Tytuł: Drobny podstęp
Anime/Manga: Yowamushi Pedal
Status: zakończone
Gatunek: yaoi, komedia
Liczba rozdziałów: One-shot
Pairing: TodouxMakishima
Postacie: Drużyny Shoku i Hakome.
Uwagi: 18+
Opis: Pedałowanie na rowerach może się skończyć różnie ;D nawet w
łóżku xD
…
- Jak… to jest… możliwe?! -
Todou krzyknął, odrzucając kask, który z hukiem uderzył o beton i poturlał się
na skraj drogi. Otarł pot spływający po skroni i podparł się ściany, niezdarnie
ustawiając przy niej rower. Był wykończony. Cały drżał, a pot wręcz na nim
parował, zupełnie jak u jego przeciwnika, który uparcie milczał i również sapał
z wysiłku - Przecież pokonałem cię… na Inter High… Dlaczego… - Uderzył pięścią w
kierownicę i uśmiechnął się dziko, unosząc oczy ku palącemu słońcu - …zawsze
musisz mnie wkurzać, Maki… Zawsze…
Stali tak chwilę, wsłuchując się w
swoje przyśpieszone oddechy i brzęczenie cykad. Był to chyba jeden z
najupalniejszych dni w miesiącu. Nie powstrzymało to ich jednak przed kolejnym
wyścigiem. Pedałowali pod górę w rytmie swoich serc, nie zważając na trudne
warunki, czy puste już bukłaki na wodę. Liczyło się tylko wyzwanie i czysta
chęć rywalizacji, która napędzała ich mięśnie do nadludzkiego wysiłku. Do
ostatniej chwili, do samego szczytu, wykorzystali pełnie swych możliwości.
Pomimo wielu już wyścigów, nie pozwalali sobie nawet na krótką chwilę
lekceważenia przeciwnika.
- Cóż… tym razem byłem lepszy…-
Zielonowłosy zaczesał palcami grzywkę do tyłu, odsłaniając błyszczące z emocji
oczy. Wyprostował się i rozpiął górę swego stroju do połowy klatki piersiowej,
która unosiła się i opadała w szybkim tempie.
- Chociaż byś się raz uśmiechnął!
Wyglądasz, jakbyś się w ogóle z tego nie cieszył! - Zrobił zdruzgotaną
minę i ukrył ją za uniesionym łokciem, który miał dodać dramaturgii.
- Nie rozumiem, ścigamy się już nie
pierwszy raz, a ty dalej masz z tym problem - Sięgnął po wodę zapominając, że
nie zastała w butelce ani kropelka. Ze zrezygnowaniem potrząsnął nią w nadziei,
że może usłyszy jakich chlupot. Choć nie okazywał tego po sobie, każda komórka
jego ciała drżała z ekscytacji po wygranej. Nie tyle chodziło o rewanż za Inter
High, ale również udowodnienie samemu sobie, że wcale na formie nie stracił.
- Bo wyglądasz jak na pogrzebie… w
każdym razie, dobra robota! Przybił przeciwnikowi zasłużoną, niezdarną piątkę i
zachwiał się z wykrzesania ostatniej porcji wysiłku – Chodźmy po coś do picia
bo zaraz tu uschniemy…- Również odczuł ryzyko odwodnienia i zagryzając zęby,
pchnął rower na niewielki zajazd, licząc na zbawienny automat z napojami.
Pomijając wysiłek, był ogromnie szczęśliwy. Wyścigi z Makishimą były naprawdę
ekscytujące. Tylko z nim mógł się równać, był dla niego idealnym rywalem i
dobrym przyjacielem. Nawet jeśli czasem był od niego lepszy i nie odbierał od niego
telefonów.
Napełnili butelki zbawiennym płynem
i siadając na trawie pod pobliskim drzewem, popijali wodę, oglądając
rozciągający się pod nimi krajobraz. Skąpane w słońcu miasto i drzewa, tętniły
żywymi kolorami. Śpiew ptaków i brzęczenie owadów ich relaksowało, a
zbawienny, delikatny wiaterek studził ich zmęczone ciała.
- Upalny dzień…- Todou przetarł
schłodzoną płynem twarz i przymknął oczy, rozkoszując się klimatem i bliskością
z chłopakiem - Mam nadzieję, że wieczorem będzie trochę chłodniej…
- No… Ta impreza…- Maki westchnął,
niezbyt pozytywnie nastawiony do pomysłu kolegów. Najchętniej spędziłby
ten czas w domu, pod zimnym prysznicem i z klimatyzacją. Wachlował niezdarnie
swym kołnierzem, choć niewiele to dawało.
- Tylko mi nie mów, że rezygnujesz!
Obiecałeś, że będziesz! - Chłopak się uniósł, oburzony postawą przyjaciela.
- Tak, tak… Nie spinaj się, przecież
nie złamię danego słowa - Pacnął ciemnowłosego w tył głowy i skrzywił, gdy dały
znać o sobie nadwyrężone mięśnie. Przeforsował się, ale warto było. Taka
pogoda niestety zupełnie mu nie służyła. Miał wrażenie, że się zaraz
rozpłynie albo udusi. Nie dość, że gorąco, to jeszcze parnie jak w saunie.
- No! Bez wykrętów. Jeśli się nie
pojawisz, będę dzwonił cały miesiąc bez przerwy, żeby ci truć dupę - Zaczął
wwiercać mu się paluchem w ramię.
- I tak dzwonisz…- Nawet nie miał
siły uchylić się przed kuksańcem chłopaka. Uśmiechnął się delikatnie, lubiąc
ten widok. Zacięty wzrok, wykrzywione usta, nadęte policzki i spadające na
twarz pojedyncze kosmki, których nie okiełznała biała opaska na ciemnych
włosach. Gdy zdał sobie sprawę, jakie myśli znów nawiedzają jego wyobraźnię,
odwrócił wzrok i zakrył włosami, które opadając, zasłoniły jego lekko
zarumieniony profil.
- Ciągle jęczysz, że ci gorąco, spiął
byś te kłaki, to od razu byłoby ci lepiej. Zawsze się boję, że ci się wkręcą w
szprychę – Zawiedziony, że chłopak odwrócił uśmiechniętą tak rzadko twarz,
odchylił palcem zieloną falę i założył za jego ucho, nie przejmując się, jaki
to mogło mieć wydźwięk - Karmisz je czymś, że tak szybko rosną? – Podziwiał ich
długość, obracając w dłoni końcówki. Pamiętał jeszcze, jakie były krótkie, gdy
pierwszy raz się spotkali – Czy tyle czasu już minęło…?
Maki dalej nie patrzył na
przyjaciela, zawstydzony jak zwykle jego śmiałością i bezpośredniością. Nawet
tak delikatna bliskość zdwajała pracę jego serca. Jego twarz na szczęście dalej
pozostawała kamienna i niewzruszona.
- Nie wiem, nic z nimi szczególnego
nie robię - Wzruszył ramionami, pomijając kwestie ich samych. W gardle znowu mu
zaschło.
- Lubię je, wiesz? –
Powiedział bez ogródek, mając nadzieję na reakcję w tej kwestii. Nie doczekał
się jej jednak dostając coś zgoła innego, zamiast oczekiwań na swoją
prowokację. Makishima wstał i przeciągnął, jak gdyby nigdy nic.
- Co w nich fajnego? To tylko
włosy… - Nie potrafił mu po tym spojrzeć w oczy. Za nic w świecie nie
chciał okazać słabości, wywołanej jedynie głupimi żartami. Choć już sam nie
wiedział, czy bardziej wyobraźnia płata mu figle, czy naprawdę przyjaciel go
wyzywa do jeszcze innej, znacznie niebezpieczniejszej gry – Wracajmy, trzeba
jeszcze zawitać do sklepu i dorwać prysznice przed wieczorem.
…
Znów rozległo się pukanie i korytarz
wypełnił się żywymi i podniesionymi głosami. Maki nie musiał wychylać nosa z
kuchni by poznać swoją ekipę, na czele której najgłośniej wydzierał się
Naruko. On już wcześniej razem z Todou okupowali lokal, przygotowując go do
stanu pod możliwą apokalipsę i szykowali jedzenie. Zielonowłosy uznał to za
dobrą wymówkę, by nie musieć siedzieć w towarzystwie i wysilać się na
konwersacje. Po za tym, dobrze się czuł przy garach. Chłopaki z Souhoku
dołączyli do siedzących już w salonie członków drużyny z Hakome i nawiązali
żywą dyskusję na temat ostatniego Inter High, otwierając z sykiem puszki piwa.
- Co teraz robisz? – Todou przyjął
misję przeszkadzania wspinaczowi w jego pracy, ponieważ nieziemskie
zapachy ciągnęły go do kuchni i zresztą… nie tylko to. Zaszedł go
niespodziewanie od tyłu i obejmując w pasie, zajrzał przez ramię.
Makishima wzdrygnął się i w
obronnym geście przyłożył mu ścierką. Ukrywając wypieki, rozstawiał
zarumienione zapiekanki na talerzach. Chłopak jednak nie odpuszczał i pod jego
ramieniem, zwinął jedną porcję, ładując ją sobie od razu do ust.
- Pieprzony złodziej - Zielonowłosy
uchronił ze śmiechem resztę zawartości talerza, odsuwają go poza zasięg
zachłannych rąk. Ciało Todou przygwoździło go do blatu, a jego słodki oddech
owiał szyję.
- Stęskniłem się, a jak przyszedłem,
zastałem same pyszności – Oblizał usta lubieżnie, po przełknięciu kawałka i
ani myślał odklejać się od chłopaka. Czuł jego skrępowanie i schlebiało mu to.
Wiedział, że jego prowokacja działa - Kiedy do nas dołączysz?
- Kiedy zabierzesz ze mnie łapy -
Powiedział, siląc się na obojętny ton. Żyłka na jego skroni niebezpiecznie
zapulsowała. Dłuższe droczenie zawsze go niepokoiło. Bał się, że zdradzi, jak
właśnie się czuje. Zastanawiał się, czy przyjaciel już się przypadkiem nie
upił? Razem zabrali półmiski i przenieśli do pokoju, w którym powitało ich
szczęśliwe towarzystwo.
Makishima uśmiechnął się szczerze,
widząc siedzących ze sobą przeciwników, którzy tak dobrze się ze sobą dogadują.
Ich ostatnia rywalizacja była zacięta i uczciwa, po za tym, to był ich ostatni
wspólny wyścig, więc trzeba to było odpowiednio uczcić. Choć nie przepadał za
tego typu imprezami, cieszył się, że może tu być ze wszystkimi. Przyjrzał się
towarzystwu jedząc i otwierając również puszkę.
Kinjou dyskutował o czymś z
Fukutomim, Manami przygarnął przerażonego Onodę, a reszta konsumowała
przysmaki, które wyjechały z pieca. Zielonowłosy obserwował z kąta pokoju, jak
Naruko kłóci się, lub droczy z Imaizumim, który jak dla niego, siedział
zdecydowanie za blisko. Już od dawna zastanawiał się, jakie relacje łączą tych
dwojga, ale nie był na tyle wścibski, by się w nie wtrącać. Po za tym, miał
własny problem… Biorąc łyk ciemnego piwa, kątem oka spojrzał na Todou, który
krzyczał akurat na Arakitę, za krytykowanie, jego zdaniem, szałowego
przyozdobienia głowy. Z zamyślenia musiał go wyrwać Tadokoro, szturchając go w
bok. Zignorował jego błyszczący wzrok, który zdradzał to, że zdaje sobie
sprawę z powodu jego mentalnej nieobecności. Poczochrał grzywkę, ukrywając
znowu twarz pod zieloną falą. Ostatnio robił to zdecydowanie za często.
…
- Dajesz! Jeszcze pięć metrów!
- Idioto, on nawet nie może wsiąść
na rower!
Głośne krzyki i śmiechy niosły się
po okolicy. Jeszcze trzeźwi dziękowali za to, że za miejsce imprezy wybrali ich
letni ośrodek położony w lesie. Przynajmniej nie będą mieć kłopotów z policją.
W ciemności ledwo było widać ich sylwetki. Kilka śmiałków chwyciło za
kierownicę i próbowało dojechać, albo raczej dotoczyć się, do najbliższego
murku robiącego za metę, przy akompaniamencie niepohamowanych rechotów
przyjaciół. Nawet Makishima dobrze się przy tym bawił, ciesząc się, że on sam
nie jest na tyle wstawiony, by się ośmieszać. Najbardziej szkoda mu było Onody,
który całkowicie stracił panowanie i swoją determinacją, podwojoną razy dwa
przez alkohol, pokonywał właśnie chwiejną jazdą nieustraszoną akademie Hakome.
Naruko był wniebowzięty i kręcił wszystko na swoim telefonie. Nie mógł się
doczekać miny chłopaka rano, gdy będzie oglądał filmik.
- No, no… Nieźle cię młody dogonił.-
Ręka Todou niespodziewanie wylądowała na jego ramieniu - Niezłego wspinacza
znaleźliście na ten ostatni rok - upił ostatni łyk złotego płynu i rzucił
puszkę w kierunku kosza, która oczywiście odbiła się od niego z brzdękiem i
wylądowała w krzakach – Oj, ja niedobry…- Uwiesił się na tracącym cierpliwość
chłopaku i wtulił w jego pierś - Ścigaj się ze mną, Maki…
- Nawet ustać nie możesz…- Wziął go
pod bok, by ciemnowłosy złapał równowagę. Chwiał się jeszcze chwilę, ale w
końcu się wyprostował i skrzyżował z nim swoje błyszczące spojrzenie. Nie
podobało się to Makishimie. Było zdecydowanie za pewne siebie i zbyt
intensywne.
- Masz racę… mam już dość… Zanieś
mnie do łóżka…- Wyszeptał mu do ucha, które poparzył ciepły oddech.
- A ten co? Skończył się? - Tadokoro
klepnął obydwóch w plecy, przez co prawie nie zwrócili skonsumowanej wcześniej
kolacji. Ich oburzenie skomentował głośnym śmiechem i poinstruował, które
pokoje są przygotowane i mrugnął do zielonowłosego, który spłonął rumieńcem.
Nienawidził go, że tak dobrze go
zna. Za dobrze. To było cholernie zawstydzające, ale Todou raczej potrzebował
już odpoczynku, więc doczłapał się z nim do budynku. Obiecał sobie, że go
odstawi i zaraz wróci do reszty. Robiło mu się gorąco za każdym razem, gdy
ciało przyjaciela ocierało się o jego bok. No właśnie… przyjaciela? Od jakiego
czasu zaczęło go to zastanawiać…?
Todou opowiadał żywo o swoich
wiernych fankach, gestykulując nadmiernie, nie zauważając, że doprowadza
swojego słuchacza na skraj wytrzymałości. Gdy znaleźli się w pokoju, umilkł
niespodziewanie, gdy jego tyłek spotkał się z miękką pościelą, a następnie
chłodne dłonie chwyciły go za boki. Robiąc oczy jak spodki, poczuł, jak bluza
podjeżdża mu do góry, a on sam musi unieść ręce, by pomóc w pozbyciu się
garderoby. Z niedowierzaniem patrzył, jak jego buty lądują pod ścianą, a
zielonowłosy ucieka od niego wzrokiem. W końcu zostając w samym luźnym
t-shircie i dresach, obserwował z zaciekawieniem wkurzoną i zrezygnowaną twarz
chłopaka.
- Powiedz… Robisz to specjalnie? -
Zapytał z zadziornym uśmieszkiem, dalej czując na skórze dotyk przyjaciela.
- Proszę, dostarczyłem cię tam,
gdzie chciałeś, a teraz dobranoc - Makishima odwrócił się do wyjścia,
przerażony zadanym pytaniem. Przed odejściem powstrzymała go ciepła dłoń,
chwytająca jego nadgarstek.
- Zostań ze mną…- Szepnął znowu, nie
mając zamiaru ustąpić.
Co miał zrobić? Co się właściwie
działo i o co Todou go prosił? Był pijany, nie wiedział pewnie, co mówi.
Zadrżał i w akcie paniki chciał wyszarpnąć dłoń, ale coś mu nie pozwalało.
Przełknął ślinę.
- A co? Gorzej ci? Boisz się sam spać? -
Powiedział niby rozbawiony, choć wewnątrz panikował. Został jednak na miejscu.
Obrócił się do chłopaka i utonął w jego nonszalanckim spojrzeniu. Już wiedział,
że do pokoju nie opuści.
- Tak. Baaaardzo się boję -
Przyciągnął go do siebie blisko tak, że musiał unieść głowę, by dalej patrzeć
mu w twarz. Jego zielone włosy łaskotały mu policzki – I przeciwnie, nie jest
mi gorzej.
Spletli ze sobą swe dłonie, czując
elektryzujący prąd. W półmroku, rozświetlanym uliczną latarnią, wpatrywali się
w siebie w ciszy, czekając na kolejny ruch.
- Jesteś pijany - Makishimie zadrżał
głos. Zdecydowanie coś się zaczynało, a on zaraz się temu podda, nie bacząc na
konsekwencje. Niebezpieczny grunt, w którym łatwo utknąć, a jeszcze trudniej
się wydostać. Tonął i nie wiedział, czego powinien się uchwycić.
- Jeszcze nie zauważyłeś, Maki? -
Todou niespodziewanie, szybkim ruchem, którego chłopak nie przewidział, powalił
go na pościel. Zanim ten zdążył się obronić, zawisł na nim, odcinając mu drogę
ucieczki - Obserwowałeś mnie przecież cały wieczór… Przypomnij sobie, co piłem?
- Przecież…- I nagle go olśniło.
Prawda pił, ale… czy to były puszki… Zakrył twarz dłońmi. Bezalkoholowe? Już
wystarczająco zawstydzająca była cała sytuacja, a zwłaszcza to, że został tutaj
zwabiony. Celowo.
Nie otworzył by oczu pewnie jeszcze
przez jakąś chwilę, gdyby ucisk po obu jego stronach nie znikł. Todou położył
się obok niego i westchnął głośno. Włosy zakryły mu twarz.
- To był długi dzień…- Jęknął,
wyraźnie zmęczony. W końcu dzisiaj pokonali wiele kilometrów i wieczór również
był pełen atrakcji. Leżał w bezruchu z lekkim uśmiechem i przymkniętymi
powiekami, jakby na coś czekając.
Makishimie tak głośno biło serce, że
w ciszy miał wrażenie, że wyje jak alarm przeciwpożarowy. Gardło miał suche jak
wiór, a dłonie drżały. Nie wiedział, co ma zrobić. To wszystko działo się
naprawdę? Miał nadzieję, że tak, bo już miał dość domysłów. Czuł, że teraz do
niego należy ruch.
Delikatnie wyciągnął rękę i
muskając palcami czoło, odgarnął ciemne kosmki z twarzy chłopaka i zatknął je
za ucho, tak samo, jak on lubił robić to jemu. Nie zabrał jednak dłoni, tylko
pogładził ciepły policzek myśląc, że zaraz zbierze się do ucieczki na koniec
świata. Przypominało to swego rodzaju emocje na wyścigu. Mimo, że nie był na
rowerze, jego oddech był przyśpieszony, mięśnie prawie odmawiały posłuszeństwa,
a serce pracowało ponad siły, a meta zawsze oznaczała niewiadome. Jedyne co
było nowe, to ciepło rozchodzące się w podbrzuszu, ściskające gardło i
wnętrzności w przyjemnym tańcu.
Todou otworzył powoli oczy i zanim
Makishina się cofnął, przykrył jego dłoń swoją własną i przycisnął do szyi.
- Denerwujesz się, Maki? -
Powiedział, wyczuwając drżenie. Odpowiedziała mu cisza i pełne napięcia
spojrzenie - Ja też – Palce swojej drugiej dłoni przyłożył do bladych ust,
pokazując, że czuje się tak samo, chcąc dodając im otuchy.
Roztapiając się pod wspływem swojego
spojrzenia i dotyku, który pieścił ich szyje i usta, poznawali nowe uczucie i
własne ciała. Przysuwali się do siebie stopniowo, zupełnie się nie spiesząc.
Wymieniając oddechy, następnie przechodząc w subtelny, ostrożny pocałunek,
który pogłębiał się z każdą chwilą, tak jak palce zatapiały się we włosach,
rozrzuconych na pościeli. Spletli swe ciała, powoli, z drobną nieśmiałością,
wsuwając dłonie pod koszulki i bieliznę. Niezdarnie, trochę nerwowo, pozbywali
się ubrań, ledwo się od siebie odrywając. Noc była ciepła, więc kołdra była
niepotrzebna. Krzyki na zewnątrz powoli cichły, tak jak kroki na korytarzach,
przez które nie raz musieli przerwać, by nasłuchiwać w napięciu. Ich mokre od
potu ciała ocierały się o siebie, leniwie marszcząc materiał łóżka i zrzucały
poduszki, które zabierały im miejsce. Trzymając siebie w garściach i poruszając
miarowo, wodzili nosami po swoich twarzach , muskając się ustami, nie umiejąc
utrzymać jęków na wodzy. Spełnienie przyszło powoli, cicho i delikatnie
rozchodząc się po ciele i zamykając w dłoniach oraz w żarliwym pocałunku. Do
ostatniego skurczu i wykręconych palców stóp, przeżywali je wspólnie, zapominając
o całym świecie. Oczarowani, a jednocześnie zawstydzeni tym pierwszym
zbliżeniem, oparli wspólnie czoła i oddali się ciężarowi, jakie poczuły ich
ciała po całym dniu. Uniesienie odchodziło, ustępując zmęczeniu i przyjemnemu
odprężeniu.
- Uśmiechnął byś się chociaż,
głupku - Todou pocałował go kolejny raz, głaszcząc mokrymi palcami gorące
podbrzusze partnera.
- Będziesz mi to teraz mówił za
każdym razem? - Wbrew sobie, jego kąciki ust jednak powędrowały ku górze. Żeby
jego partner nie oglądał tego za długo, wtulił się w jego klatkę piersiową.
- Masz to jak w banku - Pogłaskał
splątane włosy chłopaka, próbując je rozczesać. – Chociaż twoja nowa mina chyba
bardziej mi się podoba… - Dodał w satysfakcji i skulił się, gdy oberwał
dźgnięciem w brzuch.
Wtuleni w siebie, już prawie zasnęli
w objęciach pierwszego słońca, gdyby nie nagłe, miarowe uderzanie gdzieś zza
ściany. Otworzyli oboje oczy i nasłuchiwali, by po chwili dusić się ze śmiechu,
gdy do ich uszu doszły zasapane przekleństwa Naruko oraz Imaizumiego, walczących
o to, kto powinien znaleźć się na dole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz