czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 9



      Następnego dnia byli już w drodze na kolejną wyspę. Każdy zajmował się sobą. Sanji rozwieszał pranie.
     - Pomogę ci.- Pojawił się nagle znikąd Zoro i sięgnął po klamerkę.
     - Poradzę sobie!- Nie wiedział czemu krępowała go obecność szermierza, który był bez koszulki.
     Pomimo uwagi, Zoro zaczął przypinać wiszące już na sznurkach prześcieradła.
     Co on jest dla mnie taki miły? Irytowało Sanjiego. Zlustrował szermierza od góry do dołu. Nigdy nie uważał go za atrakcyjnego, ale musiał przyznać, że jakiś urok w sobie ten debil miał. Z resztą to on przyciągał wszystkie kobiece spojrzenia czego mu najbardziej zazdrościł. Był przystojnym mężczyzną, ale wcześniej nigdy nad tym nie rozmyślał. Do tego mógłby zarwać naprawdę każdą laskę, gdyby zachowywał się tak, jak wczoraj. Na myśl o tym, rumieńce znów wkroczyły na poliki Sanjiego. Spokojnie! To normalne, że się podnieciłeś, przecież to nie musiało być z żadnego powodu! To mógł być przypadek! Tłumaczył się sam przed sobą, odwracając twarz od zielonowłosego. W głowie ciągle słyszał słowa: Seksowny kucharzyku. Odruchowo schowałtwarz w miskę z praniem.
     - Co ty wyprawiasz babiarzu?- uniósł brew Zoro.- Udajesz strusia?
     - A wiesz w ogóle co to jest? Daj mi spokój…- Klęczał załamany blondyn. Poczuł nagle jak wielki bucior kopnął go w tyłek. Sanji przeturlał się na bok i wysypał całe czyste pranie na podłogę.
     - Wybacz… aż się prosiło…- Zadrwił Zoro, próbując się nie zaśmiać.
     - Ty bezmózgi marimo…- Zaczęli się tłuc, zwalając resztę prania, które spadło im na głowy. Zaplątali się w białej pościeli, szamocząc jak dzikusy.
     - Nami, zobacz – zaczepiła nawigator Robin.
     - Jak myślisz? Coś z tego będzie?- Zapytała z nadzieją, trzymając się za jeszcze bolącą głowę rudowłosa.
     - Kto wie. Wczoraj pan szermierz był słodki.
     - Ciekawe, czy naprawdę się całowali za tym wachlarzem, czy nie…- Obie zachichotały cicho.
     Reszta załogi też zauważyła dziwne zachowanie kolegów, ale jak na razie nie przechodziło im jakoś przez myśl, że może o coś więcej chodzić. Czasem między sobą szeptali pokazując palcami takie sytuacje jak ta w pościeli.
     Sanji za dużo nie widział i walił pięściami na oślep. Tona prześcieradła dusiła go i coś przygwożdżało go do ziemi. Gdy się trochę wyplątał zobaczył, że Zoro siedzi na nim okrakiem i łapiąc za jego ręce przyparł go do desek.
      - Już się zmęczyłeś?- Zapytał figlarnie z błyskiem w oku.
     - Dopiero się rozkręcam!- Ale mimo wszystkich swoich sił, nie mógł się wyrwać z uścisku. Efekty codziennych treningów tego glona były naprawdę niesamowite. – Złaź ze mnie zboczeńcu!
     - Kto tu jest zboczeńcem ero-kuk?- zaśmiał się widząc bezradność w ruchach przyjaciela.
     Prześcieradła ich przykrywały, więc nikt nie mógł zobaczyć, co dokładnie tam robią. Sanjiemu było coraz bardziej gorąco i coraz ciężej było mu znieść bliskość szermierza. Musiał coś szybko wymyślić.
     - Co? Chcesz powtórki z wczoraj?- Coraz bardziej szamotał się wkurzony Sanji.
     - A co? Jesteś chętny?- Zachęcił się szermierz.
     - To przestaje być śmieszne. -Zamarł. Nie spodziewał się takiej reakcji po Zoro. Zauważył, że za bardzo się spoufala nawet, jak na żarty.
     Zielonowłosy zdał sobie sprawę, że Sanji mówi poważnie. Jego wzrok mówił mu, że przesadza.
     - Nie mów, że zacząłeś brać to na poważnie?- Postanowił się bronić Zoro i lekko poluźnił uścisk.
     - To przestań się tak zachowywać!- Odwrócił czerwoną twarz blondyn.
     - Jak?
     - Jak… nie wiem…
     - Jak to nie wiesz?
     - Złaź ze mnie!
     - Powiedz mi!
     - Daj mi już spokój!- Jakimś cudem udało mu się uwolnić rękę i z całej siły przysolił Zoro w szczękę. Gdy tamten się obalił, pomógł sobie nogami i wydostał się z labiryntu tkaniny.
     - Całe pranie zrobione na marne!- Gdy zielonowłosy wychylił głowę z pościeli, od razu nią oberwał.- Przebrzydły dzikusie! Marnacja mojego czasu i nerwów! Rób teraz to wszystko jeszcze raz! Sam!- Na odchodne rzucił mu miskę na głowę.- Zbieraj to imbecylu!- Oddalił się do kuchni. Musiał pozmywać i coś ugotować. Pozbierać myśli, uspokoić się. Co się zmieniło od wczoraj? Co takiego się stało, że jego serce waliło jak oszalałe? Kucharz głośno przełknął ślinę. Chyba rzeczywiście traktuje to za poważnie.
     Zoro trochę się przestraszył widząc reakcję Sanjiego. Blondyn musiał po wczoraj zacząć coś podejrzewać. Musi w takim razie to jak najszybciej odkręcić.
….
     Przez resztę dnia nie mieli praktycznie dla siebie czasu. Tzn. Sanji nie miał czasu bo Zoro jak zwykle siedział pod barierką, smacznie spał, popijał sake albo ćwiczył, za to blondyn co rusz szykował coś w kuchni prawie z niej nie wychodząc. Gdy słońce zaszło, kapitan wyszedł na pokład i wrzasnął tak głośno, by go wszyscy słyszeli.
    - ZABAWA!!!
    - Jaka zabawa głąbie?!- Wyłoniła się zza łuku Nami.
    - BAWIMY SIĘ!- Luffy biegał jak oszołom z czarnym szklanym naczyniem w rękach.
    - Co to ma być?- Zapytał Usopp, gdy wszyscy zebrali się do kupy.
    - Zabawa.- Powtarzał dalej kapitan, nie rozumiejąc czemu reszta załogi się nie cieszy.
    - Wysłów się chociaż w połowie zrozumiale, do jasnej anielki!- Nami miała dość wygłupów swojego kamrata.
    - Co ma z tym wspólnego to, co masz w rękach?
    - To jest gra.- Pokazał im szklane naczynie, które miało dwie dziury.
    - Na czym ona polega?- Wszyscy patrzyli na kulę, ale nikt nie mógł wpaść na to, czym jest.
    - To maszyna losująca.- Powiedziała wszystkowiedząca Robin i reszta zaczęła jej słuchać.- W środku są kartki z zadaniami które trzeba wykonać i kary jeśli się tego nie zrobi. Dlatego są dwa otwory.
    - Skąd ty to wytrzasnąłeś?- Zapytała Nami.
    - Dostałem od takiego fajnego ziomka!- Cieszył się jak dziecko Luffy.
    - Mam nadzieję, że to nie był jakiś admirał marynarki…- Wyszeptała sama do siebie Nami wiedząc, że chłopak jest do tego zdolny.
    - To co? Gramy?- Reszta przyjęła pomysł z dużym entuzjazmem.
    - To ja sobie tylko przyniosę cole.- Franky pobiegł szybko pod pokład.
    - Ja zrobię przekąski!- Zapalił się Sanji. – Glonie, przynieś alkohol!
    - A ja zniosę poduszki!- Tanecznym krokiem oddalił się Brook.
    Gdy wszystko było gotowe, zasiedli dookoła kryształowej kuli.
    - Kto pierwszy?- Trząsł się trochę Chopper.
    - Może kapitan, bo zaraz nie usiedzi.- Zaśmiała się Robin.
    - Czyń honory Luffy.
    Nie trzeba było czarnowłosego długo prosić. Wyciągnął rękę i zanurzył w czeluści ciemnego naczynia. Wyjął z niego pogiętą kartkę. Przysunął pod nos i zaczął na głos czytać.
    - Wyznaj uczucia osobie którą kochasz!- Zapadła cisza po tych słowach.- Co to znaczy?
    Reszta załogi trzepnęła się dłońmi w czoło.
    - Kolejny idiota…- Załamała się Nami.
    - Co to miało niby znaczyć?- Wkurzył się Zoro, rumieniąc się lekko.
    - Jak można nie wiedzieć takich rzeczy!?- Zirytowała się rudowłosa.
    - Komuś Luffy, kogo bardzo lubisz.- Wytłumaczył Usopp.
    - Usopp, bardzo Cię lubię!- Powiedział szczęśliwy kapitan. Reszta buchła śmiechem.
    - Czemu mnie?!
    - Bo siedzisz najbliżej.
    - Nie o to chodzi! Komuś, z kim byś chciał być w ZWIĄZKU! Rozumiesz?
    Odpowiedział mu pusty wyraz twarzy Luffiego.
    - Z kim byś chciał się całować?- Snajper nie wiedział, jak mu to prościej powiedzieć.
    - A! To z Nami!- Bez jakichkolwiek zahamowań wskazał panią nawigator paluchem. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona i przy wtórach śmiechu reszty, rąbła kapitana w głowę. Sanji również się przy nim znalazł i zaczął go kopać.
    - Spróbuj tknąć moją piękną Nami-san!!!!
   - Zastanów się, zanim coś powiesz głąbie!- Usiadła na swoje miejsce rudowłosa. – A ty Sanji też się uspokój!
    - Co ja takiego powiedziałem?!- Nie rozumiał obolały Luffy.
    - To właśnie siła miłości przyjacielu.- Zakpił, nie celowo, długonosy.
    - Ty już dzisiaj nic nie mów!- Czerwieniła się dalej Nami.
    - Teraz Usopp!- Krzyknął Franky ocierając łzy.
  - Ale… ale…- Nagle zestresował się ich snajper. Zaczął się tłumaczyć, że ma chorobę ja-nie-mogę-włożyć-reki-do-tej-szklanej-kuli.
    W końcu sięgnął po swoją karteczkę, czując presję otoczenia. Z obawą odwiną papier.
    - Trzymaj się za ręce z osobą po twojej lewej, przez całą grę.- Spojrzał na Choppera.
    - Nie ma sprawy.- Renifer wyciągnął swoje kopytko.
    - Uf…- Odsapnął Usopp ciesząc się, że nie miał nic gorszego.
   - Teraz ja…- Chopper odczytał swoją karteczkę.- Powiedz osobie naprzeciwko swój największy sekret…
    Na przeciw niego siedział Zoro.
    - Ale obiecaj że nie powiesz!- Zestresowało się zwierzątko.
    - Obiecuję.- Powiedział szermierz i nadstawił ucha.
   - Kradnę Sanjiemu cukier i robię swoją własną watę cukrowa w gabinecie…- Na policzki renifera wstąpiły rumieńce.
    Zoro się zaśmiał i jeszcze raz obiecał, że nikomu nic nie powie. Kto by pomyślał, taki Chopper jest sprawcą znikającego cukru.
    Następny w kolejce był Franky. Musiał polizać swój łokieć co oczywiście było niemożliwe i zły ze spotkanej go niesprawiedliwości, ciągnął karną karteczkę.
    - Nie mogę jeść do końca dnia!- Tęsknie spojrzał na przystawki.
    Robin sięgnęła do szklanej kuli.
    - Pocałuj w usta osobę siedzącą po twojej prawej.- Uśmiechnęła się do Frankiego.
   -Uuuuuuu…. – Załoga zastanawiała się, czy czarnowłosa naprawdę to zrobi.
    Cyborg uniósł zachęcająco brew i uśmiechnął się ekstrawagancko.
   - Czy zasłużyłem sobie na całusa?
   Robin delikatnie się uniosła i złożyła pocałunek, ku zaskoczeniu całej reszty.
   Rozległy się oklaski i wiwaty. Franky wyglądał na całkiem zadowolonego, a Robin po prostu dalej się uśmiechała. Sanji płakał samotnie.
   - Mój Robinek… Pocałował… Takiego plebsa…
   - Uspokój się durny kuku.- Zoro zaczął coraz bardziej się denerwować. Niektóre zadania go przerażały. Co będzie jeśli będzie miał coś podobnego? Jeśli to będzie Sanji? Dobrze, że są karne kartki…
Nami musiała obalić całą butelkę alkoholu za jednym razem. Dała radę lecz, od razu zaczęło jej się kręcić w głowie i reszty wieczoru raczej już nie pamiętała. Kucharz był zawiedziony, że nie wyciągnęła podobnej kartki co Robin.
    - Dobra, teraz ja!- zapalił się Sanji. Pomyślał życzenie i sięgnął po zadanie. Przeczytał w myślach i zbladł.
    - Co jest? Co masz?- Zainteresował się Luffy. Zoro spocił się ze stresu.
    Sanji nie mógł nic powiedzieć. Usopp wyrwał mu kartkę.
   - Zjedz wspólnie z osobą po lewej…- Wszyscy spojrzeli na Zoro, który po prostu wiedział, że nie może to się inaczej skończyć.- …CAŁEGO słonego paluszka. Każda osoba zaczyna z innego końca.- Wszyscy poskładali się ze śmiechu.
    - NIE ZROBIĘ TEGO! CHCE KARĘ!- Od razu wyciągnął karteczkę.
    „Jeśli nie wykonasz zadania, musisz spełnić jedną zachciankę osoby po twojej lewej stronie”
    -To są jakieś jaja…- Rozpaczał Sanji.- Franky, zamień się miejscem…
   - Mogę już wymyślać życzenie, krzywa brewko?- Zoro nie sądził, że tak dobrze na tym wyjdzie.- Czy jednak podejmiesz wyzwanie, tchórzu?- Włożył sobie jeden koniec słonego paluszka do ust. Nie wiedział co go skłoniło do tego, ale go podnieciło. To jest gra, nikt nie będzie nikogo o nic podejrzewał.
     Sanji po usłyszeniu tych słów, dostał szału. Nie sądził, że szermierz go wyzwie.
     - Dobra!- Postanowił.- Zobaczymy, kto tu jest tchórzem!- Chwycił zębami drugi koniec. Załoganci byli wniebowzięci i wrzeszczeli naokoło nich, popijając swoje trunki.
     Zoro pierwszy nadgryzł swój koniec. Był podniecony do granic możliwości. Do tego czasu, każdy zdążył coś wypić i alkohol już krążył mu w żyłach. Był przyjemnie rozluźniony.
     Sanji delikatnie ugryzł swoją część. W przeciwieństwie do Zoro, był bardzo spięty i rozpraszało go, że ich twarze znów są tak blisko. Zoro jeszcze w dodatku tak głęboko patrzył mu w oczy, że czuł się speszony. Co się ze mną dzieje? Pomyślał nawet przez chwilę, że szermierz jest atrakcyjny. Od razu ciarki go przeszły. Zoro ugryzł znaczną część paluszka i wygiął triumfalnie brew uśmiechając się chytrze. Sanji czuł jak pot spływa mu z pleców i klei koszulę ze skórą. Jego serce przyspieszyło i ledwo zdobył się na kolejnego gryza. Nie słyszał w ogóle co wykrzykiwali załoganci. Przytłaczały go te wielkie zielone oczy. Czuł się jak zahipnotyzowany. Zoro znów ugryzł swoją część ale tak blisko ust blondyna, że następny ruch wymagał zetknięcia ich warg.
     Rumieńce wpełzły na policzki Sanjiego. Byli tak blisko siebie, że czuł ciepło bijące od szermierza. Bał się, że jego serce bije tak głośno, że wszyscy na około to słyszą. Cholera, cholera, cholera! Krzyczał w myślach. Zoro jeszcze dodatkowo go prowokował głupimi minami. Nie mógł się zdobyć na ten ostatni ruch.
     - Sanji, Sanji, Sanji! – Krzyczała załoga, ale ku wszystkich rozczarowaniu, blondyn odsunął się od zielonowłosego z wypisaną porażką na twarzy.
     - Niech ci będzie tępy glonie…- Próbował powiedzieć normalnym głosem Sanji. Skrzyżował na piersi drżące ręce.- Udław się tą nagrodą.
     Zoro podejrzewał, że tak to się skończy. Oddałby wszystko by to powtórzyć. Miał wrażenie… że Sanjiemu nie jest obojętny, że coś przez ten czas musiało się wydarzyć, że blondyn reagował na niego inaczej. Widział to w jego przestraszonych, błękitnych oczach. Postanowił, że zostawi sobie życzenie na potem, ku wielkiemu rozczarowaniu załogi. Na pewno dobrze się zastanowi…
     Grali dopóki starczyło im sił. Do końca zabawy zadania w miarę nie sprawiały kłopotu, choć Usopp odmówił rozebrania się i odtańczenia tańca błazna. Nikt już nie musiał nikogo całować, chociaż Sanji w końcu ku swojej uciesze miał złapać za cycki jednej z dziewczyn. Nawet pijana Nami potrafiła sprać go na kwaśne jabłko za samą wyrażoną chęć wykonania zadania.
     Zmęczona załoga poczłapała się do swoich łóżek. Sanji niestety musiał jeszcze pozmywać i zaczął zbierać naczynia. Zoro zastanawiał się, czy mu pomóc czy nie. Stwierdził w końcu, że jednak ma dość wrażeń jak na jeden wieczór i udał się na swój hamak. Sanji mógł spokojnie odetchnąć w samotności.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz