czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 1



Tytuł: Zerwany kontrakt
Anime/Manga: Kuroshitsuji
Status: zakończone
Gatunek: yaoi
Liczba rozdziałów: 10
Pairing: SebastianxCiel,
Postacie: Sebastian, Ciel, Elizabeth, Finny, Bard, Maylene +inni.
Uwagi: 18+
Opis: Dlaczego kontrakt się nie wypełnił? Co stanęło na przeszkodzie dopełnienia przysięgi?
     Ciel patrzył jak zgrabne ręce demona z perfekcją zaparzają herbatę. Ten sam rytuał, ciągle doskonalszy, coraz bardziej urzekający. Podziwiał, jak z namaszczeniem wykonuje każdą czynność. Gdy Sebastian skończył, filiżanka z płynem została mu podstawiona pod nos. Zastanawiał się, kiedy te dłonie stały się takie… pociągające?
     - Pańska herbata.- Oznajmił lokaj.
     Ciel upił łyk. Była idealna. Skrzywił się jednak teatralnie. Nagle wylał resztę zawartości na dywan.
     - Za mało słodka! – Talerzyk odstawił z impetem na stół.- To twoja kara. Posprzątaj psie.
     Sebastian zrobił kwaśną minę, ale nic nie odpowiedział. Bez protestu zaczął wycierać wykładzinę, klęcząc przed chłopakiem.
     - Jutro panicz musi wcześnie wstać. Proponuję udać się na spoczynek.- Powiedział bez odrobiny jadu.
     - Doskonale o tym wiem.- Chłopak podziwiał kruczoczarne włosy swojego sługi.- Przygotuj mi kąpiel.- Zażądał, zafascynowany każdym jego ruchem.
     - Tak jest, mój panie.- Powiedział Sebastian, odchodząc po skończonej pracy. W pokoju zapanowała cisza a światło świecy rzucało długie cienie na ścianę, pokrytą barwną tapetą.
     Ciel odetchnął. Zrobiło mu się trochę swobodniej. Nie wiedział od kiedy właściwie demon zaczyna go w pewien sposób… intrygować. Jego każdy ruch i spojrzenie było tak niesamowite, że Ciel łapał się na tym, że się w niego wpatruje jak w obrazek. Był przez to bardziej ostry dla lokaja, starając się ukryć te zmiany. Właściwie urągał mu przy każdej okazji, próbując jakoś siebie usprawiedliwiać. Bał się, że jego dziwne zachowanie może zostać zdemaskowane. Przez to był bardzo niespokojny.
     Może dlatego, że jutro jest TEN dzień? Zasmucił się chłopak i bez entuzjazmu zaczął gmerać widelcem w jedzeniu.
     Mieli już wszystko gotowe. Długo oczekiwana zemsta na ludziach, którzy sprawili jego rodzinie wielkie cierpienie, w końcu miała się ziścić. W końcu pakt między nim a demonem  miał się wypełnić.
Jutro odda swoją duszę.
     Nie bał się tego. Nie miał zamiaru uciekać przed czymś, na co sam przystał. Wiedział co go czeka od samego początku. Z tego nie było odwrotu, ani innej drogi. Może i nie pożył dostatecznie długo, nie wiódł zwykłego, spokojnego życia, nie założył rodziny, ani nie zestarzał się, czytając książki na ulubionym fotelu ale na pewno nie mógł narzekać na nudę. Powrót do żywych miał jedynie pozwolić mu umrzeć w spokoju.
Nie wiedzieć czemu… Z drugiej strony był tego cholernie ciekawy. Tego co się stanie. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała jego śmierć. Jak Sebastian to zrobi?
     Sebastian… Jego imię z coraz większym trudem wymawiał. Prze ten cały czas… Nigdy go nie zdradził ani nie zawiódł. Był na każde zawołanie, każdy rozkaz i zachciankę. Opiekował się nim, troszczył… Momentami, ale zawsze. Dopiero niedawno dotarło do niego, że był jedyną, najbliższą i najbardziej zaufaną dla niego osobą. Na tym świecie już nikt i nic nie potrafiło go zrozumieć. Nawet Elizabeth, która otwierała dla niego swoje serce codziennie. Jej promienny uśmiech tylko bardziej kazał mu się wycofywać w mrok, w jakim sam się otaczał. Ta przepaść między nimi była nie do pokonania. W tej ciemności odnajdywał jedynie parę czerwonych ślepi i ostre jak brzytwa szpony, które tuliły go i kołysały każdej nocy do snu. Wiedział, że irracjonalne, przywiązać się do kogoś, kto tylko czeka, żeby cię pożreć.
     Zastanawiał się więc, czy bardziej czuje ekscytację na zbliżający się finał, czy własną śmierć…
     Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie, obwieszczające powrót Sebastiana.
     - Paniczu, kąpiel gotowa.- Pochylił się z szacunkiem.
     - Dobrze.- Wstał i ruszył za demonem, porzucając swoje rozterki. Wpatrywał się w jego plecy i przełknął ślinę. To są ich ostatnie wspólne chwile. No… właściwie tylko na tym świecie. Stwierdził kąśliwie i nawet uśmiechnął się krzywo.
     W łazience było ciepło. Obłoki pary unosiły się i osiadały na kafelkach i wielkim lustrze. Chłopak rozłożył ręce na boki, by lokaj mógł go rozebrać. Zrobił to w ciszy. Cielowi zrobiło się nieswojo. Robili to prawie codziennie, ale miał wrażenie, że z każdym dniem jego serce bije coraz szybciej. Coraz ciężej znosił ten chłodny dotyk. Odwracał wzrok by przypadkiem nie natrafić na czerwone tęczówki.
     Gdy już był nagi, wszedł do dużej wanny. Woda miała idealną temperaturę. Zanurzył się do bioder. Poczuł dreszcz gdy palce demona wplotły się w jego włosy.
     - Jak się panicz czuje przed jutrem?- zapytał Sebastian, zaczynając masować i mydlić mu głowę.
     - Zastanawiam się, czy niczego nie przeoczyliśmy.- Skłamał. Ciężko mu było się skupić, gdy ręce lokaja tak cudownie wykonywały swoje obowiązki. Zamknął oczy i oddawał się przyjemności. Prawie jęknął, gdy poczuł chłód na swojej szyi.
     - Nie ma potrzeby się martwić. Nawet jeśli coś się wydarzy ja dopilnuję, by wszystko poszło po panicza myśli.- Zapewnił lokaj, masując zesztywniały kark.
     - Nie… wątpię…- Chłopak starał się zachować spokój. Teraz żałował, że poprosił demona o tą kąpiel. Rzadko czarnowłosy miał kaprys na rozpieszczanie go z własnej woli, dlatego Ciel był zaskoczony tym masażem. Poczuł nagle przyjemne ciepło na podbrzuszu i ze wstydem skrzyżował nogi, nie mogąc uwierzyć we własny odruch ciała. Delikatny rumieniec pokrył jego policzki, gdy białe palce objęły jego obojczyki. Próbował nie panikować i nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć.
     - Mięśnie Panicza są bardzo spięte, czy coś jeszcze zaprząta Paniczowi głowę?
     - Nic szczególnego…- Skłamał, nie chcąc kontynuować rozmowy.
     Gdy demon skończył i gdy Ciel podniósł wzrok, krzyżując go z Sebastianem, niespodziewanie dostał dreszczy. Wyczytał z czerwonych tęczówek, jak bardzo są podekscytowane. Dałby głowę, że wcześniej za jego plecami oblizywał smakowicie usta, wyczekując na jutrzejszą ucztę z jego duszy. Ten delikatny uśmiech pierwszy raz go zaniepokoił.
     Chce mnie pożreć… Ciel odwrócił wzrok. Zastanawiał się, co będzie dalej. Czy będzie istniał? Czy będzie w ogóle czymkolwiek? Zemsta przebiegnie perfekcyjnie. To było oczywiste. Z demonem nie było mowy o porażce. Już on dopilnuje, by przysięga się wypełniła. W końcu było to ich celem od samego początku.
     Lokaj dokładnie mył jego ciało. Głaskał gąbką delikatne ciało, z namaszczeniem nie omijając nawet centymetra jego skóry. Ciel mu się przyglądał i z całych sił starał być obojętny. Gdy ręka sięgnęła między jego nogi, zagryzł wargę, opanowując odruchy ciała. Źle się z tym czuł. Nienawidził siebie za to, że jest jedynie słabym i małym człowiekiem, który nie mógł nic zrobić bez tego przeklętego diabła. Do tego się tak przywiązał wiedząc, jakie będą tego konsekwencje. Czuł się żałośnie. By nie wpaść w niekontrolowaną wściekłość, skupił się na czymś innym.
     - A ty? O czym myślisz?- Zapytał, nie mogąc jak zwykle nic wyczytać z białej, kamiennej twarzy.
     - Czemu Panicza to nagle interesuje?- Demon odłożył gąbkę i pomógł się unieść delikatnemu ciału. Jego brew ciekawsko powędrowała się ku górze.
      - Po prostu.- Powiedział wymijająco i wtulił się w miękki ręcznik. Czarnowłosy zaczął wycierać starannie jego ciało. – Nigdy nic nie mówisz.
      - Zastanawiam się, co by Panicz zjadł jutro na śniadanie.- Powiedział, uśmiechając się wymuszenie.
Kłamca. Ciel z wściekłości zacisnął dłonie w pięści. Nic jednak nie powiedział, nie chcąc doprowadzać do kłótni. Zresztą nic by mu to dało. Oglądał w lustrze swoje nagie i chude oblicze, zastanawiając się, ile jeszcze udałoby mu się urosnąć, gdyby dożył pełnoletności. Jego prawe oko połyskiwało fioletowym blaskiem, na którym znajdowała się pieczęć przysięgi. Na jasnej skórze odznaczał się mocno wypalony symbol hańby, który nigdy nie pozwolił mu zapomnieć o cierpieniu i upokorzeniu jakie doświadczył. Zacisnął dłonie w pięści, przypominając sobie, że on również czeka z niecierpliwością na jutrzejszy dzień.
Ubrany w piżamę, wyciągnął ręce w stronę swojego lokaja.
     - Zanieś mnie.- Zażyczył sobie Ciel myśląc o tym, że już więcej razy o to nie poprosi.
     Sebastian delikatnie wziął chłopca na ręce i wychodząc z łazienki, ruszył w kierunku sypialni.
     Dom był cichy i spokojny. Na korytarzach panował mrok, rozświetlany jedynie świecznikiem niesionym przez Sebastiana. Upiorne, surowe oczy z portretów obserwowały tą dwójkę, potępiając ich ze złotych ram.
Ciel odkąd dostał drugie życie nie musiał się bać, bo zawsze miał u swego boku Sebastiana. Wszystko z nim było takie proste, choć trochę im zajęło, zanim dobrnęli do końca swojej przygody. Jutro demon będzie mógł się zemścić za wszystkie te lata uniżenia. Zastanawiał się, jak bardzo go zdążył znienawidzić. Chłopak zacisnął mocniej ręce wokół jego szyi.
     - Wszystko w porządku, Paniczu?- Zapytał z zainteresowaniem lokaj.
     - Listy pożegnalne do przyjaciół zostawiłeś? – Starał się odwieść swoje myśli od tych rozterek.
     - Oczywiście. Są u Panicza w pokoju.
     - Dobrze.
     - Panienka Elizabeth będzie niepocieszona, że więcej Panicza nie zobaczy.
     - Da sobie radę. Będzie musiała.- Serce mu się ścisnęło, gdy o tym pomyślał. Naprawdę chciał wierzyć w swoje słowa. Wiedział że ze wszystkich osób jakie go otaczały, ona zniesie to najgorzej.
Dotarli do sypialni. Sebastian posadził Ciela na pościeli.
     - Jakieś rozkazy?- Zapytał demon, klękając przed chłopakiem.
     Nastała chwila ciszy. Chłopak poczuł nagle przypływ strachu. Zawsze go ogarniał, gdy kładł się do łóżka. Wszystkie problemy, przeszłość… Wracały do niego, odbierając spokojny sen. Teraz było tak samo. Uczucie pustki zaciskało na nim swe macki, błagając o odrobinę jasnego światła i ciepła, które mogłoby go uratować. Nie chciał zostawać sam.
     - Czy… to będzie bolało?- Zapytał Ciel, wahając się. Rzadko okazywał słabość i źle się czuł, kiedy się z tym ujawniał.
     Demon spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale zaraz potem spoważniał. Uśmiechnął się łagodnie, rozumiejąc sens słów.
     - Nie powinno. – Ciel dałby głowę, że gdyby lokaj się zapomniał, to z jego ust pociekłaby ślinka, taką miał ochotę na jego duszę. Odwrócił wzrok nie mogąc tego znieść.
     - Pomasuj mnie jeszcze.- Rozkazał chłopak, opanowując się nieznacznie. Nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu, zawstydzony swoim pytaniem. Wyciągnął stopę, dając do zrozumienia, żeby na niej się skupić.- Jeszcze cię wykorzystam, skoro jutro mam przestać istnieć.- Powiedział zadzierając nosa.
     - Będzie panicz istniał…- Powiedział Sebastian, ściągając rękawiczki i obserwując chłopca uważnie.
     - W jakim sensie?- Nie pojmował Ciel, ciesząc się, że w mało bezpośredni sposób wyciągnął trapiącą go informację. Starał się ukryć rosnące zainteresowanie. Gdy chłodne palce znów dotknęły jego skóry, miał ochotę jęknąć, czego na szczęście nie uczynił.
      - Ciężko mi powiedzieć, ponieważ zatraci Panicz swoją świadomość.- Dodał demon, uważnie przyglądając się twarzy swojej ofiary.
      - Aha. – Ciel stwierdził, że chyba jednak nie chciał wiedzieć. Zarumienił się delikatnie, gdy lokaj zajął się jego kostką. Poczuł przyjemny dreszcz. Sebastian był niezastąpiony w każdym tego słowa znaczeniu. Był idealny. Mięśnie obu łydek zaczęły mu się rozluźniać w przeciwieństwie do jego nerwów. Już sam nie wiedział, czy obawia się jutra. Zatracił poczucie czasu i nie wiedział już ile tak leży doświadczając tej przyjemności.
     - Mięśnie panicza wydają się już wystarczająco rozluźnione.- Powiedział demon po czasie.
     - W porządku, możesz odejść.- Ciel ocknął się z ponurych rozmyślań i wsunął się pod kołdrę żałując, że pieszczota się skończyła.
     - Życzę miłej nocy.- Sebastian wziął z półki wielki świecznik i otulił szczelnie chłopca. Następnie, nie obracając się za siebie, wyszedł z pokoju.
     W pomieszczeniu zapanował mrok. Ciel zebrał się w sobie i postanowił nie dramatyzować. Zamknął oczy i odetchnął kilka razy, dodając sobie otuchy. Teraz nie był czas na nerwy. Starał się skupić swoje myśli na zemście, ale mimowolnie uciekały one do Sebastiana. Gdy zasnął, miał sny w których demon rozrywał go na kawałki, maczając swoje zęby w jego krwi.
     Poranek rozpoczął się tak samo jak zwykle. Rozsunięcie zasłon, podanie herbaty oraz śniadania, ubranie młodego hrabi, dopilnowanie obowiązków służby. Gdy koła powozu ruszyły spod domu Phantomhive, wszystko było już załatwione. Demon i hrabia opuścili posiadłość, nie żegnając się z nikim, ani niczym. Ten dzień nie miał być poświęcony na sentymenty. Wszystkie wątpliwości jakie krążyły wokół chłopca się ulotniły, zastąpione chłodnym zdecydowaniem i chęcią zemsty.
     Padł strzał. Echo odbiło się od kamiennych ścian, bezczeszcząc świętość miejsca. Kula przeszyła czaszkę, robiąc w czole czarną dziurę, z której wypłynęła stróżka krwi. Podłoga za człowiekiem oblała się szkarłatem, na którą zaraz potem padło martwe ciało.  Krzyki i błagania ustały. Zapadła martwa cisza, oznajmiając koniec wszystkiego. Słońce zachodziło, wdzierając się kolorowymi promieniami przez witraże kaplicy. Posągi wokół przyglądały się całemu zajściu w milczeniu, płacząc niemo w swoich męczeńskich pozach.
     Ciel stał nad mordercą swoich rodziców nie czując zupełnie nic. Beznamiętnie podziwiał czerwoną kałużę, zaskoczony swoją obojętnością i spokojem.
     Zrobił to. Zemsta się dopełniła, a on nie czuł żadnej satysfakcji. Jego wcześniejsze uczucia i nienawiść, wyparowały jak zły sen z chwilą naciśnięcia spustu.
     Wiedział co teraz musi nastąpić. Odrzucił broń i spojrzał ostatni raz na słońce, skryte za barwnym szkłem. Jego ostatni zachód. Ostatni dzień na tej ziemi. Obrócił się do stojącego za nim Sebastiana. Spojrzał w jego spokojne oczy i twarz, którą szpeciły pojedyncze punkciki zaschniętej krwi złoczyńców. Jego frak wyglądał jednak perfekcyjnie,  zupełnie jakby dopiero chwilę temu został nałożony na to olśniewająco blade ciało, skąpane w cieniu kościoła.
     Chłopak stojąc na piedestale uniósł dumnie głowę i odrzucił swój płaszcz. Był gotowy. Pozbył się również przepaski, by móc patrzeć na całą scenę bardzo wyraźnie. Cieszył się, że to już koniec. Cieszył się, że dano mu możliwość zajścia aż tutaj i spędzenia tego czasu tak wyśmienicie. Teraz mógł w spokoju umierać milion razy.
      Kamerdyner zbliżył się do niego uśmiechnięty, z każdym krokiem rozsiewając wokół siebie demoniczną aurę. Czarny dym, wyłaniał się z pod ławek, pełznąć po barwnej mozaice podłogi i próbując dosięgnąć chłopca. Młody hrabia nie bał się jednak. Mimo wszystko czuł ulgę i niewysłowioną ciekawość. Złączy się z demonem, mogąc pozostać z nim na wieki. Tego chciał. Już nigdy nie rozstawać się z Sebastianem. Nic więcej się nie liczyło. Zahipnotyzowany wpatrywał się w jarzące, głodne ślepia, gotowy oddać swoją duszę.
Wtem rozległo się bicie dzwonów. Sebastian przystanął zdumiony. Ciel uniósł brew, zastanawiając się, dlaczego lokaj się zatrzymał. W kościele zrobiło się bardzo ciemno mimo że słońce jeszcze nie powinno zajść za horyzont. Hrabia zastanawiał się, czy to przypadkiem nie część rytuału, dlatego nie poruszył się nawet o centymetr. Niepokoił go jedynie wyraz zaskoczenia na twarzy Sebastiana. Miał wrażenie, że coś jest nie tak.
      Kilka cieni przemknęło po murach kaplicy. Wiły się, materializując dookoła demona i hrabi, osaczając jak zwierzyna ofiarę. W końcu zaczęły formować się w kształty, przypominające ludzi. Ciel nie potrafił ich zliczyć. Ze zdumieniem obserwował niesamowite podobizny Sebastiana, wpatrujące się w nich ze spokojem, odziane w długie, czarne płaszcze. Każdy z nowych gości posiadał bladą cerę i czerwone, połyskujące oczy. Ich perfekcyjna uroda wręcz raziła oczy, tym samym zdradzając przynależność obcych do innego świata.
     - Sebastianie Michaelis.- Odezwał się jeden z upiorów, występując przed szereg.- Musisz udać się z nami.- Jego głos był melodyjny, wręcz piękny, zupełnie nie pasujący do atmosfery, która się wytworzyła.
     - O co chodzi?- Zapytał demon, nie spuszczając oczu z nic nie rozumiejącego Ciela.
     - Jestem pewny, że bardzo dobrze wiesz.- Odparł nieznajomy z kamienną twarzą i uniósł rękę, dając znak swoim braciom.
     W jednej chwili kilka demonów rzuciło się na kamerdynera, okrywając go w gęstej ciemności. Zanim Ciel zdążył krzyknąć lub cokolwiek zrobić, wszystko pogrążyło się w mroku. Zerwał się wiatr, którzy rzucił go na plecy, boleśnie kalecząc ciało o twardy kamień.
     Tak szybko, jak wszystko się rozegrało, tak szybko ustało, nie pozostawiając po wcześniejszych wydarzeniach nawet śladu. Zniknęły upiory oraz jego lokaj. Dzwony nadal biły.
     - Sebastian!- Chłopak wrzasnął i jęknął, gdy udało mu się oprzeć na rękach. Rozglądał się niespokojnie. Jego ubranie umoczyło się w krwi jego ofiary, która skapywała teraz po stopniach piedestału. Wstał, rozmasowując obolałe miejsca. To co się wydarzyło, na pewno nie powinno mieć miejsca. – Co się do cholery stało…?- Wyszeptał przekleństwo, zszokowany. Ostatnie uderzenie dzwona jeszcze długo szumiało mu w głowie, zanim pozbierał myśli do kupy i podjął jakąś decyzję. Pobiegł w kierunku wyjścia z kościoła.
Mógł w tym momencie udać się jedynie w jedno miejsce.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz