czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 12



     Dotarli na skalną półkę. Kucharz był oczywiście sprawniejszy jeśli chodzi o nogi, dlatego pierwszy znalazł się na górze.
     - Wygrałem.- Powiedział pokazując język wkurzonemu szermierzowi. Rozejrzał się dookoła. Nagle jego oczom ukazał się niesamowity widok. Ze skały było widać całe miasteczko tonące w ostatnich promieniach słońca. Woda i niebo przybrały odcień purpury. Sanjiemu zaparło dech w piersiach. Nigdy by nie podejrzewał, że Zoro może go zabrać w takie miejsce.
     Zielonowłosy usiadł na skraju przepaści i otworzył butelkę. Nalał płyn do stojących na kamieniu kieliszków i wskazał miejsce koło siebie. Blondyn przełknął ślinę, wziął swój kieliszek i usiadł na wyznaczonym miejscu. Centymetry dzieliły ich ramiona.
     - Naprawdę ładny widok…- Powiedział Sanji obracając szkło w palcach.
     - To jeszcze nic, poczekaj jak się ściemni.
     Siedzieli chwilę w milczeniu i pili, smakując słodkawy smak wina.
     - Naprawdę ty od samego początku… Wiesz, od tej całej przygody na wyspie…- Zaczął nieśmiało Sanji.
     Zoro upił większy łyk.
     - Tak.- Odpowiedział, dolewając sobie jeszcze. – Przepraszam…- Sanji obrócił się zdziwiony w jego stronę.- Nie powinienem cię zmuszać, żebyś tu ze mną był… Jestem śmieszny, prawda? – Powiedział łamiącym się głosem i topiąc wzrok w trunku.
     Kucharz nigdy nie widział go w takim stanie. Nigdy nie słyszał też, by Zoro mówił coś podobnego, ani otwierał się na kogoś. Zawsze był twardzielem, a teraz…
     - Do niczego mnie nie zmusiłeś. – Próbował pocieszyć go blondyn. – I naprawdę, dobrze się bawię.- Wzniósł kieliszek i patrzył przez jego zawartość na księżyc widniejący na czarnym niebie.
     - Serio?- Spojrzał na niego Zoro.
     - Tak, i przestań już robić miny jak zbolały kotek.- Uśmiechnął się do niego.- To zupełnie do ciebie niepodobne.
     - Spadaj, tylko ci się wydaje głupia brewko- Na odczepne rzucił szermierz, lecz już się uśmiechając.
     Zaczęli rozmawiać tak jak wcześniej, gdy spotykali się wieczorami po kolacji. Dym z papierosa unosił się w powietrzu. Zoro nie zdawał sobie sprawy, jak szybko przez cały wieczór Sanjiemu bije serce. Blondyn, choć cały czas próbował się uspokoić nie mógł nie zauważyć, jak zielonowłosy na niego patrzy. Jak jego wzrok przesuwa się po jego ciele, jak patrzy mu w oczy, czy na jego usta. Było to krępujące i podniecające zarazem. Czuł się trochę jak w sidłach drapieżnika ale musiał przyznać, że… podobało mu się to. Nie uciekał już wzrokiem tak jak wcześniej, lecz też patrzył na niego uparcie. Zoro zauważył drobną zmianę w zachowaniu Sanjiego. Musiał się strasznie hamować, by nie zrobić czegoś głupiego.
     - Co to?- Zapytał nagle kucharz, spoglądając na miasto.
     - Zaczyna się.- Uśmiechnął się Zoro.
     I nagle w niebo zaczęły wzbijać się tysiące lampionów. Miały różne kolory i delikatnie wznosiły się i szybowały ku morzu.
    - Niesamowite!- Nie mógł uwierzyć Sanji.- Skąd wiedziałeś, że będą je puszczać?- Spojrzał na szermierza, który zamiast patrzeć w niebo był zapatrzony w niego. Zoro zaczerwienił się i odwrócił wzrok. Udawał, że też patrzy na lampiony.
     - To lokalne święto. Wszędzie były plakaty.- Odparł zmieszany.
     No tak, Sanji nie opuszczał pokładu odkąd przyjechali. Robił porządki w spiżarni. Teraz to on nie mógł oderwać od niego wzroku. Naprawdę, ten głupek był w niego zapatrzony jak w obrazek. Nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.
     W zachwycie oglądali resztę widowiska. Siedzieli tak dopóki ostatni lampion nie zgasł na horyzoncie. Opróżnili całą butelkę i powoli zaczęli zbierać się na statek.
     - Gdzie ty idziesz? Wchodziliśmy tą drogą.- Sanji popatrzył na kolegę, z rozbawionym pożałowaniem.
     -  Tylko coś sprawdzałem…- Zawstydził się i zaczął schodzić tam, gdzie wskazał mu kucharz.
     - Z tobą to naprawdę są trzy światy.- Pokręcił głową i ruszył za Zoro.
     Droga zaczęła się coraz bardziej wyrównywać. Gdy byli już u podnóża, nagle Sanjiemu spod nóg osunął się kamień, przez co stracił równowagę i leciał do przodu. Nie upadł jednak, chwyciły go silne ręce. Obojgu serca stanęły w miejscu. Stali tak w swoich objęciach nie mogąc złapać oddechu. Ich twarze były milimetry od siebie. Patrzyli w swoje przerażone oczy i czuli ciepło swoich ciał. Nagle Zoro odskoczył od niego jak oparzony.
     - Nic ci nie jest?- Idąc już dalej i nie odwracając się za siebie.
    - Tak, dzięki.- Wymamrotał zszokowany Sanji. Nie mógł się już oszukiwać. Jego ciało całkowicie go zdradziło. Musiał przyznać, że nie jest przypadkiem to, co teraz czuje. Zastanawiał się, jak to jest możliwe. Przecież nigdy wcześniej nie obejrzałby się za mężczyzną. Nie wyobrażał sobie tego, a teraz? Co to ma być do cholery?! Posmutniał. Nie rozumiał siebie i swojego zachowania. Był zagubiony.
     Wyszli już na prostą drogę. Niewiele się odzywali po padnięciu sobie w ramiona. Szli koło siebie nie wiedząc, co powiedzieć, każdy zatopiony w swoich myślach. Zoro oddał by dużo by powtórzyć tą chwilę. Patrzył na zamyśloną sylwetkę Sanjiego i na jego rękę. Wyciągnął odruchowo swoją chcąc ją chwycić. Szybko jednak ją cofnął bo kucharz to zauważył. Zawstydził się strasznie. Nie może się już pohamować, naprawdę?
     - Przepraszam…- Mruknął.- Ciężko mi się zachowywać normalnie w twoim towarzystwie.- Nie wierzył że to powiedział.
     Sanjiego wmurowało. Naprawdę chciał chwycić go za rękę? Myślał, że mu się zdawało. Widział ból na twarzy zielonowłosego. Naprawdę czuł się tak każdego dnia? Ile razy musiał się powstrzymywać? A gdyby tak… Nie! Pokręcił głową. Dlaczego w ogóle o tym pomyślał? Chociaż… jeśli mu powie… Z drugiej strony chciał zobaczyć co on sam będzie czuł.
     - W porządku…- Powiedział czerwony Sanji wyciągając do niego dłoń.- Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo, glonie!
     Zoro nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Bez zastanowienia chwycił jego dłoń. Dreszcz przeszedł ich oboje. Czuli ciepło swoich rąk. Nie spodziewał się takiej reakcji po kucharzu. Widział, że ten cały jest purpurowy. Naprawdę mu na to pozwolił. Rósł w nim nieopisany entuzjazm. Nie spodziewał się żadnej rzeczy po tym wieczorze i mimo, że blondyn uprzedził go, że nie ma na nic liczyć, to jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że nie jest to wszystko obojętne. Szli tak całą drogę do statku nie odzywając się do siebie. Sanji czuł rosnące między nimi napięcie, które aż skrzyło w powietrzu. Po cholerę on się zgadzał? Zoro do tego dziwnie na niego spoglądał. Jakby coś chciał coś sprawdzić. Dodatkowo go to peszyło bo bał się, że uczucia ma wypisane na twarzy. Naprawdę nie potrafił uspokoić swojego serca. Nagle szermierz wplótł swoje palce w jego i mocniej ścisnął. Fala gorąca przeszła przez ciało Sanjiego. Ten drobny gest sprawił, że w głowie mu się kręciło od rosnącego ciśnienia. Nie tak miało być! Powtarzał sobie. To miało być zwykłe wyjście. Co ja odwalam?
     Gdy dotarli na statek, puścili swoje dłonie ku rozczarowaniu obojga. Wskoczyli na pokład. Dalej się nie odzywając, Zoro odprowadził Sanjiego do drzwi kajuty i przystanął.
     - Dziękuję.- Szepnął zaskoczonemu kucharzowi do ucha. Ten poczuł jakby go piorun strzelił. Odwrócił się do niego i ledwo odpowiedział.
     - Nie ma sprawy…
     - Może zgodzisz się jeszcze kiedyś na jakiś wypad?- Zaproponował z nadzieją.
     - Może…- Nie mógł się odnaleźć w natłoku myśli i uczuć.
     Zoro miał ochotę czegoś spróbować. Delikatnie pochylił się do przodu patrząc kucharzowi w coraz większe oczy. Zatrzymał się bardzo blisko jego twarzy i czekał.
     Sanji domyślił się, co tamten chce zrobić. Nie mógł się ruszyć. Nie wiedział dlaczego stał dalej w bezruchu. Jedyne co udało mu się zrobić to spojrzeć z największym wyrzutem, na jaki udało mu się zdobyć licząc na to, że Zoro odpuści.
     Szermierz jednak szukał w jego oczach czegoś co wyrażałoby zgodę lub zakaz. Nie znalazł ani jednego ani drugiego, tylko zagubienie. Sanji się nie cofał, co go dezorientowało. Pożądanie jednak było silniejsze od niego.
     Zaryzykował i złączył ich usta. Cios, jaki spodziewał się otrzymać, nie nadszedł. Euforia ogarnęła całe jego ciało. Naprawdę mu na to pozwolił! Pocałował go najdelikatniej jak potrafił. Sięgnął dłonią do jego szyi i czule ją pogładził. Czuł jak Sanji ledwo zauważalnie zadrżał. Blondyn nie odwzajemniał pocałunku. Zoro go ponowił i starał się nie stracić panowania. Smak papierosów go obezwładniał.
     Sanji ledwo trzymał się na nogach. Nie spodziewał się, że jego ciało tak chętnie przyjmie tą pieszczotę. Jego umysł ciągle walczył, lecz w tej chwili coraz mniej słyszał swoje myśli. Szermierz nie odpuszczał i ciągle łączył ich wargi. Ten pocałunek był zupełnie inny niż ostatni. Nigdy by nie pomyślał, że ten człowiek może mieć w sobie tyle delikatności. Czuł jak szaleńczo żołądek skręca mu się i jak pali go przyrodzenie między nogami. Miał wrażenie, że przez ten pocałunek przelewa się więcej, niż jest w stanie ogarnąć. Powoli zaczął też w nim uczestniczyć. Usłyszał jak Zoro głośno wciąga powietrze na ten gest. Poczuł jak jego ręka wplata mu się delikatnie we włosy przyciągając go nieznacznie bliżej. Sanji odwzajemniał już pieszczotę zapominając, co robi. Rozkosze ciała całkowicie nim zawładnęły. Doznał euforii, gdy poczuł język szermierza przejechał po jego wargach. Rozwarł swe usta w oczekiwaniu na więcej. Nie musiał długo czekać. Ich języki się złączyły i zaczęły tańczyć. Blondyn nie mógł się jednak zdobyć na żarliwe odwzajemnienie pieszczot. Zoro bardzo dobrze to wyczuł i nie pozwalał sobie na więcej. Już i tak nie dowierzał zaistniałej sytuacji. Tracił oddech. Na krawędzi walczył ze swoim pożądaniem. Obydwoje odchodzili od zmysłów. Sanji nie sądził, że ten pocałunek tak mu… zasmakuje. Czuł w ustach coś nieopisanego. Coś co smakowało jak sam błękit morza. Słone, słodkie, kwaśne? Nie wiedział. Zastanawiał się, czemu tego nie chciał wcześniej.
     Całowali się tak do utraty tchu. Musieli przerwać by złapać powietrze. Sanji przez ułamek tej sekundy zdał sobie sprawę z tego co robią i momentalnie się odsunął. Zaczęła mu wracać świadomość.
     Zoro wyczuł zmianę w jego zachowaniu i się przestraszył. Już myślał, że tamten wybuchnie złością ale się pomylił. Sanji zmieniał wyraz twarzy od wściekłej, po zaskoczoną, przerażoną, niedowierzającą i doszedł do smutnej.
     - Obiecałeś, że tego więcej nie zrobisz. – Powiedział z wyrzutem.
     Zoro nie wiedział co ma odpowiedzieć.
     - Wracajmy do łóżek…- Odwrócił się Sanji i otworzył drzwi.
     - Poczekaj!- Chwycił go za ramię szermierz.
     - Proszę, puść mnie… – Skurczył się w sobie kucharz. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, jak jakaś dziewczynka.
     - Przepraszam jeśli sprawiłem ci przykrość.- Wypalił. Miał wrażenie, że wszystko zepsuł.
     - Po prostu zostaw mnie teraz samego… – Powiedział nie patrząc na niego. – Dobranoc. – Zniknął za drzwiami.
     Zoro wściekły na siebie rąbnął z całej siły w stojącą obok beczkę, która rozpadła się z trzaskiem. Nikt jednak nie podniósł głosu, mimo, że była późna noc.
     Oboje nie mogli zasnąć.

...


      Rano do szermierza  nie podszedł nikt z załogi, widząc jego minę. Nikomu jednak w życiu nie przyszło by do głowy, co mogło się wydarzyć. Przy śniadaniu wszyscy na siłę udawali wesołość, ale tak naprawdę każdy liczył, że może Zoro z Sanjim jakoś się dogadają i z sobą będą. Nami ciągle rąbała Luffiego po głowie, gdy tylko próbował nawiązać do tematu. Odpowiedzialni za tą zmianę w zachowaniu załogantów tylko się irytowali całą sytuacją.  Nie wiedzieli jak się mają w stosunku do siebie teraz zachowywać. Zoro jednak przez noc dużo myślał i doszedł do wniosku, że jest zły. Że ma Sanjiemu za złe to, że odwzajemnił pocałunek, a teraz się tak zachowuje. Nie wiedział, o co może mu chodzić. Po kolacji podszedł do niego i zaczął wycierać naczynia.
     - Znowu mamy udawać, że się nie znamy?- Warknął wkurzony szermierz.
     - Nie rozumiem, o co ci chodzi…- Odparł, nie patrząc na niego Sanji.
     - O całą tą sytuację!- Odstawił z trzaskiem naczynie. – Oi, spójrz na mnie, głupi kuku!- Odwrócił go przodem do siebie. Dopiero wtedy zauważył, że blondyn ma podkrążone, wystraszone oczy. Cała jego postać jakby skurczyła się w sobie. Zoro jednak dalej go trzymał.
     - Dlaczego odwzajemniłeś pocałunek?- Próbował łagodniej.
     - Nie wiem…
     - Jak to nie wiesz?
     - Puść mnie!
     - Nie! Chce wiedzieć!
     - Proszę…
    - To ja proszę!- Zoro miał wrażenie, że zaraz nie wytrzyma.- To nie ty codziennie cierpisz patrząc na osobę, na której ci zależy! Która wciąż daje ci nadzieję, że może… Że jednak… A potem się wycofuje! Uważasz, że to jest zabawne?!- Puścił go i odsunął. Oparł się o krzesło by stłumić drżenie rąk.
Sanji nie spodziewał się takiego wybuchu. Te słowa sprawiły, że dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, jak Zoro mógł się przez cały ten czas czuć. Podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
     - Daj mi trochę czasu…- Powiedział.- Tylko trochę czasu…
     - Ile jeszcze? Ile mam czekać?- Spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
     Sanji ukrył twarz w dłoniach i zaczął drżeć.
     Zielonowłosy nagle zmiękł. Jeszcze kamrata nie widział w takim stanie. Stwierdził, że może za bardzo go przyciska. Nie zastanawiając się, szybko go objął. Przytulił do siebie i zaczął głaskać po jego złotych włosach.
     - Przepraszam…- Wyszeptał mu do ucha.- Przepraszam… Dam ci czas. Tylko nie każ mi długo czekać, dobrze?
     - Dobrze…- Odpowiedział drżącym głosem blondyn. Ten uścisk był tak niespodziewany, że zaparło mu dech w piersiach. Do tego ten szept… Jego ciało drżało już z innego powodu.
     W głębi siebie, znał już odpowiedź, lecz nie potrafił się z nią pogodzić. Po prostu nie mógł.
     Załoga widziała, że z Sanjim od kilku dni jest nie najlepiej. Już nawet nie udawał, że jest wesoły. Po prostu się nie odzywał. Nie było widać entuzjazmu nawet przy gotowaniu. Usopp stwierdził, że chyba trzeba z nim pogadać i przyczaił się po kolacji.
     - Pomogę ci zmywać.- Zaoferował się.
     - Dzięki.- Kucharz nawet na niego nie spojrzał.
     - Pomyślałem też, że może chciałbyś pogadać?
     Sanji zakręcił kran, podszedł do stołu, usiadł na krześle i odpalił papierosa.
     - Czyli jednak?- Usopp też odłożył naczynie i usiadł naprzeciwko kolegi. Wyglądał żałośnie.
     - Nie wiem co mam zrobić…- Nerwowo zaciągnął się dymem i podrapał po karku.
     - Z Zoro tak?- Usopp pokręcił głową i westchnął.- A co czujesz?
     Sanji położył twarz na stole i zastygł. Usopp pomyślał, że to będzie długi wieczór.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz