Tytuł: Bilet miłosny
Anime/Manga: Durarara
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, romans
Liczba rozdziałów:
Pairing: ShizuoxIzaya
Postacie: Shizuo, Izaya, Celty, Shinra, (+postacie wymyślone)
Uwagi: 18+
Opis: Jak skończy się wyjazd na rajską wyspę? Kto komu
skradnie serce? Przedstawiam moje pierwsze w życiu napisane opowiadanie! Błagam
o wyrozumiałość xD!
...
- IZAYYYYYA!!!!!
Krzyk Shizuo rozniósł się po
dzielnicy Ikebukuro. Dzisiaj już miał zły humor a dodatkowo pogorszył mu go
facet w czarnej bluzie z białym futrem. Jak on go nie cierpiał! Nie
znosił! Gdy tylko go widział w żyłach zaczynała mu szybciej płynąć krew. Ludzie
uciekali z drogi gdy tylko na niego spojrzeli. Shizuo wyrywał właśnie w biegu
pobliski znak zakazu parkowania i cisnął go w mężczyznę stojącego przed nim.
Izaya z chytrym uśmiechem uchylił się przed latającą przeszkodą, znalazł się
przed blondynem i świsnął swoim ostrym nożem. Muszka na szyi Shizuo została
przecięta lśniącym ostrzem i o milimetry minęła jego gradło.
-Och… a było tak blisko…- powiedział
uśmiechający się wciąż ciemnowłosy odskakując na bok by uchronić się przed
ciosem.
- Obiecuję, że zmasakruję ci
tą twoją szczerzącą się papę!- Szhizuo ruszył w dalszy pościg za Izayą
- Ha ha… najpierw musisz mnie
złapać!- krzyczał znikając za rogiem.
Dzisiejsza gonitwa trwała już
naprawdę długo. Mimo tego, oboje nie potrafili odpuścić. Nie wiedzieli
właściwie od czego się to wszystko zaczęło. Co było czynnikiem tej nienawiści.
Od pierwszego spotkania się nie lubili. Nigdy też dłużej nie rozmawiali. W
każdym razie, nie przypadli sobie do gustu. Od tamtego czasu nieustannie walczą
na ulicach Tokio i nikt nie odważył się wchodzić im w drogę.
Każdego takiego dnia jednak musiał
ujawnić się limit. Wtedy Izaya zawsze się wycofywał i zastawiał Shizuo
dyszącego z wykrzywionym znakiem drogowym w ręce, samotnego na jednej z ulic.
Tak było i tym razem. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Krople potu spływały
po twarzy i szyi blondyna. Usiadł pod najbliższą ścianą i uspokajał oddech, po
kolejnej nieudanej próbie morderstwa. Choć nie ważne jak się starał, ten drań
zawsze był od niego sprytniejszy i szybszy. Nie było na niego mocnych ale
on.. Ten karaluch… Znów poczuł jak mięśnie napinają mu się z gniewu. Odłożył
znak obok siebie i oparł głowę o zimny mur. Zamknął o czy. Ostatnio bieganiny
za kurduplem zdarzały się częściej niż zwykle. Musiał to przyznać, zaczynało to
być trochę męczące. Olewał przez to pracę, jego współpracownik coraz częściej
miał tego dosyć.
- Przydałyby się wakacje od tego
miasta… -westchnął i odpalił papierosa. Dym uniósł się w powietrzu i
rozpłynął w ostatnich promieniach słońca.
- Przepraszam pana….- Odezwała się do
niego stojąca obok młoda dziewczyna. Gdy na nią spojrzał, wyglądała trochę na
zakłopotaną i przestraszoną.
- Tak? – Zainteresował się Shizuo.
- Czy zechciał by pan… to znaczy…
zapraszam pana… bo mamy tu takie koło… konkurs! I… i… zaraz zamykamy… Może by
pan chciał… Przepraszam że przeszkadzam! – wydukała zawstydzona dziewczyna i
wycofywała się czym prędzej.
- Ok, co to za konkurs? –
Podniósł się i otrzepał z pyłu. Musiał najwyraźniej nie wyglądać zbyt
„sympatycznie”.
- Och!- Ucieszyła się dziewczyna.-
Więc można wygrać wycieczkę. Tygodniowy pobyt na malowniczej wyspie. Wystarczy
jedynie, że zapłaci pan 1000 jenów, zakręci kołem i trafi na kopertę z
wycieczką. A jeśli nie, to mamy dużo nagród pocieszenia!- Powiedziała szybko w
nadziei, że dobrze zachęciła do wzięcia udziału w zabawie.
Shizuo poszperał w kieszeniach,
wydobył pieniądze i podał dziewczynie. Wyglądała jakby cały dzień miała problem
ze znalezieniem chętnych osób. Co mu szkodzi, może wygra, a jak nie, to
przynajmniej sprawi jej radość. Panienka uradowana zaprowadziła go do koła i szybko
wyjaśniła co ma zrobić. Co prawda, gdy Shizuo wprawił je w ruch, to prawie
wyleciało ze ściany i spowodowało małe tornado na ulicy, ale gdy zaczęło
zwalniać to nawet przechodnie się zatrzymali, by oklaskać jego zwycięstwo.
Pełnym niedowierzania wzrokiem upewnił się, że trafił na kopertę z wyjazdem.
Dziewczyna cała w skowronkach wręczyła mu bilet i gratulacje. Blondyn odszedł
powoli w stronę swojego mieszkania.
- Malownicza wyspa…- Pomyślał. Lot
był już pojutrze. Hotel pięciogwiazdkowy, z wyżywieniem, basenami, morzem,
opłaconym pobytem na tydzień. Zaśmiał się w duchu. –Potrzebuję wakacji a one
spadają mi z nieba.- Schował bilet i wszedł do swojego mieszkania. Choć bawiło
go to i wcale nie tak poważnie myślał o tym urlopie to postanowił, że nie
zaszkodzi trochę poleniuchować i nie widzieć przez tydzień tej uśmiechającej
się bez przerwy wkurzającej mordy.
…
Następnego dnia poszedł do swojego
przyjaciela i wyjaśnił mu sytuację przez którą miało go nie być tydzień w
pracy. On, trochę podłamany zgodził się tylko dlatego, żeby po przyjeździe
odpuścił sobie chociaż połowę pościgów za Izayą. Shizuo był pewien, że
wróci zdecydowanie w lepszym humorze. Ten dzień był również bardzo przyjemny,
ponieważ nic nie zakłóciło jego spokoju na ulicach, aż do wieczora. Po spakowaniu
wszystkich niezbędnych rzeczy, położył się do łóżka w wyśmienitym humorze.
Dzień zaczął wcześnie, ponieważ
samolot wylatywał już o godzinie 6 rano. Wziął walizki i taksówką zajechał na
lotnisko. Trochę był już spóźniony przez korki i musiał iść szybszym krokiem do
sali odpraw. Na szczęście zdążył (wypalił jeszcze wcześniej papierosa) i nie
miał żadnych problemów by zatwierdzić darmowy bilet. Wszedł na pokład samolotu
i zaczął szukać swojego miejsca. Przeciskał się do przodu zniżając głowę,
ponieważ był wyższy niż przewidywały standardy budowania sufitów s samolocie.
Większość ludzi już zajęła swoje siedzenia. Był niedaleko bo mijał zbliżone
numery foteli.
- O, jest…- Powiedział, lecz jego
spokój nagle został gwałtownie zachwiany. Bardzo poważnie zachwiany.
Ponieważ miejsce obok, przy oknie zajmował mężczyzna w czarnej bluzie,
kruczoczarnych włosach i najbardziej demonicznych oczach jakich nie posiadał
żaden inny człowiek na tej ziemi.
Izaya siedział sobie jak gdyby nigdy nic, ze słuchawkami na uszach, czytając gazetę i popijając pomarańczowy sok w kartoniku. Z początku nie zwracał uwagi na otoczenie, lecz coś w nim kazało mu obrócić głowę w prawo. Zaskoczenie obydwu równało się nieskończoności. Izaya zakrztusił się poważnie płynem, który popijał i nie mógł przestać kaszleć, a Shizuo próbował kontrolować swój oddech i ręce, które miały zaraz dokonać masakry. Stał tak i się trząsł. Jeszcze chwila i rozerwałby wroga na strzępy, ale podeszłą do niego stewardesa.
- Proszę pana, zaraz ruszamy. Proszę zająć miejsce i zapiąć pasy.- powiedziała grzecznie.
- Nie będę tu siedział-wycedził przez zęby.-Właściwie chcę wysiąść!- i już miał się kierować do wyjścia ale pani w niebieskim mundurze go zatrzymała.
- Nie może pan wyjść! Odprawa już się skończyła!- odparła.
- Ale ja muszę wyjść!
- Proszę, niech pan zajmie miejsce!- Odpowiedziała dalej grzecznie.
- Albo mnie pani wypuści, albo mogę gwarantować, że wnętrze tego samolotu…
- Proszę pana! Niech pan siada, bo nie polecimy! – Zaczęli się buntować pasażerowie. Stewardesa miała już łzy w oczach i dalej go prosiła, by zajął miejsce.
Jak on tego nienawidził! Teraz wszyscy mieli problem. Zaraz będą mieć problem ze sprzątaniem krwi tego pacana ze ścian!
- Muszę mieć inne miejsce.- odparł szukając kompromisu.
- Nie mogę panu zagwarantować… Chyba że ktoś się zamieni… mamy komplet… – patrzyła błagalnie na pozostałych pasażerów kobieta. Nikt jednak nie wyglądał na chętnego na zamianę swojego już wygrzanego miejsca.
- Siadaj pan i nie wydziwiaj! Co to ma być! –odezwało się już kilku pasażerów. Zaczęło się robić gwarnie. Shizuo nie za bardzo wiedział co ma zrobić. Samolot już kierował się na pas startowy, wyskoczenie średnio wchodziło w grę, chociaż….
- Proszę pana…- błagała kobieta.
Gdyby tylko nie miał takiej słabości do tych wszystkich proszących oczu… Wdech i wydech… Wdech i wydech… To było niesamowite jak bardzo próbował poradzić sobie z obrzydzeniem. Całym sobą, powoli… bardzo powoli… zajął miejsce, prawie eksplodując z nerwów. Wpił dłonie w poręcze fotela robiąc głębokie wgłębienia. Przestraszona kobieta cicho podziękowała i jak najszybciej uciekła, widząc jego reakcję na sytuację. Blondyn nawet nie próbował patrzeć w lewą stronę na sąsiada, który cały spięty zakrył się czytaną gazetą, odsunięty jak najbardziej od jego siedzenia. Lot nie miał trwać długo ale zdecydowanie był to najdłuższy w ich życiu. Shizuo nawet nie słyszał jak pytali się go o coś do picia, bądź do jedzenia. Wzrok wbił w siedzenie przed sobą i próbował regularnie oddychać. I o niczym nie myśleć. Gdy dziękowali za mile spędzony czas, był pierwszym, który jak strzała opuścił pokład tego samolotu.
…
Jak to się mogło stać?! Dlaczego Izaya również siedział w tym samolocie? O
co chodzi? Ciśnienie ciągle nie chciało spaść, a wspomnienie lotu przyprawiało
go o gęsią skórkę. Siedzieli sobie obok siebie. Przez co najmniej godzinę! Z
lotniska szybko odebrał swój bagaż i złapał najbliższą taksówkę.- Do hotelu Dream.- poprosił. W samochodzie postanowił, że jak najszybciej zapomni o tym incydencie. Po prostu uda, że to się nie stało. Nie będzie próbował sobie wyobrażać, że na tej i tak już niewielkiej wyspie będzie chodzić ten kurdupel. To miały być wakacje. I do diabła, ma się zrelaksować! Trochę ochłonąwszy rozłożył się wygodnie na tylnym siedzeniu. Zaczął podziwiać krajobraz za szybą. Aleje palm, piękne turkusowe morze, ludzie poubierani w hawajskie koszule. Słońce świeciło bardzo mocno, niebo nie miało ani jednej chmurki.
- Przepraszam pana?- Zagadał kierowcę.- Proszę mnie tu wysadzić, przejdę się. –Zapłacił i wysiadł przy malowniczej plaży. Zapach morza i lekka bryza całkowicie zmyły jego wcześniejsze zdenerwowanie. Odpalił papierosa. Nieprzyjemny zbieg okoliczności został zepchnięty na dalszy plan. Chociaż w głowie kołatało się małe pytanie. Jaki interes ma Izaya na tej wyspie? Potrząsnął głową. Nie! Nie interesuje go to.
Zaczął spacerować wśród małych kramików z pamiątkami i barami z tutejszym jedzeniem. Wyspa zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie. Pod koniec dnia już całkowicie był pochłonięty tym wszystkim. Długo już spacerował. Brzuch zaczął okazywać oznaki głodu. Pomyślał, że właściwie dobrze będzie udać się już do hotelu i wypocząć. Nie miał problemu z trafieniem, ponieważ się okazało, że był to największy i najbardziej ekskluzywny hotel na wyspie. Podchodząc do recepcji i podając bilet z nagrodą, ekspedientki jeszcze raz mu gratulowały i życzyły miłego pobytu. Powiedziały, że wygrał najlepszy apartament w budynku. Mile zaskoczony pożegnał się z paniami i ruszył do windy. Odprowadził go ich chichoczący śmiech. Jak dla niego, jakoś za bardzo się szczerzyły.
Był to pokój na samej górze, na 12 piętrze. Jadąc windą poczuł, że dzień ten był naprawdę długi. Wyobraził sobie że bierze prysznic i kładzie się na miękkim łóżku. Wysiadł i ruszył w kierunku swoich drzwi. Wyjął klucz i wsadził go w zamek. Zdziwił się, ponieważ drzwi nie były zamknięte. Może sprzątają?- pomyślał, ale gdy je uchylił, coś zaczęło szybciej kołatać w jego głowie. Coś było nie tak, coś mu się tu nie podobało. Wszedł szybko do pokoju i zobaczył walizkę. Ktoś tu już wcześniej się zakwaterował. Pomylił apartamenty? Tylko jeden był na tym piętrze! Niemożliwe żeby…
Nagle zza rogu wyłoniła się chuda, blada twarz, trzymając w ręce kubek lodów a w drugiej łyżeczkę, którą oblizywał po ostatnim kawałku. Izaya i Shizuo stanęli naprzeciw siebie wryci i zszokowani.
- IZAYYYYYYYA!!!!!- Krzyknął blondyn i wyciągnął ręce by dobyć jego gardła.
- Cóż to za kolejna, niemiła niespodzianka- Odpowiedział z niezadowoloną miną i uskakując przed jego kończynami, czarnowłosy.
Po chwili nieudanych skoków na siebie, postanowili poprowadzić krótką konwersacje.
- Czemu jesteś w tym miejscu? – Zapytał rozwścieczonym głosem Shizuo.
- Och Shizusiu, czyżbyś się dalej nie domyślał? Masz tam coś w tej głowie? Czy ty w ogóle czytałeś co wygrałeś w konkursie?
- Co? – Blondyn wyciągnął z kieszeni bilet i zaczął czytać
„Gratulujemy! Wygrał Pan ekskluzywny tydzień dla dwojga! Sprawdź kto jest twoją drugą połówką!”
I wielki tytuł biletu: „Odnajdź miłość swego życia!”
- To chyba jakieś jaja?!- Cudem było, że papier nie spłonął w jego dłoniach od diabelnego spojrzenia.
- Kiedy zobaczyłem Cię w samolocie, już miałem naprawdę wielką nadzieję, że to tylko przypadek. Gdy tu przyjechałem i nikt się nie pojawiał pomyślałem, że może jednak mam szczęście i nie masz z tym nic wspólnego ale … Cóż…
- ZAMKNIJ SIĘ!- warknął blondyn i skierował się w stronę wyjścia.
- Dokąd idziesz Shizusiu?- Stąpał za nim chichrający Izaya- Przecież to nasza romantyczna wycieczka!
Shizuo obrócił się, złapał czarnowłosego za koszule i przyszpilił do ściany. Kurdupel się wyrywał ale nie mógł dosięgnąć swojego noża, który miał w kieszeni.
- Nie mam zamiaru spędzać z tobą ani minuty dłużej! Dzisiaj masz szczęście bo byłem w naprawdę dobrym humorze i mam zamiar mile spędzić ten czas do końca tego wyjazdu! – puścił krztuszącego się Izayę i ruszył z powrotem do recepcji. Na dole niestety powiedzieli mu, że nie mogą wymienić pokoju, ponieważ wszystkie inne są już zajęte i w tym tygodniu nie ma na to szans chociażby nie wiem jak się starali. W pobliskich hotelach i motelach za to było za drogo, by mógł wynająć pokój na cały tydzień. Włóczył się dość długo po ulicach i nic sensownego nie wymyślił. Do tego naprawdę stawał się głodny a się okazało, że jedzenie przynosili im tylko do pokoju! Ach!!!! Jaki on był wściekły! Cały ten wyjazd poszedł w diabły. Wrócić do Tokio nie mógł, bo też nie miał pieniędzy na bilet lotniczy. Właściwie zabrał tylko marne grosze na pamiątki i jakieś pierdoły. Głupia taksówka już go dużo kosztowała! Pomyślał też o spaniu na plaży. Kąpał by się w morzu, jadł resztki z restauracji….
Chwila… Właściwie dlaczego on ma ustępować apartament tej czarnej dziurze? Dlaczego on ma mieć skopany wyjazd, a Izaya ma się pławić w luksusach? Nie! Nie pozwoli na to! Powrócił do hotelu i wjechał na ostatnie piętro.
Czarnowłosy siedział właśnie wygodnie przed telewizorem i jadł z wielkiej srebrnej tacy jakieś egzotyczne danie.
- Shizuś… Zmieniłeś zdanie?- Czarnowłosy najwyraźniej bardzo dobrze się bawił.
- Wynoś się stąd. –warknął Shizuo i ruszył z zamiarem wykopania gnojka z pokoju.
- Tak się składa, że mnie się tu też bardzo podoba skarbie i nie mam zamiaru się stąd ruszać.- Odpowiedział ćwierkając Izaya i wyciągnął przed siebie nóż gotowy do walki.
- Powiedz jeszcze jedno takie słowo i twoja głowa zawiśnie na igliwiu tego budynku!
- Jakie słowo, KOCHANIE? – zachichotał i ledwo udało mu się umknąć przed lecącym w jego stronę wyrwanym ze ściany telefonem.
- Ooo… i jak my teraz będziemy zamawiać jedzenie do łóżka…? –Powiedział całkowicie już rozbawiony czarnowłosy. Shizuo właśnie podnosił kanapę i stwierdził, że nie obchodzi go to, co się zaraz stanie z tym budynkiem i czy w ogóle coś z niego zostanie.
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz