niedziela, 14 czerwca 2015

Cień iskier 3



Zmarszczył nos, gdy coś go niespodziewanie połaskotało. Przetarł oczy i chciał się wyciągnąć, lecz poczuł, że ma dziwnie mało miejsca. Uchylił powieki i momentalnie zamarł w tej nienaturalnej pozycji.
Parę centymetrów od swojej twarzy, miał usta Kageyamy. Przez chwilę zapomniał, jak się oddycha. W ogóle zastanawiał się, czy to co widzi na pewno jest prawdą. Nawet serce się zatrzymało, choć zaraz potem zaczęło obijać się o żebra tak mocno, że bał się, że cała okolica powinna je słyszeć, a co dopiero facet, który leżał z nim w łóżku.
Jak to się w ogóle stało? Przecież kładł się sam. Nawet nic nie poczuł, a zwykle miał lekki sen. Naprawdę był aż tak padnięty po ostatniej nocy, że to go nie zbudziło? W każdym razie był w szoku i nie wiedział zupełnie co zrobić. Wodził wzrokiem po ciemnych rzęsach i miękkich wargach. Ciepły oddech owiewał mu usta, a czarne włosy łaskotały w czoło.
Przełknął ślinę i ostrożnie ułożył się na boku tak, by nie zbudzić śpiącego. Było jeszcze wcześnie, dopiero zaczynało się robić szaro na dworze, więc nie miał powodu, by wstawać. Tym lepiej, bo całkowicie nie miał na to ochoty. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jego ciele i twarzy. Silną wolą powstrzymywał się przed dotknięciem jasnej skóry. Wyglądał tak spokojnie, pogrążony we śnie, nie krzywiąc się na jego zły odbiór piłki czy kolejny psikus.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy poczuł zapach jego szamponu i żelu pod prysznic. Najwyraźniej jeszcze się nie ulotnił po wieczornym myciu. Ciekawiło go, ile gadał z tą dziewczyną i o której się położył. Miał nadzieję, że to był ich pierwszy i ostatni raz, oraz że… nic między nimi nie zaszło.
Z drugiej strony nie może całe życie liczyć na to, że tak zostanie i jeszcze odstawiać scen zazdrości, jak małe dziecko. To przecież normalne, że Kageyamie podobały się dziewczyny i że z nimi rozmawia. Czy chce, czy nie, kiedyś… pewnie sobie jakąś znajdzie…
Zacisnął pięści, czując dziwny ucisk w klatce piersiowej. Te wszystkie chwile, które wspólnie spędzają, nagle stały się dla niego strasznie ulotne. Co może więcej z tym zrobić? Kto wie, jakby to namieszało w ich relacji, a lubił ją taką, jaka była. Nawet z tymi wszystkimi kłótniami czy przekomarzaniami. Uwielbiał to. Za nic w świecie nie chciałby tego zepsuć czy stracić.
Powstrzymał westchnięcie i dalej podziwiał twarz przyjaciela, rozbawiony tym błogim wyrazem twarzy. Przysunął się nawet odważnie bliżej, galopując wyobraźnią nieco za daleko. Wiedział, że nie powinien, ale… nie mógł się powstrzymać. Nie miał przecież zwykle okazji by mieć go tak blisko siebie i bezkarnie go obserwować. Pewnie to jeden z niewielu takich razy, jaki mu został.
Poczuł nagle wątpliwości, czy aby na pewno akceptuje taki stan rzeczy. Czy będzie w stanie to wytrzymać? Czy ta przyjaźń naprawdę będzie potrafiła mu to zastąpić w takim stopniu, by to znieść? Nie mógł go dotknąć, nie mógł zrobić nic, na co miał teraz tak wielką ochotę. To wręcz wypalało mu zmysły.
Przeraźliwy gwizd przyprawił go o zawal serca. Razem z Kageyamą podskoczyli na łóżku, niekontrolowanie wzdrygając kończynami i rozglądając się na boki.
- Koniec spania, lenie śmierdzące! Za pół godziny chcę was widzieć rześkich na boisku!- Usłyszeli głośny krzyk trenera i powoli dochodzili do siebie, uspakajając przerażone serca. Blondyn zadowolony z siebie przeciągał się na swoim tarasie i schował do kieszeni gwizdek.
- Jezu…- Szepnął czarnowłosy, leżąc tylko na połowie łóżka i przecierając twarz.- Miałem wrażenie, że wrzeszczy mi do ucha…- Zmierzwił swe włosy i spojrzał nagle na Hinate z konsternacją, zmieniając wyraz twarzy z niewyspanego na zaskoczony. Rudzielec wstrzymał ponownie oddech, nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Co ty tu robisz?
- Chyba ja powinienem o to zapytać.- Burknął, mrużąc oczy.
- To moje łóżko.
- Nie pisze, że jest twoje, to ty się tu władowałeś, jak ja już spałem.- Pokazał mu język i podniósł się do siadu.- Przez ciebie mnie całe plecy bolą! Jak nie będę mógł doskoczyć do piłki to będzie twoja wina!- Odwracał kota ogonem i pstryknął w czoło dalej zaskoczonego Kageyamę.
- Musiałem cię nie zauważyć.- Powiedział nagle obojętnie i siadając, przeciągnął się z wielkim ziewem.- Jesteś taki drobniutki…
- Słucham?! – Dźgnął go w żebra i trzepnął poduszką.- Nie jestem drobny tylko… oryginalny!- Nie lubił, jak wytykało mu się wzrost. Dobrze, że Nishinoya był niższy, bo już w ogóle popadłby w jakieś kompleksy.
- Tak, tak…- Wstał i podreptał do łazienki, nie mając nawet siły mu odpyskować. Hinata prychnął zawstydzony i jęknął, gdy drzwi się zamknęły. Opadł z powrotem na łóżko i westchnął. Serce dalej nie chciało się uspokoić.
Odbijali piłkę. Dziś było nieco chłodniej i zdecydowanie lepiej się grało. Po dość ostrych ćwiczeniach teraz bardziej przyzwyczaili się do piasku i poruszania na nim bosymi stopami.
Choć skoki wciąż nie osiągały takiej wysokości, jak na boisku, to zdecydowanie chętniej wykonywali różne akcje, nie bojąc się w tym przypadku spotkania z twardym podłożem. Do tego dochodził czasem drobny wietrzyk lub niespodziewane oślepienie przez słońce i już całość formacji padała, przez źle otrzymaną piłkę. Kageyama musiał dodatkowo uwzględniać warunki atmosferyczne, gdy analizował podania.
- Jeszcze jedna!- Krzyknął Hinata, czując się całkowicie w swoim żywiole. Dawał z siebie jak zwykle sto procent i ekscytacja nie miała granic. Reszta również dobrze się bawiła mimo, że z każdego pot lał się strumieniami.
- Hinata!- Krzyknął Kageyama i wystawił ich zwinnemu wabikowi.
Rudzielec jak zwykle, robiąc zwrot w ostatnim momencie, odbił się i wyciągnął rękę, czekając na piłkę. Nie musiał patrzeć na czarnowłosego, doskonale wiedział i ufał mu, że piłka znajdzie się dokładnie na linii jego uderzenia. Widział drugą stronę boiska. Nic więcej się teraz nie liczyło. Dłoń go zapiekła, gdy przeprowadził atak. Nikt nie był w stanie go obronić. Razem byli niezwyciężeni.
- Tak jest!- Krzyknął podekscytowany, gdy zdobyli punkt.
- Źle! Mówiłem ci, że chcę spróbować czegoś…- Tutaj nastał bełkot, z którego Hinata zrozumiał jedynie, że nie spełnił jego oczekiwań.
- O co ci chodzi? Biegnę, odbijam, zdobywamy punkt…- Wzruszył ramionami, niespecjalnie poruszony.
- Też byś mógł się trochę wysilić, a nie liczyć tylko na mnie.- Warknął.- Spójrz chociaż na tą piłkę!
- Nie spinaj się tak, nasz królu.- Tsukishima dalej lubił go drażnić starym przezwiskiem.- Boisz się, że raz ci się omsknie i w końcu nie wycelujesz?
- Ty tleniony… – Warknął czarnowłosy, grożąc mu pięścią.
- Trójka.- Szepnął Hinata do Noyi, który zasłonił sobie ze śmiechu usta. Tanaka musiał się odwrócić, by ukryć wyraz twarzy.
- Hę? Co znowu szepczecie?!- Zapytał wiedząc, że to o niego chodzi.
- Straszna morda numer trzy.- Powiedział bez ogródek rudzielec i zaczął uciekać przed wkurzonym rozgrywającym. Ganiali się wokół boiska przy śmiechach kolegów.
- Jesteście okropni.- Skomentował Sugawara nie próbując ich już nawet rozdzielać, tylko z całą resztą przyglądał się temu przedstawieniu.
- Dobra, na dzisiaj macie wolne. Po za tym, pogoda się psuje.- Nauczyciel zaklaskał, by zwrócić na siebie uwagę.- Teraz możecie lecieć do pokojów, bo za godzinę mamy załatwiony obiad.
- Dziękujemy trenerze!- Krzyknęli wszyscy chórem i zbierając manatki, pobiegli do pokojów wziąć szybki prysznic. Każdy marzył już teraz tylko o tym, by być najedzonym i czystym.
- Banda gnojków…- Skomentował przez zęby okularnik, gdy kilka szaleńców bijących się o łazienkę, prawie zrzuciło go ze schodów. Coś rudego przemknęło mu pod ramieniem, zręcznie go wymijając, a za sobą usłyszał warknięcie Kageyamy, gdy zagrodził mu drogę. – Och, wcale mi nie przykro.- Pokazał mu język i celowo, niespiesznie wchodził na górę.
Daichi widząc spuszczoną głowę swojego nowego rozgrywającego, postanowił go trochę pocieszyć.
- Nie bierz sobie tego do siebie, wiesz jacy oni…- Położył mu rękę na ramieniu ale zakończył swój wywód, gdy ujrzał twarz Tobio.
- Nogi im z dupy powyrywam.- Powieka mu niebezpiecznie drgała, a na skroni zapulsowała żyłka, symbolizując chęć mordu.
- Nic nie poradzisz, to ten wiek.- Wsparł zdruzgotanego kapitana Sugawara zupełnie, jakby sami skończyli co najmniej pięćdziesiąt lat.
Hinata już od jakiegoś czasu słyszał dobijanie się do łazienki, ale się nie spieszył, pogwizdując wesoło. Dzisiejszy dzień był naprawdę zabawny. Lubił drażnić Kageyame bo wtedy zyskiwał najwięcej jego uwagi. W końcu zwolnił zaparowane pomieszczenie i umknął przed wymierzonym w jego pośladek ręcznikiem. Dzięki temu całkowicie zapomniał o wczorajszym wieczorze i teraz siedząc na tarasie w luźnych dresach, popijał sok w kartoniku i rozkoszował morskim powiewem świeżości. Skończyli grać w idealnym momencie, teraz zerwał się nieco mocniejszy wiatr i słońce skryło za chmurami. Wieczór tym razem nie zapowiadał się z ogniskiem.
Została im jeszcze chwila, więc gotowy do wyjścia, postanowił się przejść po pokojach i uchylając pierwsze lepsze drzwi, wytrzeszczył oczy na dość niecodzienną scenę.
- Co wy robicie?- Zapytał, ledwo opanowując śmiech.
Nishinoya z poważnym wyrazem twarzy i nie przerywając swojego zajęcia, odpowiedział całkowicie zadowolony z siebie z błyskiem swoich białych zębów.
- Czeszę kudły!
Asahi pomachał rudemu przyjaźnie, robiąc przy tym błogi wyraz twarzy, gdy szczotka zanurzała się w jego długich, brązowych włosach i masowała mu głowę. Przyjaciel obchodził się z nim bardzo delikatnie.
Tej aurze brakowało jedynie sypiących się dookoła kwiatków. Hinata pomyślał, że ta drużyna nigdy nie przestanie go zadziwiać i bawić. Zostawił ich i zwiedzał dalej.
Biegli ile sił w nogach. Deszcz zaczął lać tak przeraźliwie, że wszystko już mięli mokre. Nawet w siatkach foliowych woda im chlupotała, a buty zabawnie klapały i wydawały syczące odgłosy. Gdy wbiegli do recepcji, prawie utworzyli mini jezioro, gdy wykręcali ciuchy na progu. Prócz strumieni wody i jęków niezadowolenia, cichaczem wnosili zakupy, w których pobrzękiwało szkło. Na palcach, mijając pokój szefostwa, udali się do najbardziej odległego na końcu korytarza, z zamiarem konsumpcji towarów i dobrej zabawy.
- Ale wyglądacie.- Skomentowali koledzy, widząc trójkę przemoczonych całkowicie przemytników.
- Następnym razem nie dam się wrobić…- Westchnął Tanaka, zdejmując mokre ciuchy i wrzucił je do wanny. Razem z Hinata i Tadashim przegrali w ciągnięciu losów o to, kto zostaje, a kto idzie po prowiant. Pech chciał, że w połowie drogi zaczęło się na dworze prawdziwe piekło.
- Oszczędź nam tego widoku i dawaj alkohol.- Yu chwycił siatki i zaczął rozdawać, zamykając za prawie nagim, krótkowłosym drzwi.
- Czemu zawsze u mnie muszą być wszystkie imprezy?- Mamrotał pod nosem niezadowolony kapitan.
Rudzielec kichnął i pociągnął nosem, otrzepując się jak pies.
- Idź się przebierz, cały się trzęsiesz.- Kageyama wstał i ruszył do wyjścia, biorąc zaskoczonego Hinate pod łokieć.- Idę po bluzę.- Oznajmił reszcie i wyszli.
Shoyo patrzył na plecy swojego niegdyś byłego wroga i uśmiechnął się pod nosem. Kto by pomyślał, że skończą w tej samej szkole i że kiedykolwiek spojrzy na niego jak na…
- Chłodno się zrobiło.- Mruknął ciemnowłosy i gdy weszli do swojego pokoju, zaczął grzebać w swojej torbie, wyciągając niespiesznie odzienie. Zaczynało się robić już ciemno, a przez chmury w pomieszczeniu panował szary półmrok.
Hinata mu jedynie mruknął twierdząco, patrząc na jego profil. Podobał mu się w takich ciuchach, coś zupełnie innego od szkolnego mundurka czy stroju siatkarskiego. Choć i w nich był też całkiem całkiem.
Zdjął przemoczoną koszulkę i powiesił na krześle. Deszcz i wiatr szalał za oknem, głośno obijając się o parapet. Wyciągnął z szafy parę suchych rzeczy i rzucił na łóżko. Niestety bluzę, której myślał, że nie będzie używać, zostawił w torbie, która znajdowała się na meblu i teraz bezskutecznie, na palcach próbował ją sięgnąć.
Nagle poczuł za sobą ciepłe ciało Kageyamy, który delikatnie się o niego opierając, ściągnął z góry to, co potrzebował.
- Masz, kurduplu.- Powiedział mu do ucha, co wywołało potężną falę dreszczy. W ciemnym pokoju i tak blisko siebie, było niesamowicie… intymnie.
- P-poradziłbym sobie!- Odwrócił twarz w jego stronę i zdziwił się, że spotkał się z tak bliskim kontaktem z ciemnymi oczami. Przyjaciel dalej się od niego nie odsunął, a uśmiech znikł z jego twarzy.
To było… dziwne. Nie odzywali się do siebie, ale uparcie nie przerywali konfrontacji. Hinacie bez koszulki tym bardziej było nieswojo i…
- Co?- Zapytał, nie mogąc dłużej tego znieść. Cieszył się, że jest ciemno, prawdopodobnie policzki mu płonęły.
- Wybacz, zamyśliłem się.- Powiedział szybko i się odsunął. Rzucił jeszcze rudowłosemu ręcznik na głowę i potarł nim kilka razy.
- Hej!- Rudowłosy próbował się wyplątać z tego uścisku, wytrącony z emocjonalnej równowagi. Już drugi raz dzisiaj serce chce mu umrzeć na zawał. W końcu chłopak dał mu spokój i mógł spojrzeć na niego, jak opuszcza pokój. Sam zaczął się wycierać i niepewnie odwzajemnił zabójczy uśmiech.
- Hinata…- Zaczął nagle Kageyama, ale nie dokończył. Patrzył na niego nieokreślonym wzrokiem, opierając się o framugę i jakby intensywnie myśląc.
- Tak?- Zapytał zaintrygowany i zdziwiony. Z jakiegoś powodu zrobiło mu się duszno pod wpływem tych magnetycznych tęczówek. To spojrzenie było specyficzne…
Nastała dłuższa chwila ciszy, w której żaden z nich się nie odezwał, ani nie poruszył.
- Nie ważne…- Czarnowłosy w końcu odpuścił, rezygnując z tego, co chciał powiedzieć. Odchylił się i wyszedł na korytarz.
- No jak zaczynasz to dokończ!- Miał wrażenie, że to było… coś ważnego.
Niestety, pomimo wielu jęków i starań, nie usłyszał tego, co czarnowłosy postanowił zachować sobie dla siebie. Ciekawość Hinaty wykręcała mu wnętrzności przez cały wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz