Jęknął i chwycił się za pulsującą głowę. Uniósł
się powoli i mrużącymi z bólu oczami rozejrzał dookoła. Spali jeden na drugim,
powyginani w nienaturalnych pozycjach, chrapiąc i śmierdząc jak stado żulerstwa
spod monopolowego.
Wołało go pragnienie tak silne, że wygrzebał się
spod sterty puszek i łokcia Kageyamy i zaczął poszukiwać wody. Gdy ją dopadł,
wyżłopał prawie pół butelki i padł na skrawek wolnej kanapy.
Wczorajszy wieczór był w jego mniemaniu
przegenialny. Historie o duchach, gry, żarty i alkohol dało świetne połączenie.
Większość czasu spędził drocząc się z czarnowłosym, a motyle w brzuchu wciąż
wywijały fikołki i zastanawiał się, czy to przypadkiem nie wina procentów i
kolacji, która rwała się na wolność. Uśmiechnął się i oparł na łokciu,
przymykając powieki. Było tak cicho i spokojnie… Delikatne kołysanie jeszcze
nie ustawało i najwyraźniej miało zamiar go jeszcze trochę potrzymać. W końcu
skończyli pić na krótko przed świtem.
W nocy już przestało padać, a poranek był szary.
Mgła przysłaniała horyzont i plaża wydawała się jeszcze bardziej opuszczona niż
wcześniej. Nie było wiatru i tafla wody jedynie spokojnie falowała. Szum
delikatnych fal koiły jego wrażliwe dzisiaj uszy.
Nie wiedział, ile wypili. Brał, co mu polewali.
Pierwszy raz też widział tak naprutych kolegów z drużyny, to było naprawdę
zabawne. Nagle usłyszał chlupot w łazience i uśmiechnął się pod nosem. Był
ciekawy, kto dziś puszcza pawie na wolność. Nie miał ochoty się pakować, ani
tego sprzątać.
- Już nie śpisz?- Usłyszał szept Sugawary, który
wszedł do pokoju i machnął mu ręką na przywitanie. On jedyny wczoraj nie
przesadzał i przynajmniej wyglądał jak człowiek.- Musimy zacząć ich budzić, bo
trener nas pozabija…- Zrobił niezadowoloną minę, widząc pozostawiony bałagan.
Zostało im jeszcze trochę do wyjazdu, ale poziom syfu był dość wysoki.
Potem rozpoczęła się wielka akcja pod tytułem
„ogarnąć życie” i na wpółprzytomnie, prawie się czołgając, cała drużyna zebrała
śmieci i powciskała na chama swoje rzeczy do toreb. Udało im się nawet stawić
przed czasem.
- No! Pięknie! Wszyscy w komplecie! Coście tacy
zmęczeni? Długa noc?- Trener z hollywoodzkim uśmiechem przywitał zgraję, która
wypełzła z ośrodka i udając, że nic się nie stało, żartował z ich stanu. Ich
nauczyciel Takeda i Kiyoko ze zgrozą obserwowali zielone twarze kolegów.
Najgorzej z nich wszystkich czuł się Nishinoya,
który wczoraj wymieszał wszystko tak, że bez przerwy latał do kibla.
Siedzieli na schodkach pensjonatu, nie odzywając
się do siebie. Hinata siedział oparty o plecy Kageyamy, który wspierał tyłem
głowę o jego ramię. Było tak… przyjemnie. Mgła dalej nie opadała, nadając
otoczeniu pewnego mistycyzmu.Cichy szum morza, mewy, lekki wietrzyk…
Włosy, które łaskotały go w szyję i ten obezwładniający zapach… Rudowłosy
przymknął oczy i trochę ryzykując, potarł policzkiem ciemną czuprynę. Kageyama
nie zareagował, ale gdyby Hinata widział wtedy jego twarz zobaczyłby, że się
uśmiecha.
To był naprawdę cudowny weekend…
- No dalej… podejdź do niego…- Zza rogu budynku
usłyszeli podniesione szepty. Ci, co mięli siłę, zwrócili w tamtym kierunku
głowy, ciekawi intruzów.
- No ale… co mam powiedzieć?- Znów jakiś głos, a
następnie głośne szuranie.
Hinata w końcu się zainteresował i momentalnie
zjeżył, gdy poznał dziewczyny.
Przed nimi stała Lily z kolorem twarzy
przypominający dojrzałą wiśnię. Podeszła do wspartych o siebie kolegów i
przystępowała z nogi na nogę. Podekscytowane obok koleżanki z bananami na
twarzach, obserwowały całą scenę. Kayegama patrzył na dziewczę próbując
odgadnąć jej zamiary.
- Hej! Przepraszam…- Zwróciła się nieśmiało do
Tobio, a reszta chłopaków nadstawiła ciekawsko ucha. – Czy… Czy może… wymienimy
się numerami?- Dokończyła cicho, zakładając rudy kosmyk włosów za ucho i
odwróciła wzrok. – Jeśli oczywiście chcesz…
Hinata myślał, że nie wytrzyma. Ręce i szczena mu
opadły. Po prostu podeszła do niego przy wszystkich i otwarcie zapytała!
Spojrzał na Kageyame i jeszcze szerzej otworzył usta. Jego policzki również
poróżowiały i wpatrywał się w dziewczynę całkowicie onieśmielony. Nigdy go
jeszcze takim nie widział. Rozległy się gwizdy i wszyscy momentalnie się
ożywili.
Zamarło mu serce. Na krótki moment zupełnie
przestał oddychać.
Nagle koledzy z drużyny zaczęli go wymownie
szturchać i pomagać, by odzyskał język w gębie. Dziewczyna była coraz bardziej
zawstydzona, a reszta miała niezły ubaw. Hinata nie był zdolny nic powiedzieć.
- O-okej…- Kageyama wyciągnął telefon i ku szoku
Lily oraz Hinaty, poprosił o numer. Wiwaty zgromadzonych nie miały końca.
Zabolało.
Chłopak wstał nagle i wymijając wszystkich,
wszedł do budynku i pobiegł sprintem do łazienki. Serce rozsadzało mi pierś a
oczy bezwarunkowo zaszkliły. Gdy w końcu usiadł w kabinie na klapę od sedesu,
schował twarz w dłoniach i najzwyczajniej w świecie się popłakał. Jak jakaś
zraniona dziewczynka. Było mu wstyd i miał o to do siebie żal, ale teraz musiał
odreagować. Drżał cały i łkał bezgłośnie. Bolało go całe ciało. Szloch
wstrząsał nim, a łzy płynęły po policzkach strumieniami.
Nie powinien być zaskoczony. Nie powinien liczyć
na coś więcej tylko dlatego, że spędzili razem fajnie jeden wieczór. Te
spojrzenia, ich relacja… To po prostu tylko przyjaźń. Nic więcej.
Nic. Kurwa. Więcej.
Po chwili zasmarkał się tak, że całą rolkę zużył
na wycieranie nosa. Nie mógł się uspokoić.
Nagle rozległ się trzask. Ktoś był w łazience.
Hinata zamarł, rękawami szybko ścierając łzy,
które dalej płynęły. Niestety na próżno.
Drzwi otworzyły się z hukiem i skulił się,
zasłaniając twarz, próbując na szybko wymyślić wymówkę, dlaczego jest w takim
stanie. Panika go przytłoczyła.
- Hinata…?- Usłyszał niewyraźnie i otworzył jedno
oko, lekko uspokojony, że to nie Kageyama.- Co jest?- Nishinoya stał cały
fioletowy w progu i siłą woli powstrzymywał belt. Przez jego twarz przemknął
cień niepokoju.- Płaczesz?- Podszedł do kolegi i położył mu dłoń na ramieniu.-
Czemu…?
To dla rudowłosego było kolejnym czynnikiem, po
którym znów się żałośnie rozkleił. Czy naprawdę dzisiaj może być gorzej?
Zajęło mu chwilę, by się uspokoić. Noya nie
pytał, cierpliwie czekając, choć jego organizm nie był już tak łaskawy. Kucnął
i przyglądał się rudowłosemu, lekko się kiwając w przód i w tył.
- Masz mi zaraz powiedzieć, o co chodzi…- Potarł
skroń i wziął głębszy oddech, opanowując torsje. Miał nadzieję, że szybko uda
mu się odzyskać informacje i muszlę.- Teraz.
- Ja…- Hinacie puszczały wszelkie hamulce.- Nie
zniosę tego dłużej…- Znów schował twarz w dłoniach.
- Czego?- Yu przymknął drzwi kabiny i znów
nachylił. Wbrew pozorom przejmował się stanem kolegi ale było mu tak niedobrze,
że ledwo ogarniał.
- Nie mogę ci powiedzieć…- Jęknął, nie wiedząc
jak się teraz wytłumaczyć.
- Kurwa, to chociaż się odsuń…- Siłą zwalił
rudowłosego na ziemię już nie mogąc i otwierając klapę, ulżył sobie w
cierpieniach.
Hinata poczuł, że i jemu zbiera się na rzygi i
zaczął się chichrać jak opętany z tej całej sytuacji. W końcu bulgot ustał i
oboje klęcząc na podłodze, wpatrywali się w kafelki.
- No to słucham teraz.- Nisinoyi w końcu było
lepiej i mógł zająć się kolegą.
- Nie powiem ci, bo znowu puścisz pawia.- Hinata
odwrócił wzrok i już chciał wstawać, ale powstrzymało go szarpnięcie za łokieć.
- Co? Zazdrosny jesteś o naszego Króla?-
Zażartował i uśmiechnął, gdy ujrzał szok malowany na złotych oczach.
- Jak to…? Skąd wiesz…?- Zaczął przerażony,
zastanawiając się, kiedy się zdradził.
- Cóż… jak tu nie być…- Dodał chłopak zaskoczony,
że tak szybko trafił w sedno i przeczesał włosy, wzruszając jak gdyby nigdy nic
ramionami.
Hinate zamurowało. Tego to się nie spodziewał.
Jak na powagę sytuacji, był niesamowicie spokojny.
- Jak to każdy…? Tobie też się… podoba?- Zaczął
ostrożnie, próbując to ogarnąć.
- Może nie akurat taki typ, ale ma w sobie… to
coś. Nie wiedziałem za to, że ty w takich gustujesz…- Mrugnął do niego
porozumiewawczo.- To mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz, to przecież nie koniec
świata, nie?
- Rany… Ty mnie też! Nie wiedziałem, że podobają
ci się faceci…- Chwycił się za czoło, nie mogą uwierzyć w to, co usłyszał.
Nastała nagle niezręczna cisza.
- Co?- Nisinoya po chwili dopiero połączył całą
wypowiedź.- Jacy faceci?
- Jak to?- Hinata zaniepokojony zaczął jeszcze
raz przetwarzać ich rozmowę i nagle…- O kim my rozmawiamy…?- Zapytał cicho, ale
chyba już zadał sobie sprawę ze swego olbrzymiego błędu, który właśnie wypalał
mu całe ciało takim wstydem i przerażeniem, że chciał umrzeć. Podmiotem rozmowy
nie był Kageyama, a przecież Lily! Jak mógł tego nie zauważyć, do kurwy nędzy?!
Czy można być większym idiotą?! Prawie znowu się rozpłakał.
- Właśnie… o kim?- Czarnowłosy otworzył szeroko
oczy i usta, dochodząc do podobnych wniosków.- Czy… ty…- Rozdzielał słowa,
nigdy w życiu nie będąc chyba tak zaskoczonym.- Czy Tobio… czy ty… czy on…
tobie….- Zastanawiał się, czy dobrze to wszystko rozumie.
- Ja pierdole…- Rudowłosemu zwykle nie zdarzało
się przeklinać, ale to chyba był wyjątkowy moment, w którym raczej nie
przywiązywał do tego wagi. Nawet nie upokarzał się bardziej i nie tłumaczył.
Ich libero raczej nie był idiotą.- Proszę, nie, błagam… Ja…- Poczuł, że
wszystko jest stracone. Był zdruzgotany. Teraz się wszyscy dowiedzą. Zaraz
usłyszy szyderczy śmiech. Będzie musiał odejść z drużyny i już nigdy nie zagra
z Kageyamą, ba, ten już nigdy na niego nawet nie spojrzy z obrzydzenia. –
Błagam, nie mów nikomu. – Wyszeptał i skulił.
Cudem powstrzymał łzy, zagryzając wargi.
Nishinoya nie wiedział, co powiedzieć. Starał się
dobrać słowa, lecz nic konstruktywnego jego ust nie opuściło.
Zanim zdołał w jakikolwiek sposób pocieszyć
rudowłosego, do łazienki znów ktoś zawitał. Spojrzeli na siebie przerażeni.
- Do muszli!- Czarnowłosy pochylił głowę
zaskoczonego Hinaty i pchnął do kibla w tym samym czasie, gdy drzwi do kabiny
się otworzyły.
- Co jest?- Zapytał zaskoczony Kageyama, widząc
tą przykrą scenę.
- Biedaczek podzielił mój los. – Teatralnie, z
uśmiechem na ustach, choć wewnętrznie zdenerwowany, poklepał zgarbionego
chłopaka, który zaczął udawać, że wypluwa resztki żółci. Nawet drgawki stały
się realistyczne, choć były powodem jedynie nieopisanego strachu. Był wdzięczny
libero, że zareagował tak szybko i jego spuchnięta od płaczu twarz nie została
zdemaskowana.
- Da radę? Zaraz ruszamy…- Głos Kageyamy był
cichy i zmartwiony.
- Jakoś musi.- Uśmiechnął się i ścisnął mocniej
ramię Hinaty.
…
Jechali autobusem, który podskakiwał na
nierównościach. Wjeżdżali już do miasta, które witało ich pięknym widokiem,
skąpane w ostatnich promieniach słońca. Swoją podróż rudowłosy spędził na
przednim siedzeniu razem z Nishinoyą, ponieważ zostali napiętnowani
podwyższonym ryzykiem mdłości, więc musieli mieć dobry dostęp do drzwi
wyjściowych.
Hinata nieustannie wpatrywał się we wsteczne
lusterko kierowcy i patrzył, jak jego wystawiający ciągle wystukuje coś na
komórce. Podejrzewał, że raczej tym razem nie grał w gry. Libero nic mu już nie
powiedział i przez to czuł się jeszcze gorzej. Wolałby chyba jego śmiech, niż
całkowitą ciszę. Do tego jego poważny wzrok… Czy teraz będzie nim gardził?
Niepewność go rozsadzała. Zastanawiał się, czy zachowa to dla siebie…
Był zmęczony. Całym tym lataniem za
nieosiągalnym, tym sekretem, którym nie mógł się z nikim podzielić oraz
świadomością, że został tak beznadziejnie odkryty. Nie potrafił sobie tego
wybaczyć. Nie potrafił też znieść myśli, że ta ruda laska tak po prostu
wszystko zniszczyła. Zazdrościł jej, że w przeciwieństwie do niego, mogła tak
otwarcie ukazać swoje zainteresowanie Kageyamie.
Zawitali pod szkołę i tam się rozdzielili. Każdy
zaczął rozchodzić się w swoją stronę i Hinata również chciał to zrobić, ale
wiedział, że część drogi odbędzie wspólnie z Kageyamą. Tym razem jednak nie
miał na to zupełnie ochoty.
Wracali w milczeniu. Rudowłosy był cały spięty.
Komórka czarnowłosego wciąż wibrowała, co go niemiłosiernie denerwowało.
- Jak się czujesz?- Zapytał Tobio, ignorując w
końcu telefon.
- Okej.- Szepnął i kopnął kamyczek. – A jak tam
nowa dziewczyna?- Zebrało mu się na złośliwości. Z drugiej strony był ciekawy…
Właściwie co mu zależało? Już i tak nic nie zmieni. Z cyckami nie wygra. Nawet
się zaśmiał.
- Nie jest moją dziewczyną!- Speszył się i
prychnął rozdrażniony.
- Daj spokój, leci na ciebie jak pszczoła do
miodu. Poza tym też ci się podoba, więc masz drogę wolną.- Dodał obojętnie,
choć głos mu pod koniec zadrżał. Nie potrafił na niego spojrzeć. Żal wyparował,
zastąpiony przez złość i zazdrość.
- Nawet jeśli, to co z tego? Wymieniliśmy się
tylko numerami.- Wymamrotał, czerwieniąc się po uszy.
- Nie musiałeś tego robić. Teraz jest za późno.-
Spojrzał na niego z politowaniem. To było jasne jak słońce, że skoro się
zgodził, to zaakceptował dziewczynę.
- My się nawet nie znamy…
- No to teraz macie okazję się poznać.- Pokazał
mu język.
- Coś taki złośliwy? Też musisz być przeciwko
mnie?- Zmrużył oczy i westchnął. – Sam nie wiem, po co się zgodziłem…- Spojrzał
zdruzgotany na wyświetlacz.
- To trzeba było się dwa razy zastanowić.-
Prychnął agresywnie. Niech mu teraz nie próbuje udowadniać, że działał tylko
pod presją. Miał już dość.
- Hej, co jest?- Kageyama dopiero teraz zauważył,
że przyjaciel jest podbuzowany.
- Nic, ta droga mnie wykończyła… – Zdał sobie
sprawę, że przesadza. Miał dość tłumaczeń jak na jeden dzień. – Chce już do
swojego łóżka.- Powiedział i odrobinę nad sobą zapanował.
Gdy się rozdzielali, nawet na niego nie spojrzał,
tylko machnął ręką. W ogóle się zastanawiał, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w
stanie z nim normalnie porozmawiać.
Z bolącym sercem wpatrywał się niepocieszony w
szary chodnik, bojąc się teraz o swoją tajemnicę, która jutro na treningu może
zostać rozgadana. Podejrzewał, że Nishinoya nie jest takim człowiekiem i chyba
powinien to zrozumieć…
Chyba.
Z tym chyba będzie mu teraz bardzo
ciężko funkcjonować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz