Tutaj
przepraszam wszystkich czytelników
Będzie bardzo duży skok
w czasie. Wybaczcie za tą inwencje twórczą, ale tak to potoczyło się w mojej
głowie. Więc: musicie sobie wyobrazić, że załodze pozostało niewiele do
dotarcia na Archipelag Sabaody. (Z uwagi na to, że akcja dzieje się przed nim,
pominęłam cały epizod z Morią i Zoro wcale nie został ranny przez Kumę. Mimo wszystko trafiają na bąbelkową wyspę i tam załoga
zostaje rozdzielona.) Pomiędzy kochankami wiele się nie zmienia prócz paru romantycznych
wieczorów, ale bez konkretów. Zoro i Sanji spotykają się dopiero po tych dwóch
latach. I od tego momentu chciałabym kontynuować. Nie wiem jak to zostanie
odebrane, ale mam nadzieję, że nie najgorzej ;D Miłego czytania!
***
Ile to
już czasu? Zastanawiał się Sanji. Codziennie liczył dni do tej chwili. Nie
sądził, że kiedykolwiek będzie czegoś tak wyczekiwał. A teraz w końcu tu jest.
Stoi kilka metrów od osoby, którą chciał ujrzeć najbardziej na świecie. On go
nie widzi, jest zajęty szukaniem statku. Jego serce nie może się uspokoić. Jest
taki szczęśliwy, ale tak samo przerażony. Przecież minęły dwa lata. W tym
czasie mogło się wszystko zmienić. Jednak jego uczucia nie zblakły, tylko
bardziej przybrały na sile.
Odpalił
papierosa. Wpuścił do płuc gryzący dym i podziwiał swojego ukochanego. Gdyby
wtedy wiedział co się stanie, lepiej wykorzystałby ten czas. Powiedziałby tyle
rzeczy, tyle rzeczy by zrobił. Tyle rzeczy żałował. Teraz już nie musiał. Jest
tu. Niedługo się spotkają.
Obserwował,
w jakim stopniu Zoro się zmienił. Uwydatniły się jego mięśnieł i coś mu się
stało z lewym okiem. Tak poza tym, wyglądał tak samo. Te same gloniaste włosy,
tępy wyraz twarzy, trzy katany… Sanji się zaśmiał. Jak on za nim tęsknił.
Tylko… czy on też?
Postanowił
już go dłużej nie śledzić, tylko wrócić na statek. Potrzebne zakupy już zrobił
i miał zamiar przyszykować ucztę o jakiej się załodze nawet nie śniło. Nie
spędził tego czasu na darmo, o nie!
…
Gdy
znalazł się już na Sunny’m przywitał się z resztą załogi. Wszyscy po trochu się
zmienili. Teraz naprawdę będą stanowić silną grupę. Zastanawiał się, co pomyśli
sobie o nim Zoro, gdy go zobaczy. Zabrał się do gotowania. Tak tęsknił za swoją
kuchnią. Wypakował składniki i oddał się przyjemnościom.
W tym
całym ferworze nie zauważył nawet, że do stołu zasiedli już głodni przyjaciele.
Jakie było jego zdziwienie, gdy się odwrócił i zobaczył te piękne ciemne oczy
patrzące na niego znad obrusa. Zanim jednak Zoro cokolwiek zdążył zrobić, Sanji
odwrócił wzrok zawstydzony. Serce przyjemnie się rozedrgało i twarz
zarumieniła. Szybko wrócił do gotującej się zupy. Próbował skupić się na tym,
żeby jej nie przypalić. Tyle czasu! A on zachował się jak spłoszony zajączek!
Zaczął
podawać posiłek. Gdy postawił talerz przed zielonowłosym, nawet nie niego nie
spojrzał. Nie miał odwagi. Do wieczora udawał, że nie dostrzega szermierza.
Wiedział, że to głupie. Nic nie mógł poradzić na trzęsące się dłonie i
przyśpieszone tętno.
Do
tego wróciło ze zdojoną siłą jego pożądanie. Każdy wieczór przez te dwa lata,
nie myślał o nikim innym. Tylko o tym, żeby go dotknąć, żeby on też to robił,
żeby w końcu połączyli swe ciała. Przeżywał w samotności nieskończoną ilość
niesamowitych fantazji z tym cholernym szermierzem. Ach! A teraz ma go tu, obok
siebie i boi się na niego spojrzeć.
-
Sanji! To było przepyszne!- Krzyknęła Nami.- W końcu porządny posiłek od dwóch
lat!
-
Pyszne mięsoooo…- Jęczał opchany kapitan pod stołem.
- Cała
przyjemność po mojej stronie.- Powiedział Sanji widząc zadowolone miny
kamratów.
- Ja
już podziękuję i pójdę na bocianie gniazdo.- Odparł Zoro wstając od stołu.
Sanjiego przeszedł dreszcz, gdy usłyszał jego głos.
- A my
zajmiemy się zmywaniem naczyń- Odparła słodko Robin.
Gdy
drzwi za szermierzem się zamknęły, Sanji kombinował jak tu wyjść z kuchni, żeby
nie wyglądało to jednoznacznie. Postanowił chwilę poczekać i dołączył do
dziewczyn przy zlewie.
-
Podawajcie mi talerze, będę wycierał.
- O
nie, nie, nie. Ty masz do zrobienia co innego.- Zaśmiała się Nami.
- A co
jest ważniejszego od pomagania tak pięknym damom?- Przymilał się blondyn.
- Ty
chyba dobrze wiesz.- Uśmiechnęła się dwuznacznie Robin i wskazała głową drzwi
przez które dopiero co wyszedł Zoro. Sanji zrobił się purpurowy.
- Idź,
my tu wszystko ogarniemy.- Nawigatorka zabrała się za pierwszą partię talerzy.
-
Dzięki.- Kucharz nie mógł nic na to poradzić. Musiał się z nim zobaczyć.
Uśmiechnął się i ruszył do drzwi. W końcu mieli trochę chwili dla siebie.
Wyszedł
na zewnątrz. Było już ciemno. Rozejrzał się dookoła ale nikogo nie dostrzegł.
Jego wzrok przyzwyczajał się do ciemności. Zszedł ze schodów na trawiasty
pokład. Nie zdążył już zrobić kolejnego kroku bo coś szarpnęło go i
przygwoździło do balustrady. Na jego ustach zagościł namiętny i gorący
pocałunek.
Sanji
zachłysnął się swoimi uczuciami. Zoro dopadł go w ciemnościach jak tygrys. Nie
miał szans żeby się wyrwać z tego uścisku. Jego nadgarstki były skrępowane
przez dwie silne dłonie. Poczuł w ustach swój ulubiony smak. Przez cały ten
czas bał się, że go zapomni. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek coś bardziej mu
smakowało. Język pieścił jego podniebienie i kazał mu się brutalnie
odwzajemniać. To dzikie pożądanie odbierze mu dzisiaj zmysły.
Szermierz
przerwał pocałunek i spojrzał w oczy Sanjiemu.
- Tak
się ze mną witasz, kucharzyku?
- Ty
za to bardzo spektakularnie. – Blondyn miał wrażenie, że oszaleje. Chciał
kontynuować pocałunek, ale Zoro się odsunął.
-
Śledziłeś mnie całe popołudnie.- Szermierz wymruczał mu do ucha. Kucharzowi
zrobiło się głupio, że dał się na tym złapać. – Dlaczego tak długo mnie
unikałeś?
-
Musiało ci się przewidzieć.- Postanowił rżnąć głupa. Przy okazji ugryzł go
lekko w ucho. Odniosło to zamierzony efekt bo Zoro, aż cały się napiął na ten
gest.
- Masz
na coś ochotę?- Zapytał szermierz groźnie przygwożdżając Sanjiego biodrami do
barierki. Ich członki drżały ze zniecierpliwienia.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo.- Znowu zaczęli się całować. Powoli kierowali się w
stronę drabiny, w kierunku ich ulubionego kącika miłosnego. Gdy do niej dotarli
nie mogli się od siebie odkleić i zdecydować, który pierwszy wchodzi. W końcu
zrobił to Zoro i czym prędzej znaleźli się na górze.
Gdy
tylko Sanji się wdrapał na podłogę siłowni, silne ramiona pociągnęły go w górę
i gdy już stał, zręcznie zdjęły mu koszulę. Pomiędzy pocałunkami na podłodze
wylądowała reszta ich ubrań i buty. Rzucili się na ich stare legowisko. Nie
mogli się nacieszyć dotykiem swoich nagich ciał. Ich przyrodzenia ocierały się
o siebie złaknione spełnienia. Szybko Sanji wylądował na plecach. Rozłożył nogi
zachęcając Zoro do innych pieszczot. Szermierz spojrzał na niego z pytającym
wyrazem twarzy.
- Co
jest?- Zapytał Sanji.
- Coś
się zmieniło przez ten czas? – Zoro uśmiechnął się i dość ostro włożył dwa
palce w otwór blondyna. Sanji cicho syknął ale był tak rozemocjonowany, że
rozproszyło go to tylko na chwilę.
-
Zamknij się.- Wydyszał podniecony. Tak bardzo pragnął, by Zoro go posiadł z
milion razy tej nocy. Szermierz jednak trochę się wystraszył, że zrobił mu
krzywdę i zabrał rękę.
Blondyn
stwierdził jednak, że nie chce być w tej pozycji. Powoli, ale stanowczo odsunął
od siebie zielonowłosego na tyle, by usiadł na pościeli.
- Co
robisz?
- Nie
przerywaj.- Sanji usiadł na nim okrakiem i chwytając jego dłoń położył sobie na
pośladku. Zaczął go namiętnie całować. Poczuł znowu palce wewnątrz siebie. To
było nieziemsko przyjemne. Jak mógł wcześniej na to nie pozwalać?
- Nie
poznaję cię.- Zoro był wniebowzięty. Nigdy wcześniej Sanji nie robił takich
rzeczy. Ich członki bosko pulsowały przy sobie.
- Chcę
więcej.- Blondyn odpływał w cudownej ekstazie.
- Nie
musisz prosić dwa razy.- Szermierz dodał jeszcze dwa palce. Jeszcze chwila, a
rzuci tego cholernego kucharza na podłogę i ostro wypieprzy. Sanji tak słodko
jęczał mu do ucha. Tak przyjemnie wplatał dłonie w jego włosy. Nie przypuszczał,
że tak bajecznie będzie wyglądało ich powitanie.
Zoro
nie mógł znieść tych cudownych westchnień. Zrzucił z siebie kucharza i odwrócił
na brzuch. Uniósł jego biodra i gdy spojrzał na jego tyłek, nie mógł się
opanować.
Sprzedał
mu solidnego klapsa.
- Ała!
Co ty odpierdalasz kosmito?- Chwycił się za bolący pośladek oburzony Sanji. Ze
wstydem przyznał jednak, że było to cholernie podniecające.
- To
za dzisiaj.- Zoro gardłowo zamruczał.
-
Pieprzony marimo!- Blondyn nie mógł uwierzyć, że doświadczył czegoś
takiego. Potulnie się odwrócił i położył brzuchem na pościeli. Ta pozycja
zachęcała do jednego. – Pośpiesz się i kończ to.
-
Jesteś pewny?- Zapytał nagle Zoro nachylając się do jego ucha. Składał
delikatne pocałunki na jego karku.
-
Cholernie.- Kucharz rozpływał się pod tą pieszczotą.- Tym razem zabiję
cię jeśli tego nie zrobisz.
- Tym
razem chyba się zlęknę.- Wyszeptał mu we włosy Zoro. Jego ręka znowu zagościła
pomiędzy jego pośladkami. Sanji ukrył twarz w poduszce. Delikatnie uniósł
biodra. Szermierz pracował nad nim chwilę a później zabrał ręce, gdy
stwierdził, że kucharz jest już dostatecznie przygotowany. Zbliżył swojego
członka do jego otworu i najdelikatniej, na ile pozwalała mu samokontrola,
wsuwał się we wnętrze blondyna.
Sanji
zacisnął dłonie na pościeli. Nagle poczuł na jednej mocny uścisk drugiej ręki
Zoro. Było mu tak dobrze. Nie czuł prawie bólu. Jego członek również nie został
pozbawiony przyjemności. Było cudownie.
-
Jestem cały.- Szermierz w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że ta chwila
będzie tak cudowna. Zaczął się powoli poruszać. Ciepło i ścisk dawały mu
nieopisaną przyjemność. Sanji podparł się na łokciach i cicho pojękiwał. –
Dobrze ci?- Upewnił się Zoro.
- Tak…
Nie przestawaj…
Szermierz
wiedział, że długo nie wytrzymają. Rozłąka za bardzo ich na siebie nakręciła.
Jednym silnym ruchem podniósł Sanjiego i usadził na sobie. Jego członek
zanurzył się w nim jeszcze głębiej. Jego tors ociera się o gorące plecy. To był
już kulminacyjny moment. Przyśpieszył znacznie swoje ruchy i pieścił blondyna,
również doprowadzając go do finału. Drugą ręką odwrócił jego twarz do siebie i
namiętnie pocałował w usta. Nie trwało to jednak długo, bo inaczej udusili by
się nie biorąc oddechu.
Rozkosz
rozlała się po ciele Zoro. Czuł jak uniesienie wypełnia każdą komórkę jego
jestestwa i rozlewa się wewnątrz gorącego ciała Sanjiego. Ugryzł go w bark bo
inaczej krzyknąłby i raczej nie było by to ciche. Kucharz, gdy tylko wyczuł w
sobie pulsowanie zielonowłosego sam już dłużej nie mógł się powstrzymać. Dłoń
Zoro cudownie ścisnęła go przy czubku, gdy biały płyn wytrysnął na jego brzuch.
Zrobiło
mu się ciemno przed oczami. Nie pamiętał, czy wydał z siebie jakiś dźwięk i
jakim cudem znalazł się już pod ciepłą kołdrą. Coś cudownie muskało jego twarz.
Gdy uchylił jedno oko zobaczył jak Zoro obsypuje go delikatnymi pocałunkami.
- Coś
się zrobił taki słodki, szermierzyku?- Zakpił Sanji. Ta pieszczota była
niesamowicie dla niego miła.
- A ty
co taki niegrzeczny?- Szermierz wygiął brew i usta w uśmiechu.- Podobało się?
- A
jak myślisz?- Kucharz się zaśmiał.- Czemu tego wcześniej nie robiliśmy?
- Ty mi
powiedz.- Zoro delikatnie się uśmiechał patrząc mu w oczy.-Tęskniłeś?- Zapytał.
Sanji
spoważniał nagle. Tak bardzo cieszył się, że w końcu się spotkali. Jego serce nie
przestawało szalenie bić odkąd tego ranka zobaczył jego plecy. Teraz również
nie mogło zwolnić.
-
Nawet… nie wiesz jak bardzo…- Blondyn pogładził szermierza po policzku. Zoro
był niezmiernie zdziwiony tym zachowaniem. Rozczuliło go to niesamowicie.
- Ja…
też tęskniłem.- Zdobył się na te słowa. Chciał być twardy, ale jakoś tak
pomyślał, że teraz nie jest to potrzebne.
- Co
się stało z twoim okiem?- Sanji już nie mógł dłużej się powstrzymać z pytaniem.
Po za tym czuł się nieswojo gdy tak wyznawali swe uczucia.
-
Walka z pawianem.
- Z
pawianem?- Blondyn nie krył zdumienia.
- Tak,
z pawianem.
-
Zdajesz sobie sprawę, jak to komicznie brzmi?- Zakpił Sanji nie kryjąc
uśmiechu.
- A ty
brodę zapuściłeś. Dlaczego?- Zoro próbował zmienić temat.
- A
jakoś tak.
- W końcu
ci urosła co?- Odwdzięczył się za wcześniej.
-
Gówniany glon. Tobie w ogóle nie rośnie.
- I co
z twoją brwią? To jest cholernie popieprzone. Masz dwie w tą samą stronę?
- O
nie! Łapy przy sobie! Zostaw moje włosy!
Zaczęli
się szamotać w pościeli. W końcu Sanji został przyszpilony do łóżka i doskonale
prezentował swoje nagie czoło. Gdy został puszczony wolno, odwrócił się do
tyłem do szermierza cały czerwony i oburzony. Zoro nie mógł się przestać śmiać.
Gdy zauważył, że przegiął przytulił się do pleców blondyna i delikatnie je
pocałował.
- No
już, nie gniewaj się.
-
Spadaj!- Sanji dalej się dąsał.
Zoro
był przeogromnie szczęśliwy. Nigdy nie pomyślał, że można za kimś tak bardzo
tęsknić, że można być tak bardzo przy kimś szczęśliwym.
-
Sanji…?
- Słucham?
- Kocham cię.
Nastała
pełna napięcia chwila. Sanji myślał, że sobie to ubzdurał. Czy to
były te słowa? Odwrócił się do niego twarzą.
- Co?
- Co, co?- Zoro zrzedła mina.
-
Powtórz.
-
Teraz to już po ptakach. Trzeba było uważnie …
-
Powtórz!- Sanji musiał to usłyszeć jeszcze raz. Zaczął się szamotać, a Zoro próbował go
uspokoić.
-
Spokojnie!
Kucharz błagał go wzrokiem. Zoro nie wytrzymał.
- Kocham cię, idioto!- Oboje zastygli w napięciu. Do blondyna dopiero teraz trafił sens słów.
Jego serce szalało ze szczęścia.
- Ja…
nie wierzę. - Sanji szczerze się roześmiał.
- Nie
powinieneś odpowiedzieć coś w stylu… Ja ciebie też?- Wkurzył się zawstydzony
Zoro i odwrócił wzrok.
-
Głupku…- Kucharz pogładził go po policzku i delikatnie go pocałował.- Przecież
dobrze wiesz.- Zoro spojrzał na niego i już o nic nie pytał.
- I
żałuję… Że ci nie powiedziałem tego wcześniej… Zanim… No wiesz…- Szermierz
posmutniał, gdy przypomniał sobie, co się później wydarzyło.
- Nie
mogliśmy wiedzieć…
-
Teraz już się tak nie stanie, obiecuję.- Zoro pocałował go w czoło.
- Ja
też nie próżnowałem. Tym razem cię ochronię.- Powiedział Sanji z uśmiechem i
pokazał mu język.
-
Zobaczymy kto kogo będzie bronił, głupia brewko.
- Mam
nadzieję, że jesteś tak dobry w szermierce, jak w łóżku.- Uśmiechnął się
blondyn zalotnie. Zoro to podchwycił. Strasznie go to podnieciło.
-
Zaraz ci przypomnę, żebyś był pewny.- Wymruczał drapieżnie.
Zrzucili
pościel i oddali się słodkim przyjemnością.
KONIEC
Bardzo fajne opowiadanie, dobrze napisane.
OdpowiedzUsuń