- Głodny…-
Jęczał książę. Jego głowa obijała się o podłoże, a jego ręce bezwładnie szurały
po posadzce.
- Shanks nas
zabije… Po cholerę je się zgadzałem…- Sabo klął ciągnąc Luffiego za jedną
nogę.
- Chwilę
temu miał jeszcze tyle energii…- Ace trzymał go za drugą kończynę. Próbował
zrobić zakłopotaną i skruszoną minę, ale średnio mu wyszło bo blondyn
spiorunował go nienawistnym spojrzeniem.
Luffy mało
pamiętał z przeprawy przez pustynię. Wiedział jedynie, że został przewieszony
przez wielbłąda i potem stracił przytomność z głodu. Teraz ciężko mu było
określić co się z nim dzieje. Najpierw nic nie widział, bo było ciemno, a potem
przed oczami migały mu pojedyncze światła. Ktoś go ciągnął za nogi, ale nie był
w stanie powiedzieć kto. Potem został oblany kubłem zimnej wody i mimo, że
powinna go trochę rozbudzić, dalej leżał na zimnej ziemi. Jęczał domagając się
jedzenia. Obraz przed oczami wirował.
Wśród gwaru
różnych dźwięków i macania przez różne ręce nagle poczuł coś, czego najbardziej
teraz potrzebował- zapach mięsa.
Zdolności
węchowe podziałały tak, że postawiły go natychmiast do pionu. Nie zważając na
zszokowane twarze i komentarze nowych kolegów, pobiegł w kierunku źródła
cudownej woni. W tym był wyćwiczony, więc znalezienie jedzenia nie sprawiło mu
trudności. Zanim rozejrzał się dookoła dopadł wielki kawał soczystego
pieczonego mięsa i zatopił w nim zęby.
Rozrywał go
kawałek po kawałku, przełykając kęsy niemal w całości. Buzie miał całą
umorusaną od sosu. Czuł raj podniebienia. Od razu wracały mu siły.
Cisza która
zaległa wokół niego go nie zdziwiła. W pałacu często też tak było, wiec dopiero
w połowie posiłku zorientował się, że wcale w domu nie jest. Znajdował się w
wielkiej kamiennej sali. Najbardziej zdziwiło go to, że było w niej jasno mimo,
że nie zauważył żadnych pochodni. Miał teraz jednak gorszy problem. Był w
centrum uwagi. Siedział na stole z łapami zanurzonymi w resztkach wielkiego
kawałka udźca.
Otacza go
banda uzbrojonych w ostre miecze rozbójników, którzy patrzyli na niego z
nienawiścią.
- E…-
Odezwał się w końcu.- Cześć… – Uniósł śmiało rękę.- Chyba zjadłem wasze mięsko.
Sorki.- Luffy podrapał się z zakłopotaniem po karku nie zdając sobie sprawy w
jakiej znajduje się sytuacji.
Chłodna stal
została przystawiona do jego gardła. Czarnowłosy przełknął ślinę.
- Jak
śmiesz…- Odezwał się jeden z ludzi.
- Trzeba dać
tej małpce nauczkę…- Powiedział ktoś z tłumu.
-
Wypatroszmy.- Dodał ktoś jeszcze. Ciche szalone śmiechy rozniosły się po sali.
- Hahaha…-
Nagle rozległ się śmiech i oklaski. Pewien mężczyzna patrzył z zainteresowaniem
na chłopaka. Wszyscy spojrzeli w jego stronę.- Niezłe przedstawienie młody.
Głos należał
do czewonowłosego faceta w słomianym kapeluszu. Siedział na czele stołu
otoczony przez rozbójników. Jego lewą część twarzy zdobiła potrójna blizna
przypominająca ranę po walce z dzikim zwierzęciem.
- To moja
wina!- Odezwał się ktoś jeszcze i z tłumu wyszedł lekko zawstydzony Ace.- To
moja znajda. To jego chciałem ci go przedstawić Shanks.
Ciche szepty
rozeszły się po jadalni.
- To ty
jesteś tych chłopakiem?- Zapytał czerwonowłosy Luffiego. Przyglądał się mu z
zaciekawieniem. – Tym który chce zostać…?- Specjalnie nie dokończył. Jego mina
mówiła, że wyczekuje widowiska.
- Królem
złodziei!- Uzupełnił czarnowłosy wstając do tego teatralnie i wrzeszcząc na
całe gardło.
W sali
zapadła cisza.
Sabo
trzepnął się w kącie ręką w czoło. Ace stał z boku i dusił w sobie śmiech.
Pierwszy
zaśmiał się Shanks, a potem cała reszta.
Luffy stał
dumnie wyprostowany. Poważnie patrzył na czerwonowłosego.
- Pfff… Ty
dzieciaku chcesz zostać królem…?- Człowiek z blizną był naprawdę rozbawiony.
- Mówiłem,
że jest nietypowy.- Piegowaty usiadł na jednym z krzeseł i przyglądał się
chłopakowi stojącemu na stole.
- Chyba
królem błaznów…- z tłumu dochodziły kąśliwe odzywki. Luffy jednak nie wyglądał
na przejętego mimo, że rozbójnicy sobie nie szczędzili. Nagle się schylił i
sięgając do boku jednego faceta, szybko zabierał mu krótki nożyk.
- Hej!-
Nagle wszyscy się poderwali widząc ten gest i przygotowali broń w pogotowiu.
Nawet Shanks stał się poważny, a Ace bacznie obserwował sytuacje gotowy w
każdej chwili interweniować.
- Zostanę królem
złodziei! Jeśli mi nie wierzycie to wam udowodnię! – Luffy przystawił chłodne
ostrze do policzka i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rozciął sobie skórę.
Krew spłynęła mu po brodzie.
- Co ty
wyprawiasz dzieciaku!- Ludzie się na niego rzucili i rozprostowując mu ręce,
wyjęli mu z dłoni sztylet i przycisnęli do stołu unieruchamiając.
- Ała…-
jęknął chłopak, a w jego oczach pojawiły się łzy.- To boli…- wrzasnął
cierpiący.
- No raczej
że boli! Chciałeś sobie oko wydłubać?!- Jeden z ludzi trzepnął go dodatkowo w
głowę.- Ace, co ty nam za psychola przyprowadziłeś?!- Zawołał do bladego
piegowatego.
- Właśnie
się zastanawiam…- Odpowiedział. Nie dowierzał zaistniałej przed chwilą scenie.
Shanks wstał
ze swojego krzesła i wskoczył na stół. Wszyscy usunęli mu się z drogi i
zostawili go samego z klęczącym i jęczącym chłopakiem.
Luffy
przykładał ręce do piekącego policzka. Łzy same spłynęły z jego oczu. Dzielnie
jednak znosił ból. Jednym okiem spojrzał na czerwonowłosego.
- Masz jaja
młody.- Powiedział z uznaniem.- Umiesz dotrzymywać słowa?- klęknął obok
czarnowłosego. Wszyscy wstrzymali oddech.
-
Oczywiście!- Krzyknął Luffy pomimo bólu.
- Haha!
Interesujące… Podobasz mi się! – Powiedział patrząc w niezachwiane spojrzenie
czarnowłosego.- W takim razie masz…- Przywódca zgrai rozbójników zdjął swój
kapelusz i położył na głowie chłopca.- Oddasz mi go, jak spełnisz swoje
postanowienie.- Obrócił się do reszty.- Panie i panowie, mamy nowego
rozbójnika!
Wszyscy byli
zaskoczeni, że Shanks potraktował dzieciaka tak poważnie. Jednak młody
wszystkim zaimponował i jego przyjęcie nie spotkało się z żadnym sprzeciwem.
