czwartek, 16 lipca 2015

Japan Kac 5



     Law siedział za rogiem i wbijał paznokcie w skórę przedramienia. Myślał, że zaraz trafi go szlak. Nerwowo patrzył na przechodzących pracowników, którym na razie nie przyszło do głowy obrać trasy przez dolinę rozpusty. Przy każdym głośniejszym jęku Trafalgar spinał się maksymalnie, próbując nie wybuchnąć i rozglądał się zdenerwowany dookoła, czy nikt więcej tego nie słyszał.
       Wybrali sobie idealny moment, idioci!
       Zobaczył kroczącego w jego kierunku Zoro. Pomachał mu nagląco. Gdy tamten go zauważył, zdziwił się bardzo i podleciał, kucając obok.
       - Czemu tu jesteście?!- Zielonowłosy wysyczał przez zęby.- Musimy stąd spadać i to już! – Rozejrzał się nerwowo dookoła i spojrzał na puste akwarium. Zwrócił się z powrotem do chłopaka.– A potem tak waszą trójkę spiorę, że przez miesiąc nie poznacie swoich gęb!- Warknął cicho i chwycił Lawa za koszulkę.
       - Spokojnie…- Powiedział ciemnoskóry unosząc w obronnym geście ręce. – Może pogadamy o tym później…- Było mu naprawdę głupio, że tak wystawili swojego kumpla.       - Zdecydowanie…- Furia w oczach Zoro paliła żywym ogniem.
       - Dlaczego musimy spadać?- Law próbował zmienić temat i niespokojnie zerkał na jego pięści, dalej trzymających jego koszulę.- Dlaczego cię wypuścili? To było nieporozumienie?
       - Lepiej zgadnij, kto tak urządził bibliotekę?- Zoro machnął na akwarium szepcząc niespokojnie. – W każdej chwili mogą nas rozpoznać!
       - Nie mów że…- Law przełknął ślinę już się domyślając. – W takim razie dlaczego…?- Nic nie rozumiał.- Czy ty i ten policjant…?- Zaczął podejrzliwie, mrużąc oczy.
       - Nie pora teraz na wyjaśnienia!- Zoro spalił buraka i puścił przyjaciela, odwracając wzrok.- Mam książkę.- wyciągnął tom przed nos tamtego.
       - Skąd ty…?- Zapytał, ale szybko pokręcił głową, kontynuując.- Z resztą nieważne. Ci dwaj idioci zajmują się sobą za rogiem.- Law wskazał regał.
       - Co to znaczy…?- Zielonowłosy nie skojarzył.
       - Wyjrzyj i sam się przekonaj…- Odparł jego kompan, wzdychając.
       Roronoa wychylił się ostrożnie zza półek i zamarł, widząc scenę, która odgrywała się w zaciszu publicznej biblioteki. Bardziej byłby zaskoczony, gdyby okazało się, że będzie mieć z Kuiną dziecko.
       - O ja pierd…- Zoro rozdziawił usta, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
       - Kłopoty na dwunastej, kłopoty!- Law szarpnął Roronoe za koszulkę, próbując ocucić go z szoku.       Różowowłosa kobieta zwana Hiną, szła w ich kierunku, mówiąc jeszcze coś po drodze, pracującym przy bałaganie mężczyznom.
       - Ja ją zajmę, ty każ im się ubierać!- Law wypchnął szybko zielonowłosego między regały, a sam razem z książką, którą miał już w ręce, pognał do długowłosej, dopytując się o szczegóły jej dotyczące.
       Zoro stał w korytarzu i patrzył z góry speszony na dwoje swoich przyjaciół, którzy migdalili się w najlepsze. Wściekły, zacisnął dłonie w pięści, a na jego skroni wyskoczyła pulsująca żyłka. Chwycił kilka grubych tomisk i cisnął nimi w kierunku wijących się na podłodze kochanków.
       - Zbierajcie te swoje nagie dupska z ziemi, ale to migiem!- pogroził z oddali kolejną porcją materialnej wiedzy.
       - Ej!- Krzyknął Ace obrywając z jednej książki w głowę. Oderwał się od czerwonego Sanjiego, który łapał oddech po wcześniejszym długim i namiętnym pocałunku. – Nie widzisz, że…! Zoro?!- Krzyknął zaskoczony.
       - Jesteśmy kurwa w miejscu publicznym! Tu też są kamery do cholery!- Zoro syczał przez zaciśnięte zęby i bardzo wymownie gestykulował.- Będziecie się macać później! PÓŹNIEJ!
       - Pieprzony glon…?- Blondyn również rozdziawił usta. Przejechał dłonią po rozczochranych włosach. Również był zaskoczony, ale ochłonął trochę. W końcu właśnie przed chwilą… Dalej nie mógł uwierzyć, że naprawdę Ace go zaakceptował. A może tylko poniosła ich chwila? Może rzeczywiście dalej byli pijani? Bardzo chciał się nad tym wszystkim zastanowić, ale musiał też przyznać, że to nie był czas i miejsce na takie rzeczy. Z żalem, odsunął się od ukochanego, nie potrafiąc skrzyżować z nim ponownie wzroku. Ace również chwycił swoje części ubrań, analizując to, co przed chwilą miało miejsce.
       Chłopaki ubrali się w akompaniamencie cichych przekleństw i odwróconego, zażenowanego Zoro. Próbowali wypytać stojącego, jak tu się znalazł ale odpowiadał wymijająco, tłumacząc, że na to będzie czas później. Dali mu spokój i gdy byli już gotowi, podeszli do Lawa i bibliotekarki. Sanji miał ogromną ochotę zapalić. Cały entuzjazm który wcześniej czuł, rozpłynął się w powietrzu jak jego ulubiony nikotynowy dym. Przynajmniej kłopot z glonem mieli z głowy.
       - To wszystko co mogę na jej temat powiedzieć. Hina wie tylko tyle.- Kobieta odpowiedziała na pytanie i odgarnęła długie różowe pasemko, zarzucając je za siebie.- Czy to już wszystko?
       - Tak, dziękujemy bardzo. To my już pójdziemy…- Ciemnoskóry ukłonił się nisko i już chciał odejść razem z przyjaciółmi, gdy przed jego twarz zostało podetknięte małe czarne pudełko.
       - Wybieracie się może do Smokera? Mam dla niego prezent. Hina prosi o przekazanie.- Kobieta pierwszy raz się uśmiechnęła.
       - Prezent…? Cóż… Nie wiem kiedy w najbliższym czasie…- Zaczął chłopak niepewnie, próbując się wykręcić z niezręcznej sytuacji, ale Zoro mu przerwał.
       - Oczywiście z przyjemnością.- Odebrał pakunek.- Właśnie się do niego wybieramy.- Ruszył do wyjścia ponaglając zaskoczonych przyjaciół.- Przekaże pozdrowienia!
       Chłopacy pożegnali się jeszcze raz z Hiną i nic nie rozumiejąc, wyszli z budynku na ciemną już ulicę.

                                                                              ***
    - Że jak?!- Ace wytrzeszczył oczy.- Jaja sobie robisz!- Powiedział próbując nie parsknąć śmiechem.- Z tym kolesiem, co go skuł?
     - No mówię, co widziałem.- Law wzruszył ramionami, rozmasowując guza rosnącego na jego głowie.
       - Nikt cię nie prosił o relacje!- Zoro płonął ze wstydu. Całe zajście sprzed biblioteki zostało przedstawione ze szczegółami.       - Naprawdę dałeś dla nas dupy temu policjantowi?- Sanji nie mógł wyjść z podziwu dla poświęcenia przyjaciela. W ogóle ciężko mu było uwierzyć w te całe opowieści o monitoringu. Zastanawiał się, jakie jeszcze czekają ich atrakcje. Czuł coraz większe zmęczenie i najchętniej to walnąłby się do łóżka. No i zapalił oczywiście.
       - Jakiej dupy?!- Wrzasnął Roronoa pełen furii. Zaczynało wkurzać go dopowiadanie kolegów. - Lepiej wy wyjaśnijcie co miało miejsce w bibliotece!- Miał nadzieję zmienić temat. Z resztą sam był go bardzo ciekawy.
       Piegowaty i blondyn odwrócili wzrok od ciekawskich spojrzeń przyjaciół, udając, obojętność.
       - Magia chwili…- Powiedział żartem, zawstydzony Ace, gwiżdżąc wymijająco i zakładając dłonie za głowę.
       Sanji spochmurniał. Zastanawiał się, jak mają teraz z tego wybrnąć. Włożył ręce głębiej w kieszenie sfrustrowany i kopnął puszkę walającą się po chodniku.
       Chłopacy kierowali się w stronę jedynego klubu dla gejów, który znali. Na ziemi ich cienie pojawiały się i nikły, wywołane żółtymi światłami latarni ulicznych. Okolica pustoszała, im dalej zapuszczali się w podejrzaną dzielnicę.
       - To na pewno tu?- Law rozglądał się niespokojnie, zatrzymując dłużej wzrok na podejrzanych typach, stojących za prawie każdym rogiem. Nie narzekał jednak, bo bardzo liczył na to, że pozbędzie się w końcu tego ustrojstwa z ręki. Miał nadzieję, że może ominie go historia związania się z tym przedmiotem.
       - Jeśli tylko te miejsce przychodzi nam na myśl, to musi być to.- Ace drapał się po karku, również czując niepokój. Co im wpadło do głowy, żeby zamawiać striptiz dla Luffiego? Coraz bardziej martwił się o swojego młodszego braciszka i liczył na to, że może tam znajdą o nim jakieś informacje. Do tego zaczął czuć się nieswojo przy Sanjim. Cieszył się, że jest ciemno, przynajmniej nie było widać jego płonących policzków, kiedy wspominał niedokończoną sprawę w bibliotece.
       W oddali ujrzeli różowe neony, oświetlające prawie pół ulicy. Przed wejściem stała grupka wyzywająco ubranych ludzi, palących papierosy. Ze środka wydobywała się klubowa muzyka, a w oknach budynku widać było męskie cienie oplatające i tańczące wokół rur przytwierdzonych do sufitu. Wszyscy na ten widok przełknęli ślinę.
       - G-5? – Blondyn czując nikotynowy dym, pomyślał, że zaraz oszaleje. Ręce powoli zaczynały mu drżeć i pocić, złaknione nałogu. Męskie sylwetki przywodziły mu na myśl tą stojącą obok. Nie mógł wyzbyć się dalej ognia palącego jego ciało. - Co za beznadziejna nazwa… - Starał się niczego po sobie nie poznać.
       Ostrożnie weszli do środka, zmierzeni od góry do dołu (szczególnie dołu) przez zainteresowane, męskie spojrzenia gości lokalu. Wewnątrz panował przytulny półmrok. Akurat musiało trwać jakieś przedstawienie, bo na scenie, ustawionej pomiędzy półokrągłymi lożami, prezentowali się półnadzy mężczyźni, tańczący na niej w obcisłych skórach i pióropuszach.
       - Chryste…- Oczy Lawa pierwszy raz doświadczyły takiego wyuzdanego widowiska.- Znajdźmy Luffiego i wynośmy się stąd!- Szepnął nagląco i odwrócił wzrok od prężących się, lśniących w czerwonym świetle ciał.
      Reszta chłopaków też poczuła się nieswojo. Atmosfera ich trochę przytłoczyła. Gdy oderwali w końcu wzrok, rozejrzeli się dookoła w poszukiwaniu baru lub jakiegoś wolnego pracownika. Nim jednak jakiegoś dostrzegli, ci sami się nimi zainteresowali. Potężni ochroniarze położyli łapy na barkach naszych bohaterów i bardzo wymownie poprosili, by wraz z nimi udali w pewne miejsce.
       Przyjaciele wymienili spojrzenia i ruszyli zaniepokojeni za gorylami. Przeszli przez różne drzwi, zostawiając za sobą imponujący pokaz akrobacji. Grube ściany całkowicie wygłuszyły muzykę. W końcu zostali wprowadzeni do przestronnego pomieszczenia wyglądającego na zwykły gabinet. Za obszernym biurkiem, schowany za oparciem krzesła, siedział jakiś mężczyzna popalający cygaro. Widzieli jedynie jego profil.
      - Panie Smoker, pańscy wczorajsi goście raczyli pana znów odwiedzić.- Powiedział jeden ochroniarz na odchodnym, zostawiając zdumionych chłopaków sam na sam z szefem. Drzwi się zatrzasnęły, uniemożliwiając im drogę ucieczki. Cała czwórka wlepiła wzrok w odwracającego się w ich kierunku, srebrnowłosego mężczyznę, który jak tylko ich zobaczył, jednym zaciągnięciem spalił cygaro do końca i zgniótł końcówkę w popielniczce, wkładając w to wiele wściekłej pasji. Był bardzo dobrze zbudowany, jego koszulka mocno opinała twarde mięśnie torsu i ramion. Od czoła po policzek biegła upiorna blizna nadając mu wygląd mordercy, chcącego poderżnąć im gardła. Lśniące, jasne włosy były ulizane do tyłu. Chłopaki stali na baczność jak trusie, zastanawiając się, co znowu zmajstrowali i czy przeżyją. Pot spływał po ich skroniach, gdy wzrok mężczyzny przesuwał się od jednej twarzy do drugiej. Z jakiegoś powodu budził w nich niepokój, a po dzisiejszych ekscesach, mieli już dość kłopotów.
       - Niesamowite, że macie jeszcze czelność się tu pokazywać.- Powiedział srebrnowłosy zabijając ich wzrokiem. – Po co wróciliście?
       - Po mojego brata. Szukamy go od wczoraj. Taki niski, czarnowłosy… - Ace wychylił się przed szereg.
       - Bardzo przepraszam za wszelkie kłopoty jakie mogliśmy panu przysporzyć…- Sanji również się odezwał profilaktycznie czując, że jednak coś przeskrobali. Już miał kontynuować, gdy pięść siedzącego za biurkiem mężczyzny trzepnęła o blat stołu.
       - Kłopoty?!- Wrzasnął wściekły, a całe reszta się zatrzęsła.
       - Zapłacimy za szkody, niech pan tylko wystawi rachunek.- Law dziękował w duchu, że dostał ostatnio premię w pracy. Miał nadzieję, że to wystarczy. A potem karze oddawać tym idiotom dług do końca życia, naliczając im kosmiczne odsetki odszkodowania za ten parszywy wieczór.
       - Mamy również prezent od pańskiej przyjaciółki.- Ace pragnąć jeszcze udobruchać srebrnowłosego, wypchnął przed szereg Zoro, który wyjął zza pasa niewielkie pudełeczko i złożył je przed pytającym wzrokiem szefa gejowskiego klubu.
       Smoker patrzył na nich i na pudełko z pewną konsternacją. Odetchnął, próbując uspokoić nerwy i odpakował prezent. Wyjął z niego najlepszej klasy cygaro i uniósł brwi w zdziwieniu poznając życzenia od Hiny. Pomrugał kilka razy nie dowierzając. Trochę złagodniał.
       - Gdy otrzymam swoją własność, może będę chętny na rozmowy.- Mężczyzna zmrużył oczy, próbując pohamować gniew. Silił się na spokojny ton.- A co do reszty…
       - To znaczy…?- Zapytał piegowaty, zaciekawiony nową informacją.
       - Nie róbcie ze mnie idioty!- Krzyknął Smoker nie wytrzymując i wstał, mając dosyć tego cyrku. Reszta podskoczyła i poczuła się przy nim jak chucherka, które może połamać słaby podmuch wiatru.- Chce moją spluwę z powrotem!- Facet wyglądał jakby go miało rozsadzić. Zmierzył groźnie przede wszystkim Lawa – A ciebie to powinienem wypatroszyć i powiesić na ścianie!       - Mnie?- Ciemnoskóry zadrżał ze strachu, gdy zwrócono się do niego.- Ale, że co…?- Słowo „spluwa” i „wypatroszyć” sprawiło, że poczuł się słabo.
      - Przykro nam, ale nie pamiętamy nic z zeszłego wieczoru.- Powiedział Ace, uprzedzając kolejny wybuch mężczyzny. Czekał na reakcje, która nie nadchodziła. Wykorzystując tę chwilę zaskoczenia, kontynuował.- Wczoraj wyprawialiśmy wieczór kawalerski mojemu bratu. Narąbaliśmy się w trzy dupy i go zgubiliśmy. Szukamy go od rana.
       - I mam w to niby uwierzyć?- Smoker trawiąc na szybko te informacje, zapalił nowe cygaro. Trochę się uspokoił, ale dalej nie był do końca przekonany. Myliło go bardzo, że miny chłopaków rzeczywiście wyglądają na nieświadome swoich czynów.
       - Mógłby nam pan przybliżyć wczorajszy wieczór?- Zapytał Sanji, ale zaraz potem został zmierzony przez wściekłe spojrzenia kolegów.
       Srebrnowłosy potarł skronie. Nie wiedząc co z nimi zrobić, postanowił po chwili puścić nagranie z ukrytej, w swoim gabinecie, kamery. Wcisnął guzik umieszczony pod biurkiem i ku zaskoczeniu całej czwórki, z ich lewej strony zaczął wysuwać się plazmowy telewizor, ukryty za zdobioną zasłoną. Rozświetlił się i zaczął emitować czarno-biały film.
       Wszyscy wstrzymali oddech zaskoczeni, gdy zobaczyli siebie na ekranie. Zoro wspominając poprzednie filmy, nie nastawiał się pozytywnie. W pierwszej chwili ucieszyła ich myśl, że Luffy był jeszcze z nimi, ale to była ostatnia pozytywna, jaką mieli doświadczyć. Smoker zamknął oczy nie mając ochoty oglądać tego drugi raz. Pogrążył się we własnych wspomnieniach, obserwując reakcje swoich gości, która z minuty na minutę, bawiła go coraz bardziej.
        Piątka chłopaków śmiejąc się, weszła do gabinetu.
      - Czego chce ode mnie pijana hołota?- Warknął mężczyzna za biurkiem, widząc nieproszonych gości.
      - Słuchaj koleś!- Sanji wymierzył w Smokera palcem.- Ty jesteś tu szefem?!
      - Tak, bo co?- Srebrnowłosy strzepał pył z palonego cygara do swej zdobionej popielniczki, powstrzymując się przed wybuchem.
      - Masz coś, na czym nam zależy! – Krzyknął chłopak.- Przysyła nas Dadan!
      W pomieszczeniu zaległa cisza. Najwyraźniej zainteresowała go ta informacja. Mężczyzna siedział nieruchomo za biurkiem, marszcząc brwi. W końcu uniósł jedną w zaciekawieniu i odchylił się w fotelu.
      - Nic nie ma za darmo.- Powiedział już spokojniej. Wiedział po co przyszli i w sumie mógłby to im oddać za darmo, ale był ciekawy, czy ugra jakiś interes.
      - Ależ oczywiście.- Blondyn połknął haczyk. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole. Chwycił ciemnoskórego przyjaciela za ramię i podprowadził do biurka.- Z racji tego, że jesteś właścicielem tego zacnego klubu, oferuję ci najlepszą dziwkę w mieście!- Poklepał Lawa po ramieniu, a reszta chłopaków buchnęła śmiechem.
     Chłopak na początku nie zrozumiał, że stał się żywym towarem i patrzył tępo przed siebie. Gdy w końcu pojął słowa, niespodziewanie wyciągnął w kierunku Smokera swe nadgarstki.
      - Skuj mnie, jeśli chcesz.- Wyszeptał zadziornie ku rozbawieniu i zaskoczeniu reszty.
Ich rozmówce bardzo zaskoczyła ta reakcja. Uśmiechając się i lustrując od góry do dołu zaprezentowanego chłopaka, wypuścił dym z płuc. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
      - Nie mam zwyczaju przyjmować pracownika bez sprawdzenia jego umiejętności.- Poinformował kpiąco.
      - Ależ oczywiście!- Sanji usiadł na biurku pochylając się do mężczyzny.- Może go pan przetestować.
      Law niesamowicie wczuwając się w rolę, obszedł zalotnie biurko i oparł się o nie pośladkami przed ich rozmówcą. Kołysał się delikatnie co było prawdopodobnie przyczyną promili w jego krwi.
      - Niech będzie.- Smoker uśmiechnął się przekonany. Bawiła go ta sytuacja, ale nie mógł nie przyznać, że chłopak mu się spodobał. Był całkowicie w jego guście. Nie miał zamiaru nie skorzystać. Do tego jego tatuaże były niezwykle seksowne i pociągające. – Zobaczymy czy polubię robić z wami interesy. – Zakpił dodatkowo, zastanawiając się, czy tamci zaraz nie stchórzą.
      - Zapewniam, że nie pożałuje pan swej decyzji.- Sanjiemu najlepiej udawało się zachować profesjonalność przy transakcji.Reszta chłopaków dusiła się ze śmiechu. Zawodowo dokonywał handlu.
      - Dobijemy targu po wszystkim.- Po tych słowach Smoker wyprosił resztę, która prędko opuściła gabinet i skupił się na Lawie.
     - Co zamierza pan ze mną zrobić?- Ciemnoskóry dalej chwiejąc się lekko, czekał i patrzył jak tamten wyciąga coś z szuflady i kładzie obok na stole.
      - Chcę najpierw zobaczyć jak się z tym obchodzisz.- Smoker rozsiadł się wygodnie w fotelu, nie mogąc doczekać się widowiska. Zastanawiał się czy chłopak rzeczywiście wie, na co się zgodził.
      Law patrzył przez chwilę na różowy wibrator bez zrozumienia. Chwilę dochodził, do czego służy ów urządzenie i chwycił je w swoje dłonie. Patrzył to na nie, to na mężczyznę z dziwnie obojętnym wyrazem twarzy.
      - Co? Strach obleciał? – Smoker wyszczerzył zęby w uśmiechu czując, że triumfuje.
Później stało się coś nieoczekiwanego (Tak bardzo, że osoby oglądające to dzień później o mało nie zeszły na zawał).
      Chłopak z całej siły trzepnął dildosem w łeb Smokera, który padł na ziemię nieprzytomny. Ruch był tak precyzyjny i szybki, że tamten nawet nie zdążył się zdziwić.
      Law stał nad ciałem i przyglądał mu się przez chwilę ze spokojem. Następnie nie wiadomo dlaczego, zniknął za drzwiami od pomieszczenia znajdującego się obok i nie pojawiał się przez jakiś czas. Gdy powrócił, miał w dłoniach elektryczną golarkę. Ukucnął przy nieprzytomnym i włączając ją, dość nieporadnie zaczął mu golić po obu stronach głowę. Srebrne włoski opadały na purpurowy dywan, przy brzęczącym dźwięku urządzenia. Gdy ciemnoskóry uznał, że jest zadowolony ze swojego dzieła, odrzucił przedmiot, wstał i oznajmił:
      - Teraz możemy się pieprzyć.
      Nagle do pokoju wbiegł Sanji głośno trzaskając drzwiami o ścianę.
      - Hej, mamy problem, Luffy nam zwiał. Bierz białego królika i spadamy!
      - Nie! Chcę tu zostać!- Czarnowłosy dobrał się do szuflady w biurku i wyciągnął z niej kajdanki. Następnie skuł swój nadgarstek i już sięgał, by zrobić to samo z ręką Smokera, lecz Sanji zdążył go dopaść.
      - Opanuj się niewyżyty chłopie! Potem tu wrócimy!
      Ace też pojawił się w pomieszczeniu i zamiast pomóc przyjacielowi w odciąganiu napalonego Lawa, zajrzał do otwartej szuflady i wyciągnął z niej piękny, biały, grawerowany pistolet.
      - Cuuuuuudo!.- Szepnął do siebie i całując go, schował za pas spodni.
      W końcu udało im się wydostać z gabinetu z szarpiącym się ciemnoskórym, zostawiając nieruchome ciało z wibrującym przy głowie dildosem.
                                                                                       ***
      Gdy ekran na powrót zrobił się czarny, chłopacy nie wiedzieli czy mają się śmiać, czy płakać, czy paść na kolana i błagać o darowanie życia. Najgorzej z nich wyglądał Law, który miał ochotę umrzeć tu i teraz. Miał wrażenie, że to jakiś głupi i chory żart, albo sen, z którego się jeszcze nie obudził. Stał cały blady przed ekranem, bojąc się spojrzeć na człowieka, którego pozbawił przytomności. Nie wierzył, że to siebie widział na filmie. To było dla niego kurewsko niemożliwe. Czyżby nie znał zupełnie swojej ukrytej natury, lub miał dwa osobne oblicza?
       - Czy teraz się coś rozjaśniło?- Zapytał Smoker rozbawiony minami swoich gości. Trochę przeszła mu złość widząc ich przerażenie.
       Sanji przełknął ślinę. Wierzył teraz w każdy film, który relacjonował im Zoro z komisariatu. Ani on, ani jego koledzy nie wiedzieli jak to skomentować. Szok odebrał im mowę. Blondyn nie wierzył, że może być jeszcze gorzej.
       - Całkiem do twarzy panu w nowej fryzurze.- Powiedział Ace, śmiejąc się z zakłopotaniem. Sanji cofnął swoją ostatnią myśl.
      - Macie szczęście, że otrzymałem wiele pochwał na temat nowego uczesania.- Powiedział srebrnowłosy, nie wierząc w ich bezczelność.- No i że nie mam przy sobie swojej broni, bo bylibyście już martwi.- Dodał z groźnym błyskiem w oku.
       Przyjaciele przełknęli ślinę, przygotowani na śmierć.
       - Powiedzmy, że wam uwierzę i przymknę oko na ten… incydent.- Mężczyzna i tak nie wiedział co z nimi zrobić.- Dostaniecie królika, ale chcę moją broń z powrotem. – Żałował, że kończy mu się cygaro. Było naprawdę wyśmienite po tej zasranej pobudce.
       Chłopacy nie rozumieli wielu rzeczy. Np dlaczego jeszcze żyją, co mają zrobić z królikiem, kim jest Dadan, gdzie jest Luffy i dokąd powinni się teraz udać. Próbowali naprędce coś wykombinować i pochylając się do siebie (z wyjątkiem Lawa, który dalej przeżywał swoje zachowanie) zaczęli obrady co do dalszych działań.
       - Królika?- Szepnął Sanji. - Co my mamy z nim zrobić?
       - Pewnie zanieść tej Dadan czy jak jej tam było.- Odszepnął i spojrzał na Ace’a- Może tam będzie ta spluwa?
       - Tylko gdzie ją znajdziemy?
       - Nie możemy się zdradzić, że nie wiemy, bo nas nie wypuści.
       - Zostawcie to mnie- Powiedział Ace i obrócił się, zwracając się już głośno do Smokera. - W porządku, dostaniesz broń, ale będziemy potrzebowali gryzonia.
       - A skąd w takim razie mam mieć gwarancje, że wrócicie?- Zapytał szef klubu unosząc brew.
       - Zostawimy zakładnika.- Piegowaty wypchnął przed szereg wątłe ciało Lawa, który obrócił się do nich z błagalno-zdruzgotaną miną, nie dowierzając w okrucieństwo przyjaciół. Nie miał nawet siły protestować przez strach o to, co może się z nim stać.- Wrócimy jak najszybciej z twoją własnością i wtedy nam go zwrócisz.- Udawał pewnego siebie, by tamten uwierzył, że nie blefuje.
       Sanji z Zoro wytrzeszczyli oczy w zdumieniu i bardzo chcieli wierzyć w słowa przyjaciela. Nie wpadli jednak na inne wyjście z sytuacji, dlatego nie odezwali się ani słowem, współczując koledze.
       Smoker chwile się zastanawiał i zatrzymał wzrok na trzęsącym się ciemnoskórym. Musiał przyznać, że dawno nikt mu nie dostarczył tylu emocji, co ta piątka wczoraj. Zrezygnowany, uznając, że to dobre zabezpieczenie, przyjął od nich ostatnią propozycje.
       - Niech będzie. Odzyskacie chłopaka dopiero wtedy, gdy zobaczę swoją spluwę na stole, jasne?
       - Jak słońce.- Ace obrócił się na pięcie i wraz z dwoma przyjaciółmi i królikiem, opuścili lokal z nadzieją, że wszystko dobrze się skończy.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz