czwartek, 11 czerwca 2015

Krwawy błękit 1



 
Tytuł: Krwawy błękit
Anime/Manga: One piece
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, kryminał
Liczba rozdziałów: 8
Pairing: ZoroxSanji
Postacie: Zoro, Sanji, Doflamingo, Crocodile, Franky
Uwagi: 18+ srogie

...
     Na biurko została rzucona teczka wzniecając drobinki kurzu, które zaczęły się delikatnie mienić w słabym świetle lampki. Wysypała się z niej sterta dokumentów ukazując na samym ich wierzchu zdjęcie pewnego przystojnego młodzieńca, zczepione spinaczem do reszty kartek. Mimo, że zostało ono zdobione w biegu, bardzo dobrze ukazywało szczupłą sylwetkę chłopaka i nieprzeciętną twarz.  Wzrok przyciągały zgrabne dłonie, trzymające w palcach papierosa, błękitne tęczówki, z których jedna była  przysłonięta jasno złotą grzywką oraz nieskazitelna linia szyi, która swą jasną skórą kontrastowała z czernią garnituru. Najbardziej jednak co rzucało się w oczy, była bardzo charakterystyczna, zakręcona, czarna brew.
     W pomieszczeniu dalej panowała cisza. Silna, opalona dłoń Roronoy Zoro w końcu sięgnęła po materiały. Wertując kartę po karcie, zatrzymywał się czasem dłużej na pewnych fragmentach. Bez emocji czytał życiorys chłopaka, przysuwając się bliżej światła. Trzy kolczyki zwisające z jego ucha, cicho zabrzęczały. Gdy skończył, wrócił jeszcze do zdjęcia, próbując zapamiętać z niego każdy szczegół. Chłodno przeciągał wzrokiem po każdej linii, czując na sobie błękit magnetycznych oczu swojej ofiary.
     Po drugiej stronie biurka w ciemności, przyglądała mu się osoba, szczerząc się w dzikim uśmiechu. Cisza została przerwana w momencie odłożenia papierów z powrotem na blat.
     - Rozumiem, że to moje kolejne zlecenie? - Powiedział chłopak po przewertowaniu dokumentów. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, jedynie stalowy chłód bił od jego ciemnych tęczówek.
     - Strasznie niebezpieczna dziwka - Jego blondwłosy towarzysz nie przestawał się szczerzyć. Pomimo mroku w pokoju, miał na sobie białe okulary z fioletowymi szkłami. Całą postać otaczały różowe pióra, z których zrobiony był jego płaszcz. Zafalowały one delikatnie, gdy mężczyzna odchylił się wygodniej na krześle i złożył palce, łącząc ich koniuszki - Chcę go tu żywego. W jednym kawałku.
     - Nie bawię się w niańkę – odparł mu zielonowłosy poirytowany - Zajmuję się jedynie zabijaniem i dostarczaniem zwłok.
     - Fu fu fu, nie tym razem. To poważne zlecenie i gwarantuję wysoką sumkę. Chyba nie pogardzisz? – Blondyn wstał, potrząsając piórami. Jego postać zwiększyła się kilkukrotnie, czego powodem był wysoki wzrost mężczyzny. 
     - Ile?
     Mężczyzna wyjął walizkę, którą miał pod stołem i pokazał jej zawartość Roronorze, który uniósł jedną brew zaciekawiony. Rzeczywiście suma była konkretna.
     - Drugie tyle po przywleczeniu go do mnie.
     - Zgoda.
     Donquixote Doflamingo wyszczerzył się zadowolony. Wolnym krokiem przespacerował się do okna, stukając swoimi obcasami po marmurowej podłodze i wyjrzał na zewnątrz, sprawiając wrażenie, że czegoś w oddali wypatruje - Wiele ludzi mnie zawiodło w tym temacie, mam nadzieję, że nie rozczaruję się kolejny raz.
     - Nie jestem tak słaby, jak reszta twoich beznadziejnych sługusów - powiedział lodowato chłopak i również wstał, zbierając się do wyjścia.
     - To tyko dowodzi, że byli zbędni - człowiek w okularach przyjął tą uwagę spokojnie. Był przyzwyczajony do tego typu komentarzy z jego strony. Oglądał swój diabelski uśmiech w odbiciu szyby i dodał, cicho się śmiejąc  -Taki jesteś pewny siebie? Może ten chłoptaś oczaruje nawet ciebie, Roronoa? Fufufufu…
     - Nie rozśmieszaj mnie - Zielonowłosy chwycił mocniej rękojeść jednego ze swoich mieczy wiszących u jego pasa. Odwrócił się, nie zwlekając już dłużej. Od jakiegoś czasu czekał na poważniejsze zlecenie. Poczuł dreszcz emocji. Jego postać utonęła w mroku skupiając się tylko na jednej rzeczy - polowaniu. Roronoa Zoro wyciągnął ostrze i przejechał po nim językiem. Jego oczy pociemniały, a oddech uspokoił. Dziki uśmiech obnażył białe zęby.
     Na skroni Doflamingo wyskoczyła pulsująca z irytacji żyłka. Miał nadzieję, że jego przesyłka dojdzie w jednym kawałku, bo z tym mogło być różnie. Wynajmował Zoro do najczarniejszej roboty, z której wywiązywał się bardzo krwawo. Oblizał wargi nie mogąc się już doczekać swojej nagrody.
     - Pamiętaj, ma być żywy.

     Deszcz lał jak z cebra. Przez późną godzinę i niesprzyjającą pogodę, na ulicy kręciło się niewielu ludzi. Kryli się pod parasolami, chustami lub po prostu w bramach budynków. Światła lamp odbijały się kolorami od mokrych chodników, rozpraszając i drgając w kałużach, przez spadające wielkie krople deszczu.
     Zoro  dopalał pod dachem nieczynnej kwiaciarni ostatniego papierosa. Wypuszczał dym wprost na ścianę deszczu przed sobą. Krople lśniły na jego włosach i płaszczu, zdążywszy się na nich osadzić, zanim mężczyzna umknął przed ulewą.
     Szef załatwił mu mieszkanie niedaleko klubu, gdzie podobno miał zastać swój cel. Ze spokojem, nie spiesząc się, najpierw rozgościł się w nowym miejscu. Wziął szybki prysznic, wypił butelkę sake i zdrzemnął jeszcze przed wieczorem. Teraz w pełni sił i gotowości, gasząc nikotynowego zabójcę, ruszył dalej, zakrywając głowę znalezioną na murku gazetą. Niewiele to dało, ale wystarczyło na przejście kilku metrów i znalezieniu się w mrocznym pomieszczeniu.
     Ochroniarze przy drzwiach nie zatrzymywali go. Bez problemu dostał się do środka poddając się krótkiej, dokumentowej kontroli. Wiedział, że spełnia oczekiwania estetyczne i finansowe tego miejsca. Jego karta kredytowa bez problemu miała opłacić mu każdą potrzebę jak i wstęp. Odgłosy ulicy były tutaj całkowicie niesłyszalne, dzięki szczelnym ścianom, co również działało w drugą stronę. Zoro kierował się mrocznymi korytarzami coraz głębiej, a gdy znalazł się w holu, skierował się do mężczyzn w szatni, chcąc oddać swoje odzienie. Przy okazji rozglądał się po otoczeniu. Pomimo przeznaczenia klubu, był on najwyraźniej całkiem popularny, bo w głównej sali kręciło się wielu ludzi. Byli oni w różnym wieku. Przeważali jednak starsi mężczyźni o obrzydliwym wyrazie twarzy. Tłusta, nadęta arystokracja, szukająca uciechy w erotycznych tańcach, śliniąc się jak buldogi w towarzystwie półnagich hostów i dziwek. Fałszywi mężowie i ojcowie, przepuszczający pieniądze na zaspokojenie fizycznych pragnień. Roronoa o mało nie prychnął z obrzydzenia.
     Znudzony lustrowaniem gości, zaczął oceniać wystrój. Ściany pokryte były purpurową tkaniną, na której w niektórych miejscach połyskiwały złote, wyszywane wzory. Sufit jak i podłoga, były czarne jak noc. Loże, obite ciemną skórą, zajmowały prawie każdą część olbrzymiej sali, przez środek której rozciągnięty był mały wybieg. Od desek parkietu sceny do stropu, przymocowane były trzy złote rury, które rozbudzały wyobraźnie siedzących wokół klientów, którzy nie mogli się doczekać pokazu.
     - Witamy w Impel Down - powiedział portier, odziany jedynie w obcisłe spodnie, muszkę i karnawałową maskę na twarzy. Zdjął mu z ramion płaszcz i przewiesił go sobie przez ramię, nie zważając na to, że ociekał wodą – Jak Pan życzy sobie zaplanować wieczór? - Zapytał, pochylając się jak rasowy kamerdyner.
     - Najlepiej jak to możliwe i w odpowiednim towarzystwie. Miałem rezerwację - Zoro wyciągnął w jego kierunku platynową kartę. Pracownik o nic więcej nie pytając, odebrał ją od niego i każąc chwilę zaczekać, udał się na zaplecze.
     Zielonowłosy nie musiał długo czekać by tamten wrócił i poprowadził go między stolikami do osobnego pomieszczenia,  przeznaczonego tylko dla VIP-ów. Człowiek w masce odchylił dla niego zasłonę służącą za drzwi i zaprosił do środka, życząc miłego wieczoru.
     Zoro wyraźnie zaznaczył jakiego hosta dzisiaj chce mieć przy sobie. Wiedział, że jego cel jest tutaj najdroższym towarem i że miał czekać na specjalnego klienta. Wszystko zostało już wcześniej ustalone. Przekraczając próg i mijając kilka delikatnych zasłonek, znalazł się w niewielkim pokoju, którego większość zajmowało kanapo-łóżko, usłane miękkimi poduszkami. Przyciemnione światło i delikatna muzyka wprowadzały w intymny nastrój. Żałował, że nie ma przy sobie swoich katan. Ze względu jednak na to, że zwracały na siebie uwagę, musiał je zostawić w wynajętym mieszkaniu. Nie mógł przecież na początku wystraszyć swojej ofiary.
     Nagle poczuł za sobą jakiś powiew powietrza. Odruchowo chciał sięgnąć ręką po broń, ukrytą pod marynarką za paskiem spodni, ale się powstrzymał, gdy powód niepokoju odezwał się miękkim głosem. Zoro aż zadrżał, gdy go usłyszał i poczuł zapach obezwładniającej nikotyny, który był słabo zamaskowany przez ostrą wodę kolońską.
     - Witam szanownego pana - mężczyzna znalazł się nagle w zasięgu jego wzroku. Nim jednak ujrzał jego twarz, chłopak pochylił się, ujął jego dłoń i przystawił do twarzy, składając na niej delikatny pocałunek. Gdy Zoro poczuł jego wargi, przyznał że dawno się nie czuł tak zaskoczony. Patrzył z góry na młodzieńca, którego głowę okalała burza miękkich, złotych kosmków. Wiedział, że nie powinno go dziwić to zachowanie, w końcu wynajął gościa, żeby mu dziś umilał czas. Nie był jednak przyzwyczajony do pieszczot, a tym bardziej do dotyku i ostatkiem sił nie wyrwał ręki. Wtedy chłopak podniósł głowę i spojrzał prosto na niego.
     Zoro przeszył dreszcz. Znał przecież jego twarz, uczył się jej na pamięć, ale to było nic w porównaniu do uroku, jaki ten mężczyzna roztaczał w rzeczywistości. Jego oczy były tak błękitne, że przypominały morskie fale. Przeszywały go na wylot patrząc hardo, zawadiacko i dodatkowo tajemniczo. Usta choć wąskie, również kazały zwrócić swoją uwagę. Miał nietypową urodę. Przyciągającą, a wręcz magnetyczną. Zielonowłosy złapał się na tym, że jak idiota wpatruje się w te tęczówki i daje się prowadzić na kanapę. Dopiero gdy już na niej wylądował, mógł owiać wzrokiem większą część jego postaci.
     Młodzieniec miał na sobie garnitur, bardzo dobrze dopasowany i taliowany. Roronoe to zdziwiło, bo myślał, że przyślą go tu półnagiego lub w jakimś zbereźnym stroju. Z drugiej strony on najwyraźniej go nie potrzebował. Rękawy były takiej długości, że gdy chłopak wyciągał rękę, odkrywały się jego nadgarstki. Zoro nie sądził, że taka część ciała może przyciągnąć wzrok.
     - Spięty? - Blondyn usiadł bokiem koło niego i podparł podbródek na kościstych palcach ręki, która z kolei była oparta o framugę kanapy. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko warg zielonowłosego – Niepotrzebnie. Będę panu towarzyszył do końca dzisiejszego wieczoru, panie…?- Zapytał owiewając oddechem twarz mężczyzny i zdając sobie sprawę, że jego uwodzicielskie czary działają jak należy.
     - Łowca - Powiedział zielonowłosy używając fałszywego pseudonimu. Nie mógł uwierzyć, że daje się złapać na taki beznadziejnie łatwy flirt. Szybko się doprowadził do porządku, odchrząkując lekko i odsuwając na bezpieczną odległość. Przez tą chwilę przestał być czujny, a wiedział z kim ma do czynienia i co miał z nim zrobić.
     - Więc… panie Łowco... - blondyna bawiła ta ksywka ale ładnie to zatuszował - Napije się Pan czegoś? - Zapytał blondyn z delikatnym uśmiechem na ustach, widząc jego reakcje.
     - Sake - Zaschło mu w gardle. Nie przypuszczał, że jego cel zrobi na nim takie wrażenie. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Odwzajemnił nawet uśmiech, rozbawiony tą sytuacją.
     Blondyn nachylił się specjalnie, by znowu znaleźć się bliżej Zoro i sięgnął po kieliszek znajdujący się w szafce przy łóżku. Podał go mężczyźnie i celowo musnął jego skórę opuszkami palców. Zielonowłosy zadrżał, czując chłód bladej dłoni i ekscytację. Nie wiedział już czy bardziej podnieca go to ciało, czy sam wzrok i głos.
     - Co sprowadza kogoś takiego, w takie miejsce? - Zapytał chłopak wyciągając zza kanapy przygotowaną na taka okazję butelkę trunku, odkorkowując ją i nalewając zawartość do kieliszka połyskującego w słabym świetle. Zrobił to z należytą gracją i manierami.
     - Opowieści na twój temat - powiedział  Roronoa, nie spuszczając wzroku z hosta, który uniósł lekko z zaskoczenia swoją zakręconą brew. Obserwował uważnie każdy jego ruch i mimikę twarzy, próbując wyczytać z nich jak najwięcej.
      - Jestem powodem pana dzisiejszych odwiedzin? – Zaśmiał się słodko blondyn odgarniając zalotnie włosy za ucho i odkładając butelkę – Nie sądziłem, że jestem tak popularny - powiedział to z udawaną skromnością, zakładając nogę na nogę.
     - Nawet nie wiesz jak bardzo… - Zielonowłosy przystawił kieliszek do ust i delikatnie nim kołysząc, zaciągnął się wonią wina. Bardzo dokładnie analizował jego zapach. Nie umknęło jego uwadze, że tamten sam sobie poszczędził, ale mogło to wynikać z etykiety pracy. Zmrużył oczy i delikatnie zanurzył wargi w płynie, nie upijając jednak ani łyka.
     – Czegoś szczególnego był pan ciekawy? - Black również bacznie go obserwował, przeszywając błękitnym i czujnym spojrzeniem, nie zapominając o uwodzicielskiej postawie.
     Zoro stwierdził, że nie będzie się dłużej bawił w ten cyrk. Przychodząc tu miał jeden cel. Odstawił kieliszek na szafkę i nachylił do hosta pieszcząc ustami jego ucho, co chyba tamten przyjął z zaskoczeniem.
     - Jaki jesteś w łóżku - szepnął cicho i z zadowoleniem odkrył, że tamten minimalnie zadrżał. Odsunął się niespiesznie i przyjrzał nowej reakcji. Blondyn patrzył na niego poważnie, ale po chwili na jego oblicze powrócił wcześniejszy wyraz. Roronoa miał zamiar go stąd wykurzyć. Zastanawiał się czy taki prosty haczyk wystarczy.
     - Niestety nie oferuję takich usług - chłopak albo bardzo dobrze grał, albo rzeczywiście nie zrobiło to na nim takiego wrażenia. Mimo wszystko przysunął się z powrotem do zielonowłosego, kręcąc w palcach zachęcająco jeden ze swoich złotych kosmków - a przynajmniej nie tutaj...
     Próbował go przejrzeć. Co taka osoba mogła robić w takim miejscu? Jaka jest jego historia? Droga dziwka na usługach jakiegoś gangstera. W aktach podawali, że morduje swoich klientów w łóżku lub niezauważalnie na ulicy. Bezwzględny typ, zepsuty i skurwiony do szpiku kości. Był zadziwiony kontrastem jaki prezentował mu się na żywo. Wydawał mu się nawet łagodny, aczkolwiek nadal niebezpieczny.
     - Wystarczy jedynie odpowiednia kwota? - dokończył, nawet nie musząc udawać zainteresowania tymi zalotami. Musnął koniuszkiem nosa jego policzek zaciągając się cudownym zapachem. Naprawdę go to nakręcało mimo, że cały czas próbował się hamować. Nie mógł się doczekać, aż stąd wyjdą.
     - Jak pan mnie dobrze rozumie…- blondyn udał, że chce go pocałować, ale szybko się odsunął, irytując zielonowłosego. Napawał się ciemniejącymi oczami swojego klienta i uśmiechnął się zawadiacko - Zatem… wybierzemy się może… w intymniejsze miejsce? - Uniósł rękę przed twarz tamtego, pokazując co przewiesił sobie przez palce.
     Zoro się zjeżył. Nie zdążył ukryć zaskoczenia, gdy zobaczył w ręku hosta swoje klucze do mieszkania. W ogóle nie poczuł i nie usłyszał, kiedy tamten je wyjął z jego marynarki. Zganił się w myślach za taką nieostrożność i wkurzyła go satysfakcja malowana na obliczu blondyna. Przypomniał sobie z kim ma do czynienia. Przywrócił szybko maskę zainteresowania i pozytywnego nastawienia.
     - Widzę, że masz różne zdolności - powiedział Roronoa udając, że jest jedynie pozytywnie zaskoczony tą sztuczką.
     - Będzie miał pan okazję poznać ich więcej… - Black nie przestawał się szczerzyć. Zamknął klucze w dłoni i schował do kieszeni – Więc… Jak zatem uciekniemy z tego balu…?- Zapytał zarzucając mu ręce na szyję – Nie mogą zobaczyć, że wymykam się z pracy…
     - Nie ma tu jakiś tajnych przejść? - Zoro odchrząknął. Nie mógł nic poradzić na to uczucie, ale tym razem starał się był czujny.
     - Jest jedno… - Wyszeptał mu chłopak do ucha - ale nikt nas nie może zauważyć… - Dodał tajemniczo, zahaczając palcem o jego kolczyki, które zadzwoniły cichutko.
     - Pokaż - Zoro myślał że zaraz oszaleje. Jednocześnie zalewały go różne uczucia. Wściekłość, pożądanie, ekscytacja, ciekawość… Nie wiedział jak tamten to robi. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Wstał razem z nim, kierując się za jedną z większych zasłon. Host odgarnął ją dłonią i ukazał drzwi schowane w ścianie. Przekręcił klamkę i pchnął je do wewnątrz. Pokazał jeszcze, poprzez przyłożenie palca do swoich ust, żeby zielonowłosy zachował ciszę. Trzymając go dalej za dłoń, pociągnął go w ciemności. Zoro zastanawiał się w jakim stopniu to jest gra.
      Roronoa wyostrzył w tym momencie wszystkie zmysły. Dawał mu się prowadzić, jak lalkę. W mroku nie rozpraszała go już jego uroda i dla bezpieczeństwa, sięgnął ręką za siebie, dotykając pistoletu wciąż tkwiącego za paskiem spodni.  Słyszał, że musieli przemykać tuż koło przebieralni. Wesołe głosy i śmiechy tancerzy wprawiały w drżenie cienkie ściany. Był zdany na łaskę swojej ofiary i to nie mógł wybaczyć sobie tego błędu. Dawał się okręcić wokół palca. Gdy poczuł powiew świeżego powietrza i ujrzał światło latarni, postanowił zakończyć to jednym szybkim ruchem.
     Wyskoczył na zewnątrz, na jakąś wąską uliczkę między budynkami. Deszcz przestał już padać. Wyprostował się i już miał pozbawić blondyna przytomności, gdy ten nagle odwrócił się do niego przodem i złączył brutalnie ich wargi.
     Pocałunek był niespodziewany i bardzo namiętny. Zoro stał jak idiota z uniesionymi lekko dłońmi i szeroko otwartymi oczami. Szybko jednak poddawał się temu gorącemu doznaniu, które zbudziło się miedzy jego udami. Rozchylił wargi zapraszając ciepły język hosta do środka pozwalił na tą chwilę przyjemności. Zamiast sięgnąć po pistolet, zatopił palce w miękkich włosach chłopaka przyciągając go do siebie. Całowali się, przylegając do siebie sylwetkami i Roronoa zaczął przymykać oczy gdy nagle coś błysnęło mu w ręce blondyna, schowanej za jego plecami.
     W ostatniej chwili odepchnął chłopaka, który świsnął nożem i rozciął mu delikatnie skórę policzka. Zoro chciał go powalić szybkim kopniakiem, ale tamten uskoczył, doskonale przewidując posunięcie. Stanął w pozycji ataku z wyciągniętą przed siebie bronią i uśmiechał się dziko.
     - Fałszywy lis z ciebie - Roronoa otarł nadgarstkiem krew spływającą po policzku i zlizał ją z niego rozkoszując się jej metalicznym smakiem. Jego oczy błysnęły morderczo, zamieniając go z powrotem w dzikiego zabójcę.
     - A z ciebie łatwy kąsek - Blondyn zaśmiał się krótko i obrócił nóż zataczając nim koła w powietrzu. Jego ciemna sylwetka mocno kontrastowała z jasnym światłem latarni. Twarz tonęła w mroku, ale przebiegły uśmiech był dobrze widoczny - Prawie posiekałem ci twarz.
     - To czy łatwy, to się zaraz przekonamy - Zoro miał wielką ochotę się zemścić za takie zagrywki. Jak bardzo żałował teraz, że nie miał swoich mieczy. Spiął się w gotowości, obserwując przeciwnika uważnie. Black dalej bawił się ostrzem. Zielonowłosy przyznał, że nawet teraz, po zmianie postawy, chłopak dalej jest seksowny.
     Nagle blondyn rzucił w niego nożem, przez co Zoro musiał wykonać dość niewygodny unik i zanim się zorientował, tamten zdążył wyciągnąć broń pierwszy, mierząc lufą pistoletu prosto w jego czoło. Wiedział, że nie zdąży uciec na tyle, by nie oberwać.
     - Nie ruszaj się - Powiedział ostro chłopak, nie naciskając spustu.
     Zoro to zaskoczyło. Przecież tamten miał szansę go zranić. Wyprostowywał się powoli unosząc dłonie w górę i zastanawiając się co tamten chce zrobić. Czyżby zobaczył wahanie w jego oczach?
     - Ok, nic nie robię - Roronoa nie mógł uwierzyć, że tamten popełnił taką głupotę.
     - Wyrzuć broń jaką masz za paskiem, szybko – Powiedział chłodno, dalej celując w jego głowę.
     Zoro bez zastanowienia sięgnął ostrożnie do tyłu i odrzucił pistolet pod nogi Blacka. Nie potrzebował go. Uśmiechając się, nie spuszczał wzroku z błękitnych tęczówek i zanim tamten zaczął się schylać po broń, zielonowłosy wykopał w górę jakiś pusty karton po mleku, stojący koło śmieci.
     To skutecznie rozproszyło uwagę blondyna, który stracił czujność i spuścił wzrok na lecący przedmiot. Roronoa szybko pokonał dzielącą ich odległość i wytrącił pistolet z ręki chłopaka. Tamten orientując się w porę, nie dał się obezwładnić, wykonując porządny kopniak w bok Zoro, który aż stracił dech. Na szczęście się nie przewrócił i drugi cios udało mu się zablokować, zanim dosięgnął jego głowy. Trzymając kurczowo nogę blondyna wyszczerzył się do niego wściekle.
     - To mi się podoba… - Zielonowłosy zdecydowanie wolał się tak bawić, niż grać w jakieś fałszywe gierki.
     Wymieniali ciosy w ciasnej uliczce, co jakiś czas obrywając i unikając ataków. Każdy czekał na odpowiedni moment, żeby sięgnąć po pistolety, walające im się pod nogami.
     Zoro nie mógł wyjść z podziwu dla umiejętności blondyna. Pierwszy raz przeciwnik dorównywał mu w walce. Do tego w ogóle nie używając rąk! Był zachwycony. Trwało to dłuższą chwilę. Wiedział jednak, że jest od niego silniejszy bo tamten coraz bardziej się męczył. Do tego gorzej znosił obrażenia i tracił przez to na szybkości.
     Roronoa zaczął się z nim w pewnym momencie bawić. Pozwalał mu na dłuższe przerwy, powstrzymywał się od niektórych ciosów. Widział, że blondyn zaczął się niepokoić. Wycofał się lekko, szukał wzrokiem jakiejś możliwości ucieczki.
     Gdy Zoro chciał kończyć tę walkę, niespodziewanie Black wysunął jeszcze jedno ostrze z rękawa i tym razem, wykorzystując ponownie zaskoczenie, przejechał nim po ręce zielonowłosego i zatopił w jego barku.
     Zielonowłosy syknął wściekle, gdy poczuł przeszywający ból i ciepły płyn zalewający jego ramię. Musiał szybko się orientować, bo kolejny cios miał rozpruć mu klatkę piersiową. Zagryzając zęby udało mu się chwycić dłoń ze sztyletem i wykręcić ją w taki sposób, że blondyn zawył z bólu. Kolejne ciosy w brzuch i skroń, powaliły skutecznie jasnowłosego, który trzymając się kurczowo nadgarstka, padł na kolana, kaszląc krwią. Uniósł się wściekły na łokciach i skrzyżował wzrok z Zoro.
     - I gdzie się podziała twoja cała pewność siebie, dziwko?- Roronoa ignorując ból w ramieniu, wystawiał sobie palce, przygotowując się na ostateczny nokaut. Żałował, że to dłużej nie mogło trwać. Napawał się klęczącą ofiarą – Chyba jednak pomylił się pan w ocenie.
     -  Pierdol się - Blondyn uśmiechnął się zakrwawionymi wargami. Lekko drżał. Jego oczy straciły nadzieję na wygraną. Pogodzony ze swoim losem szykował się na nieuniknione. Gdy pięść zielonowłosego kolejny raz oddala cios, stracił przytomność. Przez jego umysł przewinęła się jedna myśl, przez którą nie mógł się pogodzić z takim obrotem spraw. Od bardzo dawna nie dane mu było zaznać takiego przerażenia.

Następny rozdział

1 komentarz:

  1. Jak chorym jest branie się za ponad siedmiuset odcinkową serię, tylko po to by przeczytać osiem rozdziałów z których już przypadkiem przeczytałam dwa? Nie wiem. Ale kiedy już przebrnę przez tego kolosa to wrócę (albo gdzieś w połowie who knows). Poczekasz?

    Btw. Nie wiem czy nie ominęły cię teksty na blogu (nie było mnie wiec pewnie przeszły niezauważone w mym półrocznym ponad nieistnieniu)

    OdpowiedzUsuń