czwartek, 16 lipca 2015

Japan Kac 3



     - Jak to się stało, że tylko ja tu jestem…?- Zoro oparł się o zimną ścianę celi (podchodzi pod więzienie, nie? xD). Spojrzał na swoje nadgarstki. A tak już się cieszył, że nie skończył jak Law. Cóż, podobno jest takie powiedzenie, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Potrząsnął kajdankami i spojrzał na kolesia w białym kombinezonie, który wylądował tu razem z nim.
       - To mówisz Shachi… Tak się nazywasz? …Że poznaliśmy się w klubie dla gejów…?- Zapytał siedzącego koło niego mężczyznę, wzdychając ciężko.
       - Serio nic nie pamiętacie? Ale musieliście mieć zgona.- Śmiał się rudowłosy. – Mieliście jakiś interes do Smokera i przy okazji załatwialiście striptiz temu młodemu… Jak on miał? Luffiemu?
       - Świetnie… Kto to jest Smoker?- Zielonowłosego przestało dziwić, że wczorajszego wieczoru robili niecodzienne rzeczy. Postanowił po prostu to jakoś znieść i za priorytet uznał wydostanie się z aresztu i znalezienie „panny młodej”.
       - Właściciel klubu. –Chłopak wiercił się na pryczy, oglądając uważnie cele.
       - Aha, a co Ty tam robiłeś?- Zoro żałował, że nie pamiętał tego wszystkiego. Zaśmiał się w duchu i pomyślał o tym, jak Sanji musiał cierpieć na tym striptizie. Czysta przyjemność…
       - Jak to co? Pracuję tam jako tancerz. – Mrugnął do niego chłopak, dziwnie majtając rękami.- No i przy okazji sprzedaję dużo innych rzeczy… Sam wiesz…- Kolejny raz puścił do niego oczko. Zoro chyba nie chciał wiedzieć. Podejrzewał teraz dlaczego wszyscy tak skończyli. Wczoraj musiały wjechać silne prochy. Miał nadzieję, że nie zostaną oskarżeni o handel narkotykami… Jeśli jutro ma być świadkiem na ślubie, to musi się stąd szybko wydostać…
       Cieszył się jednak, że znalazł jakąś poszlakę. Przynajmniej mieli jakiś punkt zaczepienia. Miał nadzieję, że chłopaki sobie jakoś radzą. Opowie im wszystko jak się zobaczą, ale zaraz po tym, jak ich zabije.
       Wstał i podszedł do krat. Wcisnął głowę miedzy pręty i rozejrzał się po korytarzu. Spokoju mu nie dawała pewna rzecz. W radiowozie był trochę rozkojarzony i wściekły na przyjaciół, ale pod koniec, przyjrzał się kierowcy. Miał dziwne wrażenie, że kiedyś już tego faceta spotkał. Nie potrafił tylko powiedzieć kiedy, gdzie i kim on był. Po tyle głowy ciężko mu było stwierdzić. Miał jednak nikłą nadzieję, że może nie spotkali się w jakiś złych okolicznościach. Być może to była jego szansa na wydostanie się stąd.
       Nagle dojrzał dziewczynę w okularach, która go wyciągnęła z samochodu i wpakowała za kraty. Akurat szła w jego stronę.
       - Ej, kobieto…! Jak długo będę tu siedzieć?- Zawołał do niej.
       - Mam nadzieję, że będziesz tu gnił do usranej śmierci kryminalisto.- Powiedziała do niego chłodno, stając z nim twarzą w twarz, dziewczyna. Poprawiła czerwone okulary, które i tak zsunęły jej się z nosa.
       - A co ja zrobiłem?!- Zoro zrezygnowany oparł się o pręty. - To jakieś nieporozumienie! Nie znam tego gościa! Facet za nim tylko prychnął i mruknął coś niezrozumiale o pieniądzach włożonych w jego stringi ubiegłej nocy.
       - Jest pan pewny, że nic?- Zapytała kobieta przywdziewając sztuczny uśmiech.- W takim razie może powinnam panu przypomnieć?- Wyciągnęła zza pasa notatnik i zaczęła czytać.- Kradzież, zakłócanie spokoju, seks w miejscu publicznym i włamanie ze zniszczeniem mienia… Podejrzenie współpracy z tym dilerem narkotyków…- kiwnęła na gościa za nim.- Cóż… chyba mamy inne pojęcie słowa „nic”.
       Zoro zrobił się blady. Miał wrażenie, że to jakiś cholerny zły sen. Otrząsnął się szybko i spróbował inaczej.
       - Nic mi nie udowodnicie. Nie macie dowodów. Jestem niewinny i to musi być nieporozumienie.
       - Czyżby…?- Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- To może Pan za mną pozwoli, panie Roronoa Zoro…- Otworzyła celę jednym ze swoich kluczy i wyprowadziła zielonowłosego, który już na serio się bał się swojej drugiej natury po alkoholu. Po pierwsze nigdy nie stracił filmu. Nawet ciężko mu było się upić, a co dopiero nic nie pamiętać po tym fakcie i wyprawiać takie rzeczy! Nie żegnając się z kolegą, pozwolił się poprowadzić do małego pokoiku ze stolikiem, dwoma krzesłami i komputerem.
       - Proszę umościć się wygodnie i uważnie oglądać.- Dziewczyna usiadła do urządzenia, wystukała coś na klawiaturze i obróciła monitor w stronę mężczyzny szeroko się uśmiechając. Zoro wstrzymał oddech.
       Pierwszy film był z kamerki na ulicy. Ukazywał kiosk, a zaraz za nim znajdował się budynek szkoły. Nagle do budki podeszło pięciu facetów. Zielonowłosy przełknął ślinę. To była ich paczka. Ciężko było nie rozpoznać. Nawet bez kolorów dobrze było widać ich twarze. Patrzył, jak wszyscy z czegoś się zaśmiewają do rozpuku. Nagle blondyn powiedział coś takiego, że Zoro rozjuszony ruszył na niego z impetem. Niestety Sanji się usunął i patrzył jak jego telewizyjna wersja rozbija swoim barkiem szybę w kiosku. Ace wniebowzięty tym zdarzeniem, wskoczył do środka małego sklepiku i po chwili, przebiegając jeszcze po leżącym ciele zielonowłosego, wybiegł z pewnym kartonem. Reszta przyjaciół sikała ze śmiechu w otoczeniu kilku gapiów.
       Ten Zoro, który aktualnie był skuty kajdankami, spojrzał na chwilę na funkcjonariuszkę, której brakowało w rękach tylko popcornu.
       - To było nie chcący.- Powiedział na swoje usprawiedliwienie.- Ja pudła nie wyniosłem.
       - Jesteś współwinny.- Powiedziała z wyższością.
       - A mógłbym wiedzieć co ukradliśmy?- Zapytał z niepokojem patrząc jak czarnowłosy kieruje się w stronę szkoły.
       - Pudło prezerwatyw. 
       - Och…- Zoro nie potrzebował więcej informacji.
       - Pokażę może kolejny film.- Dziewczyna włączyła kolejny plik.
       Tym razem obraz pokazywał pomieszczenie sklepowe. Był bardzo niewyraźny bo ktoś go kręcił komórką. Najwyraźniej ktoś z ekspedientów. Zoro od razu poznał sklep z kostiumami. W każdym razie, cała piątka zachowywała się bardzo głośno. Pochylił się zainteresowany. Widział, że Luffy niesie w rękach jakiś wielki ciuch. Zanim jednak poznał jakiego rodzaju jest to kostium, chłopak zniknął w przymierzalni. Do niej władował się także Ace i Law. Wsłuchiwał się z uwagą w głosy.
       - Za ciasny! (Ace)
       - Pchnij, na pewno wejdzie. (Law)
       Zoro patrzyła jak on i Sanji dopingują ich z zewnątrz, podtrzymując się ze śmiechu o manekiny.
       - Jak się popieści to się wszystko zmieści. (Sanji)
       - Duszno mi! Nie wciskaj na siłę! (Luffy)
       Kabina niebezpiecznie się zatrzęsła. Z góry poleciały ubrania chłopaka.
       - Wypnij się, będę mieć lepszy dostęp. (Ace)
       Zoro oglądając tę scenę nie dziwił się, że inni wzięli to bardzo dwuznacznie. Niemniej jednak był pewny, że nic więcej tam nie zaszło.
       - To jest ten seks w miejscu publicznym?- Zapytał, dalej z zażenowaniem słuchając swoich zboczonych wypowiedzi.
       - Ja bym powiedziała że nawet zbiorowy.- Dziewczyna nieźle się bawiła.       - Nic tam się nie działo, mogę zaręczyć. – Zoro uniósł ręce w kajdankach i przysiągł.- Ten niski w czarnych włosach jutro ma ślub.
       - Ach tak…? I tak się bawi przed weselem z kolegami?- Zapytała całkowicie rozbawiona. – Ciekawa jestem, co na to przyszła małżonka albo małżonek, zważywszy na wasze upodobania…
       Zoro znienawidził tę babę. Centralnie go wkurwiała. Miał ochotę wywalić jej w tą uśmiechającą się gębę.
       - Mam jeszcze jeden.- Dziewczyna włączyła ostatni plik, rozkoszując się wściekłością więźnia.
       Zielonowłosy zastanawiał się, ile jeszcze będzie musiał oglądać. Przecież to było niemożliwe! To tylko jedna noc! Kiedy oni zdążyli to wszystko zrobić?!
       Tym razem Zoro nie poznał miejsca zbrodni. Patrząc jednak po wystroju stwierdził, że to musi być biblioteka. Cała piątka buszowała wśród regałów i czegoś intensywnie szukała. Jego postać jedynie stała przed wielkim akwarium i gadała sama do siebie, ewidentnie na coś zdenerwowana.
       Zoro bał się dalszej części. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie zakryć oczu. Był ciekawy co oni tam nawywijali.
       Zobaczył, że Ace z Luffym znaleźli jedną książkę której najwyraźniej szukali. Młody od razu wyrwał z niej stronę i wpatrywał się w nią oczarowany. Zielonowłosy przypomniał sobie kartę, którą Sanji miał w kieszeni. To najwyraźniej musiało być to. Martwił się jednak bardziej swoją telewizyjną osobą, która chodziła coraz agresywniej wokół szklanego pojemnika i wrzeszczała jak opętana na jedną z ryb. Sanji podszedł nagle do niego i coś szeptał na ucho. Gdy skończył słuchać blondyna, chwycił drabinę stojącą przy jednym regale i oparł ją o szkło.
       Zoro parzył ze zgrozą w swoje pijane oblicze, które wspięło się na górę po szczeblach i zrzucając czarną pokrywę, rozpinając rozporek i chwiejąc się niebezpiecznie, zaczęło sikać do zbiornika.       Roronorze zrobiło się słabo. Nie wierzył, że to stało się naprawdę. Wściekłość go zalała, bo Sanji śmiał się jak opętany na dole. To nie było jednak najgorsze, co było mu dane ujrzeć. Zgroza go zalała, gdy zobaczył jeszcze, jak nieporadnie próbował zejść, tracąc równowagę i lecąc do tyłu- wpadł do akwarium.
       Szamotał się jak opętany, bo oczywiście po pijaku było ciężko pływać i pomylił górę z dołem. Zamiast wymachiwać rękami ku powierzchni, próbował zakopać się w piasku. Chłopaki, którzy zauważyli co się dzieje, szybko podbiegli do szyby i walili w nią pięściami. Luffy zaczął płakać. Sanji dalej się śmiał i Zoro podejrzewał że wykrzykuje coś w stylu: „Idiota nawet pod wodą gubi drogę”, albo „Glon w końcu znalazł swoje miejsce”, a Law z Ace'm chwycili krzesła i trzepnęli nimi w szkło.
       Szyba się rozbiła. Szkło popłynęło wraz z wodą, Zoro i morskimi stworzeniami na deski biblioteki, robiąc w koło straszny bałagan. Chyba cudem ich to wszystko nie poszatkowało.
      Tutaj film się skończył. Niebieskowłosa triumfowała, napawając się durnym wyrazem na twarzy mężczyzny.
       Zoro wiedział, że mógł tragicznie umrzeć, na dnie akwariowego zbiornika. Musi potem podziękować chłopakom, a Sanjiego udusić. Przypomniał sobie o zdechłej rybce, którą znalazł w kieszeni. Przynajmniej wyjaśniło się, dlaczego miał mokre ubrania.
       Po zobaczeniu tego wszystkiego stwierdził, że może jednak nie pojawić się na jutrzejszej ceremonii. Więzienie go czeka jak nic.
      - Będę mówić tylko w obecności mojego adwokata.- Zastanawiał się też, czy ma prawo wykonać chociaż jeden telefon. Miał nadzieję, że chłopaki nie dostaną się do tego czasu w ręce policji.
       - Myślę, że niewiele to panu pomoże.- Dziewczyna zanotowała coś w swoim małym notatniku, jeszcze bardziej denerwując Roronoe.- Pana przyjaciołom również...       Nagle do pokoju wpadł jakiś młody funkcjonariusz, z impetem otwierając drzwi.
       - Pani Tashigi… Ten rudy co do nas trafił… jego cela jest pusta…
       - Co?! Cholera!- Wstając wywróciła krzesło. Poprawiła jeszcze okulary zdenerwowana. Zanim opuściła pomieszczenie, zwróciła się jeszcze do Zoro – Siedź tu. Zaraz się zajmie tobą komisarz! Miłego gnicia w więzieniu!- I wybiegła z pomieszczenia.
       Zoro westchnął. Nie widział już żadnych szans na wydostanie się stąd. Zero nadziei. Kaplica. Po prostu dramat. Do tego czuł, że to nie wszystko, co mogli zmalować ostatniej nocy. Westchnął przeciągle i potargał się po zielonych włosach.
       Myślał, że będzie musiał długo czekać na kolejne zainteresowanie ze strony policjantów, ale po chwili drzwi do pomieszczenia się uchyliły.
       Gdy spojrzał na twarz funkcjonariusza, zamarł i szybko spuścił wzrok.
       O kurwa.
       Serce mu przyspieszyło. Już sobie przypomniał. Nie wierzył, że od razu nie rozpoznał tak charakterystycznej twarzy.
       Drakule Mihawk.
       Człowiek, który pokonywał go w każdych zawodach szermierczych od podstawówki aż do końca liceum.
       Człowiek który go fascynował, wkurwiał i oczarował zarazem.
       Zoro zrobił się czerwony na wspomnienie ich ostatniej walki. Nigdy nie zapomniał żadnej. Nigdy też nie zdołał mu dorównać siłą. Zastanawiał się, czy tamten również go pamięta. W sumie nie zamienili nigdy ani jednego słowa. Zawsze widzieli się jedynie na macie. Teraz bardzo się zmienił. Wydoroślał, stał się mężczyzną. Zielonowłosemu zrobiło się gorąco, gdy tamten usiadł po drugiej stronie biurka.
       - No więc… Roronoa Zoro… - Odezwał się złotooki mężczyzna, siadając. Jego wzrok lustrował aresztowanego bardzo dokładnie.- Nieciekawą mamy sytuację.- Pochylił się do niego, opierając łokciami o blat.
       Zoro się nie odezwał. Dobrze o tym wiedział. Podniósł speszony wzrok i skrzyżował go z funkcjonariuszem. Zastanawiał się, czy może cokolwiek zrobić. Choć bardzo się powstrzymywał, to i tak nie potrafił nie zachwycić się tą twarzą. Ten facet zawsze działał na niego jak magnes. Przełknął ślinę. Jak to możliwe, że wylądował tutaj ze swoją pierwszą, niespełnioną, dziecięcą miłością? Było mu niezmiernie głupio i gorąco. W najśmielszych snach nie wyobrażał sobie go spotkać po takim czasie, w takim miejscu i do tego tak wyglądającego.
       - Masz coś na swoje usprawiedliwienie?- Zapytał komendant wyciągając jakieś papiery na stół.
       Zoro dalej milczał. Tamten chyba go nie pamiętał. Po za tym, nie chciał się bawić w „znajomości”. Oni nie byli dla siebie bliscy w żaden sposób. Wiedział już, że się nie wywinie. Na filmach podobieństwo aż uderzało przez jego niecodzienne, zielone włosy, więc o wykręcaniu nie było mowy. Jedynie czego mógł żałować, to jutrzejszego ślubu. Pomyślał, że chociaż dla tego powinien się postarać.
       - Nie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.- Zaczął ostrożnie. - Ale… czy dało by się… Jutro przyjaciel ma ślub. Jestem drużbą. Czy mógłbym być zwolniony na chociaż ten czas…?- Zapytał czerwieniąc się jak dziewczynka. Nie wierzył, że się tak upokarza.
       Czarnowłosy obserwował go dalej uważnie. Aż za uważnie. Zoro znowu się speszył i opuścił wzrok. Mimo beznadziejnej sytuacji poczuł ciepło między nogami. Zaklnął w myślach wkurzony za swoją niespodziewaną słabość.
       - Spodziewałem się więcej po takim szermierzu jak ty.- Powiedział tamten, nagle wyprostowując się na krześle.
       Pamięta mnie. Zoro bezwiednie bardziej się zarumienił. Próbował się uspokoić, ale ekscytacja mu na to nie pozwalała.
       - Takiego zawodnika się pamięta. – Powiedział Mihawk widząc jego zaskoczenie, lekko się uśmiechając. Zoro zastanawiał się czy chodzi bardziej o jego włosy, czy umiejętności.- Dalej trenujesz?
       - Tak. Ale bardziej dla siebie.- Roronoa odchrząknął bo miał wrażenie, że zaraz głos zacznie mu drżeć. Nie wiedział co się z nim dzieje.
       Chwila ciszy.
       - To co będzie z tym ślubem?- Zapytał mając jeszcze resztki nadziei. W końcu nie pokonał go ani razu. Może tamten chociaż z litości się zgodzi. Ciężko trawił tą hańbę. Nawet jeśli koleś mu się podobał.
       - Zadam ci najpierw kilka pytań.- Komendant otworzył teczkę i wyciągnął długopis. Gmerał chwilę w papierach po czym znowu skierował swój wzrok na zielonowłosego.       Pytał go o proste dane. Imię, nazwisko, datę urodzenia, miejsce zamieszkania… Zoro odpowiadał mechanicznie, podziwiając dłonie mężczyzny. Ciężko mu było się skupić na czymkolwiek innym.
       - Podobałem ci się w liceum?- Zapytał niespodziewanie policjant.
       - Tak… Że co? Co to za pytanie?- Zielonowłosy się zerwał na równe nogi, gdy zdał sobie sprawę ze swojej głupoty i odpowiedzi.
       - Osobiste.- Złotooki uśmiechnął się delikatnie.
       Zoro zrobił się purpurowy. No i jak miał się z tego wytłumaczyć? Czy w ogóle się tłumaczyć? Odezwać się czy zamilknąć?
       - Nie myśl sobie za dużo. – Zielonowłosy jednak postanowił się bronić.
       - Szkoda… Te pliki tak łatwo można skasować…- Mihawk wskazał na ciemny ekran wygaszonego monitora. Uniósł wyżej koniuszek ust i odchylił się na krześle, krzyżując ręce. Zoro zastanawiał się, czy dobrze usłyszał. Pomrugał kilka razy zdziwiony i zacisnął drążące dłonie w pięści. Zastanawiał się, czy to przypadkiem nie jego wyobraźnia albo ciąg dalszy alkoholowej nocy. Obawiał się, że to może być podpucha by wkopać go bardziej.
       - To jest żart?- Zapytał podejrzliwie. Nie wiedział czego tamten od niego oczekuje. Czemu to powiedział? Po co pytał o takie rzeczy?
       - Jestem całkowicie poważny. To tylko możliwość…- Policjant najwyraźniej dobrze się bawił jego zdziwieniem. Wstał nagle i obszedł biurko. Stanął przed Zoro, który obezwładniony tą bliskością, opadł z powrotem na krzesło. Nie wierzył, że tamten nie widzi jak na niego reaguje. Był wściekły na siebie. Musiał odwrócić wzrok, tak bardzo się peszył.
       - Umów się ze mną.- Dracule Mihawk oparł się o blat i spoważniał.
       - Co?- Zoro tym razem naprawdę nie uwierzył. Mężczyzna jednak się nie uśmiechał, ani nie wyglądał, jakby żartował.
       Zielonowłosy zaczął obstawiać wszystkie za i przeciw. Ciężko mu było jedynie opanować piramidę „ZA”, ale bardzo się starał. Serce mu waliło jak oszalałe. W końcu, przerwał tą cisze.
       - Nie sądzisz, że mógłbym się zgodzić jedynie dla tego, żebyś mnie uniewinnił?- Zapytał ostrożnie. To było dla niego podejrzane.       - Oczywiście, ale powiedzmy, że zaryzykuję.- Mężczyzna był bardzo pewny siebie i Zoro pomyślał, że najwyraźniej daje mu widoczne powody, żeby tamten tak myślał. Zagryzł wargę. Wkurzyło go, że cała propozycja podchodziła pod szantaż. Nie miał wiele opcji. Z drugiej strony nie mógł udawać, że tego nie chciał. Propozycja była szalona, zwłaszcza że nie mieli wcześniej ze sobą wiele wspólnego i prawie w ogóle się nie znali ale… Właściwie czemu nie?
       - Niech będzie!- Zoro płonąc ze wstydu, powiedział to jak najbardziej pogardliwie. Nie śmiał jednak spojrzeć tamtemu w oczy.
       - W porządku.- Mihawk nagle pochylił się do niego, na co zielonowłosy odpowiedział paniką, ale szybko się przekonał, że tamten chciał jedynie go rozkuć. Bliskość była jednak elektryzująca. – Dotyk jego dłoni promieniował na całe ciało. Zoro miał wielką ochotę jęknąć z przyjemności na taką pierdołę. Kurwa, opanuj się! - Nie mógł powstrzymać drżenia rąk.
       - W takim razie będziemy w kontakcie.- Powiedział czarnowłosy celowo przeciągając tą chwilę.
       - Ale nie mam twojego numeru.- Zoro zastanawiał się, dlaczego komisarz się tak ślimaczy. Robiło mi się gorąco i słabo.
       - Ja mam twój w bazie danych.- Czarnowłosy uśmiechnął się widząc, że tamten nie myśli o tym co mówi.- Ja zadzwonię.
       No tak… To było do przewidzenia. Roronoa chciał już opuścić to pomieszczenie. Czuł się jak bałwan, który topi się od słońca. Nie potrafił wydukać ani słowa przygnieciony pod ciężarem wstydu. Pomyślał, że Sanji miałby z niego niezły ubaw.
       - Filmy zostawię na wszelki wypadek u siebie.-  Powiedział złotooki odsuwając się w końcu. Schował kajdanki do specjalnej kieszeni i pochylił się do komputera wsuwając w niego pena.
       - Jasne.- Było mu wszystko jedno, skoro nie trafi to na razie do sądu. Wolałby jednak, żeby były zniszczone, ale już machnął ręką. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że tak to wszystko się skończyło. Nawet jeśli mogło to się okazać potem głupim żartem. Musi najpierw znaleźć Luffiego. Potem się zacznie martwić swoją nową sytuacją sercową.
       - Może cię gdzieś podwieźć?- Zapytał jeszcze Mihawk, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
        Zoro potarł uwolnione nadgarstki. Odwrócił twarz od policjanta. Nigdy nie sądził, że ktoś kiedykolwiek będzie go podrywał w taki sposób i jeszcze, że będzie mu się to podobało. O ile go oczywiście nie zwodzi.
       - Czemu nie…- Wzruszył ramionami. Postawa panienki jaką przyjął wkurwiała go niemiłosiernie.

Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz