czwartek, 11 czerwca 2015

Zerwany kontrakt 7



     Przez kolejne dni było niebywale zwyczajnie. Ciel miał wrażenie, że zaraz wybuchnie mu mózg. Sebastian w ogóle nie wracał do ich wcześniejszej rozmowy i zachowywał się naturalnie, nie wysuwając żadnych niestosownych aluzji czy podtekstów. Hrabia nie miał wyboru i traktował go jak zwykłego gościa, jedząc z nim razem posiłki i spędzając czas, podczas którego Elizabeth nieustannie im towarzyszyła. Było to naprawdę ponad jego siły. Nie dość, że słuchał wciąż jej przesłodzonego ćwierkania, to narażony był na widok kogoś, kto zajmował jego myśli całą dobę. Nie rozumiał, co się dzieje i czy demon nie czeka przypadkiem na jakiś ruch z jego strony. Właściwie nie przychodziła mu do głowy żadna inna sensowna opcja. Nie potrafił jednak przyznać się do odpowiedzi nawet przed sobą, a co dopiero na głos Sebastianowi. Musiał jednak coś zrobić bo sytuacja zaczęła go przerastać.
     Nowy dzień wstał pogodny i ciepły. Ślub zbliżał się wielkimi krokami i miał nadzieję, że jego narzeczona w końcu zajmie się nadzorowaniem przygotowań i da mu trochę odpocząć od swojej osoby, lecz ciągle ubiegała o jego towarzystwo. Miał wrażenie, że ona i demon w jakiś sposób rywalizują miedzy sobą. Było to jednak tak trudne do wychwycenia, że zastanawiał się, czy to przypadkiem nie jedynie jego wyobraźnia. W kółko przez ostatnie dni chodził rozdrażniony i wybuchał przy byle okazji. Miał dość tej całej farsy i usilnie starał się zebrać w sobie i porozmawiać z Sebastianem, lecz za każdym razem tchórzył w ostatniej chwili. Nie mógł się na nic zdecydować. Wiedział, że swoim zachowaniem nic godnego nie reprezentuje i to dodatkowo go dobijało. Przez to wszystko nawet nie zauważył, kiedy położył twarz na stole i zamknął oczy.
     - Ciel, Słonko, źle się czujesz?!- Elizabeth od razu do niego doskoczyła, a on pożałował, że się nie powstrzymał i nie wytrzymał do końca. Rzygał tymi cukrowymi przyozdobieniami, stawianymi zawsze obok jego imienia w jej wykonaniu. Sebastian zrobił jedynie rozbawioną minę. – Chcesz się może przewietrzyć?- Prawdziwa troska zabrzmiała w dziecięcym głosiku.
     - Dobry pomysł. – Hrabia miał dość dusznych pomieszczeń. Wstał nagle i przywołał swojego młodego lokaja, który pośpiesznie zapamiętywał jego rozkazy.- Przygotujesz powóz. Chcę spędzić z moimi gośćmi czas na zewnątrz. Czy odbywa się dzisiaj coś interesującego  w okolicy?
     Chłopak zaczął intensywnie myśleć, ale oczywiście nie miał bladego pojęcia. Jak zwykle Sebastian pospieszył z pomocą, uprzedzając wybuch zbyt wymagającego pracodawcy.
     - Niedaleko odbywają się wyścigi konne zorganizowane specjalnie na cele charytatywne. Po nich ma się odbyć krótkie teatralne przedstawienie i poczęstunek w ogrodzie w hrabstwie państwa Monday. Byłoby to nie tylko miłe spędzenie czasu, ale również pomoc dla potrzebujących, co o tym sądzisz, Ciel?- Zapytał, przechylając nieco głowę i wwiercając się intensywnie spojrzeniem w jego osobę.
     I chciałbyś dodać, że korzystne? Chłopak wiedział, że udział w tego typu rzeczach stawiał jego osobę w dobrym świetle na tle elit. Jak zwykle Sebastian oddał perfekcyjny strzał w dziesiątkę. Do tego dziewczyna aż zapłonęła z podekscytowania na coś nowego. Może i nie przepadał za tłumami, ale zdecydowanie dobrze mu zrobi wyrwanie się spomiędzy młota, a kowadła chociaż na jedno popołudnie. A przynajmniej taką miał nadzieję.
     Droga w powozie była wypełniona zgrzytaniem zębów chłopaka, który już nawet nie wysilał swoich policzków katowanych, od bóg wie kiedy, sztucznym uśmiechem. Blondynka zamiast zwrócić na to uwagę, opowiadała jak ostatnio była u krawcowej, która pomyliła materiały na nową sukienkę, co w efekcie dało lepszy efekt, bo zdecydowanie nowa wersja bardziej przypadła jej do gustu. Demon wydawał się całkowicie niewzruszony, a co więcej, udzielał się w konwersacji, co robiło z Ciela nadętego buca, który nie ma ochoty przyłączyć się do rozmowy. Nie miał siły. Rozbolała go głowa i brzuch od ciągłych nerwów. Zaczął dziękować niebiosom za dotarcie na miejsce w jeszcze dobrym stanie psychicznym. Młody lokaj robił wszystko, żeby mu dogodzić ale jak zwykle marnie mu szło.
     Trybuny były dość zatłoczone, ale jako ludzie z wyższych sfer, mieli możliwość zajęcia naprawdę przyzwoitych miejsc. W powietrzu unosił się zapach siana, stajni oraz popcornu, który ostatnio zrobił się bardzo popularny. Ciela mdliło od tego amerykańskiego tworu i ze skrzywieniem zajął swoją ławkę, delikatnie poluźniając kołnierz z gorąca. Dobrze, że tutaj był chociaż zbawienny cień. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak reszta ludzi może stać w pełnym słońcu, oglądając to bezsensowne widowisko. Już zaczął żałować, że wyszedł z domu. Hałas był nie do zniesienia. Wszyscy przekrzykiwali się, obstawiając zakłady. Boksy zajęli zawodnicy ze swoimi zwierzętami, a sędzia szykował broń, przygotowując się do wystrzału na start. Elizabeth dalej trajkotała, komentując całe zdarzenie, ale jej nie słuchał. Starał się nie rozglądać po widowni, nie chcąc zostać przez kogoś rozpoznanym, lecz na nic się to zdało. Już po chwili usłyszał znajomy, nieprzyjemny głos i tłustą łapę na ramieniu, którą najchętniej by odciął.
     - Cóż ja widzę! Młody hrabia Phantomphive ze swoją piękną narzeczoną!- Mężczyzna ujął kobiecą dłoń i złożył na niej szybki pocałunek, unosząc swój cylinder. Blondynka dygnęła i przywitała się zgodnie z manierami.
     - Miło cię widzieć, Baronie.- Ciel również nie zapomniał o uprzejmościach, choć wiele kosztowało go wymuszenie zainteresowania dla mężczyzny.
- Cóż cię sprowadza w takie miejsce? Nieczęsto się ciebie ostatnio widuje poza posiadłością, czuję że jestem szczęściarzem.- Uśmiechnął się aż za szeroko, ukazując pożółkłe zęby. – Odpoczynek i przygotowania do ślubu służą i Panu i Panience. Och, przepraszam, nie zauważyłem, pan…?
- Sebastian Michaelis.- Znów wymiana uścisków dłoni, kilka komplementów, komentarz do wydarzenia i gadka o celu charytatywnym.
     Miał ochotę się zrzygać tymi fałszywymi zdaniami. Oczywiście, że ten człowiek przymilał się tylko dlatego, ponieważ od jakiegoś czasu próbował wcisnąć im nowe projekty zabawek i połączyć ze sobą jego marny interes, który i tak już ledwo wiązał koniec z końcem. Starał się słuchać, ale myślami odlatywał do marzeń o powrocie do domu. Było coraz goręcej i miał wrażenie, że powietrze go dusi. Nagle z rozmowy wyłapał kilka zdań, które go rozdrażniły, podnosząc ciśnienie.
     - Panicz na nikogo nie postawił? Szkoda, choć rozumiem, że to nieprzewidywalny sport, nawet faworyt może zawieść.- Powiedział dziwnym tonem.- Ja też się bałem, ale tym razem jestem pewny wygranej.
     - A na kogo Baron postawił, jeśli mogę spytać?- W Cielu aż się gotowało ze złości. Chyba właśnie znalazł obiekt, na którym będzie mógł się wyładować.
     - Na Championa Błyskawicę oczywiście. W tym wyścigu nie ma dla niego godnych przeciwników.- Uśmiechnął się obrzydliwie i otarł pot z tłustego czoła. Cały był mokry i sapał, a ławka niebezpiecznie pod nim skrzypiała. Miał nadzieję, że może jego rekomendacja zachęci chłopaka do wzięcia udziału w zakładzie.
     - A kto wypada najsłabiej w rankingu?- Kontynuował, powstrzymując mdłości. Sebstian słuchał ich z zainteresowaniem.
     - Jeśli koniecznie chce Panicz wiedzieć, to Srebrny Mustang. Stara legenda, która miała już swoje lata chwały. Ludzie zastanawiają się, dlaczego w ogóle startuje, w zeszłym sezonie miał kontuzję i powinien odejść na zasłużony odpoczynek.
     - Przepraszam…- Ciel wychylił się dość energicznie i zaczepił przechodzącego mężczyznę, który przyjmował zakłady.- Chciałbym postawić pewną sumę na Srebrnego Mustanga.
     Wszystkim dookoła zakręciło się w głowie od cyferek kwoty podanej przez Hrabiego. Nawet Baron zakołysał się niebezpiecznie, wachlując mokrą już chustką.
     - Lubi Panicz ryzyko.- Powiedział czerwony ze złości. Domyślił się, że to jawna prowokacja i wyzwanie. Nie opuszczała go jednak pewność siebie, uznając chłopaka za szaleńca.
     - Owszem, po za tym mamy dzisiaj szczytny cel.- Powiedział głośno przypominając, że pieniądze przecież nie idą w błoto.
     Jego słowa nie przeszły obojętnie i zaraz każdy na trybunach wiedział, że młody hrabia zaszalał. Z jednej strony nie miał się czym martwić, miał pieniędzy tyle, że nie musiał dbać o każdy grosz. Po za tym, nie da sobie powiedzieć, że jest tchórzem. Czemu wybrał akurat tego zawodnika? Chyba dlatego, że Baron spisał go na straty. Zaczęły targać nim wątpliwości, ale wiedział, że już nic nie zmieni. Niech się dzieje, co ma być. Choć musiał przyznać, że do porażek nie był przyzwyczajony. Udzieliło mu się zdenerwowanie Elizabeth, która mieliła w palcach swój rąbek sukienki.
     Padł strzał. Konie ruszyły, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Podniosła się wrzawa i dzikie okrzyki zagrzewające do walki. Zwierzęta pruły łeb w łeb, razem ze swoimi jeźdźcami na grzbietach. Ciel poznał swojego zawodnika i skrzywił, gdy zaczął odstawać od reszty już po połowie okrążenia. Nie okazał jednak niezadowolenia ani słabości. Siedział dumnie wyprostowany, mrużąc lekko wzrok. Meta była coraz bliżej, euforia wśród tłumu rosła. Sebastian, któremu udało się usiąść koło niego, dziwnie się w niego wpatrywał. Nie odwzajemnił tego jednak. Chłopak czuł, że oczekuje, iż wyda mu rozkaz. Po jego trupie! Woli porażkę, biorąc odpowiedzialność za swoje słowa, niż uciec się do brudnych sztuczek. Choć przyznał… było to cholernie kuszące.
     Gdy nie było już szans na wygraną dla dumnego rodu Phantomhive, Sebastian nagle prychnął w rozbawianiu i kaszlnął,  po czym stało się coś dziwnego, na co wszystkim opadły szczęki do podłogi. Champion Błyskawica runął na ziemię. Przewrócił się tak niefortunnie, że reszta zawodników również na niego powpadała. Kurz zasłonił wszystko i każdy wystawiał szyje z kręgów, by cokolwiek dostrzec. Kilka koni przebiło się do przodu i… Na ich czele prowadził Srebrny Mustang. Ekscytacja sięgnęła apogeum, gdy biały koń przekroczył linie mety. Nikt nie mógł uwierzyć w taki obrót sytuacji. Ciel musiał kilka razy pomrugać, zanim do niego dotarło, że jednak zwyciężył, a Baron koło niego porwał swoją obleśną chusteczkę na strzępy.
     Spojrzał ostro na Sebastiana, który klaskał razem z resztą tłumu i uśmiechał się delikatnie. Nie było mowy o pomyłce.
     - Nie prosiłem o pomoc.- Szepnął Ciel lodowato, tak, by nikt nie słyszał.- Nie musiałeś interweniować.
     Czarnowłosy obrócił się w jego stronę i nachylił do ucha, parząc ustami jego płatek. Chłopak wstrzymał oddech, porażony bliskością.
     - Ja po prostu dobrze się bawię.
     Potem nastało wiele uścisków dłoni i gratulacji z wygranej. Zgodnie z obietnicą Ciel przeznaczył kwotę na cele charytatywne. Na szczęście większość rozmów prowadziła za niego Elizabeth, za co pierwszy raz od dawna miał za co być jej wdzięczny. Zwierzętom i ich właścicielom nic się nie stało, lecz wszyscy przeżywali gorycz porażki. Gdy wszystko zbliżało się ku końcowi i formalności zostały wypełnione, mogli już zacząć zbierać się do hrabstwa państwa Monday.
     Na miejscu okazało się, że zjechało się więcej osób, niż przewidywano i znów nastał niezły ścisk. Ciel ledwo nad sobą panował, a jego lokaj stawał na głowie, by jakoś temu zaradzić. Musiał jednak przyznać, że ogród był naprawdę pięknie przystrojony. Pomimo tłumu, gospodarzom udało się rozładować napięcie i każdego należycie powitać. Ciel Phantomhive niestety wszędzie robił furorę i hrabia żałował, że czasem o tym zapomina. Był to wieczór pełen wymiany sztucznych uprzejmości i zbędnych kontaktów. Tym razem nawet Sebastian musiał pomagać, by choć na chwilę mógł zamknąć usta i napić się wody. Elizabeth była w swoim żywiole i z każdym żywo dyskutowała, również starając się pomóc. Wszyscy pod koniec byli wykończeni.
     Gdy nastał czas przedstawienia, Ciel myślał, że zaraz padnie trupem na ziemię. Na domiar złego, miejsc nie starczyło dla wszystkich gości, więc kulturalnie mężczyźni ustępowali paniom. Hrabia również nie okazał się gorszy, nawet jeśli źle się czuł. Zajął miejsce stojące koło narzeczonej i czekał na rozpoczęcie spektaklu. Zaczynało się ściemniać, a gwar przycichać, poddając się nastrojowi. Skrzypce grały w tle, a na niebie zaczęły pojawiać się pojedyncze, jasne punkciki.
     Ciel przeklinał siebie, że w ogóle wpadł na pomysł wyjścia z domu. Jeszcze czekał go przecież poczęstunek. Powietrze pomimo wieczoru dalej było duszne i parne. Miał nadzieję, że przedstawienie długo nie potrwa i będą mogli szybko wrócić do powozu. Najwyżej zrezygnują z poczęstunku, trudno. Albo kogoś zabije albo wykaże się nietaktem. Wybory życiowe niekiedy nie są najłatwiejsze.
     Światła rozbłysły i na scenę w barwnych strojach wyskoczyli aktorzy. Historia zaczynała się miłością dwojga kochanków, którzy nie byli sobie przeznaczeni. Dziewczyna miała zostać wydana dla kogoś innego, a chłopak nie miał żadnego tytułu, by móc o nią konkurować. Pomimo dramaturgii, całość zabarwiona była komizmem i co jakiś czas tłum wybuchał gromkim śmiechem. Ciela niestety to nudziło i nie rozumiał tego typu humoru, zwłaszcza, że się źle czuł i wszystko dochodziło do niego z opóźnieniem. Nogi go bolały, a za sobą czuł elektryzującą obecność Sebastiana. Nagle usłyszał w swoim uchu cichy szept.
     - Widzę, że niezbyt dobrze się bawisz.
     - Dziwisz się?- Odpowiedział, obracając głowę w jego stronę. Ich usta były milimetry od siebie. Gorący prąd przeszył jego kręgosłup. Nie uciekał jednak i wpatrywał się w ciemne jak węgiel oczy, połyskujące intrygująco. – Ty pewnie doskonale, widząc mnie w takim nastroju.
     - Może mógłbym go jakoś poprawić?
W końcu, po tylu dniach, znów ośmielił się go prowokować. Ciel poczuł dziwne mrowienie w podbrzuszu i  z jakiegoś powodu wyczekiwał tego z utęsknieniem. Przymrużył oczy, udając obrazę i zastanawiał się co odpowiedzieć. Zanim jednak wpadł na coś błyskotliwie złośliwego, jego usta zdrętwiały, przy delikatnym muśnięciu tych drugich.
     Nie można było nazwać tego pocałunkiem, choć wargi ich się zetknęły na krótką chwilę. Gdyby Ciel nie stał pośród tłumu ludzi, na pewno przyłożyłby mu w twarz. Gotował się z wściekłości i gorąca, które opanowało jego ciało. Złość na bezczelność tego piekielnego dupka przekroczyła właśnie wszystkie granice. Ponadto ledwo trzymał się na nogach z szoku i własnych emocji. Przez krótką chwilę nawet miał ochotę to powtórzyć, tyle że wyglądałoby to znacznie efektowniej. Było zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł odebrać to inaczej, niż zwykłe szeptanie sobie do ucha, ale i tak go to zawstydziło. Odwrócił twarz, nie wiedząc nawet, jak powinien zareagować. Płonął wewnątrz i już nie wiedział, które uczucie jest silniejsze.
     Nagle poczuł się gorzej. Coraz trudniej łapał oddech, a scena przed oczami lekko przekręciła. Przymknął oczy i niespodziewanie zakręciło mu się w głowie. Nic nie dało podtrzymanie się krzesła, czuł że nogi odmawiają mu posłuszeństwa.
     Z pomocą przyszły dwie sile ręce, które chwyciły go pod boki i podtrzymały. Mógł oprzeć się plecami o twardy tors i złapać oddech. Przed oczami świat mu wirował. Ktoś pomógł mu utrzymać równowagę i wyprowadzić z tłumu. Opadł następnie na coś chłodnego i poczuł delikatny wiaterek. Otwierając oczy, zobaczył Sebastiana, który wachlował go znalezioną skądś gazetą. Wydał polecenie lokajowi, by przygotował powóz, przeprosił organizatorów i wyciągnął z tłumu Elizabeth, która zaaferowana przedstawieniem, niczego nie zauważyła.
     Było mu zdecydowanie lepiej. Chłód, powietrze, ogród, brak tłumu… Odetchnął spokojniej, gdy gwiazdy stanęły w miejscu.
     - Nie sądziłem, że zwalę Panicza z nóg.- Sebastian chyba bardzo starał się zachować powagę.
     - Zamknij się.- Warknął Ciel, zdając sobie sprawę, jak żałośnie to wszystko wyglądało.- Już wcześniej było mi słabo.
     - Oczywiście.
     - Nie drażnij mnie!- Podniósł się trochę za szybko i musiał chwycić za wybuchającą bólem skroń. – W ogóle, co to sobie myślisz?! Jak śmiesz…- Nie dokończył, bo tym razem jego usta zostały całkowicie zakryte.
     Jeśli miałby tą sytuacje do czegoś porównać, to zdecydowanie nie wiedział do czego. Pierwszy raz w życiu poczuł na raz tyle sprzecznych emocji, które rozsadzały go od środka. Przyjemność ze wstydem i gniewem przeplatała się i stworzyła mieszankę wybuchową napędzającą jego serce, głowę i palące uczucie między nogami. Ostatnie zaczynało odbierać mu zdolność do racjonalnego myślenia i gdyby nie dryfujące na powierzchni granice rozsądku, których trzymał się kurczowo jak deski ratunku, już dawno utonąłby w tym doznaniu.
     Sebastian pocałował go stanowczo i na dłużej niż wcześniej. Odsunął się po chwili, by spojrzeć w szeroko otwarte i błyszczące oczy, które tym razem nie mogły się zdecydować, które uczucie powinny uzewnętrznić. Blade usta znów się pochyliły i musnęły gorące wargi. Ponawiał tą próbę co chwilę, wpatrując się źrenice, które rozszerzały się z pożądania i szoku coraz bardziej. Delikatna pieszczota ani razu nie została odwzajemniona, lecz bierność uznał za niemą zgodę, by kontynuować. Gdy chciał posunąć się nieco dalej, drżąca dłoń zasłoniła mu wargi.
     - Przestań.- Wyszeptał cichy głosik, całkowicie pozbawiony odwagi. Z chłopaka uleciała cała złość, a zastąpiło ją przerażenie i coś nieokreślonego, co z trudem rejestrował.- Przestań…- Powtórzył bez przekonania.
     - Powóz już czeka!- Lokaj wybiegł zza żywopłotu zasapany, zupełnie nie zdając sobie sprawy, co przed chwilą jeszcze tutaj się działo.
     Sebastian uśmiechnął się jedynie i delikatnie pomógł wstać chłopakowi. Na drżących nogach Ciel został poprowadzony do powozu, gdzie Elizabeth już na niego czekała i ujęła w swe drobne objęcia, mrużąc zielone oczy na demona.
     Hrabia ledwo wytrzymał podróż do domu, siedząc naprzeciwko obiektu, który potrajał bicie jego serca. Nie miał odwagi spojrzeć mu w twarz. Nie miał już siły na nic i już niczego nie był pewny.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz