sobota, 13 czerwca 2015

Pustynny żar 3



- Głodny…- Jęczał książę. Jego głowa obijała się o podłoże, a jego ręce bezwładnie szurały po posadzce.
- Shanks nas zabije… Po cholerę je się zgadzałem…-  Sabo klął ciągnąc Luffiego za jedną nogę.
- Chwilę temu miał jeszcze tyle energii…- Ace trzymał go za drugą kończynę. Próbował zrobić zakłopotaną i skruszoną minę, ale średnio mu wyszło bo blondyn spiorunował go nienawistnym spojrzeniem.
Luffy mało pamiętał z przeprawy przez pustynię. Wiedział jedynie, że został przewieszony przez wielbłąda i potem stracił przytomność z głodu. Teraz ciężko mu było określić co się z nim dzieje. Najpierw nic nie widział, bo było ciemno, a potem przed oczami migały mu pojedyncze światła. Ktoś go ciągnął za nogi, ale nie był w stanie powiedzieć kto. Potem został oblany kubłem zimnej wody i mimo, że powinna go trochę rozbudzić, dalej leżał na zimnej ziemi. Jęczał domagając się jedzenia. Obraz przed oczami wirował.
Wśród gwaru różnych dźwięków i macania przez różne ręce nagle poczuł coś, czego najbardziej teraz potrzebował- zapach mięsa.
Zdolności węchowe podziałały tak, że postawiły go natychmiast do pionu. Nie zważając na zszokowane twarze i komentarze nowych kolegów, pobiegł w kierunku źródła cudownej woni. W tym był wyćwiczony, więc znalezienie jedzenia nie sprawiło mu trudności. Zanim rozejrzał się dookoła dopadł wielki kawał soczystego pieczonego mięsa i zatopił w nim zęby.
Rozrywał go kawałek po kawałku, przełykając kęsy niemal w całości. Buzie miał całą umorusaną od sosu. Czuł raj podniebienia. Od razu wracały mu siły.
Cisza która zaległa wokół niego go nie zdziwiła. W pałacu często też tak było, wiec dopiero w połowie posiłku zorientował się, że wcale w domu nie jest. Znajdował się w wielkiej kamiennej sali. Najbardziej zdziwiło go to, że było w niej jasno mimo, że nie zauważył żadnych pochodni. Miał teraz jednak gorszy problem. Był w centrum uwagi. Siedział na stole z łapami zanurzonymi w resztkach wielkiego kawałka udźca.
Otacza go banda uzbrojonych w ostre miecze rozbójników, którzy patrzyli na niego z nienawiścią.
- E…- Odezwał się w końcu.- Cześć… – Uniósł śmiało rękę.- Chyba zjadłem wasze mięsko. Sorki.- Luffy podrapał się z zakłopotaniem po karku nie zdając sobie sprawy w jakiej znajduje się sytuacji.
Chłodna stal została przystawiona do jego gardła. Czarnowłosy przełknął ślinę.
- Jak śmiesz…- Odezwał się jeden z ludzi.
- Trzeba dać tej małpce nauczkę…- Powiedział ktoś z tłumu.
- Wypatroszmy.- Dodał ktoś jeszcze. Ciche szalone śmiechy rozniosły się po sali.
- Hahaha…- Nagle rozległ się śmiech i oklaski. Pewien mężczyzna patrzył z zainteresowaniem na chłopaka. Wszyscy spojrzeli w jego stronę.- Niezłe przedstawienie młody.
Głos należał do czewonowłosego faceta w słomianym kapeluszu. Siedział na czele stołu otoczony przez rozbójników. Jego lewą część twarzy zdobiła potrójna blizna przypominająca ranę po walce z dzikim zwierzęciem.
- To moja wina!- Odezwał się ktoś jeszcze i z tłumu wyszedł lekko zawstydzony Ace.- To moja znajda. To jego chciałem ci go przedstawić Shanks.
Ciche szepty rozeszły się po jadalni.
- To ty jesteś tych chłopakiem?- Zapytał czerwonowłosy Luffiego. Przyglądał się mu z zaciekawieniem. – Tym który chce zostać…?- Specjalnie nie dokończył. Jego mina mówiła, że wyczekuje widowiska.
- Królem złodziei!- Uzupełnił czarnowłosy wstając do tego teatralnie i wrzeszcząc na całe gardło.
W sali zapadła cisza.
Sabo trzepnął się w kącie ręką w czoło. Ace stał z boku i dusił w sobie śmiech.
Pierwszy zaśmiał się Shanks, a potem cała reszta.
Luffy stał dumnie wyprostowany. Poważnie patrzył na czerwonowłosego.
- Pfff… Ty dzieciaku chcesz zostać królem…?- Człowiek z blizną był naprawdę rozbawiony.
- Mówiłem, że jest nietypowy.- Piegowaty usiadł na jednym z krzeseł i przyglądał się chłopakowi stojącemu na stole.
- Chyba królem błaznów…- z tłumu dochodziły kąśliwe odzywki. Luffy jednak nie wyglądał na przejętego mimo, że rozbójnicy sobie nie szczędzili. Nagle się schylił i sięgając do boku jednego faceta, szybko zabierał mu krótki nożyk.
- Hej!- Nagle wszyscy się poderwali widząc ten gest i przygotowali broń w pogotowiu. Nawet Shanks stał się poważny, a Ace bacznie obserwował sytuacje gotowy w każdej chwili interweniować.
- Zostanę królem złodziei! Jeśli mi nie wierzycie to wam udowodnię! – Luffy przystawił chłodne ostrze do policzka i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rozciął sobie skórę. Krew spłynęła mu po brodzie.
- Co ty wyprawiasz dzieciaku!- Ludzie się na niego rzucili i rozprostowując mu ręce, wyjęli mu z dłoni sztylet i przycisnęli do stołu unieruchamiając.
- Ała…- jęknął chłopak, a w jego oczach pojawiły się łzy.- To boli…- wrzasnął cierpiący.
- No raczej że boli! Chciałeś sobie oko wydłubać?!- Jeden z ludzi trzepnął go dodatkowo w głowę.- Ace, co ty nam za psychola przyprowadziłeś?!- Zawołał do bladego piegowatego.
- Właśnie się zastanawiam…- Odpowiedział. Nie dowierzał zaistniałej przed chwilą scenie.
Shanks wstał ze swojego krzesła i wskoczył na stół. Wszyscy usunęli mu się z drogi i zostawili go samego z klęczącym i jęczącym chłopakiem.
Luffy przykładał ręce do piekącego policzka. Łzy same spłynęły z jego oczu. Dzielnie jednak znosił ból. Jednym okiem spojrzał na czerwonowłosego.
- Masz jaja młody.- Powiedział z uznaniem.- Umiesz dotrzymywać słowa?- klęknął obok czarnowłosego. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Oczywiście!- Krzyknął Luffy pomimo bólu.
- Haha! Interesujące… Podobasz mi się! – Powiedział patrząc w niezachwiane spojrzenie czarnowłosego.- W takim razie masz…- Przywódca zgrai rozbójników zdjął swój kapelusz i położył na głowie chłopca.- Oddasz mi go, jak spełnisz swoje postanowienie.- Obrócił się do reszty.- Panie i panowie, mamy nowego rozbójnika!
Wszyscy byli zaskoczeni, że Shanks potraktował dzieciaka tak poważnie. Jednak młody wszystkim zaimponował i jego przyjęcie nie spotkało się z żadnym sprzeciwem. Nawet jeśli taki gnojek  zjadł im główne danie. Po za tym, znalazł aprobatę u Shanksa. Jemu wszyscy ufali bezgranicznie. Wznieśli tost za nowego kamrata.
-Ace. Ty go tu sprowadziłeś, ty się nim zajmujesz.- Powiedział czerwonowłosy siadając na swoje miejsce.
- Jasna sprawa. – Piegowaty wyciągnął kciuk w potwierdzeniu i przyglądał się jak reszta zaznajamia się z nowym kolegą. Luffyiemu wrócił uśmiech na twarz i bez żadnych oporów zawierał znajomości.
-Powiedz nam, jak się nazywasz przyszły królu złodziei!- Zażartował ktoś z tłumu. W końcu nikomu się jeszcze chłopak nie przedstawił.
- A! Nazywam się…- Luffy już zaczął, ale Ace go uprzedził szybko wstając z krzesła.
- Słomiany! Czy to nie dobre imię? – Zapytał innych trochę nerwowo. Wyczekiwał reakcji chłopaka. Gdyby ktoś się przyjrzał, mógłby zaobserwować nagłe spocenie piegowatego.
Reszta spojrzała na niego ze znakiem zapytania.
- E… jest spoko.- Czarnowłosy uśmiechnął się zadowolony z nowego przezwiska , nie zdając sobie sprawy z tego co zrobił Ace. Wszyscy to szybko podłapali zwłaszcza, że miało to związek z kapeluszem i tylko tak zaczęli się do niego zwracać.
Luffy nie mógł ogarnąć wszystkich twarzy. Do tego jeszcze czuł pulsujący ból z policzka. Jakaś dziewczyna opatrzyła mu ranę zamykając ją prowizorycznie dwoma widocznymi szwami. Do wieczora bawił się ze wszystkimi, pił, jadł i tańczył do późnych godzin. W końcu poczuł zmęczenie. Siedząc z grupką złodziei oczy powoli zaczęły mu się zamykać.
- Słomek, chodź. Pokażę ci twój pokój.- Piegowaty wyłonił go z tłumu.
- Już nam go zabierasz? Daj mu jeszcze z nami posiedzieć… – Odezwała się długowłosa ruda dziewczyna. Była bardzo skąpo ubrana, już lekko pijana i wyraźnie zainteresowana nowym obiektem przy jej stoliku.
- Nami, bo go zdemoralizujesz. Dzieci o tej porze powinny już spać.- zażartował Ace widząc wściekłą minę chłopaka.
- Już ci mówiłem…- Ale czarnowłosy nie dokończył bo został wyciągnięty na siłę z tłumu. Szli chwilę obok siebie przez długie wykute w skale korytarze oddalając się od biesiady.
- Zapamiętaj dobrze drogę. Tu łatwo się zgubić.- Powiedział piegowaty idąc kawałek przed nim. Słomiany przyglądał się jego plecom na których był wytatuowany dziwny krzyż.
- Co to za znak?- Zapytał zaciekawiony.

- Mojej poprzedniej szajki złodziei. Każdy jednak poszedł w swoją stronę. No i teraz jestem z Shanksem.
- Gdzie tak w ogóle jesteśmy?- Zapytał Luffy oglądając nagie ściany. Dalej się zastanawiał dlaczego w tych pomieszczeniach jest tak jasno.
- W naszej kryjówce. Tutaj mieszkamy. – Piegowaty wykonał nieokreślony ruch ręką.- Mam nadzieję, że nie będziesz wybrzydzał.- Spojrzał ukosem na młodego. Zobaczył, że nad czymś bardzo intensywnie myśli. – Co jest?
- Dlaczego tutaj jest jasno? Nie widzę ognia.

- A… to cię ciekawi… Używamy luster. One odbijają światło. Nie moglibyśmy palić tu pochodni. Uwędzilibyśmy się od dymu.
- Ach tak.- Czarnowłosy prawie zrozumiał. W każdym razie na tyle, żeby już się nad tym nie głowić.
W końcu Ace skręcił do mniejszego pomieszczenia. Luffy wskoczył za nim i poczuł silne szarpnięcie. Został przyduszony do chłodnej skały.
- Jak naprawdę się nazywasz. Mów!- Ace przycisnął go z całej siły do ściany i szepnął wściekle.
- Co jest?!- Luffy próbował się wyszarpnąć ale mu nie wyszło. –Puszczaj!- Próbował się wyswobodzić z z silnych ramion tamtego.
- Czemu nie ma cię tam, gdzie powinieneś być?-Oczy piegowatego były w tym momencie bardzo poważne. – A może się mylę? Księciu Monkey D. Luffy…?- Powiedział to z drwiącym dystansem.
- Nie nazywaj mnie tak!- Czarnowłosy się wkurzył.- Już nim nie jestem!
-Chciałeś zdradzić swoje imię?! Gdzie ty masz mózg?!- Warczał półszeptem, żeby ich nikt nie usłyszał.- Wiesz co by się stało, gdyby wszyscy się dowiedzieli? Byłbyś zakładnikiem, albo jeszcze gorzej…
- Dobrze, będę siedział cicho!- Luffy szamotał się dalej- Puść! Dusisz mnie!
Ace poluźnił uścisk i wpatrywał się w niego dalej w konsternacji. Mieszały się w nim różne emocje. W końcu odpuścił i usiadł pod ścianą przecierając dłonią twarz. Nagle poczuł się bardzo zmęczony.
- Co mi strzeliło do głowy, żeby cię tu zabierać…- Piegowaty się zasępił.-  Ale przynajmniej nie mam w głowie tak nasrane jak ty…- podparł palcami czoło. – Czego lazłeś na tą pustynie? W pałacu za zimno? Nie macie ogrzewania, czy co?
- Shishishi. Chciałem cię znaleźć Ace.- Zaśmiał się czarnowłosy i kucnął przed nim kładąc mu łokcie na kolanach.
Piegowatego zaskoczyło to wyznanie i ten ruch. Zaśmiał się w duchu. Musiał przyznać, że ten mały zrobił na nim niesamowite wrażenie przy kolacji. Spojrzał na jego ranę na policzku. Nie rozumiał co nim kieruje, ale miał potrzebę się nim zaopiekować. Tak samo te kilkanaście lat temu gdy zobaczył go głodnego na ulicy. Nie wiedział co to było. Ale szykowało się chyba coś dobrego, a Ace nienawidził nudy. Chyba już niedługo będzie się dobrze bawił.
Obserwował Luffiego uważnie. Piegowaty nie omieszkał zauważyć czegoś jeszcze. Dłonie chłopaka spoczywające na jego kolanach były niesamowicie gładkie. Nieskalane ciężką pracą. Wręcz aksamitne. Wszystkimi siłami opanował się, żeby nie przejechać ręką po jego skórze. Dodatkowo fascynowały go jego oczy. Były takie pewne siebie, pełne wiary i jakiegoś niewyjaśnionego blasku, który wzbudzał nieokreślone zaufanie. Patrzyły na niego wesoło.
- Pamiętałeś mnie.- Powiedział Słomiany. Jego radość z powodu odnalezienia przyjaciele była przeogromna.
-Jak mógłbym zapomnieć?- Piegowaty poczochrał go po czarnych włosach. – Jesteś szalony wiesz?
-Hej!- Naburmuszył się Luffy.- Nie traktuj mnie jak dziecko!
Ace tylko się uśmiechnął w odpowiedzi. Naprawdę ciężko mu było uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Nie dość, że znalazł go na środku pustyni to jeszcze dodatkowo samego księcia! Pomimo wszystko, dopadły go delikatne wątpliwości. Zastanawiał się, dlaczego ktoś taki ucieka z pałacu. Nie mógł wykluczyć, że mogła to być pułapka, choć bardzo mało prawdopodobna. Zastanawiał się, czy ma powiedzieć wszystko Shanksowi, ale jakoś nie mógł się zdobyć.
Wstał i podszedł do posłania leżącego pod ścianą. Rzucił kapelusz na stertę różnych dziwnych rzeczy w koncie i położył się na kocu.
- Co robisz?- zapytał czarnowłosy.
- Idę spać nie widzisz?- Powiedział Ace zamykając oczy.- Twoje łóżko jest tam.- Kiwnął głową na usypane obok z siana legowisko.
Czuł na sobie wzrok chłopaka. Już chciał się zapytać co się tak gapi, gdy nagle tamten władował mu się do łóżka.
-Hej! Co Ty robisz?!- Ace próbował go odepchnąć. Nie wiedział czemu tak się speszył. Aż mu się głupio zrobiło. Młody chyba był dla niego zbyt bezpośredni.
- Opowiedz mi jakąś historie!!- Poprosił Luffy. Położył się na boku obok piegowatego i wyczekiwał.- Na pewno robiłeś wiele fajnych rzeczy!
- Nie. – Ace dalej się zastanawiał czemu się przy tym gówniarzu krępuje. – Idź spać do siebie. Jutro mamy pracowity dzień.
- Proszę no!- Czarnowłosy zrobił obrażoną minę.
- Dobranoc.- Ace obrócił się do niego plecami i przekręcił małe lusterko na ścianie. W pokoju zapadła ciemność.
Ku jego zdziwieniu Luffy wcale nie poszedł do siebie tylko został z nim. Po chwili słyszał i czuł jego spokojny oddech na swojej skórze. Dzieciak zapadł w sen. Nie wiedział czemu ta bliskość jest dla niego taka dziwna… Nie mógł się rozluźnić. Nie mógł zasnąć. W końcu zirytowany przekręcił się na drugi bok i spojrzał na Słomianego.
Z jego ust ciekła stróżka śliny.
- Świetnie…- Ace zepchnął go delikatnie z posłania na podłogę. Gdy w końcu miał do dyspozycji wystarczającą ilość przestrzeni, mógł w spokoju opuścić powieki. Ten dzień go wykończył.

***


Do uszu Ace’a powoli zaczęły dochodzić odgłosy krzątaniny. Za każdym razem przeciągał moment wstawania jak najdłużej. Nie lubił się zrywać z łóżka.

Tym razem jednak coś nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że ma bardzo mało miejsca na swoim posłaniu i jest mu trochę za ciepło. Coś łaskotało go w policzek. Uchylił jedną powiekę.
Zobaczył burze czarnych kosmyków. Przez chwilę nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie co to jest, ale szybko mu się wszystko rozjaśniło. Luffy leżał z powrotem na jego posłaniu wtulony w jego klatkę piersiową obejmując go w pasie. Czuł jego oddech na swojej szyi. Ace’owi wyskoczyła żyłka na czole. Już wziął zamach i chciał przysolić chłopakowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Górę wzięło u niego nieokreślone uczucie. Odsunął się trochę, żeby lepiej przyjrzeć się twarzy przyjaciela. Spojrzał w jego śpiące oblicze.
Było mu dziwnie… Przyjemnie. Zaskoczyło go, że ta bliskość mu wcale nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Sunął wzrokiem po jego jasnej skórze. Zatrzymał się dłużej na czarnych rzęsach schodząc niżej do fioletowej blizny i w końcu do ust. Poczuł nagle ciepło między nogami. Luffy przekręcił się przez sen i wtulił mocniej w jego ciało mamrocząc coś o mięsie i podrażnił udem jego przyrodzenie, które momentalnie uniosło się w podnieceniu.
Ace przełknął ślinę. Był zaskoczony swoją reakcją. Dawno na niego nikt tak szybko nie podziałał. Już wczoraj miał takie wrażenie, ale nie było tak silne jak dzisiaj rano.  To uczucie rozpaliło w nim dziki instynkt. Poczuł nieodpartą chęć wsunięcia swoich rąk pod ubranie chłopaka. Na razie zamiast tego, przyciągnął go do siebie. Nie mogąc się opanować zaczął wodzić swoimi ustami po jego czole i delikatnie się o niego otarł wywołując u siebie kolejną falę przyjemnych dreszczy. Mimowolnie westchnął. Nie pomylił się. Naprawdę ten chłopak na niego tak działał. Uśmiechnął się. Chyba jednak pozwoli mu  dzielić z sobą łóżko. Tylko, że chyba w trochę inny sposób  niż tego Luffy może oczekiwać. Pomyślał z rozbawieniem, że chłopak sam sobie będzie winny. Tak go zachęcać…
Miał ochotę rozchylić mu wargi swoimi własnymi i wedrzeć się w jego usta. Powstrzymał się jednak, ponieważ na korytarzu robiło się coraz głośniej.  Wiedział, że jeśli chcą zdążyć, muszą się zacząć ogarniać. Zrobił niezadowoloną minę. Miał ochotę przez niego się zabawić. Z niechęcią wysunął się z ramion Luffiego i siadając na skraju legowiska, obrócił lusterko rozświetlając pomieszczenie i przetarł twarz. Spojrzał jeszcze ostatni raz na chłopaka i postanowił mu znaleźć jakieś nowe ubrania. Co prawda wczoraj go przebrali w luźną tunikę i opłukali jak był nieprzytomny, bo był w takim stanie, że pożal się boże, ale i tak dali mu najgorsze szmaty.  Do tego jego stare ciuchy cuchnęły jakby tydzień tarzał się w wielbłądzich odchodach.
Wstał i otworzył wielką skrzynią stojącą pod jedną ze ścian. Zaczął grzebać w stercie różnych przedmiotów.
Luffyiemu śniły się góry jedzenia. Te senne marzenia były tak realne, że czuł ciepło bijące od wielkich kawałków mięsa do których się w nich przytulał. Zostałby tam do końca życia ale coś jednak zaczęło go wybudzać. Ktoś brutalnie szarpnął go za ramię.
- Wstawaj idioto! Ile można leżeć?!-   usłyszał nad sobą wściekły głos. Otworzył oczy i widząc, że brutalnie trafił na ziemię, z rozpaczą i w jękach obrócił się na brzuch pragnąc wrócić do cudownej mięsnej krainy.
- Nie chcę!
- Czyżby Jaśnie książę miał zamiar wybrzydzać?- Zakpił Ace i zobaczył, że jego kpina podziałała. Wykrzywił twarz w szyderczym uśmiechu widząc wkurzonego, ale już na nogach Słomianego.
- Nie jestem już ksi…!- Chciał krzyknąć ale piegowaty zatkał mu usta ręką.
- Mamy mało czasu. Idziemy się wykąpać. Tobie się to szczególnie przyda.
- Ok.- Powiedział Luffy całkowicie się uspokajając.
Ace musiał przyznać, że chłopak bardzo szybko puszcza w niepamięć wcześniejsze sytuacje i przyjmuje bez oporów wszystko, co się do niego mówi. O ile oczywiście to zaakceptuje. Te reakcje trochę go irytowały, ale w większości bawiły.
Wyszli z pokoju z rzeczami w rękach i udali się korytarzem w dół mijając wiele innych pomieszczeń i rozbójników budzących się i wstających.  Z każdym z nich Luffy skrupulatnie się witał wzbudzając ogólne zdziwienie, na Ace tylko wzdychał.
Piegowaty trochę pomyślał o swoim zachowaniu rano. Zganił się za takie popędy. Przecież tu była mowa o księciu! Jeszcze się nie zastanowił co z tym faktem zrobi. Przecież mają pod swoim dachem tykającą bombę. Jeśli ktokolwiek by się dowiedział… Mieliby przejebane. A on myśli sobie o takich rzeczach. Do tego to jeszcze dzieciak. Chociaż musiał zdruzgotany przyznać, że chętnie by go…
- Co to?!- Krzyknął Luffy.
Musiał zrobić to bardzo głośno, żeby nie zagłuszył go szum wody. Znaleźli się w dużym kamiennym pomieszczeniu z trzema basenami. Ze skał wypływała woda i wpadała do zbiorników, a następnie wpływała w kolejny tunel. W powietrzu unosiły się chmury pary. Gorące źródła mieszały się z wodą spływającą ze szczytów gór. Wszyscy już zdążyli się wykąpać, więc byli tutaj sami.
- Nasza łazienka.- Krzyknął Ace. Poszedł do kąta, rzucił swoje rzeczy na podłogę i zaczął rozpinać spodnie.
- Ale czad!- Krzyknął podekscytowany chłopak. Ace dałby głowę, że w jego oczach pojawiły się żółte rozbłyski.
- Przestań się zachwycać, tylko zacznij się szorować!- Piegowaty zrzucił spodnie i nie czekając na chłopaka wskoczył do najbliższego basenu. Starał się nie oglądać za siebie. Jeśli chce z nim jakoś funkcjonować to musi się opanować. Sięgnął ręką po swoje mydło i nagle został przykryty falą spowodowaną wskokiem do wody, która została uwieńczona dzikim okrzykiem.
- Zabiję go… – Powiedział do siebie. Obrócił się czekając aż czarnowłosy wypłynie.
Woda się uspokoiła. Przez chwilę Ace myślał, że to głupi żart, ale nagle przypomniał sobie, że ten basen ma z 2 m głębokości w niektórych miejscach i może…  Ale dlaczego by skakał skoro nie umie pływać? Chwila coraz bardziej się przeciągała. Próbował coś dostrzec, ale widoczność nie była najlepsza.
W końcu na tyle się zestresował, że wskoczył za nim. Widząc jego szamoczące się ciało pod wodą był już pewny swoich obaw. Chwycił go za jedną z jego kończyn i wyciągnął ciało na brzeg. Luffy zaczął przeraźliwie kaszleć.
- Czy ciebie do reszty pojebało?!?!?! Masz pustkę zamiast mózgu?!- Ace myślał, że zaraz będzie miał zawał. Byłby świadkiem i prawdopodobnie sprawcą śmierci księcia tego kraju.
- Khe khe! – Czarnowłosy łapał oddech.  – Myślałem że umrę!- powiedział jak zaczął się uspokajać.
- Oczywiście, że byś umarł! Czemu skaczesz do wody skoro nie umiesz pływać?!- Teraz naprawdę pożałował, że go ze sobą tutaj przytachał. Zastanawiał się też, czy nie byłoby lepiej nie zabierać go na dzisiejszą akcję.
- Ace się o mnie martwił?- Zapytał chłopak przekręcając się na brzuch, podpierając  rękami o kamień i patrząc mu w oczy.
Piegowatego wytrąciło to z równowagi.  Zastanawiał się czy młody to robi specjalnie, czy ma po prostu taki urok. W każdym razie cieszył się, że jest do połowy zanurzony w wodzie bo jego zbereźne myśli uzewnętrzniły się poniżej jego pasa.
-Chwytaj mydło. Zaraz mamy czas zbiórki. –Zmienił temat rzucając mu kostkę, której Luffy oczywiście nie złapał i męczył się ze zbieraniem jej z podłogi.
- Co będziemy dzisiaj robić?- Zapytał Słomiany mydląc sobie włosy. Wyglądał strasznie nieporadnie. Ace podejrzewał, że całe życie musieli kolesia chyba kąpać, albo po prostu jest niedorozwinięty.
- Jak to co? Idziemy kraść.
- Kraść?!- Podekscytował się i znowu upuścił mydło.
Ace widząc jak tamten sobie nie radzi, miał ochotę zrobić to za niego. Łapał się na tym że przygląda się jego szczupłemu ciału. Jego wzrok zjeżdżał co chwilę w dół prześlizgując się po lśniącej skórze…
- Tak, więc się pośpiesz bo nie zdążymy.- Odwrócił się do ściany bo bał się, że zaraz normalnie nie wytrzyma.
W milczeniu dokończyli się myć. Młody był tak rozgorączkowany, że swoje nowe niebieskie spodnie założył na lewą stronę i szamotał się teraz z czerwoną kamizelką.
- Czy ciebie trzeba niańczyć?!- Ace trzepnął go po łbie. Cieszył się, że coś odwraca jego uwagę od tych chłopięcych różowych wypieków na jego policzkach i uszach. – Załóż to na siebie jak człowiek!
Po gorącej kąpieli chłopaki wrócili szybko do pokoju i chwytając jedynie swoje kapelusze wybiegli czym prędzej czując, że są już spóźnieni.
Wpadli jak burza do olbrzymiej sali. Była już tam spora grupa rozbójników z Shanksem na czele. W pomieszczeniu znajdowały się również bokse z końmi. Wiele z nich już czekało na zewnątrz, doglądane przez właścicieli. Pracujący ludzie zmierzyli spóźnialskich nieprzyjemnym wzrokiem.
- To już nie pierwszy raz, wiesz Ace?- Powiedział do niego czerwonowłosy. – Czego ty uczysz nowych rekrutów co? Następnym razem nie będziemy czekać, jasne?- Mimo, że jego ton głosu był spokojny, nagana była wyczuwalna. – A ty? Myślisz że przyszły król złodziei ma czas na spanie?
- Proszę o wybaczenie.- odpowiedział zawstydzony piegowaty. Ręką musiał zmusić Luffiego by też się pochylił i przeprosił.
- Dobrze! Skoro jesteśmy wszyscy, możemy ruszać! Spóźnialscy zapoznają się z planem! Na koń!- Krzyknął wskakując na brązowego wierzchowca. Reszta poszła w jego ślady.
W pomieszczeniu podniosła się wrzawa i chmury kurzu spowodowane końskimi kopytami. Ace narzucił na siebie czarny ciemny płaszcz i taki sam podał Luffiemu. Następnie wskoczył na grzbiet swojego osiodłanego już wcześniej przez kolegów czarnego wierzchowca. Wyciągnął rękę do rozentuzjazmowanego chłopaka.
-Wskakuj młody! Czeka cię pracowita noc!
- Noc?- Zapytał czarnowłosy siadając za piegowatym.
- A co? W dzień chcesz rabować? Tutaj masz inne prawa czasu. – Ace spiął się, gdy ręce Luffiego objęły go w pasie i przywarły do klatki piersiowej. – Trzymaj się mocno!- Szarpnął lejcami i zwierzę momentalnie przeszło w galop.
- Juuuuuuchu!!! – Krzyknął Słomiany przytrzymując swój kapelusz i wyciągając szyję zza pleców piegowatego by mieć większe pole widzenia.
Wyjechali w ciemną pustynną noc.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz