czwartek, 11 czerwca 2015

Bilet miłosny 7



      Leżeli tak jakąś chwilę. Patrzyli w sufit uspokajając swoje oddechy. Żaden nic nie mówił. Izaya powoli się podniósł. Rozmasowując mięśnie, oglądał co zostało z jego ubrań. Niestety nic nie nadawało się do ponownego założenia.
     - Świetnie…- powiedział podpierając ręką czoło.
     Shizuo przyglądał mu się przez chwilę. Wcześniej kochali się w ciemnościach, więc niewiele widzieli. Teraz mógł go obejrzeć. Skórę miał białą jak ściana, przez którą przebijały się zarysy kości. Jego szyja i ramiona były pokryte w różowych malinkach. Zaskoczyły go fioletowe siniaki na ciele czarnowłosego. Czyżby on był ich autorem? Widział jak tamten rozciera nadgarstki w miejscach gdzie przed chwilą go krępował. Ewidentnie się zapominał, jeśli chodzi o jego siłę. Zaczął się nawet zastanawiać nad tym, czy Izayę bolało… Właściwie w ogóle nie pomyślał, że mógłby być delikatniejszy. Ciężko mu było jednak opanować przy takim perwersie. Przypomniał sobie fragment z przysięgą małżeńską.
     - Jesteś naprawdę zboczony. – Shizuo podparł się na łokciach i odpalił papierosa. Uświadomił sobie, że ma rozciętą koszulę.
     Izaya wstał i próbował związać sukienkę w taki sposób, żeby zrobić coś na kształt togi. Zaczął się irytować bo kiepsko mu szło. Blondyn stwierdził, że tylu różnych twarzy jeszcze nie widział u tego padalca.
     - Masz. – zdjął swoją kamizelkę i mu podał. Trochę miał wyrzuty sumienia, że tak potraktował taką ładną sukienkę. Z drugiej strony miał też ochotę zostawić czarnowłosego na pastwę losu i mieć ubaw z sytuacji. Dziwił się tylko, że ciężej mu było się na to zdobyć.
     - Nie traktuj mnie jak swojej dziewczyny. – wkurzył się Izaya.
     - Nie, to nie…- chciał już ją wziąć z powrotem, ale tamten szybko ją zabrał i włożył na siebie.
     - Biorę tylko dlatego, że jesteś mi ją winny.- powiedział rumieniąc się. Nie wiedział czemu teraz się tak peszył. Ubranie ewidentnie było na niego za duże. – Dawaj mi też spodnie.- wyciągnął rękę Izaya.
     - Słucham?- zaśmiał się Shizuo.
     Jednym skokiem był już przy blondynie i zsuwał mu je z tyłka.
     - O nie!- zaczęli się szarpać na podłodze. Gdy tak walczyli, usłyszeli nagle echo stąpających buciorów. Zamarli nasłuchując. Kroki były coraz bliżej.
     - Cholera, dawaj mi te spodnie!
     - Nie ma mowy!
     W końcu Izaya się poddał i niezgrabnie zakrywając się kiecką wybiegł na klatkę schodową. Spojrzał jeszcze na zbierającego się Shizuo i uśmiechnął się do niego triumfalnie.
     - Zdychaj padalcu.- i zamknął drzwi od pomieszczenia. Blondyn trochę zaniepokojony, ubierając się, powoli do nich podszedł. Okazało się, że się nie otwierają. Szarpał się z klamką i tylko robił więcej hałasu. Usłyszał, jak po drugiej stronie zbierają się ludzie.
     - Otwierać! Albo wyważymy drzwi!- Krzyknął jeden z nich.
     - Kurna…- poprzysiągł sobie, że zemści się na tym kretynie jak tylko z tego wyjdzie. Podbiegł do okna i spojrzał w dół. Było za wysoko by skakać. Zsunął się zatem na niższe piętro. Nie miał z tym problemu, bo budynek miał całkiem szerokie parapety. Potem, z ledwością prześlizgnął się między ochroniarzami i wyszedł z budynku. Gdy znalazł się już na ulicy zaczął wyrywać automaty z napojami. Uśmiechnął się. Przypomniał sobie do jakiej furii ta czarna dziura go doprowadzała.
     Shinra spacerował sobie ulicami Tokio i myślał gdzie zabrać Celty na kolejną randkę. Między nimi układało się świetnie dlatego ciągle chodził w dobrym humorze. Wracał właśnie dłuższą drogę ze sklepu kiedy jego oczom ukazał się niecodzienny widok. Z budynku nieopodal wyleciał Izaya w za dużej jak na niego marynarce i dużą ilością białych szmat w rękach. Może nie było by to aż takie dziwne gdyby nie to, że miał goły tyłek.  Shinra z niedowierzaniem obserwował jak czarnowłosy rozgląda się na boki patrząc, czy nikt go nie widzi i następnie biegnie na łeb na szyję wskakując do najbliższej stojącej taksówki i odjeżdża. Doktor myślał, że mu się to wszystko przewidziało gdy następnie z wieżowca wybiegł Shizuo w rozdartej koszuli – co nie było codziennym widokiem- i rozwalił najbliższy automat do kawy.
     - Ci dwaj…- zaśmiał się rozbawiony. – Celty się zmartwi, jeśli znowu walczyli…- i kontynuował powrót do domu.
     - Kurwa!- Izaya czuł się jak jakiś frajer. Przyznał, że seks był nieziemski, ale zupełnie nie pomyślał, co zrobi po wszystkim. Musi lepiej przewidywać sytuację i następnym razem zastanowić się nad czułościami w miejscu publicznym. Nawet nie wziął pod uwagę tego, że mogli zostać nakryci. Zepsułoby to całkowicie jego reputację.
     Do tego te malinki i siniaki… Wyglądał jakby kochał się z jakąś dziwką która jest zapaśniczką.
Z zaskoczeniem stwierdził jednak, że ma ochotę na jeszcze. Zaczynał tracić panowanie. Chciał mieć całą sytuację pod kontrolą, a czuł jakby mu się wyślizgiwała z rąk. Miał ochotę w jakiś sposób bardziej podporządkować sobie Shizuo.
     Uwielbiał go. Uwielbiał w nim wszystko.  To uczucie jakie mu towarzyszyło przez cały ten czas od samego początku kiedy się spotkali… Było najlepsze na świecie. Całkowicie nim teraz zawładnęło. Od jakiegoś czasu nie mógł wykonywać dobrze swojej pracy. Chyba powinien skupić się na razie na jednej rzeczy.
     Zdecydował, że napisze do niego smsa oznajmiając wieczorne spotkanie. Odkładając komórkę już sobie wyobrażał, jak będzie ten wieczór wyglądać. Po za tym napięcie z powodu niepowiedzionej misji jeszcze go nie opuściło i musiał się w jakiś sposób rozerwać.
     Shizuo zdziwił się gdy dostał wiadomość. Po tym co dzisiaj zaszło myślał, że przez jakiś czas nie będą się widzieć. Miał ochotę, ale nie podobało mu się  ostatnie zagranie czarnowłosego. Postanowił, że da mu nauczkę i z lekkim żalem zignorował wiadomość.
     Następnego dnia blondyn miał odwiedzić pięć zadłużonych osób. Naprawdę irytowała go ta robota. Do tego się zastanawiał, co zrobił Izaya, gdy go nie zastał w mieszkaniu. Musiał się wkurwić. Nie dostał jednak żadnej wiadomości więc mógł tylko podejrzewać. Dzień był upalny i praca mu się dłużyła, bo jak zwykle każdy z kim miał do czynienia przedstawiał mu swoją nieszczęśliwą historię życia. Wieczorem myślał, że padnie na pierwszą lepszą ławkę i do jutra się nie podniesie.
     Paląc papierosa wracał do domu po ostatnim zleceniu. Nagle ktoś zagrodził mu drogę. Po cieniu od razu poznał kto to jest. Futerkowa bluza, krótkie włosy, chude nogi… Podniósł głowę i się nie mylił. Izaya patrzył na niego groźnie.
     - Lubimy się stawiać, co?- odparł z uśmiechem czarnowłosy.
     - Izaya…!- warknął blondyn. Z jakiegoś powodu strasznie go to spotkanie wkurzyło.
     - Shizuś… dlaczego mnie wczoraj olałeś?- powiedział słodko, wyjmując swój sprężynowy nóż. – Zawiodłeś mnie.
     - Nie jestem twoim psem.- zdenerwował się blondyn.
     Czarnowłosy zacmokał z dezaprobatą.
     - A dziwne bo wszędzie za mną łazisz… Shizuś, do nogi!- poklepał swoje kolano uśmiechając się.
Shizuo wpadł w furię. Wyrwał najbliższy kosz na śmieci i z całej siły cisnął w swojego wroga. Izaya zgrabnie się uchylił.
      - Oj, nie ładnie. Nie mówiłem przecież aport i przynieś…- zaśmiał się czarnowłosy. – To co…? Chcemy się dzisiaj pozabijać czy może kochać?
      Blondyn ruszył na Izayę. Zaczęli się gonić i walczyć na ulicach. Ludzie uciekali w popłochu. Ostatnio Shizuo nie dokonywał żadnych zniszczeń, dlatego miał mnóstwo znaków drogowych do swojej dyspozycji. Jak opętany ciskał wszystkim co mu wpadło w ręce. Nagle udało mu się wpędzić Izayę w ślepy zaułek. Zagrodził mu drogę ucieczki. Zdziwił się, że tamten wpadł w taką prostą pułapkę. Bez problemu złapał go za ubranie i przyparł do ściany. Czarnowłosy puścił nóż, podchwycił się jego rąk i próbował złapać oddech po uderzeniu w twardy mur.  Shizuo zastanawiał się, co tamten knuje. W walce nie pomagało mu wciąż rosnące podniecenie między nogami.
     - To jaka jest odpowiedź…?- wydyszał Izaya.
     Blondyn był w konsternacji. Z jednej strony chciał rozkwasić mu łeb, a z drugiej zabrać go do mieszkania. Wiedział, że ta cała sytuacja nie jest normalna. Nie pojmował dlaczego czarnowłosy tak często go podpuszcza. Z bólem stwierdził, że naprawdę dobrze mu to wychodzi.
     - Shizuś… nie uciekaj ode mnie.- pogłaskał go po policzku. Blondyn z wolna rozluźniał uścisk.
     - Dlaczego to robisz…?- zapytał skonsternowany.
     - Zgadnij…- zaczął palcami dotykać jego ust. Shizuo zadrżał.
     - To wszystko jest chore. – nie potrafił go odepchnąć.
     - Źle na to patrzysz.- zaczął się do niego przysuwać.
     - To jak mam na to patrzeć?
     - Po prostu czerp z tego przyjemność.- Izaya zaczął lizać go po szyi. Blondynowi zrobiło się gorąco i odruchowo wygiął się, zezwalając na pieszczotę. Przymknął oczy i próbował powstrzymać swoje ręce przed objęciem tego podniecającego ciała.
     - Chodźmy w jakieś przyjemniejsze miejsce…- gładził go po twarzy Izaya. Widział w jego oczach, że niewiele brakuje by się złamał. – Przyznaj, że chcesz to ze mną zrobić…- Chwycił jego poddające się bez oporu dłonie i jedną położył na swoim biodrze, a drugą na szyi.
     Shizuo nie wiedział czego chce. Nagle coś zaczęło go boleć. Tak wewnętrznie. W oczach Izayi chciał znaleźć powód dla którego miałby to dalej ciągnąć. Nie wystarczy mu coś takiego. Wiedział, że długo w takim układzie nie wytrzyma. Mimo, że to wszystko podobało mu się jak diabli, to wewnętrznie nie był spełniony.
     - Co to za wzrok?- zadrwił czarnowłosy. Serce jednak mu drgnęło. Uwielbiał takie chwile. Tylko z Shizuo mógł tego doświadczać. Wszyscy inni ludzie byli do przewidzenia, tylko nie ten palant.
Blondyn pochylił się delikatnie i chwycił podbródek zdziwionego Izayi. Złożył na jego wargach pocałunek. Czarnowłosy zadrżał.
     O kurwa… pomyślał. Nie potrafił ogarnąć, jak ktoś taki jak Shizuo potrafi tak całować. Nikt nigdy wcześniej, żaden facet ani żadna kobieta nie potrafiła go tak podniecić. Chciał przyspieszyć pieszczotę ale ze zdziwieniem stwierdził, że druga strona tego nie robi. Coś na kształt euforii wlało się w jego ciało. Gdy przestali się całować, zapytał.
     - Czyżbyś się zakochał…? – próbował go podpuścić.
     Shizuo się zawstydził i zdenerwował. Jak ta gnida mogła go posądzać o coś tak nienormalnego?
     - W porządku. – Odsunął się do niego, odwracając twarz.- W takim razie idziemy do mnie. – powiedział odpalając papierosa.
     - W końcu coś z sensem.- rzekł podniecony Izaya.
...

     Ile to już minęło?- Zastanawiał się Shizuo. Siedział na parapecie swojego mieszkania i patrzył za okno, paląc papierosa. Czekał na jak zwykle spóźniającego się Izayę. Zaciągnął się dymem. Z jednej strony nie mógł się go doczekać a drugiej chciał wziąć swoje rzeczy i uciec. Ostatnio spotykali się dwa razy częściej niż wcześniej, przez co spędzali ze sobą więcej czasu. Blondyn oparł swoje czoło o szybę. Wiedział, że za bardzo zaczyna się w to wszystko angażować.  Zaczął czuć coś na kształt sympatii do tego typa. Nie rozmawiali za wiele, lecz miał wrażenie, że oboje świetnie się rozumieją.
     Raz nawet spędzili ze sobą cały dzień. Oglądali telewizję, kochali się, jedli zamówioną pizzę, znowu się kochali. Często wymieniali między sobą uśmiechy. Na ulicy dalej robili rozruchy, lecz zawsze kończyły się one w łóżku. Ich namiętność wcale nie przygasła, lecz rosła z każdym następnym pocałunkiem i dotykiem.
Shizuo nie wystarczały te krótkie spotkania.
     Nagle zaskrzypiały otwierane drzwi. Czarnowłosy jak zwykle zrzucił niechlujnie swoje buty i zaczął ściągać swoją futerkową bluzę. Blondyn przyglądał się jak tamten zdejmuje koszulkę i rozpina spodnie.
     - Jak dzisiaj minął mojemu Shizusiowi dzień?- mówił pozbywając się paska.- Dobrze? Więc przejdźmy do rzeczy…- otworzył zachęcająco sypialnię, nie oczekując odpowiedzi.
     Shizuo przełknął ślinę. Coraz rzadziej miał siłę przeciwstawiać się temu potworowi. Tak właśnie to wyglądało. Prócz tego jednego razu, gdy byli cały dzień razem. Blondyn zaczynał powoli próbować zrozumieć tego idiotę. Z każdym dniem miał ochotę więcej o nim wiedzieć. Fascynowała go ta przeklęta, ciągle uśmiechająca się morda.  Zaśmiał się w duchu. Kiedyś to miał ochotę go za nią zabić.
     - Co się stało?- teatralnie zasmucił się Izaya. – Dzisiaj nie w humorze?
     Shizuo podszedł do niego i pogładził go po policzku. Czarnowłosy trochę za szybko strzepnął jego dłoń i wszedł do sypialni skacząc na łóżko. Przywoływał go palcem. Blondyn westchnął i wdrapał się na pościel, zawisając nad Izayą. Nie mógł się nadziwić jak ten koleś go kręcił.
     Powoli zaczęli się całować. Namiętnie dotykali swoich ciał. Shizuo położył się na boku i wsunął dłoń w spodnie drugiego. Czarnowłosy cicho jęknął. Też mu się odwdzięczył i oboje pieścili się rękami. Nagle Izaya usiadł okrakiem na Shizuo i zaczął rozpinać mu koszulę.
     - Chcesz żebym wziął cię w usta?- zapytał seksownie.
Shizuo wciągnął głośno powietrze. O niczym bardziej nie marzył. Był zaskoczony, że mu to zaproponował. Ze wszystkich rzeczy, tylko tego nie robili.
     - To mnie poproś.- zaczął go lizać po brzuchu.
     - Po moim trupie.
     - Jesteś taki uparty…- Izaya rękami gładził go po wewnętrznej stronie ud.
     Shizuo jęknął. Jego pocałunki doprowadzały go do szaleństwa. Czarnowłosy uwielbiał tą władzę nad nim.
     - Poproś…- już zdążył wyjąć twardą męskość blondyna i ręką ją pobudzać. Dalej całował jego podbrzusze.
     Shizuo był na skraju wytrzymałości. Miał wielką ochotę ulec, ale duma mu nie pozwalała.
     - Zdychaj…- wysapał półprzytomny.
     - Jak ty mnie wkurzasz…- przerwał pieszczoty Izaya i zaczął drażnić teraz jego klatkę piersiową.
Blondyn znów przewrócił go pod siebie. Ściągnął mu spodnie. Oblizał dwa palce i następnie włożył je w Izayę. Ten, lekko się wzdrygnął, ale już po chwili rozkoszował się delikatnymi ruchami. Shizuo patrzył mu w oczy i serce zaczęło mu szybciej bić. To był ten jeden z niewielu momentów, w których widział zupełnie inną stronę tego padalca. Taką niewinną i nagą. W której potrafił w końcu dostrzec cząstkę człowieczeństwa. Czuł, że czarnowłosy jest dobrze przygotowany na niego. Po tych wszystkich razach wiele się nauczył i już nie był taki narwany jak wcześniej. Już miał w niego wejść gdy poczuł nagle jak ręce Izayi zaciskają się na jego ramionach, a twarz chowa się opierając czołem o jego pierś. Czuł jak to drobne ciało drży. Zawsze tak było. Mimo, że próbował być delikatny. Zatrzymał się.
     - Nie przestawaj…-  powiedział rozpalony Izaya.
     Shizuo nie mógł wykonać kolejnego ruchu. Uświadomił sobie, że zaraz po tym się rozstaną. Tak jakby to wszystko nie miało znaczenia. Odsunął się od niego.
     - Dlaczego przestałeś? – zapytał zły.
     Blondyn przyglądał mu się przez chwilę.
     - Co jest? – zapytał dochodzący do siebie Izaya.
     Nagle Shizuo naszła ochota na inną pieszczotę. Pochylił się i wziął jego przyrodzenie do ust.
     Czarnowłosy prawie zachłysnął się z zaskoczenia i podniecenia. Nie pojmował co wstąpiło w blondyna, ale nie miało to już znaczenia. Doznanie było tak nieziemskie że momentalnie miał ochotę dojść. Tamten mu jednak nie pozwalał. Gdy wyczuwał, że jest już blisko, zaprzestawał pieszczot i całował jego uda. Potem wracał do delikatnego ssania.
     - Boże, Shizuś…- jęczał Izaya.- Jesteś cudowny…- zupełnie się zapomniał.- Jeszcze… właśnie tak…- dyszał.
      Shizuo doszedłby na sam dźwięk jego głosu. Myślał, że po czymś takim będzie czuł jedynie upokorzenie. Nie sądził, że będzie to tak dla niego podniecające. W końcu stwierdził, że pozwoli Izayi się spełnić.
     - Proś- patrzył na półprzytomnego mężczyznę, odgrywając się z satysfakcją. Nie sądził, że w drugą stronę to będzie o wiele prostsze.
     - Tak…  weź mnie… proszę…- jęczał, nie wiedząc co mówi, nieświadomy wpadnięcia w swoja własną pułapkę.
     W końcu doszedł w jego ustach. Całe jego ciało spięło się w namiętnym uniesieniu. Opadł bez sił. Nie wiedział kim jest i gdzie jest. Leżał tak coraz mniej przytomny i rozpływał się w słodkich ramionach przyjemności. Powoli, nieświadomy, zapadł w sen.

Następny rozdział 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz