niedziela, 14 czerwca 2015

Cień iskier 4



Jęknął i chwycił się za pulsującą głowę. Uniósł się powoli i mrużącymi z bólu oczami rozejrzał dookoła. Spali jeden na drugim, powyginani w nienaturalnych pozycjach, chrapiąc i śmierdząc jak stado żulerstwa spod monopolowego.
Wołało go pragnienie tak silne, że wygrzebał się spod sterty puszek i łokcia Kageyamy i zaczął poszukiwać wody. Gdy ją dopadł, wyżłopał prawie pół butelki i padł na skrawek wolnej kanapy.
Wczorajszy wieczór był w jego mniemaniu przegenialny. Historie o duchach, gry, żarty i alkohol dało świetne połączenie. Większość czasu spędził drocząc się z czarnowłosym, a motyle w brzuchu wciąż wywijały fikołki i zastanawiał się, czy to przypadkiem nie wina procentów i kolacji, która rwała się na wolność. Uśmiechnął się i oparł na łokciu, przymykając powieki. Było tak cicho i spokojnie… Delikatne kołysanie jeszcze nie ustawało i najwyraźniej miało zamiar go jeszcze trochę potrzymać. W końcu skończyli pić na krótko przed świtem.
W nocy już przestało padać, a poranek był szary. Mgła przysłaniała horyzont i plaża wydawała się jeszcze bardziej opuszczona niż wcześniej. Nie było wiatru i tafla wody jedynie spokojnie falowała. Szum delikatnych fal koiły jego wrażliwe dzisiaj uszy.
Nie wiedział, ile wypili. Brał, co mu polewali. Pierwszy raz też widział tak naprutych kolegów z drużyny, to było naprawdę zabawne. Nagle usłyszał chlupot w łazience i uśmiechnął się pod nosem. Był ciekawy, kto dziś puszcza pawie na wolność. Nie miał ochoty się pakować, ani tego sprzątać.
- Już nie śpisz?- Usłyszał szept Sugawary, który wszedł do pokoju i machnął mu ręką na przywitanie. On jedyny wczoraj nie przesadzał i przynajmniej wyglądał jak człowiek.- Musimy zacząć ich budzić, bo trener nas pozabija…- Zrobił niezadowoloną minę, widząc pozostawiony bałagan. Zostało im jeszcze trochę do wyjazdu, ale poziom syfu był dość wysoki.
Potem rozpoczęła się wielka akcja pod tytułem „ogarnąć życie” i na wpółprzytomnie, prawie się czołgając, cała drużyna zebrała śmieci i powciskała na chama swoje rzeczy do toreb. Udało im się nawet stawić przed czasem.
- No! Pięknie! Wszyscy w komplecie! Coście tacy zmęczeni? Długa noc?- Trener z hollywoodzkim uśmiechem przywitał zgraję, która wypełzła z ośrodka i udając, że nic się nie stało, żartował z ich stanu. Ich nauczyciel Takeda i Kiyoko ze zgrozą obserwowali zielone twarze kolegów.
Najgorzej z nich wszystkich czuł się Nishinoya, który wczoraj wymieszał wszystko tak, że bez przerwy latał do kibla.
Siedzieli na schodkach pensjonatu, nie odzywając się do siebie. Hinata siedział oparty o plecy Kageyamy, który wspierał tyłem głowę o jego ramię. Było tak… przyjemnie. Mgła dalej nie opadała, nadając otoczeniu pewnego mistycyzmu.Cichy szum morza, mewy, lekki wietrzyk…  Włosy, które łaskotały go w szyję i ten obezwładniający zapach… Rudowłosy przymknął oczy i trochę ryzykując, potarł policzkiem ciemną czuprynę. Kageyama nie zareagował, ale gdyby Hinata widział wtedy jego twarz zobaczyłby, że się uśmiecha.
To był naprawdę cudowny weekend…
- No dalej… podejdź do niego…- Zza rogu budynku usłyszeli podniesione szepty. Ci, co mięli siłę, zwrócili w tamtym kierunku głowy, ciekawi intruzów.
- No ale… co mam powiedzieć?- Znów jakiś głos, a następnie głośne szuranie.
Hinata w końcu się zainteresował i momentalnie zjeżył, gdy poznał dziewczyny.
Przed nimi stała Lily z kolorem twarzy przypominający dojrzałą wiśnię. Podeszła do wspartych o siebie kolegów i przystępowała z nogi na nogę. Podekscytowane obok koleżanki z bananami na twarzach, obserwowały całą scenę. Kayegama patrzył na dziewczę próbując odgadnąć jej zamiary.
- Hej! Przepraszam…- Zwróciła się nieśmiało do Tobio, a reszta chłopaków nadstawiła ciekawsko ucha. – Czy… Czy może… wymienimy się numerami?- Dokończyła cicho, zakładając rudy kosmyk włosów za ucho i odwróciła wzrok. – Jeśli oczywiście chcesz…
Hinata myślał, że nie wytrzyma. Ręce i szczena mu opadły. Po prostu podeszła do niego przy wszystkich i otwarcie zapytała! Spojrzał na Kageyame i jeszcze szerzej otworzył usta. Jego policzki również poróżowiały i wpatrywał się w dziewczynę całkowicie onieśmielony. Nigdy go jeszcze takim nie widział. Rozległy się gwizdy i wszyscy momentalnie się ożywili.
Zamarło mu serce. Na krótki moment zupełnie przestał oddychać.
Nagle koledzy z drużyny zaczęli go wymownie szturchać i pomagać, by odzyskał język w gębie. Dziewczyna była coraz bardziej zawstydzona, a reszta miała niezły ubaw. Hinata nie był zdolny nic powiedzieć.
- O-okej…- Kageyama wyciągnął telefon i ku szoku Lily oraz Hinaty, poprosił o numer. Wiwaty zgromadzonych nie miały końca.
Zabolało.
Chłopak wstał nagle i wymijając wszystkich, wszedł do budynku i pobiegł sprintem do łazienki. Serce rozsadzało mi pierś a oczy bezwarunkowo zaszkliły. Gdy w końcu usiadł w kabinie na klapę od sedesu, schował twarz w dłoniach i najzwyczajniej w świecie się popłakał. Jak jakaś zraniona dziewczynka. Było mu wstyd i miał o to do siebie żal, ale teraz musiał odreagować. Drżał cały i łkał bezgłośnie. Bolało go całe ciało. Szloch wstrząsał nim, a łzy płynęły po policzkach strumieniami.
Nie powinien być zaskoczony. Nie powinien liczyć na coś więcej tylko dlatego, że spędzili razem fajnie jeden wieczór. Te spojrzenia, ich relacja… To po prostu tylko przyjaźń. Nic więcej.
Nic. Kurwa. Więcej.
Po chwili zasmarkał się tak, że całą rolkę zużył na wycieranie nosa. Nie mógł się uspokoić.
Nagle rozległ się trzask. Ktoś był w łazience.
Hinata zamarł, rękawami szybko ścierając łzy, które dalej płynęły. Niestety na próżno.
Drzwi otworzyły się z hukiem i skulił się, zasłaniając twarz, próbując na szybko wymyślić wymówkę, dlaczego jest w takim stanie. Panika go przytłoczyła.
- Hinata…?- Usłyszał niewyraźnie i otworzył jedno oko, lekko uspokojony, że to nie Kageyama.- Co jest?- Nishinoya stał cały fioletowy w progu i siłą woli powstrzymywał belt. Przez jego twarz przemknął cień niepokoju.- Płaczesz?- Podszedł do kolegi i położył mu dłoń na ramieniu.- Czemu…?
To dla rudowłosego było kolejnym czynnikiem, po którym znów się żałośnie rozkleił. Czy naprawdę dzisiaj może być gorzej?
Zajęło mu chwilę, by się uspokoić. Noya nie pytał, cierpliwie czekając, choć jego organizm nie był już tak łaskawy. Kucnął i przyglądał się rudowłosemu, lekko się kiwając w przód i w tył.
- Masz mi zaraz powiedzieć, o co chodzi…- Potarł skroń i wziął głębszy oddech, opanowując torsje. Miał nadzieję, że szybko uda mu się odzyskać informacje i  muszlę.- Teraz.
- Ja…- Hinacie puszczały wszelkie hamulce.- Nie zniosę tego dłużej…- Znów schował twarz w dłoniach.
- Czego?- Yu przymknął drzwi kabiny i znów nachylił. Wbrew pozorom przejmował się stanem kolegi ale było mu tak niedobrze, że ledwo ogarniał.
- Nie mogę ci powiedzieć…- Jęknął, nie wiedząc jak się teraz wytłumaczyć.
- Kurwa, to chociaż się odsuń…- Siłą zwalił rudowłosego na ziemię już nie mogąc i otwierając klapę, ulżył sobie w cierpieniach.
Hinata poczuł, że i jemu zbiera się na rzygi i zaczął się chichrać jak opętany z tej całej sytuacji. W końcu bulgot ustał i oboje klęcząc na podłodze, wpatrywali się w kafelki.
- No to słucham teraz.- Nisinoyi w końcu było lepiej i mógł zająć się kolegą.
- Nie powiem ci, bo znowu puścisz pawia.- Hinata odwrócił wzrok i już chciał wstawać, ale powstrzymało go szarpnięcie za łokieć.
- Co? Zazdrosny jesteś o naszego Króla?- Zażartował i uśmiechnął, gdy ujrzał szok malowany na złotych oczach.
- Jak to…? Skąd wiesz…?- Zaczął przerażony, zastanawiając się, kiedy się zdradził.
- Cóż… jak tu nie być…- Dodał chłopak zaskoczony, że tak szybko trafił w sedno i przeczesał włosy, wzruszając jak gdyby nigdy nic ramionami.
Hinate zamurowało. Tego to się nie spodziewał. Jak na powagę sytuacji, był niesamowicie spokojny.
- Jak to każdy…? Tobie też się… podoba?- Zaczął ostrożnie, próbując to ogarnąć.
- Może nie akurat taki typ, ale ma w sobie… to coś. Nie wiedziałem za to, że ty w takich gustujesz…- Mrugnął do niego porozumiewawczo.- To mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz, to przecież nie koniec świata, nie?
- Rany… Ty mnie też! Nie wiedziałem, że podobają ci się faceci…- Chwycił się za czoło, nie mogą uwierzyć w to, co usłyszał.
Nastała nagle niezręczna cisza.
- Co?- Nisinoya po chwili dopiero połączył całą wypowiedź.- Jacy faceci?
- Jak to?- Hinata zaniepokojony zaczął jeszcze raz przetwarzać ich rozmowę i nagle…- O kim my rozmawiamy…?- Zapytał cicho, ale chyba już zadał sobie sprawę ze swego olbrzymiego błędu, który właśnie wypalał mu całe ciało takim wstydem i przerażeniem, że chciał umrzeć. Podmiotem rozmowy nie był Kageyama, a przecież Lily! Jak mógł tego nie zauważyć, do kurwy nędzy?! Czy można być większym idiotą?! Prawie znowu się rozpłakał.
- Właśnie… o kim?- Czarnowłosy otworzył szeroko oczy i usta, dochodząc do podobnych wniosków.- Czy… ty…- Rozdzielał słowa, nigdy w życiu nie będąc chyba tak zaskoczonym.- Czy Tobio… czy ty… czy on… tobie….- Zastanawiał się, czy dobrze to wszystko rozumie.
- Ja pierdole…- Rudowłosemu zwykle nie zdarzało się przeklinać, ale to chyba był wyjątkowy moment, w którym raczej nie przywiązywał do tego wagi. Nawet nie upokarzał się bardziej i nie tłumaczył. Ich libero raczej nie był idiotą.- Proszę, nie, błagam… Ja…- Poczuł, że wszystko jest stracone. Był zdruzgotany. Teraz się wszyscy dowiedzą. Zaraz usłyszy szyderczy śmiech. Będzie musiał odejść z drużyny i już nigdy nie zagra z Kageyamą, ba, ten już nigdy na niego nawet nie spojrzy z obrzydzenia. – Błagam, nie mów nikomu. – Wyszeptał i skulił.
Cudem powstrzymał łzy, zagryzając wargi.
Nishinoya nie wiedział, co powiedzieć. Starał się dobrać słowa, lecz nic konstruktywnego jego ust nie opuściło.
Zanim zdołał w jakikolwiek sposób pocieszyć rudowłosego, do łazienki znów ktoś zawitał. Spojrzeli na siebie przerażeni.
- Do muszli!- Czarnowłosy pochylił głowę zaskoczonego Hinaty i pchnął do kibla w tym samym czasie, gdy drzwi do kabiny się otworzyły.
- Co jest?- Zapytał zaskoczony Kageyama, widząc tą przykrą scenę.
- Biedaczek podzielił mój los. – Teatralnie, z uśmiechem na ustach, choć wewnętrznie zdenerwowany, poklepał zgarbionego chłopaka, który zaczął udawać, że wypluwa resztki żółci. Nawet drgawki stały się realistyczne, choć były powodem jedynie nieopisanego strachu. Był wdzięczny libero, że zareagował tak szybko i jego spuchnięta od płaczu twarz nie została zdemaskowana.
- Da radę? Zaraz ruszamy…- Głos Kageyamy był cichy i zmartwiony.
- Jakoś musi.- Uśmiechnął się i ścisnął mocniej ramię Hinaty.
Jechali autobusem, który podskakiwał na nierównościach. Wjeżdżali już do miasta, które witało ich pięknym widokiem, skąpane w ostatnich promieniach słońca. Swoją podróż rudowłosy spędził na przednim siedzeniu razem z Nishinoyą, ponieważ zostali napiętnowani podwyższonym ryzykiem mdłości, więc musieli mieć dobry dostęp do drzwi wyjściowych.
Hinata nieustannie wpatrywał się we wsteczne lusterko kierowcy i patrzył, jak jego wystawiający ciągle wystukuje coś na komórce. Podejrzewał, że raczej tym razem nie grał w gry. Libero nic mu już nie powiedział i przez to czuł się jeszcze gorzej. Wolałby chyba jego śmiech, niż całkowitą ciszę. Do tego jego poważny wzrok… Czy teraz będzie nim gardził? Niepewność go rozsadzała. Zastanawiał się, czy zachowa to dla siebie…
Był zmęczony. Całym tym lataniem za nieosiągalnym, tym sekretem, którym nie mógł się z nikim podzielić oraz świadomością, że został tak beznadziejnie odkryty. Nie potrafił sobie tego wybaczyć. Nie potrafił też znieść myśli, że ta ruda laska tak po prostu wszystko zniszczyła. Zazdrościł jej, że w przeciwieństwie do niego, mogła tak otwarcie ukazać swoje zainteresowanie Kageyamie.
Zawitali pod szkołę i tam się rozdzielili. Każdy zaczął rozchodzić się w swoją stronę i Hinata również chciał to zrobić, ale wiedział, że część drogi odbędzie wspólnie z Kageyamą. Tym razem jednak nie miał na to zupełnie ochoty.
Wracali w milczeniu. Rudowłosy był cały spięty. Komórka czarnowłosego wciąż wibrowała, co go niemiłosiernie denerwowało.
- Jak się czujesz?- Zapytał Tobio, ignorując w końcu telefon.
- Okej.- Szepnął i kopnął kamyczek. – A jak tam nowa dziewczyna?- Zebrało mu się na złośliwości. Z drugiej strony był ciekawy… Właściwie co mu zależało? Już i tak nic nie zmieni. Z cyckami nie wygra. Nawet się zaśmiał.
- Nie jest moją dziewczyną!- Speszył się i prychnął rozdrażniony.
- Daj spokój, leci na ciebie jak pszczoła do miodu. Poza tym też ci się podoba, więc masz drogę wolną.- Dodał obojętnie, choć głos mu pod koniec zadrżał. Nie potrafił na niego spojrzeć. Żal wyparował, zastąpiony przez złość i zazdrość.
- Nawet jeśli, to co z tego? Wymieniliśmy się tylko numerami.- Wymamrotał, czerwieniąc się po uszy.
- Nie musiałeś tego robić. Teraz jest za późno.- Spojrzał na niego z politowaniem. To było jasne jak słońce, że skoro się zgodził, to zaakceptował dziewczynę.
- My się nawet nie znamy…
- No to teraz macie okazję się poznać.- Pokazał mu język.
- Coś taki złośliwy? Też musisz być przeciwko mnie?- Zmrużył oczy i westchnął. – Sam nie wiem, po co się zgodziłem…- Spojrzał zdruzgotany na wyświetlacz.
- To trzeba było się dwa razy zastanowić.- Prychnął agresywnie. Niech mu teraz nie próbuje udowadniać, że działał tylko pod presją. Miał już dość.
- Hej, co jest?- Kageyama dopiero teraz zauważył, że przyjaciel jest podbuzowany.
- Nic, ta droga mnie wykończyła… – Zdał sobie sprawę, że przesadza. Miał dość tłumaczeń jak na jeden dzień. – Chce już do swojego łóżka.- Powiedział i odrobinę nad sobą zapanował.
Gdy się rozdzielali, nawet na niego nie spojrzał, tylko machnął ręką. W ogóle się zastanawiał, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie z nim normalnie porozmawiać.
Z bolącym sercem wpatrywał się niepocieszony w szary chodnik, bojąc się teraz o swoją tajemnicę, która jutro na treningu może zostać rozgadana. Podejrzewał, że Nishinoya nie jest takim człowiekiem i chyba powinien to zrozumieć…
Chyba.
Z tym chyba będzie mu teraz bardzo ciężko funkcjonować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz