sobota, 13 czerwca 2015

Serce w klatce 2



     Miał ochotę rzucić w ścianę trzymanym w ręku kubkiem z ciemnym płynem. Ściskał uszko tak mocno, że pobielały mu kłykcie. Miał wrażenie, że nie wytrzyma już ani sekundy w tym domu. Rozmowa z wujem tylko bardziej go rozdrażniła. Od nieprzyjemnego incydentu, przez pół wakacji, na każdym kroku uświadamiał mu jego porażkę podkreślając fakt, że testament nie ma w tym momencie żadnej wartości.
     Wściekły, odstawił kawę i ruszył z powrotem do swojego pokoju. Już od dłuższego czasu starał się wpaść na jakiś pomysł przechytrzenia Doflamingo, ale wciąż podchodził do tego zbyt emocjonalnie i nie mógł się skupić. Krew go zalewała na wspomnienie uśmiechu tego blond drania. Nie mógł z nim wojować, nie mając odpowiednich środków. Właściwie nic teraz nie mógł zrobić. Nic nie posiadał. Był zdany na łaskę wuja, który w każdej chwili mógł obalić jego nadzieję na dostanie się na uniwersytet. Nie ważne jak wiele razy by próbował.
     Pchnął mahoniowe drzwi od swojego pokoju i zatrzasnął je z hukiem. Zrobił to na tyle mocno, że obrazy na ścianach zatrzęsły się niebezpiecznie. Było ciemno. Jedynie światło księżyca delikatnie rozświetlało pokój, rzucając jasne pasmo na ziemię, przedzielone okienną ramą. Firanka zafalowała.
Law przyjrzał się białemu materiałowi, który wprawił w ruch podmuch wiatru. Nie przypominał sobie, żeby otwierał okno. W pierwszym odruchu chciał to zbagatelizować, ale poczuł nagle coś, czego nie pomyliłby z niczym innym.
     Zapach krwi.
     Cały się spiął. Szybko przetworzył informacje i gdy tylko usłyszał za sobą delikatny szelest, błyskawicznie zareagował, wyobrażając sobie ciało przeciwnika. Uchylił się w idealnym momencie, gdy ręka napastnika przeleciała tuż nad jego głową. Wyciągnął nogę i z niebywałą szybkością obrócił się, podcinając masywne cielsko, które z hukiem padło na podłogę. Coś brzdęknęło i Law ze zgrozą ujrzał lśniącą lufę pistoletu sunącą po posadzce. Nim poszkodowany zdołał sięgnąć po broń, ciemnoskóry zrobił to pierwszy i wycelował w skrytą w cieniu twarz. Z zimną krwią położył palec na spuście, gotowy wystrzelić w każdej chwili.
     - Ani drgnij - Szepnął wstrząśnięty i starał się przyjrzeć swojemu oprawcy. Powoli wzrok przyzwyczajał się do ciemności i zaczęły mu się odznaczać kontury. Jego oczy robiły się coraz większe, gdy rozpoznawał osobnika, który w geście poddania, uniósł delikatnie ręce.
Nagle rozległo się ciche pukanie.
     - Paniczu… Wszystko w porządku? - Zapytał kobiecy, zaniepokojony głos.
     - Tak! Nie chcę nikogo widzieć! - Law mierzył się na spojrzenia z leżącym i zakrwawionym mężczyzną. Bał się przez krótką chwilę, że pokojówka zechce jednak wejść, ale ostatnio często wszystkich odprawiał i raczej nie odważyłaby się przekroczyć progu. Gdy usłyszał oddalające się kroki, mógł w końcu odezwać się do napastnika.
     - Co tutaj robisz, Eustass? - Zapytał szeptem, nie opuszczając broni. Nie wiedział co o tym myśleć. W głowie kołotało mu się milion myśli i nie wiedział, której się uchwycić.
     - Potrzebuję twojej pomocy - Chłopak nie zamierzał owijać w bawełnę. Próbował wesprzeć się na ramieniu, ale po chwili ostro tego pożałował. Przeszywający ból rozdarł jego bok i wylądował z powrotem na plecach. Zagryzł wargi by nie jęknąć. Był zdziwiony, że ciemnoskóry nie wezwał jeszcze ochrony.
     Trafalgar przyjrzał się ranie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na groźną. Ciemna ciecz ubrudziła panele. Był pełen podziwu, że czerwonowłosy dostał się do jego domu w takiem stanie. Miał ochotę rzucić pistolet i od razu się nim zająć, ale sytuacja nie zmieniała faktu, że Eustass włamał się do jego domu i chciał wcześniej go napaść.
     - To tak się teraz prosi o pomoc? - Zapytał, starając się zachować zimną krew. Wolną nogą odchylił kurtkę chłopaka i rozpoznał rodzaj rany. Oniemiał gdy odkrył, że to dziura po kuli - Kto cię tak urządził? Co się dzieje?
     - Mógłbyś najpierw… - Zapytał Kid, dysząc ciężko.
     - Nie, chcę wiedzieć - Law wiedział, że ma jeszcze sporo czasu na przepytywanie. O ile ktoś im nie przeszkodzi – Dlaczego nie udałeś się do szpitala?
     - Kurwa! Zaraz ci tu zdechnę jeśli czegoś z tym nie zrobisz! – Eustass się niecierpliwił, a rana go paliła. On w przeciwieństwie do ciemnoskórego mógł tylko zgadywać w jakim jest stanie, a najlepiej się nie czuł.
     - Skąd masz pewność, że w ogóle mogę coś z tym zrobić? - Zapytał Law, próbując wyciągnąć z niego coś więcej.
     - Przecież chcesz być lekarzem, nie? Cała szkoła o tym wiedziała - Kid odwrócił wzrok, wiedząc jak to głupio brzmi.
     - I co z tego? Wcale nie muszę się na tym znać - Law kucnął przy czerwonowłosym i spojrzał jeszcze raz na ranę. Zastanawiał się, czy pocisk przeszedł na wylot - Skąd masz postrzał? Mów.
     - Tsy!- Eustass syknął i uparcie nie odpowiadał - I co? Poczekasz aż tu zdechnę? Nie będziesz miał mnie na sumieniu?
     - Nie mam żadnego interesu, żeby ci pomagać. Jak dla mnie możesz umierać - Law usiadł pod ścianą, nie obawiając się już chłopaka. Miał nadzieję, że jego udawana, kozacka gadka zda egzamin. Dalej grając, oglądał broń obracając ją w poświacie księżyca. Cieszył się, że drżą mu tylko nogi - Jeden telefon i policja jest pod moim domem. 
     - Uwierz mi, gdybym miał wybór, to na bank bym tu nie przylazł! – Kid nie mógł uwierzyć, że ten facet tak z nim pogrywa, gdy ten leży zakrwawiony na podłodze. Do tego teraz jest zdany na jego łaskę i musiał udawać miłego. Kojarzył go ze szkoły i wiedział, że jest pieprzonym prymuskiem, który ze wszystkiego miał najlepsze oceny. Wydawał mu się cichy,  nieciekawy i myślał, że bez problemu wyżebra od niego pomoc. Chociaż po walce na dywaniku dyrektora mógł się spodziewać, że czarnowłosy ma charakterek. Wiedział, że i tak głupio postępuje, ale to była jego jedyna szansa. W końcu się poddał widząc, że nie wiele wskóra takim pyskowaniem - To czego chcesz? Więcej kasy? Prochów? Dziwek? - Prychnął pogardliwie zastanawiając się, czego może pragnąć bogaty piękniś.
      Trafalgarowi zaświeciła się lampka.
      Myślał też o tym, gdy zobaczył ranę i broń. Eustass mógł mieć jakieś powiązania ze światem przestępczym. W końcu ciężko dostać gdzieś pistolet bez zezwoleń, jeszcze takiemu gówniarzowi. Myśli pędziły na łeb na szyję gdy szybko wertował możliwości. To byłoby pomocne w jego sytuacji z wujem, którego podejrzewał o to samo. Gdyby udało mu się dostać w tego typu szeregi, być może udałoby mu się znaleźć haka na Doflamingo. To była spontaniczna i niebezpieczna decyzja, której się w nadziei uczepił. Być może Eustass spadł mu z nieba. Podszedł do niego i zaczął mówić ciszej.
     - Należysz do jakiejś organizacji? - Zapytał z błyskiem w oczach.
     - Powiedzmy… - Kid zacisnął zęby z wściekłości, musząc odpowiadać na takie pytania.
     - Jakiej?
     - Niebezpiecznej - wymijająco odpowiedział i dostał lufą w skroń - Ej, nie baw się tym, to nie jest zabawka! - Powiedział, zanim ugryzł się w język. Nie powinien drażnić swojej nadziei, a zwłaszcza takiej, która w niego celuje. Nie spodziewał się takiego spokoju od osoby, która prawdopodobnie pierwszy raz w życiu trzymała w ręku broń.
     - Odpowiadaj na pytania - Trafalgar się niecierpliwił. W każdej chwili ktoś mógł im przeszkodzić.
     - Handlujemy narkotykami, drobną bronią… - machnął dłonią coraz bardziej podirytowany, bo nie wiedział, czego tamten oczekuje. Po za tym gadał za dużo. Chciał go tylko szybko zaszantażować i się zmyć. Niestety czas mu się kończył i nie widząc wyjścia, był teraz na łasce paniczyka - Dlatego nie mogę iść do szpitala. Psy mnie już wszędzie szukają.
     Trafalgar nie spodziewał się, że jego „kolega” ze szkoły może być kimś takiego pokroju. Do tego w takim wieku! Za wszelką cenę nie chciał pokazać jak zaskoczyła go ta informacja. Z drugiej strony mógł też blefować, ale nie widział powodu, dla którego miałby to robić. Jeśli jednak to była prawda, w takim razie można powiedzieć, że los się do niego uśmiechnął.
     - Dobra, mam warunek - Law pochylił się nad leżącym, obmyślając już cały plan - Opatrzę cię i nie dam ci zdechnąć, ani cię też nie wydam. W zamian za to, wprowadzisz mnie do swojego świata.
     - Chyba nie wiesz…o co prosisz - Kid był bardzo zaskoczony tym żądaniem. Miał ochotę się śmiać - Wiesz w ogóle co mówisz? Z czym to się wiąże? Nie, oczywiście, że...
     - Zgadzasz się, czy mam wezwać policję?
     Nastała chwila ciszy, w której czerwonowłosy obmyślał wszystkie za i przeciw. Nie mógł uwierzyć, że ten wyskoczył z taką propozycją. Ba, był wręcz nią zajarany! Nie odpowiadało mu to w tej chwili, lecz z racji tego, że nie widział dla siebie innego rozwiązania, podjął decyzję.
     - Zgoda! Tylko już się za to zabierz!
     Eustass w ogóle nie rozumiał postępowania tego gościa. Miał jednak w tym momencie gdzieś jego zachcianki bo chciał jedynie przeżyć tę noc. Z pomocą ciemnoskórego, został zaciągnięty do łazienki. Jasne światło odbijające się od złotych zdobień go oślepiło. Kid nie rozumiał jak można być tak kurewsko bogatym. Jęknął, gdy ciemne dłonie sadzały go na klapie od lśniącego tronu. Chwycił się za bok, starając się płytko oddychać, bo każde uniesienie klatki piersiowej bolało jak cholera.
Trafalgar wyciągnął z szafki stertę bandaży, igieł, kleszczy, buteleczek i innych rzeczy walających się w pudełku pierwszej pomocy. Założył nitrylowe rękawiczki. Kid zrobił na to wielkie oczy. Bo kto normalny trzyma tego aż tyle we własnej łazience? Może koleś miał patologie w chacie i musiał cały czas sobie zszywać łeb ale to, co zobaczył było lekką przesadą. W życiu nie widział takich narzędzi i zastanawiał się, czy dobrze zrobił włamując się do tej posiadłości i powierzając swe życie temu świrowi. Ze zgrozą obserwował jak chłopak założył białe rękawiczki, napełnia strzykawkę jakimś przezroczystym płynem ze sterylnego słoiczka i sprawdza pod światło, czy igła nie jest zapchana.
     - Eee… co to?- Zapytał mając złe przeczucia. Słaniał się z bólu.
     - Środek przeciwbólowy. Lepiej żebyś się nie wydzierał jak będę oglądał ranę. Być może trzeba będzie wyjąć kulę – Trafalgar zbliżył się do czerwonowłosego – Rozbieraj się.
     - Co, kurwa, będziesz robił? –  Kid sycząc, zrzucił skórzaną kurtkę na ziemię. Już wolał więcej nie wiedzieć. Zaczepił wzrok na świecącej, ściennej lampce w kształcie lili.
      Trafalgar po dokładnych oględzinach, podał lek wokół rany, częściowo znieczulając dany obszar. Wiedział, że nie wszystko uda mu się objąć, lecz przynajmniej częściowo chciał uśmierzyć ból. Precyzyjnie wkuwał się w skórę, a jego pacjent nie protestował. Czuł się pewnie. Mimo, że wcześniej robił to tylko na sobie. Właściwie trochę eksperymentował, ale wiedział, że na pewno nie szkodzi.
     - Dobra, musimy chwilę poczekać - Law wyrzucił zużyte materiały i obejrzał rane jeszcze raz - teraz ją odkażę.
     Kid syknął, gdy poczuł szczypanie.
     - Kula jest w środku - Obrócił się, wybierając odpowiednią pęsetę – Połóż się na podłodze.
     Eustass posłuchał polecenia i ułożył się na płytkach. Czuł z ulgą jak znieczulenie częściowo zaczyna działać. Opanowanie czarnowłosego naprawdę mu zaimponowało. Widział już wiele takich akcji, gdzie ludzie panikowali i mdleli na widok krwi. Pomyślał przez chwilę, że być może udało mu się zawrzeć dobry układ. Medyków w ich środowisku zdecydowanie brakowało.
Trafalgar po chwili uklęknął przy chłopaku i dotknął skóry w okolicy postrzału.
     - Czujesz coś?
     - Nic a nic - Potwierdził Eustass trochę uspokojony.
     - Znieczulenie nie objęło wszystkiego, może trochę zaboleć - Trafalgar rozejrzał się po pomieszczeniu i szukał czegoś, czym można by zakneblować usta na wypadek, gdyby jednak czarnowłosy zaczął krzyczeć. Skórzana kurtka się do tego nie nadawała, więc zdjął swoją koszulkę, prezentując swój umięśniony tors.
     Eustass otworzył szeroko oczy, zastanawiając się, co tamten wyprawia, domyślając się dopiero wtedy, gdy materiał został wciśnięty między jego zęby. Zlustrował klatkę piersiową chłopaka, której faktura naprawdę go zaskoczyła. Jak na mola książkowego, ciało prezentowało się całkiem nieźle. Dopiero teraz zwrócił uwagę na nieprzeciętną urodę młodego lekarza. Jego linia szyi i czarne kosmki włosów opadające w nieładzie na twarz, ciemne oczy, zgrabne dłonie i cienkie usta naprawdę przyciągały wzrok. Zastanawiał się, czemu tego wcześniej nie widział.
     - Na wszelki wypadek - Trafalgar uśmiechnął się rozbawiony, słysząc zirytowane, stłumione warknięcie. Następnie pochylił się i całą uwagę skupił na zadaniu - Zaczynam.- Poinformował Kida i zabrał się do pracy. Uspokoił oddech, zmrużył oczy i uniósł dłonie z metalowym narzędziem. Zanurzył przedmiot w rozszarpanym mięśniu bardzo powoli. Ciało pacjenta ani drgnęło, nieświadome jeszcze, że wchodzi w nie obcy metal. Dopiero głębiej włókna spięły się w bólu.
     - Jeszcze chwila - Law ostrożnie manewrował pęsetą w poszukiwaniu kuli. Wiedział, że nie ma po drodze żadnych ważnych naczyń krwionośnych i narządów, dlatego nie musiał się niepotrzebnie stresować. Wypływająca krew jedynie utrudniała mu zadanie i ciało pod nim, które drgało momentami niekontrolowanie. Musiał własnym kolanem przygwoździć drżące udo - Nie podskakuj bo zanurzę się za głęboko - Zastanawiał się, czemu w ogóle go coś bawi w takiej sytuacji.
     Odpowiedziała mu zduszona wiązanka przekleństw. Eustass zwijał się z bólu. Starał się nie poruszać, lecz było to wręcz niemożliwe. Zacisnął dłoń na jakimś pieprzonym miedzianym lwie, który ryczał do niego w ciszy, wtopiony w ścianę łazienki jako element dekoracji. Pot spływał mu ze skroni i czuł na przemian to ciepło, to gorąco. Gdy był u kresu wytrzymałości i myślał, że zaraz odepchnie ciemnoskórego, ból nagle ustał. Gdy zobaczył jak pęseta trzyma małą kulkę, która wyrządziła mu tak wiele bólu, odetchnął głęboko, uwalniając gardło. Czuł się jak w niebie.
     - Jeszcze muszę cię opatrzyć - Trafalgar odłożył pocisk na metalową miseczkę i ponownie zabrał się za oczyszczanie krwawiącej rany.
      - Mówiłeś, że może TROCHĘ zaboleć? - Zaśmiał się słaby Kid. Ten ból w porównaniu do poprzedniego był niczym.
     Law uśmiechnął się z przekąsem i dokończył robotę, robiąc solidny opatrunek. To był pierwszy raz, gdy miał okazję się tak wykazać. Nie sądził, że będzie miał okazję i coś takiego sprawi mu taką satysfakcję i… radość. Czuł, że mógłby to robić całe życie. Gdyby tylko dostał się na uniwersytet, to wtedy… Mina mu zrzedła, gdy przypomniały mu się brutalne fakty. Posępnie, ostatni raz, owinął bandaż wokół bladego ciała i porządnie go umocował.
     - Dzięki - Eustass spojrzał na swój tors, nie mogąc wyjść z podziwu dla umiejętności chłopaka. Zupełnie jakby zajął się nim profesjonalny lekarz. Teraz popatrzył na niego zupełnie inaczej. Wcześniej w gorączce zgodziłby się na wszystko, ale teraz nie żałował swojej decyzji. Ten facet mógł mu się przydać i to jeszcze jak – Niezły jesteś w te klocki- Powiedział ciemnoskóremu, który płukał ręce. Znów objął wzrokiem jego zgrabną sylwetkę i z ledwością powstrzymał się przed oblizaniem ust.
     - Chcę żebyś mnie zapoznał ze swoim szefem - Law oglądał czerwonowłosego w odbiciu. Nawet pomimo zmęczenia, rozmazanego makijażu i nieładu włosów, które zwykle widział postawione na żel, musiał przyznać, że chłopak jest niczego sobie. Miał nadzieję, że go nie wykiwa, choć również brał to pod uwagę. Przecież i tak by mu pomógł, czy tamten by się zgodził czy nie. Nie wybaczyłby sobie do końca życia gdyby nie zajął się rannym człowiekiem.
     Kid zaśmiał się cicho. Wsparł się o krawędź wanny i trzymając za jeszcze pulsujący bok, podszedł od tyłu do ciemnoskórego. Law zadrżał, gdy chłodny, mokry tors dotknął jego pleców. Półnadzy, patrzyli sobie w oczy w zwierciadle lustra.
     - W takim razie miło mi poznać - Eustass szepnął mu nad uchem. Law zrobił jeszcze większe oczy niż ostatnio, wpatrując się w szczerzącego mężczyznę. Przez chwilę myślał sobie, że żartuje i nawet nie ukrywał zdziwienia. Trudno mu było w to uwierzyć. Z jakiegoś powodu poczuł się niepewnie, jak osaczona zwierzyna. Żółte oczy wpatrywały się w niego z taką intensywnością, że zupełnie stracił wątek. Blade dłonie odcięły mu drogę ucieczki, podpierając się o umywalkę po obu jego stronach. Sytuacja stała się dla niego krępująca. By uwolnić się z niej, odwrócił się do czerwonowłosego przodem, prawie stykając się z nim nosem. Przełknął ślinę i starając się nie pokazać słabości, założył ręce na piersi.
     - W takim razie mam nadzieję, że dotrzymujesz słowa.
     Kid’a przyciągał ten mężczyzna. Miał w sobie coś tajemniczego, drapieżnego, nawet jeśli na takiego na pierwszy rzut oka nie wyglądał. Odsunął się na bezpieczną odległość, czując że znalazł się za blisko. A na takie kontakty jeszcze nie był czas. Uśmiech dalej nie schodził z jego twarzy próbując rozgryźć tego faceta. Oczywiście, że miał zamiar dotrzymać słowa. Nie chciał tracić tak cennego nabytku.
     - Oczywiście. Możemy się spotkać jutro, pod…
     - Wolałbym za tydzień - Przerwał mu Law - Mam pewną sprawę do załatwienia.
     Eustass uniósł pytająco brew. Nie mając wyboru i właściwie nie widząc problemu, przystał na to i kuśtykając, wrócił do ciemnego pokoju.
     - Sorry za plamę na podłodze  – Wskoczył niezdarnie na parapet. Rana bolała, ale już znacznie mniej. Nie sądził, że jeszcze dzisiaj uda mu się wrócić o własnych siłach do kryjówki.
Trafalgar zastanawiał się, czy dobrze jest go puszczać po takim zabiegu. Mężczyzna jak na niego, bardzo dobrze znosił ból. Miał nadzieję, że można mu ufać. Ostatnio nikt nie dał mu ku temu powodów, dlatego i teraz miał wątpliwości.
     – W takim razie jeśli chcesz do nas dołączyć, szukaj mnie pod północnym mostem, nad rzeką.- Kid rozejrzał się po okolicy, planując drogę powrotną. - To mam nadzieję do zobaczenia?
     - Ja również - Odparł nieufnie Trafalgar.
     Chłopak zeskoczył z parapetu i zniknął w mroku nocy.
     Law zacisnął dłonie w pięści. Teraz ma przed sobą trudny do zrealizowania plan, który miał mu pozwolić zniknąć na jakiś czas.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz