sobota, 13 czerwca 2015

Serce w klatce 4



     Zbudził go szmer. Ktoś był w jego pokoju. Wstrzymał oddech, udając dalej śpiącego i wsłuchiwał się w zbliżające kroki. Każdy dźwięk wbijał mu się boleśnie w czaszkę, potęgując strach. Nie mogąc wykonać żadnego ruchu, czekał, aż oprawca będzie dosłownie za jego plecami, które były zwrócone w stronę drzwi. Wiedział, że nastąpi to lada moment. Sekundy dzieliły go od kontaktu, więc przygotował się do ataku.
     W końcu coś musnęło jego ramię.
     Zerwał się jak oparzony, wykręcając dłoń, która go dotknęła i powalił przeciwnika na ziemię, odrzucając czarną teczkę. Spojrzał na twarz skradającego.
     - Rany, coś taki spięty?- Kid leżał pod nim, zaskoczony tą niespodzianką i krzywił się z bólu.- Wyluzuj, to ja.
     Law oddychał szybko i powoli uświadamiał sobie, co zrobił. Zostawił Eustassa, który zaczął rozmasowywać nadgarstek. Przetarł oczy dłonią, wybudzając się całkowicie. Bezwiednie zareagował i poczuł się głupio.
     - Wybacz - Powiedział skruszony swoim zachowaniem. Musiał przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. Był to jego pierwszy sen od dłuższego czasu i niestety za krótki, by mógł odpowiednio wypocząć.
     - Bili cię w domu, czy co?- Kid był pod wrażeniem jego samoobrony. Przyglądał się czujnie chłopakowi, który opłukiwał twarz w umywalce. Czyżby chodził na jakieś lekcje? Rzadko kto potrafił go tak zaskoczyć. Zrzucił swoją słabość na nieuwagę, a następnie spojrzał na teczkę, która wylądowała w kącie pokoju. Zastanawiała go bardzo, ale powstrzymał się jeszcze przed pytaniami. Wstał i podszedł do czarnowłosego, patrzącego w swoje zmarnowane odbicie w lustrze – A może tylu sobie wrogów narobiłeś? - Zapytał, gapiąc się na smukłą szyję mężczyzny.
     - Kto wie…- Law zakręcił kran i obrócił się do zaintrygowanego Eustassa.- W czymś mogę pomóc?
     - Mamy naradę, śpiąca królewno. Musimy obgadać jeszcze parę spraw, a ty się wylegujesz - Ruszył do drzwi  – Lepiej, żebym nie musiał się za ciebie wstydzić już pierwszego dnia.
      Law westchnął zirytowany i ruszył za czerwonowłosym, wbijając ręce w kieszenie. Był naprawdę wdzięczny, że nie musi tu nosić eleganckich ciuchów. Nienawidził duszących szyje krawatów, oraz niewygodnej i sztywnej koszuli, w których spędził pół swojego życia. Bluza i jeansy były prawdziwym zbawieniem.
     W pokoju każdy już zajął swoje miejsce. Kiedy weszli, ucichły rozmowy i każdy wlepił wyczekujący wzrok w Kida. Trafalgar usiadł w rogu pomieszczenia, starając się nie wyróżniać.
     -Teraz może przedstawię was naszemu nowemu doktorkowi, jak należy - Eustass wskazał najpierw ręką na Killera – Jak już wiesz, to mój zastępca. Gdy chcesz się podrapać w tyłek, gdy mnie nie ma, jego masz się pytać o pozwolenie  - Powiedział, przy chichotach reszty. Przeniósł wzrok na następnego – Ten tu, to Drake. Zajmuje się towarem razem ze mną i Killerem – Następnie wskazał mężczyznę, rozkładającego karty na stole – Ten blady trup, to Basil Hawkins. Jest mistrzem przekrętów i każde oszustwo wywęszy na odległość kilometra.
     Trafalgar przerzucał wzrok z jednej osoby na drugą.
     - Scratchmen Apoo zajmuje się przemytem. Załatwia transport i ludzi. Landryna…- Dziewczyna warknęła ostrzegawczo - To Jewerly Bonney. Jest naszym negocjatorem i pośredniczką, jeśli można to takowym nazwać. Zapewniam cię, że jest w swym fachu niezastąpiona.
     - Powinniście mi lizać stopy, debile - Powiedziała, otwierając paczkę chipsów.
     - No i ma cięty język, jak już zdążyłeś zauważyć - Kid westchnął zrezygnowany.
     - I chyba żołądek bez dna - Dodał Law, zanim ugryzł się w język. Wszyscy wybuchli śmiechem zaskoczeni, prócz różowowłosej, która zmroziła go wściekłym spojrzeniem.
     - Z niej lepiej wroga nie miej, uprzedzam - Powiedział Apoo, szturchając przyjaźnie czarnowłosego.
     - No dobra, skoro pobieżnie już wszystko wiesz, trzeba ustalić jeszcze parę spraw - Eustass pochylił się, znajdując się w kręgu światła, rzucanym przez sufitową żarówkę i splótł palce, opierając na nich podbródek - Rozumiem, że w związku z zaistniałą sytuacją, którą mieliśmy okazję przeczytać w gazecie, masz zamiar zostać u nas na dłuższy czas?
     - Tak - Law był naprawdę wdzięczny, że przynajmniej na razie nie musi się z tego tłumaczyć.
     - Okej, nie musisz nigdzie wychodzić, Apoo załatwi ci ubrania. Żarcie jest wspólne, o nie się nie martw. Chociaż musisz uważać, co zostawiasz, bo dziewczyna lubi opróżniać sama lodówkę.
     - Spierdalaj - Pokazała szefowi środkowego palca.
     - Tak, to chyba wszystko. Powiedzmy, że za zakwaterowanie będziesz mi płacił w naturze - Zamachał tajemniczo brwiami. Trafalgar poczuł, jak po jego ciele przeszedł zimny dreszcz. Zastanawiał się, dlaczego tym razem nikt się nie zaśmiał.
     - Nie wszystko - Wyrwał się, zaskakując resztę - Jeśli mam was zszywać, potrzebuję do tego sterylnego miejsca i sprzętu. 
     - Dobrze, sporządź nam listę, a to załatwimy. Potem pokażę ci twój prywatny gabinecik - Eustass wyszczerzył zęby w uśmiechu.
      Na tym dyskusja o jego osobie się skończyła. Później były omawiane interesy, z których Trafalgar niewiele rozumiał. Starał się jednak słuchać wszystkiego uważnie. Był zaskoczony, że parę osób, w tak młodym wieku, potrafiło stworzyć tak dobrze obmyślaną organizację przestępczą. Do tego nie tylko handlowali papierosami, alkoholem i narkotykami, ale jeszcze bronią, która prawdopodobnie doszła niedawno, jak udało mu się wywnioskować z rozmowy. Usłyszał mnóstwo pseudonimów i nazwisk, których nie sposób było zapamiętać. Nie wychwycił jednak nic, co byłoby dla niego w tej chwili pomocne. Do tego ogarnęły go wątpliwości, co do słuszności swoich decyzji. Wiedział, że z tej drogi nie ma odwrotu i jeśli nie znajdzie żadnych dowodów dla własnej sprawy, okaże się to zbędnym wysiłkiem. Po chwili takiego skupienia, automatycznie się wyłączył, bezwiednie wracając myślami do wcześniejszych wydarzeń.



     Kobieta nerwowo postawiła szczękającą filiżankę z kawą na blat biurka.
     - Nie prosiłem o…- chciał krzyknąć zdenerwowany. Od długiego czasu nic nie przychodziło mu do głowy, więc coraz bardziej tracił nadzieję na uwolnienie się z kajdan, które skuły go z tym miejscem.
     - Musi panicz uciekać - szepnęła pokojówka za jego plecami. Głos jej drżał przy wypowiadaniu kolejnych słów – Doflamingo planuje twoją śmierć. Podsłuchałam jego rozmowę na ten temat.
     Trafalgar zamarł. Długopis, który obracał jeszcze przed chwilą w palcach, zatrzymał się na chwilę. Szybko odzyskał jednak trzeźwe myślenie.
     - Na kiedy? - Zapytał po chwili, czując jak szybko wali mu serce. O dziwo, nie był zaskoczony tą informacją. To oczywiste, że wujowi było by na rękę pozbycie go ze swojej sceny. Mógłby wtedy dowolnie rozporządzać majątkiem, który teraz został zamrożony przez to, że treść testament wysłał prawnikowi.
     - Jurto – Powiedziała cicho.    
     - Jak?
     - Przykrywką ma być wybuch gazu. Ma panicz spłonąć w płomieniach.
     - Czemu mi o tym mówisz?- Zapytał nieufnie, mimowolnie drżąc, wyobrażając sobie własną śmierć w ogniu. Zastanawiał się, co skłoniło kobietę, do powiedzenia mu o tym. Mimo wszystko rzadko był dla niej miły i równie dobrze mogła go podpuszczać na zlecenie Doflamingo. Nie rozumiał dlaczego miałaby działać wbrew swojemu pracodawcy i być po jego stronie. Nie miała wcześniej żadnych powiązań z jego rodziną.
     - Ponieważ nie chcę, byś umierał - Powiedziała po chwili jeszcze ciszej, jakby wstydząc się własnych słów - Proszę, musisz mi uwierzyć. Pomogę, jeśli trzeba.
     Law widział jej zapłakane oblicze w ciemnej szybie przed sobą. Słone krople bezdźwięcznie spływały po jej bladych policzkach, wsiąkając w kręcone, ciemne włosy, opadające na bezwstydny dekolt. Poza słowami, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc zdradzić swoich łez. Trafalgar nie rozumiał tej troski o swoją osobę. Wiedział, że kobieta często się przy nim kręciła, gdy był w domu, ale nigdy jej nie dopuścił do siebie na tyle, by wytworzyły się między nimi jakiekolwiek więzi. Zaskoczony tym wszystkim i przejęty coraz bardziej, nie potrafił jej nie uwierzyć. Po za tym, jego wuj był zdolny do wszystkiego, a pożary zdarzają się często i ich wywołanie jest banalnie proste. Zdał sobie też sprawę, że to mu mogło ułatwić wiele rzeczy. Może spróbować zaufać tej kobiecie i podjąć ryzyko.      
     - Nie martw się, nic mi nie będzie - powiedział, chcąc ją uspokoić i kształtując w głowie szkic planu – Będę potrzebować jednak twojej pomocy - Zdecydował.
     - Co tylko zechcesz!- Powiedziała bez chwili zastanowienia.  
     Trafalgar zamknął oczy. Wiedział już, że musi upozorować swoją śmierć. Po pierwsze musiał zdobyć teczkę z dokumentami wuja, która znajdowała się w jego osobistym biurku i do której już miał klucz. Wiedział jak się wymknąć z posesji niezauważonym. Pozostała tylko jedna kwestia… jak oszukać Doflamingo, że naprawdę nie przeżyje tego wybuchu…?
      - Powtórz mi każde słowo, jakie udało ci się usłyszeć - Obrócił się do dziewczyny, która zarumieniła się od jego spojrzenia, po same uszy.  



     Nim się spostrzegł, spotkanie dobiegło końca. Wszyscy wstali, rozchodząc się w swoje strony.
     - Chodź ze mną, oprowadzę cię tu jeszcze - Kid klepnął go w ramię.
     Law zły na siebie, znów dał się poprowadzić. Musiał bardziej uważać. Od tego zależała jego przyszłość, a on wciąż rozpamiętywał przeszłość, nie mogąc się z niej otrząsnąć. Ciążyła mu na barkach, oblepiając szyję i utrudniając oddychanie.
     - Czy ten jest w porządku? - Zapytał Eustass wprowadzając go do jednego z pomieszczeń.
Trafalgar się skrzywił. Pokój niczym się nie różnił od innych. Brud i kurz zalegał na każdej powierzchni, światło było beznadziejne, no i wentylacja żadna. Był jednak wystarczająco duży, by pomieścić w nim to, co zaplanował.
    - Powiedzmy. Jak nie macie nic lepszego - Przejechał palcem po brudnym blacie jednego ze stołów – Przyda się mały remont - Oczami wyobraźni ujrzał to, co jako dziecko zobaczył, kiedy ojciec zabrał go do pierwszy raz do ich nowo otwartego szpitala. Pokazywał laboratorium, gabinety i w końcu salę operacyjną. Nie miał problemu z oglądaniem krwawych ran, obrzęków czy okaleczonych ludzi. Wszystko to go fascynowało, miał ochotę poznać każdy problem, jaki był związany z medycyną. Tego uczucia, które towarzyszyło mu podczas tej wycieczki, nie zapomniał do teraz. Od tamtej pory, chciał być jak rodzice. Chciał leczyć i pomagać ludziom, tak jak oni. Chciał im kiedyś dorównać, a nawet przewyższyć, lecz teraz…
     - Halo, ziemia do Trafalgara - Kid pomachał mu ręką przed twarzą.
     - Na kiedy da się to zrobić? - Zapytał w ciemno, starając się nie dać po sobie poznać, że odpłynął.
     - Za parę dni będzie tu tak, jak sobie wymarzysz. Każdy kąt będzie lśnił. Masz moje słowo – Eustass wsparł się pod boki i pochylił do Lawa, który znowu odczuł przytłaczającą bliskość swojego nowego szefa – Sporządź mi plany na zaraz, a potem…
     - A potem co…? - Zapytał, niepokojąc się odrobinę, gdy mężczyzna nachylił się do jego ucha.
     - Może się trochę zabawimy? – wyszeptał ponętnie.
     Później zrobił coś, czego Law zupełnie się nie spodziewał. Cały się spiął, kiedy poczuł na szyi ciepły język, który przesunął się od jego obojczyka, aż po ucho. Nie mógł zareagować, choć rozsądek mu podpowiadał by uderzyć mężczyznę. Zrobiło mu się gorąco.
     - Co. Ty. Robisz? - Zapytał najeżony, odzyskując władzę w kończynach. Odsunął się na bezpieczną odległość, chwytając się za mokre miejsce na skórze. Zadrżał, czując nadal dziwny prąd który rozpełzł się po jego ciele jak stado węży.
     - Hah… Tylko coś sprawdzam - Zaśmiał się i wyminął rozgorączkowanego chłopaka, zostawiając go sam na sam ze swoimi myślami.



      Trafalgar zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, co mu zafundował Kid. Czuł podejrzane sygnały ze strony Eustassa, ale przypisywał je dziwnej osobowości mężczyzny. Za każdym razem, gdy ten bezwstydnie wspominał ową sytuację, wzdrygał się, nie rozumiejąc go. Miał nadzieję, że to były jedynie głupie żarty, choć teraz już niczego nie był pewny.
     Żeby zająć czymś umysł, sporządził listę wszystkiego, czego potrzebował. Rozplanował również pomieszczenie oraz wziął prysznic. Na szczęście łazienki były naprawdę w dobrym stanie. Przebrał się w nowe ubrania, które jakimś cudem trafiły do pokoju przed jego przybyciem. Ze zgrozą odkrył, że każde jest w idealnym rozmiarze dla niego i zaczął się czuć naprawdę niekomfortowo.
      Z tych rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Odwiedził go Apoo wymachując rękami jak nienormalny. Było to chyba jakimś nerwowym lub genetycznym upośledzeniem ruchu.
     - Gotowy na imprezę? - Zapytał śpiewnie - O! Widzę, że ciuchy pasują idealnie!
     - Jaką imprezę? - Law nie miał ochoty na takie rzeczy. Po za tym, nigdy na żadnej nie był, a podejrzewał, że nie będzie to spokojne siedzenie przy herbacie. Jako, że był dzieciakiem z wyższych sfer, z nieprzyjemną przeszłością i niezbyt towarzyskim charakterem, nie znalazł nigdy bliskich przyjaciół, z którymi mógłby gdzieś wychodzić. Nie narzekał na samotność, ponieważ ją lubił. Nie miał potrzeby chodzić na potańcówki czy dyskoteki, gdzie ludzie zalewali się w trupa i rzygali po kątach, szczycąc się tym potem, jakby było to nie wiadomo jakim osiągnięciem. Po za tym, należał do spokojnych osób, które wolały sobie posiedzieć nad książką, niż bawić się do białego rana cez celu.
     - No jak to jaką? Kid nic nie mówił? A to świnia - Chłopak wyciągnął go z pokoju i zaczął prowadzić przez korytarze, nie zważając na protesty  – Mamy swoją stałą miejscówkę. Zbiera się w niej wiele gangów i dzięki temu możemy sprzedawać towary lub zwęszyć nowy interes. Będąc w tej branży, musisz wpłynąć w ławicę rekinów, a im więcej z ostrymi jak brzytwa zębami gęb poznasz, tym lepiej dla ciebie. Kto wie, może się jeszcze do czegoś nadasz, prócz krojenia na stole.
     - Wolę zostać przy swoim fachu - Powiedział, coraz bardziej się niepokojąc. Nie chciał wyjść też na mięczaka, dlatego nie wiedział jak się z tego zręcznie wykręcić. Z drugiej strony, był też trochę ciekawy.
     - Może się okazać, że masz smykałkę do interesów. Drake też to odkrył dopiero, gdy zaczął w tym siedzieć - Powiedział, ukazując swe zębowe pianino w zadowolonym uśmiechu - Każdy z nas ma ukryte talenty.
      - A ty masz jakiś?
      - Gram na saksofonie - powiedział dumnie, czym rozbawił przyszłego lekarza - Choć niestety w naszej branży nie jest to przydatne. Hawkins na przykład jest tatuażystą. Robi takie dziary, że kolejki się ciągną w nieskończoność. Jakbyś kiedyś coś chciał, to tylko od niego.
     - Ach tak?- Law nigdy się głośno nie przyznał, ale zawsze marzył o tym, żeby kiedyś sobie kilka zrobić. Niestety nie wyglądało by to dobrze na uczelni medycznej i w przyszłym zawodzie, dlatego uważał te marzenie za nierealne.
     - Bonney mami klientów jak zawodowa oszustka. Łgarz z niej taki sam jak i żarłok. Mimo, że nikt za nią nie przepada, jest genialna i nawet ja to przyznam, choć jej nienawidzę.
     - A ten cały Killer? - Zapytał, ciekawy tego jegomościa.
     - Piesek Kida…- zaśmiał się - Nikt nic o nim nie wie pomimo tego, że jest z szefem od początku. Ja go tam nic do niego nie mam, jest w porządku. Taki gość któremu można ufać. Trochę za małomówny jak dla mnie i cały czas chodzi za Eustassem bo… a z resztą… zdążysz się przekonać o co mi chodzi - machnął ręką.
     Law uniósł brwi, zdziwiony. Porzucił jednak o tym myśli, bo zbliżali się do wyjścia z podziemi. Już nie miał szansy się wykręcić z imprezy. Poddał się z kretesem, zaciekawiony dalszymi wydarzeniami.
     - Coś mu się stało w twarz, że ciągle chodzi w masce? - Zapytał jeszcze, chcąc podtrzymać konwersacje.
     Wyszli na ulicę. Poczuł się niepewnie. Nałożył na głowę kaptur bluzy i razem z Apoo wsiedli do podstawionego najbliżej sportowego auta.
     - Nie chcesz wiedzieć – Powiedział chłopak i włączył silnik – Lubisz muzykę? Ja często słucham… - Zmianą tematu dał jasno do zrozumienia, że wcześniejszy nie należy do tych przyjemniejszych.
     Tutaj Trafalgar się wyłączył uznając, że są to dla niego zbędne informacje. Od czasu do czasu potakiwał, by jego rozmówca czuł się usatysfakcjonowany. Rozglądał się przy okazji po okolicy, ale nie kojarzył dzielnicy, dopóki nie wyjechali na jedną z główniejszych dróg. Wbił się mocniej w siedzenie, gdy mijali budynek jego szkoły. Tak wiele się teraz w jego życiu zmieniało a on czuł, jakby do osiągnięcia celu nie posunął się nawet o centymetr. Zaczął się nawet zastanawiać, w jakim celu to robi.
     By odzyskać pieniądze? Honor? Marzenia?
     Dla kogo? Dla martwej rodziny?
     Czy rzeczywiście jest sens sobie tak komplikować życie?
     Zatrzymali się na parkingu, usytuowanym nieopodal ulicy z klubami. Gdy wysiadali, z szarego nieba zaczęły spadać drobne krople, a powietrze przesiąknęło zapachem deszczu. Skierowali się w kierunku jednego z neonów, wygiętych w fikuśne litery, układające się w napis „Archipelag Sabaody”.
     W środku było gęsto od papierosowego dymu. Lawa zapiekły oczy i płuca, od stężenia nikotyny w powietrzu, której brzydził się z całych zdrowych płuc. Do tego grała klubowa muzyka, za którą szczerze nie przepadał. Starał się trzymać pleców swojego nowego kolegi i rozglądał czujnie dookoła. Ludzie go obserwowali. Mierzyli od góry do dołu, popijając drinki. Dotarli w końcu do okrągłego stołu, przy którym już zasiadał Kid z całą resztą.
     - No nie! Zaczęliście bez nas? - Jęknął Apoo zawiedziony - Ile kolejek mnie ominęło?
     - Tylko jedna. Nie marudź! - Krzyknął Eustass i zrobił koło siebie miejsce – No, to teraz nasz doktorek będzie miał chrzest. Siadaj!
     Trafalgar zamarł, jak zobaczył blat. Pomrugał kilka razy, zanim dotarło do niego, co się na nim znajduje. Każdy od swojej strony, usypał sobie kreskę z białego proszku. Jedna czekała na niego, gdy czerwonowłosy ustąpił mu siedzenie.
    - Testujemy nowy towar. Jest całkiem przyzwoity - Eustass pociągnął nosem, i poklepał kanapę - Tu masz swoją działkę.
     Law nie mógł się ruszyć. Patrzył na to wszystko i nie wierzył. Za to dostali by kilka ładnych lat w więzieniu. Robili to na oczach wielu ludzi, w miejscu jak dla niego publicznym. Do tego nie trudno się było domyśleć, że narkotyki nie należą do tych z łagodniejszej półki.
     - Patrzcie, dzidzia się cyka – Bonney zadrwiła, obserwując wahającego się chłopaka i zajęła się swoim przydziałem.
     - No nie mów, że nie spróbujesz - Kid posadził Lawa siłą i włożył mu w rękę zrolowany banknot - Dalej, zobaczysz jak po tym jest… ciekawie - Dodał tajemniczo i wciągnął swoją porcję.
     Trafalgar się wahał. Był cholernie ciekawy. Mimo, że jako przyszły lekarz powinien brzydzić się każdą formą szkodliwej ingerencji we własne ciało, tego jakoś nie potrafił sobie odmówić. Podejrzewał, że to jest duża dawka. Zdecydowanie za duża jak na pierwszy raz i jak na niego. Wiedział, że zadziała szybko i nie mógł przewidzieć, co się potem z nim będzie działo.
Nie w tym celu dołączył do tej organizacji. Wiedział, że nie powinien w ogóle próbować takich rzeczy, ponieważ znał ryzyko przyjmowania tego typu substancji, ale z drugiej strony… Dlaczego nie? W końcu raz się żyje, a on nigdy nie miał okazji się wyszaleć, ogarnięty ferworem nauki i przytłoczony narzuconym obowiązkiem spełnienia woli rodziców.
     W końcu podjął decyzję, ignorując własne lęki i słabości. Pochylił się i za jednym razem wciągnął całą dawkę. Wykręciło go porządnie, a oczy zaszły łzami. Momentalnie poczuł jak jego serce przyśpiesza od nadmiaru splątanych emocji i chemii rozchodzącej się w jego żyłach.
     - Kurwa, jednak to zrobił… a liczyłam na dodatkową kolejkę…- zajęczała różowowłosa.
     - Ty masz coś chyba do roboty ślicznotko, a może już zdążyłaś zapomnieć? - Warknął niespodziewanie Kid – Drake, Apoo, to samo.
     Dziewczyna obruszyła się i odeszła od stolika, kierując się w stronę dobrze ubranych gości. Reszta wstała również potulnie, nie komentując oschłości swego lidera.
     Law dziwnie się czuł w tym miejscu. Dodatkowo jego organizm z niepokojem odkrywał obecność obcej substancji, która powoli opanowywała jego komórki nerwowe. Nie wiedział czym zająć niespokojne ręce. Ponadto zaczął odczuwać dziwne splątanie i jednocześnie spokój. Kolory zaczęły się wyostrzać a dźwięki wygładzać. Jednak po za tym, nie poczuł nic specjalnie szczególnego i nie wiedział, czy z tego powodu być zawiedzionym, czy nie.
     Minęła dłuższa chwila. Przy stoliku został tylko on, Hawkins, Killer i dziwnie rozdrażniony Kid. Dopiero jak dokładniej się przyjrzał, zdał sobie sprawę, że większość ludzi w klubie całkowicie swobodnie przyjmuje narkotyki. Zastanawiał się, jak dobrze chronione musi być to miejsce i jak oni wszyscy potrafią potem funkcjonować, a co dopiero prowadzić interesy. Był przekonany, że większość osób jest tutaj już silnie uzależnionych.
     - Chcesz jakąś dziarę?- Zapytał Hawkins zamglonym wzrokiem. Karty miał powtykane we włosy, za ucho i dekolt. Sprawiał wrażenie, jakby umysłem przeniósł się do zupełnie innego świata. Jego podłużne czarne kreski na czole nadawały mu w ciemnym świetle iście upiorny wygląd.
      - Zawsze chciałem - spojrzał na mężczyznę, zaskoczony przytomnością swojego umysłu. Wszystko jednak wydało mu się w tym momencie jakby prostsze i łatwiejsze. Miał ochotę się śmiać z własnych wątpliwości. Zaczęły go fascynować drobne szczegóły otoczenia.  Zapatrzył się chwilę w odbijane w szklance światła. Szkło mieniło się kolorami tęczy, tworząc na blacie barwną mozaikę. Tańczyło i wirowało w rytm muzyki, która nie była już tak drażniąca jak wcześniej.
     Było to tak piękne, że chciał to komuś pokazać. Obrócił się w stronę Eustassa i doznał wewnętrznego szoku. Scena, która się obok niego rozgrywała, przebiła cały dzisiejszy dzień. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w Killera, który całował Kida po szyi, unosząc delikatnie maskę. W tym słabym świetle, mógł dostrzec jedynie część brody chłopaka, którą pokrywały okropne, wypukło-jasne blizny. Jego wolna ręka, pieściła nagi tors czerwonowłosego, odchylając na boki jego skórzaną, czarną kurtkę.
     Kid przyjmował to ze zdecydowanie lepszym humorem i odpalił papierosa. Odprężając się, zupełnie nie reagując na kręcących się wokół ludzi i wyłączonego Hawkinsa, wydmuchał dym z płuc i oparł dłonie o zagłówki kanapy. Dopiero po chwili zorientował się, że Law ich obserwuje. Posłał czarnowłosemu demoniczny uśmiech i nie spuszczając wzroku z Trafalgara, dopalał fajkę, zaintrygowany jego przeciągającym się spojrzeniem. Powoli odpływał w przyjemny świat, wywołany działaniem narkotyku, pobudzony dodatkowo zainteresowaniem ze strony czarnowłosego.
Przyszły doktor poczuł dziwne łaskotanie w okolicy brzucha, gdy się temu przypatrywał. Nie mógł odwrócić głowy. Niewidzialna siła kazała mu się temu przypatrywać, czekając na dalszy ciąg. Wzrok Kida przeszywał go na wylot i wręcz zapraszał do tego, by się przyłączył. Nie wiedział czemu tego nie odrzuca. Po prostu się gapił, będąc pierwszy raz świadkiem takiej sceny. Gdy w końcu ręka blondyna zsunęła się do krawędzi spodni Eustassa i wsuwa pod nie, zrobiło mu się cholernie gorąco. Czerwonowłosy bez skrępowania pokazywał mu, jak bardzo jest mu przyjemnie. Law nie wiedział czy to ciekawość, czy działanie narkotyku, ale było to tak silne, że nie mógł nic na nie poradzić.
Cała scena rozgrywała się w przyciemnionym świetle i jedynie Trafalgar mógł zauważyć rozgrywającą się pod stołem dalszą część. Zdawał sobie sprawę, że to nieprzyzwoite i w pewien sposób zakazane, lecz… pociągało go. Odczuł też jeszcze coś, czego nie potrafił określić.
Nagle blondyn odsunął się od Kida, ukrywając z powrotem twarz pod maską i kończąc to potajemne zbliżenie.
     - Podać coś dopicia? - Zapytała nieprzyzwoicie ładna kelnerka, nieświadoma sytuacji.
Law nagle oprzytomniał i wstał, udając się prosto do wyjścia. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Dopiero gdy ruszył, zadał sobie sprawę z niesprawności własnego ciała. Reagował na wszystko z pewnym opóźnieniem i musiał się bardzo skupić na kontrolowaniu emocji. Dopiero teraz zastanowił się nad swoją reakcją przy stole i chciał krzyknąć. Miał już dość własnych wątpliwości i kolejnych niezrozumiałych fal uczuć, a narkotyk tylko wszystko skomplikował. Nawet nie wiedział, czy to co zobaczył było prawdziwe, czy urojone. Nigdy nie był w takim stanie i nie wiedział, czego się może jeszcze po sobie spodziewać. Czuł, że jeśli zostanie może zrobić tego wieczoru kolejną głupotę albo dowiedzieć się o sobie czegoś, czego wcale nie chciał wiedzieć. Mijając ochronę, wybiegł na deszcz i oparł o przeciwległy mur, oddychając szybko. Woda schłodziła go trochę, mocząc ubranię i obijając się o odsłoniętą skórę. Poczuł nieprzyjemny zawrót głowy i klęknął, nie chcąc się przewrócić. Czuł się źle. Przeklinał siebie, za własną głupotę. Miał ochotę zwrócić całą przyjętą dawkę narkotyku, bo wiedział, że jego działanie nie opuści go przez dobrych kilka godzin. A przecież był to dopiero początek.
     Siedząc tak chwilę, robiło mu się coraz lepiej. Szum deszczu go uspokajał, a nawet zaczął bawić, mimo że nie było w nim nic śmiesznego. Ktoś potem wciągnął go z powrotem do klubu, gdzie dostał w rękę kufel z piwem. Rozpoznał Apoo, który nie wiedzieć czemu, miał fortepian zamiast głowy. Nie umiał określić, ile byli tam czasu.  Stracił rachubę, po którejś z kolei alkoholowej kolejce. Wszystko mu się mieszało i roiło, tworząc ze świata mazistą breję przetrawioną i wyplutą przez jego mózg, który potem pękał od nadmiaru wrażeń, chowając się pod poduszką jego nowego posłania.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz