czwartek, 11 czerwca 2015

Krwawy błękit 5



     - Jaki zaszczyt mnie spotkał. – Powiedział właściciel mieszkania i bynajmniej nie było to miłe powitanie.
     - Otwieraj, mam sprawę - Zoro nie przejął się jego tonem. Sanji próbował dojrzeć coś więcej w niewielkim otworze w drzwiach, ale bezskutecznie.
     - Co to za szczeniak z tobą? Mówiłem żebyś nikogo innego tu nie sprowadzał! Do ciebie to się mówi jak do idioty!
     - Wyjaśnię później. Potrzebuję pomocy.
     - Teraz to się potrzebuje pomocy! Już mówiłem, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, psie flaminga!
     - Już dla niego nie pracuję.
     - A… - Po drugiej stronie nastąpiło wahanie - To nowość – Powiedział już znacznie przyjaźniej rozmówca i drzwi się uchyliły.
     Sanji zobaczył potężny cień. Mężczyzna miał chyba ponad dwa metry, licząc z niebieską fryzurą ozdobioną wymyślnymi goglami. Jego masywnie rozbudowane ramiona, pokryte tatuażami w kształcie gwiazd, ledwo mieściły się we framudze. Facet miał na sobie jedynie majtki i kwiecistą, rozpiętą, hawajską koszulę. Sanji, gdy zobaczył go w całej swej okazałości, nie mógł wyzbyć się ze swojej głowy słowa „dziwak”. Gdy tamten się usunął, chłopacy przekroczyli próg pracowni. Pomieszczenie cuchnęło smarem i spalenizną. Na każdej ścianie wisiała sterta narzędzi, kabli, oraz urządzeń, diabeł wie do czego. Blondyna najbardziej zaniepokoiło stanowisko mechanika, które trochę przypominało stół chirurgiczny.
     - To mój dobry znajomy, Franky… - Przedstawił przyjaciela Zoro.
     - Czy dobry to się okaże! Można na słowo? - Zapytał niebieskowłosy wchodząc mu w zdanie i mierząc podejrzliwie nieproszonego gościa. Black odesłał mu nieufne spojrzenie.
     Panowie rozmawiali chwilę przyciszonymi głosami, a Sanji krzątał się po warsztacie odpalając kolejnego papierosa, co oczywiście nie spotkało się z aprobatą właściciela. Udawał zainteresowanie przedmiotami ale tak naprawdę to zastanawiał się, jakby tu jak najszybciej się zmyć. Czuł wewnętrzną sprzeczność. Zaczęły ponosić go nerwy.
     - Ech, niech będzie!- Krzyknął mechanik i usiadł z impetem przy swoim roboczym stole, zgrzytając zębami. Śrubki spadły na ziemię, zrzucone z blatu – Ostatni raz ci pomagam! I tylko dlatego, że to wyjątkowa sytuacja! - Pogroził zielonowłosemu srebrnym kluczem - A teraz znikajcie mi z oczu! Nie chcę was widzieć do rana! - Odwrócił się do nich plecami, udając, że znalazł sobie coś do roboty.
     Roronoa podziękował i wskazał Blackowi pokój z łóżkiem do spania. Sanji zgasił papierosa o swojego buta i wszedł do jednego z nich. Rozejrzał się dookoła. Pomieszczenie niczym nie zaskakiwało, ale gdy tylko położył się na materacu, jego plecy przyjęły to z niesamowitą radością. Nie miał nawet ochoty wypytywać o tego całego Franky’ego. Chciał przejść do rzeczy. Pytania same cisnęły mu się na usta.
     - Podejrzewam, że to nie był akt miłosierdzia - Blondyn próbował utrzymać nerwy na wodzy. Mimo wszystko uraza, jaką chował do tego człowieka, nagle zaczęła go przepełniać i wylewać się wokół niego. Nie wiedział czemu. Wszystko wydawało mu się dalej nierealne. Rozdrażniła go też ta sytuacja w pociągu. Co się z nim dzieje? – Nie myśl sobie, że mam wobec ciebie jakiś dług. O nic cię nie prosiłem - Nie miał zamiaru być mu teraz wdzięcznym. Wstał i nerwowo oparł się o blat nocnego stolika, odwrócony plecami do Roronoy.
      Zielonowłosy się nie odezwał. Patrzył na Blacka wiedząc, że może tak zareagować. Słuchał pokornie dalej, przygotowany na każde oskarżenie.
     - Dlaczego mi pomogłeś? W końcu sumienie cię ruszyło, czy co?- Sanji przestał się kontrolować. Zaczynał krzyczeć. Wstał i zacisnął dłonie w pięści – A może dobrze się bawiłeś, patrząc jak szefunio mnie pieprzy codziennie?! – Niewzruszone oblicze mężczyzny tylko dodatkowo go podjudzało – Czego ode mnie chcesz?! Może tego samego, co?!– Nawet nie wiedział czemu to mówi. Był w jakimś amoku. Tamten w końcu odwrócił wzrok po tych słowach. – Myślisz, że nie widzę twojego jak na mnie patrzysz?! - Miał ochotę go skrzywdzić. Dało mu satysfakcje, gdy w końcu zobaczył skruchę na tej przystojnej twarzy – Wiesz ile razy miałem ochotę cię zabić?!
     Mężczyzna trwał chwilę w bezruchu. W końcu, odpinając miecze od pasa, podszedł do zaskoczonego Blacka i wyciągnął jeden przed siebie. Broń zalśniła w nikłym świetle żarówki.
     - W takim razie zrób to teraz, jeśli ci ulży - Powiedział patrząc tamtemu w oczy.
     - Jesteś popieprzony - powiedział blondyn, łamiąc się odrobinę. Niby jak miałby to wynagrodzić mu wcześniejsze cierpienia? Trochę mu ulżyło gdy sobie pokrzyczał i teraz nie wiedział co ma zrobić. Patrzył na katanę cierpiącym wzrokiem. Wszystko, co robił ten człowiek strasznie go wkurzało.
     Zoro naprawdę był szczęśliwy mogąc to wszystko usłyszeć. Mogąc zobaczyć ten gniew, którego był powodem. Wiedział o tym dobrze i nie raz nie mógł usnąć, świadomy tego, że popełnił błąd. Tak jak przy nikim innym nie miał wątpliwości, tak teraz wiedział, że ten człowiek nie jest zły. Różnił się od innych więźniów, nie tylko charakterem ale też i urodą. Dla własnego sumienia wolałby teraz zostać ukaranym przez tego człowieka. Bo nic nie wynagrodzi mu krzywdy, jaką mu wyrządził i jeszcze bezczelnie chciał prosić go o przysługę, której prawdopodobnie nie spełni.
     Sanjiemu drżały dłonie. Nie mógł się nawet zamachnąć, żeby wymierzyć zwykły cios.
     - Schowaj ten miecz - Powiedział już spokojniej. Przecież nie miał zamiaru się mścić. To do niczego nie prowadziło. W końcu jednak tu stoi, a nie znajduje się na kolejnym przesłuchaniu. W jakiś sposób tamten może naprawdę żałował. Cofnąć czasu nie cofną. Przetarł oczy, zrezygnowany – Co mi po tym, jak cię potnę na kawałki, co? - Zaśmiał się nerwowo.
     Roronoa opuścił broń. Nie mógł nic więcej z siebie wydusić. Przepraszanie wydawało mu się w tym momencie tak bardzo abstrakcyjne i niestosowne. Słowa nie miały żadnej mocy, by choć w części zrekompensować jego czyn. Zastanawiał się, jak powinien postąpić.
     Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł. Brzydził się sobą przez to, że pomyślał też o sobie, ale z drugiej strony chyba był to dobry układ.
     - Pozwól mi w takim razie coś dla ciebie zrobić – Dodał szybko.
     - Hah, już mi wystarczy twojej dobroci - Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem. Dla niego ten mężczyzna był tak sprzeczny i nieprzewidywalny, że nie wiedział co o nim myśleć.
     - Co z osobą, za która jest ci najbliższa? – Zoro trafił najwyraźniej w czuły punkt, bo tamten nagle zupełnie zmienił wyraz twarzy - Co z nią jest?
     - Jest więziona – Powiedział Sanji po chwili wahania. Patrzył na niego zaskoczony – Crocodile kazał mi dla siebie pracować. W zamian za jego życie.
     - Więc ją uwolnię - Roronoa rozumiał teraz całą determinacje, jaką ten chłopak wkładał w swoje przetrwanie. Przypuszczał, że nie robiłby tego bez powodu. Poważność tego wyznania jednak go poraziła. Jego własny powód wydał mu się nagle praktycznie idiotyczny.
     - To nie jest twoja sprawa - Black nie wierzył w to, co tamten mówi. Zastanawiał się, czy ten człowiek zna takie słowa jak rozsądek, umiar czy logika.
     - Wiec będziesz robił to, co dotychczas? Dalej będąc szantażowanym? – Próbował dalej.
     - Powiedziałem już, lepiej pilnuj swojego nosa - Sanji zdziwił się jego determinacją. Nie widział go wcześniej takiego. Przeszedł go dreszcz. To trochę komplikowało mu sytuacje. Wahał się. Skąd miał wiedzieć czy to przypadkiem nie jakiś podstęp? Gdyby Crocodail się dowiedział, że człowiek Doflamingo… Nie chciałby znać konsekwencji. Zagryzł wargę. Nie może ryzykować. Nie w takich okolicznościach – Nie żartuj sobie z takich rzeczy.
     - Mówię poważnie – dodał Zoro, jeszcze bardziej dobitnie. Naprawdę chciał to zrobić. Czuł, że może choć trochę odkupi swoje winy. Miał ochotę objąć to kruche ciało. Dopiero teraz zauważył, że stoją tak blisko siebie. Niebieskie oczy błyszczały z pewną melancholią, emanując smutkiem, zdziwieniem i rozbawianiem zarazem.
     - Nie mogę - Powiedział blondyn odwracając wzrok i uśmiechając się blado.
     - Dlaczego? - Zapytał Roronoa spokojnie.
     - Jestem odpowiedzialny za życie tej osoby - Black uniósł wzrok i skrzyżował go ponownie z zielonowłosym – Jeśli zdradzę, mogę już nigdy więcej jej nie zobaczyć.
     - Tak się nie stanie - Zoro obserwował rosnące z każdą chwilą zdumienie na twarzy chłopaka - Zrobię wszystko by tak się nie stało.
     - Nie rozumiem - Sanji nie mógł ogarnąć tego człowieka. Czy ten facet w ogóle się nad czymś zastanawiał? – Mówimy tutaj o włamaniu do domu mafii, nie o jakimś pieprzonym spacerze – Zaśmiał się niekontrolowanie. Również odczuł tą bliskość. Czy powinien się odsunąć?
     - Wiem.
     - No właśnie nie wiem, czy wiesz - Blondyna wkurzało go to, że tamten myślał, że wszystko jest takie proste, gdzie przecież nie było – Co jest z tobą nie tak? - Sanji nie rozumiał czemu chce mu zaufać – Dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież już mnie uwolniłeś. To wystarczy.
     - Może nie sprawię, że mi wybaczysz, ale może sam sobie wybaczę - Zielonowłosy nawet nie zastanowił się, zanim to powiedział. Poczuł się głupio. Zabrzmiało to nawet tak, jakby chciał to zrobić tylko dla siebie.
      Ten pieprzony glon całkowicie go teraz rozbroił. Klął z całych sił na swoją wrażliwą osobę. Tamten naprawdę wydawał się zdecydowany. Co mu pozostało? Czy powinien mu zaufać? Może jest to dla niego szansa? Czy przed chwilą nie poczuł, że odrobinę kogoś jeszcze obchodzi?
     - Jesteś dziwny… - Powiedział Sanji drżącym głosem. Oparł czoło o ramię Roronoy, zamykając powieki - Jesteś cholernie dziwny – Jego palce zacisnęły się na materiale białej koszuli mężczyzny.
Nastało pewnego rodzaju napięcie. Blondynowi zaczęło szybciej bić serce. Powietrze między nimi zgęstniało gdy zielonowłosy objął go w pasie, a drugą ręką zaczął gładzić jego szyję. Chwila się przeciągała i zbaczała na niebezpieczne tory. Roronoa musiał coś zrobić, bo mimo powagi sytuacji, jego myśli galopowały w innym kierunku.
     - Chyba powinniśmy życzyć sobie dobrej nocy - Powiedział Zoro zahipnotyzowany zapachem chłopaka. Musiał to powiedzieć, póki jeszcze się kontrolował. Znaleźli się tak blisko siebie. Tak bardzo chciał go rzucić na łóżko. Obracał złote kosmki w palcach. O dziwo, to nie spłoszyło Blacka, który ustami musnął niespodziewanie jego szyję.
     - Pewnie tak… - Sanjiego te czułe gesty przyprawiły o nową falę gorąca. Nie rozumiał swojego zachowania. Jeszcze przed chwilą krzyczał na tego człowieka, a teraz miał ochotę znaleźć się z nim w łóżku. Przerażała bo aura zaufania, którą zaczął go darzyć. Może się przecież wycofać, ale ciało robiło zupełnie coś innego. Nawet bolesne wspomnienia jego ostatnich przeżyć nie pomogły w podjęciu odwrotu. Wiedział jednak, że teraz czuł się zupełnie inaczej niż na kamiennej, zakrwawionej posadzce. Ciało było spragnione dotyku, a okazja jaka się wytworzyła kusiła je bardziej, niż był w stanie się kontrolować.
     Roronoa wyczuł w jego głosie wątpliwość, ale jego ruch nie pozwolił się już wycofać. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji i teraz już na dobre wpadł w sidła pożądania. Palcami zaczął gładzić policzek, na który spłynął krwisty rumieniec. Spojrzał w lśniące oczy, które jakby opanowała gorączka. Nie mógł się już powstrzymać. Chwycił jego podbródek i przyciągnął go do siebie, łącząc ich usta w żarliwym pocałunku.
     Sanji zarzucił mu ręce na szyję, przyciągając bliżej siebie. Złakniony ciepła drugiego człowieka, oddawał pieszczoty równie zachłannie. Ogień palił jego skórę przy każdym dotyku, a każdy pocałunek odbierał zmysły. Ten mężczyzna go obezwładniał. Wcześniejsze wątpliwości z każdą sekundą rozmywały się coraz bardziej. Black poczuł, jak tamten rozpina mu guziki koszuli, więc sięgnął do jego paska u spodni. Na wpół stojąc, na wpół klęcząc już na łóżku, niecierpliwie i niezdarnie ściągali z siebie ubrania, pozbywając się każdej części i rzucając ją na podłogę. Nadzy, podziwiali swoje ciała.
     Roronoa chciał musnąć ustami każdy centymetr ciała blondyna. Jego postać była dla niego idealna. Już przestał liczyć ile razy mu się śniła w najróżniejszych pozycjach. Zjechał ustami na jego szyję i zacisnął zęby na wystającej kości obojczyka. Cichy jęk chłopaka tylko bardziej go rozpalił. Zachęcony, całował dalej tors blondyna, zatrzymując się na sutkach. Poczuł chłodne palce wplatające się w jego włosy, delikatnie je pociągając. Black odchylił głowę w tył, zachwycony tym doznaniem. Zoro zamruczał cicho. Westchnienia były muzyką dla jego uszu. Wiedział, że powinien zachowywać się delikatnie, ale widząc pozytywne reakcje, kontynuował to, co robił.
     Dłonie Roronoy masowały pośladki blondyna, a język zataczał koła wokół twardych mięśni brzucha. Zęby czasem zahaczały o bladą skórę, podgryzając ją namiętnie, na przemian zasysając ją ustami.
      Black patrzył z góry na klęczącego przed nim mężczyznę. Czuł jak pali go skóra na twarzy i w miejscach pocałunków. Nie wiedział, czy to co robią jest dobre, czy złe. Poddał się przyjemności której był pozbawiony tak długi czas. Jego członek zahaczając o szyję mężczyzny, unosząc się z podniecenia i prosząc się o uwagę. W końcu zacisnęły się na nim palce, a blondyn jęknął z przyjemności. Zaczął drżeć, gdy ręka mężczyzny zaczęła się poruszać, a druga gładziła jego plecy, schodząc co jakiś czas do pośladków.
      To było niebo w porównaniu z jego torturami. Czuł się zupełnie inaczej, nie bał się tego dotyku, nawet jeśli nie był wrażliwy. Patrzył zafascynowany, jak jego ciało samo prosi się o tego mężczyznę. Musiał w końcu usiąść na łóżku. Zoro znów złączył ich wargi. Jego ręka nie przerywała czynności i starała się dać blondynowi jak najwięcej przyjemności. Drugą opuścił niżej, rozchylając delikatnie nogi chłopaka.
      Sanji wiedział do czego to prowadzi, i lekko się spiął. Zoro to zauważył i szybko się wycofał, spłoszony. Blondyn chwycił jego rękę i przełknął ślinę. Musi to przezwyciężyć. Nie chciał żyć w strachu i przykrych wspomnieniach.
      - Nie przestawaj...
      Serca łomotały im w piersiach jak szalone. Całowali się i dotykali, patrząc sobie w oczy. Ten kontakt tworzył między nimi dziwną więź, którą oboje odczuwali bardzo mocno.
     Zoro nie chciał zaniedbać  żadnego kawałka skóry mężczyzny, dlatego znów wrócił do pocałunków, zaczynając od stóp chłopaka. Sanji zakrył twarz ramionami, zawstydzony zachowaniem mężczyzny. Oddychał szybko i  nieregularnie. Czuł za każdym razem ciepłe wargi, które sunęły coraz wyżej i wyżej, zbliżając się do twardego członka.
     Nagle poczuł, jak palce szukają drogi do jego ciała i wzdrygnął się, czując jeden u swego wejścia. Roronoa zarejestrował to i spokojnie wsunął jeden, bardzo powoli. Wyczuł napięcie w mięśniach tamtego mimo, że próbował robić to delikatnie. W końcu wstał i pochylił się nad blondynem. Wiedział, że ma trudne zadanie. Bardzo długo wsuwał i wysuwał palce, by tamten mógł się rozluźnić i całował jego usta, starając się przekazać spokój, mimo, że sam ledwo go znosił przy takich czynnościach. W końcu spojrzał w niebieskie oczy, tonąc w morzu uczuć które się w nich odbijały.
     Sanji przyłożył mu ręce do piersi, szybko oddychając. Próbował uporać się z własnymi demonami, które nawiedziły go niespodziewanie. Ciemne spojrzenie dodało mu jednak otuchy.
     - Mam przestać? - Zapytał Roronoa, czując strach tamtego.
     - Nie – Zdecydował i zamknął oczy, odganiając od siebie horror więzienia. Objął szyję mężczyzny i przyciągnął do siebie. Potrzebował być jak najbliżej. Chciał to pokonać.
     Roronoa nie czekając już dłużej, pochylił się do przodu i zanurzył swój twardy członek w ciepłe ciało chłopaka, który wbił mu paznokcie w ramiona aż do krwi. Zniósł to, cierpliwie czekając. Chwilę trwali tak w uścisku po chwili namiętnie kontynuując. Powoli przyspieszali. Blondyn nagle się zmienił, odwzajemniając pieszczoty i całując już pewniej i zachłanniej. Dla Zoro był to znak, że może przestać się kontrolować. Ich seks był wyjątkowy. Głośne oddechy przerywały cisze, a ciała przyklejały do siebie, pokryte kropelkami potu.
     Nagle zielonowłosy poczuł potrzebę zmiany pozycji. Wycofał się do tyłu, wychodząc ostrożnie z chłopaka i stanął na posadzce. Podciągnął ciało Blacka do siebie i uniósł nieznacznie, by jego członek miał dobry dostęp do tego boskiego ciała. Blondyn spojrzał na to niepewnie, ale pozwolił mu znów się posiąść. Ta pozycja mu odpowiadała. W połowie leżał na łóżku i zarzucił ręce za głowę. Teraz był całkowicie rozluźniony i w końcu poczuł przyjemość. Gdy gorący członek wszedł w niego głębiej, miał ochotę krzyczeć z rozkoszy. Zagryzł jednak wargę i starał się zapanować nad własnym głosem. Zacisnął dłonie w pięści, wykręcając je z przyjemności. Silne ramiona  trzymały jego biodra i przyciągały do siebie z rozkoszą. Twarz mężczyzny dodatkowo go podniecała. Zoro patrzył na niego z... czułością? Był o krok od spełnienia. Przymknął oczy, gdy jego ciało uwolniło wstrzymywaną przyjemność. Gęsia skórka pokryła jego tors, razem z gęstą substancją, która spłynęła na jego pierś. Chwilę później poczuł, jak członek mężczyzny opuszcza jego ciało i wpatrywał się z wpółprzymkniętych powiek, jak Roronoa własną ręką doprowadza się do orgazmu, szczytując nad nim i oblewając jego brzuch własną spermą. Uśmiechnął się delikatnie, widząc tak podniecającą rzecz. Roronoa by się nie zachwiać, podparł się ręką o łóżko, a drugą dalej się obejmował, wyzwalając ostatnie skurcze rozkoszy.
     Uspokajali swoje oddechy, patrząc na siebie zmęczeni. W końcu pocałowali się ostatni raz i Zoro padł obok na pościel.
     Leżeli tak jakiś czas, nie odzywając się do siebie. Roronoa był zachwycony tym zbliżeniem i naprawdę nie wierzył, że do niego doszło. Obrócił się w kierunku blondyna i z zaskoczeniem stwierdził, że tamten już śpi. Z rozbawieniem, wytarł delikatnie ciało blondyna, nawet go przy tym nie budząc.
      I kto tu jest dziwny, panie Black? Roronoa przykrył śpiącego, powstrzymując się w ostatniej chwili od złożenia pocałunku na miękkim policzku. Bezszelestnie wstał i obracając się tylko raz za siebie, opuścił pokój, zastanawiając się nad tym, co przyniesie im kolejny dzień.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz