niedziela, 14 czerwca 2015

Nie iGRAJ ze mną 2



- Dwa podwójne zestawy z frytkami, kubełek skrzydełek i…- Obejrzał się wymownie na pasażera.
- Starczy…- Mruknął towarzyszący mu mężczyzna, pomimo ciemności wpatrujący się w coś intensywnie za oknem.
- …do tego czekoladowego muffina oraz truskawkowe, lodowe marzenie.- Zatrajkotał wesoło.
Zmęczony sprzedawca potwierdził listę przez megafonik i zaprosił do odebrania zamówienia. Czerwonowłosy podjechał kawałek i stanął w kolejce samochodów do otwartego okienka.
- Serio to powiedziałeś?- Prychnął piegowaty, ukrywając rozbawienie.
- No co? Tak się nazywa ten deser!- Usprawiedliwił się Shanks i nagle sobie o czymś przypominając, pacnął się w czoło. – Kurczę… zapomniałem o keczupie. Pewnie nam nie dadzą.- Jęknął i oparł się o zagłówek siedzenia.
- Co za różnica.
- Coś  taki markotny? Rozchmurz się! Mamy święta!- Poczochrał czarne włosy, irytując pasażera.
Ace zgromił go wzrokiem.
- Rany, ale miałem ochotę na fast food’a. Wieki tu chyba nie jadłem. – Zaciągnął się zapachem smażonego oleju i wystukiwał palcami na kierownicy melodię płynącą z radia. Dźwięki ACDC wypełniały kabinę.
-  Kto miał, ten miał…- Odparł buntowniczo, co niestety nie potwierdził jego żołądek, który wydał serie cierpiętniczych jęków. Jego porywacz zaczął się śmiać, a on sam spąsowiał po czubki uszu.- Zdrajca…- Szepnął wściekle zawstydzony do swoich kiszek i znów wyjrzał za okno.
Kolejka poruszała się bardzo wolno, a on nie wiedział, co zrobić z rękami. Czuł się cholernie niezręcznie, choć i tak musiał przyznać, że obawiał się czegoś znacznie gorszego… Wykwintnej restauracji lub kawiarni z milionem zakochanych par…
- To powiedz mi, co ma ten facet, czego ja nie mam?- Zapytał Shanks bez skrępowania, na co rozmówca się spiął.
- Przede wszystkim jest zdrowy na umyśle…- Warknął, pocierając skronie.
- Dlaczego uważasz, że jestem chory?!- Zrobił minę niewiniątka, dogłębnie urażony.
- Bo nie wynajmuje  ochroniarzy, by porywali wbrew woli niewinnych pracowników!
Przypomniał sobie swoją traumę sprzed godziny, gdy próbował potajemnie wymknąć się z biura, a dwójka goryli, chwytając go pod barki, wcisnęła siłą na siedzenie czarnego auta.
- Przesadzasz.- Uśmiechnął się , próbując nie wybuchnąć śmiechem.- Przyznaj, że ci się to podobało.
- Podobało? Mamy chyba, jak zwykle, inne pojęcie przyjemności.
- Gdybyś się nie opierał, to zmieniłbyś zdanie. - Powiedział pewnym siebie głosem.
Przełknął ślinę. Takie tematy wybitnie go krępowały. Zwłaszcza gdy lustrował go gorący i zaciekawiony wzrok. Na szczęście nadeszła ich kolej na odebranie zamówienia i już po chwili trzymał na kolanach torbę wyładowaną żarciem. Shanks zamiast zjechać na parking, ruszył drogą dalej przed siebie i skręcił na wylotową z miasta. Ace przełknął ślinę. Radio wesoło grało, gdy zjechali na szosę i dalej w las, w końcu parkując na osamotnionym zajeździe. Wszędzie było ciemno, dookoła żywej duszy, gdyby go mordowali, ciało znaleźliby pewnie dopiero po tygodniu.
- No! Trochę prywatności.- Shanks sięgnął po swój zestaw, niebezpiecznie leżący na kroczu pasażera i zabierając swoją porcję, zaczął się zajadać.- No cho? Nie jech?- Zapytał z pełnymi ustami.
Ace choć stracił apetyt, zabrał się za frytki. Wpatrywał się w jeden punkt przed sobą i intensywnie myślał. Pierwszy raz jego szef gdzieś go wyciągnął. Zwykle uskuteczniał w miarę bezpieczny flirt w biurze ale to już było coś zupełnie innego. Do tego byli sami, w lesie. Nigdy nie miał problemów z asertywnością, ale teraz popadł w konsternację, gdyż nie chodziło tu już jedynie o jego dziewictwo ale też posadę w pracy. Co zrobi, jeśli ten zacznie się do niego dobierać? Po jego usposobieniu ciężko mu było przyjąć inną opcje do świadomości, więc gorączkowo starał się znaleźć bezpieczne wyjście z sytuacji i przeklinał za wpakowanie się w takie bagno.
- Co masz taką minę? Przecież cię tu nie zgwałcę.- Zaśmiał się kierowca, siorbiąc colę.
- C-co? Wcale tak nie myślę!- Odparł ostro i jednym gryzem, z zawstydzenia, pochłonął prawie całego burgera.
- Nieprawda, uważasz mnie za starego zboka.- Powiedział poważnie, robiąc obrażoną minę.
Cisza.
- Uważasz, że jestem stary?!- Przejął się czerwonowłosy nie na żarty.
- Nie martwi cię bardziej drugie określenie?!- Krzyknął w panice, przełykając szybko i przylegając jak najbardziej do drzwi, awaryjnie trzymając je za klamkę.
- Fakt, może mógłbym być twoi ojcem, ale no chyba nie jest aż tak źle?- Chlipał, zajadając żal nóżką z kurczaka.
- Tu nie chodzi o wiek tylko…- Westchnął i załamał, starając dobrać słowa. Czuł się zagubiony i zapędzony w kozi róg.
- Tak? Słucham.- Spoważniał tym razem serio, choć dalej się uśmiechał, zapatrzony przed siebie.
I co on miał mu powiedzieć? Czy nie wystarczyło to, że był jego szefem? Nie uważał, że nie jest przystojny… wręcz przeciwnie. Miał w sobie coś, co było przyciągające i wiele razy uznał nawet, że jest seksowny… Nie mógł powiedzieć, że go nie lubi… Miał wiele cech, które mu się podobały i okazywane mu zainteresowanie, nawet jeśli nachalne, było dość… przyjemne. Zwłaszcza po tym, co sam uświadczał codziennie od Marco… Ale mimo wszystko…
- Nie jesteś nim.- Powiedział w końcu.
Znów go zranił. Za każdym razem gdy to robił, odczuwał niespodziewane wyrzuty sumienia.  Dlaczego? Przecież powinien być zły, że go tak ciągle nachodzi…
- Nie wiesz, co tracisz - Jak zwykle obracając wszystko w żart, sięgnął z powrotem do papierowej torby - Za karę nie dostaniesz loda.- Dzięki temu atmosfera na powrót się rozluźniła.
- Pf, jakby mi zależało.- Poczerwieniał i sięgnął po muffinkę.
- Ej! Babeczka jest moja!
- Ale ty masz lodowe marzenie!- Odkrzyknął, zabierając ciacho poza zasięg szefa.
Reszta wieczoru upłynęła na całkiem neutralnych tematach, za co Ace był naprawdę wdzięczny.
***
Wdech i wydech, wdech i wydech…
Nakazywał sobie stoicki spokój. Jak debil koczował pod drzwiami gabinetu, zastanawiając się nad swoimi pierwszymi słowami. Powinien wejść bardziej na luzie, czy może poważnie? Ukłonić się, podać rękę, ucałować drobną skórę podsuwając dłoń pod swe usta? A może udawać chłodną obojętność, na którą kobiece serca drżały niepewnie, zafascynowane wyniosłą niedostępnością? Gdyby tylko nie ta jego wczorajsza wpadka…
Po prostu zachowuj się naturalnie i staraj zrobić dobre wrażenie. Naturalnie.
Poprawił ostatni raz włosy, odrobinę zasłaniając bliznę wokół lewego oka, pozostawioną w dzieciństwie po niefortunnym wybuchu kuchenki. Nie uważał się z nią za nieatrakcyjnego, wiele kobiet mówiło mu nawet, że dodaje mu uroku, lecz czasem onieśmielały go spojrzenia, jakie wywoływała. Bardziej od niej nie lubił swojej nieśmiałości, która czasem dawała mu się we znaki.
Odchrząknął i w końcu przekroczył progi „Rewolucjonistów”. Wzruszenie wstąpiło na jego oblicze, gdy zobaczył znajome twarze i stanowiska. Wszyscy odmachali mu wesoło, a on sam kierował się w stronę własnego biurka i dyskretnie poszukiwał pewnego obiektu westchnień.
O mało nie wydał głośnego „jest!”, gdy okazało się, że Koala ma stanowisko dokładnie naprzeciwko niego. Powstrzymał westchnięcie, gdy uniosła na niego swe błękitne spojrzenie znad zalotnych rzęs. Jeśli strzała kupidyna mogła przebijać wiele razy, to to znów był ten moment. Na chwilę go zamurowało i zapomniał języka w gębie. Kobieca brew powędrowała do góry, a zgrabne palce przestały wystukiwać rytm na klawiaturze. Musiał przyznać, że miała niesamowicie zgrabne nadgarstki. Rzadko zwracał uwagi na takie szczegóły ale ten wybitnie rzucił mu się w oczy. Jej piersi wyeksponowane przez niedopiętą koszulę, cudownie uniosły się gdy dziewczyna wstrzymała oddech. Nogi miała skrzyżowane pod krzesłem, a smukłe stópki na obcasach muskały czółenkami podłogę. Dziś włosy miała również rozpuszczone. Obiegła go badawczym spojrzeniem, wyczekując najwyraźniej jakiejś reakcji.
- W-witam, myśmy się jeszcze nie mieli okazji poznać.- Zdjął swój ulubiony kapelusz i ukłonił się delikatnie, nie spuszczając z niej wzroku, oczarowany urodą.- Jestem Sabo. Byłem w podróży służbowej, ale dziś wracam na stanowisko. – Bał się podejść bliżej. Było w tej kobiecie coś… co ostrzegało go przez zbytnim spoufalaniem. Zarumienił się lekko, gdy chwila się przeciągała, a dziewczyna przekrzywiła lekko głowę i uniosła jeden kącik ust. Nagle wstała lekko i pokonując zgrabnie dzielący ich dystans, o mało nie przyprawiając blondyna o zawał, sama wyciągnęła rękę. Dziwne błyski tańczyły w jej głębokim spojrzeniu.
- Pamiętam! Jest pan tym fajtłapą, co przeleciał przez biurko - Jej uścisk był mocny i pewny siebie, który wywołał w jego ciele prawdziwą burzę. Była w nim przekazana siła i pewne ostrzeżenie. Zupełnie jakby pokazała granicę, zaznaczając swój teren. Jej postawa nie była nieuprzejma, choć aluzja wyczuwalna. – Jestem Koala, zostałam zatrudniona podczas pana nieobecności.- Uśmiechnęła się kusząco, a jej przymrużone, inteligentne oczy odbierały mu zmysły.
Fajtłapą?
- Mnie również miło poznać tak piękną kobietę.- Pominął uwagę na temat swojego wybryku i pomimo wyczuwalnego dystansu, jednak uniósł dłoń do ust i pocałował, co niezmiernie zdziwiło dziewczynę, choć zdradziła się jedynie delikatnym uniesieniem brwi. Pogłębiła uśmiech, jakby rozbawiona jego szarmancją. Sabo już sobie uświadamiał, co Luffy i Ace mieli na myśli mówiąc „niedostępna”. Przeszedł go dreszcz na samą myśl. Nie pamiętał by kiedykolwiek spotkał tak ognistą lwicę. – Czyżbym to z panią miał przyjemność od teraz pracować nad wspólnym działem?
- Cieszy mnie takie optymistyczne podejście- Zadziornie zażartowała , zabrała dłoń i obróciwszy się, pokazała resztę swoich wdzięków - Słyszałam wiele pozytywnych rzeczy na temat pana umiejętności, aż jestem ich ciekawa - zasiadła za biurkiem i niewinnie uśmiechnęła - oraz tego, czego nauczył się pan za granicą.
Zrobiło mu się gorąco. Miał wrażenie, czy go prowokowała? Inni w pomieszczeniu przyglądali im się z zaciekawieniem, najwyraźniej już dobrze obeznani w zagrywkach swojej współpracownicy.
- Możemy zacząć od zaraz - Odłożył rzeczy na biurko, ledwo mogąc oderwać od rudowłosej wzrok. Modlił się, by przypadkiem się znowu o coś nie potknąć. Kolejna gafa byłaby kompromitująca - Mogę zobaczyć, co do tej pory mamy? - Chciał do niej podejść, ale ta jedynie  wystukała coś szybko na klawiaturze i wstając, wyjęła pendriva.
- Wszystko ma pan w pliku, proszę się z tym zapoznać. Teraz właśnie idę na przerwę.- Puściła mu oczko i wyminęła prowokująco.
Sabo poczuł elektryzujący prąd, gdy doświadczył tej bliskości i owiał go jej słodki zapach. Czyżby to były konwalie? Gdy opuściła pokój, w końcu odetchnął, podpierając się o blat biurka. Musiał poluźnić krawat.
- Raju…- Szepnął, a koledzy się zaśmiali.
- Współczujemy stary.- Pokręcili  głowami na znak wyrazów żalu, lecz on miał w głowie jedynie rudowłosą piękność.
- I jak tam po wczoraj?- Zapytał Sanji odpalając fajkę.
- A daj spokój… Porażka na całej linii…- Ace ukrył twarz w dłoniach. – Marco coraz bardziej mnie unika, a dyrektor w drugą stronę… Nie wiem co mam robić…
Oboje stali na balkonie dla pracowników, z wyznaczoną strefą dla palaczy. Ich oddech rysował się na mgiełką na chłodnym powietrzu. Dziś było zdecydowanie zimniej.
- Czemu sobie nie odpuścisz? To już trwa tak długo.- Blondyn strzepnął popiół za barierkę i wpatrywał w oświetlone i udekorowane świątecznie witryny sklepów. Bolała go głowa, od wczoraj wszystko dopinali na ostatni guzik.- Szef to nie jest taka zła opcja, wiesz? Przecież jest spoko.
- Ta… – Mruknął niepocieszony, wspominając wczorajszy wieczór.- Ale ciągle mam nadzieję… że Marco jednak z nią zerwie…- Zaczął bawić się zapalniczką, ze smutkiem topiąc spojrzenie w błękitnym płomyku - Że może jednak… – Urwał wiedząc, że to, co chce powiedzieć jest głupie. Westchnął jedynie i zamknął płomień. – Nie potrafię zapomnieć tego, jak wcześniej się dobrze dogadywaliśmy… Z resztą nie ważne, jęczę jak jakiś porzucony babsztyl, lepiej powiedz, jak tam nasz pan tajemniczy?- Sprzedał mu przyjacielskiego kuksańca.
- A całkiem dobrze - Uśmiechnął się do siebie i unikał wzroku ciekawskiego kolegi. Nagle zawibrowała mu kieszeń - o wilku mowa - Spojrzał na wyświetlacz.
25/12/2014 15.02 Łowca
„Powodzenia na dzisiejszej prezentacji. Trzymam kciuki.”

- Co tam pisze?- Próbował wyjrzeć mu przez ramię - wysyłacie sobie sex wiadomości?
- Nie, idioto! – Poczerwieniał i schował szybko telefon, jakby rzeczywiście tak było.
- Nie rozumiem, czemu nie zaproponujesz spotkania, skoro zaczynasz się angażować.
Sanji chwilę nad tym rozmyślał.
- Sam nie wiem. Może wolałbym, by ta propozycja wyszła od niego? - Dopalił papierosa i westchnął ciępiętniczo.
- A może się boisz, że okaże się tłustym, starym dziadem?- Zażartował piegowaty.
- Nie wykluczam takiej możliwości. – Zaśmiał się na samą myśl. Spojrzał na zegarek i westchnął.- Dobra, czas wracać do reszty…
- Wiesz, że od tego czy was przyjmą, zależy również moja posada i wszystkich innych w tym biurze?- Powiedział poważnie, choć wesołe ogniki tańczyły mu w oczach.
- Świetne, pocieszycielskie słowa, dziękuję.- Zaakcentował to wyjątkowym sarkazmem i uśmiechnął – Tym razem, mój drogi, będą nas BŁAGAĆ, byśmy podpisali z nimi kontrakt - Opuścił taras bardzo pewny siebie.
Dokonując ostatnich przeciągnięć przed ponownym zalegnięciem przed kompem, wkroczył do pracowni. Atmosfera była zdecydowanie ożywiona. Zasiadł na miejscu i dopił ostatni łyk zimnej kawy, krzywiąc się nieznacznie i cucąc przed wystąpieniem. Spojrzał podekscytowany na zegar na ścianie. Została im niecała godzina.
Każdy z ekipy wywiązał się na czas ze swoich zadań, co było prawdziwym, prawie niemożliwym cudem. Co prawda trwało to cały rok, ale pomysł na nową grę okazał się o wiele bardziej pracochłonny, niż początkowo sądzili. Gdy jednak tym razem podzielili zadania i skupili na tym, co każdy umiał najlepiej, wyszło z tego coś, co w końcu można było przedstawić na zebraniu największych korporacji realizujących takie projekty. Teraz niestety, w kulminacyjnym momencie,  zdenerwowanie sięgało zenitu.
- Boże, Franky, spójrz na to jeszcze raz błagam i powiedz mi, czy się zgadza…- Długowłosa dziewczyna podeszła do barczystego mężczyzny, który nie odrywał oczu od ekranu. Nami postukała mu w monitor i nakazała otwarcie pliku - Masz tu tą mapę, nałóż ją na tą wyspę.
Ich rudowłosa piękność, za którą Sanji pomimo swej orientacji i tak zawsze się oglądał, stworzyła im cały świat, który potem ich programista utrwalił w wersji cyfrowej i trójwymiarowej. Spędzał z okrzykniętą mianem „nawigatorki” kobietą więcej, niż ze swoją żoną, która aktualnie siedziała przy swoim biurku i analizowała dialogi do postaci, które napisała. Robin chyba wyglądała najtrzeźwiej z nich wszystkich.
- Śliczna, sprawdzałem to już milion razy, jest suuuuuuuper poprawnie - przetarł twarz - Znam już ten świat na pamięć.
- To się zgadza, zgadza, zgadza, ok, zgadza…- Ich mistrz graficzny, który nałożył całość tekstury, rasowy rastaman i pomysłodawca projektów postaci, schizował chyba najbardziej. Był na ósmej kawie i ręce mu drżały.- Boże! Czy to…! A nie, jest ok, dobrze, ok…
- Oddychaj Usopp. Bo mózg ci wyparuje, yohohoho! - Odezwał się ze swej zabarykadowanej kabiny afromężczyzna, zsuwając z uszu olbrzymie słuchawki. Najstarszy z nich Brook, pracował nad ścieżką dźwiękową i w pojedynkę odwalił kawał świetnej roboty. Niektóre utwory całe biuro nuciło do teraz. Trafili na prawdziwego wirtuoza. Gość był strzałem w dziesiątkę. Dołączył do ekipy jako ostatni, a sprawdził się w trybie natychmiastowym.
-  Shishishi! Chopper, wyluzuj, będzie dobrze!- Monkey D. Luffy zarzucił nogi na biurko i oparł wygodnie na fotelu, zakładając ręce za głowę.- Wszystko już mamy gotowe.
Pocieszył najmłodszego członka ekipy który mało się odzywał, zamyślony nad własnymi skryptami. Wystraszony, z założoną tył na przód różową czapką, skrolował ekran. Nie wyglądał na uspokojonego. Był najmłodszy z nich wszystkich i generalnie miał najwięcej na głowie. W jego udziale przypadły wszelakie artefakty, rodzaje substancji, mikstur, ziół oraz ekwipunek. Radził sobie świetnie, ale całkowicie w siebie nie wierzył, co niezmiernie resztę dziwiło.
Sanji pokręcił głową rozbawiony. Tak, ich kierownik zdecydowanie czuł najmniejszą presję. Nawet jeśli był odpowiedzialny za walki, poziomy mocy oraz rodzaje ataków. Plus generalny nadzór nad całością. Wszyscy ufali jego opinii, ale też nie raz musieli hamować przed zbyt bujną wyobraźnią. Choć zbyt żywiołowy, był ich filarem, który trzymał całą ekipę w ryzach. Blondyn nie do końca rozumiał ten fenomen, ale nie miał nic przeciwko, skoro wszystko funkcjonowało, jak należy.
- Wysłałem ci uzupełnioną listę. – Powiedział Zoro siedzący naprzeciwko i zdjął okulary, przecierając oczy.
- Dzięki.- Nawet nie miał ochoty na uszczypliwą uwagę. Nie teraz, gdy zaraz mieli prezentować całość. Zaczął szukać pliku i otworzył w dodatkowym oknie. Cały spis broni wraz z ich projektami był w końcu przejrzysty i czytelny. Pokiwał głową z uznaniem i odetchnął uspokojony. Przy okazji przyjrzał się dokładniej Roronorze, który nie wyglądał najlepiej. Zastanawiał się, co wczoraj się działo po jego wyjściu. Czy był jednak z Mihawkiem czy nie? Musiał przyznać, że dość dużo o tym myślał z uwagi na to, jakie utrzymywali ze sobą relacje. Zwykle ten glon wydawał mu się wycofany i niewiele wiedział na jego temat prócz tego, że uwielbiał robić mu na złość, ale teraz poczuł jakąś… dziwną więź. To było nawet dość zabawne.
- Tobie też coś przejrzeć?- Zapytał niespodziewanie, na co Sanji szczerze się zaśmiał. To była chyba pierwsza zaoferowana pomoc, odkąd się poznali.
- Twoje przekrwione oczy wyglądają jakby miały zaraz wybuchnąć, a ty chcesz czytać scenariusze do misji?- Pokręcił głową.- Skup się lepiej na prezentacji, bo już głupoty wygadujesz.
Tak, on miał zadanie opracować każdy poszczególny quest, wymyślić fabułę, przeciwników i nagrodę, za wykonanie zadania. Nigdy się nie spodziewał, że ten rodzaj umiejętności wykorzysta kiedykolwiek do tworzenia pirackiej gry MMORPG. Był prawie pewny, że projekt przejdzie. Ich świat mógł być nieskończenie rozbudowywany, ludzie z całej kuli ziemskiej mieliby możliwość spotykania się w nim, tworzenia sojuszy, prowadzenia pojedynków i podbijania nowych lądów. Na wszelki wypadek mieli kilka przyszłych asów w rękawie, gdyby konkurencja błysnęła czymś równie pomysłowym, w co jednak wątpił.
Rozległo się pukanie do ich „kajuty” i wszyscy poderwali się w oczekiwaniu. Niebieskowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do nich ciepło i oznajmiła przybycie komisji oceniającej.
- Dzięki Vivi!- Odkrzyknął jej Luffy i wskoczył na swoje biurko.- Więc słuchajcie mnie wszyscy! Mamy skopać dupy konkurencji!- Podniosły się ożywione okrzyki.
- Ał! Niech cały świat wyruszy na poszukiwanie legendarnego suuuuper skarbu!- Pokazał kolegom wyciągniętego w górę kciuka.
- Gra „One piece” zbije majątek i będziemy bogaci!- Nami okręciła się na krześle, wyobrażając sobie miliony monet.
- Umrzemy, na pewno umrzemy.- Chopper razem z Usoppem tulili się do siebie, w panice przeglądając swoje notatki.
- Wygrajmy to śpiewająco, yohohoho!- Brook wyszedł jako pierwszy tanecznym krokiem.
- A potem się urżnijmy - Jęknął Zoro - Dobrą wódą…
- Panie przodem.- Sanji przepuścił w drzwiach uśmiechającą się Robin i wziął głębszy oddech.
Koledzy z działu klepali ich po placach i życzyli powodzenia. Shanks wyszedł im naprzeciw i poprowadził do sali konferencyjnej. Jako ich dyrektor również miał uczestniczyć w prezentacji. Na ich barkach spoczywała odpowiedzialność całego biura. Wraz z nimi konkurowało około dwustu firm, a jedynie dziesięć miało dostać szansę realizacji.
Przez dwie godziny w budynku prawie nikt się nie odzywał, odliczając każdą minutę i w zdenerwowaniu obgryzając paznokcie. Gdyby gra przeszła, mogliby poważnie zabrać się za projekt „rewolucjonistów” i „marine”, które wymagały jeszcze szczegółowych opracowań. To, czy ich praca poszła na marę mięli dowiedzieć się dosłownie za chwilę.
W końcu wyczekiwany moment nadszedł. Komisja wyjechała i bezapelacyjnie wyraziła swoje stanowisko, dotyczące projektu.
Tego wieczora całe biuro Grand Line świętowało swoje zwycięstwo.

1 komentarz:

  1. Kolejny rozdział *.* Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam okazji dobrać się do kompa :) Teraz w końcu mogę się rozsiąść i Cię pomęczyć ^^

    Shanks się nie poddaje, skurczybyk jeden xD Rozwala mnie ta jego bezpośredniość xD W sumie podobnie jak Ace myślałam, że dobierze się do chłopaka, a tu Ci taka niespodzianka. Jednak wcale to nie rozczarowało. Bardzo fajnie poprowadziłaś ten fragment :) Ace ma prawdziwy dylemat teraz. Szczerze to sama nie wiem jak to pociągniesz, ale będzie fajnie :D A, i akcja z tą ochroną na plus Uśmiałam się :D Bardzo dobra robota i tak jak zawsze w Twoich opowiadaniach, wszystko jest takie naturalne, nie wymuszone.

    Sabo nieśmiały xD I Koala żyła xD Ten fragment też był mega rozwalający :D Jeszcze jak zaczął się jąkać to już kompletnie nie mogłam ze śmiechu. Kurczę, wykreowałaś ich tak fajnie :) Coś czuję, że blondyn nie raz i nie dwa zostanie zagięty przez swoją koleżankę z pracy :D No i jeszcze Ci współczujący pracownicy xD Będzie komedia xD A już zwłaszcza, że teraz Sabo ma przez Koalę naczepioną nalepkę na czole z napisem „FAJTŁAPA”

    O, kolejna fajna niespodzianka :) Fajnie, że Sanji i Ace są kumplami i że gadają sobie o prywatnych sprawach :) To do nich pasuje :D Teraz tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Zoro dobrze wie z kim pisze. A to skubaniec :D Nawet on ma taką swoją nieśmiałą stronę :D Muszę przyznać, że to strasznie urocze <3 Ciekawe jak im się to wszystko ułoży i jeszcze co Mihawk ma z tym wszystkim wspólnego :D W sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że z Zoro są naprawdę dobrymi kumplami, a te czekoladki tak naprawdę miały być dla Sanjiego, tylko Zoro był zbyt nieśmiały na ruch, a Mihawk go namawiał :D Hahaha, takie małe nieporozumienie xD Ale z drugiej strony Mihawk uganiający się za Zoro, który z kolei skrycie kocha się w Sanjim też będzie super :D Teraz już zżera mnie ciekawość xD

    W sumie byłam ciekawa jak ich tam w biurze poustawiałaś i co to za projekt, a po tym rozdziale jestem pod wrażeniem :) Bardzo to fajnie poprowadziłaś. Nie mam pojęcia jak to jest faktycznie z tworzeniem gier, ale skoro to Słomkowi to w rok by się uporali :D Nawet jeśli są normalnymi ludźmi w normalnym świecie. Każdemu sprytnie przypisałaś rolę i to tak bardzo pasuje i zachwyca *.* I jest też Vivi <3 I ogólnie wymiana zdań między Zoro a Sanjim urocza <3 Kurcze, jak ja lubię wykreowanych przez Ciebie bohaterów <3

    Ha, no i imprezka! <3 Kurcze, szkoda, że nie opisana Ale tak mega się cieszę, że wygrali :D

    Czekam na kolejny rozdział i retrosy <3 Dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń