czwartek, 11 czerwca 2015

Nietypowe zaklęcie 5



     Zoro, jak wiatr, dotarł przed drzwi sklepu. Zajrzał do środka przez szybę, ale nikogo nie dostrzegł. Dobijał się do drzwi, ale nikt nie otwierał. Postanowił obejść budynek dookoła. Na tyłach były kolejne drzwi i tam również próbował, ale odpowiadała mu głucha cisza. Po półgodzinie chodzenia od drzwi do drzwi zaczął rozważać włamanie się przez okno, ale na szczęście jednak nie musiał.
     Właściciel nadszedł od strony miasta i przypatrywał się zielonowłosemu od jakiegoś czasu. W końcu zlitował się nad nim i zaczepił. Był to starszy pan o bardzo niskim wzroście. Zoro z początku go nie dostrzegł, gdy ten szarpnął go za nogawkę.
     - Młody człowieku, czy pan do mnie? – Zapytał uprzejmie.
     - A to pana sklep?- Wskazał na wystawę ze wstępującą nadzieją Zoro.
     - A czego pan potrzebuje?- Powoli otwierał drzwi staruszek.
     - Takiego jednego noża…- Nagle zdał sobie sprawę, jak śmieszny będzie, gdy powie mu o tym, czego chce…
     - A którego dokładnie? Chyba kręci się pan tu trochę, więc musiało panu bardzo zależeć.- Powiedział właściciel, wchodząc do środka i stając za ladą. -No więc? Który nóż mam pokazać?- Zapytał z uśmiechem starszy pan.
     Zoro za bardzo nie wiedział, co ma zrobić. Nie miał przecież pieniędzy.
     - Więc… to będzie ten na wystawie…- Wskazał palcem na pordzewiały nóż. Ze wstydu spuścił wzrok.
     Sprzedawcę zamurowało, ale po chwili wyjął przedmiot z witryny i postawił przed szermierzem na stole. Zoro głośno przełknął ślinę.
     - Jest pan pewien, że chodziło panu o ten nóż?- Zapytał ciekawie staruszek, baczniej lustrując klienta.
     - Tak…
    Nastała cisza. Sprzedawca nie miał zamiaru najwyraźniej jej przerwać, więc Zoro już zdecydowany, obszedł ladę i ku zdziwieniu staruszka uklęknął na kolana.
     - Proszę pana, nie mam pieniędzy by kupić ten nóż. Nie znam jego wartości ale dla mojego przyjaciela ma ją bardzo dużą. Chciałem dać mu go w prezencie. Czy jest jakakolwiek inna możliwość, albo czy mogę zrobić coś innego dla pana, w zamian za niego?- Wydusił jednym tchem.- Proszę. – Dodał szybko. Ostatni raz korzył się tak by zdobyć miecz Kuiny. Nie rozumiał jak może się tak poświęcać dla głupiego kuka, którego wcześniej nawet nie znosił!
     Sprzedawca wciąż nie odpowiadał, zszokowany jego słowami.
     - Proszę.- Powtórzył Zoro dotykając czołem podłogi i zaciskając zęby ze wstydu.
     - Kim jesteś, młody człowieku?
     - Szermierzem i… piratem.
     - Piratem?
     - Tak…-  Nie wiedział, czy to jest dobry pomysł, ale czuł, że musi być chyba ze wszystkim szczery. Jego podobizna zdobi prawie każdy mur, staruszek mógł od początku wiedzieć.
     - Więc dlaczego mnie nie okradniesz?- Zapytał ze spokojem sprzedawca.
     - Chcę go dostać w uczciwy sposób.- Odpowiedział szczerze zdziwiony.
     Właściciel pogładził się po gęstym wąsie.
     - Kim jest twój przyjaciel?
     - Jest… wspaniałym kucharzem.
     - Dobrze gotuje? – Zapytał z ciekawości.
     - Najlepiej na świecie.- Odpowiedział szczerze.
     - On zauważył ten nóż?
     - Tak.
     - Coś mówił?
    - Dużo opowiadał… Nie potrafię powtórzyć całej historii prócz tego, że to jakiś MIMBO…eee… LIMBO? 5000 czy coś…- Zaczerwienił się z niewiedzy Zoro.
     - Więc mówisz, że nie masz pieniędzy i przyszedłeś tu w nadziei, że pozwolę na jakąkolwiek inną wymianę za 100 milionów?
     - Tak- Zawstydził się jeszcze bardziej.
     Zapadła pełna napięcia cisza. Zoro nie widział twarzy właściciela, bo ciągle czoło miał oparte o deski podłogi. Jak długo jeszcze będzie musiał tak klęczeć?
     - Wstań już, młody człowieku.
     Zoro posłusznie się wyprostował i czekał na decyzje. Mimo, że już widział staruszka, nie mógł nic wyczytać z jego twarzy. Z każdą sekundą tracił nadzieję.
      W końcu po chwili napięcia, właściciel się odezwał.
     - W porządku. Dam ci go.
     Zoro myślał, że się przesłyszał.
     - Słucham?
     - Dam ci go.- Zaczął go pakować w pudełko.
    - Ale… jak to? Przecież… Ale… Naprawdę mogę coś zrobić!- Spanikował Zoro. Może to jakiś podstęp? Przecież to się nie mogło się dziać.
     - Myślę, że największą wartością tutaj jest twoja więź z przyjacielem, która kazała ci tutaj przyjść i prosić o taką rzecz.- Odpowiedział właściciel z uśmiechem.- Jestem już stary i wiele w życiu widziałem. Potrafię dostrzec dobre intencje.
     Szermierza zamurowało.
     - Po za tym, nikt nigdy nie zwrócił uwagi na ten nóż. Wszyscy się ze mnie śmiali, że wystawiam pordzewiałego śmiecia za takie pieniądze. Myślałem, że już nigdy nikt nie dostrzeże jego wartości.- Zamyślił się chwilę.- Zawsze marzyłem, że trafi w odpowiednie ręce i oto chyba nadeszła ta chwila.- Zapakowany przedmiot podał w drżące dłonie zielonowłosego. – Jeśli ten kucharz ma tak wyjątkowego przyjaciela, to musi być dobrym człowiekiem.- Podsumował dziadek.
     Zoro nie wiedział co powiedzieć. Naprawdę zdobył ten nóż!
     - Proszę się pośpieszyć bo chciałbym zamknąć sklep.- Ponaglał go rozbawiony reakcją szermierza właściciel.
     Roronoa wzruszony, podziękował szczerze za ten gest. Wracając, myśli obijały mu się po głowie i nie mógł się skupić. Prawie zapomniał przyczepy z rybą. Kierował się w stronę statku, ale jak zwykle droga mu się jakoś dłużyła. Gdy w końcu dotarł, była już ciemna noc. Na pokładzie słychać było wesołą muzykę i wrzaski szczęśliwej załogi.
     Jak on to wytłumaczy? Nagle zrobiło mu się głupio. Jak on ma teraz ten prezent dać? Kurcze, zapomniał nawet o jakimś ładnym opakowaniu. Ma to zrobić tak przy wszystkich? Przecież to będzie dziwne.
Dostał się na pokład tak, żeby nikt go nie widział. Na ramię zarzucił sobie rybę, a w drugiej ręce miał pudełko. Stał tak w ciemnościach i nie wiedział co ma zrobić.
     - Gdzieś ty był, do cholery!?- Poczuł na głowie pięść Nami.
     - Za co?!- Jęknął, rozmasowując obolałe miejsce.
     - Jak mogłeś! To przyjęcie urodzinowe, nie mogliśmy na ciebie czekać! Naprawdę, ogarnij się i dołącz w końcu. – Pchnęła go w krąg światła.
     - No w reszcie! Moja ryba!- Naskoczył na niego Sanji.- Przez ciebie już jest nieświeża i muszę ją dzisiaj zrobić!- Odwrócił się do reszty załogi. – Grill z okazji moich urodzin! – Oznajmił zadowolony. Odpowiedziały mu gorące wiwaty.
     Zoro ze zdziwieniem stwierdził, że nikt nie zwrócił uwagi na pudełko które trzyma w dłoni. Szybko usiadł do stołu i schował je pod blatem.
     Impreza była przednia, a ryba z grilla wyborna. Zoro stwierdził, że reszta załogi musiała już blondynowi składać życzenia, bo na osobnym stoliku leżały rozpakowane prezenty. Kucharz dostał nową koszulę, jakąś książkę, krawat, pudełko słodyczy, maszynę do biegania, poduszkę w kształcie mięsa (ciekawe od kogo skoro była ośliniona) oraz ze słyszenia, ku jego irytacji, chyba całusa od Nami. Co było bardzo prawdopodobne bo kołnierzyk Sanjiego był lekko zakrwawiony. Głupi ero-kuk… Pomyślał. Zastanawiał się, jak załatwić sprawę z prezentem… Nagle wstał, wziął pakuneczek i podłożył do kupy reszty prezentów. Nikt nie zwrócił na niego uwagi prócz Robin, która przez przypadek to zauważyła.
     Reszta wieczoru minęła szybko. Pokład był cały pokryty w konfetti, a na sznurkach wisiały balony. Dziewczyny zaczęły sprzątać i zabroniły Sanjiemu im pomagać. Blondyn nie wiedział co ze sobą zrobić i zaczął testować swoje prezenty. Szermierzowi skoczyło ciśnienie i z napięciem obserwował jak na razie jego podarunek jest pomijany. Franky uczył kucharza jak korzystać z bieżni, którą cyborg sam zrobił.
Robin widziała, że Sanji nie zauważył jak na razie dodatkowego prezentu. Stwierdziła, że pomoże trochę sytuacji i podeszła do chłopców.
     - Panie kucharzu, a co to za pudełko?- Wskazała na ciemne, trochę zniszczone opakowanie.
     - Które Robinku?- Zdrabniając czule zapytał Sanji.
     Zoro zamarł w napięciu. Nagle miał ochotę chwycić to pudełko i cisnąć nim do morza. To był zły pomysł, zły, zły, zły! Ale już było za późno.
     Kucharz chwycił podarunek i otworzył. Nic nie powiedział. Dla szermierza jego twarz była niewidoczna, bo stał tyłem. Przecież ja się zapadnę pod ziemię! wystraszył się Zoro.
     Sanji jednak dalej nic nie mówił.
     - Panie kucharzu, wszystko w porządku? Blady jesteś…-  Wystraszyła się Robin.
     - Halo! Ziemia do Sanjiego!- Szturchnął go Franky. – Co to? Ktoś dał ci pordzewiałe ostrze?- Nie wiedział, co trzyma w rękach kucharz.
     Zoro się zaniepokoił. Może to nie był ten nóż? Może coś pomylił? Albo…
     - Kto mi to przyniósł?!- Wrzasnął na cały głos Sanji.
     Nikt się nie odzywał. Brook przestał grać i reszta załogi zainteresowała się sytuacją.
     Ci, co byli razem z Sanjim przed sklepem, poznali ów cudowny nóż bogów. Byli jednak w takim szoku, że nie potrafili dojść do tego, co się stało, że jest on nagle na ich pokładzie.
     - Przyznać się!- Patrzył po wszystkich kucharz.
     Robin spojrzała wymownie na szermierza. Gdy ją zobaczył wiedział, że ona wie. Ze strachem w oczach, lekko pokręcił głową pokazując żeby nic nie mówiła. Jednak jej wzrok mówił, że ma natychmiast się przyznać. Nie widząc za bardzo wyjścia, powoli wstał. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, a niektórym nawet szczęki opadły. Zoro wiedząc, że nie ma już innego wyjścia przyjął pewną postawę i zmierzył się ze wzrokiem Sanjiego.
    - Ja go przyniosłem- Jego nogi lekko się trzęsły. Od kiedy on był takim tchórzem?!
    Blondyn podszedł do niego rozjuszony.
    - Żartujesz sobie ze mnie?! Natychmiast to oddaj!- Wcisnął mu w ręce pudełko.- Szybko, puki właściciel nie wie, że go nie ma!
     - Myślisz że to ukradłem?!- Oburzył się Zoro, zraniony do żywego.
     - A nie?!- Jeszcze bardziej wkurzył się Sanji.
     - Masz to wziąć, pieprzony kucharzu!- Wcisnął mu na powrót pakunek.
     - Jaja sobie ze mnie robisz!? Czy ty masz pojęcie, co zrobiłeś?!
     - Myśl sobie co chcesz.- Szermierzowi trudno było ukryć zawód oskarżeniami.
     - Nie przyjmę takiego prezentu.
     - To go wywal do morza, mam to gdzieś.- Powiedział to takim tonem, że przez chwilę na twarzy Sanjiego pojawiła się niepewność. Mierzyli się jednak dalej wściekłymi spojrzeniami. W końcu Zoro odpuścił i udał się na tył statku. Nikt go nie zatrzymał. Po drodze z impetem, wywrócił cały stół, na którym na szczęście już nic nie było. Serce łomotało mu jak szalone i było mu naprawdę przykro. Gdy już został sam, usiadł w ciemnościach i skrzyżował ręce.
     - Do dupy ta impreza.- Dodatkowo pięścią rozwalił deskę w podłodze.
     - O co tyle szumu?!- Nie rozumiała nic rudowłosa.
     - Nami… ten nóż był za 100 milionów beli… -Uświadomił jej Usopp.
     - CO?!?!?!?- Dziewczyna prawie zemdlała i musiała się podeprzeć o ramię snajpera.
     - Chwila! A może to jakaś podróbka?!- Zasugerował Franky.
     - To autentyk… – Wychrypiał Sanji. Patrzył wciąż z niedowierzaniem na prezent.
     - Może miał uzbierane?
     - Niemożliwe.
     - Może znalazł?
     - Głupi jesteś?!
     - Przecież to Zoro!
     - Trzeba go zwrócić.- Oznajmił Sanji.- Pójdę tam.
     - Wy naprawdę myślicie, że Zoro go ukradł.- Stwierdził poważnie kapitan, zwracając na siebie uwagę.
     - Luffy, żaden człowiek nie oddałby czegoś takiego od tak sobie.- Powiedział z ironią kucharz.
     Nikt się nie odezwał by zaprzeczyć.
     - Zoro tego nie ukradł.- Spojrzał po wszystkich kapitan.- Jestem o tym przekonany, a wy powinniście się wstydzić.-  Założył na głowę swój kapelusz i poszedł na swoje stałe miejsce, na lwią głowę na dziobie statku. Ten moment, w którym Luffy był śmiertelnie poważny sprawiał, że reszta bardzo odczuła jego ocenę. Wszystkim zrobiło się głupio, że tak oskarżyli szermierza.
     Sanji drżącymi rękami wyciągnął nóż z opakowania. Przyglądał mu się i nie mógł uwierzyć, że trzyma go w dłoni.
     - Musiał go kupić.- Podsumowała Robin.
     - Jak taka pordzewiała blacha może tyle kosztować?- Nie mogła pojąć Nami.
     - Muszę go zwrócić.- Stwierdził ze smutkiem kucharz.- Nie przyjmę tak drogiego prezentu. Musiał wydać na to wszystkie dotychczas zbierane pieniądze. Albo nie wiem co…
     Wszyscy się zasępili. Widać było, jak bardzo zależało mu na tym nożu, ale rozumieli też, dlaczego chce tak postąpić.
     - Kapitanie!- Pobiegł do Luffiego Sanji.
     - Tak?
     - Czy mogli byśmy wyruszyć na morze jutro z rana? Chciałbym odwiedzić ten sklep…
     - Niech będzie, ale według mnie powinieneś zatrzymać prezent.- Powiedział Luffy patrząc w niebo.- Zoro będzie przykro jak się dowie. Gdzieś słyszałem, że liczy się gest, a nie wartość.
     Choć Sanji bardzo chciał tak postąpić, następnego dnia z samego rana, udał się do sklepu. Tym razem zastał otwarte drzwi. Wszedł i odszukał sprzedawcę. Zaczął mu się tłumaczyć i przepraszać za zamieszanie, ale chciałby zwrócić wczoraj zakupiony towar. Wyciągnął pudełko z nożem i z ciężkim sercem postawił na ladzie.
     - Czy… jest jeszcze możliwość odzyskania pieniędzy?- Zapytał z nadzieją.
Sprzedawca uśmiechnął się od ucha do ucha. Zlustrował kucharza od góry do dołu i kiwnął głową z uznaniem.
     - Więc ty jesteś tym młodym człowiekiem…- Stwierdził staruszek.
     - Słucham?
     - Wczoraj trochę o tobie słyszałem.
     Sanji zastanawiał się co takiego mógł mówić o nim głupi marimo.
     - To dla ciebie był prezent?
     - Tak… Wiem ile kosztował, dlatego tutaj wróciłem. Mój… przyjaciel musiał zapłacić wszystkimi swoimi oszczędnościami dlatego tu jestem.- Spojrzał błagalnie na sprzedawcę.
     - Podobno jesteś kucharzem. Nie chciałbyś mieć takiego noża?
     Sanjiemu zaszkliły się oczy. Tak, bardzo, bardzo chciał.
     - Nie mogę go przyjąć. Proszę pozwolić mi go zwrócić.- Głos mu się załamał na ostatnim słowie. Tak bardzo żałował tego co robił, ale jeszcze gorzej by się czuł zatrzymując prezent.
     - Cóż… niestety muszę odmówić.- Powiedział uradowany staruszek.
     - Proszę! Może mi pan oddać chociaż połowę kwoty?- Błagał Sanji.
     - Bardzo bym chciał, ale…
     - To chociaż jedną trzecią?
     - Spokojnie!- Roześmiał się w głos właściciel. Sanji nie pojmował jego rozbawienia.
     - Nie mogę ci oddać pieniędzy, ponieważ ich nie mam. Wczoraj ten nóż, twój przyjaciel DOSTAŁ ode mnie.-  Już ze spokojem odpowiedział staruszek.
     Kucharz nie za bardzo zrozumiał.
    - Zanim wróciłem do sklepu widziałem jak kręcił się wokół niego zielonowłosy typek. Myślałem, że złodziej, lecz on najwyraźniej na mnie czekał. Musiał tam być dość długo bo trochę mu się przyglądałem. Gdy już zaczęliśmy rozmawiać, on opowiedział mi całą sytuacje. Błagał, bym pozwolił mu w jakiś inny sposób za niego zapłacić.- Oczy Sanjiego z każdą chwilą robiły się większe.- Cała ta historia tak mnie wzruszyła, że pomyślałem, że dam mu ten nóż. Jego wartość dostrzegają naprawdę nieliczni i miałem nadzieję, że kiedyś trafi właśnie do takiego człowieka.- Oddał pudełko na ręce blondyna.- Teraz już wiem, że się nie pomyliłem. Idź, dbaj o ten nóż i o swojego przyjaciela.
     Sanji wydukał jakieś słabe podziękowania i wyszedł na ulicę. Był w takim szoku, że nie wiedział co ma zrobić. Ta opowieść była tak nieprawdopodobna, że ledwo w nią wierzył. Ten glon zrobił by coś takiego? Dla niego? Wczoraj nawet nie wykazywał zbytniego zainteresowania, gdy opowiadał o tym nożu. W życiu by nie pomyślał, że coś takiego może się zdarzyć. Z drugiej strony, w ogóle Zoro zachowywał się dziwnie. Z takimi rozmyślaniami wracał na statek.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz