czwartek, 11 czerwca 2015

Bilet miłosny 9



     Izaya rozpamiętywał z tęsknotą dzień cudownej euforii gdy myślał, że blondyn coś do niego czuje. Tak bardzo się z tego cieszył, że nic więcej go przez jakiś czas nie obchodziło. Niestety Shizuo twardo trzymał się od niego z daleka. Urywał wszelki kontakt. Nawet nie próbowali się szukać na ulicach. Czarnowłosy miał wrażenie, że jeszcze jeden taki dzień i oszaleje! Nie mógł się skupić na pracy, co odsunęło od niego dużo wpływowych ludzi. Próbował zastąpić sobie blondyna kimś innym, ale nikt go tak nie satysfakcjonował by skończyć z nim w łóżku.  Do tego naprawdę tęsknił za dotykiem tego frajera. Za każdym razem przypominał sobie namiętne wieczory z Shizuo. Ukrył twarz w dłoniach. Miał problemy z jedzeniem przez co strasznie schudł. Dziwił się, że nie ma nawet potrzeby jeść.
     - Dobra… czas do roboty.- odłożył na bok prywatne sprawy i ruszył na miasto. Miał spotkać się z jednym gościem i odebrać dokumenty, które mogły mu pomóc przy manipulacji pewną firmą.
Dotarł na miejsce spotkania i usiadł pod ścianą. Była to wąska uliczka pomiędzy budynkami. Rozglądał się i niecierpliwił, bo facet spóźniał się już z dziesięć minut.
     Nagle zobaczył podjeżdżający czarny samochód. Nie spodobało mu się to. Powoli zaczął iść w przeciwnym kierunku. Wtem z samochodu wysiadło czterech ludzi. Nim Izaya wyciągnął swój nóż, usłyszał wystrzał. Jakaś siła powaliła go na ziemię. Chwycił się za ramię które rozerwał ból. Ze wszystkich sił powstrzymał się przed wrzaskiem. Kolesie podeszli do niego i zaczęli go kopać. Czarnowłosy przeklinał siebie, że dopuścił do takiej sytuacji. Stał się nieostrożny. Za dużo myślał o Shizuo by dobrze prowadzić interesy. Tracił świadomość z bólu. W pewnym momencie grupa przestała się nim zajmować i wróciła do auta. Pojazd nieznacznie się cofnął, a następnie ruszył wprost na leżącego Izayę. Czarnowłosy pomyślał przez chwilę, że zaraz umrze. Umrze żałośnie na tym brudnym asfalcie i nikt nawet nie będzie wiedział jak zginął. Miał ochotę nawet się z tego śmiać. Gdy światła samochodu były coraz bliżej w myślach ukazała mu się jedna osoba. Zacisnął oczy. Nie miał siły się ruszyć. Sekundy dzieliły go od śmierci.
     Poczuł jak silne ręce podnoszą go z podłoża i wyrzucają w powietrze. Wylądował twardo na posadzce krztusząc się krwią. Słyszał w tle jakieś odgłosy walki, ale umysł przysłaniało mu cierpienie, więc nie mógł określić co się stało. Oparł się resztką sił o ścianę. Jednym zdrowym okiem zobaczył kto był jego wybawicielem.
     Jakoś za bardzo się nie zdziwił. Nie mógł to być nikt inny. Nikt inny nie ruszyłby mu z pomocą. Blondyn rozwalał gościa jeden po drugim. Gdy zobaczyli, że nie mają z nim szans, wsiedli do samochodu i czym prędzej się wycofali zostawiając ich dwóch samych.
Z nieba zaczął padać deszcz. Shizuo uklęknął przed Izayą. Wyglądał na zdenerwowanego i zaniepokojonego.
     - Żyjesz?- oglądał go uważnie.
     - Odejdź.- odpowiedział trzymając się za ramię. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ten koleś tu jest.
     - Co ci zrobili?- przysunął się bliżej. Czarnowłosemu zrobiło się nagle zimno. Dostał silnych dreszczy.
     - Nic mi nie jest, nie musisz się litować.- próbował wstać, ale kiepsko mu wyszło. Czuł się dziwnie.
     - Co to jest?- zabrał jego dłoń z przedramienia i odkrył obficie krwawiącą dziurę po kuli.
     - Mówiłem, nic mi nie jest. Wracaj do swoich spraw.- Izayi rozmazywał się wzrok.
     - Zabieram cię do Shinry. – zaczął zbierać go z podłogi.
     - Zostaw… mnie…- mówił tracąc przytomność.
     - Izaya?! Cholera!- zarzucił go sobie na plecy i zaczął biec ile sił w nogach do ich znajomego lekarza.
     - Wyjdzie z tego?- pytał Shizuo.
     - Ze spokojem. Nie ma złamanych kości, a dziura po kuli nie powinna być problemem. Potrzebuje tylko odpoczynku, żeby rany się zagoiły. Dobrze, że mam zawsze zapasową krew waszej grupy. – powiedział Shinra – Tyle macie wypadków jak nikt inny. Gdybyś szybko go nie przyniósł, nie chcę nawet myśleć co by było potem.
     Lekarza zastanawiało to wszystko. Nigdy nie pomyślałby, że Shizuo ratowałby kogoś takiego jak Izaya. Ciekawiło go, co takiego zaszło między tym dwojga.
     - Ty też powinieneś odpocząć.
     - Dam sobie radę. – Blondyn wyglądał jak wrak człowieka.
     - W takim razie ja idę spać. Możesz zostać, kanapa jest do twojej dyspozycji. – i poszedł do swojej sypialni.
     Shizuo został sam z nieprzytomnym Izayą. Całą drogę do Shinry myślał, że ten głupek już nie żyje. Swoje ubranie miał w jego krwi. Celty zaoferowała się, że je upierze. Była wcześniej bardzo zestresowana całą sytuacją ale Shinra ją uspokoił. Shizuo siedział teraz w jakimś starym swetrze lekarza i dresach. Patrzył na spokojnego czarnowłosego . Serce mu szybciej biło. Naprawdę się bał. Podszedł do jego łóżka i przysiadł na nim. Już minęło trochę czasu odkąd ostatnim razem się całowali. Pochylił się i przypomniał sobie co to za uczucie. Tak bardzo za nim tęsknił. Nie mógł jednak pozwolić, by Izaya się nim bawił. Na tyle to jeszcze rozum miał. Nie zmieniało to jednak faktu, że bardzo cierpiał. Chciał tylko się przekonać, czy on też coś do niego czuje.
     Pogładził go po policzku. Musiał przerwać ten chory układ. Albo będą spotykać się normalnie, albo wcale. Musiał pokazać, że nie godzi się na takie traktowanie.
     Zastanawiał się jak to się stało, że tak go ci ludzie poturbowali. Gdyby przez przypadek na niego nie trafił i go nie śledził, już nigdy więcej by go nie zobaczył. Zdał sobie sprawę, jakie miał szczęście. Lub nieszczęście… zaśmiał się w duchu.
     Izaya otworzył oczy. Wszystko go bolało. Najbardziej chyba jednak ramię. Chwycił się za nie i wyczuł bandaże. Otworzył lekko oczy. Lewe ciągle miał zapuchnięte ale nie tak bardzo, by nie widzieć.
Jakie było jego zdziwienie gdy przy łóżku zobaczył Shizuo.
     Blondyn spał głową oparty o pościel a w jednej ręce trzymał jego dłoń. Izaya szybko ją zabrał, przez co obudził śpiącego.
     - Obudziłeś się…?- zapytał zaspany.
     - Co to ma być?
     - Co?- nie rozumiał.
     - Czemu to znowu zrobiłeś?- nie rozumiał Izaya. – Czemu nie zostawiłeś mnie na tym cholernym chodniku!?
     - Uspokój się.- powiedział trzeźwiejąc.
     - Czemu bawisz się w jakiegoś rycerza w lśniącej zbroi?!
     - Cicho, bo obudzisz Shinrę i Celty.
     - Mam to w dupie. Do tego co robisz… ał… przy moim łóżku?- chwycił się za brzuch i opadł na poduszki.
     - Nie rzucaj się tak panie nerwicowy.- wkurzał się Shizuo. Pochylił się nad poszkodowanym.
     - Co ty robisz?!-  odruchowo obronił się Izaya. Rumieńce wpełzły na jego twarz z powodu tak małej odległości, która ich dzieliła.
     - Tylko poprawiam ci pościel kretynie.- Popatrzył na Izayę- Rumienisz się – zauważył z miłym zaskoczeniem blondyn.
     - Nie prawda! Nie wmawiaj mi takich rzeczy!- Próbował go odepchnąć, ale Shizuo twardo zajmował swoją pozycję.
     - A kto mnie śledził cały dzień gdy byłem z Helen?- uśmiechnął się i obserwował jak oczy czarnowłosego otwierają się ze zdziwienia.
     - Nie wiem o czym mówisz.- próbował rżnąć głupa zawstydzony. Więc ta jędza nazywała się Helen?
     - Ona cię widziała nie raz, nie ściemniaj.
     - Może kilka razy się minęliśmy!- myślał, że się spali ze wstydu.
     - Tak, tak…- odsunął się nieznacznie i oglądał jego rany. Wyglądał już lepiej niż zeszłego wieczora. Zdał sobie sprawę, że rzeczywiście spędził tu sporą ilość czasu. Gdyby nie to, że Izaya był wytrącony z równowagi to byłby zły na siebie. Niecodzienny to był widok.
     - A tak po za tym… Co to była za dziewczyna? Ta cała Helen? – zaczął już spokojnie czarnowłosy. Nie wiedział po co o to spytał. Przecież to było takie jednoznaczne!
     - Moja dobra znajoma z dzieciństwa, nic więcej.- uśmiechnął się blondyn. Izaya zupełnie siebie nie przypominał w tym momencie. To było takie zabawne. – A co? Czyżbyś był zazdrosny?
     - Chyba śnisz!- oburzył się czarnowłosy.
     - Twoja reakcja mówi mi coś innego.- śmiał się.
     - O ciebie? Zazdrosny? Nigdy w życiu.- Przypomniał sobie czyja twarz przemknęła mu przed śmiercią. Zastanawiał się, czy można być bardziej czerwonym.
     Nagle Shizuo spoważniał. Patrzył na Izayę i miał wrażenie, że jego reakcje są inne.
     - O co chodzi?-  Czarnowłosy nie mógł pojąć własnego zachowania. Robiło mu się na przemian gorąco i miał dreszcze. Był zły i jednocześnie strasznie napalony. Nie mógł się odnaleźć w tej burzy emocji. Do tego Shizuo też dziwnie się zachowywał. Przecież chciał zerwać ich kontakty. Dlaczego go przyniósł do Shinry? Czemu nie pozwolił mu zdechnąć na tym chodniku?
      Blondyn starał się patrzeć na niego łagodnie, choć emocje w nim szalały. Izaya wyglądał jak zagubione dziecko. Delikatnie wyciągnął do niego dłoń. Serce waliło mu jak szalone. Czarnowłosy nie wiedział co ma zrobić. Zawstydził go ten gest. Był bardzo jednoznaczny. Nie mógł się na nic zdobyć. Odwrócił wzrok. Rumieńce nie opuszczały jego policzków. Poczuł się jak idiota. On. Tak łatwo łamie się przed takim człowiekiem. Zawsze myślał, że potrafi się opanować w każdej sytuacji, a nagle ten pajac potrafił go tak rozbroić. Czemu tak szybko biło mu serce?
     - Odejdź.- powiedział Izaya.
     Shizuo powoli zabrał rękę. Poczuł się głupio, ale nie mógł uwierzyć, że w końcu był świadkiem takich uczuć ze strony czarnowłosego.
     Powoli wstał i ruszył do drzwi. Chciał opuścić to miejsce.
     - Czemu wy ludzie musicie być tacy… irytujący.- wypalił bez zastanowienia Izaya.
     - A ty czym jesteś przepraszam bardzo?- nie rozumiał Shizuo.
     - Co?
     - Przecież też jesteś człowiekiem.
     Na te słowa Izaya zdębiał. Zawsze określał tak wszystkich dookoła siebie. Uważał się za lepszego. To oczywiste. Za boga. A ten padalec mu mówi taką rzecz. Tak prostą, tak przyziemną, tak oczywistą.
Patrzył na blondyna i nagle zachciało mu się śmiać. Nie mógł się już dłużej powstrzymać i wybuchnął śmiechem.
     - Naprawdę jesteś nienormalny… – skomentował go skonsternowany Shizuo i wyszedł z pokoju.
Izaya dziękował, że został sam, bo po policzkach zaczęły mu ciec łzy. Śmiał się i płakał ukrywając twarz w dłoniach. Jego serce biło jak szalone. Cóż to jest za uczucie…? Pytał sam siebie. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak irracjonalnie jak teraz.
     Shizuo nie odważył się wrócić do pokoju. Oparł się o ścianę. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy, a tym bardziej nie chciał tego widzieć. Przez tą chwilę był świadkiem tak wielu twarzy tego człowieka, że nie wiedział już, która jest bardziej nieprawdopodobna.  
...
     Minęły dwa tygodnie. Shizuo nie odwiedzał Izayi u Shinry. Wiedział, że ma tam dobrą opiekę i nie jest potrzebny. Zresztą, nie potrafił się na to zdobyć. Pomimo wszystko ich relacje dalej nie miały jasnej odpowiedzi. Do tego on przecież powiedział, że chce zakończyć to wszystko, a teraz co? Właściwie czy to miało jakikolwiek sens?
     Przechadzał się ulicami deszczowego Tokio. Krople ściekały z jego ubrań i włosów. Było mu wszystko jedno bo i tak już był cały mokry. Przysiadł na najbliższym murku i spojrzał w niebo. Było szare i smutne. Nagle usłyszał dźwięk motocykla. Celty zatrzymała się przy nim z lekkim piskiem opon.
     „Co tutaj robisz? Przeziębisz się!” wystukała
     - Nic mi nie będzie.
     „Naprawdę w ogóle o siebie nie dbacie!”
     Uśmiechnął się na tą uwagę.
     - A ty dokąd jedziesz?
     „Robiłam zakupy. Będę gotować obiad dla Shinry”
     I dodała:
     „Jeśli chcesz wiedzieć, Izaya już wrócił do domu”
     Shizuo szybciej zabiło serce. Więc wszystko już z nim w porządku.
     - Dlaczego uważasz, że mnie to obchodzi?- udał obojętność.
     „Po prostu… tamtego dnia wyglądałeś na przejętego i…”
     - I co?
     „Nie ważne, lecę i tobie też radzę. Zaczyna się robić chłodno”
     - W takim razie do zobaczenia.
     Pożegnali się machając do siebie. Rzeczywiście ręce mu z zimna zdrętwiały i wkurzało go, że nie może zapalić papierosa. Wolnym krokiem ruszył do domu. Mijał przytulone pary pod parasolami i zakochanych za szybami kawiarenek. Pulsująca żyłka wyskoczyła mu na czole. Na cholerę ich dzisiaj tak dużo?! Denerwował się.
     Dotarł w końcu do swojej bramy. Otrzepał się jak mokry pies i wszedł na klatkę schodową. Było ciemno, więc zapalił światło. Odskoczył od ściany jak oparzony. Na podłodze siedziało coś dużego i czarnego. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do światła, poznał Izayę. Siedział oparty plecami o ścianę i patrzyła na niego.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz