sobota, 13 czerwca 2015

Serce w klatce 12



     - Spojrzysz w końcu na mnie, czy nie?
     Law dalej intensywnie studiował gumowe, beżowe linoleum. Ręce miał złożone jak do modlitwy i choć cieszył się, że Kid w końcu odzyskał świadomość, to nie wiedział, co ma mu powiedzieć. Nawet przeprosiny nie przechodziły mu przez gardło, gdy patrzył na jego zabliźnioną twarz, tors i obandażowany kikut. Czerwonowłosy zdawał się nie okazywać żadnego żalu, ani nie robił wyrzutów, co wprawiało Trafalgara w jeszcze większe poczucie winy. Pierwszy komentarz, gdy Eustass zdał sobie sprawę, że od teraz będzie kaleką brzmiał „Cholera, będę musiał nauczyć się pisać drugą ręką!” i zaśmiał się, czego już w ogóle chłopak nie zrozumiał. Law zastanawiał się jedynie, w jakim stopniu to zachowanie może być sztuczne. Od tego dnia próbował dostać się do Kida w jakikolwiek sposób, ale patrole policji i doktor Kureha skutecznie mu to uniemożliwiali. W końcu pod przykrywką rutynowych badań i kończącej się cierpliwości lekarki, pozwoliła mu wejść na salę z personelem i w niej chwilę zostać sam na sam.
     - Aż tak bardzo kiepsko teraz wyglądam?- Zażartował czerwonowłosy, próbując się poprawić na łóżku i obserwując załamanego Lawa, który unikał jego spojrzenia. W końcu jednak się zirytował. – Rozumiem… Rzucisz mnie teraz, ty bezduszny frajerze. Nie dość że niepełnosprawny to jeszcze przestępca… Tak myślisz, nie? – Zaśmiał się, próbując obrócić wszystko w żart, lecz gdzieś głęboko dało się wychwycić nutę smutku. Przecież też miał świadomość swojej nieciekawej sytuacji.- Przyznaj, nie chcesz mieć takiego chłopaka. Nawet mnie w więzieniu pewnie nie odwiedzisz.
     - Przestań - Trafalgar podniósł wzrok i spotkał się ze złotymi oczami. Przeszył go dreszcz, który narodził się z rozpaczy i chęci dotknięcia tego mężczyzny. Jak miał wyrazić te wszystkie uczucia, które go rozsadzały? Jak miał mu pomóc? Jak powiedzieć, że jego wygląd odgrywa w tym momencie najmniej istotną rolę? Widmo odpowiedzialności za jego stan i sytuacje porównywalne było z odebraniem mu rodziny.
     Wyrok już zapadł.
     Rozprawa przebiegła szybko, wszystkie dowody jasno wskazywały na winnego, który bezapelacyjnie został skazany, jak i jego przyjaciele. Doflamingo potrafił podsumować to jedynie szaleńczym śmiechem, który w głowie Lawa jeszcze długo rozbrzmiewał, tak jak rzucane na wiatr groźby, gdy wyprowadzali go siłą z sali rozpraw. Cała sytuacja w szpitalu została podpięta pod wojnę między gangami i nie został w nią wplątany, dzięki wcześniejszym ustaleniom z Kurehą i wynajęciu dobrego prawnika. Zresztą sąd był dla nich o wiele bardziej przychylny, zważywszy na okoliczność, więc cała sprawa była z góry przesądzona.
     Law przejął dokumenty własności oraz zgodził na praktykę, która miała się odbywać w szpitalu, by przyczynić się do jego odzyskania. Wszystko potoczyło się z korzyścią dla niego i do tej pory nie mógł uwierzyć, że ten horror zakończył się w taki sposób. Gdyby jeszcze tylko Kid i Killer uniknęli kary byłoby idealnie, lecz w tym przypadku nie mógł liczyć na cuda. Dlatego siedząc teraz w sali przyjaciela, nie czuł wcale radości z zakończenia tej historii.
     - To ty przestań się zachowywać jak idiota. Nie skazują mnie na karę śmierci. Kto wie, pewnie prędzej czy później by mnie to spotkało, więc nie wyglądaj, jakby to była twoja wina.
     - Nie rozumiem czemu jesteś taki beztroski.
     - Nic z tym faktem nie zrobimy. Nie możesz spędzić ze mną tych ostatnich chwil w trochę weselszej atmosferze? - Prychnął i odwrócił wzrok – Wkurzasz mnie tylko tym swoim zbitym, psim pyskiem.
     Zapadła cisza, która wykręcała im uszy.
     - Nienawidzisz mnie? - Zapytał, by ją przerwać, przygniatany przez swoje sumienie.
     - Chcesz mnie jeszcze bardziej wkurwić?
     - Gdyby nie ja, to wszystko nigdy nie miałoby miejsca.
     - Będziemy tu sobie gdybać?
     Wiedział, że to bez sensu, ale i tak nie potrafił inaczej.
     - Lepiej powiedz, co z resztą…- Czerwonowłosy poczuł się odpowiedzialny za zmianę tego beznadziejnego tematu.
     - Z Bonney, Drake’m i Hawkinsem w porządku. Są bezpieczni. Choć długo ich przekonywałem, by siedzieli cicho… - Potarł czoło i odetchnął – Killer niestety… Został przeniesiony, gdy tylko sąd wydał wyrok… – Przełknął ślinę. Oboju było ciężko, gdy tylko o tym pomyśleli. Zwłaszcza, że Kid miał zaraz do niego dołączyć – Co do Appo…
      - Nie wspominaj mi o tym gnoju. Jeśli spotkamy się w kiciu, to nie ręczę za siebie…- Warknął wściekle i zacisnął dłoń na prześcieradle – Że też niczego nie zauważyłem…
     Ciche pikanie maszyny odmierzało minuty, które mogły być ich ostatnimi. Nie zostało im wiele czasu.
     - Law… - Szepnął, wpatrując się intensywnie w ścianę, odwrócony do niej twarzą, lecz nie dokończył. Imię zawisło w powietrzu, wypowiedziane w nadziei na jakikolwiek odzew.
Gdyby tylko funkcjonariusze nie byli za szybą…
     Blada skóra wydawała mu się taka zimna, lecz nie mógł tego sprawdzić. Serce mu się ścisnęło tak samo jak wtedy, gdy ujrzał go po raz pierwszy po operacji. Tak wiele chciał mu powiedzieć, tyle jeszcze doświadczyć… Nie byli w stanie przekazać sobie nawet najprostszych słów, nie wiedząc jak nazwać to, co właśnie czują. Jak wypowiedzieć zdania, które były tak bardzo zawstydzające.
Ich wspólny czas się skończył.
      Ich spotkanie zostało brutalnie przerwane, przez wparowanie Kurehy, która zbeształa fałszywego lekarza i kazała mu dla niepoznaki wracać do swoich obowiązków. Trafalgar ledwo wstał czując, jakby miał nogi z ołowiu. Wszystko zwolniło, gdy uświadamiał sobie, że jutro i przez kolejną resztę życia będą się widzieć jedynie zza szyby lub krat.
     Dopiero teraz zdawał sobie sprawę, jak bardzo Eustass był dla niego ważny i jak bardzo się do niego przywiązał, mimo wszystko.
     Każdy krok go bolał. Nie mógł znieść tego, że on wyszedł na tym tak dobrze, kosztem przyjaciół. Ta świadomość rozsadzała mu każdą komórkę, paliła gardło i oczy. Skręcała wnętrzności.
     Ostatnie spojrzenie.
     Żałował, że nie potrafi czytać w myślach. Nie wiedział, co chciały mu przekazać złote oczy i bał się, że już nigdy się tego nie dowie.
     Ale wiedział jedno.
     Nie chce takiego zakończenia.
     Przekraczając próg sali, zaczęła rodzić się w nim pewna decyzja. Nawet jej konsekwencje nie odwiodły go od opracowywania pewnego ryzykownego planu.
     Drzwi zatrzasnęły się i nikt nie wypowiedział żadnych pożegnalnych słów.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz