czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 14



     Sanji czytał nową książkę kucharską, którą udało mu się zakupić na poprzedniej wyspie. Pomimo, że zapowiadała się całkiem interesująco, blondyn wciąż zauważał w niej błędy.
     - Dwie szklanki mąki? Co za idioci…- Poprawiał wciąż nowe zdania.
     Było już późno. Siedział przy dopalającej się świecy. Postanowił, że na dzisiaj starczy mu już kucharskich nowości. Zamknął książkę, zgasił świeczkę i poczłapał do łóżka.
     Już nie spał ze wszystkim na dole, lecz zawsze szedł do siłowni tego chlorofila. Nie ukrywał, lubił to, lecz zawsze czuł pewien niepokój gdy wchodził do góry. Bał się, że pewnego dnia… Wszystko może się zmienić. Po za tym, nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie w tak pokręconym… Związku. Jego uczucia były coraz silniejsze. Nie przyznał się jednak do tego nikomu. Miał ochotę położyć się i przytulić do tych silnych pleców.
     Wdrapał się do pomieszczenia. Zoro już spał. Podkradł się do niego, zdjął ubranie i skoczył pod kołdrę. Zrobiło mu się od razu cieplej. Trochę zmarzł, siedząc przy biurku.
     Nagle zielonowłosy odwrócił się do niego i spojrzał swoimi ciemnymi oczami.
     - Ile to trzeba na ciebie czekać?- Wymruczał mu w szyję.
     - Nie śpisz?- Zapytał, spinając się. Za każdym kolejnym razem, ten człowiek coraz bardziej doprowadzał go do szaleństwa.
     - Cały czas nasłuchiwałem twoich kroków.- Zoro zaczął go lizać po szyi i schodzić niżej.
     - Mogłem nie przyjść wcale.- Wydusił z siebie, zakrywając usta ręką.
     - Ale tu jesteś…- Ugryzł lekko jego sutka.
     - Ach!- Cicho jęknął blondyn.
     - Zabierz dłoń.- Oderwał jego rękę od ust.- Tutaj nikt cię nie usłyszy.- Jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu.
     Zoro całował jego klatkę piersiową. Szybszy oddech i jęki zachęcały go do dalszych pieszczot. Wciąż był zafascynowany tym, jak Sanji na niego reaguje. Wziął jego penisa i zaczął poruszać swoją ręką w górę i w dół delikatnie zaciskając ją na czubku.
     - Dotknij mnie też…- Chwycił dłoń blondyna i położył na swoim członku. Sanji na ten gest bardzo się speszył. Delikatnie powtarzał to, co robił z nim Zoro. Nie miał na tyle śmiałości, by przejąć inicjatywę. To wszystko wciąż było dla niego  takie… Zawstydzające.
     Zaczęli się całować. Zoro się trochę zagalopował i sięgnął swoją ręką niżej, wędrując między pośladki blondyna. Ten wzdrygnął się jak oparzony.
     - Hej!- Wrzasnął Sanji.- Nie zapominasz się za bardzo?!- Odepchnął go lekko.
     - Czemu mi wciąż nie pozwalasz?- Zdenerwował się Zoro.
     - Odechciało mi się wszystkiego. Dobranoc. – Odsunął się od szermierza i odwrócił plecami nakrywając kołdrą.
     - O co ci chodzi?!- Szturchnął go Zoro.
     - O nic, śpij.
     - Jak ty mnie wkurzasz! Mów!- Odwrócił go z powrotem do siebie.- Czemu mi na to nie pozwolisz?
     - A co ja jestem?! Jakaś cholerna baba?!- Wyrwał się z uścisku i odwrócił wzrok.
     - Nie patrzę na ciebie jak na kobietę.- Zszedł trochę z tonu.
     - Ale sprawiasz, że tak się czuję. – Zawstydził się Sanji.
     - To proszę.- Zoro położył się obok niego. – Możesz zrobić ze mną co chcesz, jeśli poczujesz się lepiej.
     - Nie o to chodzi…- Zasępił się blondyn.
     - To już cię nie rozumiem.- Skrzyżował ręce na piersi.
     - Dla mnie to jest za szybko, ok?- Czerwienił się Sanji. Pewne rzeczy dalej go przerastały. Wiedział już jaką rolę będzie odgrywać w tym związku. Nie miał potrzeby dominacji, albo nie potrafił  jej w sobie odnaleźć. Wiedział czego od niego Zoro oczekuje. Czuł to w każdym jego ruchu, w każdym spojrzeniu. Choć było to podniecające, to jednocześnie go przerażało.
    Zapadła cisza między nimi. Każdy zatopił się w swoich myślach. Nagle Zoro przysunął się do niego i przytulił do jego pleców całując go w kark.
      - Przepraszam…- Wyszeptał mu w szyję.- Wiesz jak ciężko mi się przy tobie hamować.
     - W porządku…- Znów poczuł ciepło rozlewające się po jego ciele. – Ja też… przepraszam…- Nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć mu wszystko co czuje.
     - Martwisz się czymś?- Zapytał go Zoro całując go dalej.
     - Nie, czemu tak myślisz?- Próbował się skupić Sanji. Pocałunki go usypiały.
     Szermierz obrócił go nagle pod siebie. Blondynowi zawsze w takich chwilach zamierało serce. Z podniecenia oczywiście.
     - Przecież widzę.- Zaczął go głaskać po włosach.
     - Wydaje ci się.- Marzył, by Zoro nie przerywał pieszczoty.
     - Chodzi ci o to zaklęcie, tak?
     Sanji nie odpowiedział. Ten temat ciągnął się od samego początku.
    - Co jeszcze mam zrobić, żebyś mi zaufał?- Ze smutkiem gładził ręką jego brodę.
     - Ufam ci…
     - Najwyraźniej niewystarczająco.
     Znów na chwilę ucichli. Zoro gładził go po szyi i torsie. Był smutny. Czuł, że w jakimś sensie nie może dać Sanjiemu tego, czego pragnie i to go zaczęło dobijać. Nie miał pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Cały ten dzień jednak jeszcze się nie spełnił i był bardzo napalony. Chciał w końcu jakoś blondyna przekonać do czegoś więcej niż ich dotychczasowe pieszczoty.
     Szermierz opuścił się trochę niżej i zaczął go całować po brzuchu. Sanji przyjemnie mruknął. Postanowił zatem zjechać jeszcze trochę niżej. Poczuł, że ciało drugiego się lekko spina. Pobłądził trochę nosem po jego udzie.
     - Co robisz?- Zapytał blondyn.
     - Ciii…- Wrócił do całowania. Jego usta powoli zbliżały się do jego gorącej i gotowej męskości.
      - Cze…kaj…!- Ale blondyn powiedział to za późno. Głośno wciągnął powietrze, gdy zielonowłosy wziął go do ust. Nie spodziewał się tego. Było to tak cudowne doświadczenie, że zupełnie odebrało mu zmysły. Powoli wargi i język szermierza pieściły jego męskość. Ręka Zoro powędrowała do jego jąder i delikatnie je ścisnęła.
     - Rany…- Sanji w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że będzie to takie podniecające. Delikatnie wplótł rękę w jego włosy. Zaczął unosić swoje biodra w rytm ruchów tamtego.
     Zoro wyjął go nagle z ust i zaczął lizać u szczytu. Sanji głośno dyszał. Delikatnie zjechał ręką pomiędzy jego pośladki.
     - Jak to zrobisz… To cię zabiję…- Wysapał blondyn.
     - Pozwól mi.- Mówił całując jego trzon.- Będzie przyjemnie.
     - Zabiję.- Ale ciężko mu było się sprzeciwić. Zwłaszcza, że był prawie u szczytu swoich rozkoszy, a Zoro go przetrzymywał.
      - Nie będzie bolało.- Delikatnie zaczął szukać otworu dwoma palcami.
     - Jakbym się tym… Przejmował…- Sanji przełknął głośno ślinę. Wiedział, że prawdopodobnie zaraz tamten to zrobi. Z jednej strony nie wiedział czemu się broni. Gdzieś w głębi też tego chciał. Uwielbiał to, w jaki sposób działał na Zoro. Uwielbiał jego władczość, spojrzenia które go pożerały, uwielbiał być przez niego pożądany i nie raz wyobrażał sobie, jak się w pełni kochają. Z jakiegoś powodu jednak bał się oddać całe swoje ciało i… Serce.
     Zoro wrócił do pieszczenia go ustami. Sanji zapomniał na chwilę o czym rozmawiali i wrócił do siebie, gdy przyjemność została przerwana prawie w kluczowym momencie.
     - Nie przestawaj…- Prosił blondyn. Był już tak blisko.
     Zoro powrócił jednak do swojej starej pozycji i zawisł nad twarzą Sanjiego. Jego ręka masowała jego pośladki.
     - Jeśli ci to nie będzie odpowiadać, to mi przerwiesz.- Powiedział zielonowłosy patrząc tamtemu w oczy.
     - Pieprzone marimo.- Sanji wiedział, że nie ma już po co walczyć. Zresztą, cwaniak jeden strasznie go podjarał. Nagle poczuł, jak palce szermierza powoli się w nim zanurzają. Zamknął oczy i zacisnął dłonie na ramionach zielonowłosego. Blondyn czuł, jak są coraz głębiej i go wypełniają.
     -W porządku?- Zapytał z troską Zoro. Mina kamrata nie była za ciekawa.
     Sanji zdobył się jedynie na kiwnięcie głową. Nie mógł nic z siebie wydusić. Trochę go na początku zabolało, ale to było nic, przy ich codziennych bitwach czy ranach zadanych przez marynarzy. Nie oszalał z zachwytu, ale nie czuł się też źle. Serce zaczęło mu szybciej bić. Pomimo złości miał ochotę… Na więcej.
     - Mam kontynuować?- Zoro ledwo panował nad sobą z podniecenia. Wewnątrz blondyna było niesamowicie ciasno i gorąco. Sanji otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały. – Co to za mina? – Uśmiechnął się szermierz.
     - Skończ co zacząłeś.- Blondyn patrzył na niego, a w jego oczach błyskały się wrogie ogniki. Jednocześnie na policzkach miał rumieńce i jednak pozwolił mu kontynuować.
     Zoro zaczął poruszać palcami. Sanji szybko oddychał. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Czuli na nich swoje oddechy. Szermierz dodał jeszcze jeden palec. Blondyn zrobił krzywą minę, ale nic nie powiedział. Jego paznokcie wbijały się w kark zielonowłosego.
     - Bo mi połamiesz kości. – Uśmiechnął się Zoro. Musiał dobrze tamtego przygotować przed finałem. Odchylił się, uwalniając się z uścisku i drugą ręką zaczął pieścić jego członka. Starał się nie spieszyć. Mógł oglądać teraz jego cały tors. Ach, jak on go podniecał. Nawet ta jego głupia kręcona brew była na swój sposób urocza.
     - Połamię ci je… Jak skończysz…- Sanji odwzajemnił uśmiech. Chciał, by ten idiota w końcu go posiadł. Żeby mieli to za sobą. Tak długo już go męczył. Jego ciało wyginało się pragnąc więcej. Coraz więcej odczuwał przy tym przyjemności.
     - Chcę w ciebie wejść.- Źrenice szermierza się rozszerzyły. Jego członek palił się z niecierpliwości.
     - I tak to zrobisz, cholerny szermierzyno.- Niepokój jednak dalej ogarniał jego ciało. Jak teraz będzie? Co oni właściwie wyprawiają? Przecież są piratami do cholery! Przywiązywać się do kogoś tak mocno oznacza na morzu tylko głupotę. Czy tylko on to czuje? Co się dzieje w głowie tego glona? Dlaczego on cały czas jest taki opanowany, taki niewzruszony? Może i jego ciało będzie usatysfakcjonowane, ale nie serce. Zaczął się trząść. Czuł jak penis zielonowłosego ociera się o jego pośladki. Wtulił twarz w umięśnione ramię, by Zoro nie zobaczył tego, co mogło malować się na jego twarzy.
     Nagle szermierz zwolnił. Pieścił Sanjiego delikatnie dłonią i wyczuł, że pomimo iż jest dostatecznie rozpalony, to bardzo się spina.
     - Chcesz tego?- Zapytał Zoro.
     Blondyn nieznacznie kiwną głową.
     - Spójrz mi w oczy i powiedz to.- Szermierz odsunął go od siebie i popatrzył na jego twarz.
Sanji nie wiedział dokąd ma uciec wzrokiem. Patrzyli sobie w oczy i nie mógł nic wydukać. Stanowczo za dużo myślał. Nie mógł się zdobyć na potwierdzenie.
     - Ech…- Zoro puścił go i opadł obok na poduszki. Poddał się.
     - Co robisz?- Zapytał zdezorientowany blondyn.
     - Idziemy spać.- Przyciągnął go do siebie i wtulił twarz w jego klatkę piersiową, na co kucharz się trochę zawstydził.
     - Ale…- Sanji nie rozumiał czemu Zoro odpuścił i o dziwo, miał mu to za złe. Zwłaszcza, że podniecenie go nie opuszczało.
     - Ciiii… – Szepnął i ucałował delikatnie jego skórę. – Nie zrobię niczego bez twojej zgody.
     Blondyn naprawdę nie sądził, że ten człowiek weźmie jego zdanie pod uwagę. Zwłaszcza na takim etapie pieszczot, na którym już byli. Leżeli cicho wtuleni i  czuli jak szaleńczo łomoczą im serca. Sanji miał ochotę go zabić.
     - Co ty… Tak naprawdę o mnie myślisz…?- Zapytał nagle Sanji. Chciał wiedzieć. Chciał to usłyszeć. Wtedy może będzie mu łatwiej. Pomimo wszystko nie wystarczała mu jedynie fizyczna prawda. Na to zapytanie wyczuł, jak jego przyjaciel mocniej do niego przylega. Odpowiedź nie nadchodziła.
     - Skąd nagle takie pytanie?
     Blondyn wzruszył ramionami i zaczął gładzić ręką włosy na głowie tamtego.
     - Przecież wiesz- Zoro nie rozluźniał uścisku.
     - Nie wiem… Nic mi nie mówisz.- Zasmucił się blondyn.
     - To się domyśl.
     - Naprawdę jesteś wkurzający.- Zaśmiał się smutno pod nosem. Pomyślał sobie, że to cały Zoro.
     - Śpij już.
     Zasnęli w swoich objęciach każdy w natłoku własnych, splątanych myśli.
...
     Wiał lekki wiaterek i słońce raz po raz chowało się za jakąś białą chmurkę. Załoga właśnie sprzątała pokład. Było dużo do zrobienia bo ostatnio walczyli z marynarką i statek doznał pewnych uszkodzeń. Każdy włączył się do pomocy by naprawić Sunn’ego. Usopp leniwie zamiatał pokład, gdy nagle dostrzegł coś dryfującego na wodzie.
     - Hej! Patrzcie!- Wskazał ciemny, mały punkt. Reszta załogi od razu się zainteresowała.
     - Co to takiego?
     - Beczka?
     - Za szeroka.
     - Dawać linę!
     - Zbliża się!
     - Uwaga… Mam ją!
     - Na trzy… czte…ry…! Wyciągamy!
     Bez trudu załoga wyłowiła znalezisko na deski pokładu.
     - Skrzynia!- Wrzasnęła szczęśliwa Nami. – Skarb!
     - Franky! Przynieś łom!
     - Hola! Nie uważacie, że to jest podejrzane?! Chyba mam déjà vu…
     - Daj spokój Usopp, nic nikomu nie będzie.
     Wszyscy w napięciu czekali, aż cyborg otworzy wieko. Po chwili zamek ustąpił. Załoga zamarła. Bez pomocy, skrzynia zaczęła się otwierać. Rozproszyło się jaskrawe zielone światło.
    - Czy to…- Nie mogła uwierzyć Robin.
     - Wróżka!- Wrzasnął Luffy.
     Wszystkim szczęki opadły do ziemi. Nie była jednak to ta sama, którą spotkali na lodowej wyspie. Miała zielony strój i długie do kostek, brązowe lśniące włosy.
     - Nareszcie wolna!!!- Krzyknęła dziewczyna ze skrzyni.- Tyle lat! Jak cudownie!- Fruwała nad ich głowami i wykręcała piruety.
     - Przepraszamy…- Zagadnął ją Usopp.- Ale…
     - Moi wybawcy!- Wróżka podleciała do długonosego i serdecznie go uściskała.- Czego sobie życzycie? Czego potrzebujecie?- Uśmiechała się naokoło.
     - Mięsa!- Krzyknął kapitan.
     - IDIOTO!- Nami zbiła go na kwaśne jabłko, wzięła go za kamizelkę i wrzuciła za burtę. –Nie słuchaj go, my go nie znamy.- Rudowłosa miała nadzieję, że jeszcze nie jest po wszystkim.
     - Kobieto! I kto teraz będzie po niego skakał, co?!- Zoro już zdjął buty i wskoczył do wody nurkując po kapitana.
     - Ależ życzeń starczy dla wszystkich!- Powiedziała wróżka i wyciągnęła swoją różdżkę.
     - No! I to mi się podoba!- Podsumował Franky.
     Na pokładzie pojawił się nagle wielki kawał mięsa. Był tak ciężki, że statek przechylił się nieznacznie na obciążoną stronę.
     Kapitan, gdy tylko został uratowany z morskich odmętów, zaczął pożerać go w całości.
     - Obyś się udławił!- Wkurzyła się Rudowłosa.- Jak dla mnie to przydałyby się pieniądze.
     - Kasa jest spoko.
     - Duuuużo złota!
     - Nie ma sprawy! Hokus pokus!- Przed ich oczami pojawiły się znikąd skrzynie wypełnione po brzegi złotem. Załoga wpadła w entuzjastyczny szał. Wysławiali wręcz nowoprzybyłą, która ciągle się śmiała. Gdy się trochę uspokoili zaczęli się zastanawiać nad kolejnym życzeniem.
     - Co dalej? Ktoś ma jakiś pomysł? Bo jak nie, to ja mam ich wiele.- W głowie nawigatorki piętrzyły się sterty drogich i pięknych ubrań.
     - Przepraszam… Mogę się o coś zapytać?- Odezwał się nagle Zoro do wróżki.
     - Oczywiście.- Odparła uradowana.
     - Czy umiałabyś mnie odczarować z klątwy, którą rzuciła na mnie twoja koleżanka?
     Wszyscy zamarli.
     Sanjiemu serce stanęło. Nie mógł wierzyć w to co usłyszał.
     - Rzeczywiście… Myślałam, że się mylę.- Skupiła się nagle skrzydlata.- Czuję jej magię. Jest bardzo psotliwa.- Spojrzała wymownie na bladego blondyna. – Jestem w stanie to zrobić, ale czy jesteś tego pewny?- Zapytała poważnie. Nikt nie śmiał się odezwać.
      Zoro chwilę się zastanawiał. Nikt nie potrafił wyczytać nic z jego twarzy.
     - W takim razie ostatecznie proszę, żebyś mnie odczarowała.- Zoro pochylił głowę i zamknął oczy.
     Sanjiemu łzy stanęły w oczach. Ten glon nawet na niego nie spojrzał. Zdał sobie sprawę z tego, że to koniec, że wszystko wróci do normalnego stanu. Tylko nie dla niego. Patrzył jak wróżka dotyka jego przyjaciela i obsypuje zielonym pyłem. Czuł jak pęka mu serce. Nie mógł uwierzyć, że szermierz zrobił mu coś takiego. Przecież nie układało się między nimi aż tak źle… A może czegoś nie zauważył?  Czy to przez to, że był taki niedostępny? Czemu nawet z nim nie porozmawiał? To chyba bolało go najbardziej.
     Nikt się nie odezwał. Wszyscy byli w szoku z podjętej decyzji zielonowłosego.
     - Już!- Uśmiechnęła się wróżka.
     Zoro podniósł powieki. Spojrzał na swoje dłonie, a potem odszukał wzrokiem Sanjiego.
     Blondyn z całych sił powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Stał twardo, tylko delikatnie drżały mu wargi. Był zdruzgotany.
     - Czyli to koniec tak?- Zapytał łamiącym się głosem.- Tak mi to chciałeś oświadczyć?
     Zoro powoli do niego podszedł i się zatrzymał. Załoga ich obserwowała.
     - Dobrze się bawiłeś?- Próbował zastąpić żal gniewem. – Ty popieprzone głupie marimo!
     Zielonowłosy nagle wziął jego twarz w dłonie i złożył na jego wargach namiętny pocałunek. Sanji oniemiał. Gdy odsunęli się od siebie Zoro powiedział.
     - Idioto, nic się nie zmieniło.- Uśmiechnął się zniewalająco.-  Co to za mina kucharzyku?- Potarmosił go po włosach.
     Załoga wybuchła z ulgą śmiechem.
     Chyba tylko Luffy  i wróżka nie byli zaskoczeni tą sytuacją. Kamraci nie przewidzieli takiego obrotu sprawy i do tego pierwszy raz byli świadkiem takich emocji pomiędzy tymi dwojga. Zaczęli im klaskać.
     - Myślałem… – Sanjiemu łzy zaczęły spływać po policzkach. Przed chwilą miał wrażenie jakby świat legł mu w gruzach. –Nienawidzę cię… nienawidzę…- Płakał już w ramię Zoro, a ten go przytulił, zasłaniając jego twarz ramionami. Załoga odwróciła się z uśmiechami na ustach i rozeszła, by zostawić kochanków samych.
     - Przecież obiecałem, że cię nie zostawię.- Tulił do siebie rozedrganego blondyna.
     - Głupie marimo!- Sanji zaczął go bić pięścią w tors. Nigdy nie doznał tak wielkiej ulgi. No, chyba że wtedy, gdy wypatrzył statek na bezludnej skale, gdy głodował ze swoim ojczymem.
     - Nigdzie się nie wybieram blondasku.- Ucałował go w czubek głowy. Szczerze- nie wiedział, co się stanie po zdjęciu zaklęcia. Po prostu chciał, by kucharz uwierzył, że to wszystko co do tej pory zaszło jest prawdziwe. -Sanji… – Zaczął powoli, a jego mięśnie nieznacznie się napięły.
     -  No?- Zapytał już bardziej spokojny.
     - Ja…- Głos mu się załamał.
     - Tak?- Sanji miał wrażenie, że Zoro ma zamiar powiedzieć coś nadzwyczajnego. Serce zaczęło mu szybciej bić.
      - Ja cię…- Szermierz bardzo chciał wypowiedzieć te słowa, ale choć się bardzo starał to ciężko mu szło.
     Sanji spojrzał na niego wyczekująco. Teraz to w ogóle nie mógł nic z siebie wydusić.
     - Ja cię … cieszę się, że jesteś ze mną!- Wypalił zielonowłosy i oblał się szkarłatnym rumieńcem.
     Kucharz patrzył na niego chwilę, a potem wykrzywił usta w uśmiechu.
     - Co mi chciałeś powiedzieć?- W jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
     - To co słyszałeś!- Zoro odwrócił wzrok.
     - Nie… chciałeś powiedzieć coś innego.- Droczył się z nim Sanji.
     - Nie prawda…!
    - W porządku.- Nagle go pocałował. Było to krótkie cmoknięcie. Następnie kucharz odwrócił się i zaczął oddalać do reszty załogi. Szermierza niezmiernie to zdziwiło. Nigdy wcześniej Sanji czegoś takiego nie zrobił- Ja też się cieszę.- Powiedział jeszcze odwracając się w jego stronę.
     Uśmiechnęli się do siebie. Oboje domyślali się, co tak naprawdę do siebie czują.
     - Aaa…- Odparła Nami.
     - Zaklęcie całkowicie straciło już swoją moc dawno temu.-Tłumaczyła wróżka.
     - Więc dlaczego powiedziałaś, że go odczarujesz?- Zapytała Robin.
     - Byłam ciekawa co się stanie.- Dziewczyna puściła do wszystkich oko.
     - A już się wystraszyłem…- Powiedział Usopp.
     - To możemy dalej wymyślać życzenia?- Dopytała się rudowłosa.
    - Przepraszam was, ale to złoto kosztowało mnie więcej wysiłku niż myślałam… Chyba wyszłam z wprawy przez to zamknięcie w skrzyni.- Podrapała się po głowie zakłopotana.
     - Szkoda… Ale to nic, za te pieniądze możemy sobie sprawić dużo innych przyjemności – Powiedział Usopp.
     - IMPREZA!- Wrzasnął kapitan.
     - Czy ty masz cokolwiek innego w tej głowie prócz imprez i jedzenia?!- Wkurzyła się Nami.
     - Wybaczcie, ale czas już na mnie.- Oznajmiła wróżka.
     - Już nas opuszczasz? Zostań na zabawie.- Powiedział Chopper.
     - Przepraszam, ale mam teraz dużo spraw na głowie.- Uśmiechnęła się przepraszająco.
     Wszyscy pożegnali ciepło nową przyjaciółkę i machali jej tak długo, aż nie zniknęła im całkowicie z oczu, odlatując w kierunku bezkresnego horyzontu.
     - Wiecie, że mieliśmy dużo szczęścia spotykając w życiu, aż dwie wróżki? To bardzo rzadkie zjawisko na tych wodach. –Powiedziała Robin.
     - Ktoś tu miał więcej szczęścia, ja myślę- Wszyscy zaśmiali się, patrząc na tulących do siebie kamratów.
     - Dajmy im trochę prywatności.- Powiedział Franky.
     - Dlaczego?- Zapytał szczerze ciekawy Luffy.
     - Ja się zawsze zastanawiam, czy on udaje tępego czy naprawdę taki jest?- Westchnął Usopp.
     - A co oni będą robić?- Zapytał się niewinnie Chopper.
     - To samo co Nami i kapitan w składziku… Yohohoho.- Szepnął mu do ucha śmiejący się Brook. Dostał po tym solidnego kopniaka w kościsty tyłek.
     - Zboczeńcy! – Wrzasnęła czerwona ze wstydu Nami. Reszta załogi głośno się śmiała.
     Nie było by im jednak tak do śmiechu, gdyby zdawali sobie sprawę z tego co ich czeka…

Następny rozdział

1 komentarz:

  1. Sama nie wiem co napisać, bo od wczoraj jestem oszołomiona całym tym opowiadaniem *.* Wieczorem pociągnęłam wszystkie 18 rozdziałów na jednym wydechu i naprawdę jestem nim zauroczona i zachwycona. Już nie pamiętam, żebym przeżywała tyle emocji czytając jakiekolwiek fanowskie dzieło. Nie obyło się bez śmiechu, zaskoczenia i łez, bo przy końcowych rozdziałach w niektórych momentach naprawdę beczałam. Oj, co ten ZoSanek robi z fankami <3 Na dodatek tak świetnie napisany ZoSanek *.* Jedno wiem na pewno, te opowiadanko wywarło na mnie tak ogromne wrażenie, że na pewno przeczytam go jeszcze nie raz i nie dwa.

    Komentuję po osiemnastym rozdziale, bo nie widzę dziewiętnastego, a dwudziesty traktuje jako taki dodatek (oczywiście późnie go również skomentuję, jak przeczytam do końca ;)). Świetnie wczułaś się w rolę Zoro i Sanjiego. Ja jestem niecierpliwą osobą i lubię jak szybko między nimi coś iskrzy, ale Ty to przeciąganie ich związku tak świetnie opisałaś, że z rozdziału na rozdział miałam ochotę na więcej. Podoba mi się bardzo postawa Sanjiego, jako takiego wahającego się, nie wiedzącego co ma robić i odpychającego tego drugiego. W sumie miał powody, tę klątwę. Mimo iż chciał być z Zoro, rozsądek mu to wszystko blokował. Po prostu jego postawę wielbię w tym opowiadaniu. Co do naszego zielonowłosego szermierza… Jego uczucia też opisane tak, że chwytało człowieka za serce. Uwielbiam Zoro romantyka, dążącego do tego, aby ta druga osoba odwzajemniła jego uczucia. Ta jego nieśmiałość w niektórych sytuacjach była urocza. I jak tutaj nie łączyć tych panów, jak oni tak świetnie się uzupełniają? No nie da się. Do reszty załogi nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Postawy Robin i Nami w tym wszystkim były bardzo ważne i też udało Ci się je świetnie ucharakteryzować. Luffy jako dziecko specjalnej troski też wyszedł na plus, bo pokazałaś również jaki jest, kiedy była akcja z tym nożem. Wiara w przyjaciół to jego atut, który pokazałaś w odpowiednim momencie. Reszta załogantów również Ci wyszła. Naprawdę świetna robota.

    Co do ulubionej sceny, ulubionego wątku. Akcja z nożem była niesamowita. Tutaj było mi szkoda Zoro, ale potem uważałam, że dobrze się stało, że Sanji poszedł tam do tego sklepu. Inaczej nigdy by się nie dowiedział, co szermierz dla niego zrobił. Cały ten moment był świetny. Tak samo jak akcja na imprezowej wyspie, która również momentami zapierała dech w piersiach. I tutaj uczucia grały bardzo istotną rolę. Poradziłaś sobie z nimi wspaniale. Kolejny moment przy którym beczałam szczerze powiedziawszy, to jak Zoro kazał się odczarować z czaru. Było mi tak cholernie smutno. Tak jak Sanji bałam się, że czar pryśnie i że blondyn zostanie z tym wszystkim sam. Jednak się tak nie zdarzyło i moje szczęście naprawdę nie zna granic <3 Mówiąc krótko, dobra robota.

    Uzależniłam się od Twojego stylu i opisów. To opowiadanie jest na pewno w pierwszej piątce moich ulubionych polskich ficków ZoSanowych <3 Naprawdę wczoraj uśmiechnęło się do mnie szczęście, że do mnie napisałaś, bo inaczej nigdy bym na nie nie trafiła, a to byłaby wielka szkoda. Dlatego dziękuję, że się ze mną wczoraj skontaktowałaś :* Takie opowiadanie powinno być rozpowszechnione, nie ma bata. Z niecierpliwością teraz czekam na kolejne dzieła ZoSankowe, bo tamta historia w normalnym życiu też zapowiada się zjawiskowo :) Życzę dużo weny i pomysłów :*

    OdpowiedzUsuń