czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 1



 Tytuł: Nietypowe zaklęcie
Anime/Manga: One piece
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, romans
Liczba rozdziałów: 15
Pairing: ZoroxSanji
Postacie: Cała załoga Słomianych, (+ kilka zmyślonych postaci)
Uwagi: 18+
Opis: Jak się pcha nos za szybko w nieswoje sprawy albo wyróżnia się z tłumu, to różnie można skończyć;D Jak dojdzie do tego, że panowie się w sobie zakochają? Czy wyniknie z tego szczęśliwe zakończenie?
...
- Jak zimo!- Krzyknęła rudowłosa. Śnieżyca zdawała się wciąż przybierać na sile.
- Naaaami-swan! Pozwól, że ogrzeję cię moimi ramionami!- Rzucił się w jej kierunku napalony blondyn.
Jego chęci zostały zmiażdżone po szybkim prawym sierpowym.
- ŁAPY PRZY SOBIE IDIOTO!- Oburzyła się dziewczyna.
- K-k-kiedy ta droga się skończy? – Jęczał przemarznięty Usopp.
- Daleko j-jeszcze?- Zapytał również skostniały Chopper.
- Zaraz powinniśmy dotrzeć.- Powiedziała Robin, zerkając z ukosa na trzymaną w rękach Nami mapę i chuchając w swoje dłonie.
- Jest tak zimno, że zamarzł mi nos! Ale chwila… ja nie mam nosa!  Johohoho!- żartował Brook. Grzechot jego kości stawał się coraz głośniejszy.
- Widzę grotę!- Wrzasnął Sanji i wszyscy spojrzeli we wskazanym przez niego kierunku.
- Nareszcie! Załogo, ruszamy w tamtym kierunku!- Oznajmił rozochocony kapitan w słomianym kapeluszu i pognał przed siebie.
- Może na nas zaczekasz?!- Wrzeszczała Nami za znikającym w śnieżycy kapitanem.- Cholerny pajac! A ten idiota dokąd idzie?!- Spojrzała na oddalającego się zielonowłosego mężczyznę.
- Czy ty w ogóle masz mózg!?- Zapytał Sanji łapiąc szermierza za kołnierz.
- Eee…?! Masz jakiś problem, zboczony kucharzyno? – Odburknął Zoro.
- JA?  Chyba TY z orientacją w terenie, glonie!
- Że co powiedziałeś wygięta brwio?! – Oboje rzucili się na śnieg, obsypując ciosami.
Gdy załoga znalazła się już w jaskini, wszyscy oparli się zmęczeni o chłodna ściany.  Po chwili przerwy wyciągnęli pochodnie i po kolei je odpalali. W czeluściach groty panował istny mrok.
- Czy wszystko na tej wyspie musi być z lodu?- Chlipał Usopp, czując chłód bijący z otoczenia. Bał się ciemnej drogi przed sobą.
-Przynajmniej śnieg już nie sypie nam w oczy. Dobra, wstajemy i rozglądamy się za skrzynią! – zachęcała Nami.- Widzę, że drogi się rozgałęziają, więc podzielimy się na grupy. Luffy idziesz ze mną, Robin z Choperem, Brook z Usoppem a Sanji z Zoro.
- Czemu mam iść z tym idiotą?! – Żachnął się blondyn ze łzami w oczach.
- Ktoś musi go pilnować, żeby się nie zgubił. Dam każdemu po kredzie, będziemy kreślić strzałki, żeby móc z powrotem wrócić.
- Za jakie grzechy… Ale dla panny Nami zrobię wszystko…- Oznajmił Sanji.
- I kto tu idzie z idiotą? – Zoro wybrał już korytarz i ruszył przed siebie.
- A dostanę potem buziaka?- Dopytywał się kucharz, przysuwając się do dziewczyny nieznacznie.
Echo uderzenia w głowę i rosnącego guza rozniosło się po długich i mrocznych korytarzach jaskini.

Nie wiedzieli ile tak szli w ciemnościach. Korytarz zdawał się nie mieć końca. Światło pochodni tworzyło wokół nich krąg, odgradzając ich od mroku. Co jakiś czas Sanji kreślił strzałki na ścianach wskazujące drogę powrotną. Nie odzywali się do siebie, wsłuchując w odgłosy spadających kropel, które rozbijały się o lodową posadzkę. W pewnym momencie droga się rozwidlała. Zanim blondyn podjął jakąś decyzję, Zoro bez ceregieli skręcił w prawo.
- Może jednak w lewo?- Szarpnął zirytowany za rękaw zielonowłosego.
- No to idź, ja idę w prawo- Próbował się wyrwać Zoro.
- Czy naprawdę za każdym razem musi się to tak kończyć? Jak pójdziesz sam to już na zawsze zostaniesz w tym labiryncie. Nawet jakbym ci wskazał drogę powrotną to poszedł byś w drugą stronę! – Jęknął zrezygnowany kucharz.- Chociaż… to bardzo kuszące…- Zamyślił się teatralnie.
- Nie rozumiem o czym mówisz- Irytował się szermierz.
- Uwierz mi, że bardzo chętnie bym cię tutaj zostawił, ale Nami…
-  Nie obchodzą mnie twoje romanse! Może boisz się iść sam, kucharzyno?- Zakpił z uśmiechem.
- Słucham?!- Wkurzył się Sanji, szykując się do ciosu.
Zaczęli się  tłuc na środku korytarza. Pochodnia spadła na posadzkę i turlając się, wpadła w kałużę. Zapadł całkowity mrok.
- I co żeś narobił, zielona pało!? Nic nie będziemy teraz widzieli!
- Ty ją upuściłeś niezdaro!
Krzyczeli na siebie i bili się dalej w ciemnościach.
Nagle, nad nimi, zajaśniało niebieskie światło. Oślepieni, mrużąc oczy, próbowali dostrzec, co jest jego przyczyną.
- Co to? – Zapytał Zoro.
- A bo ja wiem? Unosi się w powietrzu. – Dziwił się Sanji.
Światło niespodziewanie skierowało się w prawą odnogę jaskini.
- Jednak idziemy w moją stronę.- Tryumfował szermierz i  ruszył za oddalającą się, świetlistą kulą.
- Cholery dostanę naprawdę….- Marudził Sanji i jednocześnie niepokoił napotkanym zjawiskiem.
Szli tak jakiś czas, aż tajemnicze światło doprowadziło ich do pokaźnego pomieszczenia. W samym jego środku stała duża skrzynia.
- Jest skarb.- Krzyknął Sanji i podbiegł do skrzyni.
- Rzeczywiście.- Podszedł do niego Zoro i pochylił, żeby otworzyć znalezisko.
-Hej! Nie wydaje ci się to wszystko podejrzane!?- Trzepnął go po łapskach Sanji, zanim ten zdążył odnieść wieko.
- O co ci chodzi!? Po to tutaj przyszliśmy!
- Skąd wiesz, co jest w środku?!
- Dlatego chcę otworzyć i zobaczyć!
- Hej, a dlaczego ty masz otwierać?! Może ja chcę to zrobić, egoisto! Byłem przy niej pierwszy!
- I co z tego?!
Znów kłótnia przekształciła się w walkę. Od ścian odbijało się echo obelg i szczęk mieczy. Nagle do pomieszczenia weszła reszta załogi z różnych stron.
- Wiedziałam że słyszę tych pacanów…- Powiedziała Nami ze zdegustowaniem. Nagle jej wzrok padł na skrzynię i wszystko inne przestało mieć znaczenie.- Złoto!!!
- Wszystkich nas przyprowadziło to niebieskie światło? – Zapytała zaciekawiona pani archeolog.
- Dokładnie tak panno Robin.- Odrzekł Brook.
-Robin-chian, Nami-swan! Jak dobrze znaleźć się w towarzystwie kobiet! – Rozpływał się w szczęściu Sanji, podlatując do dziewczyn.
-Łoooooo!!!! Skrzynia się otwiera! – Krzyknął niespodziewanie Luffy, co zwróciło uwagę wszystkich.
Ze środka również wydobyła się błękitna poświata, rozświetlając pomieszczenie. Ze skrzyni, w powietrze, zaczęła się unosić ciemna postać. Gdy wszyscy przyzwyczaili się do światła, mogli jej się lepiej przyjrzeć.
Była to drobna, piękna blond włosa dziewczyna, odziana w rozkoszną różową sukienkę. Z jej pleców pobłyskiwały delikatne, przezroczyste skrzydła, a w ręce dzierżyła srebrną pałeczkę, zakończoną gwiazdką. Z jej sukienki sypał się srebrny pyłek.
- Witajcie, sympatyczni nieznajomi!- Powitała załogę.
- Ona lata!– Jak dziecko cieszył się Luffy.
- Czy to wróżka?- Ekscytował się Chopper.
- Owszem, jestem wróżką sympatii.- Uśmiechała się miło dziewczyna. – Jesteście sympatycznymi gośćmi?- Obserwowała załogę i  robiła piruety w powietrzu.
- Łaaaaaał!!! Ja też chcę!- Biegał za nią kapitan.
- Skarb! Gdzie jest skarb! – Panikowała Nami, przeczesując puste dno skrzyni.
- Pani wróżko, skąd znalazła się pani w tej skrzyni? – Zapytał kulturalnie Brook. – I przy okazji… Pokazała by mi pani swoje majtki?- Gdyby Nami nie opłakiwała brakującego złota, dostałby po głowie.
- Jaka piękna!!!!!! Moje marzenie o pięknej wróżce się spełniło! – Wrzeszczał rozmarzony Sanji.
- Postradałeś rozum?!- Trzepnął go w łeb Zoro.
- Nie dotykaj mnie padalcu!
- Widziałeś jak się zachowujesz?!
- Zajmij się sobą żabo!
- Nie!– Krzyknęła nagle głośno dziewczyna w powietrzu. Zapadła cisza. – Nie! Nie! Nie! – Zaczęła szaleńczo się trząść. – Niedopuszczalne! Tak nie może być! – Z zupełnie sympatycznej wróżki wyglądem zaczęła przypominać czarownicę.
- Co się dzieje? – Zaczął rozglądać się z niepokojem Usopp. Kolor pomieszczenia zaczął się zmieniać i przybrał czerwoną barwę.
- Czy ktoś wie, co jej się stało?- Bał się Chopper i schował za Robin.
- Jak można! Niedopuszczalne!- Wirowała nad głowami winowajców.- Nie do pomyślenia!– Wydzierając się, wskazała różdżką szermierza. –Ty!
- Słucham?- Patrzył i nie rozumiał Zoro.
- Umpala gumtala bum! – Nim ktokolwiek mógł zareagować, uderzyła go w czubek głowy swoją różdżką i dym wypełnił pomieszczenie. Kaszląc, załoga zaczęła się przedzierać do swego towarzysza.
- Zoro!! Nic ci nie jest?! -Krzyczał Usopp.
- Gdzie ta dziewczyna?!- rozglądała się, przecierając oczy Robin.
- Zniknęła!- Krzyczał Brook.
- Hej! Wszystko gra?- Spytał się, klęczący już przy Zoro Luffy.
Zielonowłosy rozejrzał się dookoła. Spojrzał na przerażone twarze kolegów i próbował określić swój stan.
- Eee… Nie wiem. – Spojrzał na swoje dłonie.
- Coś ci zrobiła? Coś czujesz?- Chopper już czekał w gotowości do pierwszej pomocy.
- Cóż…- Nagle poczuł, że coś się dzieje.
- Hej! Marimo, co jest?- Przyglądał mu się Sanji.
Wszyscy zamarli. Zielonowłosy wytrzeszczył oczy, zaczął brać głębsze wdechy i nie odpowiadał.
- Panie Zoro, niech pan coś powie! – Zdenerwował się już i tak przerażony  Brook.
Nagle Roronoa wydał z siebie…
Głośne kichnięcie.
Zapadła cisza.
- CZY CIEBIE DO RESZTY POJEBAŁO?!?!?!- Sanji z całej siły sprzedał mu kopniaka w tył głowy. Szermierz wylądował z twarzą w ziemi. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Co to miało być?! To bolało!- Wygrzebał się i chwycił za głowę Zoro.
- I miało!
- To pewnie przez ten pyłek.- Oznajmił, zbierając się z ziemi i otrzepując.
- Prawie umarliśmy na zawał! – Zdenerwował się Usopp, również wytrącony z równowagi.
- Gdzie jest złoto?!?!?! – Płakała w samotności Nami.
- Chyba nie wszyscy się przejęli.- Śmiała się pod nosem Robin.
- Hahahah! Ale ubaw!- Nie mógł wytrzymać Luffy i turlał się po posadzce.
- Naprawdę nic nie czujesz, Zoro? – Upewniała się Robin.
- Jest ok.- Odpowiedział, nie rejestrując żadnej dotkliwej zmiany.
- Chyba nic tu po nas! Wracamy na statek panie i panowie!– Oznajmił Brook.
- Chętnie wrócę. Żałuję, że nie zostałem z Franky’m na Sunny’m.- Jęczał Usopp.
- Ja chcę moje złoto… – Człapała za nimi Nami, pociągając nosem.
- Jeśli chcesz, mogę być twoim skarbem, Nami-swaaaaan! – Biegł w skowronkach Sanji. Dziewczyna nawet nie miała ochoty mu przyłożyć.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz