czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 9



     W końcu został sam. Odetchnął głęboko, gdy drzwi się za nim zatrzasnęły. Ostatnie dni były pełne przygotowań i dyskusji na temat ceremonii, która miała się odbyć już za kilka godzin. Wyczerpany i rozdrażniony, oparł tył głowy o szorstkie drewno i zamknął oczy, delektując odrobiną prywatności.
Jego serce już od paru dni niespokojnie biło, a wątpliwości, co do dzisiejszego dnia narastały z każdą godziną, nieuchronnie formując się do rozmiarów góry lodowej. Był zdruzgotany, zagubiony i spięty. Poluźnił uciskający kołnierz i otarł zmęczone, zmarszczone czoło. Powieki mu ciążyły, a cienie pod oczami pogłębiały bladość. Do tego cała ta sytuacja z Elizabeth, która była jakiś czas temu, dalej mu ciążyła, nawet jeśli złożył oficjalne przeprosiny i starał się dotrzymywać jej towarzystwa oraz zapewnić prawdziwość swoich uczuć. Sebastian o dziwo nie ingerował więcej, choć ciągle przyglądał się im z ukrycia. Nie mógł tego znieść. To go wykańczało, rozrywało wręcz do tego stopnia, że czuł fizyczny ból. Zabrnął tak daleko w swoich kłamstwach, że teraz nawet nie wiedział, kiedy nie jest sztuczny. Czy był gotowy ciągnąć to dalej? Z drugiej strony czego on oczekiwał od życia? Co on wyprawiał?
     Czego tak naprawdę… chciał?
     Podszedł do wielkiego, trzy-skrzydłowego lustra i spojrzał w swe puste oczy. Czuł się jak w pudle, za którego ścianami rozgrywało się jakieś przedstawienie, które wcale go nie dotyczyło, jakby było z innego świata. Radość Elizabeth tylko bardziej go dołowała, a policzki piekły od wymuszonego uśmiechu przyklejonego na usta. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie tak żałosny.
Przyjrzał się ubraniom, które krawcowe szykowały przez ostatni tydzień. Mdliło go na myśl, że będzie musiał zaraz to nałożyć. Miał wrażenie, że są uszyte z jego kłamstw. Naprawdę niewiele brakowało mu do załamania, a przecież jego życie teraz było idealne. Niczego mu nie brakowało, miał mieć piękną żonę, dożyć kresu swoich dni u jej boku i być może swoich dzieci… Dlaczego więc teraz ma ochotę jedynie wyskoczyć przez okno?
     Gdyby tylko…
     W pokoju pociemniało. Czarny dym zaczął sączyć się powoli z kątów, owijając wokół jego nóg, smagając chłodnym powiewem. Nie zląkł się, czując zamiast strachu coś zgoła innego, a podniecenie przegoniło myśli o ślubie. Wręcz tego wyczekiwał i zastanawiał, kiedy uświadczy tego spotkania. Przełknął ślinę, obserwując materializujący się za nim, coraz wyraźniejszy kształt.
     - Nie wyglądasz najlepiej… Cóż cię trapi, tego cudownego dnia?- Zapytał Sebastian prześmiewczo, a jego głos połechtał przyjemnie ucho Ciela, gdy usta znalazły się centymetry od niego.
Nie odpowiedział, choć miał ochotę prychnąć. Nie potrafił. To było dla niego zdecydowanie za wiele. Miał wrażenie, że jakaś siła nim steruje, blokuje, więzi ciało i umysł, który tonął zwodzony przez te czerwone, lśniące i nieludzkie ślepia.
     - Może pomogę?- Zaoferował się, sięgając zgrabnymi palcami guzików jego marynarki i odpinając pierwszy z góry, nie natrafiając na sprzeciw.- Najwyższy czas się przebrać.
     Widok w lustrze był obezwładniający. Sebastian był piekielnie piękny. Jego wygląd balansował na granicy demonicznego i ludzkiego, robiąc z tego idealne połączenie. Ciel dusił się od zachwytu nad pięknem tego potwora, który tak zręcznie go rozbierał. Zupełnie jakby był lalką. Nie miało to nic z ich wcześniejszych spotkań sprzed pięciu lat. Tym razem dłonie błądziły, wzrok pożądał, oddech palił, a gardło ściskało boleśnie, tak samo jak podbrzusze.
     - Jakich sztuczek na mnie próbujesz?- Zapytał, czując suchość w gardle i ogień w klatce piersiowej, próbując sobie jeszcze tłumaczyć swój rozchwiany stan. Demon zaczął rozpinać koszulę.
     - Czuję się urażony. Nic takiego nie robię.- Przejechał palcami drugiej ręki wzdłuż szczęki chłopaka i musnął szyję swoimi ustami, wywołując na niej gęsią skórkę.- Ja jedynie uświadamiam pewne rzeczy…
     Ciel przymknął oczy, czując paraliżującą przyjemność. Jego szybko unosząca się klatka piersiowa została uwolniona z opinającego ją materiału, a zimna dłoń Sebastiana musnęła linię jego mostka, aż do pępka, rozchylając biały rąbek koszuli.
     - Kłamiesz.- Szepnął, ale już sam nie wiedział, co rzeczywiście jest jego własnymi uczuciami, a co zręczną manipulacją. Ułuda i prawda mieszały się ze sobą, doprowadzając go do obłędu.
     - Kto tu kłamie?- Musnął nosem purpurowy policzek i obrócił do siebie drobne i rozpalone ciało. Z rozbawieniem obserwował, jak chłopak się cofa, gdy ten wykonywał krok do przodu. Wykrzywił usta w uśmiechu, gdy na nich spoczął wzrok Ciela, pragnącego ich na swoich. Komoda stała się dla nich podporą i szybkim ruchem, obejmując smukłą talie, posadził młodego hrabię na blacie. Ich oddechy mieszały się ze sobą, gdy na krótką chwilę wstrzymał się, by się jeszcze podrażnić. – Dalej nie przyznasz mi racji?
     - Czemu żeś się tak uwziął?- Ciel uchwycił się bladej szyi i szarpnął kruczoczarne włosy demona, powstrzymując się przed zdaniem: „Idź do diabła” które i jego samego rozbawiło. Biodra Sebastiana rozchyliły jego uda, przyjemnie ocierając się o jego krocze. Zdusił jęk, dalej próbując walczyć, ale jednocześnie tracąc powoli kontrolę nad ciałem.- Mam dość twojej bezczelności…
     Demon na jego słowa odpowiedział cichym, gardłowym śmiechem.
     - Przed czym się tak wzbraniasz? Czemu się temu nie poddasz i nie pogodzisz się z tym, co czujesz?- Zjechał dłonią niżej i potarł znaczną wypukłość na spodniach. Oblizał wargi lubieżnie, gdy z ust Ciela padło westchnienie, a w jego oczach zabłysło zaskoczenie, wątpliwość i uległość.
     - Uwodzisz mnie, bo chcesz się odegrać… – Wysyczał Ciel, ledwo nad sobą panując. Nie mógł uwierzyć, że to zabrnęło tak daleko. – Za każdą zachciankę i obelgę z mojej strony, chcesz mnie ośmieszyć. Bawisz się mną i pławisz mąceniem mi w głowie. – Nie potrafił się odsunąć. Z resztą nawet jakby próbował, nie miałby za bardzo możliwości i silnej woli. Wpadł w sidła, niekontrolowanie oplatając nogami przypierające go uda. Wstyd palił go równie mocno, co pragnienie spowodowane przez to nieziemskie uczucie.
     - Za dużo myślisz. – Wymruczał demon, chwytając delikatnie podbródek chłopaka i uniósł go, zmuszając do skrzyżowania wzroku. – Choć nie ukrywam, jest to odrobinę satysfakcjonujące, widzieć cię w takim stanie z mojego powodu.- Muskał go nosem, ocierając się twarzą o jego delikatną skórę, wyczuwając równie mocne zaangażowanie i rosnące zniecierpliwienie. Wyszczerzył kły w uśmiechu.- Muszę cię jednak uświadomić, że nie robię tego w celu poniżenia ciebie.
     Ciel już nic nie rozumiał i było to dla niego stanowczo za wiele. Już wystarczająco długo się skupiał na prowadzeniu konwersacji i odwleczeniu nieuniknionego. Nie był w stanie cokolwiek odpowiedzieć. Zamknął oczy i pławił w trawionym go ogniu, gdy wilgotne wargi w końcu przylgnęły do tych bladych i kuszących. Tors unosił się szybko, a dłonie nie wiedziały co z sobą zrobić i drżąc, uczepiły się kołnierza Sebastiana. Tym razem pocałunek stał się głęboki, dojrzały, milion razy bardziej niesamowity niż ostatnio. Nie pozostawał bierny, żywo i gorąco w nim uczestniczył, uwalniając się od ciężaru spoczywającego na barkach. W tych ramionach odpłynął, obnażając wszystkie swe pragnienia, bezwstydnie wyginając swe ciało, pokazując, że jest gotowe na więcej. Sam siebie zaskoczył tą gorliwością, która spuszczona ze smyczy porwała go w uniesieniu.
     Na rzecz ust oddał swą szyję, wzdychając i przylegając do Sebastiana, czując zęby na obojczykach. Było mu tak obłędnie dobrze, że zatracał się w tym bez pamięci. Uchylił powieki i ujrzał gamę rozmazanych i pięknych kolorów. Zaczął na nich skupiać wzrok, by następnie zastygnąć przez falę mrozu, którą przyniósł szok. Chwilę musiał się zastanowić, czy aby na pewno dobrze widzi.
     Odepchnął brutalnie Sebastiana i okrył nagie ramię, zsuniętą do połowy ramienia koszulą. W pośpiechu ją zapinał, zupełnie plącząc język i modląc się o to, by wybudzić się z tego koszmaru.
     - Lizzy…- Szepnął w końcu, gdy srebrne krople zaczęły płynąć po upudrowanych policzkach.
Stała przed nim niczym anioł, w białej, lśniącej, bufiastej sukience; upuszczając na ziemię bukiet z drobnych, polnych kwiatów. Jej pełne niedowierzania oczy były szeroko otwarte, a usta drżały, zaciśnięte w wąską linię, którą zaraz przykryła drobna dłoń w aksamitnej rękawiczce.
     - Lizzy, ja…- Wyciągnął ku niej dłoń, lecz ona cofnęła się płochliwie i obracając, wybiegła z pokoju.
     Ciel pobiegł za nią, nawet się nie zastanawiając. Dopadł ją szybko, ponieważ niewygodna suknia i buty, nie pozwoliły jej na sprawną ucieczkę. Chwycił jej łokieć i obrócił do siebie, choć bardzo się broniła i szlochała coraz głośniej. Chwilę się szarpali, ale w końcu Ciel zamknął ją w swych objęciach.
     Nie wiedział jak ma się wytłumaczyć. Trzymał ją, ale nie był w stanie jej nic powiedzieć.  Tak bardzo żałował, że musiała to widzieć, tak bardzo głupio się czuł… Zachował się jak ostatni drań i łgarz. Nie zasługiwał na to, by kiedykolwiek być przy jej boku. Nie zasługiwał na jej uczucie i na cokolwiek. Egzystencjalne porównał się do żałosnej glizdy i żałował, że świat dalej się kręci. W tym czasie dziewczyna się opanowała na tyle, by móc zacząć mówić za niego.
     - Ciel, proszę… odwołaj ślub.- Wyjąkała, pociągając nosem i wtulając w jego pierś. Z jej idealnego wcześniej koku wymsknęły się pojedyncze loczki, które trzęsły się wraz z jej ciałem. – Błagam zrób to, bo ja nie jestem w stanie…- Znów zaczęła płakać, ledwo kończąc swoją wypowiedź. – Zrób to, zanim mi skłamiesz na ołtarzu i do końca życia będziemy nieszczęśliwi…
     Przytulił ją mocniej, również mając ochotę się rozpłakać. Uniósł wilgotne oczy ku sufitowi i zacisnął zęby. Przytaknął jej tylko cicho i obejmował, dopóki ostatnia łza nie wsiąknęła w jego pogniecioną koszulę. Wypruci z czegokolwiek, udali się wspólnie do kościoła, w którym zgromadzili się wszyscy goście. Ciel nie dał dziewczynie dojść do głosu. Bez emocji powiedział to, co uważał za najlepsze, myśląc w tamtej chwili jedynie o dobru Elizabeth.
     Poza oświadczeniem, że za plecami przyszłej małżonki bez wyrzutu spotykał się z kimś innym i pomimo cudowności panny młodej, nadal ma zamiar to robić, niewiele pamiętał. Później salwa policzków i krzyków nie miała końca. Urywki rzucania w niego kwiatów, obelg, rozmazany makijaż, błysk lamp fotograficznych… to wszystko gdzieś mu się zamazało, choć przyjął każde słowo bez wyjątku, uważając, że nawet to nie będzie wystarczającą kara i zadośćuczynienie.
      Następnego dnia wszystkie gazety w całej Anglii miały tylko jeden nagłówek. Nieszczęśliwa, niedoszła, młoda para była na językach przez kilka najbliższych tygodni.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz