Tytuł: Między rozsądkiem a sercem
Anime/Manga: One Piece
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, romans
Liczba
rozdziałów: One-shot
Pairing: ShanksxAce
Postacie: Shanks,
Ace, Smoker, Aokiji
Uwagi: 18+
Opis: Miłość czasem nie jest łatwa. Zwłaszcza
między nauczycielem a uczniem;D *tak bardzo oklepane…*
…
Słońce
zachodziło. Swoimi ostatnimi promieniami wpadało i oświetlało szkolną, teraz
już cichą klasę. Można by było powiedzieć, że wypełniło ją ciepłymi barwami,
gdyby nie atmosfera panująca w pomieszczeniu. Rude kosmki, które znalazły się w
łunie światła, odbijały je intensywnie i mieniły się tęczowo. Były takie wesołe
w porównaniu do oczu, które spoglądały teraz surowo na piegowatego przed nim
chłopca. Potrójna blizna na lewym oku nadawała nauczycielowi dodatkowo
drapieżny wygląd, co już całkowicie burzyło radość kolorowych refleksów.
Dwoje
mężczyzn piorunowało się spojrzeniem, nie chcąc odpuścić. Czarnowłosy zaciskał
z całej siły pięści, próbując pozostać dalej na miejscu. Gdyby mógł tylko
uzewnętrznić burzę, jaką w sobie dusił! Prawdopodobnie zapaliłby się żywym
ogniem. Jego serce pękało coraz bardziej, rozsypując się na drobne kawałeczki.
Nie mógł zaakceptować tej rzeczywistości. Jeśli nie pozwala mu zrealizować
swoich pragnień, to nie chciał jej.
- Dlaczego? -
Zapytał jeszcze raz udając, że wcześniej nie słyszał odpowiedzi. Nie spuszczał
oczu z drugiego mężczyzny.
- Już
mówiłem - Rudowłosy był śmiertelnie poważny, co u niego rzadko się zdarzało.
Jako
nauczyciel, musiał wziąć odpowiedzialność. Tym razem sprawy poszły za daleko.
Nie wiedział nawet kiedy ta granica została przekroczona. Podjął decyzję i musi
doprowadzić tę sprawę do końca.
- Nie
zaakceptuję tego! - Piegowaty podniósł głos. Dodatkowo zbliżył się o krok
wchodząc w smugę światła, co spotęgowało efekt tych słów. Jego postać rozbłysła
na tle ciemnego pomieszczenia. W jego oczach płonęła desperacja, pomieszana z
niewyobrażalnym bólem. Nauczyciel bardzo dobrze wiedział, co musi zrobić.
- Koniec
rozmowy - Rudowłosy podniósł się z krzesła i sięgnął po swoje notatki – Od
jutra już nie masz ze mną dodatkowych lekcji. Zostałem odgórnie przeniesiony i
muszę wyjechać. Zajmie się tobą dyrektor Smoker. Musisz się z tym
pogodzić Ace.
- Nie! -
Młody zagrodził mu drogę.
- Przestań,
bo przestanę być miły.
- Proszę
bardzo! -Piegowaty musiał zaryzykować. Jego serce dłużej nie mogło tego znieść.
Tych pogardliwych oczu, tej chłodnej postawy, tego rozstania z pięknymi
ciepłymi popołudniami – Może w końcu powiesz coś więcej, tchórzu!
Ace nim
zdołał się zorientować, dostał siarczysty policzek. Zatoczył się do tyłu i
wpadł na ławkę. Chwycił się za bolące miejsce, płonąc ze wstydu i upokorzenia,
ale też czegoś jeszcze.
- Dosyć –
Powiedział nauczyciel, ale skrył twarz w cieniu. Dłoń, którą wymierzył cios,
schował za siebie i zacisnął z całej siły, wbijając paznokcie w skórę -
Nadszedł czas, żebyś nauczył się szacunku i pewnych granic.
- Może… –
powiedział chłopak przyciskając rękę do twarzy. Wyszczerzył się w uśmiechu. –
…ale było warto, bo to był pierwszy raz, kiedy mnie dotknąłeś Shanks.
Rudowłosy
zamarł ze zgrozy. Potwierdziły się jego najgorsze obawy. Żałował teraz, że nie
zrezygnował z tego wszystkiego, gdy miał jeszcze szansę. Teraz już było za
późno.
- Mówiłem,
żebyś się tak do mnie nie zwracał - Jego ton był ostry jak brzytwa. Widział
jednak, że jego próby odtrącenia chłopaka odnosiły całkowicie odwrotny skutek.
Chociaż byłby głupcem, gdyby nie spodziewał się takiej zaborczości ze strony
Ace’a.
- Dlaczego?
Bo to lubisz? - Piegowaty był coraz bardziej bezczelny. Podniósł się i znowu
staną przed Shanksem twarzą w twarz. Próbował coś wyczytać z tych chłodnych
oczu, ale nie mógł niczego dostrzec. Żadnej iskierki nadziei, że nie jest
jedyny w tym chorym, obezwładniającym uczuciu, które z każdym dniem było tylko
ostrzem głębiej wbijającym się w jego serce - Dlatego odchodzisz,
prawda? Odchodzisz bo też to czujesz?
Choć słowa
czarnowłosego wywarły na Shanksie ogromne wrażenie, nie dał jednak uczuciom opuścić
lodowej maski obojętności. Ten głupiec posunął się za daleko. Wiedział, że
próbuje go sprowokować. Nawet nie zdawał sobie sprawy z sytuacji.
- Nie wiem
co sobie myślisz, ale nie interesują mnie takie smarkacze jak ty. To co mówisz
jest śmieszne.
- Pieprzysz!
Dokładnie wiesz o czym mówię! - Ace rozłożył ręce. Każde słowo które dziś
słyszał, sprawiało mu fizyczny ból. Postanowił jednak, że zrobi wszystko, by
posłuchać ich jeszcze chwilę dłużej, skoro to mają być te ostatnie. Nawet jeśli
mają go zabić - Uciekasz i dobrze o tym wiesz! Ukrywasz, że czujesz to samo!
Przyznaj się, ty chrzaniony rudzielcu!
- Zdajesz
sobie sprawę z tego co mówisz? - Shanks poprawił okulary na nosie udając
niewzruszenie tymi okrzykami - To jest podstawa do tego, żeby cię wydalić ze
szkoły.
- Gówno mnie
to obchodzi!
- Naprawdę
myślisz, że byłbym tak głupi, żeby zakochiwać się w takim pisklaku jak ty? –
Patrzył w te rozpalone emocjami oblicze i wypowiadał mechanicznie kolejne
słowa – Ryzykując posadę, dobre imię szkoły i moje, lądując w końcu w
więzieniu? Nie bądź śmieszny. Nie jesteś tego warty - Patrzył jak ręce chłopaka
powoli opadają z rezygnacją i wzrok traci wcześniejszy zapał, który zastępował
ból – Udam, że nie słyszałem tego wszystkiego, tylko ze względu na nasze
popołudniowe spotkania. Przestań bujać w obłokach i wracaj do domu. Obejrzyj
sobie kilka pornoli i zobaczysz, że ci przejdzie – Wyminął chłopaka bez
problemu, kierując się do drzwi.
- Myślisz,
że to mi zastąpi miłość do ciebie? - Ace czuł jak łzy napływają mu do oczu. Nie
spłynęły jednak, powstrzymane – To ty nie bądź śmieszny! - Odwrócił się i
spojrzał na przygarbione plecy nauczyciela, który trzymał rękę na klamce nie
mogąc jej nacisnąć - Myślisz że zamiana z innym nauczycielem coś zmieni?!
Mylisz się! – Krzyczał już głośno - Masz rację! Nie obchodzi mnie to, na jakich
pozycjach się znajdujemy! Ale to co robisz nie zmieni moich uczuć! - Chciał go
zatrzymać. Jakkolwiek – Nie wierzę, że tego nie czujesz! Jeśli to kłamstwo, to
spójrz mi w oczy i powiedz mi to prosto w twarz!
Nie otrzymał
żadnej reakcji. Widział jedynie jego nieruchome plecy.
Shanks
zamknął na chwilę oczy.
Westchnął.
Odwrócił się do chłopaka. Spojrzał na to zdruzgotane oblicze. Jego oczy szkliły
się, ale nie uroniły ani jednej łzy. Policzki i uszy miały kolor purpury, która
zdominowała nawet ciemne piegi. Jego głowę oplatało pasmo światła,
niknące za dachem szkolnego gmachu.
Odłożył
swoje notatki na ławkę i zrobił kilka kroków w przód. Ace patrzył jak jego
nauczyciel ściąga okulary i chowa je do wewnętrznej strony marynarki. Cofnął
się z zaskoczenia do tyłu, gdy Rudowłosy nie przestawał iść w jego stronę.
Robił to do momentu, aż nie natrafił plecami na szkolny parapet, zwalając z
niego doniczkę, która potoczyła się po sali, rozsypując dookoła czarną ziemię.
Jego serce z każdym kolejnym krokiem nauczyciela, zdwajało swoją pracę, o mało
nie wysiadając z przeciążenia. Gdy dwie silne dłonie oparły się o szybę po obu
stronach jego głowy, miał wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę.
Shanks
obserwował ekspresje malującą się na tej przystojnej, młodej twarzy. To ciało,
te cudowne obojczyki odsłonięte przez wymięty kołnierzyk nigdy nieprasowanej
koszuli, te palce, tak często przypadkowo ocierające się o jego dłonie podczas
dodatkowych zajęć, te usta, coraz częściej go przyciągające, szeptające
dwuznaczne złośliwości. Tym razem, po raz pierwszy, powiedziały szczerze i
otwarcie o tym, co cały czas tliło się na dnie serca. Czuł ten żar i tę prawdę,
która i jego wypełniała i błagała o uwolnienie.
- Więc
mówisz, że mnie kochasz? - Zapytał przerażonego ucznia, przypierając go do okna.
Dzieliły ich centymetry.
Ace był
zdolny tylko pokiwać głową. Nie poznawał swojego nauczyciela. Spędził z nim
cały rok w tej sali na dodatkowych zajęciach, ale tego zachowania jeszcze nie
doświadczył. Znał jedynie tylko jego ciepłe oblicze. Teraz ta chłodna postawa
go dezorientowała. Tak jakby rozmawiał z zupełnie inną osobą. Ta bliskość
spowodowała całkowity paraliż.
- Zrobiłbyś
wszystko żebym został? - Kolejne chłodne pytanie.
Znów
kiwnięcie głową. Pomimo wszystko, nie chciał utracić tego co było. Chciał mieć
chociaż nikłą nadzieję, że te popołudnia, miały jakąś magiczną aurę. Wiedział
co czuje jego serce i zdawał sobie sprawę, że pod tą zimną maską, kryje się
prawdziwa twarz ukochanej osoby.
- W takim
razie, rozbierz się - Powiedział Shanks bez odrobiny zająknięcia i uczucia.
Ace myślał,
że się przesłyszał. Dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Widząc jednak, że to nie
był żart i słowa naprawdę padły, przełknął ślinę przerażony.
Nie
spodziewał się tego. Stał jeszcze chwilę z niemym zapytaniem, czy rzeczywiście
to jest od niego oczekiwane. Ciemne oczy przeszywały go na wylot. Chłód szyby
spowodował kolejną falę dreszczy.
W końcu,
zdesperowany, widząc że Shanks chce odejść, chwycił pierwszy guzik swojej
koszuli i drżącymi palcami go odpiął. Robił tak z każdym kolejnym, nie
spuszczając wzroku z ciemnych lodowych oczu. Zimny pot spłynął mu po
skroni… Gdy skończył, zsunął z ramion biały materiał i rzucił na ziemię. Jego
skórę pokrywały lśniące kropelki i gęsia skórka. Czuł wstyd pomniejszany z
nagłym podnieceniem. Stał pół nagi przed osobą, którą kochał najbardziej na
świecie. Dla której zrobiłby wszystko, byle tylko z nim została chwilę dłużej.
- To już
koniec? - Zapytał Rudowłosy z nutą pogardy.
Ace schylił
się i zdjął buty i skarpetki, rzucając je obok na podłogę. Sięgnął następnie
rękami do paska spodni. W pomieszczeniu rozległ się cichy brzdęk klamry i
odrzucenie go na bok. Następnie odpiął guzik i rozpiął rozporek, czując jak
wstyd pali mu policzki. Zsuwając materiał z bioder, przerwał kontakt wzrokowy,
nie mogąc go dłużej znieść. Stał teraz w samej bieliźnie, bojąc się kolejnych
słów. Jego męskość zdradziła stan w jakim się znajduje, boleśnie rysując się na
materiale bokserek. Zgryzł wargę i ukrył spojrzenie za burzą czarnych,
spadających na czoło, kręconych kosmków. Drżał cały z emocji.
Nastała
chwila przejmującej, iskrzącej ciszy. Ace zastanawiał się czy ma wykonać
kolejny ruch. Bał się. Bał się strasznie każdej swojej decyzji.
- Nie
przestaniesz mnie dzisiaj zawodzić, prawda? - Shanks odezwał się po chwili i
spuścił wzrok zrezygnowany. Jak mógł myśleć, że go nastraszy czymś takim? Ten
chłopak ewidentnie zrobiłby dla niego wszystko. Przetarł twarz i przejechał
dłonią po włosach.
- Nie
wyjeżdżaj - Szepnął Ace, wpatrując się w lśniące buty nauczyciela i zaciskając
z całej siły dłonie na parapecie - Proszę…
- Naprawdę
dalej tego chcesz? - Rudowłosy chwycił podbródek chłopaka i skierował jego oczy
na swoje. Patrząc w nie, miał wrażenie, że stoi pośrodku bitwy pomiędzy
uczuciami a rozsądkiem. Sam czuł się podobnie i coraz trudniej mu było
opowiadać się za jedną ze stron. Prawie nagi chłopak mu w tym nie pomagał.
Zaśmiał się w duchu na swoją głupią propozycje, która go tylko zachęcała do
porzucenia wcześniejszej postawy.
- Tak. Tylko
zostań ze mną - Ace błagał go wręcz. Był zagubiony. Zupełnie nie wiedział o co
chodzi nauczycielowi.
- Nie
zostanę. To będzie pierwsze i zarazem ostatnie takie nasze spotkanie - Shanks
uśmiechnął się smutno, co wprowadziło chłopaka w jeszcze większy stan
dezorientacji – Po wszystkim, musisz mi przysiąc, że potwierdzisz wszystko, co
będę ci kazał.
- Co? -
Czarnowłosy rozszerzył oczy w zdumieniu. Bardzo chciał rozumieć, ale stał
przestraszony i napalony, w samych bokserkach, milimetry od tych ciepłych ust.
- Obiecaj -
Powiedział Shanks jeszcze bardziej się łamiąc. Przełknął ślinę, pragnąc już
dotknąć tych miękkich włosów, zanurzyć w nich twarz, zsunąć rękę po tym bladym
torsie. Wykrzywił usta w bolesnym grymasie i przyłożył czoło do jego skroni i
zamknął oczy. Złamał się. Nie powstrzyma tego. Stwierdził, że poświęci
wszystko, dla tych kilku chwil - Obiecaj - Wyszeptał błagalnie - I tym razem
mnie nie zawiedź…
- Obiecuję
– Piegowaty wiedział jedynie, że to jest bardzo poważne. Po wypowiedzeniu tych
słów, poczuł jak ręce nauczyciela chwytają go w pasie i przyciągając mocno do
siebie, unoszą i sadzają na biurko. Chłopak miał wrażenie, że zaraz eksploduje
z natłoku uczuć. Wszystko działo się nagle tak szybko. Chwilę potem odpłynął,
wyłączając swe myśli, by móc skupić się jedynie na tym palącym dotyku.
Rudowłosy
wdarł się z niecierpliwością do jego ust. Całował tak, jakby chciał nadrobić
każdy stracony bez tego dzień, jakby ten pocałunek miał być ich ostatnim.
Równie gorąco był on odwzajemniony przez czarnowłosego. Całowali się namiętnie,
bez tchu, bez wytchnienia. Błądząc dłońmi po ciele, kosztując każdego muśnięcia
palcami, przypieczętowanemu gęsią skórką i szumem pędzącej w żyłach krwi.
Shanks
zrzucał z siebie ubrania, jak najkrócej przerywając ich pocałunek. Pomógł
chłopakowi pozbyć się bielizny. Oboje byli już nadzy, pragnąc więcej i więcej
siebie. Ich gorące członki otarły się o siebie, wywołując podniecone
westchnienia. Rudowłosy znów chwycił chłopaka i zdejmując go z biurka, położył
na wcześniej rzuconych na podłogę rzeczach.
Gdy pochylał
się nad nim, spojrzał jeszcze przez chwilę na jego rumianą twarz i oczy, które
miały taki wyraz jakby oglądały zaczarowaną krainę, Rudowłosy nie mogąc się
powstrzymać, wybuchnął śmiechem.
- Co się
śmiejesz, stary dziadzie?! - Ace wtulił twarz w jego ramię, płonąc ze wstydu.
- Masz taką
minę… - Chichrał się mężczyzna. Pomyślał ze wstydem, ile razy ten wyraz twarzy
nawiedzał go w snach. Teraz miał go naprawdę. Naprawdę mógł na niego patrzeć i
go dotykać.
- A jaką mam
mieć?! – Chłopak kurczowo obejmował jego ciało drżąc. Dla niego działo się
wszystko tak szybko. Jak na karuzeli. Miał nadzieję, że jego serce nie
wysiądzie przed końcem.
Shanks
ucałował go lekko w czoło i pogładził po policzku wywołując kolejną falę
płomiennych rumieńców. Uśmiechnął się tym razem szczerze i szepnął mu do ucha.
- Kocham
cię - Powiedział cicho i poczuł jak drżenie tamtego się wzmaga. Sam odczuł
wielką ulgę. Był tak szczęśliwy w tych szczupłych ramionach. Powtórzył te słowa
i usłyszał delikatne pociągnięcie nosem.
- Czego
beczysz? - Zaśmiał się łagodnie, błądząc nosem w tych czarnych kosmkach i nie
mogąc uwierzyć, że i jego serce bije równie szybko, co tego pisklaka.
- Nienawidzę
cię… – wyszeptał Ace, dalej nie ukazując twarzy. Był wściekły na siebie, że się
rozkleił. Był tak szczęśliwy, że nie potrafił pohamować wzruszenia - Pieprzony
kłamca - Chciał zachować choć odrobinę godności, po tym, co sobą przedstawiał.
- Nie kłamię
– Rudowłosy był bardzo poważny i trochę smutny. Odsunął go od siebie i spojrzał
w zapłakaną twarz.
- Wcześniej
kłamałeś – Czarnowłosy przetarł łzy ramieniem i patrzył naburmuszony.
Nauczyciel
pocałował go w piegowate policzki, zjeżdżając następnie do ust i musnął je
delikatnie. Nie potrafił mu odpowiedzieć. To wszystko miało być dla jego dobra.
Wszystko to co miał zrobić miało uchronić ich przed najgorszym scenariuszem.
Teraz to już to nie miało znaczenia. Mają jeszcze tylko chwilę. Chciał ją
wykorzystać w pełni.
- Ja też cię
kocham…- Powiedział Ace śmiało, bez odwracania wzroku. Chciał w tych dwóch
słowach przekazać wszystko, co czuł. Chciał, by nauczyciel też poczuł, jak
bardzo mu zależy na tym wszystkim.
Shanks nie
mógł się już pohamować. Słowa chłopaka roztopiły wszystkie lodowe bariery
ochronne, które tworzył od początku roku, odkąd tylko go poznał.
Delikatnie,
swoimi kolanami rozszerzył tamtemu nogi. Obserwował reakcje czarnowłosego,
który ani na moment się nie zawahał. Łzy zniknęły z jego oczu, a zastąpiło je
pożądanie. Jego wyraz twarzy był niesamowicie pociągający. Rudowłosy sięgnął
ręką do jego pośladków.
- Przygotuję
cię. Nie martw się - Powiedział jeszcze na wszelki wypadek.
- Nie boję
się bólu - Zapewnił chłopak - Nie takiego.
Shanks
poczuł jak żal przeszywa mu serce. Pozwoli im nacieszyć się tą chwilą w pełni,
zapominając o konsekwencjach. Przywarł do ciała piegowatego i znajdując to,
czego szukał, wsunął palec w ciepłe wnętrze. Chłopak cicho westchnął.
Wsuwał i
wysuwał rękę tak długo, aż nie poczuł, że zrobił dla siebie wystarczająco dużo
miejsca. Wiedział, że Ace bardzo próbuje się rozluźnić, ale jego ciałem wciąż
wstrząsały dreszcze. Gładził go uspokajająco po szyi i całował po twarzy.
Piegowaty dotykał jego torsu próbując zapamiętać każdą wypukłość i wklęsłość.
Chciał nauczyć się wszystkiego na pamięć, zanim to się skończy. Chciał już być
wypełniony. Chciał namacalnego dowodu ich uczuć. To wszystko wciąż wydawało mu
się nierealne.
W końcu
Shanks wyjął palce. Chwytając chłopaka w pasie, uniósł go lekko i nie
czekając już dłużej, wszedł w niego jednym ruchem, przyćmiony pożądaniem. Ace
zagryzł wargę, przytłoczony tym uczuciem i nieznacznym bólem.
- Wybacz…-
Rudowłosy również drżał. Było mu obłędnie dobrze. Całą siłą woli starał się
jeszcze nie poruszać.
- Jest…
dobrze… - Piegowaty oddychał szybko. Czuł dość duży dyskomfort, ale z każdą
chwilą malał, zastępowany przez podniecenie.
Shanks żeby
skupić się na czymś innym, chwycił twarde przyrodzenie Ace’a i powoli zaczął
nim poruszać. Chłopak zaskoczony tą pieszczotą, bardzo chętnie ją przyjął i
wydając jęki przyjemności, zacisnął palce na ramionach tamtego, coraz bardziej
się rozluźniając.
W rytm tych
ruchów, Rudowłosy zaczął również się poruszać. Całował delikatnie szyję Ace’a
próbując dać mu jak najwięcej przyjemności. Po jego reakcjach mógł
przypuszczać, że mu się udaje. Sam dawno tego nie robił, odkąd odkrył swoje
zainteresowanie do tego chłopaka. Było mu cudownie czuć w końcu ciepło tego
ciała. Ocierając się o jego pośladki, coraz trudniej mu było trzymać pożądanie
na wodzy.
- Szybciej…-
Wyszeptał piegowaty. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Wyobrażał
sobie to wszystko wiele razy, ale żaden z nich nie był choćby odrobinę podobny
do tego, co miał teraz. Ciepła dłoń Shanksa z każdym ruchem przenosiła go
bardziej w cudowny świat przyjemności. Był o krok od spełnienia. Gdy tylko
poczuł jak nauczyciel przyśpiesza, dysząc mu cudownie nad uchem, fala
uniesienia zalała jego ciało. Jego nauczyciel. Ten, który jako jedyny wyciągał
do niego pomocną dłoń, opiekował się nim, doradzał… Przemykające wspomnienia
ciepłych popołudni przypieczętowały skurcze rozkoszy. Ace głośno westchnął,
wpatrując się z rozszerzonymi oczami w sufit, który przysłoniły miliony małych,
białych mroczków. Dłoń oplatająca jego członek ścisnęła go przyjemnie na
finale. Całość spotęgowało ciepło wypełniające go od środka.
Czując
pulsowanie w dłoni, Shanks bez opamiętania już wbijał się w chłopaka dochodząc
wewnątrz niego. Jęknął zachwycony. Wykonał jeszcze kilka pchnięć nim opadł
bezwładnie obok na podłogę, dysząc głośno.
Rudowłosy
leżał na plecach i patrzył w ciemny już sufit, uspokajając bijące serce. Chciał
napawać się jeszcze tą chwilą. Wciągał cudowny zapach chłopaka, który wywrócił
jego świat do góry nogami. Ace położył się na jego klatce piersiowej, opierając
na niej głowę i wsłuchiwał się w bicie jego serca, gładząc skórę na jego
brzuchu. Trwali tak w ciszy, dochodząc do siebie po wcześniejszych
wydarzeniach. Robiło się coraz ciemniej. Cudowne uniesienie zostawało powoli
zastępowane chłodem pomieszczenia. Ich rozgrzane ciała trudniej radziły sobie z
temperaturą powietrza.
Magia chwili
po cichu się ulatniała. W końcu nauczyciel się podniósł. Ace trochę zamulony,
patrzył w osłupieniu jak tamten się ubiera. Zaczęło go ogarniać zmęczenie.
Wpatrywał się w idealne ciało nauczyciela, które od zawsze go podniecało.
Chciał jeszcze trwać w tym świecie, do którego dane im było się przenieść. Za
szybko się to dla niego skończyło.
Shanks
ukucnął przy Ace’e i zarzucił mu na ramiona swoją marynarkę. Pocałował go
namiętnie i przyłożył czoło do jego czoła. Piegowaty zastanawiał się, co ma
znaczyć to zachowanie.
- Pamiętasz
co mi obiecałeś?- Zapytał go rudowłosy.
- Tak…- Ace
poczuł niepokój. Coś było nie tak.
- Nie próbuj
mnie bronić, zrozumiano? - Powiedział i spojrzał mu w oczy z przestrachem.
- O co chodzi…?-
Zapytał piegowaty i zamarł gdy drzwi do sali nagle się otworzyły.
Stanął w
nich ich dyrektor. Profesor Smoker.
Za nim
wkroczyło do sali dwóch nauczycieli. Darcule Mihawk i Kuzan Aokiji.
- Jesteśmy
zawiedzeni pańską postawą panie Shanks…- Powiedział srebrnowłosy kręcąc głową z
dezaprobatą. – Inaczej się pan z nami umawiał.
-
Wykorzystałem chłopaka. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - Powiedział
nauczyciel nie patrząc na ucznia.
Ace był
przerażony. Zacisnął pięści na materiale. Chłód atmosfery przeszył jego kości.
Nie rozumiał skąd ciało pedagogiczne tak szybko się tu znalazło.
- To prawda
młody?- Kuzan skierował do niego pytanie.
Ace opatulał
się z całych sił otrzymaną marynarką. Nie mógł uwierzyć a to, co co się działo.
Otworzył usta i nagle zmroziło go wspomnienie obietnicy. Szybko je odgonił.
- To
wszystko nie…
- Ace!-
Shanks ostro zganił chłopaka. Odwrócił się do niego i popatrzył z naganą i
wściekłością.
Czarnowłosy
nie chciał się na to godzić. Gdyby wiedział, że tak ma się to skończyć, nigdy w
życiu by na to nie przystał. Z jego oczu popłynęły słone krople. Opuścił głowę.
Uświadomił sobie, że to przedstawienie miało go uchronić przed wydaleniem ze
szkoły. Shanks próbuje go ochronić. Ta beznadziejna obietnica ma być karą za
jego chciwość.
Nie zawiedź
mnie tym razem. Obijało
się w jego głowie.
Łzy płynęły
strumieniem z jego oczu. Kręcił głową na znak, że nie godzi się z tym
wszystkim.
- Portgas! -
Krzyknął jeszcze raz nauczyciel coraz bardziej zdenerwowany i zalękniony.
Chłopak
pochylił się do przodu i oparł czoło o zimną podłogę.
Obiecał.
Wiedział, że obiecał, ale nie potrafił.
Miał ochotę
umrzeć. Wiedział, że to jest dla jego dobra, ale srał na to. Woli wsiąść całą
winę na siebie.
Nie zawiedź
mnie tym razem.
Zrobiło mu
się słabo gdy otworzył usta.
- Nie…-
Wymówił ledwie powstrzymując mdłości. – To nie prawda…- Po tych słowach poczuł
ulgę ale jednocześnie miał ochotę odgryźć sobie język - Też tego chciałem…
Usłyszał
pełne napięcia milczenie. Zawiedziony wzrok Shanksa wypalał mu dziurę w skórze.
Mimo wszystko Ace nie mógł mu darować tego, co kazał mu obiecać. Nie liczyło
się teraz dla niego nic po za tym, co wyznali sobie wcześniej. Jeśli mają
cierpieć i odpowiadać za to, to tylko oboje.
- Ale się
porobiło….- Powiedział Smoker drapiąc się po karku i pokazał Rudowłosemu
drzwi - Na dole czekają na ciebie funkcjonariusze i radiowóz, a z tobą młody
zaraz sobie jeszcze porozmawiamy…
Obraz zaczął
się zamazywać.
Wszystko
rozpłynęło się we mgle umysłowych wyobrażeń.
Ace i Shanks
stali dalej ubrani w klasie, w której wciąż błąkały się smugi zachodzącego
słońca.
Dłoń
nauczyciela nie puściła chłodnej klamki.
Ciało nie
odwróciło się do ucznia każąc mu ściągać z siebie ubrania.
Rudowłosy
westchnął i otworzył oczy.
Uśmiechnął
się jeszcze do swoich wcześniejszych myśli.
Tak właśnie
by się potoczyły wydarzenia, jeśli pozwoliłby sobie na egoizm.
Ile by dał
by móc chwycić to skrzywdzone młode ciało w ramiona. By móc zrobić z nim to
wszystko, na co miał ochotę.
Wiedział
jaki obrót przybrałyby sprawy, gdyby pozwolił swoim żądzom pokazać światło
dzienne. Żaden głupiec nie postąpiłby tak nieodpowiedzialnie. Zwłaszcza, że
wiedział, kto czeka za ścianą i dlaczego. Ich relacje zwróciły uwagę niejednej
persony w szkole. Teraz mają szansę jeszcze, żeby to zmienić. Jeśli chcą być
szczęśliwi, muszą być cierpliwi.
Odwrócił się
do Ace’a i wyciągnął z marynarki długopis. Podczas pisania zaczął mówić.
- Posłuchaj…
Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale nasze spotkania nie są już możliwe. Tak jak
powiedziałem wcześniej, udam, że nic nie słyszałem. Dla twojego dobra. Do tego…
Nie
przerywając wywodu nabazgrał szybko kilka słów na wyrwanej z notatek kartce i
podał ją zaskoczonemu chłopakowi.
Nie jesteśmy
sami. Odchodząc, ratuję nasze tyłki. Chcesz znać moje uczucia? Będę czekać na
ciebie, aż skończysz szkołę.
Ace czytając
te słowa, prawie wypuścił papier z rąk. Nie słuchał już co mówił do niego
rudowłosy. Spojrzał z niedowierzaniem na nauczyciela, który nie przerywając
mówić złożył szybko, pomiędzy wersami, przelotny pocałunek na jego czole.
Ruszył do drzwi unosząc rękę w geście pożegnania i wypowiedział kilka nic
nieznaczących fałszywych słów.
- Tylko
spróbuj zdechnąć do tego czasu, stary pryku…- Wyszeptał za nim Ace zalewając
się łzami. Jednak pod ramionami zakrywającymi twarz, pojawił się uśmiech
pełen nadziei. Z całej siły zgniótł kartkę w dłoni czując jak żal i szczęście
rozpierają jego ciało.
Shanks
zagryzł wargę z rozbawienia i wzruszenia. Opuścił salę z ciężkim sercem, mając
nadzieję, że rzeczywiście tego dożyje.
…
Mihawk
przyglądał się przyjacielowi. Myślał, że będzie musiał go jakoś pocieszać po
tym wszystkim jak go odbierali przygnębionego ze szkoły. Teraz dziwił go
uśmiech na tej rozpromienionej twarzy. Zwłaszcza, że zaraz miał przyjechać
pociąg.
- Przyznaj,
nie zrobiłeś wszystkiego tak, jak się umawialiśmy?- Zapytał Rudowłosego.
Shanks
odwrócił twarz udając, że nie usłyszał i wyszczerzył się do siebie jeszcze
bardziej.
- Czemu mnie
to nie dziwi…?- Westchnął Sokolooki przewidując taką reakcje. (Tytuł zasłużony.
Nie ma to jak przyłapać w sumie, w całej swojej karierze stu ściągających na
testach uczniów xD) – Bierzesz życie zbyt lekko.
- Nie martw
się, chłopak nie powinien sprawiać problemów.- Rudowłosy spojrzał w niebo.
- Obyś miał
rację…- Powiedział czarnowłosy i podniósł się gdy megafony oznajmiły wjazd
pociągu na peron.- To co? Do następnego?
Panowie
zebrali się z ławki i uścisnęli serdecznie.
- Nie
wywijaj tam kolejnych głupot.- Mihawk poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Starczy mi
jak na razie, za wszystkie czasy.- Uspokoił go Shanks i chwytając walizki,
wskoczył do wagonu. Nim zamknął drzwi, wlepił wzrok w coś,co stało za jego
przyjacielem.
Mihawk
obrócił się i zamarł.
Czarnowłosy
piegowaty chłopak, odrapany od stóp do głów, mając we włosach kilka liści,
dyszał ciężko. Wskazał oskarżycielsko palcem na Shanksa uspokajając oddech.
- TY!-
Wrzasnął na cały peron.- Masz na mnie czekać, jak obiecałeś!- Spojrzał cały
purpurowy na zszokowanego Rudowłosego.
- Kto mu
wypaplał, że dzisiaj wyjeżdżam…?- Shanks mruknął do siebie i wygiął brew z
zażenowania, przejeżdżając dłonią po twarzy.- Nie powinieneś być w szkole i
zakuwać?!- Odkrzyknął mu wymachując pięścią.- Z tego co wiem to długa droga
przed tobą!
Pociąg
powoli ruszał.
- O to się
nie martw stary cepie! – Ace biegł wzdłuż torów.
- Bez piątek
na świadectwie nie chcę cię widzieć bachorze!- Shanks pokazał młodemu język.
- Żebyś się
nie zdziwił! – Piegowaty dotarł do końca barierek.
Dopóki
siebie słyszeli, wykrzykiwali w swoją stronę wszelkiego rodzaju przekleństwa.
Mihawk
patrzył oniemiały na tą scenę. Uśmiechnął się tylko pod nosem i już miał odejść
gdy zobaczył przy sobie dyrektora.
- Smoker…?
Co Ty…?- Z przerażeniem patrzył na Ace’a i na swojego szefa.
- Spoko,
podwiozłem grzdyla. Strasznie się rzucał. Chyba na to też możemy przymknąć oko?
Mihawk
wytrzeszczył oczy. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Zdecydowanie mają dziwne
grono pedagogiczne.
Czekali
długo, zanim łzy Ace na dobre wyschły i nim odkleił się od metalowych prętów
patrząc w punkt, gdzie pociąg już dawno zniknął.
Trochę zbyt klasyczne na początku, ale później tak to zrobiłaś, że jest super, a nawet bez tego bym ci wybaczyła bo było świetne
OdpowiedzUsuń