- Dwa podwójne zestawy z frytkami, kubełek
skrzydełek i…- Obejrzał się wymownie na pasażera.
- Starczy…- Mruknął towarzyszący mu mężczyzna,
pomimo ciemności wpatrujący się w coś intensywnie za oknem.
- …do tego czekoladowego muffina oraz
truskawkowe, lodowe marzenie.- Zatrajkotał wesoło.
Zmęczony sprzedawca potwierdził listę przez
megafonik i zaprosił do odebrania zamówienia. Czerwonowłosy podjechał kawałek i
stanął w kolejce samochodów do otwartego okienka.
- Serio to powiedziałeś?- Prychnął piegowaty,
ukrywając rozbawienie.
- No co? Tak się nazywa ten deser!-
Usprawiedliwił się Shanks i nagle sobie o czymś przypominając, pacnął się w
czoło. – Kurczę… zapomniałem o keczupie. Pewnie nam nie dadzą.- Jęknął i oparł
się o zagłówek siedzenia.
- Co za różnica.
- Coś taki markotny? Rozchmurz się! Mamy
święta!- Poczochrał czarne włosy, irytując pasażera.
Ace zgromił go wzrokiem.
- Rany, ale miałem ochotę na fast food’a. Wieki
tu chyba nie jadłem. – Zaciągnął się zapachem smażonego oleju i wystukiwał
palcami na kierownicy melodię płynącą z radia. Dźwięki ACDC wypełniały kabinę.
- Kto miał, ten miał…- Odparł buntowniczo,
co niestety nie potwierdził jego żołądek, który wydał serie cierpiętniczych
jęków. Jego porywacz zaczął się śmiać, a on sam spąsowiał po czubki uszu.-
Zdrajca…- Szepnął wściekle zawstydzony do swoich kiszek i znów wyjrzał za okno.
Kolejka poruszała się bardzo wolno, a on nie
wiedział, co zrobić z rękami. Czuł się cholernie niezręcznie, choć i tak musiał
przyznać, że obawiał się czegoś znacznie gorszego… Wykwintnej restauracji lub
kawiarni z milionem zakochanych par…
- To powiedz mi, co ma ten facet, czego ja nie
mam?- Zapytał Shanks bez skrępowania, na co rozmówca się spiął.
- Przede wszystkim jest zdrowy na umyśle…-
Warknął, pocierając skronie.
- Dlaczego uważasz, że jestem chory?!- Zrobił
minę niewiniątka, dogłębnie urażony.
- Bo nie wynajmuje ochroniarzy, by porywali
wbrew woli niewinnych pracowników!
Przypomniał sobie swoją traumę sprzed godziny,
gdy próbował potajemnie wymknąć się z biura, a dwójka goryli, chwytając go pod
barki, wcisnęła siłą na siedzenie czarnego auta.
- Przesadzasz.- Uśmiechnął się , próbując nie
wybuchnąć śmiechem.- Przyznaj, że ci się to podobało.
- Podobało? Mamy chyba, jak zwykle, inne pojęcie
przyjemności.
- Gdybyś się nie opierał, to zmieniłbyś zdanie. -
Powiedział pewnym siebie głosem.
Przełknął ślinę. Takie tematy wybitnie go
krępowały. Zwłaszcza gdy lustrował go gorący i zaciekawiony wzrok. Na szczęście
nadeszła ich kolej na odebranie zamówienia i już po chwili trzymał na kolanach
torbę wyładowaną żarciem. Shanks zamiast zjechać na parking, ruszył drogą dalej
przed siebie i skręcił na wylotową z miasta. Ace przełknął ślinę. Radio wesoło
grało, gdy zjechali na szosę i dalej w las, w końcu parkując na osamotnionym
zajeździe. Wszędzie było ciemno, dookoła żywej duszy, gdyby go mordowali, ciało
znaleźliby pewnie dopiero po tygodniu.
- No! Trochę prywatności.- Shanks sięgnął po swój
zestaw, niebezpiecznie leżący na kroczu pasażera i zabierając swoją porcję,
zaczął się zajadać.- No cho? Nie jech?- Zapytał z pełnymi ustami.
Ace choć stracił apetyt, zabrał się za frytki.
Wpatrywał się w jeden punkt przed sobą i intensywnie myślał. Pierwszy raz jego
szef gdzieś go wyciągnął. Zwykle uskuteczniał w miarę bezpieczny flirt w biurze
ale to już było coś zupełnie innego. Do tego byli sami, w lesie. Nigdy nie miał
problemów z asertywnością, ale teraz popadł w konsternację, gdyż nie chodziło
tu już jedynie o jego dziewictwo ale też posadę w pracy. Co zrobi, jeśli ten
zacznie się do niego dobierać? Po jego usposobieniu ciężko mu było przyjąć inną
opcje do świadomości, więc gorączkowo starał się znaleźć bezpieczne wyjście z
sytuacji i przeklinał za wpakowanie się w takie bagno.
- Co masz taką minę? Przecież cię tu nie
zgwałcę.- Zaśmiał się kierowca, siorbiąc colę.
- C-co? Wcale tak nie myślę!- Odparł ostro i jednym
gryzem, z zawstydzenia, pochłonął prawie całego burgera.
- Nieprawda, uważasz mnie za starego zboka.-
Powiedział poważnie, robiąc obrażoną minę.
Cisza.
- Uważasz, że jestem stary?!- Przejął się
czerwonowłosy nie na żarty.
- Nie martwi cię bardziej drugie określenie?!-
Krzyknął w panice, przełykając szybko i przylegając jak najbardziej do drzwi, awaryjnie trzymając je
za klamkę.
- Fakt, może mógłbym być twoi ojcem, ale no chyba
nie jest aż tak źle?- Chlipał, zajadając żal nóżką z kurczaka.
- Tu nie chodzi o wiek tylko…- Westchnął i
załamał, starając dobrać słowa. Czuł się zagubiony i zapędzony w kozi róg.
- Tak? Słucham.- Spoważniał tym razem serio, choć
dalej się uśmiechał, zapatrzony przed siebie.
I co on miał mu powiedzieć? Czy nie wystarczyło
to, że był jego szefem? Nie uważał, że nie jest przystojny… wręcz przeciwnie.
Miał w sobie coś, co było przyciągające i wiele razy uznał nawet, że jest
seksowny… Nie mógł powiedzieć, że go nie lubi… Miał wiele cech, które mu się
podobały i okazywane mu zainteresowanie, nawet jeśli nachalne, było dość…
przyjemne. Zwłaszcza po tym, co sam uświadczał codziennie od Marco… Ale mimo
wszystko…
- Nie jesteś nim.- Powiedział w końcu.
Znów go zranił. Za każdym razem gdy to robił,
odczuwał niespodziewane wyrzuty sumienia. Dlaczego? Przecież powinien być
zły, że go tak ciągle nachodzi…
- Nie wiesz, co tracisz - Jak zwykle obracając
wszystko w żart, sięgnął z powrotem do papierowej torby - Za karę nie
dostaniesz loda.- Dzięki temu atmosfera na powrót się rozluźniła.
- Pf, jakby mi zależało.- Poczerwieniał i sięgnął po muffinkę.
- Ej! Babeczka jest moja!
- Ale ty masz lodowe marzenie!- Odkrzyknął,
zabierając ciacho poza zasięg szefa.
Reszta wieczoru upłynęła na całkiem neutralnych
tematach, za co Ace był naprawdę wdzięczny.
***
Wdech i wydech, wdech i wydech…
Nakazywał sobie stoicki spokój. Jak debil
koczował pod drzwiami gabinetu, zastanawiając się nad swoimi pierwszymi
słowami. Powinien wejść bardziej na luzie, czy może poważnie? Ukłonić się,
podać rękę, ucałować drobną skórę podsuwając dłoń pod swe usta? A może udawać
chłodną obojętność, na którą kobiece serca drżały niepewnie, zafascynowane
wyniosłą niedostępnością? Gdyby tylko nie ta jego wczorajsza wpadka…
Po prostu zachowuj się naturalnie i staraj
zrobić dobre wrażenie. Naturalnie.
Poprawił ostatni raz włosy, odrobinę zasłaniając
bliznę wokół lewego oka, pozostawioną w dzieciństwie po niefortunnym wybuchu
kuchenki. Nie uważał się z nią za nieatrakcyjnego, wiele kobiet mówiło mu
nawet, że dodaje mu uroku, lecz czasem onieśmielały go spojrzenia, jakie
wywoływała. Bardziej od niej nie lubił swojej nieśmiałości, która czasem dawała
mu się we znaki.
Odchrząknął i w końcu przekroczył progi
„Rewolucjonistów”. Wzruszenie wstąpiło na jego oblicze, gdy zobaczył znajome
twarze i stanowiska. Wszyscy odmachali mu wesoło, a on sam kierował się w
stronę własnego biurka i dyskretnie poszukiwał pewnego obiektu westchnień.
O mało nie wydał głośnego „jest!”, gdy okazało
się, że Koala ma stanowisko dokładnie naprzeciwko niego. Powstrzymał westchnięcie,
gdy uniosła na niego swe błękitne spojrzenie znad zalotnych rzęs. Jeśli strzała
kupidyna mogła przebijać wiele razy, to to znów był ten moment. Na chwilę go
zamurowało i zapomniał języka w gębie. Kobieca brew powędrowała do góry, a
zgrabne palce przestały wystukiwać rytm na klawiaturze. Musiał przyznać, że
miała niesamowicie zgrabne nadgarstki. Rzadko zwracał uwagi na takie szczegóły
ale ten wybitnie rzucił mu się w oczy. Jej piersi wyeksponowane przez
niedopiętą koszulę, cudownie uniosły się gdy dziewczyna wstrzymała oddech. Nogi
miała skrzyżowane pod krzesłem, a smukłe stópki na obcasach muskały czółenkami
podłogę. Dziś włosy miała również rozpuszczone. Obiegła go badawczym
spojrzeniem, wyczekując najwyraźniej jakiejś reakcji.
- W-witam, myśmy się jeszcze nie mieli okazji
poznać.- Zdjął swój ulubiony kapelusz i ukłonił się delikatnie, nie spuszczając
z niej wzroku, oczarowany urodą.- Jestem Sabo. Byłem w podróży służbowej, ale
dziś wracam na stanowisko. – Bał się podejść bliżej. Było w tej kobiecie coś…
co ostrzegało go przez zbytnim spoufalaniem. Zarumienił się lekko, gdy chwila
się przeciągała, a dziewczyna przekrzywiła lekko głowę i uniosła jeden kącik
ust. Nagle wstała lekko i pokonując zgrabnie dzielący ich dystans, o mało nie
przyprawiając blondyna o zawał, sama wyciągnęła rękę. Dziwne błyski tańczyły w
jej głębokim spojrzeniu.
- Pamiętam! Jest pan tym fajtłapą, co przeleciał
przez biurko - Jej uścisk był mocny i pewny siebie, który wywołał w jego ciele
prawdziwą burzę. Była w nim przekazana siła i pewne ostrzeżenie. Zupełnie jakby
pokazała granicę, zaznaczając swój teren. Jej postawa nie była nieuprzejma,
choć aluzja wyczuwalna. – Jestem Koala, zostałam zatrudniona podczas pana
nieobecności.- Uśmiechnęła się kusząco, a jej przymrużone, inteligentne oczy
odbierały mu zmysły.
Fajtłapą?
- Mnie również miło poznać tak piękną kobietę.-
Pominął uwagę na temat swojego wybryku i pomimo wyczuwalnego dystansu, jednak
uniósł dłoń do ust i pocałował, co niezmiernie zdziwiło dziewczynę, choć
zdradziła się jedynie delikatnym uniesieniem brwi. Pogłębiła uśmiech, jakby
rozbawiona jego szarmancją. Sabo już sobie uświadamiał, co Luffy i Ace mieli na
myśli mówiąc „niedostępna”. Przeszedł go dreszcz na samą myśl. Nie pamiętał by
kiedykolwiek spotkał tak ognistą lwicę. – Czyżbym to z panią miał przyjemność od
teraz pracować nad wspólnym działem?
- Cieszy mnie takie optymistyczne podejście-
Zadziornie zażartowała , zabrała dłoń i obróciwszy się, pokazała resztę swoich
wdzięków - Słyszałam wiele pozytywnych rzeczy na temat pana umiejętności, aż
jestem ich ciekawa - zasiadła za biurkiem i niewinnie uśmiechnęła - oraz tego,
czego nauczył się pan za granicą.
Zrobiło mu się gorąco. Miał wrażenie, czy go
prowokowała? Inni w pomieszczeniu przyglądali im się z zaciekawieniem,
najwyraźniej już dobrze obeznani w zagrywkach swojej współpracownicy.
- Możemy zacząć od zaraz - Odłożył rzeczy na
biurko, ledwo mogąc oderwać od rudowłosej wzrok. Modlił się, by przypadkiem się
znowu o coś nie potknąć. Kolejna gafa byłaby kompromitująca - Mogę zobaczyć, co
do tej pory mamy? - Chciał do niej podejść, ale ta jedynie wystukała coś
szybko na klawiaturze i wstając, wyjęła pendriva.
- Wszystko ma pan w pliku, proszę się z tym
zapoznać. Teraz właśnie idę na przerwę.- Puściła mu oczko i wyminęła
prowokująco.
Sabo poczuł elektryzujący prąd, gdy doświadczył
tej bliskości i owiał go jej słodki zapach. Czyżby to były konwalie? Gdy
opuściła pokój, w końcu odetchnął, podpierając się o blat biurka. Musiał
poluźnić krawat.
- Raju…- Szepnął, a koledzy się zaśmiali.
- Współczujemy stary.- Pokręcili głowami na
znak wyrazów żalu, lecz on miał w głowie jedynie rudowłosą piękność.
…
- I jak tam po wczoraj?- Zapytał Sanji odpalając
fajkę.
- A daj spokój… Porażka na całej linii…- Ace
ukrył twarz w dłoniach. – Marco coraz bardziej mnie unika, a dyrektor w drugą stronę…
Nie wiem co mam robić…
Oboje stali na balkonie dla pracowników, z
wyznaczoną strefą dla palaczy. Ich oddech rysował się na mgiełką na chłodnym
powietrzu. Dziś było zdecydowanie zimniej.
- Czemu sobie nie odpuścisz? To już trwa tak
długo.- Blondyn strzepnął popiół za barierkę i wpatrywał w oświetlone i
udekorowane świątecznie witryny sklepów. Bolała go głowa, od wczoraj wszystko
dopinali na ostatni guzik.- Szef to nie jest taka zła opcja, wiesz? Przecież
jest spoko.
- Ta… – Mruknął niepocieszony, wspominając
wczorajszy wieczór.- Ale ciągle mam nadzieję… że Marco jednak z nią zerwie…-
Zaczął bawić się zapalniczką, ze smutkiem topiąc spojrzenie w błękitnym
płomyku - Że może jednak… – Urwał wiedząc, że to, co chce powiedzieć jest
głupie. Westchnął jedynie i zamknął płomień. – Nie potrafię zapomnieć tego, jak
wcześniej się dobrze dogadywaliśmy… Z resztą nie ważne, jęczę jak jakiś
porzucony babsztyl, lepiej powiedz, jak tam nasz pan tajemniczy?- Sprzedał mu
przyjacielskiego kuksańca.
- A całkiem dobrze - Uśmiechnął się do siebie i
unikał wzroku ciekawskiego kolegi. Nagle zawibrowała mu kieszeń - o wilku
mowa - Spojrzał na wyświetlacz.
25/12/2014 15.02 Łowca
„Powodzenia
na dzisiejszej prezentacji. Trzymam kciuki.”
- Co tam pisze?- Próbował wyjrzeć mu przez ramię - wysyłacie sobie sex wiadomości?
- Nie, idioto! – Poczerwieniał i schował szybko
telefon, jakby rzeczywiście tak było.
- Nie rozumiem, czemu nie zaproponujesz
spotkania, skoro zaczynasz się angażować.
Sanji chwilę nad tym rozmyślał.
- Sam nie wiem. Może wolałbym, by ta propozycja
wyszła od niego? - Dopalił papierosa i westchnął ciępiętniczo.
- A może się boisz, że okaże się tłustym, starym
dziadem?- Zażartował piegowaty.
- Nie wykluczam takiej możliwości. – Zaśmiał się
na samą myśl. Spojrzał na zegarek i westchnął.- Dobra, czas wracać do reszty…
- Wiesz, że od tego czy was przyjmą, zależy
również moja posada i wszystkich innych w tym biurze?- Powiedział poważnie,
choć wesołe ogniki tańczyły mu w oczach.
- Świetne, pocieszycielskie słowa, dziękuję.-
Zaakcentował to wyjątkowym sarkazmem i uśmiechnął – Tym razem, mój drogi, będą
nas BŁAGAĆ, byśmy podpisali z nimi kontrakt - Opuścił taras bardzo pewny
siebie.
Dokonując ostatnich przeciągnięć przed ponownym
zalegnięciem przed kompem, wkroczył do pracowni. Atmosfera była zdecydowanie
ożywiona. Zasiadł na miejscu i dopił ostatni łyk zimnej kawy, krzywiąc się
nieznacznie i cucąc przed wystąpieniem. Spojrzał podekscytowany na zegar na
ścianie. Została im niecała godzina.
Każdy z ekipy wywiązał się na czas ze swoich zadań,
co było prawdziwym, prawie niemożliwym cudem. Co prawda trwało to cały rok, ale
pomysł na nową grę okazał się o wiele bardziej pracochłonny, niż początkowo
sądzili. Gdy jednak tym razem podzielili zadania i skupili na tym, co każdy
umiał najlepiej, wyszło z tego coś, co w końcu można było przedstawić na
zebraniu największych korporacji realizujących takie projekty. Teraz niestety,
w kulminacyjnym momencie, zdenerwowanie sięgało zenitu.
- Boże, Franky, spójrz na to jeszcze raz błagam i
powiedz mi, czy się zgadza…- Długowłosa dziewczyna podeszła do barczystego
mężczyzny, który nie odrywał oczu od ekranu. Nami postukała mu w monitor i
nakazała otwarcie pliku - Masz tu tą mapę, nałóż ją na tą wyspę.
Ich rudowłosa piękność, za którą Sanji pomimo
swej orientacji i tak zawsze się oglądał, stworzyła im cały świat, który potem
ich programista utrwalił w wersji cyfrowej i trójwymiarowej. Spędzał z
okrzykniętą mianem „nawigatorki” kobietą więcej, niż ze swoją żoną, która
aktualnie siedziała przy swoim biurku i analizowała dialogi do postaci, które
napisała. Robin chyba wyglądała najtrzeźwiej z nich wszystkich.
- Śliczna, sprawdzałem to już milion razy, jest
suuuuuuuper poprawnie - przetarł twarz - Znam już ten świat na pamięć.
- To się zgadza, zgadza, zgadza, ok, zgadza…- Ich
mistrz graficzny, który nałożył całość tekstury, rasowy rastaman i pomysłodawca
projektów postaci, schizował chyba najbardziej. Był na ósmej kawie i ręce mu
drżały.- Boże! Czy to…! A nie, jest ok, dobrze, ok…
- Oddychaj Usopp. Bo mózg ci wyparuje, yohohoho! -
Odezwał się ze swej zabarykadowanej kabiny afromężczyzna, zsuwając z uszu
olbrzymie słuchawki. Najstarszy z nich Brook, pracował nad ścieżką dźwiękową i
w pojedynkę odwalił kawał świetnej roboty. Niektóre utwory całe biuro nuciło do
teraz. Trafili na prawdziwego wirtuoza. Gość był strzałem w dziesiątkę.
Dołączył do ekipy jako ostatni, a sprawdził się w trybie natychmiastowym.
- Shishishi! Chopper, wyluzuj, będzie
dobrze!- Monkey D. Luffy zarzucił nogi na biurko i oparł wygodnie na fotelu, zakładając
ręce za głowę.- Wszystko już mamy gotowe.
Pocieszył najmłodszego członka ekipy który mało się odzywał, zamyślony nad własnymi skryptami. Wystraszony, z założoną tył na przód różową czapką, skrolował ekran. Nie wyglądał na uspokojonego. Był najmłodszy z nich wszystkich i generalnie miał najwięcej na głowie. W jego udziale przypadły wszelakie artefakty, rodzaje substancji, mikstur, ziół oraz ekwipunek. Radził sobie świetnie, ale całkowicie w siebie nie wierzył, co niezmiernie resztę dziwiło.
Pocieszył najmłodszego członka ekipy który mało się odzywał, zamyślony nad własnymi skryptami. Wystraszony, z założoną tył na przód różową czapką, skrolował ekran. Nie wyglądał na uspokojonego. Był najmłodszy z nich wszystkich i generalnie miał najwięcej na głowie. W jego udziale przypadły wszelakie artefakty, rodzaje substancji, mikstur, ziół oraz ekwipunek. Radził sobie świetnie, ale całkowicie w siebie nie wierzył, co niezmiernie resztę dziwiło.
Sanji pokręcił głową rozbawiony. Tak, ich
kierownik zdecydowanie czuł najmniejszą presję. Nawet jeśli był odpowiedzialny
za walki, poziomy mocy oraz rodzaje ataków. Plus generalny nadzór nad całością.
Wszyscy ufali jego opinii, ale też nie raz musieli hamować przed zbyt bujną
wyobraźnią. Choć zbyt żywiołowy, był ich filarem, który trzymał całą ekipę w
ryzach. Blondyn nie do końca rozumiał ten fenomen, ale nie miał nic przeciwko,
skoro wszystko funkcjonowało, jak należy.
- Wysłałem ci uzupełnioną listę. – Powiedział
Zoro siedzący naprzeciwko i zdjął okulary, przecierając oczy.
- Dzięki.- Nawet nie miał ochoty na uszczypliwą
uwagę. Nie teraz, gdy zaraz mieli prezentować całość. Zaczął szukać pliku i
otworzył w dodatkowym oknie. Cały spis broni wraz z ich projektami był w końcu
przejrzysty i czytelny. Pokiwał głową z uznaniem i odetchnął uspokojony. Przy
okazji przyjrzał się dokładniej Roronorze, który nie wyglądał najlepiej.
Zastanawiał się, co wczoraj się działo po jego wyjściu. Czy był jednak z
Mihawkiem czy nie? Musiał przyznać, że dość dużo o tym myślał z uwagi na to,
jakie utrzymywali ze sobą relacje. Zwykle ten glon wydawał mu się wycofany i
niewiele wiedział na jego temat prócz tego, że uwielbiał robić mu na złość, ale
teraz poczuł jakąś… dziwną więź. To było nawet dość zabawne.
- Tobie też coś przejrzeć?- Zapytał niespodziewanie,
na co Sanji szczerze się zaśmiał. To była chyba pierwsza zaoferowana pomoc,
odkąd się poznali.
- Twoje przekrwione oczy wyglądają jakby miały
zaraz wybuchnąć, a ty chcesz czytać scenariusze do misji?- Pokręcił głową.-
Skup się lepiej na prezentacji, bo już głupoty wygadujesz.
Tak, on miał zadanie opracować każdy poszczególny
quest, wymyślić fabułę, przeciwników i nagrodę, za wykonanie zadania. Nigdy się
nie spodziewał, że ten rodzaj umiejętności wykorzysta kiedykolwiek do tworzenia
pirackiej gry MMORPG. Był prawie pewny, że projekt przejdzie. Ich świat mógł
być nieskończenie rozbudowywany, ludzie z całej kuli ziemskiej mieliby
możliwość spotykania się w nim, tworzenia sojuszy, prowadzenia pojedynków i
podbijania nowych lądów. Na wszelki wypadek mieli kilka przyszłych asów w
rękawie, gdyby konkurencja błysnęła czymś równie pomysłowym, w co jednak
wątpił.
Rozległo się pukanie do ich „kajuty” i wszyscy
poderwali się w oczekiwaniu. Niebieskowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do nich
ciepło i oznajmiła przybycie komisji oceniającej.
- Dzięki Vivi!- Odkrzyknął jej Luffy i wskoczył
na swoje biurko.- Więc słuchajcie mnie wszyscy! Mamy skopać dupy konkurencji!-
Podniosły się ożywione okrzyki.
- Ał! Niech cały świat wyruszy na poszukiwanie
legendarnego suuuuper skarbu!- Pokazał kolegom wyciągniętego w górę kciuka.
- Gra „One piece” zbije majątek i będziemy
bogaci!- Nami okręciła się na krześle, wyobrażając sobie miliony monet.
- Umrzemy, na pewno umrzemy.- Chopper razem z
Usoppem tulili się do siebie, w panice przeglądając swoje notatki.
- Wygrajmy to śpiewająco, yohohoho!- Brook
wyszedł jako pierwszy tanecznym krokiem.
- A potem się urżnijmy - Jęknął Zoro - Dobrą
wódą…
- Panie przodem.- Sanji przepuścił w drzwiach
uśmiechającą się Robin i wziął głębszy oddech.
Koledzy z działu klepali ich po placach i życzyli
powodzenia. Shanks wyszedł im naprzeciw i poprowadził do sali konferencyjnej.
Jako ich dyrektor również miał uczestniczyć w prezentacji. Na ich barkach
spoczywała odpowiedzialność całego biura. Wraz z nimi konkurowało około dwustu
firm, a jedynie dziesięć miało dostać szansę realizacji.
Przez dwie godziny w budynku prawie nikt się nie
odzywał, odliczając każdą minutę i w zdenerwowaniu obgryzając paznokcie. Gdyby
gra przeszła, mogliby poważnie zabrać się za projekt „rewolucjonistów” i
„marine”, które wymagały jeszcze szczegółowych opracowań. To, czy ich praca
poszła na marę mięli dowiedzieć się dosłownie za chwilę.
W końcu wyczekiwany moment nadszedł. Komisja
wyjechała i bezapelacyjnie wyraziła swoje stanowisko, dotyczące projektu.
Tego wieczora całe biuro Grand Line świętowało
swoje zwycięstwo.
Kolejny rozdział *.* Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam okazji dobrać się do kompa :) Teraz w końcu mogę się rozsiąść i Cię pomęczyć ^^
OdpowiedzUsuńShanks się nie poddaje, skurczybyk jeden xD Rozwala mnie ta jego bezpośredniość xD W sumie podobnie jak Ace myślałam, że dobierze się do chłopaka, a tu Ci taka niespodzianka. Jednak wcale to nie rozczarowało. Bardzo fajnie poprowadziłaś ten fragment :) Ace ma prawdziwy dylemat teraz. Szczerze to sama nie wiem jak to pociągniesz, ale będzie fajnie :D A, i akcja z tą ochroną na plus Uśmiałam się :D Bardzo dobra robota i tak jak zawsze w Twoich opowiadaniach, wszystko jest takie naturalne, nie wymuszone.
Sabo nieśmiały xD I Koala żyła xD Ten fragment też był mega rozwalający :D Jeszcze jak zaczął się jąkać to już kompletnie nie mogłam ze śmiechu. Kurczę, wykreowałaś ich tak fajnie :) Coś czuję, że blondyn nie raz i nie dwa zostanie zagięty przez swoją koleżankę z pracy :D No i jeszcze Ci współczujący pracownicy xD Będzie komedia xD A już zwłaszcza, że teraz Sabo ma przez Koalę naczepioną nalepkę na czole z napisem „FAJTŁAPA”
O, kolejna fajna niespodzianka :) Fajnie, że Sanji i Ace są kumplami i że gadają sobie o prywatnych sprawach :) To do nich pasuje :D Teraz tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Zoro dobrze wie z kim pisze. A to skubaniec :D Nawet on ma taką swoją nieśmiałą stronę :D Muszę przyznać, że to strasznie urocze <3 Ciekawe jak im się to wszystko ułoży i jeszcze co Mihawk ma z tym wszystkim wspólnego :D W sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że z Zoro są naprawdę dobrymi kumplami, a te czekoladki tak naprawdę miały być dla Sanjiego, tylko Zoro był zbyt nieśmiały na ruch, a Mihawk go namawiał :D Hahaha, takie małe nieporozumienie xD Ale z drugiej strony Mihawk uganiający się za Zoro, który z kolei skrycie kocha się w Sanjim też będzie super :D Teraz już zżera mnie ciekawość xD
W sumie byłam ciekawa jak ich tam w biurze poustawiałaś i co to za projekt, a po tym rozdziale jestem pod wrażeniem :) Bardzo to fajnie poprowadziłaś. Nie mam pojęcia jak to jest faktycznie z tworzeniem gier, ale skoro to Słomkowi to w rok by się uporali :D Nawet jeśli są normalnymi ludźmi w normalnym świecie. Każdemu sprytnie przypisałaś rolę i to tak bardzo pasuje i zachwyca *.* I jest też Vivi <3 I ogólnie wymiana zdań między Zoro a Sanjim urocza <3 Kurcze, jak ja lubię wykreowanych przez Ciebie bohaterów <3
Ha, no i imprezka! <3 Kurcze, szkoda, że nie opisana Ale tak mega się cieszę, że wygrali :D
Czekam na kolejny rozdział i retrosy <3 Dużo weny :*