sobota, 13 czerwca 2015
Serce w klatce 6
- Widzieliście kiedyś tyle hajsu?! - Krzyknął Apoo, wyrzucając w powietrze kolejną porcję pieniędzy. Przewrócił przy tym jedną puszkę alkoholu, która ochlapała biały od koki blat, lecz nikt się tym nie przejął.
- Jesteśmy bogaci! - Bonney tuliła do siebie jedną z walizek, powstrzymując się od całowania jej z namaszczeniem - Mogłabym uszyć sobie z tego sukienkę!
Wszyscy zebrani przy stole obracali w palcach pliki banknotów, szczerząc się jak nienormalni. Walały się one po całym pomieszczeniu, nie wspominając jeszcze o nie opróżnionych teczkach. Cały stół i podłoga pokryte były zielenią z wizerunkami dawnych królów i władców, którymi w tym momencie sami się czuli. Nikłe, sufitowe światło wykrzywiało demonicznie ich twarze, pochylające się nad zgromadzonym bogactwem. Nawet Law’owi udzielił się ten entuzjazm i razem z grupą nie mógł powstrzymać zachwytu. Mimo, że sam nigdy wcześniej na pieniądze nie musiał narzekać, teraz mając je przed swoim nosem czuł się dziwnie rozbawiony. Formował z nich już drugi wieżowiec zastanawiając się, ile rzeczy można by było za nie kupić. Nawet forma ich zdobycia jakoś niespecjalnie go przejęła i interesowała.
- Dobra, panie i panowie…- Kid wstał, zwracając na siebie uwagę towarzystwa, które ledwo odlepiło oczy od stołu - To teraz wyobraźcie sobie, że to jedynie jedna piąta tego, co jeszcze uda nam się załatwić.
- Słucham?!- Bonney jako jedyna miała siłę wstać, po usłyszeniu takiej informacji. Wszystkim zaświeciły się oczy i zakręciło w głowie.
- Nie… żartujesz teraz? - Drake wziął głęboki oddech i machnął ręką na pieniądze, próbując ogarnąć umysłem taką sumę – Chcesz powiedzieć, że… to jedynie… że…
- Dokładnie to, co właśnie usłyszeliście - Eustass zaśmiał się, widząc osłupienie na twarzach kompanów - Udało mi się zdobyć kontakt do człowieka, który złożył mi taką właśnie ofertę. W jeden dzień. Sprzedamy towar za pięć razy tyle, co tu leży.
- To się nie dzieje! Za taką kasę wszyscy możemy spierdolić z kraju i pławić się w luksusach jak pączki w maśle! – Bonney nie mogła uwierzyć - Serio tyle weźmie?
- Zaufajcie mi. To sprawdzone źródło – Kid uspokoił towarzyszy - Gdy już będzie po wszystkim, będziemy mogli zrobić sobie dłuższe wakacje. Musicie jedynie dostosować się do moich wskazówek…
Zaczął omawiać swój plan, popijając któreś z rzędu piwo, a reszta słuchała w skupieniu, wciągając swoje działki. Law był zaskoczony zaradnością tej małej i właściwie niewiele doświadczonej grupy. Już nie wspominając, że prawie cały czas byli naćpani albo pijani. Wszyscy byli młodzi, a jednak udało im się osiągnąć tak wiele, w tak krótkim czasie. Może nie było to godne podziwu ale na pewno zdumiewające. Wszystko układało się gładko i bez jakichkolwiek komplikacji. Słuchając o kolejnej akcji, również wydawało mu się to zbyt proste, by było prawdziwe. Nie wtrącał się jednak zaskoczony, że tym razem i on będzie im towarzyszył. Poczuł dreszczyk ekscytacji. Właściwie nie mógł się doczekać, aż gdzieś stąd wreszcie wyjdzie. Przeczytał już wszystkie medyczne książki jakie mu sprowadzili i nie za bardzo wiedział co z sobą robić. Skradziona teczka czekała na ślusarza, który dopiero dziś znalazł czas, by się nią zająć. Sam chętnie by przy niej pokombinował, ale bał się, że jej wnętrze może ulec samodestrukcji i straci całą jej zawartość. Widział już kiedyś coś takiego, dlatego wolał nie ryzykować.
- Wszystko jasne?
Wszyscy pokiwali głowami. Plan był prosty. Każdy dostał swoją działkę obowiązków, które miały zostać wdrożone dnia następnego. Gdy nie było już nic więcej do omawiania, wszyscy zaczęli się zbierać na odpoczynek przed kolejną pracą. W pokoju został jeszcze Law, zamyślony nad tym wszystkim i swoimi problemami. Nim się spostrzegł, Eustass cicho zamknął drzwi, odgradzając go od wyjścia. Wzdrygnął się, wkurzony, że nie zareagował odpowiednio wcześnie. Znów poczuł się osaczony. Ostatnio zdarzało się to zbyt często. Starał się udawać obojętność, ale coraz gorzej mu szło.
- Dlaczego tym razem wysyłasz również i mnie? - Zapytał, chcąc przerwać ciszę.
- Od tak. Mam taki kaprys - Kid podszedł od tyłu do czarnowłosego, przyprawiając go o dreszcze - Chcę mieć cię blisko siebie - Wyszeptał.
Trafalgar zamarł, nie za bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć na coś takiego. Znów poczuł dziwne gorąco, gdy Eustass chwycił dłońmi jego oparcie i siłą odwrócił do siebie. Stał nad nim, szczerząc się i wymownie patrząc na jego usta. Law nie miał dokąd uciec. Pręty krzesła brutalnie wrzynały się w jego kręgosłup. Czuł na twarzy słodki, alkoholowy oddech i zastanawiał się co zrobić. Irytacja mieszała się mu się z ciekawością.
- Jesteś pijany i na haju - Szepnął, starając się pokonać suchość w gardle. Dłonie po obu stronach jego głowy nie pozwalały mu się ruszyć. Czekał na kolejny ruch. Z dnia na dzień coraz trudniej mu było oceniać sytuację i się bronić.
- Może…- Eustass uśmiechnął się szerzej. Jego niespokojne źrenice przeszywały ubranie tamtego, ciekawe co jest pod nim.
- Odsuń się, Kid - Powiedział powoli, kładąc dłoń na gorącej piersi pochylającego się przed nim mężczyzny, w celu odepchnięcia go od siebie. Czuł pod palcami ciepło przebijające się przez cienką koszulkę. Byli blisko siebie. Za blisko. Było to ekscytujące i przerażające zarazem. Nie umiał już wybrać pomiędzy tymi uczuciami. Dalej nic nie robił, nie wiedząc, jak się zachować i jaką podjąć decyzję.
- Nie.
Nim czarnowłosy cokolwiek zrobił, Kid pochylił się i wymusił pocałunek. Ich wargi się zetknęły. Był tak zaskoczony, że przez chwilę jedynie to przyjmował, sparaliżowany. Myśli prześcigały się w jego głowie, wyjąc jak szalone i walcząc o uwagę. Gdy w końcu oprzytomniał, zaczął się szarpać, nie mogąc uwierzyć w bezczelność Eustassa i swoje cholerne niezdecydowanie i bierność. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę mu na to pozwolił! Pocałował go mężczyzna! Zimny pot oblał jego ciało, gdy zaczął drżeć z niekontrolowanych emocji.
Silne dłonie uniosły Lawa do góry i chciały przewrócić na blat stołu, lecz nie uległ im, wykręcając się zręcznie. W końcu obnażył zęby i ugryzł wargę Kida, który warknął wściekle i odchylił się w tył. Zarobił przy tym prawego sierpowego i puścił w końcu Trafalgara, chwytając się za podbródek i ścierając z niego krew. Spojrzał w rozemocjonowane oblicze swojej ofiary i zaśmiał się krótko.
- Nawet nie wiesz, jak mnie nakręcasz…- Pchany trochę otępieniem alkoholowym i trochę własnymi pragnieniami, ruszył z powrotem na Lawa.
Wiedział, że nie miał takiej krzepy i zdolności by móc się wiecznie bronić. Niewiele mógł zrobić, gdy Eustass znowu zaatakował. Po silnym ciosie, zastał odrzucony na ziemię i przyparty udami do podłogi. Był wściekły i dziwnie rozpalony. Gdy gorące usta znów odebrały mu oddech, wbił paznokcie w ramiona napastnika, ostatkiem sił starając się go odepchnąć. Wił się i przyjmował pocałunek, walcząc również z samym sobą. Pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło. Nigdy z nikim nie był tak blisko, jak teraz. Doprowadziło go to do furii, ale było na swój sposób pociągające, choć brutalne. Odkąd przybył do podziemia, czuł tą dziwną presję i wzrok pożądliwych oczu. Czuł jak sunie po jego sylwetce, rozbierając go do naga. Kąśliwe uwagi, walka o zainteresowanie, częste zaczepki… Wszystko to go mamiło, mąciło mu w głowie, wabiło, budząc nieznane mu dotąd pragnienia. Nie potrafił jednak jeszcze określić, czy mu się to podoba, czy go drażni. Naprawdę siłą musi się o tym przekonywać? W całej tej sytuacji wiedział na pewno jedno i tej myśli się uczepił jako obrony, by nie zwariować.
Nie może dać zrobić z siebie pieprzonej zabaweczki.
Nagle skrzypnęły drzwi. Promień światła oślepił ich, gdy oderwali się od siebie i próbowali dostrzec, kto w nich stoi, nakrywając ich na tej krępującej sytuacji. Law wstrzymał oddech, rozpoznając mężczyznę. Nie mógł zgadnąć, jaką mógł mieć minę, ponieważ jego twarz zasłaniała biało-niebieska maska. Killer stanął w bezruchu, by po chwili bez słowa opuścić pomieszczenie, zostawiając ich znowu samych, nie komentując tego ani słowem. Trwało to dosłownie parę sekund.
- Kurwa - Kid podźwignął się na chwiejnych kolanach i wybiegł za swoim podwładnym, zupełnie zapominając o czarnowłosym.
Trafalgar długo nie potrafił się uspokoić. Oparł się o chłodną ścianę i ocierając usta, zaczął kląć co chwila. Dłonie mu dalej drżały, mimo że powoli rozjaśniało mu się w głowie. Choć i tak nic dla niego nie było jasne. Serce waliło a policzki paliły ze wstydu i emocji. Chciał się zapaść pod ziemię a z drugiej strony czuł rozczarowanie, że ktoś im przerwał. Zdecydowanie chyba postradał zmysły.
Z tych rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Odebrał pospiesznie, gdy zobaczył wyświetlacz. Był to ślusarz. W końcu otrzyma to, po co przyszedł. Cały ten świat zaczynał coraz bardziej go przytłaczać i cieszył się, że wszystko dobiega końca. Już niedługo dostanie w ręce dokumenty, które pomogą mu w jego zemście. Były one jego ostatnią nadzieją.
…
- Ile jeszcze? Nudzi mi się…- Jęczał Apoo dłubiąc w zębach.
- Jesteś obrzydliwy…- Różowowłosa poprawiła na nosie przeciwsłoneczne okulary. Jej długi za uda, gepardzi płaszczyk, opinał jej talie jak osa. Żuła gumę, głośno mlaskając i co jakiś czas formując z niej balona, który pękał i oblepiał jej malinowe usta.
- Przestaniesz?!- Drake nie wytrzymał za którymś razem, rozpoczynając zażartą kłótnię.
Law przewrócił oczami. Był wściekły i do tego jeszcze musiał się zmuszać do przebywania w towarzystwie tych narwańców. Otworzenie teczki okazało się bardziej skomplikowane, niż początkowo można było przypuszczać, przez co wydłużyło się to do dzisiejszego wieczora i miał nadzieję, że tylko ten jedyny i ostatni raz. Na domiar złego musiał jeszcze rano spotkać Killera, który minął go, nie zaszczycając nawet słowem. Nie miał powodu czuć się winny, w końcu to on był napastowany nie mając większego wyboru, ale i tak nie wiadomo dlaczego go to dręczyło. Nie wiedział też, jakie naprawdę są relacje miedzy Killerem a Kidem, więc tym bardziej mógł sobie odpuścić. Wczorajsza sytuacja jednak nie pozwalała mu przejść obok tego obojętnie i zaczął być… ciekawy. Czy tamci byli w związku? Czy to w takim razie to była zdrada? Jaką role on w tym odgrywa?
Znów się wściekł, zły na swoje głupie przemyślenia, które w tej sytuacji powinny go najmniej obchodzić. Właściwie nie powinny w ogóle, ale to się wytnie.
Cała czwórka siedziała w samochodzie, czekając na powrót Kida. Dusili się w niewygodnych, eleganckich ciuchach, każdy z własną teczką czekającą na pieniądze. Plan był taki, że razem z Eustassem pójdą na spotkanie z grubą rybą, wymieniając prochy na forsę. Musieli jedynie czekać na znak. Trafalgar czuł, jak pocą mu się dłonie na skórzanej rączce. Z każdą minutą rosło napięcie, które każdemu się udzielało.
W końcu pojawił się Kid i zaczęli wprowadzać plan w życie. Rozdzielili się i ruszyli, wtapiając w tłum ludzi. Law spiął się cały, gdy zmierzali w kierunku szklanego wieżowca, obstawionego ochroniarzami. Zupełnie mu to nie pasowało na jakieś szemrane interesy. Było zbyt oficjalne i jawne. Kroczyli główną ulicą jak gdyby nigdy nic, w biały dzień, udając biznesmenów. Ledwo panował nad przyspieszonym rytmem serca i oddechem. Nie miał powodu by nie ufać Eustassowi, w końcu to dzięki niemu jak do tej pory wszystko się udawało, ale pierwszy raz w czymś uczestniczył i nie tego się spodziewał. Nie wiedział czy każda wymiana tak wyglądała, ale ta zdecydowanie nie pasowała do jego wcześniejszych wyobrażeń. Mimo, że znał powiedzenie, że najciemniej jest pod latarnią… Drażniła go też obojętność Kida przez całą sytuacje z wczoraj. Zachowywał się normalnie, jakby do niczego nie doszło i nie wiedział jak to odebrać. Wkurzał się, że wziął to tak bardzo do siebie i na poważnie. Nic jednak nie mógł poradzić na wewnętrzną frustrację. Musiał ją jednak odłożyć na bok bo byli coraz bliżej celu.
Weszli do środka. Budynek należał do ekskluzywnej linii hoteli. Marmurowe posadzki, błyszczące żyrandole, drewniana, ręcznie zdobiona recepcja, malowidła na ścianach prezentujące okręty w najdrobniejszych szczegółach, zmagające się ze wzburzonymi falami… Cały hol zadziwiał swą oryginalnością i przytłaczał przepychem. Nie mieli jednak czasu się dłużej nim zachwycać. Skierowali się od razu do windy, wjeżdżając na ostatnie piętro. Całą drogę w górę żołądek Lawa wywijał fikołki z nerwów. Trójka jego przyjaciół nie była nawet w połowie tak zaniepokojona jak on. Pokazywali jedynie swój wyćwiczony profesjonalizm. Bonney przy nich błyszczała jak gwiazda na bożonarodzeniowej choince, mając za zadanie skupić uwagę ich zleceniodawcy i poprawić ich ogólny wizerunek estetyczny. Kobiety w tej branży były rzadkością, ale miłą odskocznią dla przebywających wciąż wśród męskiego grona „Rekinów”. Nie zawsze brane na poważnie, co również było błędem wielu ich wspólnych transakcji, wychodzących dzięki temu na ich korzyść.
W końcu wyszli na korytarz i udali się w kierunku ostatniego pokoju na piętrze. Z każdym krokiem Trafalgar doznawał dziwnego uczucia, że coś pójdzie nie tak. Jak na znak, drzwi przed nimi otworzyły się, jakiś mężczyzna wpuścił ich do środka i gestem zaprosił. Wszystko szło na razie jak po maśle.
Pomieszczenie było obszerne i dla odmiany- prosto urządzone. Przez wielkie szklane okna wlewały się pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Na samym środku pokoju znajdowało się biurko a za nim, na odwróconym fotelu, siedział mężczyzna, podziwiając widok z wieżowca. Jeszcze nie zwrócił na nich uwagi, czekając aż podejdą. Był otoczony przez dwóch ochroniarzy, którzy stali po obu jego stronach.
Law przełknął ślinę. Tym razem naprawdę miał złe przeczucia. Ledwo widział profil mężczyzny, lecz to mu wystarczyło, by uznać, że popełnili błąd. Na tym krótkim odcinku drogi spocił się tak bardzo, że miał ochotę przeciąć duszący go krawat. Chciał jakoś dać znać Kidowi, by się wycofali, ale ten był całkowicie pochłonięty ich przyszłą transakcją. By nie być nieuprzejmym, przeciwsłoneczne okulary wpletli we włosy, mogąc normalnie spojrzeć w twarz rozmówcy. Byli coraz bliżej. Fotel powoli się obracał.
Trafalgar nagle przystanął przerażony.
Mężczyzna całkowicie odwrócił się w ich stronę.
W jeden sekundzie ich oczy się zetknęły. Lawa przeszył prąd strachu, który zamroził go, uniemożliwiając jakąkolwiek reakcję. Różowe szkła okularów, piórkowy, różowy płaszcz, blond włosy i ten uśmiech który momentalnie zbladł, gdy tylko się rozpoznali. To było zbyt nieprawdopodobne, by było prawdziwe. Trafalgar spanikował. Zaczął gorączkowo myśleć, czy aby przypadkiem nie było to wszystko zaplanowane, by go wrobić, ale nikt z obecnych się tak nie zachowywał. Zimny pot spłynął mu po skroni. Modlił się, żeby wszystko okazało się tylko złym snem, choć rzeczywistość uderzała w niego swą brutalnością. Wszedł w samą paszczę lwa. Cały jego cholerny plan diabli wzięli, a jeden z nich właśnie znajdował się przed nim, obnażając swoje kły. Nie mógł uwierzyć, że spotykają się właśnie tu.
- Witamy, Panie Joker. Ładnie się pan tutaj urządził - Powiedział Kid, grając jak zawodowy aktor. Biła od niego pewność siebie i nonszalancja, całkowicie ukrywając jakąkolwiek słabość – Przyprowadziłem również swoich ludzi. Mam nadzieję, że nie ma Pan nic przeciwko?
Doflamingo mierzył go spojrzeniem w pełnej napięcia ciszy. Nikt w pomieszczeniu nie odważył się więcej odezwać, a Kid czekał cierpliwie, nie chcąc być nieuprzejmym, całkowicie nieświadomy sytuacji jaka się wytworzyła.
- Proszę, proszę…- Na usta mężczyzny powrócił uśmiech. Pochylił się do przodu, opierając podbródek na rękach i z nieukrywanym zdumieniem, wpatrywał się w przerażonego Trafalgara, który gorączkowo starał się wymyślić jakiś plan – Panie Eustass…- Zwrócił się do Kida, nie odrywając wzroku od chłopaka - Nawet jestem szczerze uradowany, że mam tylu wyjątkowych gości…
Czerwonowłosy uniósł pytająco brew, ale postanowił to zignorować.
- Panie Joker, pieniądze powinny już znaleźć się w odpowiednim miejscu, tak jak się umawialiśmy – Poinformował pokazując, że nie ma zamiaru niepotrzebnie przeciągać spotkania.
Chwila ciszy. Tym razem Doflamingo zmierzył resztę przybyłych i odchylił się w fotelu, chichocząc cicho w zadowoleniu.
- Nie wątpię, lecz…- Przerwał, niespokojnie obijając palce o blat, jakby w zniecierpliwieniu.- Chyba transakcja ulegnie drobnej modyfikacji.
Law czuł, jak w pomieszczeniu atmosfera zgęstniała. Był posiłkiem podanym na stół. Jeśli czegoś szybko nie wymyśli, to on i być może reszta również będą w tarapatach. Serce waliło mu w piersi tak mocno, że ledwo słyszał własne myśli. Nie miał nawet jak dać znać, że dzieje się coś zupełnie innego, niż planowali.
- Myślałem, że już wszystko mamy obgadane - Kid pomimo spokojnego tonu, nadał swej wypowiedzi nutkę niezadowolenia. Reszta poruszyła się niespokojnie.
- Nie jestem już zainteresowany Pańskim towarem, Panie Eustass – Powiedział blondyn, zaskakując zgromadzonych - Dam ci to, co obiecałem i drugie tyle, za chłopaka, który jest z wami - Skinął głową na bladego Lawa, który zamarł ze strachu.
Kid obrócił się ze zgrozą, wpatrując w czarnowłosego, rzucając mu pełne zaskoczenia spojrzenie. Trafalgar nie miał możliwości przekazać mu swoich myśli. Nigdy nie rozmawiali o swojej przeszłości, dlatego nie było opcji porozumienia w tej chwili. Był w cholernej dupie. Do tego nie miał pewności, czy go zaraz nie sprzedadzą tej kanalii. Może i spędzili ze sobą trochę czasu, ale nie wiedział, czy to wystarczająco, by być w oczach tej trójki kimkolwiek więcej, niż nieprzydatną „pomocą medyczną”. Za chwilę miało się okazać, że naprawdę umrze, lub czeka go jeszcze gorszy los.
Poczuł się znowu sam. Przytłoczony tym cholernie niesprawiedliwym życiem. Taplał się w błocie rozpaczliwie, szukając jakiegokolwiek koła ratunkowego, lecz widział nad sobą jedynie twarze, które z szyderczymi uśmiechami pochylały się nad nim, ciesząc z nieszczęścia.
- Przykro mi, ale to nie wchodzi w grę.- Eustass przerwał to milczenie i nie ukrywając złości, podszedł bliżej do Doflamingo, mierząc go wściekle – Nie handluję przyjaciółmi. Dla dobra Pana, uznam to za głupi żart, ale tylko ten jeden raz - Dodał oschle i stanowczo. Reszta wydawała się z nim zgadzać, oburzona sytuacją.
Law wstrzymał oddech. Przyznał że go to zaskoczyło i w zdjęło z jego serca jakąś obręcz. Byłby wzruszony tym wszystkim, gdyby nie to, że Doflamingo przestał się uśmiechać, a ochroniarze stanęli w gotowości. Znał go znacznie dłużej i już wiedział do czego jest zdolny, dlatego zadrżał, słysząc złowrogi ton.
- Chyba się nie rozumiemy…- Blondyn spoważniał. Wstał, chcąc wzrostem podkreślić dodatkowo swoją wyższość - Ja zawsze dostaję to, czego chcę - Znów się wyszczerzył i pstryknął palcami.
Nim ktokolwiek zdołał się odezwać, ochroniarze unieśli pistolety i wymierzyli w zgromadzonych. Zamarli, zaskoczeni takim obrotem sytuacji. Law wiedział, że nie będzie już żadnych ładnych obietnic i transakcji. Przeraziło go to, jak wszystko nagle potrafi się zmienić. Jak życie na jego oczach może zostać odebrane od tak. To był właśnie taki świat, a oni zaznali jak na razie tylko jego niewinnej strony. Nie było reguł i ograniczeń. Liczył się spryt, wpływy i siła. Teraz byli sami.
- Nie radziłbym – Kid spróbował jeszcze coś zrobić ale nie zdołał ukryć paniki. Byli tylko dzieciakami. Może i zyskali znajomości, lecz nikt się nagle nie zjawi jak bohater, by ich uratować. Musieli liczyć na siebie. Wszyscy spięli się, szykując na wyciągnięcie broni. Trafalgar również się przygotował, próbując opanować drżenie dłoni.
Wzork wuja mówił do niego
Law… To nie musi się tak skończyć... Twoi przyjaciele mogą wrócić do domu cali i zdrowi, jeśli zrobisz ładnie, co ci każę.
Trafalgar wiedział, że może uratować sytuację. Być może była to jedyna opcja by uniknąć strzelaniny i ofiar. Jego wuj nie żartował. Od jego decyzji może zależy życie i dlatego bez wahania się więcej, ruszył do przodu, licząc na pierdolony cud. Dalej nie mógł się odezwać, czując jak język przykleił się do podniebienia. Chciał, żeby reszta przeżyła. Był gotowy to zrobić, byle tylko ich jakoś wyciągnąć z tej sytuacji. Nie miał gwarancji, ale to było wszystko co mógł zrobić. Nie dowiedział się jednak, czy to pomogło bo czerwonowłosy nagle krzyknął.
- Teraz!
Padł pierwszy strzał. Wszystko stało się strasznie szybko. Kid rzucił się do przodu razem z Drakem, wytrącając broń z dłoni mężczyzn. Bonney, trzymając się za ramię, pchnęła biurko, które obaliło na ziemię wściekłego blondyna, który stracił równowagę. Law stał jak w amoku, nie potrafiąc się ruszyć. Patrzył, jak przyjaciele walczą w jego obronie, ledwo w to wierząc. Nie zdążył się jeszcze nad wszystkim zastanowić, gdy opanowali sytuację, cofając się do drzwi.
- Wiejemy! - Kid szarpnął go, mierząc pistoletem w zbierających się wrogów - Za mną!
Nie rozumiał czemu ich zostawiają, ale nie chciał już być tu ani chwili dłużej.
Bonney i Drake wbiegli na korytarz i skierowali za nimi prosto na klatkę schodową. Nie ryzykowali zjazdu windą, którą z łatwością da się zablokować. Dziewczynie dość obficie krwawiło ramię, ale zdawała się nic z tego nie robić. Eustass w drodze wykonał szybki telefon do Apoo nakazując mu jak najszybszy odwrót. Zbiegali jak szaleni po kilka stopni na raz, nerwowo wymachując bronią to w górę to w dół, nie potrafiąc przewidzieć, skąd może ich zaskoczyć niebezpieczeństwo. To były chyba najdłuższe chwile w życiu Lawa. Nic mu się tak nie dłużyło jak te cholerne schody. Gdy w końcu dotarli na sam dół i stanęli przy ewakuacyjnych drzwiach, wymienili przerażone spojrzenia. Dysząc ciężko, Kid odstrzelił zamek i pchnął drzwi.
Na zewnątrz czekali już na nich ludzie. Wystrzał. Znów wszystko rozegrało się w zastraszającym tempie. Traflgar z przerażeniem patrzył, jak kula, którą miał zarobić Kid, zanurza się w klatce piersiowej Drake’a, który w ostatniej chwili zasłonił przyjaciela. Rozległ się krzyk Bonney i wrzask Eustassa, który zastrzelił w odwecie jednego z ludzi Doflamingo.
Lawa ogarnęła wściekłość i dziki szał. Tak jak wcześniej się jeszcze się wahał, tak teraz wypadł na zewnątrz i w akcie rozpaczy, zaczął strzelać na oślep, nie dbając już, czy odbierze komuś życie. Pomógł Kidowi podeprzeć Drake’a i razem ciągnęli go praktycznie na sobie. Bonney osłaniała ich jak mogła, lecz zza innego budynku wyskoczyło jeszcze kilku. Wiedział, że nie zdążą zareagować. Unieśli broń z zamiarem wystrzelenia.
Trafalgar myślał, że powiedzenie o życiu przelatującym przed oczami jest tylko głupim wymysłem.
Następny rozdział
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz