Następnego
dnia byli już w drodze na kolejną wyspę. Każdy zajmował się sobą. Sanji
rozwieszał pranie.
-
Pomogę ci.- Pojawił się nagle znikąd Zoro i sięgnął po klamerkę.
-
Poradzę sobie!- Nie wiedział czemu krępowała go obecność szermierza, który był
bez koszulki.
Pomimo
uwagi, Zoro zaczął przypinać wiszące już na sznurkach prześcieradła.
Co
on jest dla mnie taki miły?
Irytowało Sanjiego. Zlustrował szermierza od góry do dołu. Nigdy nie uważał go
za atrakcyjnego, ale musiał przyznać, że jakiś urok w sobie ten debil miał. Z
resztą to on przyciągał wszystkie kobiece spojrzenia czego mu najbardziej
zazdrościł. Był przystojnym mężczyzną, ale wcześniej nigdy nad tym nie
rozmyślał. Do tego mógłby zarwać naprawdę każdą laskę, gdyby zachowywał się
tak, jak wczoraj. Na myśl o tym, rumieńce znów wkroczyły na poliki Sanjiego. Spokojnie!
To normalne, że się podnieciłeś, przecież to nie musiało być z żadnego powodu!
To mógł być przypadek! Tłumaczył się sam przed sobą, odwracając twarz
od zielonowłosego. W głowie ciągle słyszał słowa: Seksowny kucharzyku.
Odruchowo schowałtwarz w miskę z praniem.
- Co
ty wyprawiasz babiarzu?- uniósł brew Zoro.- Udajesz strusia?
- A
wiesz w ogóle co to jest? Daj mi spokój…- Klęczał załamany blondyn. Poczuł
nagle jak wielki bucior kopnął go w tyłek. Sanji przeturlał się na bok i
wysypał całe czyste pranie na podłogę.
-
Wybacz… aż się prosiło…- Zadrwił Zoro, próbując się nie zaśmiać.
- Ty
bezmózgi marimo…- Zaczęli się tłuc, zwalając resztę prania, które spadło im na
głowy. Zaplątali się w białej pościeli, szamocząc jak dzikusy.
-
Nami, zobacz – zaczepiła nawigator Robin.
- Jak
myślisz? Coś z tego będzie?- Zapytała z nadzieją, trzymając się za jeszcze
bolącą głowę rudowłosa.
- Kto
wie. Wczoraj pan szermierz był słodki.
-
Ciekawe, czy naprawdę się całowali za tym wachlarzem, czy nie…- Obie
zachichotały cicho.
Reszta
załogi też zauważyła dziwne zachowanie kolegów, ale jak na razie nie
przechodziło im jakoś przez myśl, że może o coś więcej chodzić. Czasem między
sobą szeptali pokazując palcami takie sytuacje jak ta w pościeli.
Sanji
za dużo nie widział i walił pięściami na oślep. Tona prześcieradła dusiła go i
coś przygwożdżało go do ziemi. Gdy się trochę wyplątał zobaczył, że Zoro siedzi
na nim okrakiem i łapiąc za jego ręce przyparł go do desek.
- Już
się zmęczyłeś?- Zapytał figlarnie z błyskiem w oku.
-
Dopiero się rozkręcam!- Ale mimo wszystkich swoich sił, nie mógł się wyrwać z
uścisku. Efekty codziennych treningów tego glona były naprawdę niesamowite. –
Złaź ze mnie zboczeńcu!
- Kto
tu jest zboczeńcem ero-kuk?- zaśmiał się widząc bezradność w ruchach
przyjaciela.
Prześcieradła
ich przykrywały, więc nikt nie mógł zobaczyć, co dokładnie tam robią. Sanjiemu
było coraz bardziej gorąco i coraz ciężej było mu znieść bliskość szermierza.
Musiał coś szybko wymyślić.
- Co?
Chcesz powtórki z wczoraj?- Coraz bardziej szamotał się wkurzony Sanji.
- A
co? Jesteś chętny?- Zachęcił się szermierz.
- To
przestaje być śmieszne. -Zamarł. Nie spodziewał się takiej reakcji po Zoro.
Zauważył, że za bardzo się spoufala nawet, jak na żarty.
Zielonowłosy
zdał sobie sprawę, że Sanji mówi poważnie. Jego wzrok mówił mu, że przesadza.
- Nie
mów, że zacząłeś brać to na poważnie?- Postanowił się bronić Zoro i lekko
poluźnił uścisk.
- To
przestań się tak zachowywać!- Odwrócił czerwoną twarz blondyn.
- Jak?
- Jak…
nie wiem…
- Jak
to nie wiesz?
- Złaź
ze mnie!
-
Powiedz mi!
- Daj
mi już spokój!- Jakimś cudem udało mu się uwolnić rękę i z całej siły przysolił
Zoro w szczękę. Gdy tamten się obalił, pomógł sobie nogami i wydostał się z
labiryntu tkaniny.
- Całe
pranie zrobione na marne!- Gdy zielonowłosy wychylił głowę z pościeli, od razu
nią oberwał.- Przebrzydły dzikusie! Marnacja mojego czasu i nerwów! Rób teraz
to wszystko jeszcze raz! Sam!- Na odchodne rzucił mu miskę na głowę.- Zbieraj
to imbecylu!- Oddalił się do kuchni. Musiał pozmywać i coś ugotować. Pozbierać
myśli, uspokoić się. Co się zmieniło od wczoraj? Co takiego się stało, że jego
serce waliło jak oszalałe? Kucharz głośno przełknął ślinę. Chyba rzeczywiście
traktuje to za poważnie.
Zoro
trochę się przestraszył widząc reakcję Sanjiego. Blondyn musiał po wczoraj
zacząć coś podejrzewać. Musi w takim razie to jak najszybciej odkręcić.
….
Przez
resztę dnia nie mieli praktycznie dla siebie czasu. Tzn. Sanji nie miał czasu
bo Zoro jak zwykle siedział pod barierką, smacznie spał, popijał sake albo
ćwiczył, za to blondyn co rusz szykował coś w kuchni prawie z niej nie
wychodząc. Gdy słońce zaszło, kapitan wyszedł na pokład i wrzasnął tak głośno,
by go wszyscy słyszeli.
-
ZABAWA!!!
- Jaka
zabawa głąbie?!- Wyłoniła się zza łuku Nami.
-
BAWIMY SIĘ!- Luffy biegał jak oszołom z czarnym szklanym naczyniem w rękach.
- Co
to ma być?- Zapytał Usopp, gdy wszyscy zebrali się do kupy.
-
Zabawa.- Powtarzał dalej kapitan, nie rozumiejąc czemu reszta załogi się nie
cieszy.
-
Wysłów się chociaż w połowie zrozumiale, do jasnej anielki!- Nami miała dość
wygłupów swojego kamrata.
- Co
ma z tym wspólnego to, co masz w rękach?
- To
jest gra.- Pokazał im szklane naczynie, które miało dwie dziury.
- Na
czym ona polega?- Wszyscy patrzyli na kulę, ale nikt nie mógł wpaść na to, czym
jest.
- To
maszyna losująca.- Powiedziała wszystkowiedząca Robin i reszta zaczęła jej
słuchać.- W środku są kartki z zadaniami które trzeba wykonać i kary jeśli się
tego nie zrobi. Dlatego są dwa otwory.
- Skąd
ty to wytrzasnąłeś?- Zapytała Nami.
-
Dostałem od takiego fajnego ziomka!- Cieszył się jak dziecko Luffy.
- Mam
nadzieję, że to nie był jakiś admirał marynarki…- Wyszeptała sama do siebie
Nami wiedząc, że chłopak jest do tego zdolny.
- To
co? Gramy?- Reszta przyjęła pomysł z dużym entuzjazmem.
- To
ja sobie tylko przyniosę cole.- Franky pobiegł szybko pod pokład.
- Ja
zrobię przekąski!- Zapalił się Sanji. – Glonie, przynieś alkohol!
- A ja
zniosę poduszki!- Tanecznym krokiem oddalił się Brook.
Gdy
wszystko było gotowe, zasiedli dookoła kryształowej kuli.
- Kto
pierwszy?- Trząsł się trochę Chopper.
- Może
kapitan, bo zaraz nie usiedzi.- Zaśmiała się Robin.
- Czyń
honory Luffy.
Nie
trzeba było czarnowłosego długo prosić. Wyciągnął rękę i zanurzył w czeluści
ciemnego naczynia. Wyjął z niego pogiętą kartkę. Przysunął pod nos i zaczął na
głos czytać.
-
Wyznaj uczucia osobie którą kochasz!- Zapadła cisza po tych słowach.- Co to
znaczy?
Reszta
załogi trzepnęła się dłońmi w czoło.
-
Kolejny idiota…- Załamała się Nami.
- Co
to miało niby znaczyć?- Wkurzył się Zoro, rumieniąc się lekko.
- Jak
można nie wiedzieć takich rzeczy!?- Zirytowała się rudowłosa.
-
Komuś Luffy, kogo bardzo lubisz.- Wytłumaczył Usopp.
-
Usopp, bardzo Cię lubię!- Powiedział szczęśliwy kapitan. Reszta buchła
śmiechem.
-
Czemu mnie?!
- Bo
siedzisz najbliżej.
- Nie
o to chodzi! Komuś, z kim byś chciał być w ZWIĄZKU! Rozumiesz?
Odpowiedział
mu pusty wyraz twarzy Luffiego.
- Z
kim byś chciał się całować?- Snajper nie wiedział, jak mu to prościej
powiedzieć.
- A!
To z Nami!- Bez jakichkolwiek zahamowań wskazał panią nawigator paluchem.
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona i przy wtórach śmiechu reszty, rąbła
kapitana w głowę. Sanji również się przy nim znalazł i zaczął go kopać.
-
Spróbuj tknąć moją piękną Nami-san!!!!
-
Zastanów się, zanim coś powiesz głąbie!- Usiadła na swoje miejsce rudowłosa. –
A ty Sanji też się uspokój!
- Co
ja takiego powiedziałem?!- Nie rozumiał obolały Luffy.
- To
właśnie siła miłości przyjacielu.- Zakpił, nie celowo, długonosy.
- Ty
już dzisiaj nic nie mów!- Czerwieniła się dalej Nami.
-
Teraz Usopp!- Krzyknął Franky ocierając łzy.
- Ale…
ale…- Nagle zestresował się ich snajper. Zaczął się tłumaczyć, że ma chorobę
ja-nie-mogę-włożyć-reki-do-tej-szklanej-kuli.
W
końcu sięgnął po swoją karteczkę, czując presję otoczenia. Z obawą odwiną
papier.
-
Trzymaj się za ręce z osobą po twojej lewej, przez całą grę.- Spojrzał na
Choppera.
- Nie
ma sprawy.- Renifer wyciągnął swoje kopytko.
- Uf…-
Odsapnął Usopp ciesząc się, że nie miał nic gorszego.
-
Teraz ja…- Chopper odczytał swoją karteczkę.- Powiedz osobie naprzeciwko swój
największy sekret…
Na
przeciw niego siedział Zoro.
- Ale obiecaj
że nie powiesz!- Zestresowało się zwierzątko.
-
Obiecuję.- Powiedział szermierz i nadstawił ucha.
-
Kradnę Sanjiemu cukier i robię swoją własną watę cukrowa w gabinecie…- Na
policzki renifera wstąpiły rumieńce.
Zoro
się zaśmiał i jeszcze raz obiecał, że nikomu nic nie powie. Kto by
pomyślał, taki Chopper jest sprawcą znikającego cukru.
Następny
w kolejce był Franky. Musiał polizać swój łokieć co oczywiście było niemożliwe
i zły ze spotkanej go niesprawiedliwości, ciągnął karną karteczkę.
- Nie
mogę jeść do końca dnia!- Tęsknie spojrzał na przystawki.
Robin
sięgnęła do szklanej kuli.
-
Pocałuj w usta osobę siedzącą po twojej prawej.- Uśmiechnęła się do Frankiego.
-Uuuuuuu….
– Załoga zastanawiała się, czy czarnowłosa naprawdę to zrobi.
Cyborg
uniósł zachęcająco brew i uśmiechnął się ekstrawagancko.
- Czy
zasłużyłem sobie na całusa?
Robin
delikatnie się uniosła i złożyła pocałunek, ku zaskoczeniu całej reszty.
Rozległy
się oklaski i wiwaty. Franky wyglądał na całkiem zadowolonego, a Robin po
prostu dalej się uśmiechała. Sanji płakał samotnie.
- Mój
Robinek… Pocałował… Takiego plebsa…
-
Uspokój się durny kuku.- Zoro zaczął coraz bardziej się denerwować. Niektóre
zadania go przerażały. Co będzie jeśli będzie miał coś podobnego? Jeśli to
będzie Sanji? Dobrze, że są karne kartki…
Nami
musiała obalić całą butelkę alkoholu za jednym razem. Dała radę lecz, od razu
zaczęło jej się kręcić w głowie i reszty wieczoru raczej już nie pamiętała.
Kucharz był zawiedziony, że nie wyciągnęła podobnej kartki co Robin.
- Dobra,
teraz ja!- zapalił się Sanji. Pomyślał życzenie i sięgnął po zadanie.
Przeczytał w myślach i zbladł.
- Co
jest? Co masz?- Zainteresował się Luffy. Zoro spocił się ze stresu.
Sanji
nie mógł nic powiedzieć. Usopp wyrwał mu kartkę.
-
Zjedz wspólnie z osobą po lewej…- Wszyscy spojrzeli na Zoro, który po prostu
wiedział, że nie może to się inaczej skończyć.- …CAŁEGO słonego paluszka. Każda
osoba zaczyna z innego końca.- Wszyscy poskładali się ze śmiechu.
- NIE
ZROBIĘ TEGO! CHCE KARĘ!- Od razu wyciągnął karteczkę.
„Jeśli
nie wykonasz zadania, musisz spełnić jedną zachciankę osoby po twojej lewej
stronie”
-To są
jakieś jaja…- Rozpaczał Sanji.- Franky, zamień się miejscem…
- Mogę
już wymyślać życzenie, krzywa brewko?- Zoro nie sądził, że tak dobrze na tym
wyjdzie.- Czy jednak podejmiesz wyzwanie, tchórzu?- Włożył sobie jeden koniec
słonego paluszka do ust. Nie wiedział co go skłoniło do tego, ale go
podnieciło. To jest gra, nikt nie będzie nikogo o nic podejrzewał.
Sanji
po usłyszeniu tych słów, dostał szału. Nie sądził, że szermierz go wyzwie.
-
Dobra!- Postanowił.- Zobaczymy, kto tu jest tchórzem!- Chwycił zębami drugi
koniec. Załoganci byli wniebowzięci i wrzeszczeli naokoło nich, popijając swoje
trunki.
Zoro
pierwszy nadgryzł swój koniec. Był podniecony do granic możliwości. Do tego
czasu, każdy zdążył coś wypić i alkohol już krążył mu w żyłach. Był przyjemnie
rozluźniony.
Sanji
delikatnie ugryzł swoją część. W przeciwieństwie do Zoro, był bardzo spięty i
rozpraszało go, że ich twarze znów są tak blisko. Zoro jeszcze w dodatku tak
głęboko patrzył mu w oczy, że czuł się speszony. Co się ze mną dzieje?
Pomyślał nawet przez chwilę, że szermierz jest atrakcyjny. Od razu ciarki go
przeszły. Zoro ugryzł znaczną część paluszka i wygiął triumfalnie brew
uśmiechając się chytrze. Sanji czuł jak pot spływa mu z pleców i klei koszulę
ze skórą. Jego serce przyspieszyło i ledwo zdobył się na kolejnego gryza. Nie
słyszał w ogóle co wykrzykiwali załoganci. Przytłaczały go te wielkie zielone
oczy. Czuł się jak zahipnotyzowany. Zoro znów ugryzł swoją część ale tak blisko
ust blondyna, że następny ruch wymagał zetknięcia ich warg.
Rumieńce
wpełzły na policzki Sanjiego. Byli tak blisko siebie, że czuł ciepło bijące od
szermierza. Bał się, że jego serce bije tak głośno, że wszyscy na około to
słyszą. Cholera, cholera, cholera! Krzyczał w myślach. Zoro jeszcze
dodatkowo go prowokował głupimi minami. Nie mógł się zdobyć na ten ostatni
ruch.
-
Sanji, Sanji, Sanji! – Krzyczała załoga, ale ku wszystkich rozczarowaniu,
blondyn odsunął się od zielonowłosego z wypisaną porażką na twarzy.
-
Niech ci będzie tępy glonie…- Próbował powiedzieć normalnym głosem Sanji.
Skrzyżował na piersi drżące ręce.- Udław się tą nagrodą.
Zoro
podejrzewał, że tak to się skończy. Oddałby wszystko by to powtórzyć. Miał
wrażenie… że Sanjiemu nie jest obojętny, że coś przez ten czas musiało się
wydarzyć, że blondyn reagował na niego inaczej. Widział to w jego
przestraszonych, błękitnych oczach. Postanowił, że zostawi sobie życzenie na
potem, ku wielkiemu rozczarowaniu załogi. Na pewno dobrze się zastanowi…
Grali
dopóki starczyło im sił. Do końca zabawy zadania w miarę nie sprawiały kłopotu,
choć Usopp odmówił rozebrania się i odtańczenia tańca błazna. Nikt już nie
musiał nikogo całować, chociaż Sanji w końcu ku swojej uciesze miał złapać za
cycki jednej z dziewczyn. Nawet pijana Nami potrafiła sprać go na kwaśne jabłko
za samą wyrażoną chęć wykonania zadania.
Zmęczona
załoga poczłapała się do swoich łóżek. Sanji niestety musiał jeszcze pozmywać i
zaczął zbierać naczynia. Zoro zastanawiał się, czy mu pomóc czy nie. Stwierdził
w końcu, że jednak ma dość wrażeń jak na jeden wieczór i udał się na swój
hamak. Sanji mógł spokojnie odetchnąć w samotności.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz