Tytuł: Krwawy błękit
Anime/Manga: One piece
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, kryminał
Liczba
rozdziałów: 8
Pairing: ZoroxSanji
Postacie: Zoro, Sanji, Doflamingo, Crocodile,
Franky
Uwagi: 18+ srogie
...
Na biurko
została rzucona teczka wzniecając drobinki kurzu, które zaczęły się delikatnie
mienić w słabym świetle lampki. Wysypała się z niej sterta dokumentów ukazując
na samym ich wierzchu zdjęcie pewnego przystojnego młodzieńca, zczepione
spinaczem do reszty kartek. Mimo, że zostało ono zdobione w biegu, bardzo
dobrze ukazywało szczupłą sylwetkę chłopaka i nieprzeciętną twarz. Wzrok
przyciągały zgrabne dłonie, trzymające w palcach papierosa, błękitne tęczówki,
z których jedna była przysłonięta jasno złotą grzywką oraz nieskazitelna
linia szyi, która swą jasną skórą kontrastowała z czernią garnituru. Najbardziej
jednak co rzucało się w oczy, była bardzo charakterystyczna, zakręcona, czarna
brew.
W
pomieszczeniu dalej panowała cisza. Silna, opalona dłoń Roronoy Zoro w końcu sięgnęła po
materiały. Wertując kartę po
karcie, zatrzymywał się czasem dłużej na pewnych fragmentach. Bez emocji
czytał życiorys chłopaka, przysuwając się bliżej światła. Trzy kolczyki
zwisające z jego ucha, cicho zabrzęczały. Gdy skończył, wrócił jeszcze do
zdjęcia, próbując zapamiętać z niego każdy szczegół. Chłodno przeciągał wzrokiem
po każdej linii, czując na sobie błękit magnetycznych oczu swojej ofiary.
Po drugiej
stronie biurka w ciemności, przyglądała mu się osoba, szczerząc się w dzikim
uśmiechu. Cisza została przerwana w momencie odłożenia papierów z powrotem na
blat.
- Rozumiem,
że to moje kolejne zlecenie? - Powiedział chłopak po przewertowaniu dokumentów.
Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, jedynie stalowy chłód bił od jego
ciemnych tęczówek.
- Strasznie
niebezpieczna dziwka - Jego blondwłosy towarzysz nie przestawał się szczerzyć.
Pomimo mroku w pokoju, miał na sobie białe okulary z fioletowymi szkłami. Całą
postać otaczały różowe pióra, z których zrobiony był jego płaszcz. Zafalowały
one delikatnie, gdy mężczyzna odchylił się wygodniej na krześle i złożył palce,
łącząc ich koniuszki - Chcę go tu żywego. W jednym kawałku.
- Nie bawię się w niańkę – odparł mu zielonowłosy poirytowany - Zajmuję się jedynie
zabijaniem i dostarczaniem zwłok.
- Fu fu fu, nie tym razem. To poważne zlecenie i gwarantuję wysoką sumkę. Chyba nie pogardzisz? – Blondyn wstał, potrząsając piórami. Jego postać
zwiększyła się kilkukrotnie, czego powodem był wysoki wzrost mężczyzny.
- Ile?
Mężczyzna wyjął walizkę, którą miał pod stołem i pokazał jej zawartość Roronorze, który uniósł jedną brew zaciekawiony. Rzeczywiście suma była konkretna.
- Drugie tyle po przywleczeniu go do mnie.
- Zgoda.
Donquixote Doflamingo wyszczerzył się zadowolony. Wolnym krokiem przespacerował się do okna, stukając swoimi obcasami po marmurowej podłodze i wyjrzał na zewnątrz, sprawiając wrażenie, że czegoś w oddali wypatruje - Wiele ludzi mnie zawiodło w tym temacie, mam nadzieję, że nie rozczaruję się kolejny raz.
- Ile?
Mężczyzna wyjął walizkę, którą miał pod stołem i pokazał jej zawartość Roronorze, który uniósł jedną brew zaciekawiony. Rzeczywiście suma była konkretna.
- Drugie tyle po przywleczeniu go do mnie.
- Zgoda.
Donquixote Doflamingo wyszczerzył się zadowolony. Wolnym krokiem przespacerował się do okna, stukając swoimi obcasami po marmurowej podłodze i wyjrzał na zewnątrz, sprawiając wrażenie, że czegoś w oddali wypatruje - Wiele ludzi mnie zawiodło w tym temacie, mam nadzieję, że nie rozczaruję się kolejny raz.
- Nie jestem
tak słaby, jak reszta twoich beznadziejnych sługusów - powiedział lodowato
chłopak i również wstał, zbierając się do wyjścia.
- To tyko
dowodzi, że byli zbędni - człowiek w okularach przyjął tą uwagę spokojnie. Był
przyzwyczajony do tego typu komentarzy z jego strony. Oglądał swój diabelski
uśmiech w odbiciu szyby i dodał, cicho się śmiejąc -Taki jesteś pewny siebie?
Może ten chłoptaś oczaruje nawet ciebie, Roronoa? Fufufufu…
- Nie
rozśmieszaj mnie - Zielonowłosy chwycił mocniej rękojeść
jednego ze swoich mieczy wiszących u jego pasa. Odwrócił się, nie zwlekając już
dłużej. Od jakiegoś czasu czekał na poważniejsze zlecenie. Poczuł dreszcz
emocji. Jego postać utonęła w mroku skupiając się tylko na jednej rzeczy
- polowaniu. Roronoa Zoro wyciągnął ostrze i przejechał po nim
językiem. Jego oczy pociemniały, a oddech uspokoił. Dziki uśmiech obnażył białe
zęby.
Na skroni
Doflamingo wyskoczyła pulsująca z irytacji żyłka. Miał nadzieję, że jego przesyłka dojdzie w jednym
kawałku, bo z tym mogło być różnie. Wynajmował Zoro do najczarniejszej roboty, z której wywiązywał się bardzo krwawo. Oblizał wargi nie mogąc się
już doczekać swojej nagrody.
- Pamiętaj, ma być żywy.
- Pamiętaj, ma być żywy.
…
Deszcz lał
jak z cebra. Przez późną godzinę i niesprzyjającą pogodę, na ulicy kręciło się
niewielu ludzi. Kryli się pod parasolami, chustami lub po prostu w bramach
budynków. Światła lamp odbijały się kolorami od mokrych chodników, rozpraszając
i drgając w kałużach, przez spadające wielkie krople deszczu.
Zoro
dopalał pod dachem nieczynnej kwiaciarni ostatniego papierosa. Wypuszczał dym
wprost na ścianę deszczu przed sobą. Krople lśniły na jego włosach i płaszczu,
zdążywszy się na nich osadzić, zanim mężczyzna umknął przed ulewą.
Szef
załatwił mu mieszkanie niedaleko klubu, gdzie podobno miał zastać swój cel. Ze
spokojem, nie spiesząc się, najpierw rozgościł się w nowym miejscu. Wziął
szybki prysznic, wypił butelkę sake i zdrzemnął jeszcze przed wieczorem. Teraz
w pełni sił i gotowości, gasząc nikotynowego zabójcę, ruszył dalej, zakrywając
głowę znalezioną na murku gazetą. Niewiele to dało, ale wystarczyło na
przejście kilku metrów i znalezieniu się w mrocznym pomieszczeniu.
Ochroniarze
przy drzwiach nie zatrzymywali go. Bez problemu dostał się do środka poddając
się krótkiej, dokumentowej kontroli. Wiedział, że
spełnia oczekiwania estetyczne i finansowe tego miejsca. Jego karta
kredytowa bez problemu miała opłacić mu każdą potrzebę jak i wstęp. Odgłosy
ulicy były tutaj całkowicie niesłyszalne, dzięki szczelnym ścianom, co również działało
w drugą stronę. Zoro kierował się mrocznymi korytarzami coraz głębiej, a gdy
znalazł się w holu, skierował się do mężczyzn w szatni, chcąc oddać
swoje odzienie. Przy okazji rozglądał się po otoczeniu. Pomimo przeznaczenia
klubu, był on najwyraźniej całkiem popularny, bo w głównej sali kręciło się
wielu ludzi. Byli oni w różnym wieku. Przeważali jednak starsi mężczyźni o
obrzydliwym wyrazie twarzy. Tłusta, nadęta arystokracja, szukająca uciechy w
erotycznych tańcach, śliniąc się jak buldogi w towarzystwie półnagich hostów i dziwek.
Fałszywi mężowie i ojcowie, przepuszczający pieniądze na zaspokojenie
fizycznych pragnień. Roronoa o mało nie prychnął z obrzydzenia.
Znudzony
lustrowaniem gości, zaczął oceniać wystrój. Ściany pokryte były purpurową tkaniną,
na której w niektórych miejscach połyskiwały złote, wyszywane wzory. Sufit jak
i podłoga, były czarne jak noc. Loże, obite ciemną skórą, zajmowały prawie
każdą część olbrzymiej sali, przez środek której rozciągnięty był mały wybieg.
Od desek parkietu sceny do stropu, przymocowane były trzy złote rury, które
rozbudzały wyobraźnie siedzących wokół klientów, którzy nie mogli się doczekać pokazu.
- Witamy w
Impel Down - powiedział portier, odziany jedynie w obcisłe spodnie, muszkę i
karnawałową maskę na twarzy. Zdjął mu z ramion płaszcz i przewiesił go sobie
przez ramię, nie zważając na to, że ociekał wodą – Jak Pan życzy sobie
zaplanować wieczór? - Zapytał, pochylając się jak rasowy kamerdyner.
- Najlepiej
jak to możliwe i w odpowiednim towarzystwie. Miałem rezerwację - Zoro wyciągnął w jego kierunku
platynową kartę. Pracownik o nic więcej nie pytając, odebrał ją od niego i
każąc chwilę zaczekać, udał się na zaplecze.
Zielonowłosy
nie musiał długo czekać by tamten wrócił i poprowadził go między stolikami do
osobnego pomieszczenia, przeznaczonego tylko dla VIP-ów.
Człowiek w masce odchylił dla niego zasłonę służącą za drzwi i zaprosił do
środka, życząc miłego wieczoru.
Zoro wyraźnie zaznaczył jakiego hosta dzisiaj chce mieć przy sobie. Wiedział, że jego
cel jest tutaj najdroższym towarem i że miał czekać na specjalnego klienta.
Wszystko zostało już wcześniej ustalone. Przekraczając próg i mijając kilka
delikatnych zasłonek, znalazł się w niewielkim pokoju, którego większość
zajmowało kanapo-łóżko, usłane miękkimi poduszkami. Przyciemnione światło i
delikatna muzyka wprowadzały w intymny nastrój. Żałował, że nie ma przy sobie
swoich katan. Ze względu jednak na to, że zwracały na siebie uwagę, musiał je
zostawić w wynajętym mieszkaniu. Nie mógł przecież na początku wystraszyć
swojej ofiary.
Nagle poczuł
za sobą jakiś powiew powietrza. Odruchowo chciał sięgnąć ręką po broń, ukrytą
pod marynarką za paskiem spodni, ale się powstrzymał, gdy powód niepokoju
odezwał się miękkim głosem. Zoro aż zadrżał, gdy go usłyszał i poczuł zapach
obezwładniającej nikotyny, który był słabo zamaskowany przez ostrą wodę
kolońską.
- Witam
szanownego pana - mężczyzna znalazł się nagle w zasięgu jego wzroku. Nim jednak
ujrzał jego twarz, chłopak pochylił się, ujął jego dłoń i przystawił do twarzy,
składając na niej delikatny pocałunek. Gdy Zoro poczuł jego wargi, przyznał że
dawno się nie czuł tak zaskoczony. Patrzył z góry na młodzieńca, którego głowę
okalała burza miękkich, złotych kosmków. Wiedział, że nie powinno go dziwić to
zachowanie, w końcu wynajął gościa, żeby mu dziś umilał czas. Nie był jednak
przyzwyczajony do pieszczot, a tym bardziej do dotyku i ostatkiem sił nie
wyrwał ręki. Wtedy chłopak podniósł głowę i spojrzał prosto na niego.
Zoro przeszył dreszcz. Znał przecież jego twarz, uczył się jej na pamięć, ale to było nic w
porównaniu do uroku, jaki ten mężczyzna roztaczał w rzeczywistości. Jego oczy
były tak błękitne, że przypominały morskie fale. Przeszywały go na wylot
patrząc hardo, zawadiacko i dodatkowo tajemniczo. Usta choć wąskie, również kazały
zwrócić swoją uwagę. Miał nietypową urodę. Przyciągającą, a wręcz magnetyczną.
Zielonowłosy złapał się na tym, że jak idiota wpatruje się w te tęczówki i daje
się prowadzić na kanapę. Dopiero gdy już na niej wylądował, mógł owiać wzrokiem
większą część jego postaci.
Młodzieniec
miał na sobie garnitur, bardzo dobrze dopasowany i taliowany. Roronoe to
zdziwiło, bo myślał, że przyślą go tu półnagiego lub w jakimś zbereźnym stroju.
Z drugiej strony on najwyraźniej go nie potrzebował. Rękawy były takiej długości,
że gdy chłopak wyciągał rękę, odkrywały się jego nadgarstki. Zoro nie sądził,
że taka część ciała może przyciągnąć wzrok.
- Spięty? - Blondyn usiadł bokiem koło niego i podparł podbródek na kościstych
palcach ręki, która z kolei była oparta o framugę kanapy. Jego usta znalazły
się niebezpiecznie blisko warg zielonowłosego – Niepotrzebnie. Będę panu towarzyszył do końca
dzisiejszego wieczoru, panie…?- Zapytał owiewając oddechem twarz mężczyzny
i zdając sobie sprawę, że jego uwodzicielskie czary działają jak należy.
- Łowca -
Powiedział zielonowłosy używając fałszywego pseudonimu. Nie mógł uwierzyć, że daje się złapać na
taki beznadziejnie łatwy flirt. Szybko się doprowadził do porządku,
odchrząkując lekko i odsuwając na bezpieczną odległość. Przez tą chwilę
przestał być czujny, a wiedział z kim ma do czynienia i co miał z nim zrobić.
- Więc… panie Łowco... - blondyna bawiła ta ksywka ale ładnie to zatuszował - Napije się Pan czegoś? - Zapytał blondyn z delikatnym uśmiechem na
ustach, widząc jego reakcje.
- Sake -
Zaschło mu w gardle. Nie przypuszczał, że jego cel zrobi na nim takie wrażenie.
Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Odwzajemnił nawet uśmiech, rozbawiony
tą sytuacją.
Blondyn
nachylił się specjalnie, by znowu znaleźć się bliżej Zoro i sięgnął po
kieliszek znajdujący się w szafce przy łóżku. Podał go mężczyźnie i celowo musnął
jego skórę opuszkami palców. Zielonowłosy zadrżał, czując chłód bladej dłoni i
ekscytację. Nie wiedział już czy bardziej podnieca go to ciało, czy sam wzrok i głos.
- Co
sprowadza kogoś takiego, w takie miejsce? - Zapytał chłopak wyciągając zza kanapy
przygotowaną na taka okazję butelkę trunku, odkorkowując ją i nalewając
zawartość do kieliszka połyskującego w słabym świetle. Zrobił to z należytą
gracją i manierami.
- Opowieści
na twój temat - powiedział Roronoa, nie spuszczając wzroku z hosta, który
uniósł lekko z zaskoczenia swoją zakręconą brew. Obserwował uważnie każdy jego
ruch i mimikę twarzy, próbując wyczytać z nich jak najwięcej.
- Jestem
powodem pana dzisiejszych odwiedzin? – Zaśmiał się słodko blondyn odgarniając
zalotnie włosy za ucho i odkładając butelkę – Nie sądziłem, że jestem tak
popularny - powiedział to z udawaną skromnością, zakładając nogę na nogę.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo… - Zielonowłosy przystawił kieliszek do ust i delikatnie nim
kołysząc, zaciągnął się wonią wina. Bardzo dokładnie analizował jego zapach.
Nie umknęło jego uwadze, że tamten sam sobie poszczędził, ale mogło to wynikać
z etykiety pracy. Zmrużył oczy i delikatnie zanurzył wargi w płynie, nie
upijając jednak ani łyka.
– Czegoś
szczególnego był pan ciekawy? - Black również bacznie go obserwował,
przeszywając błękitnym i czujnym spojrzeniem, nie zapominając o uwodzicielskiej
postawie.
Zoro
stwierdził, że nie będzie się dłużej bawił w ten cyrk. Przychodząc tu miał
jeden cel. Odstawił kieliszek na szafkę i nachylił do hosta pieszcząc ustami
jego ucho, co chyba tamten przyjął z zaskoczeniem.
- Jaki
jesteś w łóżku - szepnął cicho i z zadowoleniem odkrył, że tamten minimalnie
zadrżał. Odsunął się niespiesznie i przyjrzał nowej reakcji. Blondyn patrzył na
niego poważnie, ale po chwili na jego oblicze powrócił wcześniejszy wyraz.
Roronoa miał zamiar go stąd wykurzyć. Zastanawiał się czy taki prosty haczyk
wystarczy.
- Niestety nie oferuję takich usług - chłopak albo bardzo dobrze grał, albo rzeczywiście nie
zrobiło to na nim takiego wrażenia. Mimo wszystko przysunął się z powrotem do
zielonowłosego, kręcąc w palcach zachęcająco jeden ze swoich złotych kosmków - a przynajmniej nie tutaj...
Próbował go przejrzeć. Co taka osoba mogła robić w takim miejscu? Jaka jest jego historia? Droga dziwka na usługach jakiegoś gangstera. W aktach podawali, że morduje swoich klientów w łóżku lub niezauważalnie na ulicy. Bezwzględny typ, zepsuty i skurwiony do szpiku kości. Był zadziwiony kontrastem jaki prezentował mu się na żywo. Wydawał mu się nawet łagodny, aczkolwiek nadal niebezpieczny.
Próbował go przejrzeć. Co taka osoba mogła robić w takim miejscu? Jaka jest jego historia? Droga dziwka na usługach jakiegoś gangstera. W aktach podawali, że morduje swoich klientów w łóżku lub niezauważalnie na ulicy. Bezwzględny typ, zepsuty i skurwiony do szpiku kości. Był zadziwiony kontrastem jaki prezentował mu się na żywo. Wydawał mu się nawet łagodny, aczkolwiek nadal niebezpieczny.
- Wystarczy jedynie odpowiednia kwota? - dokończył, nawet nie musząc udawać zainteresowania tymi
zalotami. Musnął koniuszkiem nosa jego policzek zaciągając się cudownym
zapachem. Naprawdę go to nakręcało mimo, że cały czas próbował się hamować. Nie
mógł się doczekać, aż stąd wyjdą.
- Jak pan
mnie dobrze rozumie…- blondyn udał, że chce go pocałować, ale szybko się odsunął,
irytując zielonowłosego. Napawał się ciemniejącymi oczami swojego klienta i
uśmiechnął się zawadiacko - Zatem… wybierzemy się może… w intymniejsze
miejsce? - Uniósł rękę przed twarz tamtego, pokazując co przewiesił sobie przez
palce.
Zoro się
zjeżył. Nie zdążył ukryć zaskoczenia, gdy zobaczył w ręku hosta swoje klucze do
mieszkania. W ogóle nie poczuł i nie usłyszał, kiedy tamten je wyjął z jego
marynarki. Zganił się w myślach za taką nieostrożność i wkurzyła go satysfakcja
malowana na obliczu blondyna. Przypomniał sobie z kim ma do czynienia.
Przywrócił szybko maskę zainteresowania i pozytywnego nastawienia.
- Widzę, że
masz różne zdolności - powiedział Roronoa udając, że jest jedynie pozytywnie
zaskoczony tą sztuczką.
- Będzie miał pan okazję poznać ich więcej… - Black nie przestawał się
szczerzyć. Zamknął klucze w dłoni i schował do kieszeni – Więc… Jak zatem
uciekniemy z tego balu…?- Zapytał zarzucając mu ręce na szyję – Nie mogą
zobaczyć, że wymykam się z pracy…
- Nie ma tu
jakiś tajnych przejść? - Zoro odchrząknął. Nie mógł nic poradzić na to uczucie,
ale tym razem starał się był czujny.
- Jest
jedno… - Wyszeptał mu chłopak do ucha - ale nikt nas nie może zauważyć… - Dodał
tajemniczo, zahaczając palcem o jego kolczyki, które zadzwoniły cichutko.
- Pokaż -
Zoro myślał że zaraz oszaleje. Jednocześnie zalewały go różne uczucia.
Wściekłość, pożądanie, ekscytacja, ciekawość… Nie wiedział jak tamten to robi.
Nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Wstał razem z nim, kierując się za jedną
z większych zasłon. Host odgarnął ją dłonią i ukazał drzwi schowane w ścianie.
Przekręcił klamkę i pchnął je do wewnątrz. Pokazał jeszcze, poprzez przyłożenie
palca do swoich ust, żeby zielonowłosy zachował ciszę. Trzymając go dalej za
dłoń, pociągnął go w ciemności. Zoro zastanawiał się w jakim stopniu to jest gra.
Roronoa
wyostrzył w tym momencie wszystkie zmysły. Dawał mu się prowadzić, jak lalkę. W
mroku nie rozpraszała go już jego uroda i dla bezpieczeństwa, sięgnął ręką za
siebie, dotykając pistoletu wciąż tkwiącego za paskiem spodni. Słyszał,
że musieli przemykać tuż koło przebieralni. Wesołe głosy i śmiechy tancerzy
wprawiały w drżenie cienkie ściany. Był zdany na łaskę swojej ofiary i to nie
mógł wybaczyć sobie tego błędu. Dawał się okręcić wokół palca. Gdy poczuł
powiew świeżego powietrza i ujrzał światło latarni, postanowił zakończyć to
jednym szybkim ruchem.
Wyskoczył na
zewnątrz, na jakąś wąską uliczkę między budynkami. Deszcz przestał już padać. Wyprostował się i już miał pozbawić blondyna przytomności, gdy ten nagle
odwrócił się do niego przodem i złączył brutalnie ich wargi.
Pocałunek
był niespodziewany i bardzo namiętny. Zoro stał jak idiota z uniesionymi lekko
dłońmi i szeroko otwartymi oczami. Szybko jednak poddawał się temu gorącemu
doznaniu, które zbudziło się miedzy jego udami. Rozchylił wargi zapraszając
ciepły język hosta do środka pozwalił na tą chwilę przyjemności. Zamiast
sięgnąć po pistolet, zatopił palce w miękkich włosach chłopaka przyciągając go
do siebie. Całowali się, przylegając do siebie sylwetkami i Roronoa zaczął
przymykać oczy gdy nagle coś błysnęło mu w ręce blondyna, schowanej za jego
plecami.
W ostatniej
chwili odepchnął chłopaka, który świsnął nożem i rozciął mu delikatnie skórę policzka. Zoro chciał go powalić szybkim kopniakiem, ale
tamten uskoczył, doskonale przewidując posunięcie. Stanął w pozycji ataku z
wyciągniętą przed siebie bronią i uśmiechał się dziko.
- Fałszywy
lis z ciebie - Roronoa otarł nadgarstkiem krew spływającą po policzku i zlizał
ją z niego rozkoszując się jej metalicznym smakiem. Jego oczy błysnęły
morderczo, zamieniając go z powrotem w dzikiego zabójcę.
- A z ciebie
łatwy kąsek - Blondyn zaśmiał się krótko i obrócił nóż zataczając nim koła w
powietrzu. Jego ciemna sylwetka mocno kontrastowała z jasnym światłem latarni.
Twarz tonęła w mroku, ale przebiegły uśmiech był dobrze widoczny - Prawie
posiekałem ci twarz.
- To czy
łatwy, to się zaraz przekonamy - Zoro miał wielką ochotę się zemścić za takie
zagrywki. Jak bardzo żałował teraz, że nie miał swoich mieczy. Spiął się w gotowości,
obserwując przeciwnika uważnie. Black dalej bawił się ostrzem. Zielonowłosy
przyznał, że nawet teraz, po zmianie postawy, chłopak dalej jest seksowny.
Nagle
blondyn rzucił w niego nożem, przez co Zoro musiał wykonać dość niewygodny unik
i zanim się zorientował, tamten zdążył wyciągnąć broń pierwszy, mierząc lufą
pistoletu prosto w jego czoło. Wiedział, że nie zdąży uciec na tyle, by nie
oberwać.
- Nie ruszaj
się - Powiedział ostro chłopak, nie naciskając spustu.
Zoro to
zaskoczyło. Przecież tamten miał szansę go zranić. Wyprostowywał się powoli
unosząc dłonie w górę i zastanawiając się co tamten chce zrobić. Czyżby
zobaczył wahanie w jego oczach?
- Ok, nic nie
robię - Roronoa nie mógł uwierzyć, że tamten popełnił taką głupotę.
- Wyrzuć
broń jaką masz za paskiem, szybko – Powiedział chłodno, dalej celując w jego
głowę.
Zoro bez
zastanowienia sięgnął ostrożnie do tyłu i odrzucił pistolet pod nogi Blacka.
Nie potrzebował go. Uśmiechając się, nie spuszczał wzroku z błękitnych tęczówek
i zanim tamten zaczął się schylać po broń, zielonowłosy wykopał w górę
jakiś pusty karton po mleku, stojący koło śmieci.
To
skutecznie rozproszyło uwagę blondyna, który stracił czujność i spuścił wzrok
na lecący przedmiot. Roronoa szybko pokonał dzielącą ich odległość i wytrącił
pistolet z ręki chłopaka. Tamten orientując się w porę, nie dał się
obezwładnić, wykonując porządny kopniak w bok Zoro, który aż stracił dech. Na
szczęście się nie przewrócił i drugi cios udało mu się zablokować, zanim
dosięgnął jego głowy. Trzymając kurczowo nogę blondyna wyszczerzył się do niego
wściekle.
- To mi się
podoba… - Zielonowłosy zdecydowanie wolał się tak bawić, niż grać w jakieś
fałszywe gierki.
Wymieniali
ciosy w ciasnej uliczce, co jakiś czas obrywając i unikając ataków. Każdy
czekał na odpowiedni moment, żeby sięgnąć po pistolety, walające im się pod
nogami.
Zoro nie
mógł wyjść z podziwu dla umiejętności blondyna. Pierwszy raz przeciwnik
dorównywał mu w walce. Do tego w ogóle nie używając rąk! Był zachwycony. Trwało
to dłuższą chwilę. Wiedział jednak, że jest od niego silniejszy bo tamten coraz
bardziej się męczył. Do tego gorzej znosił obrażenia i tracił przez to na
szybkości.
Roronoa
zaczął się z nim w pewnym momencie bawić. Pozwalał mu na dłuższe przerwy,
powstrzymywał się od niektórych ciosów. Widział, że blondyn zaczął się
niepokoić. Wycofał się lekko, szukał wzrokiem jakiejś możliwości
ucieczki.
Gdy Zoro
chciał kończyć tę walkę, niespodziewanie Black wysunął jeszcze jedno ostrze z
rękawa i tym razem, wykorzystując ponownie zaskoczenie, przejechał nim po ręce
zielonowłosego i zatopił w jego barku.
Zielonowłosy
syknął wściekle, gdy poczuł przeszywający ból i ciepły płyn zalewający jego
ramię. Musiał szybko się orientować, bo kolejny cios miał rozpruć mu klatkę
piersiową. Zagryzając zęby udało mu się chwycić dłoń ze sztyletem i wykręcić ją
w taki sposób, że blondyn zawył z bólu. Kolejne
ciosy w brzuch i skroń, powaliły skutecznie jasnowłosego, który trzymając się
kurczowo nadgarstka, padł na kolana, kaszląc krwią. Uniósł się wściekły na łokciach
i skrzyżował wzrok z Zoro.
- I gdzie
się podziała twoja cała pewność siebie, dziwko?- Roronoa ignorując ból w
ramieniu, wystawiał sobie palce, przygotowując się na ostateczny nokaut.
Żałował, że to dłużej nie mogło trwać. Napawał się klęczącą ofiarą – Chyba
jednak pomylił się pan w ocenie.
-
Pierdol się - Blondyn uśmiechnął się zakrwawionymi wargami. Lekko drżał.
Jego oczy straciły nadzieję na wygraną. Pogodzony ze swoim losem szykował się
na nieuniknione. Gdy pięść zielonowłosego kolejny raz oddala cios, stracił
przytomność. Przez jego umysł przewinęła się jedna myśl, przez którą nie mógł
się pogodzić z takim obrotem spraw. Od bardzo dawna nie dane mu było zaznać
takiego przerażenia.
Następny rozdział
Następny rozdział
Jak chorym jest branie się za ponad siedmiuset odcinkową serię, tylko po to by przeczytać osiem rozdziałów z których już przypadkiem przeczytałam dwa? Nie wiem. Ale kiedy już przebrnę przez tego kolosa to wrócę (albo gdzieś w połowie who knows). Poczekasz?
OdpowiedzUsuńBtw. Nie wiem czy nie ominęły cię teksty na blogu (nie było mnie wiec pewnie przeszły niezauważone w mym półrocznym ponad nieistnieniu)