Sanji
czytał nową książkę kucharską, którą udało mu się zakupić na poprzedniej
wyspie. Pomimo, że zapowiadała się całkiem interesująco, blondyn wciąż zauważał
w niej błędy.
- Dwie
szklanki mąki? Co za idioci…- Poprawiał wciąż nowe zdania.
Było
już późno. Siedział przy dopalającej się świecy. Postanowił, że na dzisiaj
starczy mu już kucharskich nowości. Zamknął książkę, zgasił świeczkę i
poczłapał do łóżka.
Już
nie spał ze wszystkim na dole, lecz zawsze szedł do siłowni tego chlorofila.
Nie ukrywał, lubił to, lecz zawsze czuł pewien niepokój gdy wchodził do góry.
Bał się, że pewnego dnia… Wszystko może się zmienić. Po za tym, nigdy nie
przypuszczał, że kiedykolwiek będzie w tak pokręconym… Związku. Jego uczucia
były coraz silniejsze. Nie przyznał się jednak do tego nikomu. Miał ochotę
położyć się i przytulić do tych silnych pleców.
Wdrapał
się do pomieszczenia. Zoro już spał. Podkradł się do niego, zdjął ubranie i
skoczył pod kołdrę. Zrobiło mu się od razu cieplej. Trochę zmarzł, siedząc przy
biurku.
Nagle
zielonowłosy odwrócił się do niego i spojrzał swoimi ciemnymi oczami.
- Ile
to trzeba na ciebie czekać?- Wymruczał mu w szyję.
- Nie
śpisz?- Zapytał, spinając się. Za każdym kolejnym razem, ten człowiek coraz
bardziej doprowadzał go do szaleństwa.
- Cały
czas nasłuchiwałem twoich kroków.- Zoro zaczął go lizać po szyi i schodzić
niżej.
-
Mogłem nie przyjść wcale.- Wydusił z siebie, zakrywając usta ręką.
- Ale
tu jesteś…- Ugryzł lekko jego sutka.
-
Ach!- Cicho jęknął blondyn.
-
Zabierz dłoń.- Oderwał jego rękę od ust.- Tutaj nikt cię nie usłyszy.- Jego
wargi wykrzywiły się w uśmiechu.
Zoro
całował jego klatkę piersiową. Szybszy oddech i jęki zachęcały go do dalszych
pieszczot. Wciąż był zafascynowany tym, jak Sanji na niego reaguje. Wziął jego
penisa i zaczął poruszać swoją ręką w górę i w dół delikatnie zaciskając ją na
czubku.
-
Dotknij mnie też…- Chwycił dłoń blondyna i położył na swoim członku. Sanji na
ten gest bardzo się speszył. Delikatnie powtarzał to, co robił z nim Zoro. Nie
miał na tyle śmiałości, by przejąć inicjatywę. To wszystko wciąż było dla
niego takie… Zawstydzające.
Zaczęli
się całować. Zoro się trochę zagalopował i sięgnął swoją ręką niżej, wędrując
między pośladki blondyna. Ten wzdrygnął się jak oparzony.
-
Hej!- Wrzasnął Sanji.- Nie zapominasz się za bardzo?!- Odepchnął go lekko.
-
Czemu mi wciąż nie pozwalasz?- Zdenerwował się Zoro.
-
Odechciało mi się wszystkiego. Dobranoc. – Odsunął się od szermierza i odwrócił
plecami nakrywając kołdrą.
- O co
ci chodzi?!- Szturchnął go Zoro.
- O
nic, śpij.
- Jak
ty mnie wkurzasz! Mów!- Odwrócił go z powrotem do siebie.- Czemu mi na to nie
pozwolisz?
- A co
ja jestem?! Jakaś cholerna baba?!- Wyrwał się z uścisku i odwrócił wzrok.
- Nie
patrzę na ciebie jak na kobietę.- Zszedł trochę z tonu.
- Ale
sprawiasz, że tak się czuję. – Zawstydził się Sanji.
- To
proszę.- Zoro położył się obok niego. – Możesz zrobić ze mną co chcesz, jeśli
poczujesz się lepiej.
- Nie
o to chodzi…- Zasępił się blondyn.
- To
już cię nie rozumiem.- Skrzyżował ręce na piersi.
- Dla
mnie to jest za szybko, ok?- Czerwienił się Sanji. Pewne rzeczy dalej go
przerastały. Wiedział już jaką rolę będzie odgrywać w tym związku. Nie miał
potrzeby dominacji, albo nie potrafił jej w sobie odnaleźć. Wiedział
czego od niego Zoro oczekuje. Czuł to w każdym jego ruchu, w każdym spojrzeniu.
Choć było to podniecające, to jednocześnie go przerażało.
Zapadła
cisza między nimi. Każdy zatopił się w swoich myślach. Nagle Zoro przysunął się
do niego i przytulił do jego pleców całując go w kark.
-
Przepraszam…- Wyszeptał mu w szyję.- Wiesz jak ciężko mi się przy tobie
hamować.
- W
porządku…- Znów poczuł ciepło rozlewające się po jego ciele. – Ja też…
przepraszam…- Nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć mu wszystko co czuje.
-
Martwisz się czymś?- Zapytał go Zoro całując go dalej.
- Nie,
czemu tak myślisz?- Próbował się skupić Sanji. Pocałunki go usypiały.
Szermierz
obrócił go nagle pod siebie. Blondynowi zawsze w takich chwilach zamierało
serce. Z podniecenia oczywiście.
-
Przecież widzę.- Zaczął go głaskać po włosach.
-
Wydaje ci się.- Marzył, by Zoro nie przerywał pieszczoty.
-
Chodzi ci o to zaklęcie, tak?
Sanji
nie odpowiedział. Ten temat ciągnął się od samego początku.
- Co
jeszcze mam zrobić, żebyś mi zaufał?- Ze smutkiem gładził ręką jego brodę.
- Ufam
ci…
-
Najwyraźniej niewystarczająco.
Znów
na chwilę ucichli. Zoro gładził go po szyi i torsie. Był smutny. Czuł, że w
jakimś sensie nie może dać Sanjiemu tego, czego pragnie i to go zaczęło
dobijać. Nie miał pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Cały ten dzień jednak
jeszcze się nie spełnił i był bardzo napalony. Chciał w końcu jakoś blondyna
przekonać do czegoś więcej niż ich dotychczasowe pieszczoty.
Szermierz
opuścił się trochę niżej i zaczął go całować po brzuchu. Sanji przyjemnie
mruknął. Postanowił zatem zjechać jeszcze trochę niżej. Poczuł, że ciało
drugiego się lekko spina. Pobłądził trochę nosem po jego udzie.
- Co
robisz?- Zapytał blondyn.
-
Ciii…- Wrócił do całowania. Jego usta powoli zbliżały się do jego gorącej i
gotowej męskości.
-
Cze…kaj…!- Ale blondyn powiedział to za późno. Głośno wciągnął powietrze, gdy
zielonowłosy wziął go do ust. Nie spodziewał się tego. Było to tak cudowne
doświadczenie, że zupełnie odebrało mu zmysły. Powoli wargi i język szermierza
pieściły jego męskość. Ręka Zoro powędrowała do jego jąder i delikatnie je
ścisnęła.
-
Rany…- Sanji w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że będzie to takie
podniecające. Delikatnie wplótł rękę w jego włosy. Zaczął unosić swoje biodra w
rytm ruchów tamtego.
Zoro
wyjął go nagle z ust i zaczął lizać u szczytu. Sanji głośno dyszał. Delikatnie
zjechał ręką pomiędzy jego pośladki.
- Jak
to zrobisz… To cię zabiję…- Wysapał blondyn.
-
Pozwól mi.- Mówił całując jego trzon.- Będzie przyjemnie.
-
Zabiję.- Ale ciężko mu było się sprzeciwić. Zwłaszcza, że był prawie u szczytu
swoich rozkoszy, a Zoro go przetrzymywał.
- Nie
będzie bolało.- Delikatnie zaczął szukać otworu dwoma palcami.
-
Jakbym się tym… Przejmował…- Sanji przełknął głośno ślinę. Wiedział, że
prawdopodobnie zaraz tamten to zrobi. Z jednej strony nie wiedział czemu się
broni. Gdzieś w głębi też tego chciał. Uwielbiał to, w jaki sposób działał na
Zoro. Uwielbiał jego władczość, spojrzenia które go pożerały, uwielbiał być
przez niego pożądany i nie raz wyobrażał sobie, jak się w pełni kochają. Z
jakiegoś powodu jednak bał się oddać całe swoje ciało i… Serce.
Zoro
wrócił do pieszczenia go ustami. Sanji zapomniał na chwilę o czym rozmawiali i
wrócił do siebie, gdy przyjemność została przerwana prawie w kluczowym
momencie.
- Nie
przestawaj…- Prosił blondyn. Był już tak blisko.
Zoro
powrócił jednak do swojej starej pozycji i zawisł nad twarzą Sanjiego. Jego ręka
masowała jego pośladki.
-
Jeśli ci to nie będzie odpowiadać, to mi przerwiesz.- Powiedział zielonowłosy
patrząc tamtemu w oczy.
-
Pieprzone marimo.- Sanji wiedział, że nie ma już po co walczyć. Zresztą,
cwaniak jeden strasznie go podjarał. Nagle poczuł, jak palce szermierza powoli
się w nim zanurzają. Zamknął oczy i zacisnął dłonie na ramionach
zielonowłosego. Blondyn czuł, jak są coraz głębiej i go wypełniają.
-W
porządku?- Zapytał z troską Zoro. Mina kamrata nie była za ciekawa.
Sanji
zdobył się jedynie na kiwnięcie głową. Nie mógł nic z siebie wydusić. Trochę go
na początku zabolało, ale to było nic, przy ich codziennych bitwach czy ranach
zadanych przez marynarzy. Nie oszalał z zachwytu, ale nie czuł się też źle.
Serce zaczęło mu szybciej bić. Pomimo złości miał ochotę… Na więcej.
- Mam
kontynuować?- Zoro ledwo panował nad sobą z podniecenia. Wewnątrz blondyna było
niesamowicie ciasno i gorąco. Sanji otworzył oczy i ich spojrzenia się
spotkały. – Co to za mina? – Uśmiechnął się szermierz.
-
Skończ co zacząłeś.- Blondyn patrzył na niego, a w jego oczach błyskały się
wrogie ogniki. Jednocześnie na policzkach miał rumieńce i jednak pozwolił mu
kontynuować.
Zoro
zaczął poruszać palcami. Sanji szybko oddychał. Ich twarze były bardzo blisko
siebie. Czuli na nich swoje oddechy. Szermierz dodał jeszcze jeden palec.
Blondyn zrobił krzywą minę, ale nic nie powiedział. Jego paznokcie wbijały się
w kark zielonowłosego.
- Bo
mi połamiesz kości. – Uśmiechnął się Zoro. Musiał dobrze tamtego przygotować
przed finałem. Odchylił się, uwalniając się z uścisku i drugą ręką zaczął
pieścić jego członka. Starał się nie spieszyć. Mógł oglądać teraz jego cały
tors. Ach, jak on go podniecał. Nawet ta jego głupia kręcona brew była na swój
sposób urocza.
-
Połamię ci je… Jak skończysz…- Sanji odwzajemnił uśmiech. Chciał, by ten idiota
w końcu go posiadł. Żeby mieli to za sobą. Tak długo już go męczył. Jego ciało
wyginało się pragnąc więcej. Coraz więcej odczuwał przy tym przyjemności.
- Chcę
w ciebie wejść.- Źrenice szermierza się rozszerzyły. Jego członek palił się z
niecierpliwości.
- I
tak to zrobisz, cholerny szermierzyno.- Niepokój jednak dalej ogarniał jego
ciało. Jak teraz będzie? Co oni właściwie wyprawiają? Przecież są piratami do
cholery! Przywiązywać się do kogoś tak mocno oznacza na morzu tylko głupotę.
Czy tylko on to czuje? Co się dzieje w głowie tego glona? Dlaczego on cały czas
jest taki opanowany, taki niewzruszony? Może i jego ciało będzie
usatysfakcjonowane, ale nie serce. Zaczął się trząść. Czuł jak penis zielonowłosego
ociera się o jego pośladki. Wtulił twarz w umięśnione ramię, by Zoro nie
zobaczył tego, co mogło malować się na jego twarzy.
Nagle
szermierz zwolnił. Pieścił Sanjiego delikatnie dłonią i wyczuł, że pomimo iż
jest dostatecznie rozpalony, to bardzo się spina.
-
Chcesz tego?- Zapytał Zoro.
Blondyn
nieznacznie kiwną głową.
-
Spójrz mi w oczy i powiedz to.- Szermierz odsunął go od siebie i popatrzył na
jego twarz.
Sanji
nie wiedział dokąd ma uciec wzrokiem. Patrzyli sobie w oczy i nie mógł nic
wydukać. Stanowczo za dużo myślał. Nie mógł się zdobyć na potwierdzenie.
-
Ech…- Zoro puścił go i opadł obok na poduszki. Poddał się.
- Co
robisz?- Zapytał zdezorientowany blondyn.
-
Idziemy spać.- Przyciągnął go do siebie i wtulił twarz w jego klatkę piersiową,
na co kucharz się trochę zawstydził.
-
Ale…- Sanji nie rozumiał czemu Zoro odpuścił i o dziwo, miał mu to za złe.
Zwłaszcza, że podniecenie go nie opuszczało.
-
Ciiii… – Szepnął i ucałował delikatnie jego skórę. – Nie zrobię niczego bez
twojej zgody.
Blondyn
naprawdę nie sądził, że ten człowiek weźmie jego zdanie pod uwagę. Zwłaszcza na
takim etapie pieszczot, na którym już byli. Leżeli cicho wtuleni i czuli
jak szaleńczo łomoczą im serca. Sanji miał ochotę go zabić.
- Co
ty… Tak naprawdę o mnie myślisz…?- Zapytał nagle Sanji. Chciał wiedzieć. Chciał
to usłyszeć. Wtedy może będzie mu łatwiej. Pomimo wszystko nie wystarczała mu
jedynie fizyczna prawda. Na to zapytanie wyczuł, jak jego przyjaciel mocniej do
niego przylega. Odpowiedź nie nadchodziła.
- Skąd
nagle takie pytanie?
Blondyn
wzruszył ramionami i zaczął gładzić ręką włosy na głowie tamtego.
-
Przecież wiesz- Zoro nie rozluźniał uścisku.
- Nie
wiem… Nic mi nie mówisz.- Zasmucił się blondyn.
- To
się domyśl.
-
Naprawdę jesteś wkurzający.- Zaśmiał się smutno pod nosem. Pomyślał sobie, że
to cały Zoro.
- Śpij
już.
Zasnęli
w swoich objęciach każdy w natłoku własnych, splątanych myśli.
...
Wiał
lekki wiaterek i słońce raz po raz chowało się za jakąś białą chmurkę. Załoga
właśnie sprzątała pokład. Było dużo do zrobienia bo ostatnio walczyli z
marynarką i statek doznał pewnych uszkodzeń. Każdy włączył się do pomocy by
naprawić Sunn’ego. Usopp leniwie zamiatał pokład, gdy nagle dostrzegł coś
dryfującego na wodzie.
- Hej!
Patrzcie!- Wskazał ciemny, mały punkt. Reszta załogi od razu się
zainteresowała.
- Co
to takiego?
-
Beczka?
- Za
szeroka.
-
Dawać linę!
-
Zbliża się!
-
Uwaga… Mam ją!
- Na
trzy… czte…ry…! Wyciągamy!
Bez
trudu załoga wyłowiła znalezisko na deski pokładu.
-
Skrzynia!- Wrzasnęła szczęśliwa Nami. – Skarb!
-
Franky! Przynieś łom!
-
Hola! Nie uważacie, że to jest podejrzane?! Chyba mam déjà vu…
- Daj
spokój Usopp, nic nikomu nie będzie.
Wszyscy
w napięciu czekali, aż cyborg otworzy wieko. Po chwili zamek ustąpił. Załoga
zamarła. Bez pomocy, skrzynia zaczęła się otwierać. Rozproszyło się jaskrawe
zielone światło.
- Czy
to…- Nie mogła uwierzyć Robin.
-
Wróżka!- Wrzasnął Luffy.
Wszystkim
szczęki opadły do ziemi. Nie była jednak to ta sama, którą spotkali na lodowej
wyspie. Miała zielony strój i długie do kostek, brązowe lśniące włosy.
-
Nareszcie wolna!!!- Krzyknęła dziewczyna ze skrzyni.- Tyle lat! Jak cudownie!-
Fruwała nad ich głowami i wykręcała piruety.
-
Przepraszamy…- Zagadnął ją Usopp.- Ale…
- Moi
wybawcy!- Wróżka podleciała do długonosego i serdecznie go uściskała.- Czego
sobie życzycie? Czego potrzebujecie?- Uśmiechała się naokoło.
-
Mięsa!- Krzyknął kapitan.
-
IDIOTO!- Nami zbiła go na kwaśne jabłko, wzięła go za kamizelkę i wrzuciła za
burtę. –Nie słuchaj go, my go nie znamy.- Rudowłosa miała nadzieję, że jeszcze
nie jest po wszystkim.
-
Kobieto! I kto teraz będzie po niego skakał, co?!- Zoro już zdjął buty i
wskoczył do wody nurkując po kapitana.
- Ależ
życzeń starczy dla wszystkich!- Powiedziała wróżka i wyciągnęła swoją różdżkę.
- No! I
to mi się podoba!- Podsumował Franky.
Na
pokładzie pojawił się nagle wielki kawał mięsa. Był tak ciężki, że statek
przechylił się nieznacznie na obciążoną stronę.
Kapitan,
gdy tylko został uratowany z morskich odmętów, zaczął pożerać go w całości.
- Obyś
się udławił!- Wkurzyła się Rudowłosa.- Jak dla mnie to przydałyby się
pieniądze.
- Kasa
jest spoko.
-
Duuuużo złota!
- Nie
ma sprawy! Hokus pokus!- Przed ich oczami pojawiły się znikąd skrzynie
wypełnione po brzegi złotem. Załoga wpadła w entuzjastyczny szał. Wysławiali
wręcz nowoprzybyłą, która ciągle się śmiała. Gdy się trochę uspokoili zaczęli
się zastanawiać nad kolejnym życzeniem.
- Co
dalej? Ktoś ma jakiś pomysł? Bo jak nie, to ja mam ich wiele.- W głowie
nawigatorki piętrzyły się sterty drogich i pięknych ubrań.
-
Przepraszam… Mogę się o coś zapytać?- Odezwał się nagle Zoro do wróżki.
-
Oczywiście.- Odparła uradowana.
- Czy
umiałabyś mnie odczarować z klątwy, którą rzuciła na mnie twoja koleżanka?
Wszyscy
zamarli.
Sanjiemu
serce stanęło. Nie mógł wierzyć w to co usłyszał.
-
Rzeczywiście… Myślałam, że się mylę.- Skupiła się nagle skrzydlata.- Czuję jej
magię. Jest bardzo psotliwa.- Spojrzała wymownie na bladego blondyna. – Jestem
w stanie to zrobić, ale czy jesteś tego pewny?- Zapytała poważnie. Nikt nie
śmiał się odezwać.
Zoro
chwilę się zastanawiał. Nikt nie potrafił wyczytać nic z jego twarzy.
- W
takim razie ostatecznie proszę, żebyś mnie odczarowała.- Zoro pochylił głowę i
zamknął oczy.
Sanjiemu
łzy stanęły w oczach. Ten glon nawet na niego nie spojrzał. Zdał sobie sprawę z
tego, że to koniec, że wszystko wróci do normalnego stanu. Tylko nie dla niego.
Patrzył jak wróżka dotyka jego przyjaciela i obsypuje zielonym pyłem. Czuł jak
pęka mu serce. Nie mógł uwierzyć, że szermierz zrobił mu coś takiego. Przecież
nie układało się między nimi aż tak źle… A może czegoś nie zauważył? Czy
to przez to, że był taki niedostępny? Czemu nawet z nim nie porozmawiał? To
chyba bolało go najbardziej.
Nikt
się nie odezwał. Wszyscy byli w szoku z podjętej decyzji zielonowłosego.
-
Już!- Uśmiechnęła się wróżka.
Zoro
podniósł powieki. Spojrzał na swoje dłonie, a potem odszukał wzrokiem Sanjiego.
Blondyn
z całych sił powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Stał twardo, tylko
delikatnie drżały mu wargi. Był zdruzgotany.
-
Czyli to koniec tak?- Zapytał łamiącym się głosem.- Tak mi to chciałeś
oświadczyć?
Zoro
powoli do niego podszedł i się zatrzymał. Załoga ich obserwowała.
-
Dobrze się bawiłeś?- Próbował zastąpić żal gniewem. – Ty popieprzone głupie
marimo!
Zielonowłosy
nagle wziął jego twarz w dłonie i złożył na jego wargach namiętny pocałunek.
Sanji oniemiał. Gdy odsunęli się od siebie Zoro powiedział.
-
Idioto, nic się nie zmieniło.- Uśmiechnął się zniewalająco.- Co to za
mina kucharzyku?- Potarmosił go po włosach.
Załoga
wybuchła z ulgą śmiechem.
Chyba
tylko Luffy i wróżka nie byli zaskoczeni tą sytuacją. Kamraci nie
przewidzieli takiego obrotu sprawy i do tego pierwszy raz byli świadkiem takich
emocji pomiędzy tymi dwojga. Zaczęli im klaskać.
-
Myślałem… – Sanjiemu łzy zaczęły spływać po policzkach. Przed chwilą miał
wrażenie jakby świat legł mu w gruzach. –Nienawidzę cię… nienawidzę…- Płakał
już w ramię Zoro, a ten go przytulił, zasłaniając jego twarz ramionami. Załoga
odwróciła się z uśmiechami na ustach i rozeszła, by zostawić kochanków samych.
-
Przecież obiecałem, że cię nie zostawię.- Tulił do siebie rozedrganego
blondyna.
-
Głupie marimo!- Sanji zaczął go bić pięścią w tors. Nigdy nie doznał tak
wielkiej ulgi. No, chyba że wtedy, gdy wypatrzył statek na bezludnej skale, gdy
głodował ze swoim ojczymem.
-
Nigdzie się nie wybieram blondasku.- Ucałował go w czubek głowy. Szczerze- nie
wiedział, co się stanie po zdjęciu zaklęcia. Po prostu chciał, by kucharz
uwierzył, że to wszystko co do tej pory zaszło jest prawdziwe. -Sanji… – Zaczął
powoli, a jego mięśnie nieznacznie się napięły.
-
No?- Zapytał już bardziej spokojny.
- Ja…-
Głos mu się załamał.
-
Tak?- Sanji miał wrażenie, że Zoro ma zamiar powiedzieć coś nadzwyczajnego.
Serce zaczęło mu szybciej bić.
- Ja cię…-
Szermierz bardzo chciał wypowiedzieć te słowa, ale choć się bardzo starał to
ciężko mu szło.
Sanji
spojrzał na niego wyczekująco. Teraz to w ogóle nie mógł nic z siebie wydusić.
- Ja
cię … cieszę się, że jesteś ze mną!- Wypalił zielonowłosy i oblał się
szkarłatnym rumieńcem.
Kucharz
patrzył na niego chwilę, a potem wykrzywił usta w uśmiechu.
- Co
mi chciałeś powiedzieć?- W jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
- To
co słyszałeś!- Zoro odwrócił wzrok.
- Nie…
chciałeś powiedzieć coś innego.- Droczył się z nim Sanji.
- Nie
prawda…!
- W
porządku.- Nagle go pocałował. Było to krótkie cmoknięcie. Następnie kucharz
odwrócił się i zaczął oddalać do reszty załogi. Szermierza niezmiernie to
zdziwiło. Nigdy wcześniej Sanji czegoś takiego nie zrobił- Ja też się cieszę.-
Powiedział jeszcze odwracając się w jego stronę.
Uśmiechnęli
się do siebie. Oboje domyślali się, co tak naprawdę do siebie czują.
…
-
Aaa…- Odparła Nami.
-
Zaklęcie całkowicie straciło już swoją moc dawno temu.-Tłumaczyła wróżka.
- Więc
dlaczego powiedziałaś, że go odczarujesz?- Zapytała Robin.
-
Byłam ciekawa co się stanie.- Dziewczyna puściła do wszystkich oko.
- A
już się wystraszyłem…- Powiedział Usopp.
- To
możemy dalej wymyślać życzenia?- Dopytała się rudowłosa.
-
Przepraszam was, ale to złoto kosztowało mnie więcej wysiłku niż myślałam…
Chyba wyszłam z wprawy przez to zamknięcie w skrzyni.- Podrapała się po głowie
zakłopotana.
-
Szkoda… Ale to nic, za te pieniądze możemy sobie sprawić dużo innych
przyjemności – Powiedział Usopp.
-
IMPREZA!- Wrzasnął kapitan.
- Czy
ty masz cokolwiek innego w tej głowie prócz imprez i jedzenia?!- Wkurzyła się
Nami.
-
Wybaczcie, ale czas już na mnie.- Oznajmiła wróżka.
- Już
nas opuszczasz? Zostań na zabawie.- Powiedział Chopper.
-
Przepraszam, ale mam teraz dużo spraw na głowie.- Uśmiechnęła się
przepraszająco.
Wszyscy
pożegnali ciepło nową przyjaciółkę i machali jej tak długo, aż nie zniknęła im
całkowicie z oczu, odlatując w kierunku bezkresnego horyzontu.
-
Wiecie, że mieliśmy dużo szczęścia spotykając w życiu, aż dwie wróżki? To
bardzo rzadkie zjawisko na tych wodach. –Powiedziała Robin.
- Ktoś
tu miał więcej szczęścia, ja myślę- Wszyscy zaśmiali się, patrząc na tulących
do siebie kamratów.
-
Dajmy im trochę prywatności.- Powiedział Franky.
-
Dlaczego?- Zapytał szczerze ciekawy Luffy.
- Ja
się zawsze zastanawiam, czy on udaje tępego czy naprawdę taki jest?- Westchnął
Usopp.
- A co
oni będą robić?- Zapytał się niewinnie Chopper.
- To
samo co Nami i kapitan w składziku… Yohohoho.- Szepnął mu do ucha śmiejący się
Brook. Dostał po tym solidnego kopniaka w kościsty tyłek.
-
Zboczeńcy! – Wrzasnęła czerwona ze wstydu Nami. Reszta załogi głośno się
śmiała.
Nie
było by im jednak tak do śmiechu, gdyby zdawali sobie sprawę z tego co ich
czeka…
Następny rozdział
Następny rozdział
Sama nie wiem co napisać, bo od wczoraj jestem oszołomiona całym tym opowiadaniem *.* Wieczorem pociągnęłam wszystkie 18 rozdziałów na jednym wydechu i naprawdę jestem nim zauroczona i zachwycona. Już nie pamiętam, żebym przeżywała tyle emocji czytając jakiekolwiek fanowskie dzieło. Nie obyło się bez śmiechu, zaskoczenia i łez, bo przy końcowych rozdziałach w niektórych momentach naprawdę beczałam. Oj, co ten ZoSanek robi z fankami <3 Na dodatek tak świetnie napisany ZoSanek *.* Jedno wiem na pewno, te opowiadanko wywarło na mnie tak ogromne wrażenie, że na pewno przeczytam go jeszcze nie raz i nie dwa.
OdpowiedzUsuńKomentuję po osiemnastym rozdziale, bo nie widzę dziewiętnastego, a dwudziesty traktuje jako taki dodatek (oczywiście późnie go również skomentuję, jak przeczytam do końca ;)). Świetnie wczułaś się w rolę Zoro i Sanjiego. Ja jestem niecierpliwą osobą i lubię jak szybko między nimi coś iskrzy, ale Ty to przeciąganie ich związku tak świetnie opisałaś, że z rozdziału na rozdział miałam ochotę na więcej. Podoba mi się bardzo postawa Sanjiego, jako takiego wahającego się, nie wiedzącego co ma robić i odpychającego tego drugiego. W sumie miał powody, tę klątwę. Mimo iż chciał być z Zoro, rozsądek mu to wszystko blokował. Po prostu jego postawę wielbię w tym opowiadaniu. Co do naszego zielonowłosego szermierza… Jego uczucia też opisane tak, że chwytało człowieka za serce. Uwielbiam Zoro romantyka, dążącego do tego, aby ta druga osoba odwzajemniła jego uczucia. Ta jego nieśmiałość w niektórych sytuacjach była urocza. I jak tutaj nie łączyć tych panów, jak oni tak świetnie się uzupełniają? No nie da się. Do reszty załogi nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Postawy Robin i Nami w tym wszystkim były bardzo ważne i też udało Ci się je świetnie ucharakteryzować. Luffy jako dziecko specjalnej troski też wyszedł na plus, bo pokazałaś również jaki jest, kiedy była akcja z tym nożem. Wiara w przyjaciół to jego atut, który pokazałaś w odpowiednim momencie. Reszta załogantów również Ci wyszła. Naprawdę świetna robota.
Co do ulubionej sceny, ulubionego wątku. Akcja z nożem była niesamowita. Tutaj było mi szkoda Zoro, ale potem uważałam, że dobrze się stało, że Sanji poszedł tam do tego sklepu. Inaczej nigdy by się nie dowiedział, co szermierz dla niego zrobił. Cały ten moment był świetny. Tak samo jak akcja na imprezowej wyspie, która również momentami zapierała dech w piersiach. I tutaj uczucia grały bardzo istotną rolę. Poradziłaś sobie z nimi wspaniale. Kolejny moment przy którym beczałam szczerze powiedziawszy, to jak Zoro kazał się odczarować z czaru. Było mi tak cholernie smutno. Tak jak Sanji bałam się, że czar pryśnie i że blondyn zostanie z tym wszystkim sam. Jednak się tak nie zdarzyło i moje szczęście naprawdę nie zna granic <3 Mówiąc krótko, dobra robota.
Uzależniłam się od Twojego stylu i opisów. To opowiadanie jest na pewno w pierwszej piątce moich ulubionych polskich ficków ZoSanowych <3 Naprawdę wczoraj uśmiechnęło się do mnie szczęście, że do mnie napisałaś, bo inaczej nigdy bym na nie nie trafiła, a to byłaby wielka szkoda. Dlatego dziękuję, że się ze mną wczoraj skontaktowałaś :* Takie opowiadanie powinno być rozpowszechnione, nie ma bata. Z niecierpliwością teraz czekam na kolejne dzieła ZoSankowe, bo tamta historia w normalnym życiu też zapowiada się zjawiskowo :) Życzę dużo weny i pomysłów :*