Tytuł: Serce w klatce
Anime/Manga: One piece
Status: zakończone
Gatunek: yaoi,
Liczba rozdziałów: 13
Pairing: KidxLaw, KidxKiller
Postacie: Kid, Law, Killer, Bonney, Drake, Hawkind, Apoo, Doflamingo… itd
Uwagi: 18+
Opis: Zemsta, pożądanie, narkotyki, alkohol, fajki, strzelanina i
krew xD
….
Mały chłopiec czekał przed budynkiem
szkoły. Było gorąco. Owady grały głośny koncert, charakterystyczny dla tej pory
roku. Słońce paliło wszystko wokół, torturując biedne powiędłe rośliny,
złaknione choć odrobiny wody. Powietrze falowało nad rozgrzanymi blachami
samochodów zaparkowanych na parkingu. W okolicy nie było żywej duszy. Tylko on
jeden jeszcze czekał przed budynkiem szkoły.
Drobne rączki zacisnęły się mocniej
na kolanach, symbolizując niepokój, który pełzł coraz bliżej do chłopca,
muskając go delikatnie swoimi mackami. Pomimo temperatury zadrżał, czując
niezrozumiały chłód.
Coś było nie tak.
Wstał i wlepił wzrok w początek
drogi, zza której powinien pojawić się srebrny samochód. Porzucił plecak i
podszedł do krawężnika, jeszcze intensywniej wyczekując jasnych świateł auta.
Cykanie zaczynało robić się nie do
zniesienia. Z minuty na minutę było coraz głośniejsze, aż w końcu stało się
bolesne, aż chłopiec musiał zatkać uszy, zastanawiając się nad tym, co się
dzieje. Ze zdziwieniem patrzył jak szyby w pojazdach naokoło niego zaczynają
pękać, tworząc piękne pajęczyny, połyskujące w promieniach bezlitosnego słońca.
Chłopczyk obracał się dookoła siebie
przerażony i otwierał już usta do krzyku, gdy nagle zobaczył małą dziewczynkę
stojącą na chodniku, która trzymała swoją mamę za rękę i patrzyła na niego
wielkimi oczami. Wszystko wtedy ustało i mogąc zdjąć ręce z uszu, doszły do
niego jej słowa.
- Mamusiu, to ten chłopczyk, którego
rodzice zginęli w wypadku.
Matka zganiła ją za mówienie takich
rzeczy na głos i szybko odciągnęła córkę, która nie spuszczała go z oczu.
„Czyi rodzice?”
Następnie zobaczył nauczycielkę
idącą w jego stronę ze smutną miną. Stając przed nim wyciągnęła do niego rękę.
- Choć Law, musimy porozmawiać - powiedziała, wymuszając na ustach sztuczny uśmiech. Jej oczy były szkliste i
zdradzały niepokój.
„Nie.”
Chłopiec zrobił krok do tyłu.
- Nie chce z tobą iść.
Nagle rozległ się głośny pisk opon i
trzask rozpadającej się karoserii.
Obrócił się w pośpiechu i przed
oczami ukazał mu się obraz zniszczonego samochodu, z którego wydobywał się dym,
a pod nim zbierała czerwona kałuża.
„Nasz srebrny samochód…”
Zapach krwi uderzył w jego nozdrza i
nawet nie wiedział, kiedy zaczął krzyczeć. Pomimo, że nie chciał, auto
znajdowało się coraz bliżej niego, a on zaczął dostrzegać szczegóły. Czarne
splątane loki jego matki, ciemne powykrzywiane palce ojca na kierownicy…
Jeszcze chwila i ujrzałby zmasakrowane twarze swoich rodziców i rodzeństwa. Zakrył
oczy rękami, a łzy spłynęły po jego policzkach. Jego własny wrzask i wycie
karetki pogotowia rozrywały uszy.
Law podniósł się energiczne do
pozycji siadu, wyciągając przed siebie rękę. Pot spływał po jego skroni i szyi,
tworząc lśniące stróżki w słabym świetle poranka. Kołdra zsunęła się z jego
piersi, odsłaniając nagi tors. Oddech miał przyśpieszony, a umysł powoli
wybudzał się z koszmaru. Po chwili oprzytomniał i cicho zaklął, przejeżdżając
ręką po roztrzepanych włosach. Odrzucił pościel i w pośpiechu poszedł do swojej
osobistej łazienki, odkręcił kurek i włożył głowę pod kran. Czując zbawienny
chłód, emocje powoli opadały i spływały razem z lodowatą wodą w odmęt
odpływu. Nachylił usta nad strumieniem i nabrał kilka łyków. Następnie się
wyprostował i spojrzał w swe zmęczone, lustrzane oblicze.
Ciemna skóra kontrastowała z jasnymi
kafelkami łazienki. Czarne oczy przejechały po zarysowanych mięśniach brzucha,
pnąc się w górę i zwracając uwagę na szare cienie pod powiekami, które
podchodziły już powoli pod kolor jego kruczoczarnych włosów.
Nie przejmując się swoim
stanem, wyszedł z pomieszczenia i wrócił do sypialni. Delikatny powiew wprawił
w ruch firankę, która kołysała się na wietrze. Blade światło chmurnego poranka,
szarością witało nowy dzień i rozjaśniało ponury, bogato urządzony pokój.
Niespiesznie wybrał z szafy
garnitur. Nigdy nie lubił formalnych ciuchów i założył je, krzywiąc się z
niezadowolenia. Było jeszcze wcześnie, więc nie miał się co śpieszyć. Westchnął
zawiązując krawat i nie sprawdzając czy dobrze wygląda, wyszedł z zamiarem
zrobienia sobie kawy. Na jedzenie nie miał ochoty. Prawdopodobnie zwróciłby je
w trybie natychmiastowym.
Znał korytarze na pamięć. Ich ściany
pokryte był drogimi tapetami i ręcznie grawerowaną boazerią. Mozaikowy sufit
podtrzymywały marmurowe kolumny, sprowadzone specjalnie z samych Włoch. Każdy
mebel był małym arcydziełem i pasował idealnie do wystroju. Trafargal Law już
dawno zapomniał, kiedy przestał zwracać na nie uwagę. Wszedł do obszernej kuchni, również
nie gorzej prezentującej się od innych pomieszczeń. Zamyślony, nalał do
czajnika wody i włączył, czekając na zagotowanie. Już dziesięć lat to
pomieszczenie nie słyszało jego śmiechu, który kiedyś tak często odbijał się od
mahoniowych ścian. Już nawet nie pamiętał, jak to było siedzieć tutaj, w
towarzystwie swojej najbliższej rodziny. Zalewając wrzątkiem sypaną kawę,
delektował się ciszą panującą w domu i śpiewem budzących się ptaków. Usiał do
olbrzymiego stołu i zaciągnął specyficznym zapachem napoju, czując jak ogarnia
go spokój. Dawno nie śnił o wypadku rodziców i miał nadzieję, że ta chwila już przestała go nawiedzać.
- Paniczu - do kuchni weszła
kobieta, odziana w strój pokojówki i gdy tylko zobaczyła chłopaka, szybko się
skłoniła - Mógł panicz poprosić, przyniosłabym tą z ekspresu…
- Mam dwie ręce i nogi, potrafię sam
sobie zrobić - Czarnowłosy zakołysał kubkiem, nawet na nią nie patrząc. Jak
zwykle kobieta pachniała tytoniem z ukradkowego, palonego na werandzie
papierosa - Poza tym nienawidzę tej z ekspresu, dobrze o tym wiesz.
- Tak, ma panicz rację… - dziewczyna
zarumieniła się i chcąc się na coś przydać, zaproponowała śniadanie, lecz
również została niegrzecznie zbyta. Nie wiedząc co z sobą począć, stanęła pod
ścianą czekając na jakiś rozkaz.
Lawa tak zirytowało to zachowanie,
że dopił naprędce resztę napoju i opuścił pomieszczenie. Nienawidził swojej
służby. Nienawidził wszystkiego co go otaczało. To było tak sprzeczne z tym, co
miał zamiar zrobić, że już nie wiedział jak powinien postąpić. Dzisiejszy sen jednak
przypomniał mu dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Trzasnął drzwiami
swojego pokoju i wszedł do garderoby, wyciągając zakurzone pudełko.
…
- Więc…? - Zapytał mężczyzna, ukrywając wzrok za różowymi szkłami okularów – Taka jest twoja decyzja?
Rosły blondyn pierwszy raz od długiego czasu, został tak niemile zaskoczony. Wszystko układało mu się tak wspaniale, a tu nagle ten pieprzony szczeniak miał czelność wyskakiwać z czymś takim. Po tylu latach.
- Złożę papiery na medycynę -
Oznajmił chłopak pewnie. Z satysfakcją obserwował pulsującą żyłkę na czole
mężczyzny, który trzymał przesądzający o wszystkim świstek papieru. Naprawdę
sam siebie nie rozumiał, jak mógł tak długo z tym zwlekać – I tak,
mam oryginał, więc możesz to sobie drzeć.
- Tak mi się odwdzięczasz, po
tym, jak cię wychowałem? - Groźnie warknął blondyn, zaciskając palce na
kartce i mnąc ją z wściekłości.
- Nie mam nic, za co powinienem być
ci wdzięczny - Powiedział chłodno, czując wściekłość tamtego – Nie będziesz
więcej trwonił naszego majątku, wujku - Odwrócił się na pięcie i opuścił
dziedziniec, nie widząc sensu w dalszym prowadzeniu dyskusji.
Basen cichutko szumiał, a ptaki
ćwierkały gdy Doflamingo gniótł testament rodziny Trafalgarów, którego próbował
odszukać przez ostatnie dziesięć lat. Majątek jego przeklętego brata dalej mógł
należeć do niego bez żadnych formalności, gdyby ten przeklęty świstek nigdy nie
ujrzał światła dziennego. Był naprawdę zaskoczony, że chłopak go zdradził. Do
tego czasu nie sprawiał żadnych problemów, więc nie było potrzeby zbędnie brudzić
sobie ręce… Do tego pokrzyżował mu plany, do których od dawna się
przygotowywał. Z wściekłości przewrócił stolik z drinkiem, nie przejmując się
rozbitym szkłem i wisienką, która poturlała się po mozaikowych kafelkach.
Wstał zdenerwowany ze swojego wygodnego
leżaka, na którym grzał tyłek przez ostanie dziesięć lat i wykonał telefon do
swojego zaufanego człowieka. Szybko się uspokoił, gdy w głowie zaczął jawić mu
się idealny plan. Jeśli chłopak myśli, że będzie od niego cwańszy, to się grubo
myli. Po kilku sygnałach już konsultował szczegóły i z satysfakcją palił papier
w popielniczce, wpatrując się w znikające literki.
…na wypadek naszej śmierci,
powołuję mego syna Trafalgara Law’a na prawowitego spadkobiercę, gdy ten
osiągnie pełnoletność i zdobędzie tytuł lekarza- chirurga…
…
Law próbował się dopchać do korkowej
tablicy i ze zdenerwowaniem słuchał klekotu swoich nieznośnych koleżanek i
kolegów, ekscytujących się dzisiejszymi wynikami końcowych egzaminów. W końcu
dostał się do przodu i dziękując genom za swój wzrost, zaczął lustrować górne
pozycje.
Z każdą minutą otwierał szerzej
oczy. Jego serce nieznośnie zaczęło przyśpieszać, nie mogąc odnaleźć swojego
nazwiska. Już samo to, że nie znalazł się w pierwszej nawet dziesiątce, było
wystarczająco nierealne. Napisał egzaminy bezbłędnie. Był tego pewny. Wyniki
sprawdzał zaraz po i były one na praktycznie stu procentowym poziomie.
Przelatywał wszystkie linie od początku po pięć razy, ale siebie nie znalazł.
Wycofał się zszokowany i próbował się skupić pomimo nieznośnego szumu w głowie.
Zacisnął dłonie w pięści. Wiedział, że to niemożliwe, dlatego udał się prosto
do gabinetu dyrektora. Wpadł tam jak burza, otwierając na oścież masywne drzwi
i minął zaskoczoną sekretarkę. Przekroczył próg pokoju, do którego nigdy nie
musieli go wzywać. Spojrzał na człowieka za biurkiem, który rozmawiał z jakimś
czerwonowłosym chłopakiem.
Poznał go od razu. Eustass
Kid. Szkolny chuligan, o którym nieraz było głośno. Nawet na wyniki przyszedł w
swoim obskurnym stroju i makijażu, podkreślającym oczy, oraz pomalowanych
czarnym lakierem paznokciach. Żółte, nakrapiane spodnie raziły równie mocno, co
czerwień jego postawionych na żel, farbowanych włosów. Skórzana czarna kurtka,
ozdobiona ostrymi ćwiekami oraz lśniące, oryginalne gogle, również zwracały
uwagę swoją niecodziennością. Law jednak nie był zaskoczony, mimo że rzadko
miał okazję go widywać. Ten typ uczniów raczej nie przejmuje się ocenami z przedmiotów, czy czymś takim jak
„przyszłość” więc nie zasługiwał na jego uwagę. Wyminął więc czerwonowłosego i trzasnął otwartą dłonią w
blat biurka, nie przejmując się tym, że przerywa wcześniejszą rozmowę i zwala
na ziemię tabliczkę z nazwiskiem „Corcodile”.
- Chciałbym się dowiedzieć, gdzie do
cholery są moje wyniki! - Warknął na dyrektora, który był w trakcie palenia
cygara. Zastanowiło go to, że nie wyglądał na zaskoczonego jego wybuchem.
Patrzył na niego chłodnym, niewzruszonym wzrokiem i splótł ręce,
wzdychając ciężko. Chłopak obok zdawał się mieć w dupie całą sytuację.
- Wszystkie wyniki egzaminów
znajdują się w holu szkoły, panie Trafalgar - powiedział spokojnie - Pana wtargnięcie do mojego gabinetu...
- Nie moje! - Podkreślił to
czarnowłosy, starając nie skupiać się na podłużnej bliźnie mężczyzny, która
szpeciła jego twarz od ucha do ucha, nadając dyrektorowi gangsterczy wygląd -
Jestem pewien, że uzyskałem z każdego minimum 95 procent. Bez nich nie dostane
się na medycynę.
- Doprawdy? - Zapytał mężczyzna
opanowany, a oczy niezdrowo mu zabłyszczały – a jest pan pewien, że pojawił
się pan na testach?
Trafalgara oblał zimny pot. Poczuł
jakby dostał obuchem w głowę. Myślał, że się przesłyszał, ale im dłużej patrzył
w te chłodne oczy, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma szansy na
otrzymanie swoich wyników. Próbował sobie powiedzieć, że to niemożliwe. Czyżby
jego wuj…? Przecież to niemożliwe by miał aż takie znajomości. Ktoś jednak
musiał maczać w tym palce i nie przychodził mu w tym momencie nikt więcej do
głowy. Ledwo trzymał się na nogach. Nie sądził, że Doflamingo jest do tego zdolny.
- Oczywiście, że byłem - wyszeptał,
zupełnie tracąc grunt dla swoich słów i nóg.
- W takim razie proszę sprawdzić w
sekretariacie obok i dopiero potem do mnie przyjść - Dyrektor uśmiechnął się
zbywająco i w pewien sposób podejrzanie.
Law wyszedł z pokoju i podszedł do
zalęknionej sekretarki. Najspokojniej jak mógł, powtórzył jej dwa razy swoje
imię i nazwisko i czekał jak idiota na oczywiście sprzeczną z rzeczywistością
informację.
Naprawdę ktoś wykasował jego wyniki
z bazy danych. Nie dostanie się na uczelnie i nie odziedziczy spadku. Jego
groźby pod adresem wuja były w tym momencie wręcz śmieszne. Zdradzanie więc
swoich planów było zwykłym idiotyzmem.
Wszystko poszło się jebać bo chciał zobaczyć jego wykrzywioną w złości twarz!
- Co? Pieniądze bogatego synka
tatusia nie wystarczyły, żeby kupić wyniki? – Eustass Kid właśnie opuszczał
gabinet i z kpiącym uśmiechem na ustach celowo drażnił ciemnowłosego.
Trafalgar zacisnął dłonie w pięści.
Jeszcze nigdy nie był tak bardzo wytrącony z równowagi. Zgryzł wargę do krwi,
czując w ustach jej metaliczny posmak.
- Zaraz się rozpłaczemy? W końcu
dostajecie to, na co zasługujecie. Wygrzewająca swoje złote dupy, pieprzona
arystokracjo - Ze śmiechem dodał czerwonowłosy i zaraz potem zdziwiony,
poleciał, pchnięty na ścianę.
Trafalgar opętany szałem okładał chłopaka, który zaczął od razu się bronić i oboje turlali się po chwili
na podłodze, wymierzając ciosy i raniąc skórę, aż do krwi. Nie hamowali się
zupełnie, kopiąc i uderzając w każdą część ciała, jaka została odsłonięta. Do
pokoju wbiegli nauczyciele i próbowali bezskutecznie rozdzielać mężczyzn,
którymi kierowała prawdziwa furia. Rzucali w siebie każdym napotkanym
przedmiotem i przekleństwem. Uspokoili się dopiero po interwencji policji.
Trafalgar jeszcze nigdy w życiu nie
czuł takiej ulgi, mogąc tak wyładować emocje. To uczucie jednak szybko
wyparowało, gdy musiał zgłosić się po niego jego opiekun, który szczerzył się
triumfalnie od ucha do ucha idąc szkolnym korytarzem. W tamtej chwili był
praktycznie stu procentowo pewny, że za wszystko odpowiada Doflamingo, który nie ukrywał radości z jego porażki. Oboje z Eustassem zostali zawieszeni
w obowiązkach szkolnych, lecz w takiej sytuacji, nie miało to żadnego
znaczenia.
Law zupełnie nie wiedział co ma
zrobić w tym momencie. Znów był w stanie jedynie poddać się nurtowi wydarzeń i
żyć na łasce wuja, który w jednej chwili zniszczył mu przyszłość i odebrał
wszystko, na co pracował tak długi czas. Nie odzyska tego, co zostawili mu rodzice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz