Wchodzili po schodach na górę.
Sanji nigdy nie czuł takiej ulgi.
Wszystko wróciło do normy. Już nie pozwoli, żeby Ace mącił im w związku.
Wchodząc do mieszkania blondyn nie
mógł się opanować i przytulił się do zdziwionego marimo.
Zoro objął kucharza w pasie i
pocałował w szyję wodząc nosem w jego włosach.
Nie mogąc czekać dłużej złączyli swe
wargi.
To były lewie dwa dni. Jak można się
aż tak stęsknić? Ich usta były gorące. Spragnione. Przywarli do siebie całym
ciałem. Zoro się trochę spiął i z większą zachłannością oddawał pieszczotę nie
dając blondynowi chwili na przerwę.
-Daj… mi… odetchnąć…- Sanji ledwie
się od niego odkleił. Spojrzał w oczy tamtego które płonęły ogniem.
- Nigdy więcej…- Zaczął groźnie -
Nie pozwól się nikomu innemu pocałować.
Glon zazdrosny… Kucharzowi zrobiło się gorąco. Czuł jak niewidzialny
łańcuch łączy ich razem, ale nie miał co do tego nic przeciwko. Chciał być
tylko jego. Nie chciał żadnych innych ust, żadnego innego ciała, nikogo innego
na miejsce tego człowieka. Czuł jak Zoro ogarnia furia jak wspomina ostatnie
zajście.
- Chce tylko ciebie, kretynie - Sanji
szepnął mu w usta i patrzył twardo w oczy, żeby tamten zrozumiał.
- Jeśli jeszcze raz cię tknie… - Zoro
naprawdę nie żartował - Zabiję go.
- Nie będzie następnego razu - Znowu
zaczęli się całować. Namiętność odbierała im trzeźwe myślenie. Sanji
zastanawiał się nad tym, czy jego wyznanie które powiedział Ace’owi doszło do
uszu Zielonowłosego. Po jego zachowaniu nie mógł nic wyczytać. Pomyślał, że
gdyby jednak wiedział, to nawiązałby do tego wcześniej.
- Idziemy pod prysznic? - Powiedział
zielonowłosy muskając ustami jego ucho.
Blondyn zadrżał przyjemnie. Zanim
jednak pokiwał głową, przypomniał sobie o szynie i uniósł ją przed oczy tamtego.
- Z tym będzie ciężko.
- Damy radę.
Zoro zaciągnął go do łazienki i
zamknął drzwi.
Pomimo drapieżności jaką miał w
oczach, delikatnie chwycił za krawat Sanjiego i przyciągnął go do siebie.
Następnie złapał za pierwszy guzik koszuli i po kolei je rozpinał.
Sanji próbował odpiąć pasek od
spodni Zoro, ale jedną ręką kiepsko mu szło. Zielonowłosy bezczelnie
go rozpraszał, uwalniając jego ciało z ubrań. Cieszył się, że dostał wcześniej
leki przeciwbólowe, ale przez nie czuł się trochę otumaniony.
Gdy Roronoa pozbawił go góry, zabrał
się za jego spodnie. Blondyn oblał się rumieńcem gdy zjechały z jego ud i
zostały rzucone na podłogę.
Teraz Zoro się przed nim rozbierał.
Najpierw pokazał swoje górne partie mięśni. Blondyn bezwiednie oblizał wargi.
Później gdy ściągnął spodnie jego członek przyjemnie się poruszył.
Weszli w ferworze pocałunków
do kabiny.
- Unieś rękę - Zoro odkręcił kran.
Woda spłynęła po ich ciałach. Ich penisy ocierały się o siebie wywołując u
każdego falę przyjemności.
Sanji nie wiedział ile będzie zdolny
trzymać tak dłoń w powietrzu. Już miał ochotę się zapomnieć i objąć
zielonowłosego za szyję.
- Umyjesz mnie?- Zapytał kucharz zalotnie.
Roronoa uśmiechnął się podniecony.
Wycisnął sobie na rękę mydło i zaczął pienić je na ciele blondyna,
dalej go całując.
- Masz cudowne ciało… - szepnął mu w
usta i zamruczał jak kot. Jego dłonie powoli poznawały każdy centymetr jego
ciała. Sanji nie mógł powstrzymać słodkich westchnień. Umył dokładnie jego
plecy i tors ocierając się jego sutki. Zjechał niżej do pośladków i zaczął je uciskać.
Kucharz wolną ręką chwycił ich
członki i pocierał o siebie. Zoro musiał oprzeć się o kafelki bo to doznanie
było dla niego zbyt przyjemne. Również sięgnął ręką do ich męskości i pomagał w
pieszczocie. Ich dłonie się splatały i ściskały rozkosznie. Oboje oddychali
szybko. Ich serca wariowały. Woda spływała po ich rozgrzanych ciałach. Para
unosiła się ponad kabinę osiadając na kafelkach i lustrze.
Sanji czuł, że jest blisko. Próbował
dzielić uwagę na to żeby trzymać dłoń w powietrzu, ponad strumieniem wody i
pieścić Zoro. Było mu gorąco i duszno. Wiedział, że dłużej nie da rady. Gdy
poczuł pierwsze skurcze rozkoszy, przywarł mocniej do ciała kochanka gryząc go
w ramię. Dłoń Zoro spotęgowała to uczucie ściskając go przyjemnie na czubku. Do
tego zielonowłosy też doszedł czując pod palcami wypływającą z Sanjiego
przyjemność. Jego ugryzienie go podnieciło. Przygwoździł blondyna do ściany
starając się nie krzyknąć. Było mu cudownie. Dłonie kucharza objęły go powoli w
pasie.
Oboje osunęli się prawie na kolana,
drżąc i całując półprzytomni.
- Jednak nie dałem rady…- Sanji
pokazał na złamaną rękę uśmiechając się głupkowato. Usztywniacz był cały mokry.
Zoro uśmiechnął się wpatrując w
błękitne oczy blondyna. Miał ochotę zanurzyć się w ich głębi.
Po chwili wytchnienia, kończyli się
myć wzajemnie. Zoro wylał na włosy Sanjiego szampon i próbował je namydlić.
- Na moje trzeba więcej - Powiedział
Sanji macając bezczelnie każdy mięsień na brzuchu Roronoy. Boże, jakie ten
koleś miał ciało!
- Dobrze, że nosisz dłuższą grzywkę.
Wyglądasz bez niej idiotycznie.- Zielonowłosy nie mógł powstrzymać się przed
prychnięciem. Z drugiej jednak strony uważał, że ma to jakiś swój urok.
Blondyn sprzedał mu kuksańca
zranioną dłonią i od razu pożałował. Ból się nasilił.
- Dobra, kończmy to i chodźmy do
łóżka.- Pospiesznie spłukiwali z siebie pianę.
…
Leżeli pod ciepłą kołdrą przytuleni
do siebie. Szermierz obracał w palcach złote kosmyki i całował Sanjiego po
klatce piersiowej co spotykało się z zadowoleniem blondyna i cichymi
westchnieniami.
- Więc nic między wami nie zaszło?-
Powiedział Zoro w przerwach.
- Już ci… mówiłem… że nie - Kucharz
nie chciał, żeby przestawał. Było mu tak dobrze.
- Na pewno…?
- No przecież… ał! - Sanji próbował
się odsunąć ale ręce Zoro go przytrzymały.- Co robisz? – Zapytał podniecony.
- Zostawiam ślady - Zielonowłosy
patrzył z dumą na fioletową malinkę na lewej piersi kucharza.
- Idiota! - Blondyn poczuł kolejne
przyssanie wyżej przy obojczyku. Równie bolesne. - Przestań…- Ale nie chciał go
powstrzymywać. Rozpływał się. Uczucie tej narzuconej przynależności mu się
podobało.
Robił mu malinki gdzie popadło.
- Przestań, będę wyglądać jak jakaś
żyrafa… - Sanji próbował ukryć jak bardzo mu się to podoba.
- Chyba jak gepard…- Zoro zaśmiał
się pod nosem.
Kolejny pocałunek miał być na szyi.
- Nie… tu będzie widać… - Wysapał
rozpalony.
- I o to chodzi - Wymruczał Zoro i
już się pochylał by zrobić kolejny ślad.
- Nie! - Sanji próbował się wyrwać.-
Tutaj nie!
Blondyn zaczął się śmiać, gdy ten
chciał wpić się w jego szyję. Zoro się nie poddawał.
- Dość! - Już nic nie mógł zrobić.
Usta zielonowłosego przyssały się i zrobiły najbardziej fioletową malinkę ze
wszystkich.
- Ała! - Sanji chwycił się za szyję
– Nie dość ci, że moja ręka cierpi?! – Bał się wiedzieć jak teraz wygląda.
Zoro objął złamaną dłoń blondyna i
pocałował czule. Kucharz się zarumienił.
- Może to głupio zabrzmi, ale cieszę
się, że mu przyłożyłeś.
- Tak… Już dawno powinienem to
zrobić… - Pomyślał - Tylko że teraz będę musiał zatrudnić pracownika bo nie dam
rady pracować jedną ręką.
Przytulili się do siebie. Sanji
wdychał cudowny zapach kochanka. Był zmęczony. Ostatnio przeszedł tyle stanów
emocjonalnych, że teraz, gdy wszystko się uspokoiło poczuł się wykończony. Ciało Zoro otulało jego postać i zabrało w ciepłe ramiona
Morfeusza.
***
Kolejne dni były bardzo spokojne.
Zoro chodził dość często na treningi, co nie podobało się Sanjiemu, ale było już
zdecydowanie do zniesienia. Zwłaszcza, że codziennie wieczorem dostawał dowód,
że jest dla Zoro jedynym obiektem zainteresowania.
Zielonowłosy kupił mu nowy telefon
czego nie przyjął za dobrze, ale z braku innej możliwości postanowił go wziąć.
Oddał się całkowicie szukaniem kogoś
do swojej restauracji. Przejrzał z milion ofert i dalej nie był
usatysfakcjonowany. Ręka pomimo, że szybko wracała do zdrowia to i tak mu
dokuczała i nie mógł ścierpieć tego, że jest tylko w połowie sprawny.
Za każdym razem gdy przygotowywał posiłek to się irytował. Wziął sobie jak na
razie tydzień wolnego bo frustracja go dobijała.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedł
otworzyć.
- Witaj słońce! - Sanji powitał
promienną Nami.
- Wpadłam zobaczyć co tam u ciebie
słychać i zobaczyć jak się czujesz.
- A dziękuję, lepiej. Czy piękna
pani się czegoś napije?
- Możesz mi zrobić swoją oryginalną
herbatę - Mrugąła do niego słodko.
- Twoje życzenie jest dla mnie
rozkazem.
Po krzątaninie w kuchni usiedli na
kanapie.
- Cóż ja widzę…- Powiedziała Nami
przyglądając się jego szyi.
- A… to…- pospiesznie zakrył
fioletowy znak ręką. Zarumienił się. Na zewnątrz zawsze zakładał jakąś apaszkę
albo chustę co było uciążliwe bo dni były coraz cieplejsze, ale w domu nie czuł
takiej potrzeby.
- No, no, no… widzę że ładnie się
dzieje…- Rudowłosa pomachała brwiami z rozbawieniem.- Robiliście to już? -
Zapytała bez ceregieli.
Sanji zakrztusił się swoją herbatą.
- Zależy co dokładnie masz na
myśli - Odchrząknął speszony.
- Sex oczywiście - Dziewczyna
przysunęła się bliżej - Chce znać każdy szczegół. Dobry w tym jest?
- Hej…!- Blondyn się czasem
zastanawiał czy Nami przypadkiem nie jarają takie rzeczy. Nie potrafił odróżnić
czy to zwykła ciekawość czy coś innego. Ale z drugiej strony, przynajmniej miał
komu się zwierzać i ten ktoś to akceptował. – Powoli… Jeśli chodzi o sex… to
jeszcze nie.
- No patrz, a myślałam, że zielony
jest Szybkim Bilem…
- Ale aż taki zielony w te klocki to
nie jest - Uśmiechnął się Sanji pod nosem rozpamiętując ich baraszkowania
dzisiaj rano.
- Czyli inne rzeczy weszły w grę? -
Szturchnęła go po przyjacielsku.
- Jak najbardziej - zaśmiał się.
- No właśnie widzę, że ci uśmiech z
twarzy nie schodzi - Ruda pogłaskała go po policzku.- Czyli już wszystko
dobrze?
- Tak…- Sanji odetchnął z ulgą.
- Rozmawialiście?
- Trochę…
- Musicie to robić częściej - Upiła
majestatycznie łyk napoju.
- Wiem… Teraz tego nie spieprzę,
obiecuję.
- No i to rozumiem - Przytaknęła
zadowolona dziewczyna.
– Ale jak spotkam Ace’a to go uduszę
jak tylko będę miał sprawną rękę - Powiedział przypominając sobie całe zajście.
- Szkoda, że nie widziałam jak go
sprałeś - Ubolewała Nami.- Wszyscy żałują. To musiało być niezłe. Naprawdę
jestem z ciebie dumna!
Sanji wspominał tą chwilę z satysfakcją.
- W ogóle muszę ci powiedzieć, że
wrócili do siebie z Marco - Dodała po chwili dziewczyna.
- Co? Naprawdę?- Zdziwił się.
- Poważnie. Luffy mi coś wspomniał.
Może w końcu się opamiętał.
- No i dobrze - Przypomniał sobie
wykończonego blondyna w jego restauracji. – Chyba mu wybiłem siebie z głowy.
- I to dosłownie! - Zaśmiali się i
stuknęli filiżankami.
***
Sanji się denerwował. Co rusz
splatał i rozplatał dłonie. Poluźnił trochę krawat u koszuli. Żar dnia wpadał
przez otwarte okna, które nie dawały nawet jednego zbawiennego przewiewu.
Wszyscy w hali dusili się od gorąca i wachlowali czym popadnie.
Nagle dwóch zawodników wyszło na
mate. Tłum ucichł. Skłonili się i stanęli w bojowych pozycjach. Sanji wstrzymał
oddech. Zastanawiał się jak można walczyć w takich warunkach. Poczuł, że się
denerwuje. W końcu to był ostatni etap. Do tego walczyli na prawdziwe miecze.
Trzymał kciuki za Zoro. Tak długo przygotowywał się do tych zawodów!
Walczący stali dość długo, mierząc się na spojrzenia.
Twarz przeciwnika była schowana za maską bezpieczeństwa. Jego postawa eksponowała siłę.
W końcu zaczęli. Pierwsza wymiana
ciosów była niesamowita. Tłum zamarł. Szykowała się naprawdę niesamowita walka.
Sanji czuł, że każdy mięsień w jego ciele napiął się do granic możliwości.
Parzył na to wszystko z trwogą pomimo tego, że obaj zawodnicy byli dobrze
opancerzeni. Zawsze istniało ryzyko odcięcia jakiejś części ciała. Naprawdę nie
rozumiał dlaczego zawsze musiał wybierać na swoich facetów jakiś pieprzonych
masochistów. Nie mógł patrzeć jak te miecze ocierają się o ich zbroje.
- Kurde, już się zaczęło!- Szepnęła
zdenerwowana Nami siadając koła Sanjiego. – Cholerny pęcherz… I jak?
- Na razie nie widzę, żeby któryś z
nich miał przewagę.- Blondyn starał się nie obgryzać paznokci i rejestrować
każdy ruch, ale ciężko mu było czasem coś uchwycić, tak szybko wszystko się
odbywało.
Nami co jakiś czas zakrywała oczy
gdy miecze niebezpiecznie zbliżały się do ciała przeciwnika. Przyszła wspierać
kucharza, ale szczerze, to nie lubiła takich sportów. Wolała spokojną prace
pogodynki w swoim studiu telewizyjnym.
Walka trwała już długo. Żaden z
przeciwników nie miał zamiaru odpuścić. Ciśnienie w hali osiągnęło apogeum.
Sanji ściskał z całej siły barierkę przed sobą. Mistrzostwo było tak blisko.
Widać było jednak, że zielonowłosy męczy się szybciej niż jego przeciwnik. Jego
ruchy stały się wolniejsze i odparcia coraz słabsze.
Wszystko stało się tak szybko. Nim
Zoro zdołał się obronić, miecz przeciwnika przemknął mu pod łokciem i
przejechał po ochraniaczach pozostawiając długą szramę na piersi. Sanji tak się
wystraszył, że wstał. Na sali zaległa idealna, napięta cisza.
Sędziowie podeszli do Roronoy
sprawdzając czy nic mu się nie stało i gdy nie znaleźli obrażeń, podnieśli rękę
zwycięscy. Tłum wrzeszczał. Wygrany zdjął maskę i spojrzał na pokonanego. Miał
krótką czarną bródkę i pejsy. Jego wzrok był przerażający a twarz
nieprzenikniona. Wyciągnął rękę do Zoro, który też pokazał twarz.
Sanji odetchnął z ulgą. Opadł na
siedzenie. Było mu przykro, że Zoro nie wygrał, ale najbardziej go zdziwiło to,
że jego przyjaciel nie wyglądał wcale na zawiedzionego. Wręcz przeciwnie. Miał
taki wyraz twarzy, jakby nigdy lepiej się nie bawił. Przyjął pomocną dłoń od
zwycięzcy i uśmiechnął się zadowolony.
Nami nabierała kolorów po tym, jak
zbladła przy ciosie.
- Sanji… Mam nadzieję, że twój
następny facet będzie się interesował jedynie akwarystyką.- zażartowała
Rudowłosa.
- Nie będzie następnego - Pomimo
wszystko był z Zoro dumny. W końcu udało mu się zajść do samego finału. Do tego
naprawdę przegrał w ładnym stylu. Zaczął wiwatować z resztą tłumu. Przecież
drugie miejsce to też coś.
…
Kucharz palił papierosa przed
wejściem do szkoły. Opierał się o barierki i wypatrywał swojego ukochanego. W
końcu go dostrzegł. Wychodził razem z tłumem swoich kolegów z pracy i z Tashigi
którzy mu gratulowali. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości gdy zobaczył jak
dziewczyna trzyma go pod ramię. Dalej nie mógł tego zdzierżyć. Zoro za bardzo
sobie pozwalał i pomyślał, że spróbuje z nim na spokojnie o tym pogadać.
Zielonowłosy gdy go zobaczył od razu
odłączył się grupy i poczłapał w jego kierunku machając pozostałym na
pożegnanie.
- Tylko pamiętaj! O osiemnastej!-
Rzuciła mu na odchodnym niebieskowłosa.
- Idziecie gdzieś potem?- Sanji
chciał zrobić coś specjalnego do jedzenia żeby uczcić ten dzień, no ale skoro
tak…
- Chcą, żebym wyszedł na piwo.- Zoro
zrobił dziwną minę. – A co?
- Nic nic…- Sanji posmutniał.
- Miałeś jakieś plany?
- Nie, nie. – Pokiwał głową i szybko
zmienił temat - Gratulacje.- Powiedział szczerze, klepiąc szermierza po
ramieniu.
Zielonowłosy uśmiechnął się blado.
Oczy mu jednak błyszczały.
- Roronoa Zoro? - Odezwał się nagle
głos za nimi. Odwracając się Sanji poznał przeciwnika zielonowłosego. Przełknął
ślinę. Był przerażający.
- Słucham?- Odpowiedział Zoro poważnie.
- Mogę cię prosić na słowo?
- Jasne. Poczekasz? - Zwrócił się do
Sanjiego.
Blondyn kiwnął głową. Był ciekawy o
co może chodzić. Patrzył jak rozmawiają, ale nic nie słyszał. Znowu był
zazdrosny. Jeny. Czy ten pieprzony marimo musi być tak cholernie przystojny?!
Wszyscy się za nim oglądają. Taka jest kara za posiadanie seksownego chłopaka?
W końcu skończyli. Zoro do niego
wrócił.
- I co chciał?
- Tylko pogadać o pojedynku…-
Roronoa podrapał się po karku.
- Aha - Sanji wyczuł, że chyba nie
tylko o tym rozmawiali. Trochę się zasępił, ale nie kontynuował tematu. Jak nie chce mówić
to musi mieć powód. Przynajmniej tyle zdążył zauważyć z tego jak ze sobą są. Musi się nauczyć zaufania bo ostatnio nieźle nawalił.
Wrócili do domu. Zoro walnął się na
kanapę.
- Co? Zmęczony?- Sanji rozbierał się
z marynarki.
- Najchętniej to bym poszedł spać…-
Zielonowłosy pomacał się po karku.
- Może jakieś rozluźnienie…? –
Blondyn zaszedł go od tyłu i położył swoje dłonie na jego barkach.
Zoro zamruczał cicho, gdy palce
Sanjiego zaczęły ugniatać jego zmęczone mięśnie.
- Chodź na łóżko - Kucharz szepnął
mu do ucha. Wyczuł, że Zoro ma znowu zły humor. Stwierdził, że musi go jakoś
poprawić. Zielonowłosy bez sprzeciwu wstał i poszedł do ich wspólnej sypialni.
Zanim się położył zdjął koszulkę.
Sanji usiadł na nim okrakiem i
powoli, zaczynając od górnych partii, masował każdy mięsień. Jak zwykle
podziwiał jego plecy. Na prawym barku wciąż miał ślady po jego nocnych
drapnięciach.
Spoważniał nagle i zapytał.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego pytasz? - Zoro
obrócił głowę próbując spojrzeć na kuka, ale mu nie wyszło.
- Ostatnio jesteś jakiś cichy -
Sanji zauważył, że Zoro mało mówi. To znaczy, nigdy nie był wygadany, ale
ostatnio często siedział zamyślony i tak jakby… smutny? Jakby nad czymś myślał.
Zastanawiał się z czym to może być związane i czy w ogóle jest.
- Tak? Nie, wszystko jest w
porządku - Stwierdził ale z pewnym wahaniem. Obrócił się nagle zwalając
kucharza na pościel i klęknął nad nim - Martwisz się?- Na twarzy zagościł
mu wymuszony uśmiech.
- Jeszcze nie skończyłem - Sanji
próbował też udawać wesołość. Serce znowu wywinęło fikołka. – Nie
usatysfakcjonowało cię drugie miejsce?
- Mogło by być nawet trzecie i
piąte, jeśli miałbym takich przeciwników - Tym razem uśmiechnął się szczerze.
Blondyn zastanawiał się co może go
trapić. Miał przeczucie, że to jest głębsza sprawa. Odkładał jednak to ciągle
na potem. Bał się jakiejś konfrontacji zwłaszcza po ostatnim. Spróbował skupić
się na czymś innym. Spojrzał na jego ciało. Dotknął dłonią jego torsu - Bałem
się, że cię zranił…
- To? - dotknął też swojej piersi -
Mam wrażenie, jakby naprawdę mnie trafił.- Zoro macał się tam gdzie powinna być
rana.
-Taka blizna dodałaby ci tylko
uroku… - Sanji przejechał językiem po jego umięśnionym kaloryferze.
- Następnym razem go pokonam – Zoro
powiedział to z chłodną pewnością siebie i zadrżał od pieszczoty.
- I za to cię…- Sanji ugryzł się w
język w odpowiednim momencie - …uwielbiam.
Ostatnio miał za dużą chęć
wyjawienia swoich uczuć. Nie chciał jednak robić tego tak szybko. Po za tym… to
było zawstydzające…
- Ktoś tu sobie zasłużył na
nagrodę…- Sanji zaczął majstrować przy jego pasku.
- Sanji…- Zoro przyjemnie
westchnął - Poczekaj, chciałem ci coś… - Chciał go zatrzymać ale rozdzwonił się
telefon.
- To mój - Blondyn zastanawiał się
czy odebrać.
- Odbierz - Zachęcił go Zoro.
Blondyn sięgnął po aparat.
- Halo? - Wsłuchiwał się przez
chwilę - Dzisiaj?- Spojrzał na Zoro a ten pokiwał mu głową. Zrozumiał, że chyba
wybiera się raczej na to piwo ze znajomymi - W porządku… Czemu nie. Tylko bez
Zoro, on będzie się rozpijał gdzie indziej - Uśmiechnął się gdy zielonowłosy
całował go po szyi.- Rozpraszasz mnie!- Szepnął mu do ucha i wrócił do
słuchawki - To gdzie? U ciebie? Ok. To do zobaczenia - i się rozłączył.- Franky
zaprasza.
- Nie będzie ci przykro jak mnie nie
będzie? - Zapytał Zoro.
- W porządku, baw się tam dobrze -
Sanji dotknął jego złotych kolczyków. Odechciało mu się jednak pieszczot. Nie
lubił spędzać wieczorów osobno. Z drugiej strony też było mu przykro, że
Roronoa nie zaprosił go na imprezę ze swoimi znajomymi. Nie dziwił się jednak,
bo ich związek był jednak trochę niezręczny… Nie mógł mieć jemu tego za złe. –
Ja też przynajmniej będę miał co robić.
- Na pewno?- Zoro się wahał.
- Jasne – pogłaskał go po policzku.
Nagle przyszło mu coś do głowy. Spojrzał na zegarek.- Już wiem! – Wstał szybko
i wyleciał do salonu.
- Co?
- Idę po coś!
- Po co?
- Niespodzianka!- Sanji mrugnął do
niego tajemniczo i zakładał buty. Postawił sobie za zadanie pocieszyć potem
jakoś Zoro.
- Czekaj… Miałem ci powiedzieć, że…
- Potem mi powiesz - I pocałował go
szybko na pożegnanie - To do wieczora!- I wybiegł z domu.
Zoro został sam w mieszkaniu.
Westchnął smutny. Modlił się, żeby Sanji go zrozumiał. Jakoś nie mógł poradzić
sobie ze swoimi uczuciami a nie chciał okazywać słabości. Był zły na siebie, że
jednak blondyn to dostrzegł. Chwycił w rękę swoje klucze i spojrzał na nie z
wahaniem.
Postanowił napisać wiadomość.
Później chwycił swój plecak i katany i opuścił mieszkanie.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz