Tytuł: Zerwany kontrakt
Anime/Manga: Kuroshitsuji
Status: zakończone
Gatunek: yaoi
Liczba
rozdziałów: 10
Pairing: SebastianxCiel,
Postacie: Sebastian, Ciel, Elizabeth, Finny,
Bard, Maylene +inni.
Uwagi: 18+
Opis: Dlaczego kontrakt się nie wypełnił?
Co stanęło na przeszkodzie dopełnienia przysięgi?
…
Ciel patrzył
jak zgrabne ręce demona z perfekcją zaparzają herbatę. Ten sam rytuał, ciągle
doskonalszy, coraz bardziej urzekający. Podziwiał, jak z namaszczeniem wykonuje
każdą czynność. Gdy Sebastian skończył, filiżanka z płynem została mu
podstawiona pod nos. Zastanawiał się, kiedy te dłonie stały się takie…
pociągające?
- Pańska
herbata.- Oznajmił lokaj.
Ciel upił
łyk. Była idealna. Skrzywił się jednak teatralnie. Nagle wylał resztę
zawartości na dywan.
- Za mało słodka!
– Talerzyk odstawił z impetem na stół.- To twoja kara. Posprzątaj psie.
Sebastian
zrobił kwaśną minę, ale nic nie odpowiedział. Bez protestu zaczął wycierać
wykładzinę, klęcząc przed chłopakiem.
- Jutro
panicz musi wcześnie wstać. Proponuję udać się na spoczynek.- Powiedział bez
odrobiny jadu.
- Doskonale
o tym wiem.- Chłopak podziwiał kruczoczarne włosy swojego sługi.- Przygotuj mi
kąpiel.- Zażądał, zafascynowany każdym jego ruchem.
- Tak jest,
mój panie.- Powiedział Sebastian, odchodząc po skończonej pracy. W pokoju
zapanowała cisza a światło świecy rzucało długie cienie na ścianę, pokrytą
barwną tapetą.
Ciel
odetchnął. Zrobiło mu się trochę swobodniej. Nie wiedział od kiedy właściwie
demon zaczyna go w pewien sposób… intrygować. Jego każdy ruch i spojrzenie było
tak niesamowite, że Ciel łapał się na tym, że się w niego wpatruje jak w
obrazek. Był przez to bardziej ostry dla lokaja, starając się ukryć te zmiany.
Właściwie urągał mu przy każdej okazji, próbując jakoś siebie usprawiedliwiać.
Bał się, że jego dziwne zachowanie może zostać zdemaskowane. Przez to był
bardzo niespokojny.
Może
dlatego, że jutro jest TEN dzień? Zasmucił się chłopak i bez entuzjazmu zaczął gmerać
widelcem w jedzeniu.
Mieli już
wszystko gotowe. Długo oczekiwana zemsta na ludziach, którzy sprawili jego
rodzinie wielkie cierpienie, w końcu miała się ziścić. W końcu pakt między nim
a demonem miał się wypełnić.
Jutro odda
swoją duszę.
Nie bał się
tego. Nie miał zamiaru uciekać przed czymś, na co sam przystał. Wiedział co go
czeka od samego początku. Z tego nie było odwrotu, ani innej drogi. Może i nie
pożył dostatecznie długo, nie wiódł zwykłego, spokojnego życia, nie założył
rodziny, ani nie zestarzał się, czytając książki na ulubionym fotelu ale na
pewno nie mógł narzekać na nudę. Powrót do żywych miał jedynie pozwolić mu
umrzeć w spokoju.
Nie wiedzieć
czemu… Z drugiej strony był tego cholernie ciekawy. Tego co się stanie. Nie
potrafił sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała jego śmierć. Jak Sebastian to
zrobi?
Sebastian…
Jego imię z coraz większym trudem wymawiał. Prze ten cały czas… Nigdy go nie
zdradził ani nie zawiódł. Był na każde zawołanie, każdy rozkaz i zachciankę.
Opiekował się nim, troszczył… Momentami, ale zawsze. Dopiero niedawno dotarło
do niego, że był jedyną, najbliższą i najbardziej zaufaną dla niego osobą. Na
tym świecie już nikt i nic nie potrafiło go zrozumieć. Nawet Elizabeth, która
otwierała dla niego swoje serce codziennie. Jej promienny uśmiech tylko
bardziej kazał mu się wycofywać w mrok, w jakim sam się otaczał. Ta przepaść
między nimi była nie do pokonania. W tej ciemności odnajdywał jedynie parę
czerwonych ślepi i ostre jak brzytwa szpony, które tuliły go i kołysały każdej
nocy do snu. Wiedział, że irracjonalne, przywiązać się do kogoś, kto tylko
czeka, żeby cię pożreć.
Zastanawiał
się więc, czy bardziej czuje ekscytację na zbliżający się finał, czy własną
śmierć…
Jego
rozmyślania przerwało ciche pukanie, obwieszczające powrót Sebastiana.
- Paniczu,
kąpiel gotowa.- Pochylił się z szacunkiem.
- Dobrze.-
Wstał i ruszył za demonem, porzucając swoje rozterki. Wpatrywał się w jego
plecy i przełknął ślinę. To są ich ostatnie wspólne chwile. No… właściwie
tylko na tym świecie. Stwierdził kąśliwie i nawet uśmiechnął się krzywo.
W łazience
było ciepło. Obłoki pary unosiły się i osiadały na kafelkach i wielkim lustrze.
Chłopak rozłożył ręce na boki, by lokaj mógł go rozebrać. Zrobił to w ciszy.
Cielowi zrobiło się nieswojo. Robili to prawie codziennie, ale miał wrażenie,
że z każdym dniem jego serce bije coraz szybciej. Coraz ciężej znosił ten
chłodny dotyk. Odwracał wzrok by przypadkiem nie natrafić na czerwone tęczówki.
Gdy już był
nagi, wszedł do dużej wanny. Woda miała idealną temperaturę. Zanurzył się do
bioder. Poczuł dreszcz gdy palce demona wplotły się w jego włosy.
- Jak się
panicz czuje przed jutrem?- zapytał Sebastian, zaczynając masować i mydlić mu
głowę.
-
Zastanawiam się, czy niczego nie przeoczyliśmy.- Skłamał. Ciężko mu było się
skupić, gdy ręce lokaja tak cudownie wykonywały swoje obowiązki. Zamknął oczy i
oddawał się przyjemności. Prawie jęknął, gdy poczuł chłód na swojej szyi.
- Nie ma
potrzeby się martwić. Nawet jeśli coś się wydarzy ja dopilnuję, by wszystko
poszło po panicza myśli.- Zapewnił lokaj, masując zesztywniały kark.
- Nie… wątpię…-
Chłopak starał się zachować spokój. Teraz żałował, że poprosił demona o tą
kąpiel. Rzadko czarnowłosy miał kaprys na rozpieszczanie go z własnej woli,
dlatego Ciel był zaskoczony tym masażem. Poczuł nagle przyjemne ciepło na
podbrzuszu i ze wstydem skrzyżował nogi, nie mogąc uwierzyć we własny odruch
ciała. Delikatny rumieniec pokrył jego policzki, gdy białe palce objęły jego
obojczyki. Próbował nie panikować i nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć.
- Mięśnie
Panicza są bardzo spięte, czy coś jeszcze zaprząta Paniczowi głowę?
- Nic
szczególnego…- Skłamał, nie chcąc kontynuować rozmowy.
Gdy demon
skończył i gdy Ciel podniósł wzrok, krzyżując go z Sebastianem, niespodziewanie
dostał dreszczy. Wyczytał z czerwonych tęczówek, jak bardzo są podekscytowane.
Dałby głowę, że wcześniej za jego plecami oblizywał smakowicie usta, wyczekując
na jutrzejszą ucztę z jego duszy. Ten delikatny uśmiech pierwszy raz go
zaniepokoił.
Chce mnie
pożreć… Ciel
odwrócił wzrok. Zastanawiał się, co będzie dalej. Czy będzie istniał? Czy
będzie w ogóle czymkolwiek? Zemsta przebiegnie perfekcyjnie. To było oczywiste.
Z demonem nie było mowy o porażce. Już on dopilnuje, by przysięga się
wypełniła. W końcu było to ich celem od samego początku.
Lokaj
dokładnie mył jego ciało. Głaskał gąbką delikatne ciało, z namaszczeniem nie
omijając nawet centymetra jego skóry. Ciel mu się przyglądał i z całych sił
starał być obojętny. Gdy ręka sięgnęła między jego nogi, zagryzł wargę,
opanowując odruchy ciała. Źle się z tym czuł. Nienawidził siebie za to, że jest
jedynie słabym i małym człowiekiem, który nie mógł nic zrobić bez tego
przeklętego diabła. Do tego się tak przywiązał wiedząc, jakie będą tego
konsekwencje. Czuł się żałośnie. By nie wpaść w niekontrolowaną wściekłość,
skupił się na czymś innym.
- A ty? O
czym myślisz?- Zapytał, nie mogąc jak zwykle nic wyczytać z białej, kamiennej
twarzy.
- Czemu
Panicza to nagle interesuje?- Demon odłożył gąbkę i pomógł się unieść delikatnemu
ciału. Jego brew ciekawsko powędrowała się ku górze.
- Po
prostu.- Powiedział wymijająco i wtulił się w miękki ręcznik. Czarnowłosy
zaczął wycierać starannie jego ciało. – Nigdy nic nie mówisz.
-
Zastanawiam się, co by Panicz zjadł jutro na śniadanie.- Powiedział,
uśmiechając się wymuszenie.
Kłamca. Ciel z wściekłości zacisnął dłonie
w pięści. Nic jednak nie powiedział, nie chcąc doprowadzać do kłótni. Zresztą
nic by mu to dało. Oglądał w lustrze swoje nagie i chude oblicze, zastanawiając
się, ile jeszcze udałoby mu się urosnąć, gdyby dożył pełnoletności. Jego prawe
oko połyskiwało fioletowym blaskiem, na którym znajdowała się pieczęć
przysięgi. Na jasnej skórze odznaczał się mocno wypalony symbol hańby, który
nigdy nie pozwolił mu zapomnieć o cierpieniu i upokorzeniu jakie doświadczył.
Zacisnął dłonie w pięści, przypominając sobie, że on również czeka z
niecierpliwością na jutrzejszy dzień.
Ubrany w
piżamę, wyciągnął ręce w stronę swojego lokaja.
- Zanieś
mnie.- Zażyczył sobie Ciel myśląc o tym, że już więcej razy o to nie poprosi.
Sebastian
delikatnie wziął chłopca na ręce i wychodząc z łazienki, ruszył w kierunku
sypialni.
Dom był
cichy i spokojny. Na korytarzach panował mrok, rozświetlany jedynie
świecznikiem niesionym przez Sebastiana. Upiorne, surowe oczy z portretów
obserwowały tą dwójkę, potępiając ich ze złotych ram.
Ciel odkąd
dostał drugie życie nie musiał się bać, bo zawsze miał u swego boku Sebastiana.
Wszystko z nim było takie proste, choć trochę im zajęło, zanim dobrnęli do
końca swojej przygody. Jutro demon będzie mógł się zemścić za wszystkie te lata
uniżenia. Zastanawiał się, jak bardzo go zdążył znienawidzić. Chłopak zacisnął
mocniej ręce wokół jego szyi.
- Wszystko w
porządku, Paniczu?- Zapytał z zainteresowaniem lokaj.
- Listy pożegnalne
do przyjaciół zostawiłeś? – Starał się odwieść swoje myśli od tych rozterek.
-
Oczywiście. Są u Panicza w pokoju.
- Dobrze.
- Panienka
Elizabeth będzie niepocieszona, że więcej Panicza nie zobaczy.
- Da sobie
radę. Będzie musiała.- Serce mu się ścisnęło, gdy o tym pomyślał. Naprawdę
chciał wierzyć w swoje słowa. Wiedział że ze wszystkich osób jakie go otaczały,
ona zniesie to najgorzej.
Dotarli do
sypialni. Sebastian posadził Ciela na pościeli.
- Jakieś
rozkazy?- Zapytał demon, klękając przed chłopakiem.
Nastała
chwila ciszy. Chłopak poczuł nagle przypływ strachu. Zawsze go ogarniał, gdy
kładł się do łóżka. Wszystkie problemy, przeszłość… Wracały do niego,
odbierając spokojny sen. Teraz było tak samo. Uczucie pustki zaciskało na nim
swe macki, błagając o odrobinę jasnego światła i ciepła, które mogłoby go
uratować. Nie chciał zostawać sam.
- Czy… to
będzie bolało?- Zapytał Ciel, wahając się. Rzadko okazywał słabość i źle się
czuł, kiedy się z tym ujawniał.
Demon
spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale zaraz potem spoważniał. Uśmiechnął się
łagodnie, rozumiejąc sens słów.
- Nie
powinno. – Ciel dałby głowę, że gdyby lokaj się zapomniał, to z jego ust
pociekłaby ślinka, taką miał ochotę na jego duszę. Odwrócił wzrok nie mogąc
tego znieść.
- Pomasuj
mnie jeszcze.- Rozkazał chłopak, opanowując się nieznacznie. Nie chciał dłużej
ciągnąć tego tematu, zawstydzony swoim pytaniem. Wyciągnął stopę, dając do
zrozumienia, żeby na niej się skupić.- Jeszcze cię wykorzystam, skoro jutro mam
przestać istnieć.- Powiedział zadzierając nosa.
- Będzie
panicz istniał…- Powiedział Sebastian, ściągając rękawiczki i obserwując
chłopca uważnie.
- W jakim
sensie?- Nie pojmował Ciel, ciesząc się, że w mało bezpośredni sposób wyciągnął
trapiącą go informację. Starał się ukryć rosnące zainteresowanie. Gdy chłodne
palce znów dotknęły jego skóry, miał ochotę jęknąć, czego na szczęście nie
uczynił.
- Ciężko mi
powiedzieć, ponieważ zatraci Panicz swoją świadomość.- Dodał demon, uważnie
przyglądając się twarzy swojej ofiary.
- Aha. –
Ciel stwierdził, że chyba jednak nie chciał wiedzieć. Zarumienił się
delikatnie, gdy lokaj zajął się jego kostką. Poczuł przyjemny dreszcz.
Sebastian był niezastąpiony w każdym tego słowa znaczeniu. Był idealny. Mięśnie
obu łydek zaczęły mu się rozluźniać w przeciwieństwie do jego nerwów. Już sam
nie wiedział, czy obawia się jutra. Zatracił poczucie czasu i nie wiedział już
ile tak leży doświadczając tej przyjemności.
- Mięśnie
panicza wydają się już wystarczająco rozluźnione.- Powiedział demon po czasie.
- W porządku,
możesz odejść.- Ciel ocknął się z ponurych rozmyślań i wsunął się pod kołdrę
żałując, że pieszczota się skończyła.
- Życzę
miłej nocy.- Sebastian wziął z półki wielki świecznik i otulił szczelnie
chłopca. Następnie, nie obracając się za siebie, wyszedł z pokoju.
W
pomieszczeniu zapanował mrok. Ciel zebrał się w sobie i postanowił nie
dramatyzować. Zamknął oczy i odetchnął kilka razy, dodając sobie otuchy. Teraz
nie był czas na nerwy. Starał się skupić swoje myśli na zemście, ale mimowolnie
uciekały one do Sebastiana. Gdy zasnął, miał sny w których demon rozrywał go na
kawałki, maczając swoje zęby w jego krwi.
…
Poranek
rozpoczął się tak samo jak zwykle. Rozsunięcie zasłon, podanie herbaty oraz
śniadania, ubranie młodego hrabi, dopilnowanie obowiązków służby. Gdy koła
powozu ruszyły spod domu Phantomhive, wszystko było już załatwione. Demon
i hrabia opuścili posiadłość, nie żegnając się z nikim, ani niczym. Ten dzień
nie miał być poświęcony na sentymenty. Wszystkie wątpliwości jakie krążyły wokół
chłopca się ulotniły, zastąpione chłodnym zdecydowaniem i chęcią zemsty.
…
Padł strzał.
Echo odbiło się od kamiennych ścian, bezczeszcząc świętość miejsca. Kula
przeszyła czaszkę, robiąc w czole czarną dziurę, z której wypłynęła stróżka
krwi. Podłoga za człowiekiem oblała się szkarłatem, na którą zaraz potem padło
martwe ciało. Krzyki i błagania ustały. Zapadła martwa cisza, oznajmiając
koniec wszystkiego. Słońce zachodziło, wdzierając się kolorowymi promieniami
przez witraże kaplicy. Posągi wokół przyglądały się całemu zajściu w milczeniu,
płacząc niemo w swoich męczeńskich pozach.
Ciel stał
nad mordercą swoich rodziców nie czując zupełnie nic. Beznamiętnie podziwiał
czerwoną kałużę, zaskoczony swoją obojętnością i spokojem.
Zrobił to.
Zemsta się dopełniła, a on nie czuł żadnej satysfakcji. Jego wcześniejsze
uczucia i nienawiść, wyparowały jak zły sen z chwilą naciśnięcia spustu.
Wiedział co
teraz musi nastąpić. Odrzucił broń i spojrzał ostatni raz na słońce, skryte za
barwnym szkłem. Jego ostatni zachód. Ostatni dzień na tej ziemi. Obrócił się do
stojącego za nim Sebastiana. Spojrzał w jego spokojne oczy i twarz, którą
szpeciły pojedyncze punkciki zaschniętej krwi złoczyńców. Jego frak wyglądał
jednak perfekcyjnie, zupełnie jakby dopiero chwilę temu został nałożony
na to olśniewająco blade ciało, skąpane w cieniu kościoła.
Chłopak
stojąc na piedestale uniósł dumnie głowę i odrzucił swój płaszcz. Był gotowy.
Pozbył się również przepaski, by móc patrzeć na całą scenę bardzo wyraźnie.
Cieszył się, że to już koniec. Cieszył się, że dano mu możliwość zajścia aż
tutaj i spędzenia tego czasu tak wyśmienicie. Teraz mógł w spokoju umierać
milion razy.
Kamerdyner
zbliżył się do niego uśmiechnięty, z każdym krokiem rozsiewając wokół siebie
demoniczną aurę. Czarny dym, wyłaniał się z pod ławek, pełznąć po barwnej
mozaice podłogi i próbując dosięgnąć chłopca. Młody hrabia nie bał się jednak.
Mimo wszystko czuł ulgę i niewysłowioną ciekawość. Złączy się z demonem, mogąc
pozostać z nim na wieki. Tego chciał. Już nigdy nie rozstawać się z
Sebastianem. Nic więcej się nie liczyło. Zahipnotyzowany wpatrywał się w
jarzące, głodne ślepia, gotowy oddać swoją duszę.
Wtem
rozległo się bicie dzwonów. Sebastian przystanął zdumiony. Ciel uniósł brew,
zastanawiając się, dlaczego lokaj się zatrzymał. W kościele zrobiło się bardzo
ciemno mimo że słońce jeszcze nie powinno zajść za horyzont. Hrabia zastanawiał
się, czy to przypadkiem nie część rytuału, dlatego nie poruszył się nawet o
centymetr. Niepokoił go jedynie wyraz zaskoczenia na twarzy Sebastiana. Miał
wrażenie, że coś jest nie tak.
Kilka cieni
przemknęło po murach kaplicy. Wiły się, materializując dookoła demona i hrabi,
osaczając jak zwierzyna ofiarę. W końcu zaczęły formować się w kształty,
przypominające ludzi. Ciel nie potrafił ich zliczyć. Ze zdumieniem obserwował
niesamowite podobizny Sebastiana, wpatrujące się w nich ze spokojem, odziane w
długie, czarne płaszcze. Każdy z nowych gości posiadał bladą cerę i czerwone,
połyskujące oczy. Ich perfekcyjna uroda wręcz raziła oczy, tym samym zdradzając
przynależność obcych do innego świata.
-
Sebastianie Michaelis.- Odezwał się jeden z upiorów, występując przed szereg.-
Musisz udać się z nami.- Jego głos był melodyjny, wręcz piękny, zupełnie nie
pasujący do atmosfery, która się wytworzyła.
- O co
chodzi?- Zapytał demon, nie spuszczając oczu z nic nie rozumiejącego Ciela.
- Jestem
pewny, że bardzo dobrze wiesz.- Odparł nieznajomy z kamienną twarzą i uniósł
rękę, dając znak swoim braciom.
W jednej
chwili kilka demonów rzuciło się na kamerdynera, okrywając go w gęstej
ciemności. Zanim Ciel zdążył krzyknąć lub cokolwiek zrobić, wszystko pogrążyło
się w mroku. Zerwał się wiatr, którzy rzucił go na plecy, boleśnie kalecząc
ciało o twardy kamień.
Tak szybko,
jak wszystko się rozegrało, tak szybko ustało, nie pozostawiając po
wcześniejszych wydarzeniach nawet śladu. Zniknęły upiory oraz jego lokaj.
Dzwony nadal biły.
-
Sebastian!- Chłopak wrzasnął i jęknął, gdy udało mu się oprzeć na rękach.
Rozglądał się niespokojnie. Jego ubranie umoczyło się w krwi jego ofiary, która
skapywała teraz po stopniach piedestału. Wstał, rozmasowując obolałe miejsca.
To co się wydarzyło, na pewno nie powinno mieć miejsca. – Co się do cholery
stało…?- Wyszeptał przekleństwo, zszokowany. Ostatnie uderzenie dzwona jeszcze
długo szumiało mu w głowie, zanim pozbierał myśli do kupy i podjął jakąś
decyzję. Pobiegł w kierunku wyjścia z kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz