Tytuł: Smycz
Anime/Manga: Dogs
Status: zakończone
Liczba rozdziałów: One-shot
Pairing: BadouxHeine
Postacie: Badou, Heine, Nill, Bishop
Uwagi: 18+,brutalne x,D
Opis: Jeśli nie chcecie wiedzieć co się dzieje, gdy Badou jest na
głodzie nikotynowym przy Heine w kościele, to lepiej nie czytajcie;D
….
Heine wpatrywał się bez emocji w
krzyż, odznaczający się czernią na tle kolorowego witraża. Siedział wygodnie ,
z ramionami przerzuconymi za oparcia kościelnej ławy. Jedynie głuche odgłosy
ulicy, które przebijały się przez surowe mury, zakłócały spokój pustej
świątyni. Przekręcił głowę, wywołując w karku ciche chrupnięcia. Odgiął się w
tył i westchnął przeciągle, gdy usłyszał, że poszedł kolejny szew w jego
kamizelce.
- Cholera…
To już kolejny raz, jak jego ciuchy
lądują w koszu. Cóż mógł poradzić, że nie są one tak trwałe, jak jego ciało?
Przyjrzał się uważniej dziurom po kulach i zaschniętej krwi na czarnej skórze.
Jej widok już go nie zaskakiwał. Ilekroć wracał z jakiejś farsy, zawsze musiał
się ubabrać. Jego cudotwórcze zdolności prawie zupełnie zabijały w nim czujność
i chęć uchylenia się od ataku, co swoją drogą całkiem dobrze dezorientowało
przeciwników, których można było potem łatwo eliminować. Wszystkiego były plusy
i minusy… Dotknął palcami metalu wżartego w tył jego szyi i przejechał po nim
delikatnie, powstrzymując mdłości i obrzydzenie. Uśmiechnął się krzywo,
odtwarzając w głowie horror swoich wspomnień.
Specyficzną atmosferę przerwał nagle
huk otwieranych drzwi, które odbiły się od kamiennych ścian. Zaraz potem
rozległ się ryk wściekłego rudzielca, który przekroczył próg świętej
ziemi i zbluzgał ją wiązanką nieprzyzwoitych epitetów. Szedł główną nawą,
zaciskając pięści. Gdy zauważył siedzącego z przodu Heine’go, dostał prawdziwej
furii.
- Ty… pierdolony… dupku! - Oparł się
stopą o ławę i chwycił spokojnego mężczyznę za kołnierz z zamiarem
podciągnięcia go do swojej twarzy, lecz ten niespodziewanie się urwał i został mu
w dłoni.
- Co jest? Okres masz? - Zadrwił
Heine, napawając się wściekłością jednookiego.
- Gnoju! Zostawiłeś mnie tam! - Badou
cisnął kawałkiem materiału w twarz tamtego, nie starając się nawet opanować
nerwów - Wiesz ile kulek mogłem zarobić?!
- A wiesz, ile ja zarobiłem? -
Chłopak zaprezentował swoją podziurawioną odzież.
- Nie porównuj mnie do siebie, ja
nie jestem pierdolonym kosmitą! Ja mogłem tam ZGINĄĆ! - Nie zrobiło to na nim
żadnego wrażenia.
- Mówisz, jakby ktoś miał nad tym
ubolewać…- Heine zaczął obserwować robaczka biegnącego po jasnym marmurze
posadzki, dając wyraz swojego lekceważącego stosunku do życia przyjaciela.
- Agrrrrr!!! Nienawidzę cię! - Kopnął
ławkę, odchylając ją nieznacznie i ruszył w kierunku jednego z bocznych
ołtarzy – Nigdy więcej mnie nigdzie nie zaciągniesz! Mam cię dosyć,
popaprańcu! - Otworzył szafę z bronią i napełnił puste magazynki w swoich
ukochanych pistoletach. Nic nie mógł poradzić, że zawsze to on dostawał
wszystkie baty. Na skraju nędzy, zdany wyłącznie na siebie, pechowy,
uzależniony od ćmików i ciągle dający się wciągnąć w każde gówno frajer. Mimo,
że wiedział jak takie wypady zwykle się kończą, to i tak ciągle łaził za tym
wybrykiem genetycznym. Nigdy więcej!
- Daj spokój, było zabawnie -
Białowłosy uważnie zaczął obserwować nadwrażliwca z wpółprzymkniętych
powiek, przejeżdżając wzrokiem po całej jego postaci.
- Zabawnie?! - Teraz nie wytrzymał.
Zrzucił z siebie płaszcz i pokazał zakrwawione ramię - Uważasz, że to
zabawne?! Boli jak skurwysyn! – Zaczął lamentować mimo, że ruchowo wydawał się
całkiem sprawny.
- Tobie to chyba nikt nigdy jaj nie
odstrzelił - Uśmiechnął się kpiąco.
- Ach… Bo tobie tak, prawda? Więc
może chcesz sobie przypomnieć? - Badou stanął przed krótkowłosym i mierząc się z
jego rubinowymi ślepiami, wycelował lufą w jego krocze - Bo aż się dzisiaj
prosisz…
- Chcesz zabrudzić księżulkowi jego
podwórko?
- Mam go gdzieś. Z resztą widzę, że
gdzieś go wywiało. Zabawia się z naszym nowym aniołkiem?
- Są na zakupach.
- Wybornie… Więc mamy czas dla
siebie?
Uśmiechnęli się do siebie wymownie.
Chwila się przeciągała, a napięcie narastało. Cienie witraży zaczęły się
wydłużać, przybierać chłodniejsze barwy i łamać na ołtarzu.
- Oddaj mi fajki.
Heine prychnął.
- Kiedy się zorientowałeś? -
Wyciągnął zza siebie pudełko i zaczął je obracać w palcach, przyglądając się
zabawnemu napisowi: ZAGRAŻA TOBIE I OSOBOM W TWOIM OTOCZENIU.
- Nie musisz mnie bardziej drażnić.
I tak mam ci ochotę zgotować niezły wpierdol - Wycelował w jego głowę z dzikim
wyrazem twarzy. Jego postawa zaczęła robić się chłodniejsza, bardziej stanowcza
i pewna siebie.
Czerwonooki poczuł przyjemny
dreszczyk, który przebiegł mu po plecach. To lubił. Zebrał się z ławki i stanął
przed zaskoczonym Badou, nadziewając się praktycznie na lufę, która teraz
wymierzona była w jego serce. Rozerwał folie, otworzył opakowanie i
zębami wyciągnął jednego papierosa. Następnie sięgnął powoli dłonią do kieszeni
spodni rudowłosego i wsuwając w nią dwa palce, wydobył zapalniczkę z
wizerunkiem nagiej kobiety. Napawając się coraz większym zirytowaniem i
wściekłością tamtego, odpalił fajkę i zaciągając się ostro dymem, chuchnął nim
prosto w twarz zielonookiego. Następnie rzucił peta na podłogę i z czystą satysfakcją
zmiażdżył go podeszwą swojego buta.
- Teraz to przegiąłeś, kutasie -
Pociągnął za spust, nie wytrzymując nerwowo.
W tym samym momencie Heine zrobił
błyskawiczny unik, wykręcając dłoń atakującego. Rozległ się huk
wystrzału, który odbił się głośnym echem od gładkich ścian. Nie udało mu się
jednak całkowicie obezwładnić mężczyzny, bo ten wyciągnął zza pasa drugi
pistolet, przez co musiał odskoczyć i schować się za jedną z ław, by nie zostać
trafionym.
- Kulisz ogon, tchórzu?! - Krzyknął
Badou, coraz bardziej ulegając skutkom niedoboru nikotyny - Chodź! Daj mi się nafaszerować ołowiem! Ach, ten zapach dymu! - Zaciągnął się
powietrzem, całkowicie zatracając się w szaleństwie.
Jak na żądanie, białowłosy wyłonił
się i również wyciągnął broń. Zaczęła się seria strzałów przy akompaniamencie
przeraźliwego chichotu jednookiego, który dziurawił otoczenie jak szwajcarski
ser. Heine przeładowywał w ukryciu magazynki, gdy nagle wszystko ucichło. Nie
przejmując się jakoś specjalnie, wyszedł z kryjówki i wycelował w miejsce,
gdzie powinien znajdować się świr na głodzie, lecz przed sobą miał tylko pusty
ołtarz.
- A ku ku - Usłyszał za plecami.
Padł na kolana obezwładniony bólem,
gdy kule przeszyły jego klatkę piersiową. Posadzka zalała się czerwienią.
Odkaszlnął kilka razy, dławiąc się własną krwią wkurzony, że nie może nawet
przekląć.
- Trafiony… - Badou podszedł do
cierpiącego i pociągnął go za włosy tak, by tamten spojrzał mu w twarz –
Lubisz to, co? - Powiedział widząc dziki błysk w czerwonych oczach. Wytrącił mu
z ręki broń i chwycił za resztki ubrania, ciągnąc go przez środek kościoła pod
ołtarz, by następnie pchnąć na schody.
Białowłosy zdążył już się
zregenerować i wypluć naboje, które w cudowny sposób przemieściły się w jego
organizmie do przełyku. Zanim wstał i otarł stróżkę krwi, został
przyszpilony do podłoża przez wojskowego buta. Kręgosłup boleśnie odczuł
ostre krawędzie marmuru. O mało nie przewrócił oczami. Wygodniejszej
miejscówki już sobie nie mogli znaleźć?
- Wypieprzę cię tak, że przez
miesiąc nie wstaniesz - Powiedział, oddając się cudownemu drapieżnemu uczuciu,
które zaczęło się kłębić w okolicach jego podbrzusza. Kucnął nad leżącym,
pochylając się nieznacznie, by zbliżyć do siebie ich twarze.
- Jesteś idiotą? Po minucie
nie zostanie żaden ślad, że mnie rżnąłeś – Pokazał kły w uśmiechu i również
odwzajemnił pożądliwy wzrok. Zastanawiał się, jak bardzo musi być
popierdolony, skoro podnieca go takie cholerstwo. Sięgnął ręką i wsunął ją pod
koszulkę tamtego, przejeżdżając palcami po umięśnionym brzuchu, sięgając nimi
pod bieliznę. Rude kosmki włosów opadały po obu stronach jego głowy, a zielone
oko z wyższością przewiercało jego ubranie, chcąc już je z niego zedrzeć.
Chęć mordu przerodziła się nagle w
coś zupełnie innego. Oboje złączyli usta w pożądliwym pocałunku, wpijając się w
siebie, jakby zatapiali w ofierze ostre kły. Badou nie miał ochoty pierdolić
się z ubraniem, dlatego wyciągnął scyzoryk i rozerwał kamizelkę tamtego, która
i tak była już w opłakanym stanie. Chłopak syknął, gdy ostrze przecięło jego
skórę, lecz nie mógł warknąć, bo jego wargi zajęte były aktualnie czymś innym.
Poczuł przyjemność, jaką dawał mu ból i spojrzał w twarz rudowłosego. Całowali
się szaleńczo, patrząc sobie w oczy i zsuwali z siebie spodnie, ocierając się o
siebie biodrami. Paznokcie ostro zaznaczały swoją obecność na ich bladych
ciałach, gdzieniegdzie wbijając się za głęboko i zdobiąc skórę czerwonym
śladem.
Badou odsunął się nagle i z
niesłychaną siłą podciągnął Heine’go do siebie, by następnie obrócić go tyłem i
zmusić do pochylenia. Mężczyzna padł na kolana i jedną ręką chwycił piedestału
ołtarza, by utrzymać równowagę. Rude włosy połaskotały go w plecy, gdy tamten
się pochylił i zatopił zęby w jego ramieniu. Poczuł jak gorący członek napiera
na jego pośladki i uśmiechnął się dziko.
- Wezmę cię tutaj, jak psa -
Usłyszał nad uchem. Dłoń klęczącego za nim Badou przejechała po jego
zakrwawionym torsie i sunęła w górę do jego szyi, by następnie ścisnąć ją
mocno.
- Tylko spróbuj być
delikatny - Zagroził Heine, pragnąc zupełnie czegoś odwrotnego od
wypowiedzianych słów. Drżał z wściekłości i podniecenia. Uwielbiał to i zarazem
tego nienawidził. Uwięziony pomiędzy tymi uczuciami mógł jedynie poddać się
przyjemności, by nie oszaleć. Poczuł wilgotny język na karku, przejeżdżający po
jego metalowej obroży i sunący w górę.
- Powiedz hau - Badou przygryzł mu
ucho, zahaczając o jeden z kolczyków i równocześnie ostro wszedł w
białowłosego, który warknął wściekle, kurczowo zaciskając dłonie na chłodnym
kamieniu.
Czysta żądza… Poczuł palce
wdzierające się do jego ust. Posmakował własnej krwi. Ból rozrywał go, mieszał
się z przyjemnością. Szybkie ruchy, agresywność, drapieżność… Sięgnął do
swojego krocza nie mogąc już znieść tego napięcia. Zaczął poruszać ręką
pobudzając się w rytm ruchów bioder partnera.
Penetrował go z dzikim wyrazem
twarzy. Odchylił się po chwili w tył, podziwiając gładkie ciało mężczyzny
pod sobą, które szpeciła jedynie obrzydliwa szrama na szyi, przykryta częściowo
metalowym, bóg wie do czego służącym gównem, wkręconym w kręgosłup. Na skórę
pleców padał idealnie wzór witrażu, który przyozdobił ją
ciernistymi różami. Napawał się widokiem krwi kochanka spływającej z jego ud.
Jego cierpienie dawało mu pewnego rodzaju satysfakcję. Wiedział że w dziwny, popierdolony
sposób jara ich to oboje, więc kontynuował, zupełnie zapominając o znaczeniu
słowa hamulec.
- Jesteś... kurewsko ciasny- Wysapał,
zafascynowany całością doznania. Oblizał wargi i przejechał dłonią po wygiętym
w łuk kręgosłupie - Nie za ostro?
Heine wydał z siebie coś na wzór
śmiechu i prychnięcia.
- A to już? - Zaszydził, po czym
został szarpnięty ostro za włosy i wykręcony tak, że częściowo widział
rozwścieczone oko rudego.
- Jak ty mnie wkurwiasz - Sięgnął w
kierunku swoich porzuconych ubrań i chwycił za pistolet, który przystawił do
białej skroni – Mam ochotę ci odstrzelić ten przemądrzały łeb!
- Więc zrób to.
Badou zamarł, widząc powagę w oczach
kochanka i jego szalony uśmiech. Zawahał się jedynie chwilę, by potem znów
obrzucić masochistycznego popierdoleńca serią wyzwisk i przekleństw, cały czas
przystawiając mu lufę do potylicy. Nie miał zamiaru poważnie rozważać tej
durnej prośby, lecz nie omieszkał podjąć się tej chorej zabawy, która i jego
podniecała. Dochodził, nie powstrzymując swojego głosu ani ciała. Przy
pierwszym upojnym skurczu, pchnął ostatni raz, przyciskając uda do pośladków i
szarpnął za białą czuprynę, ledwo utrzymując w drugiej dłoni pistolet.
Heine czuł chłód metalu, duszność i
dziką przyjemność. Miał ochotę się śmiać i błagać, by pociągnął za spust.
Spojrzał w górę na krzyż na ołtarzu, który rozbawił go jeszcze bardziej.
Bóg. Diabeł. Śmierć. Czy
kiedykolwiek, cokolwiek go z tego dosięgnie? Wystarczyła jedna, odpowiednio
wycelowana kulka. Czy to naprawdę było takie trudne? Poczuł dreszcz, który
wstrząsnął całym jego ciałem. Kochał to uczucie. Odgiął się w tył, gdy zaczęli
osiągać swój limit. Czuł jak sperma wypełnia jego wnętrze, a jego własna brudzi
posadzkę kościoła. Zacisnął dłoń na szczycie i jęknął, gdy palce Badou
przyciągnęły go za włosy do siebie, każąc się wyprostować. Oddychali szybko,
przylgnięci do siebie. Heine odgiął głowę w tył, opierając ją na ramieniu
partnera, by następnie poczuć jego usta na swoich. Całowali się chwilę,
przygryzając wargi. Zadrżał jeszcze ostatni raz, gdy lufa pistoletu przejechała
po jego torsie i zatrzymała się na kroczu.
- Azor, aport, fajka - Szepnął mu w
usta zniecierpliwiony i zasapany.
- Spierdalaj - Obnażył zęby w
uśmiechu i próbował skupić wzrok na twarzy partnera. Usłyszał cichy warkot,
wydobywający się z gardła kochanka i przejechał językiem po jego policzku,
czerpiąc przyjemność z drażnienia go - Wiesz, że nieposłuszny ze mnie piesek –
Pomachał brwiami, nie mogąc się powstrzymać. Wciąż nie miał dosyć. Nawet nie
wiedział gdzie rzucił te papierosy. Pewnie walały się pod jakąś ławką.
Zdawał sobie sprawę, że w tym momencie nie zostanie mu to odpuszczone. Badou
dwóch rzeczy nienawidził najbardziej na świecie. Głodu i drażnienia go podczas
niego. Stawał się wtedy najbardziej dziki i nieokiełznany, co Heine’go wręcz
uzależniło od niego. Oboje nie znali wtedy żadnych granic.
Kolejny raz został szarpnięty w górę
i tym razem posadzony na blacie ołtarza.
- To w takim razie trzeba cię
wytresować - Jednookiemu już skończyła się cierpliwość, a jeszcze bardziej
wkurwiał go zaciesz na tej wręcz obłędnie, przystojnej mordzie, która
wciąż patrzyła na niego z wyższością.
…
- Już nie mogę się doczekać, aż
przebierzesz się w te ciuszki!
Drzwi do kościoła zamknęły się za
księdzem i uroczą dziewczyną. Echo kroków zakłócało świętą ciszę, gdy zaczęli
iść główną nawą.
- Dobrze zrobiłem wyciągając
cię na miasto. Trochę świeżego powietrza nie zaszko… łaa!- Mężczyzna poczuł
silne szarpnięcie w bok - Coś się stało, aniołeczku? – Zapytał zaniepokojony
czując jak dziewczynie drżą ręce. Pogłaskał ją po głowie, starając się zgadnąć,
o co może chodzić. Nagły dotyk obudził w nim zbereźne żądze, które oczywiście
jako kapłan, od razu z żalem stłumił.
Nie mogła nic powiedzieć, ani
przekazać obrazu niewidomej osobie. Jedyne co mogła zrobić, to odciągnąć
księdza na bok, by nie poślizgnął się na kałuży krwi. Ze zgrozą oglądała
brutalne ślady po walce, aż w końcu jej wzrok padł na ołtarz. Gdyby miała taką
możliwość, na pewno by krzyknęła. Jej delikatna psychika i wrażliwość kazały
jej się wycofać za plecy zboczonego duchownego i rumieniąc się po same
koniuszki uszu, zamknąć oczy z zawstydzenia .
- Co się dzieje słoneczko? - Ksiądz
zaczął węszyć i zmarszczył nos - Proch… Zapach krwi… Tytoń… I jeszcze…- Oparł
dłoń na jednaj z ław i wyczuł poszarpane krawędzie. Powoli zalewała go
wściekłość - Co tu się, na rany Chrystusa, działo?!
- O, siema księżulku! - Wesoły głos
Badou przedarł się do jego uszu - Heine rozpierdolił ci pół kościoła! -
Zaciągnął się naraz trzema fajkami, jakie miał między palcami.
- Pieprzony, kłamliwy kabel -
Odwarknął mu podmiot wypowiedzi.
Oboje zajmowali blat ołtarza.
Białowłosy leżał nagi, wyciągnięty przez całą jego szerokość z rękami za
głową, a jednooki w samych spodniach siedział sobie na krawędzi i wymachiwał
nogami jak pięciolatek, wpatrując się w dym jak na motyle na łące.
- Wstydu nie macie? W Domu Bożym?! -
Przycisnął biedną Nill do swojej piersi, trochę wykorzystując sytuację - Do
tego krzywiąc psychikę tej niewinnej istocie?!
- Zboczeniec - Skomentował Badou z
błogością na twarzy, widząc zarumienione policzki kapłana, gdy dziewczyna padła
mu w ramiona. Nikotyna słodko rozpływała się po jego ciele.
- Odezwał się - Heine uśmiechnął się
i bez wstydu zeskoczył na ziemię, świecąc golizną. Zrobiło mu się szkoda Nill,
która musi przebywać wśród samych niewyżytych seksualnie idiotów i morderców.
- Wyjazd ze świątyni, ale już! Bo
zacznę odprawiać egzorcyzmy na waszych splamionych grzechem duszach! - Już miał
coś dodać ale się zawiesił. Westchnął i pomasował skroń - Tak po za tym jest
nowa robota…
- Juchu!- Krzyknął zielonooki.
- Najpierw znajdę jakieś
spodnie - Heine ruszył do zakrystii.
- Znowu kolejne podziurawiłeś? Nie
ma już więcej! - Powiedział duchowny nie wierząc, jak bardzo można nie
szanować swojej odzieży i czyiś pieniędzy na nie przeznaczonej.
- Heine, zastały ci tylko habity, łu
chu chu… – Badou zakpił słodko, wyobrażając sobie kolejne dzikie seksy.
- Po moim trupie - Białowłosy posłał
w jego stronę środkowy palec i szyderczy uśmiech. Chwycił swoje wcześniejsze,
lecz z wściekłością odkrył, że są całe w strzępach. I bynajmniej nie spowodował
tego przypadek. Spojrzał wilkiem na rozanielonego rudzielca, z ledwością
powstrzymując się od rękoczynów.
- To, co? Będziesz miał ochotę na
czwartą rundę? - Kończą mi się fajki…- Dodał celowo i zalotnie, machając prawie
pustym pudełkiem.
- Chodź kruszyno, zostawimy panów
samych…- Ksiądz czując co się święci, szybko wyprowadził dziewczynę, zakrywając
jej oczy i płonące czerwienią uszy.
*krew z nosa spływa po brodzie*
OdpowiedzUsuń;u;
Cóż innego mogłabym to skomentować jako pierwsze?
Nieważne ile razy to czytam zawsze zrobi mi dzień ♥
OdpowiedzUsuń