Nawet jeśli taki gnojek zjadł im główne danie. Po za tym, znalazł
aprobatę u Shanksa. Jemu wszyscy ufali bezgranicznie. Wznieśli tost za nowego
kamrata.
-Ace. Ty go
tu sprowadziłeś, ty się nim zajmujesz.- Powiedział czerwonowłosy siadając na
swoje miejsce.
- Jasna
sprawa. – Piegowaty wyciągnął kciuk w potwierdzeniu i przyglądał się jak reszta
zaznajamia się z nowym kolegą. Luffyiemu wrócił uśmiech na twarz i bez żadnych
oporów zawierał znajomości.
-Powiedz
nam, jak się nazywasz przyszły królu złodziei!- Zażartował ktoś z tłumu. W
końcu nikomu się jeszcze chłopak nie przedstawił.
- A! Nazywam
się…- Luffy już zaczął, ale Ace go uprzedził szybko wstając z krzesła.
- Słomiany!
Czy to nie dobre imię? – Zapytał innych trochę nerwowo. Wyczekiwał reakcji
chłopaka. Gdyby ktoś się przyjrzał, mógłby zaobserwować nagłe spocenie
piegowatego.
Reszta
spojrzała na niego ze znakiem zapytania.
- E… jest
spoko.- Czarnowłosy uśmiechnął się zadowolony z nowego przezwiska , nie zdając
sobie sprawy z tego co zrobił Ace. Wszyscy to szybko podłapali zwłaszcza, że
miało to związek z kapeluszem i tylko tak zaczęli się do niego zwracać.
Luffy nie
mógł ogarnąć wszystkich twarzy. Do tego jeszcze czuł pulsujący ból z policzka.
Jakaś dziewczyna opatrzyła mu ranę zamykając ją prowizorycznie dwoma widocznymi
szwami. Do wieczora bawił się ze wszystkimi, pił, jadł i tańczył do późnych
godzin. W końcu poczuł zmęczenie. Siedząc z grupką złodziei oczy powoli zaczęły
mu się zamykać.
- Słomek,
chodź. Pokażę ci twój pokój.- Piegowaty wyłonił go z tłumu.
- Już nam go
zabierasz? Daj mu jeszcze z nami posiedzieć… – Odezwała się długowłosa ruda
dziewczyna. Była bardzo skąpo ubrana, już lekko pijana i wyraźnie
zainteresowana nowym obiektem przy jej stoliku.
- Nami, bo
go zdemoralizujesz. Dzieci o tej porze powinny już spać.- zażartował Ace widząc
wściekłą minę chłopaka.
- Już ci
mówiłem…- Ale czarnowłosy nie dokończył bo został wyciągnięty na siłę z tłumu.
Szli chwilę obok siebie przez długie wykute w skale korytarze oddalając się od
biesiady.
- Zapamiętaj
dobrze drogę. Tu łatwo się zgubić.- Powiedział piegowaty idąc kawałek przed
nim. Słomiany przyglądał się jego plecom na których był wytatuowany dziwny
krzyż.
- Co to za
znak?- Zapytał zaciekawiony.
- Mojej
poprzedniej szajki złodziei. Każdy jednak poszedł w swoją stronę. No i teraz
jestem z Shanksem.
- Gdzie tak
w ogóle jesteśmy?- Zapytał Luffy oglądając nagie ściany. Dalej się zastanawiał
dlaczego w tych pomieszczeniach jest tak jasno.
- W naszej
kryjówce. Tutaj mieszkamy. – Piegowaty wykonał nieokreślony ruch ręką.- Mam
nadzieję, że nie będziesz wybrzydzał.- Spojrzał ukosem na młodego. Zobaczył, że
nad czymś bardzo intensywnie myśli. – Co jest?
- Dlaczego
tutaj jest jasno? Nie widzę ognia.
- A… to cię
ciekawi… Używamy luster. One odbijają światło. Nie moglibyśmy palić tu
pochodni. Uwędzilibyśmy się od dymu.
- Ach tak.-
Czarnowłosy prawie zrozumiał. W każdym razie na tyle, żeby już się nad tym nie
głowić.
W końcu Ace
skręcił do mniejszego pomieszczenia. Luffy wskoczył za nim i poczuł silne
szarpnięcie. Został przyduszony do chłodnej skały.
- Jak
naprawdę się nazywasz. Mów!- Ace przycisnął go z całej siły do ściany i szepnął
wściekle.
- Co jest?!-
Luffy próbował się wyszarpnąć ale mu nie wyszło. –Puszczaj!- Próbował się
wyswobodzić z z silnych ramion tamtego.
- Czemu nie
ma cię tam, gdzie powinieneś być?-Oczy piegowatego były w tym momencie bardzo
poważne. – A może się mylę? Księciu Monkey D. Luffy…?- Powiedział to z drwiącym
dystansem.
- Nie
nazywaj mnie tak!- Czarnowłosy się wkurzył.- Już nim nie jestem!
-Chciałeś
zdradzić swoje imię?! Gdzie ty masz mózg?!- Warczał półszeptem, żeby ich nikt
nie usłyszał.- Wiesz co by się stało, gdyby wszyscy się dowiedzieli? Byłbyś
zakładnikiem, albo jeszcze gorzej…
- Dobrze,
będę siedział cicho!- Luffy szamotał się dalej- Puść! Dusisz mnie!
Ace poluźnił
uścisk i wpatrywał się w niego dalej w konsternacji. Mieszały się w nim różne
emocje. W końcu odpuścił i usiadł pod ścianą przecierając dłonią twarz. Nagle
poczuł się bardzo zmęczony.
- Co mi
strzeliło do głowy, żeby cię tu zabierać…- Piegowaty się zasępił.- Ale
przynajmniej nie mam w głowie tak nasrane jak ty…- podparł palcami czoło. –
Czego lazłeś na tą pustynie? W pałacu za zimno? Nie macie ogrzewania, czy co?
- Shishishi.
Chciałem cię znaleźć Ace.- Zaśmiał się czarnowłosy i kucnął przed nim kładąc mu
łokcie na kolanach.
Piegowatego
zaskoczyło to wyznanie i ten ruch. Zaśmiał się w duchu. Musiał przyznać, że ten
mały zrobił na nim niesamowite wrażenie przy kolacji. Spojrzał na jego ranę na
policzku. Nie rozumiał co nim kieruje, ale miał potrzebę się nim zaopiekować.
Tak samo te kilkanaście lat temu gdy zobaczył go głodnego na ulicy. Nie
wiedział co to było. Ale szykowało się chyba coś dobrego, a Ace nienawidził
nudy. Chyba już niedługo będzie się dobrze bawił.
Obserwował
Luffiego uważnie. Piegowaty nie omieszkał zauważyć czegoś jeszcze. Dłonie
chłopaka spoczywające na jego kolanach były niesamowicie gładkie. Nieskalane
ciężką pracą. Wręcz aksamitne. Wszystkimi siłami opanował się, żeby nie
przejechać ręką po jego skórze. Dodatkowo fascynowały go jego oczy. Były takie
pewne siebie, pełne wiary i jakiegoś niewyjaśnionego blasku, który wzbudzał
nieokreślone zaufanie. Patrzyły na niego wesoło.
- Pamiętałeś
mnie.- Powiedział Słomiany. Jego radość z powodu odnalezienia przyjaciele była
przeogromna.
-Jak mógłbym
zapomnieć?- Piegowaty poczochrał go po czarnych włosach. – Jesteś szalony
wiesz?
-Hej!-
Naburmuszył się Luffy.- Nie traktuj mnie jak dziecko!
Ace tylko
się uśmiechnął w odpowiedzi. Naprawdę ciężko mu było uwierzyć w ten zbieg
okoliczności. Nie dość, że znalazł go na środku pustyni to jeszcze dodatkowo
samego księcia! Pomimo wszystko, dopadły go delikatne wątpliwości. Zastanawiał
się, dlaczego ktoś taki ucieka z pałacu. Nie mógł wykluczyć, że mogła to być
pułapka, choć bardzo mało prawdopodobna. Zastanawiał się, czy ma powiedzieć
wszystko Shanksowi, ale jakoś nie mógł się zdobyć.
Wstał i
podszedł do posłania leżącego pod ścianą. Rzucił kapelusz na stertę różnych
dziwnych rzeczy w koncie i położył się na kocu.
- Co
robisz?- zapytał czarnowłosy.
- Idę spać
nie widzisz?- Powiedział Ace zamykając oczy.- Twoje łóżko jest tam.- Kiwnął
głową na usypane obok z siana legowisko.
Czuł na sobie
wzrok chłopaka. Już chciał się zapytać co się tak gapi, gdy nagle tamten
władował mu się do łóżka.
-Hej! Co Ty
robisz?!- Ace próbował go odepchnąć. Nie wiedział czemu tak się speszył. Aż mu
się głupio zrobiło. Młody chyba był dla niego zbyt bezpośredni.
- Opowiedz
mi jakąś historie!!- Poprosił Luffy. Położył się na boku obok piegowatego i
wyczekiwał.- Na pewno robiłeś wiele fajnych rzeczy!
- Nie. – Ace
dalej się zastanawiał czemu się przy tym gówniarzu krępuje. – Idź spać do
siebie. Jutro mamy pracowity dzień.
- Proszę
no!- Czarnowłosy zrobił obrażoną minę.
- Dobranoc.-
Ace obrócił się do niego plecami i przekręcił małe lusterko na ścianie. W
pokoju zapadła ciemność.
Ku jego
zdziwieniu Luffy wcale nie poszedł do siebie tylko został z nim. Po chwili słyszał
i czuł jego spokojny oddech na swojej skórze. Dzieciak zapadł w sen. Nie
wiedział czemu ta bliskość jest dla niego taka dziwna… Nie mógł się rozluźnić.
Nie mógł zasnąć. W końcu zirytowany przekręcił się na drugi bok i spojrzał na
Słomianego.
Z jego ust
ciekła stróżka śliny.
- Świetnie…-
Ace zepchnął go delikatnie z posłania na podłogę. Gdy w końcu miał do
dyspozycji wystarczającą ilość przestrzeni, mógł w spokoju opuścić powieki. Ten
dzień go wykończył.
***
Do uszu
Ace’a powoli zaczęły dochodzić odgłosy krzątaniny. Za każdym razem przeciągał
moment wstawania jak najdłużej. Nie lubił się zrywać z łóżka.
Tym razem
jednak coś nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że ma bardzo mało miejsca na
swoim posłaniu i jest mu trochę za ciepło. Coś łaskotało go w policzek. Uchylił
jedną powiekę.
Zobaczył
burze czarnych kosmyków. Przez chwilę nie potrafił odpowiedzieć sobie na
pytanie co to jest, ale szybko mu się wszystko rozjaśniło. Luffy leżał z
powrotem na jego posłaniu wtulony w jego klatkę piersiową obejmując go w pasie.
Czuł jego oddech na swojej szyi. Ace’owi wyskoczyła żyłka na czole. Już wziął
zamach i chciał przysolić chłopakowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Górę wzięło u niego nieokreślone uczucie. Odsunął się trochę, żeby lepiej
przyjrzeć się twarzy przyjaciela. Spojrzał w jego śpiące oblicze.
Było mu
dziwnie… Przyjemnie. Zaskoczyło go, że ta bliskość mu wcale nie przeszkadza.
Wręcz przeciwnie. Sunął wzrokiem po jego jasnej skórze. Zatrzymał się dłużej na
czarnych rzęsach schodząc niżej do fioletowej blizny i w końcu do ust. Poczuł
nagle ciepło między nogami. Luffy przekręcił się przez sen i wtulił mocniej w
jego ciało mamrocząc coś o mięsie i podrażnił udem jego przyrodzenie, które
momentalnie uniosło się w podnieceniu.
Ace
przełknął ślinę. Był zaskoczony swoją reakcją. Dawno na niego nikt tak szybko
nie podziałał. Już wczoraj miał takie wrażenie, ale nie było tak silne jak
dzisiaj rano. To uczucie rozpaliło w nim dziki instynkt. Poczuł
nieodpartą chęć wsunięcia swoich rąk pod ubranie chłopaka. Na razie zamiast tego,
przyciągnął go do siebie. Nie mogąc się opanować zaczął wodzić swoimi ustami po
jego czole i delikatnie się o niego otarł wywołując u siebie kolejną falę
przyjemnych dreszczy. Mimowolnie westchnął. Nie pomylił się. Naprawdę ten
chłopak na niego tak działał. Uśmiechnął się. Chyba jednak pozwoli mu
dzielić z sobą łóżko. Tylko, że chyba w trochę inny sposób niż tego Luffy
może oczekiwać. Pomyślał z rozbawieniem, że chłopak sam sobie będzie winny. Tak
go zachęcać…
Miał ochotę
rozchylić mu wargi swoimi własnymi i wedrzeć się w jego usta. Powstrzymał się
jednak, ponieważ na korytarzu robiło się coraz głośniej. Wiedział, że
jeśli chcą zdążyć, muszą się zacząć ogarniać. Zrobił niezadowoloną minę. Miał
ochotę przez niego się zabawić. Z niechęcią wysunął się z ramion Luffiego i
siadając na skraju legowiska, obrócił lusterko rozświetlając pomieszczenie i
przetarł twarz. Spojrzał jeszcze ostatni raz na chłopaka i postanowił mu
znaleźć jakieś nowe ubrania. Co prawda wczoraj go przebrali w luźną tunikę i
opłukali jak był nieprzytomny, bo był w takim stanie, że pożal się boże, ale i
tak dali mu najgorsze szmaty. Do tego jego stare ciuchy cuchnęły jakby
tydzień tarzał się w wielbłądzich odchodach.
Wstał i
otworzył wielką skrzynią stojącą pod jedną ze ścian. Zaczął grzebać w stercie
różnych przedmiotów.
…
Luffyiemu
śniły się góry jedzenia. Te senne marzenia były tak realne, że czuł ciepło
bijące od wielkich kawałków mięsa do których się w nich przytulał. Zostałby tam
do końca życia ale coś jednak zaczęło go wybudzać. Ktoś brutalnie szarpnął go
za ramię.
- Wstawaj
idioto! Ile można leżeć?!- usłyszał nad sobą wściekły głos. Otworzył
oczy i widząc, że brutalnie trafił na ziemię, z rozpaczą i w jękach obrócił się
na brzuch pragnąc wrócić do cudownej mięsnej krainy.
- Nie chcę!
- Czyżby
Jaśnie książę miał zamiar wybrzydzać?- Zakpił Ace i zobaczył, że jego kpina
podziałała. Wykrzywił twarz w szyderczym uśmiechu widząc wkurzonego, ale już na
nogach Słomianego.
- Nie jestem
już ksi…!- Chciał krzyknąć ale piegowaty zatkał mu usta ręką.
- Mamy mało
czasu. Idziemy się wykąpać. Tobie się to szczególnie przyda.
- Ok.-
Powiedział Luffy całkowicie się uspokajając.
Ace musiał
przyznać, że chłopak bardzo szybko puszcza w niepamięć wcześniejsze sytuacje i
przyjmuje bez oporów wszystko, co się do niego mówi. O ile oczywiście to
zaakceptuje. Te reakcje trochę go irytowały, ale w większości bawiły.
Wyszli z
pokoju z rzeczami w rękach i udali się korytarzem w dół mijając wiele innych
pomieszczeń i rozbójników budzących się i wstających. Z każdym z nich
Luffy skrupulatnie się witał wzbudzając ogólne zdziwienie, na Ace tylko
wzdychał.
Piegowaty
trochę pomyślał o swoim zachowaniu rano. Zganił się za takie popędy. Przecież
tu była mowa o księciu! Jeszcze się nie zastanowił co z tym faktem zrobi.
Przecież mają pod swoim dachem tykającą bombę. Jeśli ktokolwiek by się
dowiedział… Mieliby przejebane. A on myśli sobie o takich rzeczach. Do tego to
jeszcze dzieciak. Chociaż musiał zdruzgotany przyznać, że chętnie by go…
- Co to?!-
Krzyknął Luffy.
Musiał
zrobić to bardzo głośno, żeby nie zagłuszył go szum wody. Znaleźli się w dużym
kamiennym pomieszczeniu z trzema basenami. Ze skał wypływała woda i wpadała do
zbiorników, a następnie wpływała w kolejny tunel. W powietrzu unosiły się
chmury pary. Gorące źródła mieszały się z wodą spływającą ze szczytów gór.
Wszyscy już zdążyli się wykąpać, więc byli tutaj sami.
- Nasza
łazienka.- Krzyknął Ace. Poszedł do kąta, rzucił swoje rzeczy na podłogę i
zaczął rozpinać spodnie.
- Ale czad!-
Krzyknął podekscytowany chłopak. Ace dałby głowę, że w jego oczach pojawiły się
żółte rozbłyski.
- Przestań
się zachwycać, tylko zacznij się szorować!- Piegowaty zrzucił spodnie i nie
czekając na chłopaka wskoczył do najbliższego basenu. Starał się nie oglądać za
siebie. Jeśli chce z nim jakoś funkcjonować to musi się opanować. Sięgnął ręką
po swoje mydło i nagle został przykryty falą spowodowaną wskokiem do wody,
która została uwieńczona dzikim okrzykiem.
- Zabiję go…
– Powiedział do siebie. Obrócił się czekając aż czarnowłosy wypłynie.
Woda się
uspokoiła. Przez chwilę Ace myślał, że to głupi żart, ale nagle przypomniał
sobie, że ten basen ma z 2 m głębokości w niektórych miejscach i może…
Ale dlaczego by skakał skoro nie umie pływać? Chwila coraz bardziej się
przeciągała. Próbował coś dostrzec, ale widoczność nie była najlepsza.
W końcu na
tyle się zestresował, że wskoczył za nim. Widząc jego szamoczące się ciało pod
wodą był już pewny swoich obaw. Chwycił go za jedną z jego kończyn i wyciągnął
ciało na brzeg. Luffy zaczął przeraźliwie kaszleć.
- Czy ciebie
do reszty pojebało?!?!?! Masz pustkę zamiast mózgu?!- Ace myślał, że zaraz
będzie miał zawał. Byłby świadkiem i prawdopodobnie sprawcą śmierci księcia
tego kraju.
- Khe khe! –
Czarnowłosy łapał oddech. – Myślałem że umrę!- powiedział jak zaczął się
uspokajać.
-
Oczywiście, że byś umarł! Czemu skaczesz do wody skoro nie umiesz pływać?!-
Teraz naprawdę pożałował, że go ze sobą tutaj przytachał. Zastanawiał się też,
czy nie byłoby lepiej nie zabierać go na dzisiejszą akcję.
- Ace się o
mnie martwił?- Zapytał chłopak przekręcając się na brzuch, podpierając
rękami o kamień i patrząc mu w oczy.
Piegowatego
wytrąciło to z równowagi. Zastanawiał się czy młody to robi specjalnie,
czy ma po prostu taki urok. W każdym razie cieszył się, że jest do połowy
zanurzony w wodzie bo jego zbereźne myśli uzewnętrzniły się poniżej jego pasa.
-Chwytaj
mydło. Zaraz mamy czas zbiórki. –Zmienił temat rzucając mu kostkę, której Luffy
oczywiście nie złapał i męczył się ze zbieraniem jej z podłogi.
- Co
będziemy dzisiaj robić?- Zapytał Słomiany mydląc sobie włosy. Wyglądał
strasznie nieporadnie. Ace podejrzewał, że całe życie musieli kolesia chyba
kąpać, albo po prostu jest niedorozwinięty.
- Jak to co?
Idziemy kraść.
- Kraść?!-
Podekscytował się i znowu upuścił mydło.
Ace widząc
jak tamten sobie nie radzi, miał ochotę zrobić to za niego. Łapał się na tym że
przygląda się jego szczupłemu ciału. Jego wzrok zjeżdżał co chwilę w dół
prześlizgując się po lśniącej skórze…
- Tak, więc
się pośpiesz bo nie zdążymy.- Odwrócił się do ściany bo bał się, że zaraz
normalnie nie wytrzyma.
W milczeniu
dokończyli się myć. Młody był tak rozgorączkowany, że swoje nowe niebieskie
spodnie założył na lewą stronę i szamotał się teraz z czerwoną kamizelką.
- Czy ciebie
trzeba niańczyć?!- Ace trzepnął go po łbie. Cieszył się, że coś odwraca jego
uwagę od tych chłopięcych różowych wypieków na jego policzkach i uszach. –
Załóż to na siebie jak człowiek!
…
Po gorącej
kąpieli chłopaki wrócili szybko do pokoju i chwytając jedynie swoje kapelusze
wybiegli czym prędzej czując, że są już spóźnieni.
Wpadli jak
burza do olbrzymiej sali. Była już tam spora grupa rozbójników z Shanksem na
czele. W pomieszczeniu znajdowały się również bokse z końmi. Wiele z nich już
czekało na zewnątrz, doglądane przez właścicieli. Pracujący ludzie zmierzyli
spóźnialskich nieprzyjemnym wzrokiem.
- To już nie
pierwszy raz, wiesz Ace?- Powiedział do niego czerwonowłosy. – Czego ty uczysz
nowych rekrutów co? Następnym razem nie będziemy czekać, jasne?- Mimo, że jego
ton głosu był spokojny, nagana była wyczuwalna. – A ty? Myślisz że przyszły
król złodziei ma czas na spanie?
- Proszę o
wybaczenie.- odpowiedział zawstydzony piegowaty. Ręką musiał zmusić Luffiego by
też się pochylił i przeprosił.
- Dobrze!
Skoro jesteśmy wszyscy, możemy ruszać! Spóźnialscy zapoznają się z planem! Na
koń!- Krzyknął wskakując na brązowego wierzchowca. Reszta poszła w jego ślady.
W
pomieszczeniu podniosła się wrzawa i chmury kurzu spowodowane końskimi
kopytami. Ace narzucił na siebie czarny ciemny płaszcz i taki sam podał
Luffiemu. Następnie wskoczył na grzbiet swojego osiodłanego już wcześniej przez
kolegów czarnego wierzchowca. Wyciągnął rękę do rozentuzjazmowanego chłopaka.
-Wskakuj
młody! Czeka cię pracowita noc!
- Noc?-
Zapytał czarnowłosy siadając za piegowatym.
- A co? W
dzień chcesz rabować? Tutaj masz inne prawa czasu. – Ace spiął się, gdy ręce
Luffiego objęły go w pasie i przywarły do klatki piersiowej. – Trzymaj się
mocno!- Szarpnął lejcami i zwierzę momentalnie przeszło w galop.
- Juuuuuuchu!!!
– Krzyknął Słomiany przytrzymując swój kapelusz i wyciągając szyję zza pleców
piegowatego by mieć większe pole widzenia.
Wyjechali w
ciemną pustynną noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz