Noya spędził z nim czas prawie do północy. Było
mu głupio, że przetrzymuje przyjaciela ale naprawdę potrzebował w tym momencie
jakiegoś wsparcia. Przeszli na piechotę prawie całe miasto. W końcu jednak
rozdzieliły ich wściekłe dzwonki telefonów od rodziców, więc pożegnali się i
ruszyli w swoją stronę. Było mu odrobinę lżej, choć serce wydawało się puste i
martwe.
No po prostu zaraz wykopie sobie dół i legnie w
nim, przygnieciony własnymi ponurymi myślami.
Energia która zwykle go rozpierała gdzieś się
ulotniła. Nawet nie za bardzo przejął się, gdy przekroczył próg domu i
przywitały go jedynie wyrzuty matki, wymachującej groźnie palcem. Na szczęście
nie dostał żadnej kary dzięki temu, że wyskoki niesubordynacji raczej mu się
nie zdarzały. No i chyba musiał wyglądać żałośnie, bo ostatecznie pod koniec
spuściła z tonu.
Znów się wiercił. Od tych nieprzespanych nocy
robiło mu się niedobrze. Co się przekręcał, to żołądek podchodził do gardła.
Tępy, pulsujący ból głowy, który szybko zapijał tabletkami, wracał zawsze nad
ranem. Beznamiętnym wzrokiem śledził pierwsze promienie słońca przesuwające się
leniwie po ścianie i zastanawiał się, co ma powiedzieć dziś Kageyamie. Pomimo
miliona rad od Nishinoyi, żadna nie wydawała mu się sensowna na tyle, by z niej
skorzystać. Zwłaszcza ta, o wyjawieniu uczuć…
Ma się przyznać? Super. Najprawdopodobniej brunet
uzna to za dobry żart. W najlepszym wypadku oczywiście. Choć przyznał, że
ukrywanie tego staje się coraz trudniejsze. Pewnie to kwestia czasu, aż wszyscy
się domyślą. Może rzeczywiście powinien? Jeśli jest cień szansy…? W końcu
wybiegł za nim z tej kawiarni… oczywiście, że to nie musi o niczym świadczyć,
ale powiedział mu wcześniej, że Lily nic dla niego więcej nie znaczy. Są
przecież przyjaciółmi, prawda? Nie zostawi go i nie przestanie z nim rozmawiać,
gdy to wszystko wyzna, no nie? A gdy to zrobi to nawet jeśli nie zaakceptuje
jego uczuć, może zacznie nad nimi rozmyślać? Może coś się zmieni?
Rany! Jakby niewystarczająco stresującym faktem
było to, że podobają mu się mężczyźni! Już i tak miał skomplikowane życie i
szczerze? Naprawdę się bał. Nawet gdyby to wszystko wypaliło. No bo co dalej?
Powiedzą rodzinie, przyjaciołom? Ciągle będą narażeni na niechciane wytknięcie
palcem…
Czy naprawdę w ogóle warto to zaczynać? Czy aby
na pewno to przemyślał? Tylko…
Co ma zrobić ze swoimi uczuciami?
Dźwięk budzika pierwszy raz go chyba ucieszył. W
końcu mógł wstać i przestać udawać , że próbuje zasnąć. Przy pierwszych krokach
zakręciło mu się w głowie. Wsparł się o ścianę i odczekał, aż
słabość minie. Nie wyobrażał sobie dzisiaj wykrzesać z siebie czegokolwiek na
treningu albo zmierzyć twarzą w twarz z Kageyamą. Tragedia.
Zastanawiał się, czy może nie zasymulować grypy,
ale perspektywa bezowocnego trafienia z powrotem do łóżka go zniechęciła. Bez
entuzjazmu zszedł na dół. Na szczęście chociaż głód zwyciężył.
…
- Dzisiaj mam dla was niespodziankę! – Powiedział
trener drużyny do zaskoczonych chłopaków, którzy zmęczeni po intensywnym meczu,
leżeli rozłożeni na ziemi. – Dziś jestem z was powiedzmy… zadowolony.- Spojrzał
kątem oka na lśniący duet pierwszaków, którzy wyglądali raczej jakby mieli
zaraz wyzionąć ducha, niż błyszczeć na przyszłych zawodach.- Więc w nagrodę
odpuścimy sobie resztę treningu i idziemy do kina! – Pomachał im przed nosem
biletami wyciągniętymi zza placów. Wszystkich zatkało. Myśleli, że to żart.
- Przed przyszłym tygodniem należy wam się mały
relaks.- Przytaknął nauczyciel, zbierając manatki i utwierdzając niedowiarków o
prawdomówności trenera.- Dzwoniliśmy do waszych rodziców. Nie mieli nic
przeciwko.
Wszyscy się ożywili, prócz umęczonego Hinaty.
Nawet jeśli pierwszy raz okazano im taką łaskę był zbyt zmęczony na radość.
- Ale dawno nie byłem w kinie! Ale czad!-
Nishinoya podskoczył podniecony i potrząsnął rudzielcem.- Wstawaj!
- Daj mi umrzeć…- Chłopak miał ochotę wtopić się
w posadzkę.
- Nie sądzisz, że to dobra okazja by…- Nachylił
się do Hinaty i wyszeptał kilka słów do ucha na co chłopak od razu się
zaczerwienił.
- S-spadaj! Już wystarczy mi stresów!
Choć perspektywa siedzenia koło Kageyamy była
dość miła… Odwrócił się w jego kierunku i ich spojrzenia się spotkały. Szybko
odwrócili wzrok, jakby się tego wstydząc, co tym bardziej wydało się dziwne.
- Po za tym od rana nie rozmawiamy. Dzwonił do
mnie na przerwie, ale nie odebrałem.- Szepnął do przyjaciela, gdy razem
opuszczali boisko.
- W ciągu gry nie wyglądało, jakby było coś nie
tak.- Zdziwił się Noya, oglądając się dyskretnie na rozgrywającego.- Myślałem,
że gadaliście.
- Po prostu dzisiaj byłem zajęty bardziej tym, by
nie upaść, niż bujaniem w obłokach…- Potarł obolałe skronie.
- Ale fakt. Wyglądasz koszmarnie. – Przyznał
chłopak, przyglądając się jego workom pod oczami.- Aż dziwię się, że nie
puścili cię do domu.
- W przyszłym tygodniu mamy mecz. Musimy ćwiczyć.
Przebrali się szybko i ruszyli grupą do miasta.
Po drodze zakupili słodkie bułki i żartowali z tupeciku dyrektora. Sugawara
próbował ich przystopować, ale właściwie wyszło tylko gorzej, bo zaczęły się
kawały o murzynach.
Hinata szedł z boku prowadząc swój rower,
całkowicie wyłączony. Momentami reagował na zaczepki, ale zauważył, że
mózg pracuje mu z opóźnieniem, przez co nie zorientował się, że jakiś czas idzie
już koło niego Kageyama.
- Jak się czujesz?
Wzdrygnął się, zdziwiony że słyszy jego głos.
Spanikował. Utkwił wzrok przed sobą i odkrył, że ma strasznie suche gardło.
Odchrząknął, zerkając dyskretnie na Nishinoye, który był zajęty akurat
dogryzaniem Tanace.
- Jako tako…- Odparł wymijająco.- Lepiej w sumie…
- Dzwoniłem. Nie odebrałeś. Martwiłem się.
Mówił spokojnie, choć miał dziwny ton głosu.
- Tak? Musiałem nie zauważyć…- Przełknął ślinę.
- Chciałem pogadać.- Nie wydawało się, by mu
wierzył.
- O czym?- Udawał głupa i kopał pojedynczy
kamyczek przed sobą, aż ten w końcu poleciał w trawę.
- O tym, co się dzieje.
Boże, boże, boże…
- Nie rozumiem. Wszystko jest w porządku.
- Czemu mi nie powiesz?- Powiedział ciszej, by
koledzy nie słyszeli.- Przecież widzę. Unikasz mnie. – Ledwo wyczuwalnie
zabarwił wypowiedź wyrzutem.- Jak masz jakiś problem, to powiedz.
- Ubzdurałeś coś sobie.- Robiło mu się coraz
bardziej gorąco. Starał się odpowiadać luźno, ale i tak pokazywał, że go zbywa.
Była to jednak teraz jego jedyna forma obrony.
- Okej, skoro nie chcesz mówić, to po prostu
zapytam… – Wziął głębszy oddech, jakby zbierając się w sobie. Hinata natomiast
go wstrzymał, coraz bardziej przerażony.- Powiedz mi… czy osoba, która ci
się podoba…
Boże, boże, boże… Powiedziała mu! Na pewno!
Czemu ze wszystkich rzeczy akurat to! Czemu teraz?!
- Daj spokój!- Zaśmiał się nerwowo, szybko mu
przerywając. Koledzy spojrzeli na nich, zaskoczeni pierwszą jego żywą reakcję
tego dnia. – Nie ma kogoś takiego. Po prostu… powiedziałem to w nerwach.- Czuł,
że pobladł, dlatego odwrócił twarz. Wyobrażał sobie, jak to musi niewiarygodnie
wyglądać. Pomyślał, że koniecznością jest załagodzić sytuację, bo nie
spodziewał się takich bezpośrednich pytań. – Serio, unoszę się bo ostatnio źle
sypiam. A wczoraj naprawdę źle się poczułem…- Nagle się zachwiał. Obraz wywinął
fikołka, a sam poleciał na bok.
Pomrugał kilka razy, gdy zamiast z podłożem
spotkał się z trzymającymi go ramionami.
- Hej! Co jest?- Zapytał spanikowany Kageyama i
już unosił rękę na nauczyciela, chcąc go zawołać. Nikt nie zauważył tego
incydentu.
- Już dobrze. Jest dobrze.- Chwycił go za rękę,
szybko odzyskując trzeźwość. Okej, chociaż z tym jednym nie kłamał. Może przez
to zmienią temat. Chwała nieprzespanej nocy!
- Na pewno? Nie chcesz wracać do domu?
Czemu mówisz to takim zatroskanym tonem?
Trzymał go jeszcze chwilę. Jego ciepłe dłonie
pozwoliły odzyskać pion. Nie wyswabadzałby się z tego uścisku nigdy, gdyby
mógł.
- Tak. Wszystko w porządku. – Odsunął się
niechętnie, nabierając rumieńców. Czuł na sobie jego uważny wzrok.
Zamilkli.
Zrobiło się dziwnie. Tak wiele było niedomówień.
Tak dawno nie rozmawiali normalnie… Brakowało mu tego. Ich wcześniejszej
relacji. Czy to wszystko nieodwracalnie się popsuło?
- A jak wczoraj… z Lily?- Zapytał, choć nie
wiedział czy to dobry pomysł. Sama świadomość, że mogła mu powiedzieć… Jeśli on
wie… ale skoro tak… Może sprawdza, czy go okłamała…A może oni… razem…
- Nic. Odprowadziłem ją pod dom ciotki zaraz po
tym, jak się rozdzieliliśmy. Zostaje jeszcze tydzień.- Powiedział bezbarwnie.
- I co? Spotkacie się jeszcze?- Zapytał, pełen
napięcia.
Czy odpowiedź nie nadchodziła za długo?
- Nie. Powiedziałem jej, że nie.
Wmurowało go. O mało się nie zatrzymał.
- Serio?- Ileż on wysiłku włożył w to, by nie
wybuchnąć entuzjazmem. Zastanawiał się, na ile mu się to udało.- To znaczy…
dlaczego?- Był zaskoczony, po spotkaniu wydawało mu się, że nawet się dogadują.
Kageyama chwilę nie odpowiadał. Czy Hinacie się
wydawało, czy on wyraźnie posmutniał?
- Nie interesuje mnie.
- Zupełnie?
- Zupełnie.
- Nawet tyci tyci?
- Nawet.- Uśmiechnął się ponuro, gdy zobaczył
iskierkę w złotych oczach.
No dobra. Jednak coś poprawiło mu dzisiaj humor.
Pozostało tylko jeszcze jedno pytanie… Czy dziewczyna coś mu powiedziała…
Znaleźli się jednak już pod kinem, więc rozmowa
została przerwana. W ich nozdrza uderzył zapach popcornu i serowego sosu. Stali
na końcu grupy i wpatrywali się w listę seansów wyświetlanych na monitorze. Z
tego co wiedzieli, wybierali się na film akcji o jakiś bohaterach mutantach.
Nagle z przodu zrobiło się zamieszanie, więc podeszli bliżej.
- Jak to, to to nie jest zwykła sala?
- Nie, jest to sala VIP z dwuosobowymi sofami.
- To bilety nie były drogie dlatego, że idziemy
na 3D?- Zapytał zdruzgotany trener.- Da się to wymienić?
- Przykro mi.- Odparła dziewczyna stojąca na
bramce i dość zaskoczona tą niewiedzą.
Faceci pobledli, zdając sobie sprawę, w co
zostali wpakowani.
- Szefunio serio nie ogarnął…- Jęknął Tanaka,
odbierając swój bilet i sprawdzając miejsce.- Jak można, bandzie chłopów,
zaserwować, kino, z fotelami, dla ZAKOCHANYCH, jak nie ma, z nami, naszej,
kochanej, KYOKO!?!?!?!- Wydarł się jak męczennik na biczowaniu i padł na
kolana, zalewając się łzami.
- Jesteśmy razem!- Noya jak zwykle beztroski
chwycił się zdziwionego Azumane, gdy sprawdził swoje miejsce.- Dziś znów jesteś
moją parą!- Puścił mu powietrznego buziaka, na co skrzywił się Tsukishima.
- Zaraz puszczę pawia.- Poprawił na nosie okulary
i spojrzał na bilet. Powietrze wokół zgęstniało i pociemniało, gdy okazało się,
że dzieli miejsce z ryczącą na dywanie beksą.- Ja pierdole… Ktoś chętny do
zamiany?
Każdy znalazł jakoś swoją parę. Hinata obserwował
to wszystko o mało nie zwracając śniadania i bardzo szybko odkrył, kto jeszcze
nie został wspomniany.
- Chyba siedzimy razem.- Powiedział Kageyama,
porównując ich bilety.
Los jest naprawdę kapryśny. Nie wiedział
czy się cieszyć, czy popaść w panikę.
Gdy stali po popcorn zastanawiał się, jak wygląda
ta sala. Nigdy w takiej nie był. Może z tymi fotelami to przesada? No bo nigdy
o niej nie słyszał, jakaś nowość? Co to w ogóle za wymysł? Na pewno nie
wyglądają tak, jak to sobie wyobrażał. Przecież to Japonia.
Jakże się mylił…
Oczywiście nie co do wyglądu ów siedzeń.
Oblał go zimny pot, gdy stanęli obok wyściełanej krwistym
atłasem pufy. Wszyscy chłopacy poczuli lekką konsternacje, ale by rozluźnić
atmosferę, próbowali zamienić to w żart. Lekko przeszkadzał im wzrok
podejrzliwych zakochanych par, które niezwykle zdziwiło tak liczne męskie,
samotne grono wypełniające sale.
- Choć kochanie, zobaczymy czy starczy dla nas
razem miejsca~.- Noya poklepał siedzisko i zatopił się w miękkim puchu.-
Rany, ale wygodne!- Asahi raczej nie bardzo był speszony sytuacją. Przyjął
wszystko jak zwykle spokojnie, tak samo jak zajął miejsce.
- A może wolisz podłogę?- Zapytał Tanaka,
odwzajemniając mordercze spojrzenie zza okularów kolegi.
- No nic nie poradzimy. Nie róbcie zamieszania.-
Jak zwykle uspokajał ich Sugawara i jak zwykle został zlany.
- Wyjść gdzieś z nimi i zaraz siara…- Jęknął
Daichi, pociągając siorbnięciem łyka coli.
- Zamknąć japy, bo ze składu wywalę.- Wywarczał
przez zęby podirytowany nadal swą pomyłką trener.
- Nie byłoby problemu, gdyby ktoś umiał zmawiać
bilety.- Szepnął jeden chłopak z drużyny o bliżej nieokreślonym położeniu.
Wszyscy solidarnie udawali, że nie słyszeli.
- Słucham?! Który gnojek się odezwał?!- Takeda
poderwał się, przez co siedzący z nim zawstydzony nauczyciel zakołysał się
lekko, tonąc w fotelu.
- Cicho, zaraz się zacznie!- Upomnieli ich inni
uczestnicy seansu, co na dobre zakończyło kłótnie.
Hinata nie mógł się ruszyć. Kageyama wskoczył na
sofę i przesunął się, robiąc mu miejsce. Mieli miejscówki na samej górze,
praktycznie odseparowani od reszty. To jakieś pierdolone przeznaczenie czy
dobry żart? Noya wysunął się zza oparcia i dyskretnie pokazał mu kciuka w górę,
co tylko dodatkowo go zestresowało. Nie wiedział, czy ma tak spocone dłonie,
czy to tylko woda skraplająca się na ściankach zimnego kubeczka. Jeśli on nie
wyczuje jego walącego serca, to chyba będzie cud. Ostrożnie się przysiadł, ale
chcąc nie chcąc wnętrze fotela od razu go pochłonęło przez co przylegli do
siebie ramionami.
- He, he, ale zapadnia…- Pisnął nienaturalnie i
zaraz pożałował.
Przełknął ślinę. Zrobiło mu się cholernie gorąco.
- Faktycznie, dziwne nie?- Ku jego zaskoczeniu
przyjaciel też wydawał się spięty.
Światła zgasły. Zaczęły się wyświetlać reklamy.
Między udami dzielił ich tylko popcorn. By nie siedzieć jak pień, Hinata zaczął
wpierdalać słoną przystawkę, drżącymi palcami wygrzebując ją z pudełka.
Czy mogło być gorzej? Oczywiście. Ich dłonie
musiały się spotkać w drodze do jedzenia, co natychmiastowo wywołało panikę i
rudowłosy wzdrygnął się jak jakiś nienormalny. Na szczęście na ekranie
rozegrała się jakaś masakra, więc tą reakcję można było poniekąd jej przypisać.
Zaprzestał konsumpcji w obawie przed powtórką i wlepił oczy w ekran, nie
rejestrując żadnego obrazu. Liczyło się jedynie ciepło i zapach drugiego ciała.
Oraz przyjemne uczucie w podbrzuszu, ale te starał się ignorować.
O czym, kurwa, jest ten film? Zaczął się
zastanawiać, gdy walące serce już go nie ogłuszało.
Starał się uspokoić. Oddychać. Rozluźnić. Skupić
na akcji na ekranie. No tak, ten w zielonym to chyba główny bohater…
Było mu tak przyjemnie. Bał się choć o milimetr
obrócić twarz, by przypadkiem nie spotkać się z ciemnymi tęczówkami. Po za tym,
gdyby to zrobił, miałby jego szyję na samo wyciągnięcie ust.
Ciekawe, jakby to było go po niej całować…
Przełknął ślinę. Rany, ale się zapędza myślami.
Choć były przyjemne…
Zatopił się w nich, przymykając oczy.
Było tak ciepło i wygodnie…
Chyba nic się nie stanie, jak tylko na chwilę…
- Hej, Hinata.
Nie mógł rozkleić powiek. Czy ktoś coś do niego
mówił? Ktoś dotykał jego policzka? Czemu w jego pokoju nagle było tak głośno?
- Film się skończył.
Od jego szeptu przeszedł go ciepły dreszcz.
Wzdrygnął się i otworzył oczy. Faktycznie, napisy leciały w tle. Przespał
całość? Do tego opierał głowę o ramię Kageyamy, a on sam patrzył teraz na niego
z nieokreślonym wyrazem twarzy. Delikatnie się uśmiechał.
- Och…- Szepnął, bardzo powoli się odsuwając. Z
jednej strony było mu głupio, a z drugiej z przyjemności mrowiło go całe ciało.
Motyle w brzuchu odezwały się ze zdwojoną siłą. Panika mieszała się z chęcią
ponownego przysunięcia. Nie potrafił nic więcej z siebie wykrztusić.
- Idziecie?- Zapytał Sugawara, który przeciągał
się po seansie. Reszta chłopaków też już zbierała się do wyjścia.
- Kibel, kibel, kibel!- Nishinoya wybiegł z sali
jakby się paliło. Inni również poparli ten pomysł, czując przeładowane colą
pęcherze.
Rudowłosy już nie czekał na resztę. Wstał i
zbiegł po schodach, starając się być opanowanym. Po prostu wychodzi z kina. Po
ludzku. Ze spokojem.
Musiał awaryjnie zaczerpnąć powietrza.
Gdy znalazł się na zewnątrz, oparł się o mur i
odetchnął głęboko. Duszność ustąpiła, a chłodne powietrze koiło gorączkę.
Uśmiechnął się i zamknął oczy. To naprawdę było przyjemne…
Drzwi skrzypnęły. Ktoś wyszedł z kina i dołączył
do niego.
- Wyspany?- Zapytał rozbawiony Kageyama.
- Jak nigdy w życiu.- Zaśmiał się, czując ucisk w
żołądku.
Uciekam, a ty mnie jak zwykle gonisz…
- Słuchaj… co do wcześniej…- Zaczął niepewnie,
widząc nagle jego spłoszone oblicze.- Przepraszam za tą całą akcje. Z Lily… Nie
powinienem cię prosić o takie rzeczy. Żałuję też, że wziąłem od niej ten
numer…- Podrapał się po karku.
Po co mi to mówisz? Serce Hinaty zdwoiło
obroty. I czemu znów do tego wraca?
- Nie chcę się kłócić.- Zarumienił się i odwrócił
wzrok.- Dlatego… masz.- Wyciągnął przed siebie telefon.
- Po co mi on?- Zapytał rudzielec niezmiernie
zdziwiony. Nie rozumiał.
- No… żeby wziąć jej numer.- Burknął.- Mogłeś mi
wcześniej powiedzieć, że ci się podoba, a nie odwalać takie akcje.
…
…
…
- Z czego się śmiejesz?- Tobio wydawał się
niezmiernie speszony jego reakcją. Oglądał się na boki, zawstydzony tym
wybuchem wesołości i zerkającymi na nich podejrzliwie ludźmi.
Hinata musiał się oprzeć o ścianę, tak bardzo nie
mógł się powstrzymać. Łzy pojawiły się w kącikach jego oczu gdy rechotał się w
niebogłosy.
To naprawdę jest kurwa jakiś pieprzony żart! To
było chyba dla niego za wiele.
- Cały czas… myślałeś… że ona mi się podoba?-
Miał ochotę turlać się po podłodze. Śmiał się, choć coś wewnątrz go bolało.
Wiec o to chodziło? Naprawdę? Cały czas?
- A… nie?- Zapytał zdezorientowany.- Przecież…
m-myślałem, że jesteś zazdrosny!- Krzyknął zszokowany.
- Zazdrosny? Hahahaha!- W końcu opanował spazmy
na tyle, by się uspokoić i oparł plecami o ścianę. Wziął głębszy oddech,
by przygotować się na to, co zamierzał zrobić.
Teraz, albo kurwa nigdy.
- Owszem, byłem…- Spojrzał w niebo, zakładając
ręce za siebie i wbijając paznokcie w skórę prawie do krwi.- O ciebie.
Wiatr rozkołysał drzewa, z których zerwało się
stadko ptaków. Zniknęły na tle coraz bardziej granatowego nieba. Zaraz miały
zapalić się pewnie pierwsze latarnie.
- Co?- Powiedział to tak, jakby ktoś uderzył go w
brzuch.- Jak… o mnie?
- Dokładnie tak, jak to brzmi. O ciebie. O to, że
wolisz być z nią…- Nie potrafił na niego spojrzeć. Chyba nigdy w życiu się tak
nie bał. Nie sądził, że kiedykolwiek to zrobi. Jeszcze rano nie wyobrażał sobie
takiej sytuacji. Nawet tego porządnie nie przemyślał. – …a nie ze mną…
Jak bardzo był teraz żałosny? Wyznawał uczucie
innemu facetowi. Co teraz?
Chyba go zgasił. Ostro. Kageyama nie odzywał się
dłuższą chwilę.
- Nie rozumiem…
- Czego, do cholery, nie rozumiesz?!- Uniósł się,
niesiony falą kumulujących się uczuć i strachu. Gdy zobaczył to, w jaki sposób
czarnowłosy na niego patrzy, wycofał się pospiesznie bojąc się nagle, że
wszystko stracił. Ich relacje, ich wspólną grę, ich spędzony czas i każdy
przyszły… – Ja… ja tylko…- Czemu teraz nie mógł uciec, tak jak zawsze to robił?
Drżące nogi na złość stały w miejscu.
- To jest żart, tak?- Zapytał nagle głucho.-
Powiedz, że to jest żart.
Zagryzł wargę. Miał ochotę go przepraszać i
wyprzeć się wszystkiego, co powiedział ale…
Nie potrafił.
Bliski płaczu, pokręcił przecząco głową,
wpatrując się w chodnik. Nie liczył już na nic.
- Hinata…
Znów pokręcił, tym razem mocnej. Błagał siebie,
by łzy się wstrzymały. Chociaż do powrotu do domu. A potem pomyśli. Potem sobie
to wszystko poukłada.
Wiec co się więc nagle stało?
Czemu Kageyama znalazł się przed nim i chwytając
jego twarz, przysunął do swojej? Dlaczego jego usta…
Jego usta…
…go całowały?
Porwało go to. Wyrwało z otoczenia, z sytuacji w
jakiej przed chwilą się znalazł do czegoś zupełnie innego, nowego i
niesamowitego. Zapomniał co robi, chwytając się gorącej szyi i gdy tylko
ogarnął go przebłysk świadomości, odwzajemnił pocałunki.
Paliły go wargi i ciało. Przyparty do muru tracił
oddech. Serce spłoszone jak uciekający zając tłukło się wewnątrz klatki
piersiowej tak mocno, że aż bolało. Kosztował tego uczucia, które pierwszy raz
wyzwoliło się na wolność, zmaterializowało, otuliło i dotknęło najczulszych
pragnień. Język zetknął się z jego, wzbudzając dreszcz, którzy przesunął się
wzdłuż jego karku, po kręgosłup, kończąc silną falą w okolicach ud. Nowo
poznana namiętność go oszołomiła, topiła granice, szeptała zawstydzające
rzeczy. Poczuł się jak pijany i dziękował dłoniom, które go trzymały, bo
najpewniej osunąłby się na ziemię, przytłoczony tym wewnętrznym tornadem.
Skrzypnięcie drzwi wyrwało ich momentalnie z tej
karuzeli. Kageyama odskoczył od niego w panice. Hinata nie wiedział, jak sam
ustał na nogach. Obrócił się jedynie w stronę przypiętego roweru, by ukryć
zarumienioną twarz i błyszczące oczy.
- Hej! Są na zewnątrz!- Krzyknął Tanaka,
nieświadomy tego, co przed chwilą mógł zastać.- Myśleliśmy, że tak długo
lejecie w kiblu i czekaliśmy jak idioci.
Rudowłosy próbował trafić kluczykiem do zamka w
łańcuchu. Tak drżały mu dłonie, że nie dawał rady. Podejrzewał że określenie
„piwonia” nie oddaje koloru, jaki może mieć jego twarz.
Kageyama od razu włączył się w rozmowę z
kolegami, by chyba robić pozory, choć mówił zdecydowanie za szybko. Zaczęły się
dyskusje na temat filmu i powolne rozchodzenie każdy w swoją stronę. Nishinoya
próbował zagadać do Hinaty ale za bardzo nie miał okazji, bo kapitan ich
drużyny wyjątkowo miał mu dużo do powiedzenia.
Nim się obejrzeli, zostali znów sami.
Szli w milczeniu, nie odzywając się do siebie,
oboje chyba nie do końca rozumiejąc, co stało się przed kinem i co to teraz
oznacza.
Powinienem coś powiedzieć? Może zapytać?
Rozwidlenie dróg nastało szybciej, niż oboje tego
chcieli. Hinata zaciskał dłonie na kierownicy zastanawiając się, czy
przypadkiem może jeszcze po prostu się nie obudził? Dalej siedzą w kinie, a on
ma przyjemny sen?
- To… do jutra?- Zapytał Kageyama niepewnie,
ciszej niż zwykle.
Uniósł wzrok i spotkał ze spojrzeniem pełnym dziwnego
napięcia.
Czy on też… się bał? Czy może żałował…?
- Tak. Do jutra.- Wysilił się na nerwowy uśmiech
i wsiadł na rower.
Tak bardzo chciał w to wierzyć. Tak cholernie
bardzo. Tak wiele czuł w tym momencie niepewności i sprzeczności.
Żaden się jednak nie ruszył. Jakby odgadując
własne błagalne myśli. Wstrzymali oddech w oczekiwaniu na jakiś ruch, który
utwierdzi ich w przekonaniu, że to co się stało nie było pomyłką.
Tobio podszedł do niego niepewnie. Nachylił się i
tym razem ostrożnie, niczego nie wymuszając, tracąc zdecydowanie na
wcześniejszej pewności i zaborczości, ponowił pocałunek. Jakby sprawdzając, czy
aby na pewno ma na to zgodę.
Dlaczego? Hinata onieśmielony pozwalał mu
na to, z każdym razem o sekundę dłużej przeciągając oderwanie warg. To uczucie,
które wcześniej kłębiło się w piersi, zaczęło pełznąć niżej, językami
spływając pociele. Zawstydziło go to. Żaden nie chciał jednak tego przerywać
mimo, że stali dalej na środku ulicy.
Czy to na pewno nie sen?
Czy trzeba było tutaj coś mówić? Czuł się
szczęśliwy. Najszczęśliwszy na świecie. Oboje chyba myśleli podobnie, bo gdy
całowanie przeciągało się w nieskończoność, namiętność ustąpiła wesołości.
Żegnali się całą wieczność, a gdy w końcu się rozstali, uśmiechy nie schodziły
im z ust aż do samego zaśnięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz