czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 1



Tytuł: Zerwany kontrakt
Anime/Manga: Kuroshitsuji
Status: zakończone
Gatunek: yaoi
Liczba rozdziałów: 10
Pairing: SebastianxCiel,
Postacie: Sebastian, Ciel, Elizabeth, Finny, Bard, Maylene +inni.
Uwagi: 18+
Opis: Dlaczego kontrakt się nie wypełnił? Co stanęło na przeszkodzie dopełnienia przysięgi?
     Ciel patrzyÅ‚ jak zgrabne rÄ™ce demona z perfekcjÄ… zaparzajÄ… herbatÄ™. Ten sam rytuaÅ‚, ciÄ…gle doskonalszy, coraz bardziej urzekajÄ…cy. PodziwiaÅ‚, jak z namaszczeniem wykonuje każdÄ… czynność. Gdy Sebastian skoÅ„czyÅ‚, filiżanka z pÅ‚ynem zostaÅ‚a mu podstawiona pod nos. ZastanawiaÅ‚ siÄ™, kiedy te dÅ‚onie staÅ‚y siÄ™ takie… pociÄ…gajÄ…ce?
     - PaÅ„ska herbata.- OznajmiÅ‚ lokaj.
     Ciel upiÅ‚ Å‚yk. ByÅ‚a idealna. SkrzywiÅ‚ siÄ™ jednak teatralnie. Nagle wylaÅ‚ resztÄ™ zawartoÅ›ci na dywan.
     - Za maÅ‚o sÅ‚odka! – Talerzyk odstawiÅ‚ z impetem na stół.- To twoja kara. PosprzÄ…taj psie.
     Sebastian zrobiÅ‚ kwaÅ›nÄ… minÄ™, ale nic nie odpowiedziaÅ‚. Bez protestu zaczÄ…Å‚ wycierać wykÅ‚adzinÄ™, klÄ™czÄ…c przed chÅ‚opakiem.
     - Jutro panicz musi wczeÅ›nie wstać. ProponujÄ™ udać siÄ™ na spoczynek.- PowiedziaÅ‚ bez odrobiny jadu.
     - Doskonale o tym wiem.- ChÅ‚opak podziwiaÅ‚ kruczoczarne wÅ‚osy swojego sÅ‚ugi.- Przygotuj mi kÄ…piel.- ZażądaÅ‚, zafascynowany każdym jego ruchem.
     - Tak jest, mój panie.- PowiedziaÅ‚ Sebastian, odchodzÄ…c po skoÅ„czonej pracy. W pokoju zapanowaÅ‚a cisza a Å›wiatÅ‚o Å›wiecy rzucaÅ‚o dÅ‚ugie cienie na Å›cianÄ™, pokrytÄ… barwnÄ… tapetÄ….
     Ciel odetchnÄ…Å‚. ZrobiÅ‚o mu siÄ™ trochÄ™ swobodniej. Nie wiedziaÅ‚ od kiedy wÅ‚aÅ›ciwie demon zaczyna go w pewien sposób… intrygować. Jego każdy ruch i spojrzenie byÅ‚o tak niesamowite, że Ciel Å‚apaÅ‚ siÄ™ na tym, że siÄ™ w niego wpatruje jak w obrazek. ByÅ‚ przez to bardziej ostry dla lokaja, starajÄ…c siÄ™ ukryć te zmiany. WÅ‚aÅ›ciwie urÄ…gaÅ‚ mu przy każdej okazji, próbujÄ…c jakoÅ› siebie usprawiedliwiać. BaÅ‚ siÄ™, że jego dziwne zachowanie może zostać zdemaskowane. Przez to byÅ‚ bardzo niespokojny.
     Może dlatego, że jutro jest TEN dzieÅ„? ZasmuciÅ‚ siÄ™ chÅ‚opak i bez entuzjazmu zaczÄ…Å‚ gmerać widelcem w jedzeniu.
     Mieli już wszystko gotowe. DÅ‚ugo oczekiwana zemsta na ludziach, którzy sprawili jego rodzinie wielkie cierpienie, w koÅ„cu miaÅ‚a siÄ™ ziÅ›cić. W koÅ„cu pakt miÄ™dzy nim a demonem  miaÅ‚ siÄ™ wypeÅ‚nić.
Jutro odda swojÄ… duszÄ™.
     Nie baÅ‚ siÄ™ tego. Nie miaÅ‚ zamiaru uciekać przed czymÅ›, na co sam przystaÅ‚. WiedziaÅ‚ co go czeka od samego poczÄ…tku. Z tego nie byÅ‚o odwrotu, ani innej drogi. Może i nie pożyÅ‚ dostatecznie dÅ‚ugo, nie wiódÅ‚ zwykÅ‚ego, spokojnego życia, nie zaÅ‚ożyÅ‚ rodziny, ani nie zestarzaÅ‚ siÄ™, czytajÄ…c książki na ulubionym fotelu ale na pewno nie mógÅ‚ narzekać na nudÄ™. Powrót do żywych miaÅ‚ jedynie pozwolić mu umrzeć w spokoju.
Nie wiedzieć czemu… Z drugiej strony byÅ‚ tego cholernie ciekawy. Tego co siÄ™ stanie. Nie potrafiÅ‚ sobie wyobrazić, jak bÄ™dzie wyglÄ…daÅ‚a jego Å›mierć. Jak Sebastian to zrobi?
     Sebastian… Jego imiÄ™ z coraz wiÄ™kszym trudem wymawiaÅ‚. Prze ten caÅ‚y czas… Nigdy go nie zdradziÅ‚ ani nie zawiódÅ‚. ByÅ‚ na każde zawoÅ‚anie, każdy rozkaz i zachciankÄ™. OpiekowaÅ‚ siÄ™ nim, troszczyÅ‚… Momentami, ale zawsze. Dopiero niedawno dotarÅ‚o do niego, że byÅ‚ jedynÄ…, najbliższÄ… i najbardziej zaufanÄ… dla niego osobÄ…. Na tym Å›wiecie już nikt i nic nie potrafiÅ‚o go zrozumieć. Nawet Elizabeth, która otwieraÅ‚a dla niego swoje serce codziennie. Jej promienny uÅ›miech tylko bardziej kazaÅ‚ mu siÄ™ wycofywać w mrok, w jakim sam siÄ™ otaczaÅ‚. Ta przepaść miÄ™dzy nimi byÅ‚a nie do pokonania. W tej ciemnoÅ›ci odnajdywaÅ‚ jedynie parÄ™ czerwonych Å›lepi i ostre jak brzytwa szpony, które tuliÅ‚y go i koÅ‚ysaÅ‚y każdej nocy do snu. WiedziaÅ‚, że irracjonalne, przywiÄ…zać siÄ™ do kogoÅ›, kto tylko czeka, żeby ciÄ™ pożreć.
     ZastanawiaÅ‚ siÄ™ wiÄ™c, czy bardziej czuje ekscytacjÄ™ na zbliżajÄ…cy siÄ™ finaÅ‚, czy wÅ‚asnÄ… Å›mierć…
     Jego rozmyÅ›lania przerwaÅ‚o ciche pukanie, obwieszczajÄ…ce powrót Sebastiana.
     - Paniczu, kÄ…piel gotowa.- PochyliÅ‚ siÄ™ z szacunkiem.
     - Dobrze.- WstaÅ‚ i ruszyÅ‚ za demonem, porzucajÄ…c swoje rozterki. WpatrywaÅ‚ siÄ™ w jego plecy i przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. To sÄ… ich ostatnie wspólne chwile. No… wÅ‚aÅ›ciwie tylko na tym Å›wiecie. StwierdziÅ‚ kÄ…Å›liwie i nawet uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ krzywo.
     W Å‚azience byÅ‚o ciepÅ‚o. ObÅ‚oki pary unosiÅ‚y siÄ™ i osiadaÅ‚y na kafelkach i wielkim lustrze. ChÅ‚opak rozÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce na boki, by lokaj mógÅ‚ go rozebrać. ZrobiÅ‚ to w ciszy. Cielowi zrobiÅ‚o siÄ™ nieswojo. Robili to prawie codziennie, ale miaÅ‚ wrażenie, że z każdym dniem jego serce bije coraz szybciej. Coraz ciężej znosiÅ‚ ten chÅ‚odny dotyk. OdwracaÅ‚ wzrok by przypadkiem nie natrafić na czerwone tÄ™czówki.
     Gdy już byÅ‚ nagi, wszedÅ‚ do dużej wanny. Woda miaÅ‚a idealnÄ… temperaturÄ™. ZanurzyÅ‚ siÄ™ do bioder. PoczuÅ‚ dreszcz gdy palce demona wplotÅ‚y siÄ™ w jego wÅ‚osy.
     - Jak siÄ™ panicz czuje przed jutrem?- zapytaÅ‚ Sebastian, zaczynajÄ…c masować i mydlić mu gÅ‚owÄ™.
     - Zastanawiam siÄ™, czy niczego nie przeoczyliÅ›my.- SkÅ‚amaÅ‚. Ciężko mu byÅ‚o siÄ™ skupić, gdy rÄ™ce lokaja tak cudownie wykonywaÅ‚y swoje obowiÄ…zki. ZamknÄ…Å‚ oczy i oddawaÅ‚ siÄ™ przyjemnoÅ›ci. Prawie jÄ™knÄ…Å‚, gdy poczuÅ‚ chłód na swojej szyi.
     - Nie ma potrzeby siÄ™ martwić. Nawet jeÅ›li coÅ› siÄ™ wydarzy ja dopilnujÄ™, by wszystko poszÅ‚o po panicza myÅ›li.- ZapewniÅ‚ lokaj, masujÄ…c zesztywniaÅ‚y kark.
     - Nie… wÄ…tpiÄ™…- ChÅ‚opak staraÅ‚ siÄ™ zachować spokój. Teraz żaÅ‚owaÅ‚, że poprosiÅ‚ demona o tÄ… kÄ…piel. Rzadko czarnowÅ‚osy miaÅ‚ kaprys na rozpieszczanie go z wÅ‚asnej woli, dlatego Ciel byÅ‚ zaskoczony tym masażem. PoczuÅ‚ nagle przyjemne ciepÅ‚o na podbrzuszu i ze wstydem skrzyżowaÅ‚ nogi, nie mogÄ…c uwierzyć we wÅ‚asny odruch ciaÅ‚a. Delikatny rumieniec pokryÅ‚ jego policzki, gdy biaÅ‚e palce objęły jego obojczyki. PróbowaÅ‚ nie panikować i nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć.
     - Mięśnie Panicza sÄ… bardzo spiÄ™te, czy coÅ› jeszcze zaprzÄ…ta Paniczowi gÅ‚owÄ™?
     - Nic szczególnego…- SkÅ‚amaÅ‚, nie chcÄ…c kontynuować rozmowy.
     Gdy demon skoÅ„czyÅ‚ i gdy Ciel podniósÅ‚ wzrok, krzyżujÄ…c go z Sebastianem, niespodziewanie dostaÅ‚ dreszczy. WyczytaÅ‚ z czerwonych tÄ™czówek, jak bardzo sÄ… podekscytowane. DaÅ‚by gÅ‚owÄ™, że wczeÅ›niej za jego plecami oblizywaÅ‚ smakowicie usta, wyczekujÄ…c na jutrzejszÄ… ucztÄ™ z jego duszy. Ten delikatny uÅ›miech pierwszy raz go zaniepokoiÅ‚.
     Chce mnie pożreć… Ciel odwróciÅ‚ wzrok. ZastanawiaÅ‚ siÄ™, co bÄ™dzie dalej. Czy bÄ™dzie istniaÅ‚? Czy bÄ™dzie w ogóle czymkolwiek? Zemsta przebiegnie perfekcyjnie. To byÅ‚o oczywiste. Z demonem nie byÅ‚o mowy o porażce. Już on dopilnuje, by przysiÄ™ga siÄ™ wypeÅ‚niÅ‚a. W koÅ„cu byÅ‚o to ich celem od samego poczÄ…tku.
     Lokaj dokÅ‚adnie myÅ‚ jego ciaÅ‚o. GÅ‚askaÅ‚ gÄ…bkÄ… delikatne ciaÅ‚o, z namaszczeniem nie omijajÄ…c nawet centymetra jego skóry. Ciel mu siÄ™ przyglÄ…daÅ‚ i z caÅ‚ych siÅ‚ staraÅ‚ być obojÄ™tny. Gdy rÄ™ka siÄ™gnęła miÄ™dzy jego nogi, zagryzÅ‚ wargÄ™, opanowujÄ…c odruchy ciaÅ‚a. Źle siÄ™ z tym czuÅ‚. NienawidziÅ‚ siebie za to, że jest jedynie sÅ‚abym i maÅ‚ym czÅ‚owiekiem, który nie mógÅ‚ nic zrobić bez tego przeklÄ™tego diabÅ‚a. Do tego siÄ™ tak przywiÄ…zaÅ‚ wiedzÄ…c, jakie bÄ™dÄ… tego konsekwencje. CzuÅ‚ siÄ™ żaÅ‚oÅ›nie. By nie wpaść w niekontrolowanÄ… wÅ›ciekÅ‚ość, skupiÅ‚ siÄ™ na czymÅ› innym.
     - A ty? O czym myÅ›lisz?- ZapytaÅ‚, nie mogÄ…c jak zwykle nic wyczytać z biaÅ‚ej, kamiennej twarzy.
     - Czemu Panicza to nagle interesuje?- Demon odÅ‚ożyÅ‚ gÄ…bkÄ™ i pomógÅ‚ siÄ™ unieść delikatnemu ciaÅ‚u. Jego brew ciekawsko powÄ™drowaÅ‚a siÄ™ ku górze.
      - Po prostu.- PowiedziaÅ‚ wymijajÄ…co i wtuliÅ‚ siÄ™ w miÄ™kki rÄ™cznik. CzarnowÅ‚osy zaczÄ…Å‚ wycierać starannie jego ciaÅ‚o. – Nigdy nic nie mówisz.
      - Zastanawiam siÄ™, co by Panicz zjadÅ‚ jutro na Å›niadanie.- PowiedziaÅ‚, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ wymuszenie.
Kłamca. Ciel z wściekłości zacisnął dłonie w pięści. Nic jednak nie powiedział, nie chcąc doprowadzać do kłótni. Zresztą nic by mu to dało. Oglądał w lustrze swoje nagie i chude oblicze, zastanawiając się, ile jeszcze udałoby mu się urosnąć, gdyby dożył pełnoletności. Jego prawe oko połyskiwało fioletowym blaskiem, na którym znajdowała się pieczęć przysięgi. Na jasnej skórze odznaczał się mocno wypalony symbol hańby, który nigdy nie pozwolił mu zapomnieć o cierpieniu i upokorzeniu jakie doświadczył. Zacisnął dłonie w pięści, przypominając sobie, że on również czeka z niecierpliwością na jutrzejszy dzień.
Ubrany w piżamę, wyciągnął ręce w stronę swojego lokaja.
     - ZanieÅ› mnie.- ZażyczyÅ‚ sobie Ciel myÅ›lÄ…c o tym, że już wiÄ™cej razy o to nie poprosi.
     Sebastian delikatnie wziÄ…Å‚ chÅ‚opca na rÄ™ce i wychodzÄ…c z Å‚azienki, ruszyÅ‚ w kierunku sypialni.
     Dom byÅ‚ cichy i spokojny. Na korytarzach panowaÅ‚ mrok, rozÅ›wietlany jedynie Å›wiecznikiem niesionym przez Sebastiana. Upiorne, surowe oczy z portretów obserwowaÅ‚y tÄ… dwójkÄ™, potÄ™piajÄ…c ich ze zÅ‚otych ram.
Ciel odkąd dostał drugie życie nie musiał się bać, bo zawsze miał u swego boku Sebastiana. Wszystko z nim było takie proste, choć trochę im zajęło, zanim dobrnęli do końca swojej przygody. Jutro demon będzie mógł się zemścić za wszystkie te lata uniżenia. Zastanawiał się, jak bardzo go zdążył znienawidzić. Chłopak zacisnął mocniej ręce wokół jego szyi.
     - Wszystko w porzÄ…dku, Paniczu?- ZapytaÅ‚ z zainteresowaniem lokaj.
     - Listy pożegnalne do przyjaciół zostawiÅ‚eÅ›? – StaraÅ‚ siÄ™ odwieść swoje myÅ›li od tych rozterek.
     - OczywiÅ›cie. SÄ… u Panicza w pokoju.
     - Dobrze.
     - Panienka Elizabeth bÄ™dzie niepocieszona, że wiÄ™cej Panicza nie zobaczy.
     - Da sobie radÄ™. BÄ™dzie musiaÅ‚a.- Serce mu siÄ™ Å›cisnęło, gdy o tym pomyÅ›laÅ‚. NaprawdÄ™ chciaÅ‚ wierzyć w swoje sÅ‚owa. WiedziaÅ‚ że ze wszystkich osób jakie go otaczaÅ‚y, ona zniesie to najgorzej.
Dotarli do sypialni. Sebastian posadził Ciela na pościeli.
     - JakieÅ› rozkazy?- ZapytaÅ‚ demon, klÄ™kajÄ…c przed chÅ‚opakiem.
     NastaÅ‚a chwila ciszy. ChÅ‚opak poczuÅ‚ nagle przypÅ‚yw strachu. Zawsze go ogarniaÅ‚, gdy kÅ‚adÅ‚ siÄ™ do łóżka. Wszystkie problemy, przeszÅ‚ość… WracaÅ‚y do niego, odbierajÄ…c spokojny sen. Teraz byÅ‚o tak samo. Uczucie pustki zaciskaÅ‚o na nim swe macki, bÅ‚agajÄ…c o odrobinÄ™ jasnego Å›wiatÅ‚a i ciepÅ‚a, które mogÅ‚oby go uratować. Nie chciaÅ‚ zostawać sam.
     - Czy… to bÄ™dzie bolaÅ‚o?- ZapytaÅ‚ Ciel, wahajÄ…c siÄ™. Rzadko okazywaÅ‚ sÅ‚abość i źle siÄ™ czuÅ‚, kiedy siÄ™ z tym ujawniaÅ‚.
     Demon spojrzaÅ‚ na niego z zaskoczeniem, ale zaraz potem spoważniaÅ‚. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Å‚agodnie, rozumiejÄ…c sens słów.
     - Nie powinno. – Ciel daÅ‚by gÅ‚owÄ™, że gdyby lokaj siÄ™ zapomniaÅ‚, to z jego ust pociekÅ‚aby Å›linka, takÄ… miaÅ‚ ochotÄ™ na jego duszÄ™. OdwróciÅ‚ wzrok nie mogÄ…c tego znieść.
     - Pomasuj mnie jeszcze.- RozkazaÅ‚ chÅ‚opak, opanowujÄ…c siÄ™ nieznacznie. Nie chciaÅ‚ dÅ‚użej ciÄ…gnąć tego tematu, zawstydzony swoim pytaniem. WyciÄ…gnÄ…Å‚ stopÄ™, dajÄ…c do zrozumienia, żeby na niej siÄ™ skupić.- Jeszcze ciÄ™ wykorzystam, skoro jutro mam przestać istnieć.- PowiedziaÅ‚ zadzierajÄ…c nosa.
     - BÄ™dzie panicz istniaÅ‚…- PowiedziaÅ‚ Sebastian, Å›ciÄ…gajÄ…c rÄ™kawiczki i obserwujÄ…c chÅ‚opca uważnie.
     - W jakim sensie?- Nie pojmowaÅ‚ Ciel, cieszÄ…c siÄ™, że w maÅ‚o bezpoÅ›redni sposób wyciÄ…gnÄ…Å‚ trapiÄ…cÄ… go informacjÄ™. StaraÅ‚ siÄ™ ukryć rosnÄ…ce zainteresowanie. Gdy chÅ‚odne palce znów dotknęły jego skóry, miaÅ‚ ochotÄ™ jÄ™knąć, czego na szczęście nie uczyniÅ‚.
      - Ciężko mi powiedzieć, ponieważ zatraci Panicz swojÄ… Å›wiadomość.- DodaÅ‚ demon, uważnie przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ twarzy swojej ofiary.
      - Aha. – Ciel stwierdziÅ‚, że chyba jednak nie chciaÅ‚ wiedzieć. ZarumieniÅ‚ siÄ™ delikatnie, gdy lokaj zajÄ…Å‚ siÄ™ jego kostkÄ…. PoczuÅ‚ przyjemny dreszcz. Sebastian byÅ‚ niezastÄ…piony w każdym tego sÅ‚owa znaczeniu. ByÅ‚ idealny. Mięśnie obu Å‚ydek zaczęły mu siÄ™ rozluźniać w przeciwieÅ„stwie do jego nerwów. Już sam nie wiedziaÅ‚, czy obawia siÄ™ jutra. ZatraciÅ‚ poczucie czasu i nie wiedziaÅ‚ już ile tak leży doÅ›wiadczajÄ…c tej przyjemnoÅ›ci.
     - Mięśnie panicza wydajÄ… siÄ™ już wystarczajÄ…co rozluźnione.- PowiedziaÅ‚ demon po czasie.
     - W porzÄ…dku, możesz odejść.- Ciel ocknÄ…Å‚ siÄ™ z ponurych rozmyÅ›laÅ„ i wsunÄ…Å‚ siÄ™ pod koÅ‚drÄ™ żaÅ‚ujÄ…c, że pieszczota siÄ™ skoÅ„czyÅ‚a.
     - Å»yczÄ™ miÅ‚ej nocy.- Sebastian wziÄ…Å‚ z półki wielki Å›wiecznik i otuliÅ‚ szczelnie chÅ‚opca. NastÄ™pnie, nie obracajÄ…c siÄ™ za siebie, wyszedÅ‚ z pokoju.
     W pomieszczeniu zapanowaÅ‚ mrok. Ciel zebraÅ‚ siÄ™ w sobie i postanowiÅ‚ nie dramatyzować. ZamknÄ…Å‚ oczy i odetchnÄ…Å‚ kilka razy, dodajÄ…c sobie otuchy. Teraz nie byÅ‚ czas na nerwy. StaraÅ‚ siÄ™ skupić swoje myÅ›li na zemÅ›cie, ale mimowolnie uciekaÅ‚y one do Sebastiana. Gdy zasnÄ…Å‚, miaÅ‚ sny w których demon rozrywaÅ‚ go na kawaÅ‚ki, maczajÄ…c swoje zÄ™by w jego krwi.
     Poranek rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ tak samo jak zwykle. RozsuniÄ™cie zasÅ‚on, podanie herbaty oraz Å›niadania, ubranie mÅ‚odego hrabi, dopilnowanie obowiÄ…zków sÅ‚użby. Gdy koÅ‚a powozu ruszyÅ‚y spod domu Phantomhive, wszystko byÅ‚o już zaÅ‚atwione. Demon i hrabia opuÅ›cili posiadÅ‚ość, nie żegnajÄ…c siÄ™ z nikim, ani niczym. Ten dzieÅ„ nie miaÅ‚ być poÅ›wiÄ™cony na sentymenty. Wszystkie wÄ…tpliwoÅ›ci jakie krążyÅ‚y wokół chÅ‚opca siÄ™ ulotniÅ‚y, zastÄ…pione chÅ‚odnym zdecydowaniem i chÄ™ciÄ… zemsty.
     PadÅ‚ strzaÅ‚. Echo odbiÅ‚o siÄ™ od kamiennych Å›cian, bezczeszczÄ…c Å›wiÄ™tość miejsca. Kula przeszyÅ‚a czaszkÄ™, robiÄ…c w czole czarnÄ… dziurÄ™, z której wypÅ‚ynęła stróżka krwi. PodÅ‚oga za czÅ‚owiekiem oblaÅ‚a siÄ™ szkarÅ‚atem, na którÄ… zaraz potem padÅ‚o martwe ciaÅ‚o.  Krzyki i bÅ‚agania ustaÅ‚y. ZapadÅ‚a martwa cisza, oznajmiajÄ…c koniec wszystkiego. SÅ‚oÅ„ce zachodziÅ‚o, wdzierajÄ…c siÄ™ kolorowymi promieniami przez witraże kaplicy. PosÄ…gi wokół przyglÄ…daÅ‚y siÄ™ caÅ‚emu zajÅ›ciu w milczeniu, pÅ‚aczÄ…c niemo w swoich mÄ™czeÅ„skich pozach.
     Ciel staÅ‚ nad mordercÄ… swoich rodziców nie czujÄ…c zupeÅ‚nie nic. BeznamiÄ™tnie podziwiaÅ‚ czerwonÄ… kaÅ‚użę, zaskoczony swojÄ… obojÄ™tnoÅ›ciÄ… i spokojem.
     ZrobiÅ‚ to. Zemsta siÄ™ dopeÅ‚niÅ‚a, a on nie czuÅ‚ żadnej satysfakcji. Jego wczeÅ›niejsze uczucia i nienawiść, wyparowaÅ‚y jak zÅ‚y sen z chwilÄ… naciÅ›niÄ™cia spustu.
     WiedziaÅ‚ co teraz musi nastÄ…pić. OdrzuciÅ‚ broÅ„ i spojrzaÅ‚ ostatni raz na sÅ‚oÅ„ce, skryte za barwnym szkÅ‚em. Jego ostatni zachód. Ostatni dzieÅ„ na tej ziemi. ObróciÅ‚ siÄ™ do stojÄ…cego za nim Sebastiana. SpojrzaÅ‚ w jego spokojne oczy i twarz, którÄ… szpeciÅ‚y pojedyncze punkciki zaschniÄ™tej krwi zÅ‚oczyÅ„ców. Jego frak wyglÄ…daÅ‚ jednak perfekcyjnie,  zupeÅ‚nie jakby dopiero chwilÄ™ temu zostaÅ‚ naÅ‚ożony na to olÅ›niewajÄ…co blade ciaÅ‚o, skÄ…pane w cieniu koÅ›cioÅ‚a.
     ChÅ‚opak stojÄ…c na piedestale uniósÅ‚ dumnie gÅ‚owÄ™ i odrzuciÅ‚ swój pÅ‚aszcz. ByÅ‚ gotowy. PozbyÅ‚ siÄ™ również przepaski, by móc patrzeć na caÅ‚Ä… scenÄ™ bardzo wyraźnie. CieszyÅ‚ siÄ™, że to już koniec. CieszyÅ‚ siÄ™, że dano mu możliwość zajÅ›cia aż tutaj i spÄ™dzenia tego czasu tak wyÅ›mienicie. Teraz mógÅ‚ w spokoju umierać milion razy.
      Kamerdyner zbliżyÅ‚ siÄ™ do niego uÅ›miechniÄ™ty, z każdym krokiem rozsiewajÄ…c wokół siebie demonicznÄ… aurÄ™. Czarny dym, wyÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ z pod Å‚awek, peÅ‚znąć po barwnej mozaice podÅ‚ogi i próbujÄ…c dosiÄ™gnąć chÅ‚opca. MÅ‚ody hrabia nie baÅ‚ siÄ™ jednak. Mimo wszystko czuÅ‚ ulgÄ™ i niewysÅ‚owionÄ… ciekawość. ZÅ‚Ä…czy siÄ™ z demonem, mogÄ…c pozostać z nim na wieki. Tego chciaÅ‚. Już nigdy nie rozstawać siÄ™ z Sebastianem. Nic wiÄ™cej siÄ™ nie liczyÅ‚o. Zahipnotyzowany wpatrywaÅ‚ siÄ™ w jarzÄ…ce, gÅ‚odne Å›lepia, gotowy oddać swojÄ… duszÄ™.
Wtem rozległo się bicie dzwonów. Sebastian przystanął zdumiony. Ciel uniósł brew, zastanawiając się, dlaczego lokaj się zatrzymał. W kościele zrobiło się bardzo ciemno mimo że słońce jeszcze nie powinno zajść za horyzont. Hrabia zastanawiał się, czy to przypadkiem nie część rytuału, dlatego nie poruszył się nawet o centymetr. Niepokoił go jedynie wyraz zaskoczenia na twarzy Sebastiana. Miał wrażenie, że coś jest nie tak.
      Kilka cieni przemknęło po murach kaplicy. WiÅ‚y siÄ™, materializujÄ…c dookoÅ‚a demona i hrabi, osaczajÄ…c jak zwierzyna ofiarÄ™. W koÅ„cu zaczęły formować siÄ™ w ksztaÅ‚ty, przypominajÄ…ce ludzi. Ciel nie potrafiÅ‚ ich zliczyć. Ze zdumieniem obserwowaÅ‚ niesamowite podobizny Sebastiana, wpatrujÄ…ce siÄ™ w nich ze spokojem, odziane w dÅ‚ugie, czarne pÅ‚aszcze. Każdy z nowych goÅ›ci posiadaÅ‚ bladÄ… cerÄ™ i czerwone, poÅ‚yskujÄ…ce oczy. Ich perfekcyjna uroda wrÄ™cz raziÅ‚a oczy, tym samym zdradzajÄ…c przynależność obcych do innego Å›wiata.
     - Sebastianie Michaelis.- OdezwaÅ‚ siÄ™ jeden z upiorów, wystÄ™pujÄ…c przed szereg.- Musisz udać siÄ™ z nami.- Jego gÅ‚os byÅ‚ melodyjny, wrÄ™cz piÄ™kny, zupeÅ‚nie nie pasujÄ…cy do atmosfery, która siÄ™ wytworzyÅ‚a.
     - O co chodzi?- ZapytaÅ‚ demon, nie spuszczajÄ…c oczu z nic nie rozumiejÄ…cego Ciela.
     - Jestem pewny, że bardzo dobrze wiesz.- OdparÅ‚ nieznajomy z kamiennÄ… twarzÄ… i uniósÅ‚ rÄ™kÄ™, dajÄ…c znak swoim braciom.
     W jednej chwili kilka demonów rzuciÅ‚o siÄ™ na kamerdynera, okrywajÄ…c go w gÄ™stej ciemnoÅ›ci. Zanim Ciel zdążyÅ‚ krzyknąć lub cokolwiek zrobić, wszystko pogrążyÅ‚o siÄ™ w mroku. ZerwaÅ‚ siÄ™ wiatr, którzy rzuciÅ‚ go na plecy, boleÅ›nie kaleczÄ…c ciaÅ‚o o twardy kamieÅ„.
     Tak szybko, jak wszystko siÄ™ rozegraÅ‚o, tak szybko ustaÅ‚o, nie pozostawiajÄ…c po wczeÅ›niejszych wydarzeniach nawet Å›ladu. Zniknęły upiory oraz jego lokaj. Dzwony nadal biÅ‚y.
     - Sebastian!- ChÅ‚opak wrzasnÄ…Å‚ i jÄ™knÄ…Å‚, gdy udaÅ‚o mu siÄ™ oprzeć na rÄ™kach. RozglÄ…daÅ‚ siÄ™ niespokojnie. Jego ubranie umoczyÅ‚o siÄ™ w krwi jego ofiary, która skapywaÅ‚a teraz po stopniach piedestaÅ‚u. WstaÅ‚, rozmasowujÄ…c obolaÅ‚e miejsca. To co siÄ™ wydarzyÅ‚o, na pewno nie powinno mieć miejsca. – Co siÄ™ do cholery staÅ‚o…?- WyszeptaÅ‚ przekleÅ„stwo, zszokowany. Ostatnie uderzenie dzwona jeszcze dÅ‚ugo szumiaÅ‚o mu w gÅ‚owie, zanim pozbieraÅ‚ myÅ›li do kupy i podjÄ…Å‚ jakÄ…Å› decyzjÄ™. PobiegÅ‚ w kierunku wyjÅ›cia z koÅ›cioÅ‚a.
Mógł w tym momencie udać się jedynie w jedno miejsce.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz