sobota, 13 czerwca 2015

Przypadek czy przeznaczenie? 15



     Wchodzili po schodach na górę.
     Sanji nigdy nie czuł takiej ulgi. Wszystko wróciło do normy. Już nie pozwoli, żeby Ace mącił im w związku.
     Wchodząc do mieszkania blondyn nie mógł się opanować i przytulił się do zdziwionego marimo.
     Zoro objął kucharza w pasie i pocałował w szyję wodząc nosem w jego włosach.
     Nie mogąc czekać dłużej złączyli swe wargi.
     To były lewie dwa dni. Jak można się aż tak stęsknić? Ich usta były gorące. Spragnione. Przywarli do siebie całym ciałem. Zoro się trochę spiął i z większą zachłannością oddawał pieszczotę nie dając blondynowi chwili na przerwę.
     -Daj… mi… odetchnąć…- Sanji ledwie się od niego odkleił. Spojrzał w oczy tamtego które płonęły ogniem.
     - Nigdy więcej…- Zaczął groźnie - Nie pozwól się nikomu innemu pocałować.
     Glon zazdrosny… Kucharzowi zrobiło się gorąco. Czuł jak niewidzialny łańcuch łączy ich razem, ale nie miał co do tego nic przeciwko. Chciał być tylko jego. Nie chciał żadnych innych ust, żadnego innego ciała, nikogo innego na miejsce tego człowieka. Czuł jak Zoro ogarnia furia jak wspomina ostatnie zajście.
     - Chce tylko ciebie, kretynie - Sanji szepnął mu w usta i patrzył twardo w oczy, żeby tamten zrozumiał.
     - Jeśli jeszcze raz cię tknie… - Zoro naprawdę nie żartował - Zabiję go.
     - Nie będzie następnego razu - Znowu zaczęli się całować. Namiętność odbierała im trzeźwe myślenie. Sanji zastanawiał się nad tym, czy jego wyznanie które powiedział Ace’owi doszło do uszu Zielonowłosego. Po jego zachowaniu nie mógł nic wyczytać. Pomyślał, że gdyby jednak wiedział, to nawiązałby do tego wcześniej.
     - Idziemy pod prysznic? - Powiedział zielonowłosy muskając ustami jego ucho.
Blondyn zadrżał przyjemnie. Zanim jednak pokiwał głową, przypomniał sobie o szynie i uniósł ją przed oczy tamtego.
     - Z tym będzie ciężko.
     - Damy radę.
     Zoro zaciągnął go do łazienki i zamknął drzwi.
     Pomimo drapieżności jaką miał w oczach, delikatnie chwycił za krawat Sanjiego i przyciągnął go do siebie. Następnie złapał za pierwszy guzik koszuli i po kolei je rozpinał.
     Sanji próbował odpiąć pasek od spodni Zoro, ale jedną ręką kiepsko mu szło. Zielonowłosy bezczelnie go rozpraszał, uwalniając jego ciało z ubrań. Cieszył się, że dostał wcześniej leki przeciwbólowe, ale przez nie czuł się trochę otumaniony.
     Gdy Roronoa pozbawił go góry, zabrał się za jego spodnie. Blondyn oblał się rumieńcem gdy zjechały z jego ud i zostały rzucone na podłogę.
     Teraz Zoro się przed nim rozbierał. Najpierw pokazał swoje górne partie mięśni. Blondyn bezwiednie oblizał wargi. Później gdy ściągnął spodnie jego członek przyjemnie się poruszył.
     Weszli w ferworze pocałunków do kabiny.
     - Unieś rękę - Zoro odkręcił kran. Woda spłynęła po ich ciałach. Ich penisy ocierały się o siebie wywołując u każdego falę przyjemności.
     Sanji nie wiedział ile będzie zdolny trzymać tak dłoń w powietrzu. Już miał ochotę się zapomnieć i objąć zielonowłosego za szyję.
     - Umyjesz mnie?- Zapytał kucharz zalotnie.
     Roronoa uśmiechnął się podniecony. Wycisnął sobie na rękę mydło i zaczął pienić je na ciele blondyna, dalej go całując.
    - Masz cudowne ciało… - szepnął mu w usta i zamruczał jak kot. Jego dłonie powoli poznawały każdy centymetr jego ciała. Sanji nie mógł powstrzymać słodkich westchnień. Umył dokładnie jego plecy i tors ocierając się jego sutki. Zjechał niżej do pośladków i zaczął je uciskać.
     Kucharz wolną ręką chwycił ich członki i pocierał o siebie. Zoro musiał oprzeć się o kafelki bo to doznanie było dla niego zbyt przyjemne. Również sięgnął ręką do ich męskości i pomagał w pieszczocie. Ich dłonie się splatały i ściskały rozkosznie. Oboje oddychali szybko. Ich serca wariowały. Woda spływała po ich rozgrzanych ciałach. Para unosiła się ponad kabinę osiadając na kafelkach i lustrze.
     Sanji czuł, że jest blisko. Próbował dzielić uwagę na to żeby trzymać dłoń w powietrzu, ponad strumieniem wody i pieścić Zoro. Było mu gorąco i duszno. Wiedział, że dłużej nie da rady. Gdy poczuł pierwsze skurcze rozkoszy, przywarł mocniej do ciała kochanka gryząc go w ramię. Dłoń Zoro spotęgowała to uczucie ściskając go przyjemnie na czubku. Do tego zielonowłosy też doszedł czując pod palcami wypływającą z Sanjiego przyjemność. Jego ugryzienie go podnieciło. Przygwoździł blondyna do ściany starając się nie krzyknąć. Było mu cudownie. Dłonie kucharza objęły go powoli w pasie.
Oboje osunęli się prawie na kolana, drżąc i całując półprzytomni.
     - Jednak nie dałem rady…- Sanji pokazał na złamaną rękę uśmiechając się głupkowato. Usztywniacz był cały mokry.
     Zoro uśmiechnął się wpatrując w błękitne oczy blondyna. Miał ochotę zanurzyć się w ich głębi.
Po chwili wytchnienia, kończyli się myć wzajemnie. Zoro wylał na włosy Sanjiego szampon i próbował je namydlić.
     - Na moje trzeba więcej - Powiedział Sanji macając bezczelnie każdy mięsień na brzuchu Roronoy. Boże, jakie ten koleś miał ciało!
     - Dobrze, że nosisz dłuższą grzywkę. Wyglądasz bez niej idiotycznie.- Zielonowłosy nie mógł powstrzymać się przed prychnięciem. Z drugiej jednak strony uważał, że ma to jakiś swój urok.
Blondyn sprzedał mu kuksańca zranioną dłonią i od razu pożałował. Ból się nasilił.
     - Dobra, kończmy to i chodźmy do łóżka.- Pospiesznie spłukiwali z siebie pianę.


     Leżeli pod ciepłą kołdrą przytuleni do siebie. Szermierz obracał w palcach złote kosmyki i całował Sanjiego po klatce piersiowej co spotykało się z zadowoleniem blondyna i cichymi westchnieniami.
      - Więc nic między wami nie zaszło?- Powiedział Zoro w przerwach.
     - Już ci… mówiłem… że nie - Kucharz nie chciał, żeby przestawał. Było mu tak dobrze.
     - Na pewno…?
     - No przecież… ał! - Sanji próbował się odsunąć ale ręce Zoro go przytrzymały.- Co robisz? – Zapytał podniecony.
     - Zostawiam ślady - Zielonowłosy patrzył z dumą na fioletową malinkę na lewej piersi kucharza.
     - Idiota! - Blondyn poczuł kolejne przyssanie wyżej przy obojczyku. Równie bolesne. - Przestań…- Ale nie chciał go powstrzymywać. Rozpływał się. Uczucie tej narzuconej przynależności mu się podobało.
      Robił mu malinki gdzie popadło.
     - Przestań, będę wyglądać jak jakaś żyrafa… - Sanji próbował ukryć jak bardzo mu się to podoba.
     - Chyba jak gepard…- Zoro zaśmiał się pod nosem.
     Kolejny pocałunek miał być na szyi.
     - Nie… tu będzie widać… - Wysapał rozpalony.
     - I o to chodzi - Wymruczał Zoro i już się pochylał by zrobić kolejny ślad.
     - Nie! - Sanji próbował się wyrwać.- Tutaj nie!
     Blondyn zaczął się śmiać, gdy ten chciał wpić się w jego szyję. Zoro się nie poddawał.
     - Dość! - Już nic nie mógł zrobić. Usta zielonowłosego przyssały się i zrobiły najbardziej fioletową malinkę ze wszystkich.
     - Ała! - Sanji chwycił się za szyję  – Nie dość ci, że moja ręka cierpi?! – Bał się wiedzieć jak teraz wygląda.
     Zoro objął złamaną dłoń blondyna i pocałował czule. Kucharz się zarumienił.
     - Może to głupio zabrzmi, ale cieszę się, że mu przyłożyłeś.
     - Tak… Już dawno powinienem to zrobić… - Pomyślał - Tylko że teraz będę musiał zatrudnić pracownika bo nie dam rady pracować jedną ręką.
     Przytulili się do siebie. Sanji wdychał cudowny zapach kochanka. Był zmęczony. Ostatnio przeszedł tyle stanów emocjonalnych, że teraz, gdy wszystko się uspokoiło poczuł się wykończony. Ciało Zoro otulało jego postać i zabrało w ciepłe ramiona Morfeusza.

 ***

     Kolejne dni były bardzo spokojne. Zoro chodził dość często na treningi, co nie podobało się Sanjiemu, ale było już zdecydowanie do zniesienia. Zwłaszcza, że codziennie wieczorem dostawał dowód, że jest dla Zoro jedynym obiektem zainteresowania.
     Zielonowłosy kupił mu nowy telefon czego nie przyjął za dobrze, ale z braku innej możliwości postanowił go wziąć.
     Oddał się całkowicie szukaniem kogoś do swojej restauracji. Przejrzał z milion ofert i dalej nie był usatysfakcjonowany. Ręka pomimo, że szybko wracała do zdrowia to i tak mu dokuczała i nie mógł ścierpieć tego, że jest tylko w połowie sprawny. Za każdym razem gdy przygotowywał posiłek to się irytował. Wziął sobie jak na razie tydzień wolnego bo frustracja go dobijała.
     Zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć.
     - Witaj słońce! - Sanji powitał promienną Nami.
     - Wpadłam zobaczyć co tam u ciebie słychać i zobaczyć jak się czujesz.
     - A dziękuję, lepiej. Czy piękna pani się czegoś napije?
     - Możesz mi zrobić swoją oryginalną herbatę - Mrugąła do niego słodko.
     - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
     Po krzątaninie w kuchni usiedli na kanapie.
     - Cóż ja widzę…- Powiedziała Nami przyglądając się jego szyi.
     - A… to…- pospiesznie zakrył fioletowy znak ręką. Zarumienił się. Na zewnątrz zawsze zakładał jakąś apaszkę albo chustę co było uciążliwe bo dni były coraz cieplejsze, ale w domu nie czuł takiej potrzeby.
     - No, no, no… widzę że ładnie się dzieje…- Rudowłosa pomachała brwiami z rozbawieniem.- Robiliście to już? - Zapytała bez ceregieli.
     Sanji zakrztusił się swoją herbatą.
     - Zależy co dokładnie masz na myśli - Odchrząknął speszony.
     - Sex oczywiście - Dziewczyna przysunęła się bliżej - Chce znać każdy szczegół. Dobry w tym jest?
     - Hej…!- Blondyn się czasem zastanawiał czy Nami przypadkiem nie jarają takie rzeczy. Nie potrafił odróżnić czy to zwykła ciekawość czy coś innego. Ale z drugiej strony, przynajmniej miał komu się zwierzać i ten ktoś to akceptował. – Powoli… Jeśli chodzi o sex… to jeszcze nie.
     - No patrz, a myślałam, że zielony jest Szybkim Bilem…
     - Ale aż taki zielony w te klocki to nie jest - Uśmiechnął się Sanji pod nosem rozpamiętując ich baraszkowania dzisiaj rano.
     - Czyli inne rzeczy weszły w grę? - Szturchnęła go po przyjacielsku.
     - Jak najbardziej - zaśmiał się.
     - No właśnie widzę, że ci uśmiech z twarzy nie schodzi - Ruda pogłaskała go po policzku.- Czyli już wszystko dobrze?
     - Tak…- Sanji odetchnął z ulgą.
     - Rozmawialiście?
     - Trochę…
     - Musicie to robić częściej - Upiła majestatycznie łyk napoju.
     - Wiem… Teraz tego nie spieprzę, obiecuję.
     - No i to rozumiem - Przytaknęła zadowolona dziewczyna.
     – Ale jak spotkam Ace’a to go uduszę jak tylko będę miał sprawną rękę - Powiedział przypominając sobie całe zajście.
     - Szkoda, że nie widziałam jak go sprałeś - Ubolewała Nami.- Wszyscy żałują. To musiało być niezłe. Naprawdę jestem z ciebie dumna!
     Sanji wspominał tą chwilę z satysfakcją.
     - W ogóle muszę ci powiedzieć, że wrócili do siebie z Marco - Dodała po chwili dziewczyna.
     - Co? Naprawdę?- Zdziwił się.
     - Poważnie. Luffy mi coś wspomniał. Może w końcu się opamiętał.
     - No i dobrze - Przypomniał sobie wykończonego blondyna w jego restauracji. – Chyba mu wybiłem siebie z głowy.
     - I to dosłownie! - Zaśmiali się i stuknęli filiżankami.

***

     Sanji się denerwował. Co rusz splatał i rozplatał dłonie. Poluźnił trochę krawat u koszuli. Żar dnia wpadał przez otwarte okna, które nie dawały nawet jednego zbawiennego przewiewu. Wszyscy w hali dusili się od gorąca i wachlowali czym popadnie.
     Nagle dwóch zawodników wyszło na mate. Tłum ucichł. Skłonili się i stanęli w bojowych pozycjach. Sanji wstrzymał oddech. Zastanawiał się jak można walczyć w takich warunkach. Poczuł, że się denerwuje. W końcu to był ostatni etap. Do tego walczyli na prawdziwe miecze. Trzymał kciuki za Zoro. Tak długo przygotowywał się do tych zawodów!
     Walczący stali dość długo, mierząc się na spojrzenia. Twarz przeciwnika była schowana za maską bezpieczeństwa. Jego postawa eksponowała siłę.
     W końcu zaczęli. Pierwsza wymiana ciosów była niesamowita. Tłum zamarł. Szykowała się naprawdę niesamowita walka. Sanji czuł, że każdy mięsień w jego ciele napiął się do granic możliwości. Parzył na to wszystko z trwogą pomimo tego, że obaj zawodnicy byli dobrze opancerzeni. Zawsze istniało ryzyko odcięcia jakiejś części ciała. Naprawdę nie rozumiał dlaczego zawsze musiał wybierać na swoich facetów jakiś pieprzonych masochistów. Nie mógł patrzeć jak te miecze ocierają się o ich zbroje.
     - Kurde, już się zaczęło!- Szepnęła zdenerwowana Nami siadając koła Sanjiego. – Cholerny pęcherz… I jak?
     - Na razie nie widzę, żeby któryś z nich miał przewagę.- Blondyn starał się nie obgryzać paznokci i rejestrować każdy ruch, ale ciężko mu było czasem coś uchwycić, tak szybko wszystko się odbywało.
Nami co jakiś czas zakrywała oczy gdy miecze niebezpiecznie zbliżały się do ciała przeciwnika. Przyszła wspierać kucharza, ale szczerze, to nie lubiła takich sportów. Wolała spokojną prace pogodynki w swoim studiu telewizyjnym.
     Walka trwała już długo. Żaden z przeciwników nie miał zamiaru odpuścić. Ciśnienie w hali osiągnęło apogeum. Sanji ściskał z całej siły barierkę przed sobą. Mistrzostwo było tak blisko. Widać było jednak, że zielonowłosy męczy się szybciej niż jego przeciwnik. Jego ruchy stały się wolniejsze i odparcia coraz słabsze.
      Wszystko stało się tak szybko. Nim Zoro zdołał się obronić, miecz przeciwnika przemknął mu pod łokciem i przejechał po ochraniaczach pozostawiając długą szramę na piersi. Sanji tak się wystraszył, że wstał. Na sali zaległa idealna, napięta cisza.
     Sędziowie podeszli do Roronoy sprawdzając czy nic mu się nie stało i gdy nie znaleźli obrażeń, podnieśli rękę zwycięscy. Tłum wrzeszczał. Wygrany zdjął maskę i spojrzał na pokonanego. Miał krótką czarną bródkę i pejsy. Jego wzrok był przerażający a twarz nieprzenikniona. Wyciągnął rękę do Zoro, który też pokazał twarz.
     Sanji odetchnął z ulgą. Opadł na siedzenie. Było mu przykro, że Zoro nie wygrał, ale najbardziej go zdziwiło to, że jego przyjaciel nie wyglądał wcale na zawiedzionego. Wręcz przeciwnie. Miał taki wyraz twarzy, jakby nigdy lepiej się nie bawił. Przyjął pomocną dłoń od zwycięzcy i uśmiechnął się zadowolony.
     Nami nabierała kolorów po tym, jak zbladła przy ciosie.
     - Sanji… Mam nadzieję, że twój następny facet będzie się interesował jedynie akwarystyką.- zażartowała Rudowłosa.
     - Nie będzie następnego - Pomimo wszystko był z Zoro dumny. W końcu udało mu się zajść do samego finału. Do tego naprawdę przegrał w ładnym stylu. Zaczął wiwatować z resztą tłumu. Przecież drugie miejsce to też coś.

     Kucharz palił papierosa przed wejściem do szkoły. Opierał się o barierki i wypatrywał swojego ukochanego. W końcu go dostrzegł. Wychodził razem z tłumem swoich kolegów z pracy i z Tashigi którzy mu gratulowali. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości gdy zobaczył jak dziewczyna trzyma go pod ramię. Dalej nie mógł tego zdzierżyć. Zoro za bardzo sobie pozwalał i pomyślał, że spróbuje z nim na spokojnie o tym pogadać.
     Zielonowłosy gdy go zobaczył od razu odłączył się grupy i poczłapał w jego kierunku machając pozostałym na pożegnanie.
     - Tylko pamiętaj! O osiemnastej!- Rzuciła mu na odchodnym niebieskowłosa.
     - Idziecie gdzieś potem?- Sanji chciał zrobić coś specjalnego do jedzenia żeby uczcić ten dzień, no ale skoro tak…
     - Chcą, żebym wyszedł na piwo.- Zoro zrobił dziwną minę. – A co?
     - Nic nic…- Sanji posmutniał.
     - Miałeś jakieś plany?
     - Nie, nie. – Pokiwał głową i szybko zmienił temat - Gratulacje.- Powiedział szczerze, klepiąc szermierza po ramieniu.
     Zielonowłosy uśmiechnął się blado. Oczy mu jednak błyszczały.
     - Roronoa Zoro? - Odezwał się nagle głos za nimi. Odwracając się Sanji poznał przeciwnika zielonowłosego. Przełknął ślinę. Był przerażający.
     - Słucham?- Odpowiedział Zoro poważnie.
     - Mogę cię prosić na słowo?
     - Jasne. Poczekasz? - Zwrócił się do Sanjiego.
     Blondyn kiwnął głową. Był ciekawy o co może chodzić. Patrzył jak rozmawiają, ale nic nie słyszał. Znowu był zazdrosny. Jeny. Czy ten pieprzony marimo musi być tak cholernie przystojny?! Wszyscy się za nim oglądają. Taka jest kara za posiadanie seksownego chłopaka?
     W końcu skończyli. Zoro do niego wrócił.
     - I co chciał?
     - Tylko pogadać o pojedynku…- Roronoa podrapał się po karku.
     - Aha - Sanji wyczuł, że chyba nie tylko o tym rozmawiali. Trochę się zasępił, ale nie kontynuował tematu. Jak nie chce mówić to musi mieć powód. Przynajmniej tyle zdążył zauważyć z tego jak ze sobą są. Musi się nauczyć zaufania bo ostatnio nieźle nawalił.
     Wrócili do domu. Zoro walnął się na kanapę.
     - Co? Zmęczony?- Sanji rozbierał się z marynarki.
     - Najchętniej to bym poszedł spać…- Zielonowłosy pomacał się po karku.
     - Może jakieś rozluźnienie…? – Blondyn zaszedł go od tyłu i położył swoje dłonie na jego barkach.
     Zoro zamruczał cicho, gdy palce Sanjiego zaczęły ugniatać jego zmęczone mięśnie.
     - Chodź na łóżko - Kucharz szepnął mu do ucha. Wyczuł, że Zoro ma znowu zły humor. Stwierdził, że musi go jakoś poprawić. Zielonowłosy bez sprzeciwu wstał i poszedł do ich wspólnej sypialni. Zanim się położył zdjął koszulkę.
    Sanji usiadł na nim okrakiem i powoli, zaczynając od górnych partii, masował każdy mięsień. Jak zwykle podziwiał jego plecy. Na prawym barku wciąż miał ślady po jego nocnych drapnięciach.
     Spoważniał nagle i zapytał.
    - Wszystko w porządku?
     - Tak, dlaczego pytasz? - Zoro obrócił głowę próbując spojrzeć na kuka, ale mu nie wyszło.
     - Ostatnio jesteś jakiś cichy - Sanji zauważył, że Zoro mało mówi. To znaczy, nigdy nie był wygadany, ale ostatnio często siedział zamyślony i tak jakby… smutny? Jakby nad czymś myślał. Zastanawiał się z czym to może być związane i czy w ogóle jest.
     - Tak? Nie, wszystko jest w porządku - Stwierdził ale z pewnym wahaniem. Obrócił się nagle zwalając kucharza na pościel i klęknął nad nim - Martwisz się?- Na twarzy zagościł mu wymuszony uśmiech.
     - Jeszcze nie skończyłem - Sanji próbował też udawać wesołość. Serce znowu wywinęło fikołka. – Nie usatysfakcjonowało cię drugie miejsce?
     - Mogło by być nawet trzecie i piąte, jeśli miałbym takich przeciwników - Tym razem uśmiechnął się szczerze.
     Blondyn zastanawiał się co może go trapić. Miał przeczucie, że to jest głębsza sprawa. Odkładał jednak to ciągle na potem. Bał się jakiejś konfrontacji zwłaszcza po ostatnim. Spróbował skupić się na czymś innym. Spojrzał na jego ciało. Dotknął dłonią jego torsu - Bałem się, że cię zranił…
     - To? - dotknął też swojej piersi - Mam wrażenie, jakby naprawdę mnie trafił.- Zoro macał się tam gdzie powinna być rana.
     -Taka blizna dodałaby ci tylko uroku… - Sanji przejechał językiem po jego umięśnionym kaloryferze.
     - Następnym razem go pokonam – Zoro powiedział to z chłodną pewnością siebie i zadrżał od pieszczoty.
     - I za to cię…- Sanji ugryzł się w język w odpowiednim momencie - …uwielbiam.
     Ostatnio miał za dużą chęć wyjawienia swoich uczuć. Nie chciał jednak robić tego tak szybko. Po za tym… to było zawstydzające…
     - Ktoś tu sobie zasłużył na nagrodę…- Sanji zaczął majstrować przy jego pasku.
     - Sanji…- Zoro przyjemnie westchnął - Poczekaj, chciałem ci coś… - Chciał go zatrzymać ale rozdzwonił się telefon.
     - To mój - Blondyn zastanawiał się czy odebrać.
     - Odbierz - Zachęcił go Zoro.
     Blondyn sięgnął po aparat.
     - Halo? - Wsłuchiwał się przez chwilę - Dzisiaj?- Spojrzał na Zoro a ten pokiwał mu głową. Zrozumiał, że chyba wybiera się raczej na to piwo ze znajomymi - W porządku… Czemu nie. Tylko bez Zoro, on będzie się rozpijał gdzie indziej - Uśmiechnął się gdy zielonowłosy całował go po szyi.- Rozpraszasz mnie!- Szepnął mu do ucha i wrócił do słuchawki - To gdzie? U ciebie? Ok. To do zobaczenia - i się rozłączył.- Franky zaprasza.
     - Nie będzie ci przykro jak mnie nie będzie? - Zapytał Zoro.
     - W porządku, baw się tam dobrze - Sanji dotknął jego złotych kolczyków. Odechciało mu się jednak pieszczot. Nie lubił spędzać wieczorów osobno. Z drugiej strony też było mu przykro, że Roronoa nie zaprosił go na imprezę ze swoimi znajomymi. Nie dziwił się jednak, bo ich związek był jednak trochę niezręczny… Nie mógł mieć jemu tego za złe. – Ja też przynajmniej będę miał co robić.
     - Na pewno?- Zoro się wahał.
     - Jasne – pogłaskał go po policzku. Nagle przyszło mu coś do głowy. Spojrzał na zegarek.- Już wiem! – Wstał szybko i wyleciał do salonu.
     - Co?
     - Idę po coś!
     - Po co?
     - Niespodzianka!- Sanji mrugnął do niego tajemniczo i zakładał buty. Postawił sobie za zadanie pocieszyć potem jakoś Zoro.
     - Czekaj… Miałem ci powiedzieć, że…
     - Potem mi powiesz - I pocałował go szybko na pożegnanie - To do wieczora!- I wybiegł z domu.
Zoro został sam w mieszkaniu. Westchnął smutny. Modlił się, żeby Sanji go zrozumiał. Jakoś nie mógł poradzić sobie ze swoimi uczuciami a nie chciał okazywać słabości. Był zły na siebie, że jednak blondyn to dostrzegł. Chwycił w rękę swoje klucze i spojrzał na nie z wahaniem.
     Postanowił napisać wiadomość. Później chwycił swój plecak i katany i opuścił mieszkanie.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz