środa, 10 czerwca 2015

Cień korony


                                                         
Tytuł: Cień korony
Anime/Manga: Magi
Status: zakończone
Gatunek: yaoi
Liczba rozdziałów: One-shot
Pairing: KouenxKouha
Postacie: Kouen, Kouha, (+służki Kouhana)
Uwagi: 18+
Opis: Uczucie do brata jest przytłaczające. Jak radzą sobie z tym książęta z Imperium Kou?
    Odchylił głowę w tył, czując na karku chłód marmurowych kafelek. Przymknął oczy, odprężony rozchodzącym się po kończynach błogim ciepłem, pachnącej różami, spienionej wody i zrelaksowany, dzięki nikłemu światłu świec, rozstawionych po kątach. Łazienkę wypełniała cisza, przerywana od czasu do czasu delikatnym chlupotaniem, gdy leniwie zmieniał pozycję, lub bawił się taflą, tworząc niewielkie fale. Obserwował wędrujące krople na swoim ciele, zafascynowany barwami, jakie przyjmowały w zależności od układania się światła. Nabierał w garście pokłady piany i dmuchał nimi na około, podziwiając fruwające w powietrzu, tęczowe bańki. Dokładnie mył każdy centymetr swojego ciała,  pieszcząc skórę najróżniejszymi mydłami i olejkami. Jedynie włosy miał spięte, nie chcąc ich moczyć. Miały pozostać puszyste i miękkie na tą specjalną okazję. Z niecierpliwością jej wyczekiwał, lecz się nie poganiał, ciesząc chwilą w łaźni. Ściany lśniły, od skraplającej się na nich wody, odbijając światła pojedynczych promyków. Złote dekoracje i marmury dostojnie połyskiwały i zdobiły pomieszczenie, a freski i malowidła nadawały mu uroku oraz niesamowitości.
     Uwielbiał być otoczony przepychem i kosztownościami. Uśmiechnął się słodko, wirując pośród tego bogactwa i śmiejąc jak dziecko. Zatrzymał się i odetchnął dusznym powietrzem, obserwując, jak jego blade ciało paruje i lśni równie pięknie, co wszystko wokół. Był to jego świat, jego królestwo. Różowowłosy Kouha Ren miał pod dostatkiem wszystko, czego pragnął, prócz jednej, najbardziej pożądanej przez niego rzeczy. To uczucie rozsadzało go i spędzało sen z powiek, gdy zachłannie w marzeniach po nie sięgał. Niekiedy wywoływało fizyczny ból, przez który zwijał się w pościeli i przygryzał dłonie, by nie wydobyć z siebie dźwięku. To nie było coś, co mógł sobie zażyczyć, lub zażądać, przez co jeszcze bardziej stawało się  fascynujące i  pociągające. Było to poza jego zasięgiem, lecz nie przestawał o tym fantazjować.
     Wyszedł z kąpieli oczekując swoich wiernych służek, które podbiegły do niego, gdy tylko otrzymały pozwolenie. Starannie osuszyły każdy centymetr jego ciała, delikatnie przykładając puszyste ręczniki. Zarumienione, gładziły z pozoru kruchego Księcia i wychwalały jego osobę oraz urodę, gotowe pójść za nim w ogień. Obchodziły się z nim, jak z dzieckiem, które w każdej chwili potrzebuje uwagi. Słuchał ich zadowolony, każdą darząc szczerym i słodkim uśmiechem. Jako jedyny w pałacu otaczał się taką służbą, stworzoną spośród grona wygnańców i potępieńców. Mając ich jednak za swoich poddanych, był w ich oczach ważniejszy od samego króla i przeglądając się w tym, nie potrzebował nic więcej. Szanował tą dozgonną wierność i uwielbienie, przez co wiedział, że nigdy ich dla niego nie zabraknie.
     Choć był daleko w kolejce do tronu, nie miał z tego powodu kompleksów. Dobrze się czuł na swojej pozycji, otoczony własną służbą, mając więcej swobody, niż jego dwaj starsi bracia, należący również do rodu Ren. Kochał swoje rodzeństwo, również starszego, zasiadającego obecnie na tronie i w życiu nawet nie pomyślał, by spiskować za ich plecami. Szanował rodzinę, choć nie zawsze musiał się  z nią zgadzać, czy udawać niewiniątko. To również miało swój urok.
     Westchnął i odgonił służki, które spłoszone, narzuciły na jego barki jedwabny szlafrok i pospiesznie się wycofały. Włożył chude ręce w rękawy i przepasał złotym sznurem, zakrywając nagość. Przyjrzał się szacie i zachwycił wyszytym na niej wzorem, zbierającego się do lotu żurawia. Głęboka czerwień dopasowanej tkaniny idealnie podkreślała jego ciało oraz kontrastowała z jasną skórą, przypominającą kolorem kość słoniową. Chcąc zaimponować, obrócił się w koło i zaprezentował kobietom całość, przy akompaniamencie ich westchnień. Lubił się w tym pławić, nie okazując skromności, której nie znał. Pozwolił im jeszcze rozczesać swe włosy i cierpliwie oglądał ich poczynania w jednym z luster. Jasno-różowe kosmki, charakterystyczne kolorem w jego rodzinie, opadały zalotnie na twarz, a trzy niezależne splecione w drobne warkoczyki, figlarnie zdobiły grzywkę. Reszta pasm spływała na jego ramiona, łaskocząc w szyję. Uśmiechnął się, gdy zaczął odczuwać pierwsze oznaki zniecierpliwienia i zdenerwowania. Dłonie zaczęły się delikatnie pocić, jego serce przyspieszyło, źrenice rozszerzyły, a nogi drżały.
     W końcu doczekał się tego dnia. Przynajmniej jeden raz w miesiącu Król posyłał po niego, by stawił się sam jeden, osobiście. To, jak to spotkanie wyglądało, było już zupełnie inną kwestią. Nie zastanawiał się, dlaczego jego brat go zaprasza i jaki ma to cel. Liczyło się jedno i tym razem również odrzucił wątpliwości, przygotowany na spotkanie.
     Odtrącił służące i ostatni raz oglądając swe niewinne i kuszące odbicie w lustrze, wyszedł z komnaty, zabraniając komukolwiek za sobą podążać.
     Drżał. Idąc ciemnymi korytarzami, boso po zimnej posadzce, zacisnął mocniej palce na dekolcie, zgarniając więcej materiału, który i tak nie chronił go przed chłodem. Nie czuł go jednak, zbyt podekscytowany myślą o wieczorze. Przekraczając próg sali królewskiej, drzwi skrzypnęły ostro, przeszywając ciszę , tak bardzo nienaturalną w tych wielkich i tętniących życiem za dnia pomieszczeniach.
     - Wzywałeś, Wasza wysokość? - Skłonił się delikatnie i z gracją, nie śmiejąc jak na razie unieść wzroku, zbyt rozgorączkowany. Wpatrywał się intensywnie we freski na podłodze, a różowe pasma włosów spływały po jego ramionach, roztaczając wokół woń lilii.
     - Podejdź - Zagrzmiał władca, choć wcale nie podniósł głosu.
     Kouha w końcu uniósł głowę i skrzyżował spojrzenie z bratem. Piwne oczy przeszyły go na wylot, przez co jego ciało niekontrolowanie rozpaliło się tysiącami pragnień. Z każdym krokiem płonął coraz bardziej, pożądliwie lustrując surową postać Kouena, odzianego również w lekkie szaty wieczorne, niewzruszenie siedzącego na tronie królestwa Kou. Był to widok zapierający dech w piersiach młodemu Księciu. Wdzięcznie i z lekkością, wdrapał się po stopniach, przed oblicze Króla. Nie potrafił odgadnąć w jaki sposób to wszystko, mimo, że się nawet nie dotknęli, tak na niego działo. Gęsia skórka pokryła jego ręce i plecy, gdy brat wyciągnął do niego dłoń.
     - Bliżej.
     Musnął palcami jego nadgarstek i przyciągnął do siebie. Różowowołsy zagryzł wargę, gdy ciepłe usta złożyły niespodziewany pocałunek na jego drżących palcach. Będąc w takiej odległości, musiał wsunąć kolano między uda Króla, podpierając o siedzenie, a drugą ręką podtrzymać się jego ramienia, by nie stracić równowagi. Dziś naprawdę Kouen go zaskoczył tak szybkim przejściem do rzeczy. Nie narzekał jednak, sam również wyczekiwał tego wieczoru już od dawna. Poza nimi byli nadal na stosunkach braterskich i traktowali się z szacunkiem oraz sztywnymi formalnościami. Skąd wzięło się ich zbliżenie? Ani jeden, ani drugi już tego nie pamiętał.
     Dłoń Władcy przesunęła się po jego torsie, zahaczając o krawędź szaty, zatrzymując się na suple złotego sznura. Bez pośpiechu rozwiązywał go, pieszcząc nadal bladą skórę nadgarstka swoimi ustami. Różowowłosy całą siłą woli powstrzymywał się przed niekontrolowanymi odruchami i chęcią przejęcia inicjatywy.
     - Jesteś dziś niecierpliwy… - Odważył się na te śmiałe słowa, biorąc pod uwagę, że może zostać ukarany. Jedyne czego się  bał, to tego, że brat może go odesłać z powrotem. Reszta go nie obchodziła. Powodem tego mogło być jedynie złamanie jedynego rozkazu, jaki otrzymał od niego pierwszego dnia, gdy granice ich braterskiej miłości zostały przekroczone.
     Nie rozumiał tego i było to przyczyną jego dotychczasowego bólu. Bo jak miał jedynie przyglądać się i pozostać biernym? Jak Kouen mógł zakazać się dotykać? Przecież mógłby mu się odwdzięczyć niezliczonymi pieszczotami, jakimi on obdarzał jego. Na milion sposobów robił to w marzeniach, lecz były to jedynie zawsze wyobrażenia. Zbyt lękał się odrzucenia, przez co na wszystko się godził, nie potrafiąc oprzeć cudownemu ciepłu rozchodzącemu się po całym ciele i znajdującego swoje epicentrum w jego podbrzuszu.
     Brat mu nie odpowiedział, a jedynie rozsunął materiał szaty i powoli zrzucił go z ramion młodego Księcia, który stał teraz przed nim całkowicie nagi. Piekące rumieńce oblały jego twarz i szyję, lecz nie odwrócił rozpalonego wzroku, gdy Król podziwiał jego nieskazitelne ciało. Zacisnął palce mocniej na szlafroku  Kouena, który tak niewiele dzielił go od gorącej i nagiej skóry. Miał ochotę jej skosztować, dotknąć, zostawić ślad swojej namiętności. Wpleść palce w czerwone włosy i zaciągnąć się ich zapachem. Niewysłowioną męką było nie móc tego zrobić. Do tego niecodzienny ubiór brata, tym bardziej rozbudzał jego wyobraźnię, gdy mięśnie doskonale rysowały się przez cienki, czarny materiał.
     Przez dobrą chwilę, był w bezruchu, czując jak palce starszego gładzą jego tors i biodra. Od czasu do czasu nawijały na palce jego różowe pukle i obracały nieśpiesznie. Nie potrafił kontrolować drgawek i przyśpieszonego oddechu. Chciał więcej. W pomieszczeniu było ciepło, od letniego, dusznego powietrza i palących się w kątach pochodni. Każdy dotyk jeszcze bardziej podgrzewał atmosferę, rozpalając zmysły i ciało, celowo omijając najwrażliwsze fragmenty, zostawiając je na słodki koniec.
     Król przyciągnął go nagle do siebie i usadowił na kolanach, każąc odwrócić się plecami. Kouha oparł się o silną i twardą pierś brata, rozkoszując się ciepłem jego ramion. Wygiął się zalotnie jak kociak i celowo oraz złośliwie przesunął nosem po szyi starszego, ciekawy jego reakcji. Gdy tylko to zrobił, Król spiął się i choć wydawał się niezadowolony, powoli uniósł ramiona księcia i odchylił je w tył, uniemożliwiając ponowienie tej zagrywki. Różowowłosy miał ochotę jęknąć z zawodu, ale zaraz zamieniło się to w zupełnie inny odgłos. Zastanawiał się, czemu brat tak bardzo chce sprawić mu przyjemność, sam sobie jej odmawiając. Nie rozumiał jego zachowania i czasami starał się go subtelnie prowokować, zachęcając do przekroczenia tej bariery. Choć ręce miał uniesione nad głową, to delikatnie się uniósł, ocierając pośladkami o krocze Kouena. Tak jak podejrzewał, wyczuł twardą męskość przebijającą się przez cienki materiał. Westchnął, owładnięty chęcią sprawienia Czerwonowłosemu przyjemności.
      - Nie ruszaj się.
     Miał ochotę zakląć. Cholerne zakazy. Nie był ich fanem i najchętniej pieprzył by to wszystko, łamiąc je z premedytacją, lecz nie potrafił przeciwstawić się Władcy oraz dłoni, która sunęła po jego torsie i zatrzymała się w okolicach szyi.
      Palce, choć szorstkie, były delikatne i czułe. Przejechały po linii żuchwy i dotykały ust, pozwalając się całować. Był to jeden z nielicznych kontaktów, które były w ich relacji dopuszczalne. Kouha wkładał w to całe uczucie i pożądanie, wysuwając język i zapraszając palce do środka. Swoje własne zacisnął mocniej na szacie brata za sobą, gdy ucisk nasilił się na jego gardło. Oczy zaszły łzami, a urywany oddech ledwo wydostawał się na zewnątrz. Palące podniecenie zjadało jego płuca i pulsującego członka, który bolał od braku zainteresowania. Kouen rozsunął mu nogi, gładząc wnętrze ud i sięgając wyżej, schodząc pod pośladki i gładząc ich jędrną skórę. Książe myślał, że zaraz oszaleje. Te słodkie tortury sprawiały, że odchodził od zmysłów. Gdy w końcu mógł uwolnić swój głos, a dłoń brata zajęła się jego torsem i sutkami, jęczał z rozkoszy, odpływając i poddając się uniesieniu.
     - Bracie, proszę… - Szepnął, spinając się pod dotykiem na swoim brzuchu. Pot spłynął po jego skroni, wywołany wysiłkiem kontrolowania swoich mięśni. Chciał krzyczeć i błagać o spełnienie, czy też pozwolenie na choć jeden pocałunek, lub dotyk ze swojej strony. Nie odważył się jednak, gdy palce przeniosły się na jego krocze, delikatnie zaciskając się i rozluźniając. Przez chwilę zrobiło mu się tak duszno z podniecenia, że myślał, iż zemdleje.
     Wszystko straciło dla niego znaczenie. Wygiął się, dając upust własnej namiętności i wygiął, obejmując za szyję swojego Króla.
     - Bracie…- Jęknął, wtulając się w jego pierś, przejeżdżając wargami po obojczyku - Pozwól mi… Choć raz…
     Nie ważne jak długo o to prosił, nie doczekał się odpowiedzi. Nie przekroczył bardziej swoich granic, odpływając powoli w świat ekstazy i spełnienia. Obraz sprzed jego oczu zniknął, gdy uwalniał się z więzów rozkoszy. Rozpływał się, topiąc w ogniu, drgając na każdy skurcz swojego członka pulsującego w dłoni starszego.
     Tu, pod osłoną nocy, nie musiał się bać, że ich ktoś nakryje. Za każdym razem Kouen dbał, by nic nie zakłócało im spokoju, wydając bezwzględny zakaz zbliżania się do królewskich komnat. Mogli w spokoju pozostać tak jeszcze trochę, słuchając swoich głośno bijących serc. Kouha odprężał się pod dotykiem dłoni na swojej głowie, która gładziła go z czułością i próbowała rozczesać skołtunione, różowe pasma włosów. Druga głaskała go po twarzy, muskając rozgrzane policzki. Miał ochotę zasnąć w ramionach brata, lecz wiedział, że wkrótce będzie musiał odejść. Bojąc się tego, coraz mniej czerpał przyjemności z okazywanej czułości. Wciąż czuł na udzie gorąco bijące od męskości jego brata i starał się zrozumieć jego niedostępność. Czując, że niewiele czasu pozostało im wspólnego, mocniej uczepił się czarnej szaty. Niewiele to jednak dało, ponieważ brat wstał, zsuwając go z siebie. Chwycił czerwony szlafrok i ubrał go jak lalkę, zdając się nie zauważać cierpienia wymalowanego na jego obliczu.
     Książę nie potrafił się powstrzymać. Wyciągnął rękę i chciał pogładzić odsłonięty tors Króla, wiedząc, że i tak na wiele sobie dzisiaj pozwolił. Centymetry dzieliły go od skóry, gdy świat wokół niego zawirował. Upadł na ziemię, mocno trzymając się za policzek. Odwrócił wściekły wzrok, oburzony w jakimś stopniu za to niespodziewane uderzenie, lecz szybko spokorniał, zdając sobie sprawę, że rozzłościł starszego. Surowe i chłodne spojrzenie przypomniało mu, że nie ma tu nic do powiedzenia. Ogromny ból i zawód zalały jego serce, gdy uświadomił sobie, że na bliższy kontakt nie ma co liczyć.
     - Wybacz mi, o Panie - Skłonił się jeszcze nisko, aż dotknął czołem posadzki. Oplótł się ramionami i starał nie rozpłakać.
     - Wystarczy. Możesz odejść - Odwrócił się do niego plecami.
     Wybiegając oburzony i zraniony z pomieszczenia, zastanawiał się nad sensem ich wspólnych spotkań. Chwycił się za pierś, która bolała go bardziej niż piekący policzek. Wiedział jednak, że nie potrafiłby z tego zrezygnować. Za bardzo kochał te wieczory i swojego surowego, starszego brata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz