czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 15



Tutaj przepraszam wszystkich czytelników Będzie bardzo duży skok w czasie. Wybaczcie za tą inwencje twórczą, ale tak to potoczyło się w mojej głowie. Więc: musicie sobie wyobrazić, że załodze pozostało niewiele do dotarcia na Archipelag Sabaody. (Z uwagi na to, że akcja dzieje się przed nim, pominęłam cały epizod z Morią i Zoro wcale nie został ranny przez Kumę. Mimo wszystko trafiają na bąbelkową wyspę i tam załoga zostaje rozdzielona.) Pomiędzy kochankami wiele się nie zmienia prócz paru romantycznych wieczorów, ale bez konkretów. Zoro i Sanji spotykają się dopiero po tych dwóch latach. I od tego momentu chciałabym kontynuować. Nie wiem jak to zostanie odebrane, ale mam nadzieję, że nie najgorzej ;D Miłego czytania!
 ***
     Ile to już czasu? Zastanawiał się Sanji. Codziennie liczył dni do tej chwili. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie czegoś tak wyczekiwał. A teraz w końcu tu jest. Stoi kilka metrów od osoby, którą chciał ujrzeć najbardziej na świecie. On go nie widzi, jest zajęty szukaniem statku. Jego serce nie może się uspokoić. Jest taki szczęśliwy, ale tak samo przerażony. Przecież minęły dwa lata. W tym czasie mogło się wszystko zmienić. Jednak jego uczucia nie zblakły, tylko bardziej przybrały na sile.
     Odpalił papierosa. Wpuścił do płuc gryzący dym i podziwiał swojego ukochanego. Gdyby wtedy wiedział co się stanie, lepiej wykorzystałby ten czas. Powiedziałby tyle rzeczy, tyle rzeczy by zrobił. Tyle rzeczy żałował. Teraz już nie musiał. Jest tu. Niedługo się spotkają.
     Obserwował, w jakim stopniu Zoro się zmienił. Uwydatniły się jego mięśnieł i coś mu się stało z lewym okiem. Tak poza tym, wyglądał tak samo. Te same gloniaste włosy, tępy wyraz twarzy, trzy katany… Sanji się zaśmiał. Jak on za nim tęsknił. Tylko… czy on też?
Postanowił już go dłużej nie śledzić, tylko wrócić na statek. Potrzebne zakupy już zrobił i miał zamiar przyszykować ucztę o jakiej się załodze nawet nie śniło. Nie spędził tego czasu na darmo, o nie!
     Gdy znalazł się już na Sunny’m przywitał się z resztą załogi. Wszyscy po trochu się zmienili. Teraz naprawdę będą stanowić silną grupę. Zastanawiał się, co pomyśli sobie o nim Zoro, gdy go zobaczy. Zabrał się do gotowania. Tak tęsknił za swoją kuchnią. Wypakował składniki i oddał się przyjemnościom.
     W tym całym ferworze nie zauważył nawet, że do stołu zasiedli już głodni przyjaciele. Jakie było jego zdziwienie, gdy się odwrócił i zobaczył te piękne ciemne oczy patrzące na niego znad obrusa. Zanim jednak Zoro cokolwiek zdążył zrobić, Sanji odwrócił wzrok zawstydzony. Serce przyjemnie się rozedrgało i twarz zarumieniła. Szybko wrócił do gotującej się zupy. Próbował skupić się na tym, żeby jej nie przypalić. Tyle czasu! A on zachował się jak spłoszony zajączek!
     Zaczął podawać posiłek. Gdy postawił talerz przed zielonowłosym, nawet nie niego nie spojrzał. Nie miał odwagi. Do wieczora udawał, że nie dostrzega szermierza.  Wiedział, że to głupie. Nic nie mógł poradzić na trzęsące się dłonie i przyśpieszone tętno.
     Do tego wróciło ze zdojoną siłą jego pożądanie. Każdy wieczór przez te dwa lata, nie myślał o nikim innym. Tylko o tym, żeby go dotknąć, żeby on też to robił, żeby w końcu połączyli swe ciała. Przeżywał w samotności nieskończoną ilość niesamowitych fantazji z tym cholernym szermierzem. Ach! A teraz ma go tu, obok siebie i boi się na niego spojrzeć.
     - Sanji! To było przepyszne!- Krzyknęła Nami.- W końcu porządny posiłek od dwóch lat!
     - Pyszne mięsoooo…- Jęczał opchany kapitan pod stołem.
     - Cała przyjemność po mojej stronie.- Powiedział Sanji widząc zadowolone miny kamratów.
     - Ja już podziękuję i pójdę na bocianie gniazdo.- Odparł Zoro wstając od stołu. Sanjiego przeszedł dreszcz, gdy usłyszał jego głos.
     - A my zajmiemy się zmywaniem naczyń- Odparła słodko Robin.
     Gdy drzwi za szermierzem się zamknęły, Sanji kombinował jak tu wyjść z kuchni, żeby nie wyglądało to jednoznacznie. Postanowił chwilę poczekać i dołączył do dziewczyn przy zlewie.
     - Podawajcie mi talerze, będę wycierał.
     - O nie, nie, nie. Ty masz do zrobienia co innego.- Zaśmiała się Nami.
     - A co jest ważniejszego od pomagania tak pięknym damom?- Przymilał się blondyn.
     - Ty chyba dobrze wiesz.- Uśmiechnęła się dwuznacznie Robin i wskazała głową drzwi przez które dopiero co wyszedł Zoro. Sanji zrobił się purpurowy.
     - Idź, my tu wszystko ogarniemy.- Nawigatorka zabrała się za pierwszą partię talerzy.
     - Dzięki.- Kucharz nie mógł nic na to poradzić. Musiał się z nim zobaczyć. Uśmiechnął się i ruszył do drzwi. W końcu mieli trochę chwili dla siebie.
     Wyszedł na zewnątrz. Było już ciemno. Rozejrzał się dookoła ale nikogo nie dostrzegł. Jego wzrok przyzwyczajał się do ciemności. Zszedł ze schodów na trawiasty pokład. Nie zdążył już zrobić kolejnego kroku bo coś szarpnęło go i przygwoździło do balustrady. Na jego ustach zagościł namiętny i gorący pocałunek.
     Sanji zachłysnął się swoimi uczuciami. Zoro dopadł go w ciemnościach jak tygrys. Nie miał szans żeby się wyrwać z tego uścisku. Jego nadgarstki były skrępowane przez dwie silne dłonie. Poczuł w ustach swój ulubiony smak. Przez cały ten czas bał się, że go zapomni. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek coś bardziej mu smakowało. Język pieścił jego podniebienie i kazał mu się brutalnie odwzajemniać. To dzikie pożądanie odbierze mu dzisiaj zmysły.
     Szermierz przerwał pocałunek i spojrzał w oczy Sanjiemu.
     - Tak się ze mną witasz, kucharzyku?
     - Ty za to bardzo spektakularnie. –  Blondyn miał wrażenie, że oszaleje. Chciał kontynuować pocałunek, ale Zoro się odsunął.
     - Śledziłeś mnie całe popołudnie.- Szermierz wymruczał mu do ucha. Kucharzowi zrobiło się głupio, że dał się na tym złapać. – Dlaczego tak długo mnie unikałeś?
     - Musiało ci się przewidzieć.- Postanowił rżnąć głupa. Przy okazji ugryzł go lekko w ucho. Odniosło to zamierzony efekt bo Zoro, aż cały się napiął na ten gest.
     - Masz na coś ochotę?- Zapytał szermierz groźnie przygwożdżając Sanjiego biodrami do barierki. Ich członki drżały ze zniecierpliwienia.
     - Nawet nie wiesz jak bardzo.- Znowu zaczęli się całować. Powoli kierowali się w stronę drabiny, w kierunku ich ulubionego kącika miłosnego. Gdy do niej dotarli nie mogli się od siebie odkleić i zdecydować, który pierwszy wchodzi. W końcu zrobił to Zoro i czym prędzej znaleźli się na górze.
Gdy tylko Sanji się wdrapał na podłogę siłowni, silne ramiona pociągnęły go w górę i gdy już stał, zręcznie zdjęły mu koszulę. Pomiędzy pocałunkami na podłodze wylądowała reszta ich ubrań i buty. Rzucili się na ich stare legowisko. Nie mogli się nacieszyć dotykiem swoich nagich ciał. Ich przyrodzenia ocierały się o siebie złaknione spełnienia. Szybko Sanji wylądował na plecach. Rozłożył nogi zachęcając Zoro do innych pieszczot. Szermierz spojrzał na niego z pytającym wyrazem twarzy.
     - Co jest?- Zapytał Sanji.
     - Coś się zmieniło przez ten czas? – Zoro uśmiechnął się i dość ostro włożył dwa palce w otwór blondyna. Sanji cicho syknął ale był tak rozemocjonowany, że rozproszyło go to tylko na chwilę.
     - Zamknij się.- Wydyszał podniecony. Tak bardzo pragnął, by Zoro go posiadł z milion razy tej nocy. Szermierz jednak trochę się wystraszył, że zrobił mu krzywdę i zabrał rękę.
     Blondyn stwierdził jednak, że nie chce być w tej pozycji. Powoli, ale stanowczo odsunął od siebie zielonowłosego na tyle, by usiadł na pościeli.
     - Co robisz?
     - Nie przerywaj.- Sanji usiadł na nim okrakiem i chwytając jego dłoń położył sobie na pośladku. Zaczął go namiętnie całować. Poczuł znowu palce wewnątrz siebie. To było nieziemsko przyjemne. Jak mógł wcześniej na to nie pozwalać?
     - Nie poznaję cię.- Zoro był wniebowzięty. Nigdy wcześniej Sanji nie robił takich rzeczy. Ich członki bosko pulsowały przy sobie.
     - Chcę więcej.- Blondyn odpływał w cudownej ekstazie.
    - Nie musisz prosić dwa razy.- Szermierz dodał jeszcze dwa palce. Jeszcze chwila, a rzuci tego cholernego kucharza na podłogę i ostro wypieprzy. Sanji tak słodko jęczał mu do ucha. Tak przyjemnie wplatał dłonie w jego włosy. Nie przypuszczał, że tak bajecznie będzie wyglądało ich powitanie.
     Zoro nie mógł znieść tych cudownych westchnień. Zrzucił z siebie kucharza i odwrócił na brzuch. Uniósł jego biodra i  gdy spojrzał na jego tyłek, nie mógł się opanować.
     Sprzedał mu solidnego klapsa.
    - Ała! Co ty odpierdalasz kosmito?- Chwycił się za bolący pośladek oburzony Sanji. Ze wstydem przyznał jednak, że było to cholernie podniecające.
     - To za dzisiaj.- Zoro gardłowo zamruczał.
     - Pieprzony marimo!- Blondyn  nie mógł uwierzyć, że doświadczył czegoś takiego. Potulnie się odwrócił i położył brzuchem na pościeli. Ta pozycja zachęcała do jednego. – Pośpiesz się i kończ to.
     - Jesteś pewny?- Zapytał nagle Zoro nachylając się do jego ucha. Składał delikatne pocałunki na jego karku.
     - Cholernie.-  Kucharz rozpływał się pod tą pieszczotą.- Tym razem zabiję cię jeśli tego nie zrobisz.
     - Tym razem chyba się zlęknę.- Wyszeptał mu we włosy Zoro. Jego ręka znowu zagościła pomiędzy jego pośladkami. Sanji ukrył twarz w poduszce. Delikatnie uniósł biodra. Szermierz pracował nad nim chwilę a później zabrał ręce, gdy stwierdził, że kucharz jest już dostatecznie przygotowany. Zbliżył swojego członka do jego otworu i najdelikatniej, na ile pozwalała mu samokontrola, wsuwał się we wnętrze blondyna.
Sanji zacisnął dłonie na pościeli. Nagle poczuł na jednej mocny uścisk drugiej ręki Zoro. Było mu tak dobrze. Nie czuł prawie bólu. Jego członek również nie został pozbawiony przyjemności. Było cudownie.
     - Jestem cały.- Szermierz w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że ta chwila będzie tak cudowna. Zaczął się powoli poruszać. Ciepło i ścisk dawały mu nieopisaną przyjemność. Sanji podparł się na łokciach i cicho pojękiwał. – Dobrze ci?- Upewnił się Zoro.
     - Tak… Nie przestawaj…
     Szermierz wiedział, że długo nie wytrzymają. Rozłąka za bardzo ich na siebie nakręciła. Jednym silnym ruchem podniósł Sanjiego i usadził na sobie. Jego członek zanurzył się w nim jeszcze głębiej. Jego tors ociera się o gorące plecy. To był już kulminacyjny moment. Przyśpieszył znacznie swoje ruchy i pieścił blondyna, również doprowadzając go do finału. Drugą ręką odwrócił jego twarz do siebie i namiętnie pocałował w usta. Nie trwało to jednak długo, bo inaczej udusili by się nie biorąc oddechu.
     Rozkosz rozlała się po ciele Zoro. Czuł jak uniesienie wypełnia każdą komórkę jego jestestwa i rozlewa się wewnątrz gorącego ciała Sanjiego. Ugryzł go w bark bo inaczej krzyknąłby i raczej nie było by to ciche. Kucharz, gdy tylko wyczuł w sobie pulsowanie zielonowłosego sam już dłużej nie mógł się powstrzymać. Dłoń Zoro cudownie ścisnęła go przy czubku, gdy biały płyn wytrysnął na jego brzuch.
     Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nie pamiętał, czy wydał z siebie jakiś dźwięk i jakim cudem znalazł się już pod ciepłą kołdrą. Coś cudownie muskało jego twarz. Gdy uchylił jedno oko zobaczył jak Zoro obsypuje go delikatnymi pocałunkami.
     - Coś się zrobił taki słodki, szermierzyku?- Zakpił Sanji. Ta pieszczota była niesamowicie dla niego miła.
     - A ty co taki niegrzeczny?- Szermierz wygiął brew i usta w uśmiechu.- Podobało się?
     - A jak myślisz?- Kucharz się zaśmiał.- Czemu tego wcześniej nie robiliśmy?
     - Ty mi powiedz.- Zoro delikatnie się uśmiechał patrząc mu w oczy.-Tęskniłeś?- Zapytał.
     Sanji spoważniał nagle. Tak bardzo cieszył się, że w końcu się spotkali. Jego serce nie przestawało szalenie bić odkąd tego ranka zobaczył jego plecy. Teraz również nie mogło zwolnić.
     - Nawet… nie wiesz jak bardzo…- Blondyn pogładził szermierza po policzku. Zoro był niezmiernie zdziwiony tym zachowaniem. Rozczuliło go to niesamowicie.
     -  Ja… też tęskniłem.- Zdobył się na te słowa. Chciał być twardy, ale jakoś tak pomyślał, że teraz nie jest to potrzebne.
     - Co się stało z twoim okiem?- Sanji już nie mógł dłużej się powstrzymać z pytaniem. Po za tym czuł się nieswojo gdy tak wyznawali swe uczucia.
     - Walka z pawianem.
     - Z pawianem?- Blondyn nie krył zdumienia.
     - Tak, z pawianem.
     - Zdajesz sobie sprawę, jak to komicznie brzmi?- Zakpił Sanji nie kryjąc uśmiechu.
     - A ty brodę zapuściłeś. Dlaczego?- Zoro próbował zmienić temat.
     - A jakoś tak.
     - W końcu ci urosła co?- Odwdzięczył się za wcześniej.
     - Gówniany glon. Tobie w ogóle nie rośnie.
     - I co z twoją brwią? To jest cholernie popieprzone. Masz dwie w tą samą stronę?
     - O nie! Łapy przy sobie! Zostaw moje włosy!
     Zaczęli się szamotać w pościeli. W końcu Sanji został przyszpilony do łóżka i doskonale prezentował swoje nagie czoło. Gdy został puszczony wolno, odwrócił się do tyłem do szermierza cały czerwony i oburzony. Zoro nie mógł się przestać śmiać. Gdy zauważył, że przegiął przytulił się do pleców blondyna i delikatnie je pocałował.
     - No już, nie gniewaj się.
     - Spadaj!- Sanji dalej się dąsał.
     Zoro był przeogromnie szczęśliwy. Nigdy nie pomyślał, że można za kimś tak bardzo tęsknić, że można być tak bardzo przy kimś szczęśliwym.
     - Sanji…?
     - Słucham?
    - Kocham cię.
     Nastała pełna napięcia chwila. Sanji myślał, że sobie to ubzdurał. Czy to były te słowa? Odwrócił się do niego twarzą.
     - Co?
     - Co, co?- Zoro zrzedła mina.
     - Powtórz.
     - Teraz to już po ptakach. Trzeba było uważnie …
     - Powtórz!- Sanji musiał to usłyszeć jeszcze raz. Zaczął się szamotać, a Zoro próbował go uspokoić.
     - Spokojnie!
     Kucharz błagał go wzrokiem. Zoro nie wytrzymał.
     - Kocham cię, idioto!- Oboje zastygli w napięciu. Do blondyna dopiero teraz trafił sens słów. Jego serce szalało ze szczęścia.
     - Ja… nie wierzę. - Sanji szczerze się roześmiał.
     - Nie powinieneś odpowiedzieć coś w stylu… Ja ciebie też?- Wkurzył się zawstydzony Zoro i odwrócił wzrok.
     - Głupku…- Kucharz pogładził go po policzku i delikatnie go pocałował.- Przecież dobrze wiesz.- Zoro spojrzał na niego i już o nic nie pytał.
     - I żałuję… Że ci nie powiedziałem tego wcześniej… Zanim… No wiesz…- Szermierz posmutniał, gdy przypomniał sobie, co się później wydarzyło.
     - Nie mogliśmy wiedzieć…
     - Teraz już się tak nie stanie, obiecuję.- Zoro pocałował go w czoło.
     - Ja też nie próżnowałem. Tym razem cię ochronię.- Powiedział Sanji z uśmiechem i pokazał mu język.
     - Zobaczymy kto kogo będzie bronił, głupia brewko.
     - Mam nadzieję, że jesteś tak dobry w szermierce, jak w łóżku.- Uśmiechnął się blondyn zalotnie. Zoro to podchwycił. Strasznie go to podnieciło.
     - Zaraz ci przypomnę, żebyś był pewny.- Wymruczał drapieżnie.
     Zrzucili pościel i oddali się słodkim przyjemnością.

KONIEC


1 komentarz: