Zmarszczył nos, gdy coś go niespodziewanie
połaskotało. Przetarł oczy i chciał się wyciągnąć, lecz poczuł, że ma dziwnie
mało miejsca. Uchylił powieki i momentalnie zamarł w tej nienaturalnej pozycji.
Parę centymetrów od swojej twarzy, miał usta
Kageyamy. Przez chwilę zapomniał, jak się oddycha. W ogóle zastanawiał się, czy
to co widzi na pewno jest prawdą. Nawet serce się zatrzymało, choć zaraz potem
zaczęło obijać się o żebra tak mocno, że bał się, że cała okolica powinna je
słyszeć, a co dopiero facet, który leżał z nim w łóżku.
Jak to się w ogóle stało? Przecież kładł się sam.
Nawet nic nie poczuł, a zwykle miał lekki sen. Naprawdę był aż tak padnięty po
ostatniej nocy, że to go nie zbudziło? W każdym razie był w szoku i nie
wiedział zupełnie co zrobić. Wodził wzrokiem po ciemnych rzęsach i miękkich
wargach. Ciepły oddech owiewał mu usta, a czarne włosy łaskotały w czoło.
Przełknął ślinę i ostrożnie ułożył się na boku
tak, by nie zbudzić śpiącego. Było jeszcze wcześnie, dopiero zaczynało się
robić szaro na dworze, więc nie miał powodu, by wstawać. Tym lepiej, bo
całkowicie nie miał na to ochoty. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jego
ciele i twarzy. Silną wolą powstrzymywał się przed dotknięciem jasnej skóry.
Wyglądał tak spokojnie, pogrążony we śnie, nie krzywiąc się na jego zły odbiór
piłki czy kolejny psikus.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy poczuł zapach jego
szamponu i żelu pod prysznic. Najwyraźniej jeszcze się nie ulotnił po
wieczornym myciu. Ciekawiło go, ile gadał z tą dziewczyną i o której się
położył. Miał nadzieję, że to był ich pierwszy i ostatni raz, oraz że… nic
między nimi nie zaszło.
Z drugiej strony nie może całe życie liczyć na
to, że tak zostanie i jeszcze odstawiać scen zazdrości, jak małe dziecko. To
przecież normalne, że Kageyamie podobały się dziewczyny i że z nimi rozmawia.
Czy chce, czy nie, kiedyś… pewnie sobie jakąś znajdzie…
Zacisnął pięści, czując dziwny ucisk w klatce
piersiowej. Te wszystkie chwile, które wspólnie spędzają, nagle stały się dla
niego strasznie ulotne. Co może więcej z tym zrobić? Kto wie, jakby to
namieszało w ich relacji, a lubił ją taką, jaka była. Nawet z tymi wszystkimi kłótniami
czy przekomarzaniami. Uwielbiał to. Za nic w świecie nie chciałby tego zepsuć
czy stracić.
Powstrzymał westchnięcie i dalej podziwiał twarz
przyjaciela, rozbawiony tym błogim wyrazem twarzy. Przysunął się nawet odważnie
bliżej, galopując wyobraźnią nieco za daleko. Wiedział, że nie powinien, ale…
nie mógł się powstrzymać. Nie miał przecież zwykle okazji by mieć go tak blisko
siebie i bezkarnie go obserwować. Pewnie to jeden z niewielu takich razy, jaki
mu został.
Poczuł nagle wątpliwości, czy aby na pewno
akceptuje taki stan rzeczy. Czy będzie w stanie to wytrzymać? Czy ta przyjaźń
naprawdę będzie potrafiła mu to zastąpić w takim stopniu, by to znieść? Nie
mógł go dotknąć, nie mógł zrobić nic, na co miał teraz tak wielką ochotę. To
wręcz wypalało mu zmysły.
Przeraźliwy gwizd przyprawił go o zawal serca.
Razem z Kageyamą podskoczyli na łóżku, niekontrolowanie wzdrygając kończynami i
rozglądając się na boki.
- Koniec spania, lenie śmierdzące! Za pół godziny
chcę was widzieć rześkich na boisku!- Usłyszeli głośny krzyk trenera i powoli
dochodzili do siebie, uspakajając przerażone serca. Blondyn zadowolony z siebie
przeciągał się na swoim tarasie i schował do kieszeni gwizdek.
- Jezu…- Szepnął czarnowłosy, leżąc tylko na
połowie łóżka i przecierając twarz.- Miałem wrażenie, że wrzeszczy mi do ucha…-
Zmierzwił swe włosy i spojrzał nagle na Hinate z konsternacją, zmieniając wyraz
twarzy z niewyspanego na zaskoczony. Rudzielec wstrzymał ponownie oddech, nie
wiedząc, czego się spodziewać.
- Co ty tu robisz?
- Chyba ja powinienem o to zapytać.- Burknął,
mrużąc oczy.
- To moje łóżko.
- Nie pisze, że jest twoje, to ty się tu
władowałeś, jak ja już spałem.- Pokazał mu język i podniósł się do siadu.-
Przez ciebie mnie całe plecy bolą! Jak nie będę mógł doskoczyć do piłki to
będzie twoja wina!- Odwracał kota ogonem i pstryknął w czoło dalej zaskoczonego
Kageyamę.
- Musiałem cię nie zauważyć.- Powiedział nagle obojętnie i siadając,
przeciągnął się z wielkim ziewem.- Jesteś taki drobniutki…
- Słucham?! – Dźgnął go w żebra i trzepnął
poduszką.- Nie jestem drobny tylko… oryginalny!- Nie lubił, jak wytykało mu się
wzrost. Dobrze, że Nishinoya był niższy, bo już w ogóle popadłby w jakieś
kompleksy.
- Tak, tak…- Wstał i podreptał do łazienki, nie
mając nawet siły mu odpyskować. Hinata prychnął zawstydzony i jęknął, gdy drzwi
się zamknęły. Opadł z powrotem na łóżko i westchnął. Serce dalej nie chciało
się uspokoić.
…
Odbijali piłkę. Dziś było nieco chłodniej i
zdecydowanie lepiej się grało. Po dość ostrych ćwiczeniach teraz bardziej
przyzwyczaili się do piasku i poruszania na nim bosymi stopami.
Choć skoki wciąż nie osiągały takiej wysokości,
jak na boisku, to zdecydowanie chętniej wykonywali różne akcje, nie bojąc się w
tym przypadku spotkania z twardym podłożem. Do tego dochodził czasem drobny
wietrzyk lub niespodziewane oślepienie przez słońce i już całość formacji
padała, przez źle otrzymaną piłkę. Kageyama musiał dodatkowo uwzględniać
warunki atmosferyczne, gdy analizował podania.
- Jeszcze jedna!- Krzyknął Hinata, czując się
całkowicie w swoim żywiole. Dawał z siebie jak zwykle sto procent i ekscytacja
nie miała granic. Reszta również dobrze się bawiła mimo, że z każdego pot lał
się strumieniami.
- Hinata!- Krzyknął Kageyama i wystawił ich
zwinnemu wabikowi.
Rudzielec jak zwykle, robiąc zwrot w ostatnim
momencie, odbił się i wyciągnął rękę, czekając na piłkę. Nie musiał patrzeć na
czarnowłosego, doskonale wiedział i ufał mu, że piłka znajdzie się dokładnie na
linii jego uderzenia. Widział drugą stronę boiska. Nic więcej się teraz nie
liczyło. Dłoń go zapiekła, gdy przeprowadził atak. Nikt nie był w stanie go
obronić. Razem byli niezwyciężeni.
- Tak jest!- Krzyknął podekscytowany, gdy zdobyli
punkt.
- Źle! Mówiłem ci, że chcę spróbować czegoś…-
Tutaj nastał bełkot, z którego Hinata zrozumiał jedynie, że nie spełnił jego
oczekiwań.
- O co ci chodzi? Biegnę, odbijam, zdobywamy
punkt…- Wzruszył ramionami, niespecjalnie poruszony.
- Też byś mógł się trochę wysilić, a nie liczyć
tylko na mnie.- Warknął.- Spójrz chociaż na tą piłkę!
- Nie spinaj się tak, nasz królu.- Tsukishima
dalej lubił go drażnić starym przezwiskiem.- Boisz się, że raz ci się omsknie i
w końcu nie wycelujesz?
- Ty tleniony… – Warknął czarnowłosy, grożąc mu
pięścią.
- Trójka.- Szepnął Hinata do Noyi, który zasłonił
sobie ze śmiechu usta. Tanaka musiał się odwrócić, by ukryć wyraz twarzy.
- Hę? Co znowu szepczecie?!- Zapytał wiedząc, że
to o niego chodzi.
- Straszna morda numer trzy.- Powiedział bez
ogródek rudzielec i zaczął uciekać przed wkurzonym rozgrywającym. Ganiali się
wokół boiska przy śmiechach kolegów.
- Jesteście okropni.- Skomentował Sugawara nie
próbując ich już nawet rozdzielać, tylko z całą resztą przyglądał się temu
przedstawieniu.
- Dobra, na dzisiaj macie wolne. Po za tym,
pogoda się psuje.- Nauczyciel zaklaskał, by zwrócić na siebie uwagę.- Teraz
możecie lecieć do pokojów, bo za godzinę mamy załatwiony obiad.
- Dziękujemy trenerze!- Krzyknęli wszyscy chórem
i zbierając manatki, pobiegli do pokojów wziąć szybki prysznic. Każdy marzył
już teraz tylko o tym, by być najedzonym i czystym.
- Banda gnojków…- Skomentował przez zęby
okularnik, gdy kilka szaleńców bijących się o łazienkę, prawie zrzuciło go ze
schodów. Coś rudego przemknęło mu pod ramieniem, zręcznie go wymijając, a za
sobą usłyszał warknięcie Kageyamy, gdy zagrodził mu drogę. – Och, wcale mi nie
przykro.- Pokazał mu język i celowo, niespiesznie wchodził na górę.
Daichi widząc spuszczoną głowę swojego nowego
rozgrywającego, postanowił go trochę pocieszyć.
- Nie bierz sobie tego do siebie, wiesz jacy
oni…- Położył mu rękę na ramieniu ale zakończył swój wywód, gdy ujrzał twarz
Tobio.
- Nogi im z dupy powyrywam.- Powieka mu
niebezpiecznie drgała, a na skroni zapulsowała żyłka, symbolizując chęć mordu.
- Nic nie poradzisz, to ten wiek.- Wsparł zdruzgotanego
kapitana Sugawara zupełnie, jakby sami skończyli co najmniej pięćdziesiąt lat.
…
Hinata już od jakiegoś czasu słyszał dobijanie
się do łazienki, ale się nie spieszył, pogwizdując wesoło. Dzisiejszy dzień był
naprawdę zabawny. Lubił drażnić Kageyame bo wtedy zyskiwał najwięcej jego
uwagi. W końcu zwolnił zaparowane pomieszczenie i umknął przed wymierzonym w
jego pośladek ręcznikiem. Dzięki temu całkowicie zapomniał o wczorajszym
wieczorze i teraz siedząc na tarasie w luźnych dresach, popijał sok w kartoniku
i rozkoszował morskim powiewem świeżości. Skończyli grać w idealnym momencie,
teraz zerwał się nieco mocniejszy wiatr i słońce skryło za chmurami. Wieczór
tym razem nie zapowiadał się z ogniskiem.
Została im jeszcze chwila, więc gotowy do
wyjścia, postanowił się przejść po pokojach i uchylając pierwsze lepsze drzwi,
wytrzeszczył oczy na dość niecodzienną scenę.
- Co wy robicie?- Zapytał, ledwo opanowując
śmiech.
Nishinoya z poważnym wyrazem twarzy i nie
przerywając swojego zajęcia, odpowiedział całkowicie zadowolony z siebie z
błyskiem swoich białych zębów.
- Czeszę kudły!
Asahi pomachał rudemu przyjaźnie, robiąc przy tym
błogi wyraz twarzy, gdy szczotka zanurzała się w jego długich, brązowych
włosach i masowała mu głowę. Przyjaciel obchodził się z nim bardzo delikatnie.
Tej aurze brakowało jedynie sypiących się dookoła
kwiatków. Hinata pomyślał, że ta drużyna nigdy nie przestanie go zadziwiać i
bawić. Zostawił ich i zwiedzał dalej.
…
Biegli ile sił w nogach. Deszcz zaczął lać tak
przeraźliwie, że wszystko już mięli mokre. Nawet w siatkach foliowych woda im
chlupotała, a buty zabawnie klapały i wydawały syczące odgłosy. Gdy wbiegli do
recepcji, prawie utworzyli mini jezioro, gdy wykręcali ciuchy na progu. Prócz
strumieni wody i jęków niezadowolenia, cichaczem wnosili zakupy, w których
pobrzękiwało szkło. Na palcach, mijając pokój szefostwa, udali się do
najbardziej odległego na końcu korytarza, z zamiarem konsumpcji towarów i
dobrej zabawy.
- Ale wyglądacie.- Skomentowali koledzy, widząc
trójkę przemoczonych całkowicie przemytników.
- Następnym razem nie dam się wrobić…- Westchnął
Tanaka, zdejmując mokre ciuchy i wrzucił je do wanny. Razem z Hinata i Tadashim
przegrali w ciągnięciu losów o to, kto zostaje, a kto idzie po prowiant. Pech
chciał, że w połowie drogi zaczęło się na dworze prawdziwe piekło.
- Oszczędź nam tego widoku i dawaj alkohol.- Yu
chwycił siatki i zaczął rozdawać, zamykając za prawie nagim, krótkowłosym
drzwi.
- Czemu zawsze u mnie muszą być wszystkie
imprezy?- Mamrotał pod nosem niezadowolony kapitan.
Rudzielec kichnął i pociągnął nosem, otrzepując
się jak pies.
- Idź się przebierz, cały się trzęsiesz.-
Kageyama wstał i ruszył do wyjścia, biorąc zaskoczonego Hinate pod łokieć.- Idę
po bluzę.- Oznajmił reszcie i wyszli.
Shoyo patrzył na plecy swojego niegdyś byłego
wroga i uśmiechnął się pod nosem. Kto by pomyślał, że skończą w tej samej
szkole i że kiedykolwiek spojrzy na niego jak na…
- Chłodno się zrobiło.- Mruknął ciemnowłosy i gdy
weszli do swojego pokoju, zaczął grzebać w swojej torbie, wyciągając
niespiesznie odzienie. Zaczynało się robić już ciemno, a przez chmury w
pomieszczeniu panował szary półmrok.
Hinata mu jedynie mruknął twierdząco, patrząc na
jego profil. Podobał mu się w takich ciuchach, coś zupełnie innego od szkolnego
mundurka czy stroju siatkarskiego. Choć i w nich był też całkiem całkiem.
Zdjął przemoczoną koszulkę i powiesił na krześle.
Deszcz i wiatr szalał za oknem, głośno obijając się o parapet. Wyciągnął z
szafy parę suchych rzeczy i rzucił na łóżko. Niestety bluzę, której myślał, że
nie będzie używać, zostawił w torbie, która znajdowała się na meblu i teraz
bezskutecznie, na palcach próbował ją sięgnąć.
Nagle poczuł za sobą ciepłe ciało Kageyamy, który
delikatnie się o niego opierając, ściągnął z góry to, co potrzebował.
- Masz, kurduplu.- Powiedział mu do ucha, co
wywołało potężną falę dreszczy. W ciemnym pokoju i tak blisko siebie, było
niesamowicie… intymnie.
- P-poradziłbym sobie!- Odwrócił twarz w jego
stronę i zdziwił się, że spotkał się z tak bliskim kontaktem z ciemnymi oczami.
Przyjaciel dalej się od niego nie odsunął, a uśmiech znikł z jego twarzy.
To było… dziwne. Nie odzywali się do siebie, ale
uparcie nie przerywali konfrontacji. Hinacie bez koszulki tym bardziej było
nieswojo i…
- Co?- Zapytał, nie mogąc dłużej tego znieść.
Cieszył się, że jest ciemno, prawdopodobnie policzki mu płonęły.
- Wybacz, zamyśliłem się.- Powiedział szybko i
się odsunął. Rzucił jeszcze rudowłosemu ręcznik na głowę i potarł nim kilka
razy.
- Hej!- Rudowłosy próbował się wyplątać z tego
uścisku, wytrącony z emocjonalnej równowagi. Już drugi raz dzisiaj serce chce
mu umrzeć na zawał. W końcu chłopak dał mu spokój i mógł spojrzeć na niego, jak
opuszcza pokój. Sam zaczął się wycierać i niepewnie odwzajemnił zabójczy
uśmiech.
- Hinata…- Zaczął nagle Kageyama, ale nie
dokończył. Patrzył na niego nieokreślonym wzrokiem, opierając się o framugę i
jakby intensywnie myśląc.
- Tak?- Zapytał zaintrygowany i zdziwiony. Z
jakiegoś powodu zrobiło mu się duszno pod wpływem tych magnetycznych tęczówek.
To spojrzenie było specyficzne…
Nastała dłuższa chwila ciszy, w której żaden z
nich się nie odezwał, ani nie poruszył.
- Nie ważne…- Czarnowłosy w końcu odpuścił,
rezygnując z tego, co chciał powiedzieć. Odchylił się i wyszedł na korytarz.
- No jak zaczynasz to dokończ!- Miał wrażenie, że
to było… coś ważnego.
Niestety, pomimo wielu jęków i starań, nie
usłyszał tego, co czarnowłosy postanowił zachować sobie dla siebie. Ciekawość
Hinaty wykręcała mu wnętrzności przez cały wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz