie chciało mu się wierzyć.
     - Bez niczego.
     Sanji się zastanawiał.
     - No i co ja powinienem zrobić?
     - Choć ze mną. W ramach tej kary.- Zachęcał go Zoro. Widział, że jest na dobrej drodze.
     - Sam nie wiem… Dla ciebie to dalej jest randka.
     - Daj mi szansę, ten jeden raz.
     Kucharz patrzył w jego oczy i widział ogromną nadzieję. Nie miał serca już mu odmawiać.
     - Niech będzie… Ale nie licz na coś, dobra?- Złamał się w końcu. Serce szalenie łomotało mu w piersi.
     - Świetnie! To po kolacji! – Jak najszybciej uciekł z kuchni. Sanji przejechał ręką po zmęczonym karku.
     - Co ja wyprawiam…?
     Po kolacji blondyn nie na żarty już się stresował. Żałował, że zgodził się na to wyjście. Nie mógł pojąć tylko, dlaczego jest taki przejęty. Przecież to tylko Zoro. Zwykłe wyjście bez zobowiązań. Nie wiedział jaką koszulę ma włożyć. Na boga, naprawdę się tym przejmuję?! Nie dowierzał własnemu zachowaniu. W końcu zdecydował się na niebieską. Nakazywał sobie się uspokoić i oddając kilka głębokich wdechów, wyszedł na pokład. Zoro już tam był. Założył białą koszulę i marynarkę jak w ten dzień gdy Sanji był przebrany za kobietę. Zarumienił się. Naprawdę ubrał się jak na jakąś randkę. Speszył go jego pewny siebie wzrok, który zlustrował go od góry do dołu.
     - Idziemy?- Zapytał nonszalancko.
     - Prowadź.- Powiedział, starając się nie patrzeć mu w oczy.
     Zeskoczyli z pokładu i ruszyli do miasta.
     - Dokąd pójdziemy?
     - Najpierw do sklepu.
     - A potem?
     - Zobaczysz.
     - Jakaś niespodzianka?
     - Zobaczysz.
     - Nie mów, że to sam zaplanowałeś.
    - A dlaczego bym nie miał?- Popatrzył na Sanjiego, który całkowicie mu nie wierzył.- No dobra! Podpowiedzieli mi trochę…- Zrobił się czerwony na twarzy. Sanji dalej patrzył na niego jak na idiotę.- Ok, wymyślaliśmy to wspólnie…- Blondyn nie odpuszczał. -Niech ci będzie! Tylko patrzyłem…-  Zoro poczuł się żałośnie.- Ale parę punktów wykreśliłem!
     - Jakie punkty niby?
    - Nie chcesz wiedzieć…- Powiedział, widząc w myślach jak Nami skrobie po papierze: trzymanie za rękę, całus, namiętny całus, łóżko…
     - Wszyscy widzę są przeciwko mnie… – Podejrzewając o co może chodzić i lekko się zarumienił.
     - Po prostu udawaj, że jesteś zaskoczony. – Wymamrotał zawstydzony, wchodząc do sklepu. Po chwili wyszedł w ręku trzymając butelkę wina i dwa kieliszki.
     - Wino? Jak kulturalnie.- Uśmiechnął się ze smutnym rozbawieniem Sanji.
     - Nie mam zamiaru cię spijać jeśli o to chodzi, chociaż ostatnio byłeś nawet zabawny…- Kucharz zrobił się biały na twarzy.
     - Właśnie! Przecież ja wtedy straciłem film! Mów co mi zrobiłeś!
     - Spokojnie! Nic nie zrobiłem!- Śmiał się i starał się zrobić jak najbardziej realistyczny, niewinny wyraz twarzy. Przecież byłby martwy jakby prawda wyszła na jaw.
     - Dlaczego ciężko mi tobie uwierzyć…?
     Szli chwilę w milczeniu. Sanji zauważył, że oddalają się od miasta i idą w kierunku lasu.
     - Gdzie ty mnie prowadzisz?
     - Nic ci nie powiem.- Uśmiechnął się tajemniczo.
     Kucharz czuł się trochę nieswojo przebywając tylko w jego towarzystwie. To spotkanie miało bardzo intymny wydźwięk, co dodatkowo go krępowało. Czuł jednak z drugiej strony… coś dziwnego. Bał się jednak nad tym zastanawiać i chował to uczucie jak najgłębiej w sobie.
     Szli chwilę przez las i dotarli do stromego urwiska. Zoro wskoczył na pierwszy kamień.
     - Będziemy się wspinać?- Zapytał coraz bardziej zaintrygowany blondyn.
     - To co? Kto pierwszy na górze?- Wyzwał go zielonowłosy.
     - Nie masz szans.- Odparł z uśmiechem Sanji.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz